-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-07
2024-04-23
Ostatnio mam totalną fazę na czytanie wszystkiego, co dotyczy Lwowa, Kresów. Chłonę tego typu literaturę i udaje mi się wybrać z gąszczu publikacji, jakie są dostępne na rynku czytelniczym, te naprawdę dobre, wartościowe, ciekawe. Do takich należy również książka "Sekrety Lwowa cz. I", chociaż jest to zdecydowanie lżejsza gatunkowo pozycja od dotychczas prze ze mnie przeczytanych, gdyż dotyczy głównie ciekawostek, sensacji, skandali, afer, które dotyczą ludzi, wydarzeń, obiektów czy po prostu sekretów jakie skrywał polski Lwów.
Jedne z przytoczonych tu historii są bardziej, inne mniej ciekawe, były też takie, przy których trochę ziewałam. Jedne znane (jak sprawa Rity Gorgonowej), inne zupełnie nieznane i chyba one przeważały. Z takich najbardziej dramatycznych zapamiętałam egzekucję matematyków lwowskich, całą "zadymę" związaną z Cmentarzem Orląt Lwowskich, ale w pamięci utkwiła mi również budowa Teatru Wielkiego, budowa Panoramy Plastycznej dawnego Lwowa, powstawanie Panoramy Racławickiej, życiorys bardzo popularnego aktora przedwojennego Eugeniusza Bodo oraz również ze sfery artystycznej niezapomniany duet batiarów czyli Szczepko i Tońcio, których miałam kiedyś przyjemność oglądać w filmie zaprezentowanym w cyklu "W starym kinie". Rzeczywiście byli niesamowici i bardzo "lwowscy".
Rozdziały są krótkie, bogato ilustrowane. Szkoda tylko, że wszystkie zdjęcia czarno - białe, no ale przecież przed wojną nie robili jeszcze kolorowych zdjęć. Książka dopracowana od strony graficznej w najdrobniejszych szczegółach. Polecam ją miłośnikom Lwowa, szczególnie tego polskiego - przedwojennego. Niebawem sięgnę również po drugi tom "Sekretów Lwowa". Z pewnością jest to podróż do świata, który już nie istnieje, a da się go odtworzyć tylko z ludzkich wspomnień, które właśnie przelano na karty książek.
Ostatnio mam totalną fazę na czytanie wszystkiego, co dotyczy Lwowa, Kresów. Chłonę tego typu literaturę i udaje mi się wybrać z gąszczu publikacji, jakie są dostępne na rynku czytelniczym, te naprawdę dobre, wartościowe, ciekawe. Do takich należy również książka "Sekrety Lwowa cz. I", chociaż jest to zdecydowanie lżejsza gatunkowo pozycja od dotychczas prze ze mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-20
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i od razu bardzo udane. Po książkę sięgnęłam dlatego, że po pierwsze: gustuję w powieściach, których akcja dzieje się w okresie wojennym; po drugie: część akcji została osadzona w rejonie przedwojennego, polskiego Stanisławowa, a fascynuje mnie historia Kresów, dlatego chciałam poczuć klimat tamtego miejsca i tamtych czasów, a przy okazji przeczytałam niezwykle interesująca opowieść o skomplikowanych ludzkich losach, targanych namiętnościami, zakazaną miłością na tle wojennej zawieruchy i okropnych czasów dla Polski, gdy siłą wydarto nam najbardziej reprezentacyjne i ukochane przez Polaków ziemie na wschodzie Polski czyli Lwów, Wilno, Stanisławów i całe Kresy.
Przeplata nam się tutaj kilka stref czasowych, ale jest to napisane na tyle przejrzyście, że czytelnik się w tym nie gubi. Dla mnie dodatkowym atutem jest to, że część akcji odbywa się w Domu Opieki, a ja uwielbiam czytać o takich miejscach, bo wiem, że starzy ludzie mają do przekazania wiele ciekawych historii ze swojego życia, tylko jest potrzebny ktoś, kto ma czas i ochotę ich wysłuchać. A jedna z bohaterek - Zosia marzy o tym aby wydostać się z małej rodzinnej wioski o nazwie Brzezia Łąka i składa dokumenty na medycynę we Wrocławiu. Nie zostaje przyjęta na ten kierunek, ale dostaje się na pielęgniarstwo, po którego ukończeniu rozpoczyna pracę w Domu Opieki. Początkowo nie jest tym zachwycona, bo wolałaby posadę w jakimś renomowanym szpitalu przy boku wybitnych lekarzy, jednak z czasem zaczyna doceniać to zajęcie, tym bardziej, że mocno angażuje się w opowieść jednego z podopiecznych - Iwana, który wraca pamięcią do przeszłości i relacjonuje jej historię swojego życia oraz wielkiej, tragicznej miłości. Po latach Zofia cierpi na nieuleczalną, dziedziczną chorobę, której nie miało żadne z jej rodziców. Zaczynają się więc mnożyć pytania typu: po kim odziedziczyła chorobę, czy nieżyjący już rodzice byli jej biologicznymi rodzicami? Ojciec tuż przed śmiercią wspomniał coś o jakimś rodzinnym sekrecie, ale nie zdążył go jej wyjawić, a matka nie chciała podjąć tematu. Czy Zofia Buchowska rozwikła rodzinny sekret, który najwyraźniej był tematem tabu? na pewnym etapie myślałam, że udało mi się rozwikłać zagadkę związaną z losem Zofii, a jednak okazało się, że autorka skutecznie zmyliła tropy i wyprowadziła mnie w pole.
Cofamy się również do czasów wojny, gdzie w na Kresach (jeszcze polskich) w miejscowości Psary pod Stanisławowem, mieszka z rodziną hrabianka Stefania Obiecka, której przypadkowo spotkana Cyganka przepowiada dosyć tragiczne losy. Dziewczyna czuje na sobie brzemię klątwy, ale zdaje się sama brnąć w tę przepowiedzianą jej ścieżkę życia, uważając, że nieuchronność losu pcha ją w kierunku takich a nie innych wyborów. Wychodzi za mąż za generała wojska polskiego - Karola Filipowicza, którego nie kocha, ale to małżeństwo jest dobrze widziane w jej rodzinie. Mąż okazuje się dziwkarzem i okrutnikiem. Być może takie doświadczenia małżeńskie popychają wysoko urodzoną dziewczynę w ramiona pracującego w ich rodzinnym pałacu stajennego - Iwana, który w dodatku jest Ukraińcem, a w tym czasie bandy UPA zaczynają napadać na Polaków i mordować oraz rabować całe wioski. Taki związek jest więc mezaliansem ze względu na pochodzenie jak i przynależność narodową. W kraju źle się dzieje, bo Polska jest zagrożona z każdej strony: od zachodu ze strony Niemców, od wschodu ze strony Rosjan, ale najgroźniejszy jest ten wróg wewnętrzny, mieszkający na tym samym terenie czyli Ukraińcy.
Powieść zaczyna się w momencie gdy ciężko już chora Zofia dyktuje swoje wspomnienia Marice, która skrupulatnie je notuje, a poniekąd przy okazji wysłuchuje spowiedzi życia kobiety. Możemy się łatwo domyślić, że losy Zofii i Stefanii zostaną ze sobą w jakiś sposób powiązane. I akurat jest to dosyć mocno przewidywalne właściwie od samego początku, co jest trochę na minus dla książki.
Losy bohaterów opisane w sposób subtelny, wyważony, ale też bardzo dramatyczny i emocjonalny. A w tle przecież bardzo napięta atmosfera związana z prześladowaniami Polaków, ze zbliżającą się wojną oraz przepiękne Kresy, które już niebawem zostaną przyłączone do Związku Radzieckiego. To wszystko razem plus doskonałe pióro autorki dają w sumie świetną książkę, od której nie sposób się oderwać. To dobrze, że w literaturze polskiej mamy kilka autorek, które potrafią pisać tak dobre powieści z wojennym tłem historycznym, a tutaj jeszcze dodatkowo Stanisławów, o którym ostatnio sporo czytałam, bo stamtąd pochodzi moja babcia. Z pewnością sięgnę po kolejne książki tej autorki, gdyż odpowiada mi jej sposób opowiadania historii, jej wrażliwość i wyczucie tematu.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i od razu bardzo udane. Po książkę sięgnęłam dlatego, że po pierwsze: gustuję w powieściach, których akcja dzieje się w okresie wojennym; po drugie: część akcji została osadzona w rejonie przedwojennego, polskiego Stanisławowa, a fascynuje mnie historia Kresów, dlatego chciałam poczuć klimat tamtego miejsca i tamtych...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-21
Kontynuacja "Filarów ziemi" okazała się ciekawa, ale już nie tak porywająca jak same "Filary ziemi" a i bohaterowie nie ci sami, więc to jakby już całkiem inna opowieść, osadzona w innych czasach, aczkolwiek wspólnym mianownikiem tych części pozostała katedra w Kingsbridge, wokół której toczy się akcja. Czasami też nad Kingsbridge unoszą się duchy osób, które żyły w czasach budowy katedry, gdyż są wspominani zarówno przez ich potomków jak i przez mieszkańców Kingsbridge.
Akcja książki toczy się 200 lat po wybudowaniu katedry, a czytelnik śledzi losy potomków Toma Budowniczego jak i Jacka. Ten przeskok o 200 lat do roku 1327 wydaje mi się zbyt duży. Można przecież było napisać o następnych pokoleniach chronologicznie, a wówczas przeskok czasowy nie byłby tak duży i jakoś łatwiej byłoby zlokalizować kto jest czyim przodkiem, a tak potwornie gubiłam się w ilości bohaterów i mnogości zdarzeń. Na samym początku książki autor umieścił "ściągę" w której wymienił postacie występujące w książce i opisał kto jest kim i przyznaję, że często z tej ściągi korzystałam.
Faceci jak zwykle rywalizowali o władzę, pieniądze i kobiety. Skakali sobie do gardeł zarówno monarchowie jak i duchowni a także zwykli mieszczanie jak i banici. Trwała zacięta i nieczysta walka o stanowisko przeora katedry Kingsbridge. Takie to były czasy: mroczne, krwawe, pełne zabobonów, posądzeń o czary i herezję. Natomiast kobiety jakoś trzymały fason i często potrafiły w pewnych sytuacjach osiągnąć więcej od facetów czy to za sprawą swoich wpływów, wiedzy, pieniędzy albo sprytu czy sex ape'alu. Dlatego z uwagą śledziłam losy Caris, pochodzącej z bogatej rodziny, która już w dzieciństwie zaprzyjaźniła się z ubogą Gwendą, córką parobka, który kazał dziecku kraść, a gdy dorosła postanowił na niej zarobić w jeszcze bardziej drastyczny sposób. Budowniczy Marthin( który odziedziczył talent budowlany po swoim przodku - Tomie Budowniczym) i Carrie mają się ku sobie, ale na drodze ich miłości piętrzą się różne przeszkody. Natomiast Gwenda jest po uszy zakochana w Wulfricu, który z kolei kocha leniwą i wyniosłą Annet, ale Gwenda jest w stanie zrobić wiele aby zawalczyć o niego, tylko czy przyniesie to porządany skutek? Z kolei ojciec Merthina - sir Gerald był w prostej linii potomkiem syna Jacka i Alieny -Thomasa.
W miasteczku Kingsbridge (podobnie jak w "Filarach ziemi") miały miejsce spektakularne katastrofy. Jedną z nich (mniejszego kalibru) było zawalenie się części kościoła, a drugą (wielkiego kalibru) zawalenie się mostu, przez który przechodziło mnóstwo ludzi, gdyż za wozem konnym ciągnięto szaloną Nell, którą skazano na śmierć. Przez most przejeżdżały wozy konne ze znajdującymi się na nich ludźmi, zwierzęta gospodarskie, mieszkańcy przechodzący pieszo przez most i wszyscy runęli do wody. Mnóstwo ludzi albo zostało rannych albo zginęło. Dlatego głównym celem mieszkańców miasteczka jest odbudowanie mostu, aby zachować możliwość handlowania na targu. Jednak i na tym tle dojdzie do konfliktów.
W książce jest trochę brutalnych scen, jak na przykład ta, w której obdzierano krok po kroku, metodycznie ze skóry człowieka skazanego na tę okrutną karę za kradzież. Nie brakuje również scen sexu i odważnych ja na tamte czasy, opisów miłości homoseksualnej. Natomiast liczne i niesłychanie drobiazgowo oraz obszernie opisane sceny bitewne mocno mnie wynudziły. Może mężczyznom przypadną one gustu, natomiast ja nie byłam nimi zachwycona, tym bardziej, że również okazały się brutalne i krwawe.
Co ciekawe, niedługo po tym jak przez współczesny świat przetoczyła się fala covidowa, w powieści mamy coś podobnego, a mianowicie przez Włochy i Francję przetacza się zaraza, która zabija całe rodziny i niestety, nie ma na nią lekarstwa. Jak się okazuje, są jednak nieliczne osoby odporne na tę chorobę, które nie zarażają się wcale oraz takie, które epidemię przeżyły i nabrały odporności na nią, mając gwarancję, że zaraza kolejny raz już ich nie dotknie.
Schemat książki identyczny jak w "Filarach ziemi", ale nie uważam tego za wadę. Książkę czytało się dobrze i dosyć szybko, pomimo, iż bardzo obszerna. Z zainteresowaniem śledziłam losy poszczególnych bohaterów, było sporo emocji i wzruszeń. Tło historyczne bardzo bogate i malownicze, miłość przeplatana z nienawiścią, a dobro ze złem. Świetna lektura, po której sięgam od razu po kolejną część.
Kontynuacja "Filarów ziemi" okazała się ciekawa, ale już nie tak porywająca jak same "Filary ziemi" a i bohaterowie nie ci sami, więc to jakby już całkiem inna opowieść, osadzona w innych czasach, aczkolwiek wspólnym mianownikiem tych części pozostała katedra w Kingsbridge, wokół której toczy się akcja. Czasami też nad Kingsbridge unoszą się duchy osób, które żyły w czasach...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-10
To już któraś z kolei książka Olgi Tokarczuk przeczytana przeze mnie w ostatnim czasie, ale jak dla mnie - najdziwniejsza. Nie ma tu jakieś konkretnej fabuły i bohaterów, tylko zbiór jej wykładów z różnymi przemyśleniami na temat życia, świata i tego jak się człowiek w tym świecie współcześnie odnajduje. Także wiele miejsca autorka poświęciła zwierzętom i ich traktowaniu. W każdej swojej książce podkreśla, iż zwierzęta to istoty żywe, które wymagają szacunku, miłości i odpowiedniego traktowania, że nie należy przysparzać im cierpienia, co w pełni popieram.
Autorka porusza w książce między innymi takie jak:
* stosunek człowieka do zwierząt
* podróże
*rola tłumacza
*blaski i cienie zawodu pisarza
Jednak najwięcej miejsca poświęca kulisom pracy pisarza, motywom, jakimi kierują się ludzie wybierając ten zawód oraz roli jaką pełnią książki w życiu człowieka. Warto zacytować jedną wypowiedź: "Literatura to przede wszystkim sezam widzenia punktów innych ludzi, wizji świata przefiltrowanych przez niepowtarzalny umysł każdej jednostki". Z tych wszystkich rozważań, można odnieść wrażenie, iż wraz z postępem technicznym świat mocno przyspieszył, a tempo życia stało się zawrotne, co powoduje chaos w wielu dziedzinach życia. Często też życie przenosi się z przestrzeni realnej do tej wirtualnej. Odpowiada to może młodym ludziom, ale starsze pokolenia już się w tym gubią i tracą oddech w tej wiecznej pogoni za wszystkim.
Taka forma książki nie przekonała mnie. Jest to swoiste vademecum dla przyszłych pisarzy. Mnogość podejmowanych tu tematów (z czego interesował mnie tylko ten o zwierzętach) trochę przytłacza. To wszystko jest napisane wprawdzie pięknym językiem polskim, ale z dużą ilością trudnych i często niezrozumiałych zwrotów i wyrażeń, co mnie mocno zmęczyło, bo szukałam znaczenia tych słów w słowniku. To taki worek, do którego Pani Tokarczuk wrzuciła swoje przemyślenia na wiele różnych zjawisk, zachowań. Dla mnie było to zbyt monotonne i chociaż postawione tu tezy są interesujące, to jednak z trudem dobrnęłam do końca.
To już któraś z kolei książka Olgi Tokarczuk przeczytana przeze mnie w ostatnim czasie, ale jak dla mnie - najdziwniejsza. Nie ma tu jakieś konkretnej fabuły i bohaterów, tylko zbiór jej wykładów z różnymi przemyśleniami na temat życia, świata i tego jak się człowiek w tym świecie współcześnie odnajduje. Także wiele miejsca autorka poświęciła zwierzętom i ich traktowaniu. W...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-04
Trylogia Magdaleny Wali "Klatwa riun", "Pani z wieży" i Duchy kurchanów" opowiada o dzielnych kobietach, które podczas wojny polsko - bolszewiciej wykazały odwagę i hart ducha oraz nie dały sobie " w kaszę dmuchać". Przewijają się tam również stare legendy z nutką mistycyzmu, który tworzy fajny klimat.
Po słabiuteńkim pierwszym tomie, byłam pozytywnie rozczarowana, gdyż tom drugi okazał się dużo lepszy i po prostu ciekawszy od pierwszego, chociaż nie czarujmy się, iż jest to wielkie dzieło historyczne. Odebrałam tę książkę jako przyjemną bajkę z zakończeniem w stylu "i żyli długo i szczęśliwie". I tak w tej oto bajce bolszewicy napadli na wieś Janowo i grabili majątki ziemskie oraz gwałcili kobiety i mordowali mieszkańców dworków. Na tym tle rozgrywa się burzliwa i dramatyczna historia Emilii Baranowskiej i jej rodziny. Mamy tu miłość, wojnę, ducha kniaziowej Sonki, który ukazuje się w wieży, dramaty na polu bitwy.
Chociaż wszystkie wydarzenia raczej mało prawdopodobne, to jednak książka napisana w taki sposób, że może się podobać i przyjemnie się ją czyta. Pod koniec już było trochę gorzej. Dalsze losy bohaterów stały się przewidywalne, zaczęło się robić trochę nudnawo i dopiero na sam koniec autorka zaserwowała kilka petard, które wniosły do powieści powiew świeżości. Jeżeli lubicie bajki dla dorosłych, to polecam, gdyż akurat ta bajka jest przyjemna w odbiorze i można ją potraktować jako miły czasoumilacz.
Trylogia Magdaleny Wali "Klatwa riun", "Pani z wieży" i Duchy kurchanów" opowiada o dzielnych kobietach, które podczas wojny polsko - bolszewiciej wykazały odwagę i hart ducha oraz nie dały sobie " w kaszę dmuchać". Przewijają się tam również stare legendy z nutką mistycyzmu, który tworzy fajny klimat.
Po słabiuteńkim pierwszym tomie, byłam pozytywnie rozczarowana, gdyż...
2024-01-03
Od lat zwiedzam uzdrowiska dolnośląskie (szczególnie upodobałam sobie te usytuowane w Kotlinie Kłodzkiej) i jako mieszkanka Dolnego Śląska mam na szczęście stosunkowo niedaleko do tych miejsc. Jednak o miejscowości Sokołowsko (dawniej Görbersdorf ), położonej w okolicach Wałbrzycha dowiedziałam się dopiero z książki Olgi Tokarczuk! Fakt, że miejscowość już od bardzo dawna nie pełni statusu uzdrowiska, nie mniej jednak nie mogę uwierzyć w to, iż dotąd nie słyszałam o takiej dolnośląskiej perełce. Pani Olga tak soczyście przedstawiła w książce walory tego miejsca (okraszone przepięknymi fotografiami miejscowości z lat jej największej świetności), iż postanowiłam, że tak szybko jak to możliwe pojadę pozwiedzać dokładnie to urocze miejsce, chociaż wiem, że aktualnie nie wygląda już tak bajecznie jak kiedyś, ale od czego jest wyobraźnia!
A sprawa tego miejsca wygląda tak, iż doktor Hermann Brehmer kupił tę tę wieś, a razem z nią całą okolicę z lasami i gruntami po to żeby założyć tam sanatorium, w którym będą się leczyć ludzie chorzy na gruźlicę za pomocą miejscowego klimatu i diety. W zależności od stadium choroby lekarz decydował czy pacjenci mają spędzać czas w górach, lesie, w słońcu albo w cieniu. Jedynie w nocy mogli przebywać w pomieszczeniach, ale i tak spać musieli przy otwartych oknach, przykrywając się kocami. Te metody okazały się niezwykle skuteczne. I tak oto przenosimy się do Görbersdorf w roku 1913, gdy właścicielem największego ośrodka sanatoryjnego jest Wilhelm Optiz. Obserwujemy przyjazd do Pensjonatu dla Panów różnych kuracjuszy: mężczyzn o różnych profesjach, w zróżnicowanym wieku, różnej narodowości. Niektórzy to jeszcze studenci. Podczas ich pobytu w ośrodku samobójstwo popełnia żona właściciela pensjonatu. Czekają oni aż zwolni się miejsce w głównym budynku sanatorium czyli w dużo droższym kurhausie. Stosunek przedstawionych tu mężczyzn do kobiet pozostawię bez komentarza. Inne czasy, inna mentalność i odmienne postrzeganie roli kobiety w świecie. Kto jest ciekawy co sądzą bohaterowie książki o płci przeciwnej, niech poczyta sobie książkę. To jak spędzają czas w uzdrowisku, o czym rozmawiają, jak się zapatrują na różne sprawy związane z życiem, polityką a przede wszystkim sposób opisania tego przez autorkę to prawdziwy majstersztyk.
Mnie urzekły głównie opisy samej miejscowości i walorów uzdrowiskowych, widokowych, turystycznych jak również wszelkie sprawy związane z sanatoryjną codziennością lat mocno odległych w czasie. Autorka bardzo malowniczo przedstawiła doskonałą architekturę tej małej mieściny i bardzo sugestywnie oddała jej "apetyczność". W dolinie, w której jest położona, panowała bezwietrzność i bezruch. Miało to swój ogromny urok, jednak dwójka młodych kuracjuszy (studenci), którzy trzymali się razem czyli Mieczyś Wojnowicz i umierający na gruźlicę Thilo von Hahn bywali znużeni tym bezruchem i urozmaicali sobie pobyt na różne sposoby. Natomiast znacznie mniej przejmowałam się "mądrościami" wygłaszanymi przez facetów o kobietach o ile w ogóle.
Moją ciekawość wzbudzało sanatoryjne menu. Te wszystkie potrawy z grzybów (przykładowa kolacja: pieczony sandacz z ziemniakami, które polano sosem kurkowym) oraz halucynogenne nalewki pędzone na bazie grzybów sprawiały, że wyostrzał mi się apetyt i w przerwach między czytaniem musiałam coś przekąsić. Opisów potraw było sporo i czułam te smaki, zapachy, nieustannie robiąc się głodna.
Specjalną grupę ludzi stanowili opisani tu węglarze czyli biedni robotnicy, którzy przyjeżdżali do pracy na cały sezon. Co ciekawe, aby jakoś poradzić sobie z rozsadzającym ich popędem płciowym, wykonywali Tuntschi czyli lalki na kształt tych z obecnych sex shopów, z tym, że robili je z mchu, gałązek, kamyczków.
Powieść określa się jako horror przyrodoleczniczy i słusznie. Otóż każdego roku, późną jesienią w lesie ginie zawsze jakiś mężczyzna. Ludzie odnajdują jego krwawe szczątki rozwleczone po całym lesie. Wyjaśnienie tej historii okaże się intrygujące i ciekawe. I nieco mistyczne. A może to halucynogenne grzybki zjadane w nadmiarze i nalewki z nich robione wpływają tak a nie inaczej na zachowania mieszkańców i kuracjuszy? Czy jednak działają tu jakieś siły nadprzyrodzone?
Książka podobała mi się głównie ze względu na jej charakter uzdrowiskowo-sanatoryjny, natomiast z wywodów wygłaszanych na temat kobiet tylko śmiałam się pod nosem, traktując to męskie gadanie z pobłażaniem i politowaniem. Autorka pięknie czaruje słowami, opisami tego niezwykłego miejsca i często ekscentrycznych postaci. Mając do dyspozycji wszelkie dobrodziejstwa uzdrowiska o leczniczym klimacie, panowie duszą się w tym swoim snobistycznym sosiku. Z racji tego, że nie czytałam książki "Czarodziejska Góra", uniknęłam porównań z książką Manna i chyba dobrze, bo Davos nieszczególnie mnie interesuje, natomiast Sokołowsko jak najbardziej. Pani Tokarczuk potrafi rozkochać czytelnika w zawiłościach języka polskiego, w opisywanych miejscach czy pewnych życiowych prawdach. Nie zawsze i nie we wszystkim się z nią zgadzam, jednak szanuję jej odwagę w wyrażaniu własnego zdania co do pewnych kwestii (i nie chodzi tu o politykę) i byciu w tym konsekwentną. Po przeczytaniu książki czuję się jakbym wróciła z sanatorium, w którym pojadłam, popiłam, pospacerowałam, posłuchałam plotek, zażyłam różnych zabiegów, zrelaksowałam się i wypoczęłam. Cóż, czekam tylko aż nadarzy się okazja aby pojechać do Sokołowska i zobaczyć to wszystko na własne oczy oraz skonfrontować rzeczywistość z wyobraźnią.
Od lat zwiedzam uzdrowiska dolnośląskie (szczególnie upodobałam sobie te usytuowane w Kotlinie Kłodzkiej) i jako mieszkanka Dolnego Śląska mam na szczęście stosunkowo niedaleko do tych miejsc. Jednak o miejscowości Sokołowsko (dawniej Görbersdorf ), położonej w okolicach Wałbrzycha dowiedziałam się dopiero z książki Olgi Tokarczuk! Fakt, że miejscowość już od bardzo dawna...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-23
Zastanawiałam się w czym tkwi fenomen Olgi Tokarczuk i już po przeczytaniu dwóch jej książek mam jako takie zdanie na ten temat. Autorka opisuje rzeczy zwykłe w sposób niezwykły. Posługuje się językiem polskim w sposób mistrzowski. Celebruje słowo. Odnoszę wrażenie, że zwraca się bezpośrednio do mnie, rozumie mnie i czyta w moich myślach. I chociaż nie ze wszystkimi jej poglądami się zgadzam, to jednak szanuję odmienne zdanie, wyrażone w tak wyważony, racjonalny sposób, że wszystko co pisze, wydaje się sensowne i logiczne. A ile przyjemności z czytania, odkrywania drugiego dnia oraz różnych znaczeń i odcieni jej przekazu.
Ta niezbyt obszerna książka to zbiór esejów o różnej tematyce, ale głównie rozważania o życiu w szerokim kontekście. Z pewnością interesujący temat dotyczący heterotopii czyli alternatywnej rzeczywistości. Z dziesięciu tez intercyjnych, poddanych w wątpliwość, moją uwagę zwróciły szczególnie te, w których opisano stosunek heterotopian do zwierząt. Nie wykorzystują oni żywych stworzeń dla własnych potrzeb, a tym samym nie zabijają ich, nie zjadają tylko traktują po partnersku. Z kolei Peter Singer uważa, że to, iż zwierzęta nie należą do naszego gatunku, nie upoważnia nas do zadawania im cierpienia. Życzyłabym sobie aby takie traktowanie zwierząt było normą w normalnym życiu i w normalnym społeczeństwie. Zupełnie inne jest też u nich postrzeganie rodziny i wspólnoty, co również ma głęboki sens i daje człowiekowi ogromną wolność wyboru.
Kolejnym istotnym punktem jest zakwestionowanie prostej wiary w realność rzeczywistości. Matrix stawia pytania o naturę rzeczywistości i człowieka. Sama często odnajduję swój własny Matrix, w którym się chowam przed światem, przed rzeczywistością. Umiejętność wypracowania dla siebie alternatywnej rzeczywistości, która daje nam odetchnąć od przytłaczającej codzienności to ważna umiejętność, bo nasze zdrowie psychiczne z pewnością na tym zyskuje. Pani Tokarczuk bardzo sugestywnie zgłębia ten temat i ten przekaz jest dla mnie niesłychanie czytelny, bo odczuwam to podobnie.
Kwestie wiary, płci, przynależności do różnych grup to kwestie dyskusyjne, często kontrowersyjne, a autorka uważa, że powinniśmy mieć w każdym aspekcie życia wolny wybór. Są kraje (jak na przykład Dania), w których jest to możliwe. Zgadzam się z opinią, że nie musimy żyć zgodnie z ustalonym porządkiem świata, bo mamy wolną wolę i wolny wybór, o ile te nasze wybory nikogo nie krzywdzą. To niby takie oczywiste, ale czy na pewno? Wiemy jak jest w rzeczywistości, a autorka podpowiada jak mogłoby być gdyby każdy szanował wolność wyboru drugiego człowieka i nie zamykał go w sztywnych schematach.
Z pewnością na uwagę zasługuje cytat, w którym zawiera się cała istota ludzkiego życia: "Jesteśmy tylko chwilą w niekończącym się pochodzie istot przez czas".
W dalszej części książki autorka dzieli się swoimi wrażeniami, spostrzeżeniami ze swoich podróży między innymi do Danii, Szwajcarii czy Barda Śląskiego. A po nich opisuje miejsce w którym mieszka czyli dolinę w Kotlinie Kłodzkiej. Trochę zazdroszczę autorce takiego miejsca do życia, gdyż kocham Ziemię Kłodzką i jej urokliwe miejscowości. Nawet o rzece Odrze pisze jako o żywiole, który odczuwa jakieś stany i ma wpływ na różne zjawiska. Niestety, przy tych opisach rzeki trochę odpłynęłam poza karty książki, ale w kolejnych rozdziałach znowu zrobiło się ciekawie. Szczególnie rozważania na temat języka polskiego i jego zawiłości. Według autorki ( i w moim odczuciu również) jest to język, który podczas panowania zaborców pełnił rolę strażnika tożsamości i był ostoją świadomości narodowej.
Dalej refleksje na temat celebracji żałoby (i związanego z tym cyrku) po katastrofie smoleńskiej. W wielu kwestiach przyznaję autorce rację, chociaż nie we wszystkich, aczkolwiek uważam, że sedno sprawy ujęła trafnie, dobitnie i bez owijania w bawełnę. I na sam koniec sytuacja związana z niedźwiedziem. Bardzo to pasuje do całości książki i poniekąd świetnie ją puentuje.
Nie mogę powiedzieć, że była to łatwa lektura. Z pewnością wymaga skupienia, zatrzymania się na chwilę, poddania refleksji, przemielenia poglądów autorki przez własny światopogląd, ale babka jest genialna w wyrażaniu swoich przemyśleń, spostrzeżeń i głoszeniu pewnych prawd nieoczywistych, ale jakże życiowych, ludzkich.
Zastanawiałam się w czym tkwi fenomen Olgi Tokarczuk i już po przeczytaniu dwóch jej książek mam jako takie zdanie na ten temat. Autorka opisuje rzeczy zwykłe w sposób niezwykły. Posługuje się językiem polskim w sposób mistrzowski. Celebruje słowo. Odnoszę wrażenie, że zwraca się bezpośrednio do mnie, rozumie mnie i czyta w moich myślach. I chociaż nie ze wszystkimi jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-22
Gdy zobaczyłam, że jedna z moich ulubionych autorek ma na swoim koncie książkę o tematyce świątecznej, postanowiłam po nią sięgnąć. Lektura okazała się nawet przyjemna, ale jednak dosyć przeciętna. Nie mniej jednak zima, zamieć śnieżna, ludzie zamknięci w jednym budynku, w którym grasuje morderca stworzyły fajny klimacik, któremu całkowicie się poddałam i odpłynęłam na tę wyspę razem z bohaterami.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której dziewczyna (Lisette) zaprasza swojego chłopaka (policjanta o imieniu Martin) na wyspę Valon, gdzie ma zamiar przedstawić go swojej rodzinie. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a na wyspie szaleje zamieć śnieżna i wszyscy, którzy tam aktualnie przebywają zostają odcięci od świata. A tymczasem, w domu, w którym zbierają się członkowie licznej rodziny Lissete ginie otruty cyjankiem leciwy nestor rodu, miliarder - Ruben. Nie trzeba długo czekać aby pojawił się tam kolejny trup. Kto i dlaczego morduje? Wiadomo, iż każdy z członków rodziny w jakiś sposób żerował finansowo na majętnym Rubenie. Czy to pieniądze stały się motywem prowadzącym do tych zagadkowych zgonów? Śledztwo zaczyna prowadzić ( z racji tego, że jest policjantem) Martin, ale trzeba przyznać, że idzie mu to jakoś bardzo niemrawo i nieudolnie.
W książce od razu widać fascynację autorki Sherlokiem Holmesem, bo cała akcja jest poprowadzona dokładnie w takim klimacie. Grupa ludzi zamknięta razem w jednym budynku, w którym giną ludzie i jeden przedstawiciel prawa, który próbuje rozwiązać zagadkę kryminalną. Nawet główny bohater, ten miliarder Ruben należał razem z wnukiem do klubu miłośników Sherloka Holmesa, a na stole jednego z pokoi stała książka o perypetiach słynnego detektywa. Tak więc akcja skonstruowana ewidentnie na wzór kryminałów o Sherlocku, tylko niestety o kilka poziomów niższa.
Cokolwiek by nie powiedzieć o tej dosyć krótkiej zresztą książce, to ja osobiście lubię mroczny klimat kryminału, którego akcję osadzono na odciętej od świata wyspie, podczas srogiej zimy i tuż przed najpiękniejszymi w roku Świętami, dlatego dosyć gładko przez nią przebrnęłam, pomimo, iż mam świadomość, że to jedna z najsłabszych książek tej autorki. Jednak polecam lekturę na czas zimowy, świąteczny, gdyż w tym okresie dobrze się ją czyta, bo idealnie wpisuje się w zimową aurę.
Gdy zobaczyłam, że jedna z moich ulubionych autorek ma na swoim koncie książkę o tematyce świątecznej, postanowiłam po nią sięgnąć. Lektura okazała się nawet przyjemna, ale jednak dosyć przeciętna. Nie mniej jednak zima, zamieć śnieżna, ludzie zamknięci w jednym budynku, w którym grasuje morderca stworzyły fajny klimacik, któremu całkowicie się poddałam i odpłynęłam na tę...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-21
Trzeci ( i jak na razie ostatni) tom serii MIĘDZY JEZIORAMI "Czas złych snów" zamyka wszystkie wątki z poprzednich tomów i pozwala nam poznać dalsze losy bohaterów na Ziemiach Odzyskanych. Autorka utrzymała klimat powojennej pożogi i chaosu, związany z przejęciem Prus Wschodnich przez Sowietów i Polaków, którzy przepędzają Niemców i zajmują ich majątki. Zaś Mazurom proponuje się przyjęcie obywatelstwa polskiego.
Przed niełatwym dylematem zostaje postawiona Amalia. Nie może się zdecydować czy pozostać z Piotrem, który ją ocalił z bydlęcego wagony przed wywózką w nieznane czy też wrócić do rodzinnej wsi i zaopiekować się pozostawioną tam młodszą siostrą - Firedą, ale też potwornie tęskni za dzieckiem i nie wie czy jednak nie jechać na Zachód do dziecka i teściów, pod których opieką jest córeczka Else. Jakąkolwiek decyzję by nie podjęła, to i tak ktoś ucierpi, dlatego kobieta jest rozdarta wewnętrznie, a jeszcze zmaga się z traumą jaka pozostała jej po gwałtach i pobiciach przez Rosjan, co uniemożliwia jej intymne kontakty z Piotrem, który na razie wykazuje zrozumienie w tej kwestii i nie nalega na kontakty fizyczne, ale jak długo? Stan jej ducha dobrze oddaje cytat: " Dlaczego każda decyzja naraża mnie na utratę czegoś cennego? - wyszeptała w kołnierz jego koszuli. Jakby samo życie zmuszało mnie do wyboru pomiędzy najważniejszymi osobami".
Bardzo denerwowałam się przy scenach, w których dręczono i upokarzano Niemców, w tym Bogu ducha winne dzieci, starców czy kobietę w zaawansowanej ciąży. Czy Polacy rzeczywiście zachowywali się w taki sposób pałając chęcią odwetu? Wiem, że Rosjanie nawet swoim nie przepuścili, ale czy obywatele Polski byli zdolni aż do takiego bestialstwa? Nie chce mi się w to wierzyć i mam głęboką nadzieję, że autorkę po prostu nieco za bardzo poniosła wyobraźnia, bo nie wyobrażam sobie, że można się zachować tak nieludzko w stosunku do kogokolwiek.
Cóż powiedzieć. Kocówka książki niezwykle dramatyczna i emocjonalna oraz wzruszająca. Łezka mi się zakręciła w oku. Ta ostatnia część zamykająca trylogię, chociaż dużo lżejszego kalibru niż dwie poprzednie, to jednak niezwykle poruszająca, dlatego oceniam ją najwyżej. Wszystko się wyjaśniło, wszystko podomykało no i sama końcówka - ech! Sami musicie to przeczytać. Przepiękna saga wojenna, którą polecam z całego serca.
Trzeci ( i jak na razie ostatni) tom serii MIĘDZY JEZIORAMI "Czas złych snów" zamyka wszystkie wątki z poprzednich tomów i pozwala nam poznać dalsze losy bohaterów na Ziemiach Odzyskanych. Autorka utrzymała klimat powojennej pożogi i chaosu, związany z przejęciem Prus Wschodnich przez Sowietów i Polaków, którzy przepędzają Niemców i zajmują ich majątki. Zaś Mazurom...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-19
Drugi tom serii MIĘDZY JEZIORAMI "Czas złych snów" wciągnął mnie podobnie jak pierwszy i to do tego stopnia, że jak zaczęłam czytać, to nie mogłam się oderwać od książki. Kontynuacja losów bohaterów poprzedniej części (w większości kobiet) toczyła się głównie w zamkniętych pomieszczeniach, ale było też trochę opisów tego, co działo się na zewnątrz, gdy Sowieci wkraczali do Prus Wschodnich i zresztą nie tylko tam, bo "czerwona zaraza" zalewała cały kraj.
Gdy Niemcy przegrali wojnę, coraz więcej mieszkańców Warmii i Mazur zaczęło opuszczać swoje domy i uciekać na Zachód. W drogę wyruszyła również Amalia z młodszą siostrą Friedą aby dołączyć do teściów i córeczki. Razem z nimi w podróż udały się też inne mieszkanki Schönwalde . Niestety, po drodze natykają się na wszechobecnych "wyzwolicieli" czyli zdziczałe i żądne zemsty oddziały Armii Czerwonej. Jak skończy się dla tych kobiet ta bezpośrednia konfrontacja z żołnierzami?
Czy chcielibyście się dowiedzieć jak wyglądały miejscowości, przez które przetoczyła się Armia Czerwona? A także co działo się z ludnością Prus Wschodnich po zajęciu ich przez Armię Radziecką? Ja również dlaczego ludność zamieszkująca te tereny w popłochu je opuszczała? Albo czy Amalia spotka się w końcu z ukochanym Piotrem a także córeczką i teściami? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie na kartach książki.
Powieść obfituje w wiele dramatycznych i siejących grozę wydarzeń, tym bardziej przejmujących, że dotyczących głównie kobiet i dzieci. Ich losy po wkroczeniu Rosjan były nie do pozazdroszczenia, szczególnie Niemek i obywatelek Mazur, które również uważano za Niemki. Zarówno Rosjanie jak i Polacy wypędzali Niemców i Mazurów z ich domów i sami je zajmowali. Byli przy tym napastliwi i agresywni. Autorka nie epatowała niepotrzebnie zbyt drastycznymi scenami, ale nawet to, co zawarła w treści książki powodowało ciarki na całym ciele, wściekłość, bunt i łzy.
Niezwykle dużo tu emocji i to silnych. Niektóre sceny dla ludzi o mocnych nerwach. A wszystko tym bardziej przejmujące, iż mamy świadomość, że takie sceny jak w książce rzeczywiście się rozgrywały w życiu wielu rodzin. Akcja od początku do końca trzyma w napięciu i właściwie cała treść dotyczy ucieczki kobiet na Zachód i ich zmagania ze spotykanymi po drodze Sowietami. Polecam jak najbardziej, ale oczywiście całą serię a nie tylko jeden tom. Sięgam od razu po część trzecią, w której mam nadzieję - wszystkie wątki zostaną podomykane jak również otrzymamy odpowiedzi na różne pytania, na przykład czy mąż Amalii żyje. Zabieram się od razu za tom trzeci.
Drugi tom serii MIĘDZY JEZIORAMI "Czas złych snów" wciągnął mnie podobnie jak pierwszy i to do tego stopnia, że jak zaczęłam czytać, to nie mogłam się oderwać od książki. Kontynuacja losów bohaterów poprzedniej części (w większości kobiet) toczyła się głównie w zamkniętych pomieszczeniach, ale było też trochę opisów tego, co działo się na zewnątrz, gdy Sowieci wkraczali do...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-18
Pierwszy tom serii MIĘDZY JEZIORAMI "W sercu wroga" tak mnie pochłonął, że jak zaczęłam czytać, to skończyłam dopiero widząc koniec książki. Dosłownie na jednym tchu. Lubię takie historie z wojną w tle, oczywiście o ile są dobrze napisane, a ta jest. Losy bohaterów zostały bardzo zgrabnie wplecione w zawieruchę II wojny światowej, wydarzyło się sporo burzących krew żyłach sytuacji, czytelnik został przeczołgany emocjonalnie, a sylwetki bohaterów nakreślone wyraziście i w taki sposób, że jednych się lubiło, inni wzbudzali nienawiść, ale nie były to na szczęście postacie czarno-białe, tylko ich charaktery zmieniały się w wyniku różnych doświadczeń życiowych i wojennych.
Główną bohaterką jest Amalia, obywatelka Mazur (nie wiedziałam nawet, że wyodrębniano podczas wojny Mazurów jako osobną nację), która poślubiła Niemca. Mąż poszedł walczyć na front, a ona mieszka na wsi z teściami i małą córeczką. Do ich gospodarstwa trafia robotnik przymusowy z Polski - Piotr. Jest źle traktowany przez jej teścia i wyjątkową kanalię w osobie wachtmeistera Mohla, zaś znajduje zrozumienie i ludzkie podejście ze strony Amalii i jej teściowej. Z czasem zażyłość między młodą kobietą a atrakcyjnym i hardym robotnikiem zaczyna zmierzać w niebezpiecznym kierunku. Tymczasem na gospodarstwo rodziców dziewczyny trafia rodzeństwo przymusowych robotników z Polski - Stanisław i Anna. Będziemy mieli okazję obserwować w jaki sposób ci robotnicy przymusowi są traktowani przez większość gospodarzy u których za darmo pracują oraz jak sami Niemcy i Mazurowie są zniewoleni przez politykę narodowościową nazistów, , która dzieliła ludzi na lepszych i gorszych, nawet tych, żyjących w jednej rodzinie. Ci ludzie bali się własnego cienia, byli tak bardzo poddani niemieckiej doktrynie, że stali się więźniami we własnym kraju, którzy boją się głośno wyrażać swoje zdanie w różnych kwestiach, boją się słuchać radia, bo mają dokładnie określone, których programów wolno im słuchać. A wokół pełno donosicieli i szpiegów. W dodatku nie wolno się było bratać Niemcom i Mazurom z innymi nacjami, a Mazurowie byli zmuszani do posługiwania się wyłącznie językiem niemieckim. A wiadomo jak to jest z ludźmi, szczególnie młodymi - krew nie woda i różne sytuacje się im przytrafiały, a jakie miały konsekwencje, to dowiecie się z książki. Istotną kwestią jest również rola jaką Niemcy przypisywali kobietom. Miały siedzieć w domu, rodzić dzieci (im więcej tym lepiej, bo przecież potrzebne "mięso armatnie dla wojska) ewentualnie wykazywać się na polu sportowym. Natomiast były niemile widziane w pracy zarobkowej, nie mówiąc już o jakichś ambicjach czy aspiracjach zawodowych, samodoskonaleniu.
W moim odczuciu, książka stanowi preludium do kolejnych tomów, w których losy bohaterów jeszcze bardziej się pogmatwają, dojdzie trochę nowych wątków i bohaterów, a pewne kwestie z tomu pierwszego zostaną rozstrzygnięte właśnie w kolejnych tomach. Nie zabrakło tu skrajnych emocji, w kilku sytuacjach miałam podniesione ciśnienie i chciało mi się wyć z rozpaczy i bezsilności. Dobrze oddane realia tamtych czasów i życie na wsi podczas wojny. Nie nudziłam się ani przez chwilę, chociaż uważam, że autorka dopiero nabiera rozpędu i szczyt swoich możliwości pisarskich zaprezentuje w kolejnych częściach serii. Miłośnicy tego typu sag wojennych powinni poczuć się usatysfakcjonowani.
Pierwszy tom serii MIĘDZY JEZIORAMI "W sercu wroga" tak mnie pochłonął, że jak zaczęłam czytać, to skończyłam dopiero widząc koniec książki. Dosłownie na jednym tchu. Lubię takie historie z wojną w tle, oczywiście o ile są dobrze napisane, a ta jest. Losy bohaterów zostały bardzo zgrabnie wplecione w zawieruchę II wojny światowej, wydarzyło się sporo burzących krew żyłach...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-12
Drugi tom trylogii SPLĄTANE LOSY Magdaleny Wali "Zanim zrozumiem" to kontynuacja losów bohaterów, których poznaliśmy w pierwszym tomie, z tym, że teraz postaciami pierwszoplanowymi autorka uczyniła Karolinę, Konrada i jego babcię. Większość akcji toczy się w Zaborzu w hotelu Jesionowy Zakątek, który jest taką bazą i sercem całej trylogii, bo to w tym miejscu krzyżują się drogi bohaterów książki, a z godnie z tytułem serii ich losy są ze sobą w różny sposób splątane i dotyczą zarówno zdarzeń z przeszłości jak i teraźniejszych.
Jeżeli chodzi o tę część akcji, która toczy się współcześnie, to śledzimy perypetie małżeńskie, zawodowe i osobiste Karoliny, która ma za sobą bardzo dramatyczne dzieciństwo, została adoptowana przez kochających ją ludzi, którzy stworzyli jej ciepły dom. Jednak trauma z pierwszych lat życia z drastycznie zaniedbująca ją samotną matką ciągle do niej wraca i dorosła już kobieta wciąż czuje się w jakiś sposób gorsza, wybrakowana. Po rozwodzie z toksycznym mężem wyjeżdża do Zaborza i kwateruje się w Jesionowym Zakątku. Spotyka tam Niemca o imieniu Konrad, który przyjechał do Zaborza na prośbę babci pragnącej odszukać swoje korzenie. Okaże się też, że biologiczny ojciec zostawił dla niej spadek.
Jeśli po przeczytaniu pierwszej części zastanawialiście się jak potoczyły się losy siostry Ludmiły - malutkiej Alicji, która nagle zaginęła podczas zawieruchy wojennej i ku rozpaczy rodziny, już się nie odnalazła, to teraz poznacie jej przejmującą historię i dowiecie się co się z nią stało.
Książka porusza istotne tematy, takie jak adopcja czy kontrowersyjna działalność organizacji Lebensborn. Momentami ciężko było mi to czytać, gdyż takie sytuacje jak te opisane w książce działy się podczas wojny naprawdę często i spowodowały wiele ludzkich dramatów i tragedii.
Autorka umiejętnie połączyła wątki z przeszłości z tymi aktualnymi, epizodycznie pojawili się tu również bohaterowie poprzedniego tomu czyli Karolina i Aleks, ale nie można też zapomnieć o tym, iż nie tylko Jesionowy Zakątek odegrał tu ważną rolę, ale również inny tajemniczy obiekt czyli zrujnowany dworek - Walddorf zwany przez mieszkańców Zaborza Piekielnym Dworem. Historia tego dworku fascynowała mnie od pierwszego tomu i teraz dowiedziałam się o jego historii nieco więcej. Malownicze opisy Zaborza oraz tych kluczowych dla miejscowości budynków, piękno przyrody i krajobrazów dopełniło całości. Mogłabym rzec: urzekła mnie ta historia.
No, Pani Magdaleno, duży szacunek za tak dobrą powieść: ciekawą, dramatyczną, emocjonującą. O ile w pierwszym tomie zabrakło mi silnych emocji, to tutaj był ich nawet nadmiar. Wkurzałam się, wzruszałam wielokrotnie, cieszyłam i złościłam a od książki ciężko się było oderwać. Znając twórczość Pani Magdy, wiem, że w przypadku wielotomowych sag, rozkręca się z każdym tomem coraz bardziej, więc już się cieszę na myśl o tym, iż czeka na mnie trzeci tom.
Drugi tom trylogii SPLĄTANE LOSY Magdaleny Wali "Zanim zrozumiem" to kontynuacja losów bohaterów, których poznaliśmy w pierwszym tomie, z tym, że teraz postaciami pierwszoplanowymi autorka uczyniła Karolinę, Konrada i jego babcię. Większość akcji toczy się w Zaborzu w hotelu Jesionowy Zakątek, który jest taką bazą i sercem całej trylogii, bo to w tym miejscu krzyżują się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-01
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Olgi Tokarczuk okazało się nadzwyczaj udane. Taka cieniutka, niepozorna książka a ile w niej wartościowych treści i jaki ogrom przekazu! Jestem zachwycona stylem, tematem, klimatem i aż trudno mi uwierzyć, że to debiut autorki. W książce pełno jest przemyśleń, metafor, alegorii. Każde zdanie ma istotny przekaz i wartość. Do niektórych wracałam po kilka razy, aby lepiej przyswoić wydźwięk wypowiedzi. Gatunek określiłabym jako awanturniczo-przygodowy i powieść drogi, z tym, że bohaterowie podróżują powozem konnym.
Krąg Ludzi Księgi to sekretne towarzystwo wysoko postawionych osób. Bractwo, stanowiące grupę zamkniętą i elitarną. Jej szeregi zasilają ludzie o różnych profesjach, poglądach, o różnej pozycji społecznej i materialnej, ale łączy ich wspólny cel: chcą wyruszyć w podróż w poszukiwaniu Świętej Księgi. Dlaczego ta Księga jest tak ważna dowiecie się z treści książki.
Można powiedzieć, w powieści występuje zbiór osobliwości takich jak: niemy Gauche, któremu zawsze towarzyszy wierny pies o żółtej barwie, kurtyzana Weronika, bogacz de Berle czy osobliwy Markiz. Niektórzy posiadają coś, co pozwala im wyjść poza siebie. Dla Weroniki będą to sny (oj, jak ja się z nią w tym względzie utożsamiałam), dla Dauche kasztanowe ludziki czy dla Markiza lustra. Nie będę tłumaczyć o co chodzi z tą symboliką, bo byłoby to bez sensu, ale gdy Tokarczuk opisuje znaczenie i odbiór snów przez Weronikę, to tak jakby pisała o mnie, gdyż u mnie przebiega to dokładnie tak samo i mam identyczne postrzeganie symboliki sennej. Grupka tych ludzi opuszcza Paryż i udaje się w podróż po Pirenejach, gdzie w ruinach klasztoru ma spoczywać owa mityczna Księga. Do podróżników na pewnym etapie dołącza Anglik - Burling.
Klimat Paryża z okresu 1685 roku oddany w taki sposób, że odnosiłam wrażenie, że jestem tam na miejscu i oglądam miasto na własne oczy. Czułam smaki, zapachy i to "coś" zawieszone w powietrzu, a bliżej nieokreślone, a jednak mocno związane z tym miastem w tej określonej epoce. Podczas podróży również sporo się działo, była rotacja osób: ktoś nie dotarł, ktoś zrezygnował przed osiągnięciem celu. Jak finalnie zakończy się cała historia z próbą odnalezienia Księgi?
Postacie skonstruowane po mistrzowsku. Rozważania filozoficzne frapujące, a mogłoby przecież powiać nudą, jednak ja nie nudziłam się ani przez chwilę. Zarówno styl, język jak i konstrukcja wydarzeń poprowadzone perfekcyjnie i przede wszystkim ciekawe. Były też emocje. Nie wiem co jeszcze powiedzieć, bo ciężko opisywać coś tak niekonwencjonalnego a jedocześnie tak doskonałego. Wchodzenie za bardzo w treść może zepsuć potencjalnym czytelnikom radość z czytania i odkrywania tej głębi zawartej w treści. Dla mnie bomba, ale wydaje mi się, że tę książkę każdy musi przełożyć na własną wrażliwość, odczucia i doświadczenia życiowe. Pewne kwestie warto przetrawić i przepuścić przez własną wrażliwość, gdyż są tu poruszane kwestie wiary, bohaterowie mają różne podejście do życia. Zakończenie przewrotne, tak jak przewrotne bywa życie. Polecam, ale głównie koneserom dobrej, niejednoznacznej literatury, którzy lubią delektować się słowem i wgryzać w różne znaczenia, niuanse dotyczące filozofii życia, sensu istnienia.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Olgi Tokarczuk okazało się nadzwyczaj udane. Taka cieniutka, niepozorna książka a ile w niej wartościowych treści i jaki ogrom przekazu! Jestem zachwycona stylem, tematem, klimatem i aż trudno mi uwierzyć, że to debiut autorki. W książce pełno jest przemyśleń, metafor, alegorii. Każde zdanie ma istotny przekaz i wartość. Do niektórych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-24
O ile pierwsza część cyklu DAMY I BUNTOWNICZKI czyli “Marianna” nawet mi się podobała, o tyle przy drugiej części czyli “Rozalia” momentami mocno się wynudziłam. Odnosiłam wrażenie jakbym czytała coś w stylu baśni o Kopciuszku a nie opowieść o wydarzeniach, które rzeczywiście mogłyby się rozegrać w XIX wieku.
Tytułowa Rozalia jest siostrą Marianny, która również pojawi się w książce. Apodyktyczny ojciec chce wydać Rozalię za mąż za obleśnego, starego Rosjanina, gdy tymczasem dziewczyna opłakuje śmierć swojej platonicznej pierwszej miłości w osobie Artura. Boi się też o brata Szymona, tym bardziej, że Rosjanin szantażuje jej ojca, iż może sprawić, że Szymon źle skończy jeżeli nie dostanie Rozalii za żonę oraz odpowiednio wysokiego posagu. Z pomocą matki, ucieka do Czarnowca, gdzie pełni rolę damy do towarzystwa Justyny. Tam zakochuje się w pewnym tajemniczym mężczyźnie, ale czy czeka nas zakończenie w stylu' “I żyli długo i szczęśliwie”? Tego dowiecie się z książki.
W czarnowskim dworku dzieją się różne dziwne rzeczy, mieszkańcy mają jakieś skrywane tajemnice, a w pobliskich ruinach zamku pojawia się nocą jakiś tajemniczy mężczyzna. Czy to może ktoś, kto chowa się przed zaborcą a może wampir?
Przy okazji poznajemy codzienne obyczaje zarówno mieszkańców dworu jak i prostych wieśniaków ze wsi, gdyż Justyna odwiedza takie domostwa i zabiera ze sobą Justynę. Ci prości ludzie wierzą w przesądy, zabobony, ale służba na dworze zachowuje się podobnie. Autorka dosyć szczegółowo opisała też w jaki sposób wówczas dbano o higienę, ale także rozmaite czynności domowe, jedzone potrawy, sposób ubierania się itp.
Powieść chwilami potwornie infantylna, dziecinna, z trudem dobrnęłam do końca, a szkoda, bo lubię lekkie pióro Magdaleny Wali. Zabrakło tu realizmu, emocji, dynamiki, zwrotów akcji. Wszystko toczyło się jakoś tak monotonnie, dopiero w samej końcówce coś nieco drgnęło z miejsca. Podobały mi się opisy domostw, przyrody i obyczajów zarówno dworskich jak i wiejskich, ale sama fabuła już nie, bo odrealniona i zwyczajnie nudna. Mam nadzieję, że trzecia część serii czyli “Natalia” okaże się lepsza.
O ile pierwsza część cyklu DAMY I BUNTOWNICZKI czyli “Marianna” nawet mi się podobała, o tyle przy drugiej części czyli “Rozalia” momentami mocno się wynudziłam. Odnosiłam wrażenie jakbym czytała coś w stylu baśni o Kopciuszku a nie opowieść o wydarzeniach, które rzeczywiście mogłyby się rozegrać w XIX wieku.
Tytułowa Rozalia jest siostrą Marianny, która również pojawi się...
2023-10-12
To już ostatnia, piąta część sagi "Spacer Aleją Róż", a ja zdążyłam się zżyć z bohaterami i będzie mi ich brakować, ale przecież pojawią się jeszcze w dwóch tomach serii NOWE CZASY, więc rozstanie nie będzie ostateczne.
Większość członków rodzin, których losy śledzimy od początku, zdążyła się zestarzeć, niektórzy niestety umarli z przyczyn naturalnych, ale też i z powodu chorób czy tragicznych wypadków losowych. Coraz bardziej na plan pierwszy wysuwają się młodsze pokolenia czyli dzieci i wnuki bohaterów książki. Taka jest po prostu kolej rzeczy.
Różnie ułożyły się losy Szymczaków, Pawłowskich, Kulków czy też bohaterów negatywnych w osobach Marczyków. W małżeństwie Julii i Wawrzka zaczęło zgrzytać. Również Ewa, córka Krystyny wpadła z deszczu pod rynnę, bo chcąc uwolnić się spod skrzydeł matki alkoholiczki trafiła pod dach męża tyrana, więc przytłacza ją codzienność, gdyż wszystkie obowiązki, łącznie z opieką nad dziećmi ma na swoich barkach, a mąż stosuje przemoc w stosunku do niej i do ich dzieci. Natomiast dwie kobiety, które przedwcześnie zostały wdowami, zupełnie pogubiły się w życiu. Mowa tu o Sabinie, która zamiast na deskach teatru, tyra w barze mlecznym za psie pieniądze i jest zastraszana przez bezpiekę. A ma jeszcze dzieci na utrzymaniu. W dodatku dowiaduje się, że mąż nie był jej wierny i w spadku zostawił nieślubne dziecko. Z kolei Krystyna wróciła do nałogu alkoholowego i jest już bliska dna. Czy rodzina poda jej pomocną dłoń i pomoże jej się pozbierać? Do wielkiej tragedii doszło też w rodzinie Karola i Gabrysi. Ale nie tylko u nich. W zadziwiający i zupełnie niespodziewany sposób potoczyły się losy prostytutki - Bożeny Morek, którą bardzo polubiłam, bo ta prostytucja to przecież nie był do końca jej dobrowolny wybór, przynajmniej na pewnym etapie życia.
Ostatni tom został zdominowany przez ważne dla Polski wydarzenia polityczne jak chociażby fakt wyboru Polaka, Karola Wojtyły na papieża a potem jego pielgrzymkę do ojczyzny i tak ważne wówczas słowa o zmianie oblicza tej ziemi. Ogłoszono też stan wojenny i godzinę policyjną. Ludzi spotykały represje ze strony ZOMO. Jakby tego wszystkiego było mało, to Polskę nawiedziła zima stulecia, która sparaliżowała na jakiś czas życie obywateli. A z pozytywnych zmian, to warto odnotować, iż w Nowej Hucie powstał wreszcie kościół, o który mieszkańcy tak długo zabiegali. Nadeszła też długo wyczekiwana demokracja, ale czy przyniosła oczekiwany dobrobyt i dobrostan? Z takich bardziej zabawnych wydarzeń, ale raczej z rodzaju czarnego humoru, można wymienić zamach na pomnik Lenina, nie do końca udany, przez co przyjęło się powiedzonko: Co to jest? Stoi w Hucie ne jednym bucie?" Hihi. Ale z tym pomnikiem w dalszym ciągu wydarzeń dla jednego z bohaterówe książki wydarzy się coś bardzo złego i tragicznego w skutkach.
Życie bohaterów książki nieodłącznie zostało wpisane we wszystko, co się wówczas w kraju działo, a do tego dochodziły różne zawirowania i tragedie w życiu osobistym członków poszczególnych rodzin. Myślę, że przy okazji tego ostatniego tomu, warto powiedzieć, że cała saga jest dobrze napisana, bardzo wiernie oddany charakter Nowej Huty i zmian jakie przechodziła na przestrzeni lat oraz klimat ówczesnego ustroju politycznego. Nie jest to moja ulubiona saga (bardziej skłaniam się ku autorkom takim jak Joanna Jax czy Magdalena Wala), ale z pewnością czasu spędzonego przy czytaniu tych pięciu tomów nie uważam absolutnie za stracony i dlatego spotkam się ponownie z bohaterami serii w nowym cyklu, o którym wspomniałam na początku czyli NOWE CZASY, więc przedłużę sobie przyjemność spotkania z dobrze mi już znanymi postaciami.
To już ostatnia, piąta część sagi "Spacer Aleją Róż", a ja zdążyłam się zżyć z bohaterami i będzie mi ich brakować, ale przecież pojawią się jeszcze w dwóch tomach serii NOWE CZASY, więc rozstanie nie będzie ostateczne.
Większość członków rodzin, których losy śledzimy od początku, zdążyła się zestarzeć, niektórzy niestety umarli z przyczyn naturalnych, ale też i z powodu...
Tę autorkę odkryłam niedawno, ale zdążyłam się zorientować, że tworzy całkiem przyjemne w odbiorze książki z wojną w tle. To dopiero druga powieść Niny Zawadzkiej, którą miałam przyjemność czytać, ale z pewnością nie ostatnia, bo odpowiada mi sposób, w jaki przedstawia różne ludzkie losy na tle wojennej zawieruchy.
Tym razem główną bohaterką jest Nina, która wychowała się w dobrze sytuowanej i poważanej rodzinie, ale po śmierci ojca (bankiera) zostaje z użalającą się nad sobą i zatwardziałą fanką nazizmu matką Laurą oraz młodszą siostrzyczką Ritą. Okazuje się, że ojciec w spadku zostawił im jedynie długi, przez co tracą swoją wysoką pozycję towarzyską. Matka nalega aby Nina poślubiła jakiegoś nazistę, jednak ona spotyka na swojej drodze pół Polaka - pół Niemca, Aleksandra, który pracuje w Breslau (Wrocławiu) jako polski szpieg. Wspiera ją przyjaciółka Marie, również fanka Hitlera, która bierze ślub z zagorzałym nazistą, Larsem Wolfem, który chełpi się brutalnym traktowaniem Żydów.
Dowiadujemy się również jak wyglądało życie więźniów w obozie Gross-Rossen, w którym wykorzystywano ich jako tanią siłę roboczą do pracy w kamieniołomach. Akurat tak się składa, że odwiedzałam ten obóz wielokrotnie (mieszkam na Dolnym Śląsku) i trzeba przyznać, że robi przygnębiające wrażenie, a istniejące do dnia dzisiejszego kamieniołomy działają na wyobraźnię, dając wyobrażenie o tym, jak musiała wyglądać tam praca więźniów.
Tłem akcji jest Wrocław z czasów II wojny światowej (ciężko przychodzi mi pisanie o nim Breslau), w którym spędziłam pięć lat studiów, więc miasto mi bliskie. Jednak mało tutaj opisów wojennego Wrocławia, a szkoda, bo podejrzewam, że w tamtych czasach również był pięknym miastem. Mimo wszystko, autorka dobrze oddała aurę tamtych lat i czuje się gdzieś podskórnie taki klimacik retro.
Sama opowieść dosyć banalna i miejscami bardzo infantylna, a jednak czytało się to nadzwyczaj dobrze. Zapewne jest to zasługa sprawnego pióra autorki i jej talentu pisarskiego oraz dużej kultury słowa, takiej subtelności pisarskiej, która sprawia, że nawet taki pospolity i oklepany wątek jak nieszczęśliwy romans wojenny czyta się z zapartym tchem, dlatego pomimo różnych wad w samej treści, czytelnik jest zainteresowany od początku do końcu. I to też jest nie lada sztuką aby o banalnych i mocno już oklepanych w literaturze tematach napisać w niebanalny i przyciągający uwagę sposób. Powiem krótko - podobało mi się.
Tę autorkę odkryłam niedawno, ale zdążyłam się zorientować, że tworzy całkiem przyjemne w odbiorze książki z wojną w tle. To dopiero druga powieść Niny Zawadzkiej, którą miałam przyjemność czytać, ale z pewnością nie ostatnia, bo odpowiada mi sposób, w jaki przedstawia różne ludzkie losy na tle wojennej zawieruchy.
więcej Pokaż mimo toTym razem główną bohaterką jest Nina, która wychowała się...