-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2019-08-01
2019-07-01
Jak ściągnąć na siebie klątwę dosięgającą każdego, kto ośmieli Ci się pomóc? Wystarczy jedna chwila, uwolniony gniew i podniesienie ręki na niewłaściwą osobę. A wszystko przez brak akceptacji drogi życiowej pierworodnego syna...
Cóż uczynił wyrodny syn w siódmej części "Wojen Wikingów"? Został mnichem. Za co ojciec odebrał mu imię, nadał nowe - Judasz (co świadczy, że dumny wiking nie puszczał mimo uszu faktów o religii chrześcijańskiej) i rozsierdzony zabija opata, który staje mu na drodze. Brzmi jak Uhtred, którego znamy, prawda? Porywczy, gwałtowny, w pierwszym szeregu do walki o słuszną sprawę.
Wydawałoby się, że 50-letni mężczyzna zdaje sobie sprawę, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Ale z drugiej strony, kto nie zginie z mieczem w ręku, ten nie idzie do Walhalli. Uhtred prowadzony tą myślą, wyklęty przez Kościół i wygnany, postanawia zrealizować swój życiowy cel - odzyskać Bebbanburg. Uzbrojony we własny spryt, kipiący gniewem, zabierając ze sobą drużynę, której żadna klątwa niestraszna rusza w kierunku Northumbrii. Czy coś jeszcze jest w stanie mu zaszkodzić?
Pogański Pan. Tym razem wyjątkowo nie mam problemu z interpretacją tytułu. Któż może bardziej zasłużyć na nazwanie poganinem niż woj wychowany przez wikingów, wierzący w starych bogów w chrześcijańskim państwie, wyklęty i pozostawiony przez Kościół, którego interesów bronił jako królewski wysłannik przez większą część swego życia? Paradoksalnie, okryty klątwą nareszcie był wolny i mógł żyć w zgodzie jedynie ze swoimi przekonaniami.
Jak dla mnie najlepszą częścią VII tomu był opis próby dostania się do warowni bebbanburgskiej. Brawurowy, przemyślany, ale swoją drogą tak niedorzeczny, że z zapartym tchem śledziłam rozwój wypadków. Niestety późniejsze zdarzenia już nie są tak fascynujące. Duńczycy atakują, trzęsąc całym królestwem saksońskim, a sytuacje ratuje Uthred, który wykazuje się niebywałym sprytem i intelektem. Naprawdę doceniam jego nieszablonowe pomysły i prowadzone intrygi, które wybuchają nieprzewidywanymi zwrotami akcji. Mimo to, nie wierzę, że w całej Saksoni, nie znalazł się chociaż jeszcze jeden myślący dowódca... Ale może to specyfika gatunku, w końcu czytamy historię Uthreda, opowiadana przez niego samego, więc któż jak on. Jednak zaskoczyło mnie, że główny bohater jest skłonny do refleksji. Powoli, poprzez skorupę dumy i buty, przesącza się myśl, że pewnego dnia jego dłoń nie będzie mogła unieść miecza i tarczy, a pieśni zaczną sławić innego wojownika.
Co do pozostałych postaci, tym razem na pierwszy plan wybija się Osberth vel Uthred, który okazuje się nieodrodnym synem swojego ojca, okrywając się sławą w prowadzonych walkach. Pozostałe postacie nie zaskakują swoimi poczynaniami, odtwarzając znane z poprzednich tomów schematy. Dodatkowo autor głęboko rozczarował mnie opisem odejścia z kart książki dwóch postaci, a właściwie jego brakiem. Nawet biorąc pod uwagę surowość charakteru wikingów tak bezosobowego ucięcia wątku tych bohaterów się nie spodziewałam. Dobrze, że "Pogański Pan" broni się dobrą końcówką, bo w przeciwnym wypadku, historię jako całość oceniłabym dużo niżej.
Mimo nieopuszczającej mnie przez większość czasu natrętnej myśli, że mimo co raz częstszych refleksji głównego bohatera i dobrych momentów, "Pogański Pan" jest pisany tylko po to, aby historia trwała, nadal polecam całą serię. Jeśli wśród 7 tomów, tylko jeden okazał się słabszy, nie można przekreślać świetnie prowadzonej historii. Tym bardziej, iż finał VII części obiecuje, że w tomie ósmym będzie się działo...
Jak ściągnąć na siebie klątwę dosięgającą każdego, kto ośmieli Ci się pomóc? Wystarczy jedna chwila, uwolniony gniew i podniesienie ręki na niewłaściwą osobę. A wszystko przez brak akceptacji drogi życiowej pierworodnego syna...
Cóż uczynił wyrodny syn w siódmej części "Wojen Wikingów"? Został mnichem. Za co ojciec odebrał mu imię, nadał nowe - Judasz (co świadczy, że dumny...
2019-05-25
Anglosaska ziemia zapłonęła od iskier krzesanych przez krzyżowane miecze. Można się nauczyć żyć w morzu ognia lub zginąć. Nikt nie jest bezpieczny, wróg może uderzyć z każdej strony i o dowolnej porze. Ale czy po tak długim czasie kogokolwiek to szokuje? Podejrzewam, że społeczeństwo stać było jedynie na milczącą akceptację, przeplataną modlitwami do bóstw. Bo co biedni szaraczkowie mogą zrobić wobec kapryśnej armii?
Duńczycy pod wodzą jarlów Haestena i Haralda zalewają królestwo Alfreda niczym natrętna szarańcza. Do Wessexu od strony morza nadciągnęło kilkadziesiąt okrętów, a kilkutysięczna armia ani myśli opuszczać Kentu. Uhtred, odpowiedzialny za obronę Londynu, oczywiście chce złapać za miecz i za jego pomocą wbić najeźdźcy rozum do głowy. Niestety, wierzący w moc słowa król Alfred, nakazuje wypracować porozumienie z jednym z jarlów – Haestenem. Przeklinający w duchu Uhtred, przystaje na połowiczne rozwiązanie i po zakończonych negocjacjach, wyrusza do Aescengum, by w końcu dać upust żądzy mordu i stanąć naprzeciw Haralda Krwawowłosego. Podczas tej wyprawy, po raz kolejny piękna kobieta, ściągnie nieszczęście na głowę głównego bohatera. Użyje do tego broni i oddziału wojów – jak to potrafi niebezpieczna Dunka…
Wracając natomiast do pierwszoplanowej postaci. Podczas czytania, nie mogłam pozbyć się z głowy kwestii posłuszeństwa Uhtreda wobec króla Alfreda. Wojownik mimo widocznej niechęci i oporu, jaki wywołują w nim królewskie rozkazy, nadal pozostaje wierny danemu słowu. Czy to tylko honor? Czy chęć bycia człowiekiem, na którym można polegać? Niesamowite, jak bardzo można było zawierzyć temu człowiekowi – jest w stanie dotrzymać przysięgi nawet kosztem swojego życia czy wygody. Mam wrażenie, że w teraźniejszości, takich ludzi można ze świecą szukać… Jednocześnie niezmiernie cieszy mnie to, że Uthred ma odwagę, by mimo wiążącej go przysięgi odważnie wypowiedzieć swoje zdanie i dyskutować ze swoim królem. Nie jest uległym potakiwaczem, lecz wolnym, myślącym człowiekiem, śmiało wypowiadającym swoje zdanie. Podejrzewam, że ze względu na te cechy, paradoksalnie coraz bardziej zdobywał szacunek u króla, zmęczonego otaczającymi go sługusami, którzy byli w stanie wymamrotać jedynie: „Tak, Panie”. Czyżby w Uthredzie odzywało się wychowanie wśród Wikingów? Z pewnością wykorzystał je, by być równym przeciwnikiem – wiedząc, co jest najważniejsze dla wikinga i jakim szacunkiem duńscy wojownicy darzą ludzi inteligentnych i walecznych.
Jeżeli chodzi o konstrukcję akcji, nie podobało mi się nagromadzenie relacji ze starć. Oddaję autorowi, że kunszt, z jakim opisuje potyczki jest niesamowity – zwykle nudzące mnie w innych powieściach fragmenty, podniósł do rangi obrazu malowanego słowem. Lecz mimo dalszego utrzymania stylu, który mnie urzekł i chwycił za serce, scen batalistycznych było dla mnie zdecydowanie za dużo i zacierały mi pełnię przyjemności z czytania. Chociaż z drugiej strony czego miał spodziewać się czytelnik? Wróg naciera z każdej strony i nie ma chwili wytchnienia, gdy walka toczy się o przetrwanie kraju. Aż dziw, że w bitewnym szale postępowanie bohaterów jest wciąż przemyślane i klarowne. Brawa dla autora za utrzymanie logiki w ryzach!
Jednym z wniosków, który kształtuje się w mojej głowie po przeczytaniu pięciu tomów sagi, jest fakt, że Wikingowie byli jednym z bardziej postępowych lub po prostu nieprzesiąkniętych propagandą ludów swoich czasów. Nie traktowali kobiet, jak ludzi drugiej kategorii, lecz z szacunkiem i podziwem, jeżeli zasłużyły na to swoim postępowaniem. Dzięki takiemu podejściu, niezaprzeczalnym plusem całej serii są wyraziste postacie kobiece przewijające się przez kolejne księgi sagi. W “Płonących ziemiach” scenę skradła Skade. Idealnie wykreowana postać, potrafiąca w razie potrzeby wzbudzić zachwyt swoją urodą lub trwogę odpowiednio wypowiedzianymi słowami. Określana wiedźmą – kobietą obdarzoną wiedzą, wzbudzającą szacunek i respekt. Aż szkoda, że przez wieki to słowo nabrało jednoznacznie negatywnego znaczenia – czyżby myślące kobiety to było coś złego? :D
Jestem zaintrygowana tą powieścią – magia Północy trwa dalej, niosąc mnie przez fale ścierających się sił. (Ale proszę, oby w szóstej części było mniej bitew!) Zastanawiam się, czy ktokolwiek będzie w stanie zapanować nad oboma narodami? Czy pokój jest tylko chrześcijańską mrzonką, która zostanie starta przez religię wojny otwierającej wrota do Walhalli? Czas pokaże.
Anglosaska ziemia zapłonęła od iskier krzesanych przez krzyżowane miecze. Można się nauczyć żyć w morzu ognia lub zginąć. Nikt nie jest bezpieczny, wróg może uderzyć z każdej strony i o dowolnej porze. Ale czy po tak długim czasie kogokolwiek to szokuje? Podejrzewam, że społeczeństwo stać było jedynie na milczącą akceptację, przeplataną modlitwami do bóstw. Bo co biedni...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bycie wysoko urodzoną kobietą w średniowiecznej Anglii to ciężki kawałek chleba. Każdy Twój ruch jest obserwowany, a los uzależniony od ojca lub męża. Nie, nie pomyliłam książek - nadal piszę o sadze "Wojny Wikingów", lecz tom ósmy zaskakuje zupełną zmianą optyki.
Autor doskonale radzi sobie z budowaniem napięcia. Mimo zaawansowania historii, ciągle jest w stanie zaskoczyć i potrzymać zainteresowanie kolejnymi wydarzeniami. Szok przeżyłam już na pierwszych stronach książki, podczas próby rozgryzienia, z jakiego powodu nastąpiła diametralna zmiana w narracji. Następny nadszedł, gdy zrozumiałam, że podczas witanu Uhtred popiera pomysł niemieszczący się w głowach współczesnej starszyzny - na opustoszałym tronie Mercji chce widzieć Aethelflaed - KOBIETĘ! Nie ma znaczenia, że kobieta ta jest świetnym strategiem oraz politykiem, a powierzony jej kraj byłby stanowczo lepiej zarządzany niż pod władzą jej zmarłego męża. W oczach wielu, płeć Aethelflaed skreśla ją już na starcie. Lecz czy dla upartej kobiety, mającej po swojej stronie wsparcie legendarnego wojownika Uhtreda (który nawiasem mówiąc, również nie wierzy w powodzenie aspiracji ukochanej), cokolwiek jest niemożliwe?
Tom ósmy skupia się na prawach kobiet w wieku X, a raczej ich braku, jeśli miało się nieszczęście urodzić w znamienitej czy zamożnej rodzinie. Zarówno historia Aethelflaed jak i Stiorrii ukazuje, jak z założenia przekreślane były szanse na prowadzenie wojsk czy krajów przez rozsądnego człowieka, tylko dlatego, że nie pozwolono "słabszej" płci realizować swoich talentów. Obawiam się, że takie myślenie pokutuje w niektórych z nas do dziś, a już w dziesiątym wieku uparte wojowniczki potrafiły wytknąć niepoprawność takiej postawy. Tak, walka o władzę przez Aethelflaed jest faktem historycznym.
"Pusty tron" wyróżnia się na tle pozostałych tomów, również ze względu zmniejszenie ilości opisów ogromnych scen batalistycznych. Bitwy rozgrywają się na innym polu - politycznym, aspiracyjnym i światopoglądowym oraz w głowie samego głównego bohatera. Okazuje się, że w piersi twardego wojownika bije serce, lecz dopiero z perspektywy czasu dostrzega, że przeoczył najważniejsze chwile z życia swoich dzieci. Jednak Uhtred nadal jest irytującym i niezniszczalnym herosem, odpornym na wszelkie nieszczęścia, aż miałam ochotę wejść do historii i utrzeć mu nosa. Jednak trzeba oddać autorowi, że postać niesamowicie wyewoluowała poprzez kolejne tomy, a czytelnik dostrzega, jak każde z wydarzeń wywierała wpływ na jego charakter.
Po słabszej siódmej części, "Pusty tron" jest jak objawienie. Autor znów złapał wiatr w żagle, pewnie prowadząc czytelnika po oceanie wartko toczącej się historii. Znów ciężko było oderwać się od znanych jak i nowych postaci, z zapartym tchem śledząc ich poczynania. Niesamowitym plusem jest powrót inteligentnych i ciętych uwag, za którymi tęskniłam.
Z niecierpliwością wyczekuję, co przyniosą kolejne tomy. Saga zaleczyła ranę "Pogańskiego Pana" i znów uniosła miecz, który błyszczy w słońcu wzywając do kolejnych przygód. Mam nadzieję, że "Wojownicy burzy" przyniosą prawdziwy sztorm, który nie pozwoli się nużyć ani przez chwilę.
Bycie wysoko urodzoną kobietą w średniowiecznej Anglii to ciężki kawałek chleba. Każdy Twój ruch jest obserwowany, a los uzależniony od ojca lub męża. Nie, nie pomyliłam książek - nadal piszę o sadze "Wojny Wikingów", lecz tom ósmy zaskakuje zupełną zmianą optyki.
więcej Pokaż mimo toAutor doskonale radzi sobie z budowaniem napięcia. Mimo zaawansowania historii, ciągle jest w stanie zaskoczyć...