-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel5
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Zdjęcie profilowe alchemia_slowa
alchemia_slowa
„Rok 1984” to jedna z moich ulubionych powieści, „Folwark zwierzęcy” lubię już nieco mniej, ale również cenię. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po powieść George’a Orwella nie będącą dystopią.
„Brak tchu” to opowieść o mężczyźnie przechodzącym kryzys wieku średniego. Jednak dla George’a Bowlinga nie przejawia się o zdradzaniem żony z dużo młodszymi kobietami. Bowling, mając akurat trochę dodatkowej gotówki, postanawia odwiedzić swoje rodzinne strony. Jadąc tam wspomina swoje życie, dzieciństwo, młodość, doświadczenia wojenne oraz okoliczności, które sprawiły, że teraz akwizytorem ubezpieczeniowym, żonatym z kobietą, z którą nic go nie łączy. Ma nadzieję, że powrót do miejsca, w którym spędził dzieciństwo sprawi, że choć na chwilę wyrwie się z marazmu, że choć przez chwilę będzie mógł robić to, co dawniej sprawiało mu przyjemność. Nie wziął jednak pod uwagę, że tak jak on nie jest już tym chłopakiem, który dwadzieścia lat wcześniej opuszczał rodzinną miejscowość, tak i rodzinna miejscowość też nie jest tą samą, w której się wychował.
Powieść można potraktować jako portret Wielkiej Brytanii w przededniu II wojny światowej i przemian, jakie w niej zachodziły w okresie międzywojennym. Jednak ja w trakcie lektury miałam przede wszystkim w głowie zdjęcia z lat 80. I 90. ubiegłego wieku, które często krążą po sieci z podpisem: „kiedyś było jakoś fajniej”. Dokładnie to samo myśli (choć niekoniecznie ubiera to w takie słowa) George Bowling, porównując czasy swojego dzieciństwa z obecną rzeczywistością. Pod tym względem „Brak tchu” zupełnie się nie zestarzał. Wygląda na to, że fakt, iż „kiedyś było jakoś fajniej” to jedna z tych niewielu niezmiennych rzeczy w ciągle i coraz szybciej zmieniającej się rzeczywistości.
Zdjęcie profilowe alchemia_slowa
alchemia_slowa
„Rok 1984” to jedna z moich ulubionych powieści, „Folwark zwierzęcy” lubię już nieco mniej, ale również cenię. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po powieść George’a Orwella nie będącą dystopią.
„Brak tchu” to opowieść o mężczyźnie przechodzącym kryzys wieku średniego. Jednak dla George’a Bowlinga nie przejawia się o zdradzaniem...
W sumie jest tu wszystko: tajemniczy motel na uboczu, kobieta na granicy załamania nerwowego, krwawe morderstwa, psychopata, upiorna staruszka i suspens. I do tego cudowny klimat, ponieważ kobieta na granicy załamania nerwowego trafia do motelu na uboczu w deszczowy wieczór. Później jeszcze dojdzie dociekliwy detektyw i kolejna zdesperowana kobieta. I oczywiście miasteczko, w którym wszyscy się znają i nikt nikomu krzywdy by nie zrobił… I jak do tego dodać elementy psychoanalizy, to w sumie do niczego nie można się przyczepić.
Więc skoro jest wszystko, to co mi nie pasuje? Tylko to, że widziałam już film, więc nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. No, może poza tym, że w książce (uwaga spojler) Norman Bates ma nadwagę, więc nie bardzo przypomina z wyglądu Anthony’ego Perkinsa (koniec spojleru). Dlatego polecam wszystkim tym, którzy jeszcze nie widzieli ekranizacji Hitchocka. Kto zaś już zna film, z pewnością doceni klimat powieści, idealny na wietrzne jesienne wieczory oraz posłowie Wiesława Kota.
W sumie jest tu wszystko: tajemniczy motel na uboczu, kobieta na granicy załamania nerwowego, krwawe morderstwa, psychopata, upiorna staruszka i suspens. I do tego cudowny klimat, ponieważ kobieta na granicy załamania nerwowego trafia do motelu na uboczu w deszczowy wieczór. Później jeszcze dojdzie dociekliwy detektyw i kolejna zdesperowana kobieta. I oczywiście miasteczko,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Choć autobiografia Ronnie’ego Jamesa Dio kończy się na długo przed śmiercią wokalisty, zdaje się być dziełem skończonym. Dio opisuje w niej swoją drogę od wczesnego dzieciństwa i nauki gry na trąbce, po spełnienie marzenia, jakim był występ z własnym zespołem w Medison Square Garden. Oprócz anegdot z życia rockowego muzyka, dużo tu informacji o przeobrażeniach w muzyce rockowej od lat 60. do lat 80. ubiegłego wieku oraz o działaniu przemysłu muzycznego. Choć na sukces Dio musiał solidnie zapracować, współpracując z dwoma trudnymi w obsłudze gitarzystami, choć życie go nie rozpieszczało (kiedy zaczynał pisać autobiografię miał już zdiagnozowanego raka żołądka, który go wkrótce pokonał), wszystko pisane lekko i z humorem. Oraz z pokorą, cechą raczej nietypową dla ludzi, którzy osiągnęli sukces. Dodatkowym atutem są dopiski żony, które pozwalają na spojrzenie na karierę muzyka z punktu widzenia jego managera.
Choć autobiografia Ronnie’ego Jamesa Dio kończy się na długo przed śmiercią wokalisty, zdaje się być dziełem skończonym. Dio opisuje w niej swoją drogę od wczesnego dzieciństwa i nauki gry na trąbce, po spełnienie marzenia, jakim był występ z własnym zespołem w Medison Square Garden. Oprócz anegdot z życia rockowego muzyka, dużo tu informacji o przeobrażeniach w muzyce...
więcej Pokaż mimo to