-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-05-18
2023-11-17
Jeśli zastanawiałeś się kiedyś co to jest manifestacja i jaki może mieć wpływ na Twoje życie, to ta książka jest właśnie dla Ciebie. Pani Mandy Morris w swoim poradniku o jednoznacznym tytule „8 sekretów potężnych manifestacji” pokazuje proste sposoby kreatywnego i pozytywnego myślenia.
Bardzo lubię od czasu do czasu sięgnąć po różnego rodzaju poradniki, ponieważ lubię się rozwijać i poznawać nowe rzeczy i kierunki w życiu. W tym konkretnym przypadku, tak właśnie było. Książka Pani Morris nie tylko pokazała mi kierunek, ale również konkretne rzeczy, nad którymi mogę popracować. To co jednak dla mnie było najistotniejsze, to fakt, że czytając wzbogaciłam się o dawkę pozytywnej energii do działania. Przypominam jednak drogi czytelniku, że każdy poradnik jest tylko drogowskazem, bo cała reszta jest w moich rękach.
Uważam, że książka „8 sekretów potężnych manifestacji” jest skierowana do każdego, ale ze specjalnym uwzględnieniem tych czytelników, którzy teraz mają trudniejszy moment w swoim życiu. Jeśli zatem czujesz, że utknąłeś w martwym puncie i otaczają Cię tylko negatywne myśli, które zaburzają Twoje poczucie wartości to zapraszam Cię wraz z autorką do świata manifestacji. Idąc za słowami Pani Mandy Morris, uważam, że warto zacząć od zmiany siebie zanim zaczniemy zmieniać świat, zatem cyt.:
„Podaruj sobie odrobinę miłości”
W tej książce autorka pokazuje, jak poradzić sobie z negatywnymi schematami, aby odblokować się i podążać w stronę szczęścia i spełnienia. Dzięki drogowskazom, które znajdziesz w tej książce masz szansę na zmianę sposobu myślenia i bardziej świadomego życia. Przy jednoczesnym uporaniem się z nieprzyjemnymi wspomnieniami za pomocą „przerwania wzorca”. Co oznacza tak po prostu, że nauczysz się zmieniać złe emocje w pozytywną energię.
Zaznaczam również, że autorka nie obiecuje gruszki na wierzbie, czyli magicznych środków na odczarowywanie problemów. Zaznacza, że manifestacja jest swego rodzaju procesem, który oczywiście wymaga czasu i zaangażowania od Ciebie. Co nie zmienia faktu, że warto zacząć już teraz, nawet podczas lektury tego wyjątkowego poradnika. Efekty oczywiście nie pojawią się na ostatniej stronie, ale praktykowanie manifestacji jest właśnie drogą do ich osiągnięcia.
Ostatnie słowo zatem należy oczywiście do nas samych i to oczywiście jest wspaniałe. Osobiście nigdy bym nie chciała mieć poczucia, że jestem sterowana, ale chętnie poczytam o ewentualnych narzędziach czy możliwościach do osiągnięcia własnych celów. Każdy z nas znajduje się w różnych sytuacjach życiowy i dlatego wskazówki z tej książki tylko my sami możemy przełożyć na własny świat.
Cała potrzebna wiedza znajduje się właśnie tutaj i proponuję nie marnuj już ani minuty ze swojego drogocennego życia. Przeczytaj tych osiem sekretów potężnych manifestacji i uruchom zmiany na lepsze, bo na to zasługujesz.
Polecam zdecydowanie książkę „8 sekretów potężnych manifestacji” autorstwa Pani Mandy Morris, ponieważ każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Z drugiej jednak strony przypominam, żaden poradnik nie jest czarodziejem, który jak za dotknięciem magicznej różdżki, zamieni nas w chodzące ideały. Książki tego typu to najczęściej drogowskazy pokazujące nam kierunek działania albo metod, którym powinniśmy się posługiwać by osiągnąć wyznaczone cele.
Polecam
Zaczytana Joana
Jeśli zastanawiałeś się kiedyś co to jest manifestacja i jaki może mieć wpływ na Twoje życie, to ta książka jest właśnie dla Ciebie. Pani Mandy Morris w swoim poradniku o jednoznacznym tytule „8 sekretów potężnych manifestacji” pokazuje proste sposoby kreatywnego i pozytywnego myślenia.
Bardzo lubię od czasu do czasu sięgnąć po różnego rodzaju poradniki, ponieważ lubię się...
2023-10-20
Bardzo lubię od czasu do czasu zerknąć do świata fantasy. Kiedy zatem zobaczyłam w ofercie Sztukatera książkę „Dzieci starych bogów. Śmiech diabła” autorstwa Pani Agnieszki Miela wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Intuicja i tym razem mnie nie zawiodła, bowiem spędziłam z tą pozycją czas bardzo przyjemnie.
Od jakiegoś czasu mam szczęście do świetnie napisanych debiutów literacki, a ta powieść jest tego najlepszym przykładem. Pani Agnieszka zaplanowała trylogię „Dzieci Starych Bogów” i „Śmiech diabła jest jej pierwszym tomem, zatem to nie koniec przygód tych bohaterów.
Już na wstępie czytelnik wie, to co podpowiada notka od wydawcy, że wystarczyła tylko jedna noc, by całkowicie odmienić losy bohaterów. Potomkowie Starych Rodów, czyli Aine i Bertran nie są świadomi, że los połączył ich z Ziemiami Relenvel. Natomiast krzywdy, które spotkały ich oboje, są po prostu elementem gry. To ktoś za nich zdecydował i zaplanował im przyszłość. Czy bohaterowie poddadzą się biernie, czy zawalczą o swoje prawdziwe ja, tego oczywiście nie mogę Wam zdradzić. Mogę natomiast zapewnić, że mnie wciągnął ten świat i jego bohaterowie.
Akcja powieści jest osadzona w całkowicie wymyślonej przez autorkę, krainie fantasy o magicznie brzmiącej nazwie Kerhalora. W książce znajduje się jego mapka, co z pewnością ucieszy wszystkich miłośników takich dodatków. Z doświadczenia wiem, że pasjonaci powieści fantasy, uwielbiają różnego rodzaju mapy, mapki czy plany sytuacyjne, zatem autorka trafiła w sedno. Ja oczywiście, również z przyjemnością na nią zerkałam podczas lektury.
Świat został tak przedstawiony, jak często możemy spotkać w książkach fantasy, czyli wyglądem i zwyczajami przypomina średniowiecze. Życie ludzi jest zatem bardzo proste i skupione wokół klasycznych spraw codziennych. Rodzina, miłość i praca wokół domostwa to oczywiście podstawowe codzienne obowiązki. Pojawiają się oczywiście walki zbrojne w obronie własnych ziem lub ku zdobywaniu nowych, zatem można śmiało stwierdzić, że klasyka. Na takich podstawach pani Agnieszka zbudowała swoją magiczną powieść fantasy i przyznaję, że ja weszłam w ten świat z ciekawością.
Fabuła powieści jest wciągająca i stopniowo pozwala czytelnikowi zatapiać się w treści. Akcja jest niczym rwący potok z ogromną ilością zakrętów, co sprawia, że nie można się momentami od niej oderwać. Co prawda tajemnice i zagadki w pewnym momencie się namnażają, ale nie ma obawy przytłoczenia czy zagubienia w treści. Wszystko jest zrobione z wyczuciem i odpowiednim tempem. Niestety nie wszystko zostało rozwiązane czy wyjaśnione w pierwszym tomie, ale myślę, że to również zostało przez autorkę celowo zaplanowane. Przecież „Śmiech diabła” to dopiero początek, zatem czytelnik musi mieć powody, by sięgnąć po kontynuację. Mnie ta powieść tak wciągnęła, że z pewnością będę chciała przeczytać tom numer dwa, czyli „Grzechy ojców”.
Z przyjemnością stwierdzam, że książka napisana z pasją i wspaniałą fantastyczną magią. Plastyczny oraz bardzo przyjemny styl autorki sprawił, że zaprzyjaźniłam się z bohaterami i oczywiście nie chciałam się z nimi rozstawać. Najbardziej polubiłam oczywiście główną bohaterkę Aine, zwaną również Wilgi, której kibicowałam przez całą naszą czytelniczą podróż.
„Dzieci Starych Bogów, Śmiech diabła” autorstwa Pani Agnieszki Miela, polecam zdecydowanie i przed wszystkim miłośnikom fantasy. Powieść ta sprawiła mi przyjemność i spędziłam z nią naprawdę udane popołudnia. Historia obojga bohaterów wciągnęła mnie na tyle, że mam ochotę kontynuować to zainteresowanie i z pewnością sięgnę po drugi tom tej serii.
Bardzo lubię od czasu do czasu zerknąć do świata fantasy. Kiedy zatem zobaczyłam w ofercie Sztukatera książkę „Dzieci starych bogów. Śmiech diabła” autorstwa Pani Agnieszki Miela wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Intuicja i tym razem mnie nie zawiodła, bowiem spędziłam z tą pozycją czas bardzo przyjemnie.
Od jakiegoś czasu mam szczęście do świetnie napisanych debiutów...
2023-04-18
Ta cieniutka książeczka zwiera zaledwie 164 strony, ale niesie za sobą wielką opowieść, którą naprawdę warto przeczytać. Dla mnie żółty kolor ma wyjątkową i pozytywnie nasyconą energię, dlatego z ogromnym entuzjazmem podeszłam do tej powieści. Tytuł „Żółta sukienka” przyciągnął mnie automatycznie, ze względu na kolor i moją pasję do żółtych książek. Nie wiem czego się spodziewałam, ale dziękuję, że mogłam poznać tę historię.
Anna, główna bohaterka od dwudziestu lat mieszka w Montrealu, ale jej codzienne życie jest naznaczone pięknem traumatycznego dzieciństwa spędzonego w Polsce. Kobieta nie potrafi zapomnieć tego ogromu cierpienia, którego doświadczyła i które kładzie się cieniem na jej teoretycznie nowe kanadyjskie życie.
Pewnego dnia na drodze Anny pojawia się Paul, a los sprawia, że tych dwoje połączy coś wyjątkowego. Dla Anny ta znajomość będzie swego rodzaju motorem do rozliczenia się z przeszłością. Postanawia wrócić do Polski do miejsc z dzieciństwa, żeby definitywnie uwolnić się od stale nękających ją koszmarów.
„Po cierpieniach rany nie goją się tak nagle. To wymaga czasu.”
Czy Annie się to uda i co z tym wszystkim ma wspólnego tytułowa żółta sukienka, tego oczywiście tutaj nie zdradzę. Mogę jednak zapewnić, że pomimo traumatycznych przeżyć głównej bohaterki, to powieść czyta się z rosnącym zainteresowaniem. Fabuła jest raczej nieśpieszna, ale w tym przypadku taka też powinna być, słaniająca do refleksji i przemyśleń.
„Żółta sukienka” nie jest typową powieścią i nie tylko ze względu na ograniczoną ilość stron, bo zaledwie 164. Śmiało można stwierdzić, że to swego rodzaju dłuższe opowiadanie, gdzie opis bohaterów czy konstrukcja świata są mniej istotne. Mam wrażenie, że autorka chciała uwagę nas czytelników skupić głównie na emocjach, co z pewnością jej się udało. Pokazała, jak bardzo traumatyczne przeżycia z dzieciństwa nie tylko kierują naszym już dorosłym życiem, ale kładą się cieniem, który na krok nie odstępuje.
Autorka naprawdę z dużym wyczuciem wykreowała zarówno główną postać, jak i towarzyszące je emocje. Siłę rażenie mam wrażenie rozłożyła proporcjonalnie do umykających stron, co sprawiło, że ja nie mogłam się oderwać od każdej przeczytanej strony. Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i jeszcze długo po przeczytaniu nosiłam ją w sobie. Autorka, bowiem porusza trudnym temat, nasyconym traumatycznymi przeżyciami, a emocje z tym związane oczywiście udzielają się czytającemu. Miałam jednak cały czas nieodparte wrażenie, że to wszystko niesie za sobą jakąś nadzieje, zarówno dla Anny jak i czytającego.
„Żółta sukienka” autorstwa Pani Beaty Gołembiewskiej to jej pisarski debiut i moim zdanie wielce udany. Z ogromną zatem przyjemnością sięgnę po kolejne książki spod pióra Pani Beaty. Bardzo lubię powieści debiutujących autorów, ponieważ niosą ze sobą niespodziankę. Ostatnio mam też do nich czytelnicze szczęście i jak widać intuicja mnie nie zawodzi, pewnie dlatego tak je lubię. Dziękuję również portalowi Sztukater, bo to właśnie tam znalazłam tę powieść.
„Żółta sukienka” Pani Beaty Gołębiewskiej to książka godna polecenie, ponieważ pomimo swej małej objętości, niesie ze sobą dużo wartości. Czytając miałam wrażanie, że jest dokładnie przemyślana i dopracowana pod względem ładunku emocjonalnego. Niesie ze sobą cały ich wachlarz, ale i przede wszystkim nadzieję na lepsze jutro.
Ściskając ją cały czas w dłoni polecam Waszej uwadze, tę drobną ale jednocześnie wielką rzecz.
Polecam
Zaczytana Joana
Ta cieniutka książeczka zwiera zaledwie 164 strony, ale niesie za sobą wielką opowieść, którą naprawdę warto przeczytać. Dla mnie żółty kolor ma wyjątkową i pozytywnie nasyconą energię, dlatego z ogromnym entuzjazmem podeszłam do tej powieści. Tytuł „Żółta sukienka” przyciągnął mnie automatycznie, ze względu na kolor i moją pasję do żółtych książek. Nie wiem czego się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-04
Mój wzrok przyciągnęła piękna różowa okładka, potem zaintrygował mnie tytuł „Mistrzyni swojego życia”, by wreszcie zdecydował o wszystkim pod tytuł tej książki, czyli „Żonglująca matka”. Zaintrygowało mnie to stwierdzenie, ponieważ sama tego wielokrotnie doświadczyłam w życiu. Postanowiłam zatem sięgnąć po ten poradni i przyznaję, że lektura sprawiła mi ogromną przyjemność.
„Mistrzyni swojego życia” autorstwa Pani Kingi Bogdańskiej to książka, która ma za zadania obudzić w nas czytelniczkach MISTRZYNIĘ. Czy to się udało w moim przypadku?
Dowiesz się, jeśli przeczytasz dalej.
Autorka już na samym początku informuje czytelnika, że ten poradnik poparty jest poznawaniem siebie samej i efektem wielu lat pracy. Zadedykowana jest do kobiet, które chcą w sobie obudzić i w efekcie uwolnić MISTRZYNIĘ. Książka ta skierowana jest do zabieganych matek, do kobiet, które budzą się i zasypiają z listą kolejnych zadań. Autorka postanowiła zatem pokazać swoim czytelniczkom drogę ku osiągnięciu poniższych celów:
💟 Odnaleźć balans pomiędzy życiem rodzinnym i pracą,
💟 Uporządkować swoje życie,
💟 Zdobyć umiejętność wyznaczania priorytetów
💟 Zdobyć umiejętność rezygnowania z rzeczy, które zabierają tylko energię,
💟 Dostrzec swoje mocne strony
💟 Przede wszystkim zrozumieć, że niewidzialny ogranicznik tak naprawdę nie istnieje.
Wszystko to jest po to, by stać się MISTRZYNIĄ swojego życia, czyli kobietą spełnioną, uśmiechniętą szczęśliwą i pewną swojej wartości, bo przecież:
„Jesteś tym co o sobie myślisz”.
Ta książka z pewnością pomorze czytelnikowi tak przestawić swoje nastawienie, żeby od razu po przebudzeniu dawały nam dawkę pozytywnej energii. Aktorka bowiem poza wartościowymi treściami, które upiększyła wesołymi grafikami, zostawiła również przestrzeń na wykonanie ćwiczeń, czy też po prostu zebranie myśli.
„Czytanie o ćwiczeniach bez ich wykonania jest jak czytanie menu w restauracji bez degustacji potraw. Nie wzbogaci to Twojego życia”.
I to jest chyba idealna kwintesencja wartości tego poradnika, warto o tym pamiętać.
Czas zatem by odpowiedzieć jasno na postawione wcześniej pytanie.
Czy udało się autorce obudzić we mnie Mistrzynię?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo i tak i nie.
Dlaczego NIE, ponieważ ta książką nie jest czarodziejską różdżką, która za dotknięciem odmienia wszystko natychmiast. Jest ona raczej swego rodzaju drogowskazem do pracy nad sobą, by w efekcie osiągnąć właśnie mistrzostwo.
Dlaczego TAK, ponieważ czytając uświadamiałam sobie stopniowo, jak wiele z MISTRZYNI swojego życia, ja już posiadam.
Książka nie tylko pokazała mi drogę, ale również konkretne rzeczy, nad którymi mogę popracować. Przed wszystkim jednak dała mi dużą dawkę pozytywnej energii do działania, no i jak to bywa z poradnikami, cała reszta jest w moich rękach.
Polecam zdecydowanie książkę „Mistrzyni swojego życia” autorstwa Pani Kingi Bogdańskiej, ale jednocześnie przypominam, żaden poradnik nie jest czarodziejem, która za dotknięcie zamieni nas w chodzące ideały. Książki tego typu to najczęściej drogowskazy pokazujące nam kierunek, którym powinniśmy podążać by osiągnąć wyznaczone cele.
Życzę Wam zatem miłej lektury i powodzenia w osiąganiu własnego MISTRZOSTWA.
Polecam
Zaczytana Mistrzyni Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2023/03/mistrzyni-swojego-zycia-kinga-bogdanska.html
Mój wzrok przyciągnęła piękna różowa okładka, potem zaintrygował mnie tytuł „Mistrzyni swojego życia”, by wreszcie zdecydował o wszystkim pod tytuł tej książki, czyli „Żonglująca matka”. Zaintrygowało mnie to stwierdzenie, ponieważ sama tego wielokrotnie doświadczyłam w życiu. Postanowiłam zatem sięgnąć po ten poradni i przyznaję, że lektura sprawiła mi ogromną...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-12
Kiedy tylko zbliżają się święta i w powietrzu zaczyna unosić się zapach cynamonowych ciasteczek, a radio rozbrzmiewa bożonarodzeniowymi przebojami, to u mnie pojawia się chęć na powieści w tym właśnie klimacie. „Dzień przed gwiazdką” autorstwa Pani Moniki Hołyk-Arora to książka, którą czytałam latem, zatem powyższe okoliczności mi nie sprzyjały, ale przyznaję że nie były mi w tym przypadku potrzebne. Powieść może odrobinę naiwna, ale zdecydowanie świąteczna i wspaniale wprowadzająca w klimat.
Główną bohaterką jest zwariowana programistka o imieniu Maria, która kocha podróże. Niestety dziewczyna nie przepada za świętami Bożego Narodzenia i dlatego jej przyjaciółka określa ją wątpliwie pieszczotliwym mianem, czyli „Panną Grinch”. Pewne wydarzenia z przeszłości sprawiły, że Maria nie przepada za wszystkim co nawet pośrednio ma związek z nimi. W związku z tym, żeby uniknąć całego tego świątecznego blichtru, migających światełek i szalenie kolorowych choinek, dziewczyna zawsze końcówkę grudnia spędza gdzieś na końcu świata.
Robi tak zazwyczaj, ale nie tym razem. Przeznaczenie bowiem tym razem zaplanowało coś zgoła odmiennego dla naszej bohater, a wszystko to z powodu tylko jednego spontanicznego życzenia. Pewna specyficzna grupka, czyli starsza pani cudownie zakochana w atmosferze świąt, kot, utalentowana nastolatka i oczywiście tajemniczy sąsiad, zrobią prawie wszystko żeby Maria pokochała grudniową magię. Dziewczyny ma jednak już zaplanowany wyjazd do Malezji i raczej zwariowana grupka ludzi nie będzie jej w stanie powstrzymać.
„Dzień przed gwiazdką” autorstwa Moniki Hołyk-Arora otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater, bo opis tego ebooka tak mnie zaintrygował, że pora roku mnie nie zniechęciła i zabrałam się za czytanie świątecznej powieści w samym środku lata. Ilość tron wskazuje raczej na obszerne opowiadanie niż powieść obyczajową, ale świetnie wykreowane postacie i wciągająca fabuła sprawiły, że czytałam tego ebooka z zainteresowaniem. Lekkie pióro autorki i plastyczny język sprawiły, iż w samym środku lata poczułam magię świąt.
Przyznaję, że książka jest odrobinę naiwna, ale pozytywnie wciągająca opowieść bożonarodzeniowa czasami powinna być do przesady pozytywna i nie widzę w tym nic złego. Sięgając po tę książkę czytelnik powinien być świadomy po co sięga i nie wymagać kryminalnej narracji od świątecznej powieści. Taki empatyczny czytelnik jak ja z pewnością bardzo szybko wczuje się w rolę głównej bohaterki i razem z nią będzie podążał przez świątecznie iskrzący się świat.
Reasumując zatem przyznaję że ten odrobinę przesłodzony świąteczny świat w ogóle mnie nie raził, bowiem autorka wynagrodziła mi wszystko wyjątkowo ciekawą i wciągającą fabułą. Maria w końcu uświadomiła sobie na czym tak naprawdę jej zależy w życiu, natomiast ja jako czytelnik bardzo się cieszę że mogła jej w tej drodze towarzyszyć.
Polecam zatem powieść autorstwa Moniki Hołyk-Arora pod tytułem „Dzień przed gwiazdką”, jako książkę cudownie wprowadzają w magiczny czas świąt Bożego Narodzenia.
Polecam
Zaczytana Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2022/07/dzien-przed-gwiazdka-monika-hoyk-arora.html
Kiedy tylko zbliżają się święta i w powietrzu zaczyna unosić się zapach cynamonowych ciasteczek, a radio rozbrzmiewa bożonarodzeniowymi przebojami, to u mnie pojawia się chęć na powieści w tym właśnie klimacie. „Dzień przed gwiazdką” autorstwa Pani Moniki Hołyk-Arora to książka, którą czytałam latem, zatem powyższe okoliczności mi nie sprzyjały, ale przyznaję że nie były mi...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-16
Fantasy to gatunek do którego nie zaglądam zbyt często, ale miałam już przyjemność czytać takie książki, które sprawiły, iż ten rodzaj literatury zaczął stawać się mi bliższy. „Andromedianki” a dokładniej ich pierwszy tom pod tytułem „Oriana i Wiki” autorstwa Pani Weroniki Dąbrowskiej z pewnością przyczynił się do zwiększenia moją sympatii. Powieść zachwyciła mnie tak bardzo, iż zaczęłam się rozglądać za jej kontynuacją.
„Sekrety wszechświata – ANDROMEDIANKI” to opowieść o istotach, które można stwierdzić, że zaistniały na Ziemi w różnych jej wersjach czasu i równoległych rzeczywistościach. Andromedianki zostały zabrane ze swojej macierzystej planety wodnej o nazwie Tiatem, która znajduje się w galaktyce Andromedy. Trafiły na Ziemię jako swoisty bank genetyczny dla idealnej formy istot ludzkich, które są nieśmiertelne i samoregenerujące się. Ponad to trzy bohaterki tej serii, czyli Oriana, Ariana i Avi mają wręcz symboliczne imiona.
Do mnie trafił za pośrednictwem portalu Sztukater, właśnie pierwszy tom „Oriana i wilki” z serii „Andromedianki” i jak sam tytuł wskazuje jest to opowieść Oriany, która została sprzedana przez swoją rodzinę. Wraz z grupą innych młodych kobiet ludzkich, trafia ona jako branka do świata najeźdźcy. Oriana niestety poznaje tam właśnie te ciemną stronę cywilizacji, która opiera się tylko i wyłącznie na przemocy. Ku zaskoczeniu moim, bohaterka odnajduje tam miłość i co najważniejsze odkrywa pełnię swojej mocy.
Niesamowity umysł autorki, to pierwsza myśl, która mnie naszła kiedy zaczęłam zagłębiać się w tej powieści. Narracja przypomina swego rodzaju pamiętnik czy też zapis wspomnień, ale usytuowany w świecie fantasy. Wartka akcja i zaskakujące jej zwroty sprawiły, że nie mogłam się oderwać od tej książki. Pierwsze rozdziały są oczywiście wprowadzeniem do świata Oriany i zaprezentowaniem zasad według których żyje ten lud. Czytelnik ponadto ma wyjątkowe wrażenie, że wraz z bohaterami przechodzi przez swego rodzaju portale i poznaje niesamowity świat Andromedian. Co ciekawe i zaskakujące bohaterka ma możliwość porozumiewania się z drzewami i zwierzętami, pokazując niesamowitą duchowość przyrody.
Bardzo dziękuję portalowi Sztukater za możliwość przeczytania tej książki. Tym bardziej jestem wdzięczna, ponieważ znając swoje upodobania czytelnicze jestem pewna, że bym nie zwróciła uwagi na tę pozycję. Spędziłam natomiast niesamowity wieczór z bohaterami powieści „Andromedianki” autorstwa Weroniki Dąbrowskiej. Książka tak mnie wciągnęła i bardzo mile zaskoczyła, że kiedy tylko skończyłam czytać zaczęłam natychmiast sprawdzać co też ciekawego ta autorka jeszcze napisała i niech to stanowi najlepszą rekomendację.
Polecam bardzo gorąco.
Zaczytana Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2022/04/andromedianki-oriana-i-wiki-weronika.html
Fantasy to gatunek do którego nie zaglądam zbyt często, ale miałam już przyjemność czytać takie książki, które sprawiły, iż ten rodzaj literatury zaczął stawać się mi bliższy. „Andromedianki” a dokładniej ich pierwszy tom pod tytułem „Oriana i Wiki” autorstwa Pani Weroniki Dąbrowskiej z pewnością przyczynił się do zwiększenia moją sympatii. Powieść zachwyciła mnie tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-14
„Braterstwo” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Martina Crossa i z przyjemnością stwierdzam, że odczuwam chęć na więcej. W powieściach sensacyjnych najbardziej lubię to, kiedy zaskakują mnie kolejne zwroty akcji, a niespodzianki czają się tuż za zakrętem. W przypadku tej powieści nie tylko się nie zawiodłam, ale wręcz poczułam, jak porywa mnie zawrotny prąd fabuły.
Marcin Fortuna nomen omen spadkobierca pokaźnej fortuny, wraz z czterema ochroniarzami udaje się do ośrodka, w którym przebywa jego brat Darek. Cel tej podróży jest jeden i bardzo szybko wchodzi w życie. Obaj bracia wspólnie uciekają do lasu, ponieważ nie wiedzą komu mogą ufać i na kim polegać. Do końca nie zdają sobie sprawy przed kim uciekają, co znacznie utrudnia im sytuację, bo nie wiedzą kto jest wrogiem, a kto przyjacielem.
Pozostaje im tylko BRATERSTWO.
Marcin niestety nie przepada za swoim bratem, ale to właśnie ten kilkutygodniowy czas spędzony razem zagwarantuje mu odziedziczenie majątku. Darek irytuje go na każdym kroku, a przydzielonym ochroniarzom niestety nie może ufać, ponieważ pracują dla wuja Wojciecha Ostrego, którego uznaje za swojego wroga.
Jedyne co jest pewne to zadanie do wykonania. Marcin musi dostarczyć okup za swojego kuzyna, którego bardzo szanuje. Niestety, jak to najczęściej bywa w takich sytuacjach, plan biegnie swoją drogą, a rzeczywistość swoją. Od samego początku nic układa się po myśli Marcina. Jakby tego było mało, to jeszcze wszystkie te wydarzenia odbywają się na tle pandemicznego chaosu w Polsce. Kryzys światowy oraz rozłam w kraju i przygraniczna wojna stanowczo nie ułatwiają życia Marcinowi.
W tej powieści zaskakuje dosłownie wszystko od samego jej początku, aż po ostatnią kropkę. Zaskakują zarówno bohaterowie, fabuła oraz niekończące się zwroty akcji, jak i sytuacja polityczna.
„Braterstwo” autorstwa Martina Cross’a to zaskakująca powieść sensacyjna, która nawet na moment nie pozwala czytelnikowi odetchnąć. Z ogromną przyjemnością stwierdzam, że książka bardzo mile mnie zaskoczyła. Wartka akcja i nieustające jej zwroty sprawiły, że nie mogłam się od niej oderwać. Każda przeczytana strona była jednocześnie zapowiedzią zbliżającej się kolejne niespodzianki. To tak zwana męska literatura i nie tylko dlatego, że kobiety tutaj są jak na lekarstwo. „Braterstwo” to prawdziwy rollercoster z wachlarzem pomysłów na zaskoczenie czytelnika. Są tutaj gangsterzy i policjanci, pościgi i strzelanina, porwanie i okup oraz intrygi powiązane z rodzinną tajemnicą.
Dziękuję portalowi Sztukater za możliwość przeczytania tej książki, ponieważ raczej bym nie zwróciła na nią uwagi. Jestem bardzo mile zaskoczona i spędziłam niesamowity wieczór z bohaterami powieści „Braterstwo” autorstwa Martina Cross. Książka tak mnie wciągnęła, że kiedy tylko skończyłam czytać zaczęłam sprawdzać co też ciekawego ten autor jeszcze napisał i niech to stanowi najlepszą rekomendację.
Polecam bardzo gorąco tez zaskakującą powieść sensacyjną.
Pozdrawiam
Zaczytana Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2022/02/braterstwo-martin-cross.html
„Braterstwo” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Martina Crossa i z przyjemnością stwierdzam, że odczuwam chęć na więcej. W powieściach sensacyjnych najbardziej lubię to, kiedy zaskakują mnie kolejne zwroty akcji, a niespodzianki czają się tuż za zakrętem. W przypadku tej powieści nie tylko się nie zawiodłam, ale wręcz poczułam, jak porywa mnie zawrotny prąd...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-06
2021-07-10
Z ogromną przyjemnością usiadła do lektury tej książki, ponieważ uwielbiam pozytywne nastawienie do świata. „Dobre wieści” autorstwa Rashmi Sirdeshpande to książka popularnonaukowa skierowana do dzieci i młodzieży, żeby już w jak najwcześniejszym wieku ukształtować pozytywne nastawienie do świata. Sama autorka słynie z książek dla dzieci, w których i dorośli znajdą coś dla siebie, a ta jest tego najlepszym przykładem.
„Dobre wieści, czyli dlaczego świat wcale nie jest taki zły” autorstwa Rashmi Sirdeshpande wraz z fenomenalnymi ilustracjami Adam Hayes, stanowiła dla mnie wręcz idealną lekturę na lato. Najlepszą zapowiedzią tej książki niech będzie poniższy cytat:
„Każdego dnia dzieje się mnóstwo dobrego, musicie się tylko dowiedzieć, gdzie znaleźć wiadomości na ten temat”
Zanim jednak autorka przejdzie do dobrych wieści twierdzi, że w pierwszej kolejności należy poznać wroga. Pokazuje czytelnikowi to, dlaczego właśnie negatywne historie są atrakcyjne i tak bardzo zapadają w pamięci. Jesteśmy wręcz zaprogramowani, żeby się zamartwiać i dlatego warto sprawdzić, jak na przykład unikać fake newsów, czy też odwrotnie, jak znaleźć dobre wiadomości.
Jak twierdzi sama autorka w jednym z rozdziałów, cyt.: „nie napisałam tej książki po to, by ukrywać przed czytelnikiem nieprzyjemne fakty czy pudrować rzeczywistość. Chcę jednak zwrócić waszą uwagę na wiele dobrych rzeczy oraz na dobrych ludzi, którym je zawdzięczamy.” I to jest cała istota tej książki w wielkim skrócie.
Potrzebujemy dzisiaj dobry wiadomości, bardziej niż nam się wydaje i autorka stworzyła wspaniały drogowskaz dla młodych ludzi. Najwyższy czas by zmienić to w jaki sposób postrzegamy otaczający nas świat.
„Jeśli to sobie uświadomisz… to aż kręci się w głowie.”
My dorośli często nie zdajemy sobie sprawy, jak młody człowiek postrzega otaczający go świat. Dyskutujemy czy oglądamy wiadomości i nie zwracamy uwagi na nasze pociechy, które przecież tylko bawią się nieopodal. Dzieci słuchają i przezywają to na swój sposób. Autorka w tej książce pokazuje w jaki sposób przez zabawne anegdoty i wesołe ilustracje można nauczyć dziecko, jak na przykład uleczyć naszą planetę. Udowadnia, że przez dobre uczynki każdego dnia, jeden zwykły człowiek może pomagać całemu społeczeństwu. Ta książka bawiąc uczy i co najważniejsze bez zbędnego epatowanie strachem.
„Dobre wieści, czyli dlaczego świat wcale nie jest taki zły” autorstwa Rashmi Sirdeshpande zachwyciła mnie nie tylko pozytywną treścią, ale i fenomenalnym wydaniem. Wydawnictwo Insignis stanęło na wysokości zadania i zafundowało tej książce wyjątkową okładkę przyciągającą wzrok, która jest zapowiedzią prawdziwej uczty dla oczu w środku. Piękna żółta okładka z dużymi literami w kolorze tęczy już sama w sobie wywołuje uśmiech radości. W środku natomiast jest jeszcze lepiej. Kolory są już złagodzone, ale zabawne ilustracje i świetna grafika dorównują wartościowej treści.
Ja złapałam się właśnie na ten okładkowy haczyk. Kiedy przeglądałam portal Sztukater to dosłownie w mgnieniu oka, ta książka przyciągnęła moja uwagę. Wiedziałam już po sekundzie, że muszą ją mieć i przeczytać od deski do deski. Jak widać plan wykonałam i to z ogromną przyjemnością.
Moją szczególną uwagę w tej książce zwróciły wyzwania, które autorka proponuje czytelnikowi. Jedno z zadań polega na tym, żeby przez cały tydzień zrobić przynajmniej jeden dobry uczynek dziennie. To nie musi być na pozór nic wielkiego. Można zacząć na przykład od uśmiechu do nieznajomego albo pozbierać porozrzucane śmieci lub po prostu powiedzieć komuś komplement. Niby nic, a jednak dużo, bo zanim zaczniemy zmieniać świat, warto najpierw zacząć od siebie.
Gorąco polecam i gwarantuje nie tylko wyjątkowe intencje, ale również dobrą zabawę. Lektura „Dobrych wieści” autorstwa Rashmi Sirdeshpande jest wręcz idealna na dzisiejsze czasy. Warto wraz z autorką wybrać się w tę podróż, by poszukać dobrych ludzi i wiadomości, ponieważ wbrew pozorom są oni blisko nas i tylko trzeba umieć to dostrzec.
Polecam.
Zaczytana Joana
http://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2021/09/dobre-wiesci.html
Z ogromną przyjemnością usiadła do lektury tej książki, ponieważ uwielbiam pozytywne nastawienie do świata. „Dobre wieści” autorstwa Rashmi Sirdeshpande to książka popularnonaukowa skierowana do dzieci i młodzieży, żeby już w jak najwcześniejszym wieku ukształtować pozytywne nastawienie do świata. Sama autorka słynie z książek dla dzieci, w których i dorośli znajdą coś dla...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-18
Tego autora chyba nie trzeba już nikomu przedstawiać, ponieważ Paulo Coelho zalicza się do najpopularniejszych współczesnych pisarzy. Jego kultowa powieść „Alchemik” trafiła do rąk 85 milionów czytelników i została przetłumaczona w 83 językach. Natomiast nie o tej powieści teraz będzie bowiem, to co chcę zaprezentować to inne dzieło tego autor, a mianowicie „Podręcznik wojownika światła”.
Na pierwszy rzut oka to mała, żółta książeczka, która teoretycznie niczym specjalnym się nie wyróżnia. Kiedy jednak przeglądałam propozycje czytelnicze na portalu Sztukater, to właśnie ta słoneczna okładka przyciągnęła mój wzrok. Potem doczytałam, że jest to „zbiór krótkich przypowieści i przemyśleń, których Coelho zawarł esencję swojej filozofii życiowej.” To wystarczyło, żebym nabrała ochoty na lekturę i z przyjemnością stwierdzam, że nie zawiodłam się.
„Kiedy pragniemy czegoś, to cały Wszechświat działa na naszą korzyść.”
Tytułowy wojownik światła został wykreowany przez autora na idealnego człowieka, który kieruje się w życiu najwyższymi wartościami, takimi jak wiara, miłość i honor. Wojownik światła broni swoich poglądów nie zważając na to, że innym mogą one wydawać się śmieszne. Potrafi okazywać uczucia, zarówno kiedy kocha, jaki i wtedy, gdy musi kogoś opłakiwać w smutku. Pokazuje nam czytelnikom jak powinniśmy zachować się w różnych sytuacjach i w stosunku do różnych osób, które spotykamy na swojej drodze. Trzeba tylko na chwilę zatrzymać się nad wojownikiem światła by mieć czas i sposobność, by to wszystko dostrzec.
„Wojownik nie trwoni czasy, by odgrywać role, które chcą mu narzucić inni.”
To chyba już norma, że w książkach autorstwa Paula Coelho można znaleźć najwięcej inspirujących cytatów i ta książeczka pod tym względem nie różni się od pozostałych dzieł autora. Poza tym jest nieco inna, zarówno co do formy, jak i treści. To nie jest bowiem typowa proza, do której przyzwyczaił nas Coelho, ale raczej forma dekalogu ze swego rodzaju przykazaniami.
Kilkuzdaniowe opowiadania przepełnione są mądrościami, które śmiało mogą służyć jako wzór do naśladowania. Natomiast lekka i przyjemna lektura sprawia, że wręcz pochłaniamy je, podkreślając kolejne wartościowe przesłanie.
„… z perspektywy czasu przezwyciężenie każdej trudności wydaje się dziecinne proste.”
Z drugiej strony patrząc, nie jestem w ogóle zdziwiona, że ta książka ma tak skrajnie różne opinie. Są bowiem tacy czytelnicy, do których ja się zaliczam i których ta książeczka zachwyciła. Podobni mnie wyłapują z niej inspirujące cytaty, by czerpać z nich radość i móc podzielić się innymi. Sama bardzo często wykorzystuję je potem jako ozdobnik podczas pisania dedykacji. Są jednak również tacy czytelnicy, na których ta książeczka nie zrobiła najmniejszego wrażenia i ja to szanuję. Przecież właśnie dlatego świat jest taki ciekawy, bo każdy z nas ma prawdo do swojego zdania, sympatii, jak i antypatii.
„Bowiem czasami mówiąc „Tak” innym, można powiedzieć „Nie” samemu sobie.”
To co najbardziej mnie urzekło w tej książeczce, to jawne przesłanie od autora, że każdy z nas jest tytułowym wojownikiem światła. Każdy człowiek jest panem swojego losu i może decydować, w jakim kierunku będzie podążał przez życie. Każdego dnia zdobywamy różne doświadczenia, które kształtują w nas osobowość, ale równie dobrze to my sami możemy zdecydować, co chcemy doświadczać, a czego nie.
„By wierzyć we własną drogę, wcale nie musi udowadniać, że droga innego człowieka jest zła.”
Dlatego nie zważając na opinie i komentarze innych, z ogromną przyjemnością wzięłam w ręce „Podręcznik wojownika światła” autorstwa Paula Coelho. Spędziłam z tą książką jeden z przyjemniejszych dni podczas mojego urlopu w blasku słońca.
Polecam zatem lekturę tej inspirującej książki wszystkim miłośnikom twórczości Pana Coelho.
Zaczytana Joana
http://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2021/09/podrecznik-wojownika-swiata-paulo-coelho.html
Tego autora chyba nie trzeba już nikomu przedstawiać, ponieważ Paulo Coelho zalicza się do najpopularniejszych współczesnych pisarzy. Jego kultowa powieść „Alchemik” trafiła do rąk 85 milionów czytelników i została przetłumaczona w 83 językach. Natomiast nie o tej powieści teraz będzie bowiem, to co chcę zaprezentować to inne dzieło tego autor, a mianowicie „Podręcznik...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-20
„Bunt zranionych to debiutancka powieść pana Artura Żurka, która już od samego początku zaskoczyła mnie pozytywnie. Autor bardzo szybko wprowadza czytelnika w akcję i do samego końca nie zwalnia tempa.
Powieść zaczyna się od słów cyt.: „Pan Mark Novik, nie może się z panem spotkać. Pan Mark nie żyje”, które skierowane są do głównego bohatera. Tomasz Wołyński, bo o nim mowa przylatuje do Dżuddy w Arabii Saudyjskiej i na dzień dobry słyszy właśnie wcześniej wspomniane zdanie. To dopiero początek rollercoastera w którym nasz bohater właśnie wsiada.
W tym samym czasie, ale w Warszawie Pan Piotr Majski, znany dziennikarz zapowiada, że ujawni fakt, iż polskie banki są wplątane w handel bronią i pranie brudnych pieniędzy.
Na scenę powieści w tym momencie wkraczają zaniepokojeni bankowcy oczywiście, politycy oraz przestępcy, a powieść nabiera ogromnego tempa. Wydarzenia zarówna na Półwyspie Arabskim, jaki i w Europie prześcigają się zarówno pod względem wartkiej akcji, jak i zaskakujących jej zwrotów.
„Bunt zranionych” to podobno pierwszy tom z serii, gdzieś wyczytałam. Dla miłośników sensacyjnych thrillerów to będzie bardzo dobra wiadomość, ponieważ w tej powieści nie brakuje walorów charakterystycznych dla tego gatunku.
Autor zadbał o to, żeby jego bohaterzy byli dosłownie i w przenośni cały czas w biegu. Wartka akcja i błyskawiczne oraz zaskakujące zmiany jej biegu to główna cecha tej książki. Do tego dochodzi świat dużych pieniędzy, polityka i oczywiście rasowi gangsterzy. Bohaterzy wykreowani wyśmienicie, bo tych, których miałam polubić to właśnie polubiłam. Ci natomiast, którzy mieli za zadanie wzbudzić moją podejrzliwość, też tak uczynili. Jednym słowem, czytelnik z pewnością nie nudzi się trzymając tę książkę w ręku.
Mimo wszystko delikatnie uwierała mnie mnogość nazwisk, co sprawiało, że musiałam chwilami się zatrzymać, by przetrawić to, co przeczytałam i połączyć z tym co było wcześniej. Podobnie miałam też z natłokiem nagłych wydarzeń na końcu powieści. Miałam wrażenie, że autor chciał szybko upchnąć jeszcze kilka pomysłów, bo przecież książka już się kończy. Niepotrzebnie, bo mógł zostawić to sobie do kolejnego tomu. Manewr ten w ogóle by nie zaważył na jakości powieści, a nawet bym powiedziała, że wręcz przeciwnie. Podobno od przybytku głowa nie boli, ale z drugiej strony czasami mniej znaczy lepiej. Tę drugą opcję właśnie bym zastosowała przy zakończeniu książki, w którym zrobił się drobny bałagan. Myślę jednak, a nawet śmiem być pewna, że autor dopiero szlifuje swój kunszt literacki i kolejne tomy tej serii będą już dopracowane.
Ponieważ jestem wzrokowcem to zwracam też uwagę na wydanie książki. Okładka niestety nie jest w moim typie i stojąc w księgarni, raczej bym nie sięgnęła po tę pozycję, ale jak wiadomo to już jest rzecz gustu. Na szczęście dla mnie otrzymałam ją w formie e-book, za co dziękuję portalowi www.sztukater.pl bo czytanie tej książki sprawiło mi przyjemność.
Spełniła swoje podstawowe zadanie, bo spędziłam z nią wspaniały wieczór pełen sensacyjnych przygód. Dlatego właśnie polecam debiutancką powieść Pana Artura Żurka pod tytułem „Bunt zranionych”, zwłaszcza miłośnikom tego gatunku. Gwarantuję wartką akcję pełną zaskakujących zwrotów przy jednoczesnym akompaniamencie lekkości pióra autora, z jaką została napisana, co mnie wręcz uwiodło. Buduje to wyjątkową mieszankę i ogromną przyjemność czytania.
Polecam.
Zaczytana Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2021/06/bunt-zranionych-artur-zurek.html
„Bunt zranionych to debiutancka powieść pana Artura Żurka, która już od samego początku zaskoczyła mnie pozytywnie. Autor bardzo szybko wprowadza czytelnika w akcję i do samego końca nie zwalnia tempa.
Powieść zaczyna się od słów cyt.: „Pan Mark Novik, nie może się z panem spotkać. Pan Mark nie żyje”, które skierowane są do głównego bohatera. Tomasz Wołyński, bo o nim mowa...
2021-06-22
Bardzo lubię wybierać książki, zdając się na swoją intuicję i tym razem posłuchałam jej z sukcesem. Jeszcze nie miałam przyjemności czytać książki tej autorki, zatem nie miałam najmniejszego pojęcia, co mnie czeka. Kiedy jednak przeglądałam na portalu www.sztukater.pl różne pozycje do wyboru, to właśnie ta książka jako pierwsza przykuła moją uwagę. Potem wertowałam dalej, ale już niepotrzebnie, bo ta pozycja rozgościła się już w mojej głowie i nie było sensu się temu sprzeciwiać.
„Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe” autorstwa Pani Izabeli Skrzypiec-Dagnan to moja pierwsza przygoda z literaturą tej autorki. Teraz jednak już wiem, że z pewnością nie ostatnia. Książka przylgnęłam do mnie dosłownie na kilka dni. Zaczynałam z nią poranki tuż przed pracą, by tak samo w jej towarzystwie zakończyć dzień. Tak bardzo rozkoszowałam się kunsztem literackim Pani Izabeli, że postanowiłam dozować sobie też przyjemność.
Jest to wyjątkowa opowieść, o czymś do czego ja osobiście też teraz dochodzę, a mianowicie o tym, że czasami warto zwolnić tempo. Zatrzymać się na chwilkę, by docenić to kogo mamy teraz perzy sobie, a kto już od nas odszedł, by cieszyć się wspomnieniami. Ja wręcz rozpływałam się w tej powieści i bardzo się cieszę, że mam ją na własność. Może to jest właśnie też ten główny podwód, dla którego ta książka rozgościła się we mnie na dobre i nie chciałam się rozstawać z Tiną.
Tinę Wagner, główną bohaterkę poznajemy w momencie, kiedy podejmuje decyzje o wyjeździe do domku położonego w Beskidach, gdzie jej ciotka Janina spędziła ostatnie lata swojego życie. Jest to na tyle zaskakujące, że nikt z rodziny nie wiedział, iż Janina mieszkała w Polsce. Była aktorką teatralną i pod koniec lat dziewięćdziesiątych wyjechała do Anglii, gdzie budowała swoją karierę. Przyjeżdżała regularnie w odwiedziny do Polski, ale zawsze wracała do siebie, dlatego ogromnym zaskoczeniem dla Tiny był fakt, że od kilku już lat mieszkała w Polsce.
Na miejscu Tina ze zdziwieniem dowiaduje się, że dom też nie należy do standardowych domostw zamieszkiwanych zwykle przez ludzi. Postanawia jednak zostać na chwilę, by uporządkować sprawy ciotki. Z pewnością wszystko potoczyłoby się standardowo, gdyby nie jedno wydarzenie. Tina poznaje tajemniczego motocyklistę, który obdarowuje ją wyjątkową kurtką, ale zraz potem dowiaduje się z wiadomości, że ów człowiek popełnił samobójstwo.
W ten sposób wyprawa Tiny, która miała być tylko na chwilę, staje się wyprawą życia, cytuję.:
„To miał być dwutygodniowy wyjazd, krótka podróż. Ale są podróże, które stają się wyprawami życia.”
Takich pięknych sentencji, czy też mądrości życiowych zakreśliłam w tej książce z pewnością kilka, niestety nie mogę ich teraz zacytować, żeby nie zdradzić wyjątkowych momentów czy też wręcz zakrętów życiowych Tiny.
Pani Izabela Skrzypiec-Dagnan napisała piękną i wręcz magiczną powieść. Niesamowite opisy czy przemyślenia głównej bohaterki stworzyła w tak wyjątkowy sposób, że czytelnik wręcz przepływa przez nie, zaznaczając tylko inspirujące sentencje. Wilgoć kwietniowych deszczy dosłownie czułam w powietrzu, a sierpniowe słońce było tak namacalne, że miałam wrażenie, iż promyki słońca muskają moją skórę. Plastyczny język połączony ze wspaniałą lekkością konstruowania myśli przez autorkę, sprawiły, że ta powieść praktycznie czytała się sama, a ja jej tylko towarzyszyłam z aromatyczną kawą w dłoni.
Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu autorki, ponieważ w tę lekką wakacyjną powieść potrafiła wpleść ważne tematy godne przemyślenia i pochylenia się nad nimi.
Dlatego też bardzo dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka, które tę wyjątkową powieść wydało naprawdę rzetelnie. Wspaniała czcionka z odpowiednimi marginesami, sprawiają, że komfort czytania jest bardzo duży. Okładka jest pięknie dobrana i od razu przykuwa wzrok, a kiedy już czytelnik weźmie ją do ręki, to gwarantuję, że tak szybko nie odłoży.
Na portalu Sztukater trzeba ocenić przeczytaną książkę i oczywiście dałam jej 6 / 6 punktów, ale teraz zgłaszam protest, bo zmieniłam zdanie i oceniam tę powieść na 10 punktów.
Was zapraszam do lektury, a ja biegnę do księgarni po kolejną powieść tej autorki.
Jeśli zatem szukasz wyjątkową powieść na wakacyjne wieczory to zdecydowanie doradzam książkę Pani Izabeli Skrzypiec – Dagnan pt.: „Kwietniowe deszcze, słońce sierpniowe.
Polecam i gwarantuje wspaniale spędzony czas.
Zaczytana Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2021/07/kwietniowe-deszcze-sonce-sierpniowe.html
Bardzo lubię wybierać książki, zdając się na swoją intuicję i tym razem posłuchałam jej z sukcesem. Jeszcze nie miałam przyjemności czytać książki tej autorki, zatem nie miałam najmniejszego pojęcia, co mnie czeka. Kiedy jednak przeglądałam na portalu www.sztukater.pl różne pozycje do wyboru, to właśnie ta książka jako pierwsza przykuła moją uwagę. Potem wertowałam dalej,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-23
2021-05-06
Wśród bogatego wyboru książek na portalu www.sztukater.pl mój wzrok wręcz hipnotyzująco przyciągnęła okładka tej książki. Potem przeczytałam zdanie reklamujące treść, cyt.: „Poczucie własnej wartości to nasze wyobrażenie o nas samych” i już wiedziałam, że chcę ją poznać.
Megan MacCutcheon jest licencjonowaną, profesjonalną doradczynią i ekspertką z zakresu poczucia własnej wartości, co automatycznie przenosi jej książkę na wyższy poziom.
„Poznaj zaakceptuj i pokochaj siebie” autorstwa Megan MacCutcheon to poradnik i zeszyt ćwiczeń jednocześnie, który za pomocą pięciu kroków pokazuje, jak wzmocnić poczucie własnej wartości. Książka jest wspaniałym narzędziem, które krok po kroku pomaga kobietom odkrywać własną wartość. Każdych z tych kroków jest tak samo ważny, ale kiedy zaczynają funkcjonować, jednocześnie nabierają dodatkowej mocy w kreowaniu własnej wartości.
Zachęcam zatem do pokonania tej drogi przy wykorzystaniu pięciu poniższych kroków:
Krok numer 1 to „Poznać siebie” – czytałam go z ogromną przyjemnością, ponieważ uświadomiła mi, jaka jestem dzisiaj i co ukształtowało to moje dzisiejsze „ja”. Poznałam również wartość zdrowej i słabej samooceny oraz mój już ulubiony termin – mowa wewnętrzna lub wewnętrzny głos. Mnie osobiście ten krok utwierdził w przekonaniu, że idę w dobrym kierunku. Natomiast dla osób, które dopiero zaczynają tę drogę znajdą tutaj skarbnicę wiedzy. Warto jest bowiem w pierwszym kroku dokładnie przeanalizować siebie, żeby potem przejść do kolejnego etapu. Zwłaszcza poznanie swojego wewnętrznego krytyka (głosu), który często mąci nam w głowie jest w tym rozdziale ważnym elementem.
Krok numer 2 to „Zadbać o siebie” – lubię dbać o siebie, dlatego już sam tytuł nastroił mnie pozytywnie do nadchodzącej treści i ponownie się nie zawiodłam. Mimo, że nie mam problemu z własną wartością to często dręczy mnie mój wewnętrzny krytyk, który ma w zwyczaju krytykować większość rzeczy. W tym rozdziale już na samym wstępie dowiedziałam się, jak sobie z nim radzić, cytuję:
„Strategia jest prosta, gdy przyłapiesz się na negatywnej mowie wewnętrznej, przerwij ją.”
Polecam szczerze ten krok, który mnie osobiście pomógł. Dowiedziałam się jak wspierać mam pozytywne myśli i jednocześnie wyeliminować negatywne przekazy oraz nie ulegać samozwątpieniu, które czasami mi się zdarza. Zafascynował mnie również kolorowy okrąg nazwany mapą relacji oraz teoria maski tlenowej. Niesamowite jakie to proste się wydaje, kiedy poznamy odpowiednie wskazówki, po które odsyłam do książki.
Krok numer 3 to „Szanuj siebie” – wydawało mi się, że szanuję siebie samą, ale treść tego rozdziału pokazała mi jak mogę to robić jeszcze lepiej. Dokładnie krok po kroku dowiedziałam się jak ustalić swój własny system wartości i nie poświęcać się niepotrzebnie. Zrobiłam sobie ćwiczenie asertywności i dowiedziałam się jak ważne jest ufanie sobie i swojej intuicji. Dla mniej sceptycznych czytelników mam dobrą wiadomość. Autorka donosi, że zarówno asertywność jak i zaufanie do siebie to nie coś magicznego co możemy tylko wyssać z mlekiem matki. Bez względu na nasze pochodzenie i różnie spędzone dzieciństwo, obie te ważne cechy możemy rozwijać i wzmacniać w każdej chwili.
Krok numer 4 to „Zaakceptuj siebie” – czyli pewnego rodzaju przełomowy krok, który wymaga od nas zaakceptowania samych siebie z całym dobrodziejstwem jakie w sobie nosimy. Samoakceptacja często jest to proces, a nie coś co możemy zrobić ot tak sobie. Najistotniejszy jest fakt, żeby zaakceptować swoje braki czy niedoskonałości i dążyć do samoakceptacji, która jest jednym z najważniejszych kroków do osiągniecia poczucia własnej wartości.
Ja za pomocą tego rozdziału zrobiłam sobie test na mocne i słabe strony, coś niespodziewanie uświadomiło mi jak dużo mam mocnych stron. To było wyjątkowe doświadczenie uważności. Polecam każdemu.
Krok numer 5 to „Pokochaj siebie” – tego przyznaję nie spodziewałam się. Miłość jako ostatni krok do kreowania poczucia własnej wartości. Wydaje się takie proste, ale prawdziwy sens tego kroku zrozumiałam, kiedy dobrnęłam do strony z „Drzewem miłości”. Natomiast jedno ze zdań podsumowujących ten krok pozostanie ze mną już na zawsze, cytuję:
„Nie umniejszaj własnych wysiłków i daj sobie przyzwolenie, aby wyrazić uznanie dla samej siebie.”
Polecam Twojej uważności to wyjątkowe stwierdzenie. W tej książce jest ich więcej, bo to niesamowita skarbnica nie tylko wiedzy, ale przede wszystkim drogowskazów.
Poradnik ten jest pełen zadań, ćwiczeń udowodnionych konkretnymi historiami i doświadczeniami innych kobiet na poparcie tego, że to działa.
Każdy z rozdziałów zakończonym magicznym stwierdzeniem „ZATRZYMAJ SIĘ”, by jeszcze przez chwilę przemyśleć dany krok zanim przejdziemy do kolejnego.
Poczucie własnej wartości to jeden z najważniejszych czynników w naszym życiu. Dlatego czytanie tej książki sprawiło mi ogromną przyjemność. Dodatkowym atutem z pewnością było jej przepiękne wydanie za co dziękuję wydawnictwu Zwierciadło. Piękna okładka, bardzo wygodna dla oczu czcionka oraz wyjątkowe rysunki, które błyskawicznie wizualizują wartościową treść.
„Poznaj zaakceptuj i pokochaj siebie” autorstwa Pani Megan MacCutcheon to zdecydowanie obowiązkowa lektura dla każdej kobiety. Każda z nas ma sobie wyjątkową siłę, a ten poradnik krok po kroku pokazuję, jak ją wydobyć i zacząć z nią współpracować.
Polecam zdecydowanie tę wartościowa treść wydaną w przepięknej oprawie co sprawia, że poznajemy nasze możliwości jednocześnie ciesząc oko.
Pozdrawiam
Zaczytana Joana
https://epilog-zaczytana-joana.blogspot.com/2021/06/poznaj-zaakceptuj-i-pokochaj-siebie.html
Wśród bogatego wyboru książek na portalu www.sztukater.pl mój wzrok wręcz hipnotyzująco przyciągnęła okładka tej książki. Potem przeczytałam zdanie reklamujące treść, cyt.: „Poczucie własnej wartości to nasze wyobrażenie o nas samych” i już wiedziałam, że chcę ją poznać.
Megan MacCutcheon jest licencjonowaną, profesjonalną doradczynią i ekspertką z zakresu poczucia własnej...
Czytanie powieści z historią w tle to dla mnie wyjątkowa przygoda. Książki tego typu posiadają oczywiście różny stopień nasycenia owo historią. Są powieści, gdzie fabuła rozgrywa się w oparciu o konkretne wydarzenie historyczne, ale również są takie, w których historia jest tylko tłem do obyczajowego nurtu. Ja lubię czytać jedne i drugie, dlatego z ogromnym entuzjazmem podeszłam do pierwszego tomu sagi dworskie pod tytułem „Zapach bzów” autorstwa Pani Krystyny Mirek.
Jest to bardzo klimatyczna powieść romantyczno-obyczajowa, osadzona w polskich realiach XIX wieku. Pani Krystyna Mirek skupia swoją opowieść oczywiście na dwóch głównych postaciach, czyli Juliannie i Dominiku, a historia i życie w dziewiętnastowiecznym dworku są wyśmienitym tłem.
Dominik, bo od niego pisarka zaczyna swoją opowieść, nie jest dziedzicem, na którym zazwyczaj wszystko się skupia, ale jego młodszym bratem i synem zamożnego właściciela dworku. Bardzo by chciał odgrywać ważną rolę i zazdrości bratu pozycji, jak i przyszłej żony. Autorka osadza nas czytelników bowiem w trakcie przygotowywani się dworku do ślubu starszego z braci i przyszłego dziedzica.
Julianna natomiast znajduje się w odwrotnej sytuacji, jest bowiem jedynaczką, a zatem jedyną spadkobierczynią. Dziewczyna swoją przyszłość widzi zgoła inaczej niż cały otaczający ją świat i narzucone przez niego konwenanse. Julianna została obdarowaną nie tylko urodą, ale przede wszystkim mądrością i empatią. Pragnie leczyć i pomagać ludziom, tak jak robi to jej babcia. Jednak jej społeczna pozycja nakazuję jej odpowiednie zamążpójście, a nie zabawę w zielarkę.
Świat jaki wykreowała autorka w powieści „Zapach bzów”, tak bardzo mnie wciągnął, że nie mogłam się od niego oderwać. Pełna energii i odważnych planów (jak na te czasy) Julianna oraz wojowniczy Dominik, bardzo szybko zdobyli moje czytelnicze serce. Akcje toczy się dynamicznie i Pani Krystyna zadbała również o skoki emocji w odpowiednich miejscach fabuły, co z pewnością zwiększyło moje zaangażowanie.
Przyznaję, że powieść jest nieco przewidywalna. Obie historie i Julianny i Dominika biegną obok siebie i czytelnik czyta raz o jednym, raz o drugim, ale można szybko się domyślić, gdzie obie zmierzają. Mnie osobiście w ogóle to nie przeszkadzało. Ponadto droga do końca wcale nie była usłana różami i czytelnik wraz z bohaterami nie jedną przeszkodę ma do pokonania, co z pewnością urozmaicało nurt powieści. Pojawiały się również zaskakujące momenty, nieprzewidywalne decyzje z różnymi ich konsekwencjami.
Byłam w pełni świadoma, jaką książkę czytam w ręku i nie spodziewałam się tutaj fajerwerków sensacyjno-kryminalnych, ale klimatyczną sagę rodzinną. Znalazłam tutaj wszystko, czego zazwyczaj szukam w tego typu sagach, począwszy od wielopokoleniowej rodziny, szlacheckiego dworku czy relacji Państwa z poddanymi oraz bardzo fajne postacie drugoplanowe.. Dodatkowo zyskałam charyzmatyczną bohaterkę, która walczy z konwenansami i zmierza ku swoim marzeniom.
Powieść sprawiła mi przyjemność i spędziłam z nią naprawdę udane popołudnia. Historia obojga bohaterów wciągnęła mnie na tyle, że mam ochotę kontynuować to zainteresowanie i z pewnością sięgnę po drugi tom tej sagi.
Polecam serdecznie
Zaczytana Joana
Czytanie powieści z historią w tle to dla mnie wyjątkowa przygoda. Książki tego typu posiadają oczywiście różny stopień nasycenia owo historią. Są powieści, gdzie fabuła rozgrywa się w oparciu o konkretne wydarzenie historyczne, ale również są takie, w których historia jest tylko tłem do obyczajowego nurtu. Ja lubię czytać jedne i drugie, dlatego z ogromnym entuzjazmem...
więcej Pokaż mimo to