rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

https://podkamieniem.com/2022/12/06/joseph-delaney-kroniki-wardstone/
Delaney skupia się w swoich książkach przede wszystkim na trójce bohaterów: stracharzu, jego uczniu Tomie Wardzie i jego przyjaciółce Alice Deane i rozwija te postaci przez cały cykl. Wszyscy troje walczą ze swoimi demonami, odnoszą sukcesy i ponoszą porażki; mierzą się ze swoim dziedzictwem, oczekiwaniami i uprzedzeniami otoczenia, własnymi pragnieniami i konsekwencjami swoich decyzji. Reszta postaci nie jest równie rozbudowana, ale nie stanowi to większego problemu, ponieważ nie potrzebujemy większej ekspozycji, żeby ich poznać. Trójka głównych bohaterów jest skompletowana na zasadzie przeciwności. Mamy tu wiekowego mistrza, zgorzkniałego mędrca, który ma odpowiedzi na wszystko; jego uczeń jest niedoświadczony, ale ciekawski i z ogromnym sercem. Jego przyjaciółka natomiast pochodzi z rodziny naturalnych wrogów stracharzy, jakimi są czarownice, co prowadzi do konfliktu lojalności. Alice jest łatwo polubić, ale dwoistość jej natury intryguje i jest jednym z mocniejszych wątków fabularnych serii. Większość wątku czarownic wiąże się ze wzgórzem Pendle, które istnieje naprawdę – jest to miejscowość w Lancashire, położona zaledwie 30 mil od Preston, czyli niecałą godzinę autem i nie wątpię, że odegrała znaczącą rolę w inspiracji Delaneya.

https://podkamieniem.com/2022/12/06/joseph-delaney-kroniki-wardstone/
Delaney skupia się w swoich książkach przede wszystkim na trójce bohaterów: stracharzu, jego uczniu Tomie Wardzie i jego przyjaciółce Alice Deane i rozwija te postaci przez cały cykl. Wszyscy troje walczą ze swoimi demonami, odnoszą sukcesy i ponoszą porażki; mierzą się ze swoim dziedzictwem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Szkodliwy, rasistowski paszkwil, pełen błędów ortograficznych, składniowych, interpunkcyjnych oraz literówek. Fabuła jest prosta, jak budowa cepa, postaci niewiarygodne a rozwój wydarzeń absurdalny. Omijać szerokim łukiem...

Szkodliwy, rasistowski paszkwil, pełen błędów ortograficznych, składniowych, interpunkcyjnych oraz literówek. Fabuła jest prosta, jak budowa cepa, postaci niewiarygodne a rozwój wydarzeń absurdalny. Omijać szerokim łukiem...

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://podkamieniem.com/2021/10/10/dwa-sierpniowe-debiuty/
Co się wybija w opowieści Blair to niezdrowe relacje z mężczyznami, i nie mam tu na myśli toksycznych związków, a niepokojącą dynamikę z jej opiekunem, chłopakiem, znajomymi. Choć jej narracja jest beznamiętna i skupia się raczej na faktach, nawet własne emocje i uczucia opisuje przez pryzmat wątpliwości i niedowierzania, mną podczas lektury targały oburzenie, współczucie i wściekłość. Gdy wyjechała na wymianę w szkole średniej, trafiła pod dach norweskiej rodziny, w której nie czuła się bezpiecznie ze względu na jej ojca. Nigdy nie doszło do czegoś poważniejszego, ale rzucał komentarze, przez które Blair czuła się niekomfortowo, a raz przygwoździł ją do podłogi własnym ciałem, przy całej swojej rodzinie, po czym cała sytuacja została zbyta milczeniem. Granice Blair zostały przekroczone, a ona nie miała do kogo się zwrócić po pomoc. Mimo to, to przykre doświadczenie nie przekreśliło jej marzeń o Norwegii, ukończyła szkołę w której nauczyła się powozić zaprzęgiem, następnie podjęła pracę w zawodzie i rozpoczęła swój pierwszy poważny związek. Każdy jej powrót do Stanów Zjednoczonych skutkował kolejnym wyjazdem za granicę, gdzie poszukiwała siebie i walczyła z przeciwnościami, w tym z natrętną, ignorującą cudzą nietykalność męskością. Wydaje mi się, że to było najtrudniejsze w jej podróżach: zagrożenie, jakie może stanowić drugi człowiek. Nigdy w jej historii natura nie była tak niebezpieczna, co mężczyzna, który składa jej niepożądane propozycje seksualne.

https://podkamieniem.com/2021/10/10/dwa-sierpniowe-debiuty/
Co się wybija w opowieści Blair to niezdrowe relacje z mężczyznami, i nie mam tu na myśli toksycznych związków, a niepokojącą dynamikę z jej opiekunem, chłopakiem, znajomymi. Choć jej narracja jest beznamiętna i skupia się raczej na faktach, nawet własne emocje i uczucia opisuje przez pryzmat wątpliwości i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

https://podkamieniem.com/2021/10/10/dwa-sierpniowe-debiuty/
Jest to opowieść o zaufaniu, poświęceniu i tożsamości zarówno na małą, jak i wielką skalę. Na tle dramatów narodów rozgrywają się tragedie ludzi, jedni walczą o ideały, inni o przetrwanie a tryby historii bezlitośnie wrzucają ich w sytuacje bez wyjścia.

https://podkamieniem.com/2021/10/10/dwa-sierpniowe-debiuty/
Jest to opowieść o zaufaniu, poświęceniu i tożsamości zarówno na małą, jak i wielką skalę. Na tle dramatów narodów rozgrywają się tragedie ludzi, jedni walczą o ideały, inni o przetrwanie a tryby historii bezlitośnie wrzucają ich w sytuacje bez wyjścia.

Pokaż mimo to

Okładka książki Wakacje wśród duchów. Antologia opowiadań o duchach Charles Dickens, Oscar Wilde, William Butler Yeats
Ocena 6,6
Wakacje wśród ... Charles Dickens, Os...

Na półkach: , ,

https://podkamieniem.com/2021/08/27/trzy-ksiazki-o-wakacjach/
Tytuł tego zbioru pozostaje dla mnie tajemnicą, albowiem opowiadania w wyraźny sposób nie nawiązują do wakacji jako takich; bohaterka jednego z tekstów była na letnim wyjeździe, ale nie narzucało to motywu dla całej antologii.
Było to interesujące doświadczenie. W tym roku przeczytałam kilka horrorów, które w graficzny i dość dokładny sposób opisywały doświadczenia bohaterów, a te wiktoriańskie teksty rządziły się swoimi prawami i podchodziły do zagadnienia grozy od kompletnie innej strony. To była przyjemna i potrzebna odmiana. Opowiadania z “Wakacji z duchami” nie skupiały się na przyziemnej stronie horroru, zamiast tego malując atmosferę strachu i niepewności, wszystko opisane wyszukanym, choć gawędziarskim stylem.

https://podkamieniem.com/2021/08/27/trzy-ksiazki-o-wakacjach/
Tytuł tego zbioru pozostaje dla mnie tajemnicą, albowiem opowiadania w wyraźny sposób nie nawiązują do wakacji jako takich; bohaterka jednego z tekstów była na letnim wyjeździe, ale nie narzucało to motywu dla całej antologii.
Było to interesujące doświadczenie. W tym roku przeczytałam kilka horrorów, które w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://podkamieniem.com/2021/08/27/trzy-ksiazki-o-wakacjach/
Czytelnik towarzyszy January przez cały tekst, jest to konsekwentna narracja pierwszoosobowa i to przyjemny zabieg, ponieważ główna bohaterka jest sympatyczną postacią. Obawiałam się idealnej Mary Sue bądź irytująco niezdarnej damy w opałach, ale January ma motywacje, historię, wątpliwości i emocje, dzięki czemu łatwo ją polubić. Sama autorka przemyca za pomocą January kilka spostrzeżeń na temat rynku książki i stereotypów wokół literatury kobiecej, co kazało mi się zastanowić nad moim własnym podejściem i nauczyło mnie trochę pokory.

https://podkamieniem.com/2021/08/27/trzy-ksiazki-o-wakacjach/
Czytelnik towarzyszy January przez cały tekst, jest to konsekwentna narracja pierwszoosobowa i to przyjemny zabieg, ponieważ główna bohaterka jest sympatyczną postacią. Obawiałam się idealnej Mary Sue bądź irytująco niezdarnej damy w opałach, ale January ma motywacje, historię, wątpliwości i emocje, dzięki czemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://podkamieniem.com/2021/08/27/trzy-ksiazki-o-wakacjach/
Urodziłam się trochę za późno, żeby poczuć w pełni klimat PRL-u, znam go w dużej mierze z opowieści, historycznych zaszłości w życiu codziennym oraz dziwnego, bałwochwalczego podejścia do ludzi sławnych. Ta książka kultywuje to podejście. Opisuje artystów i towarzyszących im ludzi z niezrozumiałym dla mnie uwielbieniem. Sporo miejsca poświęca się rozmaitym psikusom i wygłupom, które, wykonane przez mniej popularnych ludzi, niewykluczone że byłyby potraktowane jako wandalizm. Raził mnie ten podwójny standard. Jednocześnie mam świadomość, że sytuacja polityczna była znacząco inna od tej, w której przyszło mi żyć, i że część żartów była umotywowana właśnie klimatem politycznym. Poza tym mamy w tej książce przekrój miejscowości wypoczynkowych oraz atrakcji z nimi związanych. Generalnie, po lekturze, mogę stwierdzić z całą pewnością że źle się za nią zabrałam. Wystartowałam jak do każdej innej książki, spodziewając się podmalowanego nostalgią reportażu, a otrzymałam coś w stylu zbioru pocztówek.

https://podkamieniem.com/2021/08/27/trzy-ksiazki-o-wakacjach/
Urodziłam się trochę za późno, żeby poczuć w pełni klimat PRL-u, znam go w dużej mierze z opowieści, historycznych zaszłości w życiu codziennym oraz dziwnego, bałwochwalczego podejścia do ludzi sławnych. Ta książka kultywuje to podejście. Opisuje artystów i towarzyszących im ludzi z niezrozumiałym dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam ogromnie mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony dostrzegam całą mnogość inspiracji z innych źródeł. Nazewnictwo przywołuje elficką konwencję językową rodem z Tolkiena, mamy mnóstwo gaelickich i celtyckich tworów. Rzecz jasna, zanim wyruszysz w drogę należy zebrać drużynę, i do głównego bohatera dołącza plejada postaci, z mniej lub bardziej wiarygodnymi motywacjami, ale wszystkie równie nudne i płaskie. Wydaje mi się, że problem leży w kreowaniu postaci i narracji. Autor wyrzucił zasadę “show, not tell” przez okno i tłumaczy każdą emocję czy myśl bohaterów.
https://open.spotify.com/episode/4k0kdp3VH2fMEK4FlFvx3k?si=YQsPCtBBSTu9rV69NpDl_A&dl_branch=1

Mam ogromnie mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony dostrzegam całą mnogość inspiracji z innych źródeł. Nazewnictwo przywołuje elficką konwencję językową rodem z Tolkiena, mamy mnóstwo gaelickich i celtyckich tworów. Rzecz jasna, zanim wyruszysz w drogę należy zebrać drużynę, i do głównego bohatera dołącza plejada postaci, z mniej lub bardziej wiarygodnymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“Żeglarze…” to sześć opowiadań napisanych w latach 1974-1980, osadzonych i stopniowo rozbudowujących autorski świat, luźno bazujący na Ziemi którą wszyscy znamy. W tej odległej przyszłości ludzie zapanowali nie tylko nad techniką, która pozwoliła im na podróże międzygalaktyczne, ale i nad siłami ludzkiego umysłu, w rezultacie czego pojawiły się nowe profesje: psipsych i telepata. W tym świecie czucie, choć inne niż to Mickiewiczowskie, jest równie ważne do szkiełko i oko i jest wykorzystywane do badań i podczas poważnych ekspedycji naukowych, sama wiara zaś jest motywem który spina opowiadania w tym zbiorze.
Więcej na https://podkamieniem.com/2021/06/30/majowe-zbiory-george-r-r-martin-zeglarze-nocy-i-inne-opowiadania/

“Żeglarze…” to sześć opowiadań napisanych w latach 1974-1980, osadzonych i stopniowo rozbudowujących autorski świat, luźno bazujący na Ziemi którą wszyscy znamy. W tej odległej przyszłości ludzie zapanowali nie tylko nad techniką, która pozwoliła im na podróże międzygalaktyczne, ale i nad siłami ludzkiego umysłu, w rezultacie czego pojawiły się nowe profesje: psipsych i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie brakuje w kinach filmów, które powstały na bazie książek. Nierzadko ekranizacja przynosi literackiemu oryginałowi wznowienia lub nagły wzrost popularności. Przykładów nie trzeba daleko szukać: Gra o Tron, Wiedźmin, książki Stephena Kinga takie jak To albo Lśnienie czy też nieśmiertelne Małe kobietki Louisy May Alcott. Przeniesione na wielki bądź mały ekran dzieła przeżywają drugą młodość i docierają do tysięcy odbiorców, którzy wcześniej nie wykazywali nimi zainteresowania. Nie brakuje też przedstawicieli drugiego obozu, czyli książek, których ekranizacje nie przyniosły im większych korzyści. Można wśród nich wymienić m.in. "Gwiezdny Pył" Neila Gaimana, "Chłopaki mojego życia" Beverly Donofrio, "Psychoza" Roberta Blocha. Należy też do nich "Totalna Magia" pióra Alice Hoffman, po raz pierwszy wydana w Polsce w 2003. Wspominałam już o tej książce w moim podsumowaniu roku 2020, zrobiła jednak na mnie tak ogromne wrażenie, że chcę jej poświęcić oddzielny odcinek.

Już sama chronologia wskazuje, dlaczego książka nie wykorzystała fali popularności ekranizacji, a przynajmniej dlaczego to nie miało miejsca na naszym rodzimym rynku. Film Totalna magia wyszedł w 1998 roku. Polski czytelnik nie miał szans zapoznać się z tą historią zawczasu, w myśl zasady “najpierw książka, potem film”. Ta ekranizacja to jedna z moich filmowych guilty pleasures. Obiektywnie rzecz ujmując, nie jest to arcydzieło kinematografii (na Rotten Tomatoes ma 22% od krytyków), ale ma w sobie coś takiego, co mnie ujęło od razu. Zakładam, że to częściowo zasługa ponurego rozpoczęcia, sceny z szubienicą i kontrastującej beztroskiej muzyce i narracji. Kontrasty towarzyszą większości scen. Przygnębiający opis klątwy, nałożonej na wszystkie Owensówny, historia Gillian i Sally, prześladowania przez dzieciaki z sąsiedztwa - a z drugiej strony piękne, słoneczne dni, wspaniały ogród, wyrozumiałe ciotki i ciasto czekoladowe na śniadanie. Sięgając po książkę Alice Hoffman spodziewałam się podobnej romantycznej, magicznej atmosfery i co prawda znalazłam magię i romans, ale próżno szukać na jej kartach lekkości i beztroski ekranizacji.
Więcej na: https://podkamieniem.com/2021/02/14/kazda-z-nas-ma-w-sobie-czarownice/

Nie brakuje w kinach filmów, które powstały na bazie książek. Nierzadko ekranizacja przynosi literackiemu oryginałowi wznowienia lub nagły wzrost popularności. Przykładów nie trzeba daleko szukać: Gra o Tron, Wiedźmin, książki Stephena Kinga takie jak To albo Lśnienie czy też nieśmiertelne Małe kobietki Louisy May Alcott. Przeniesione na wielki bądź mały ekran dzieła...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach: , ,

Spotkałam się z zarzutami, że ten tekst wcale nie jest straszny. Pomimo że narrator kilkukrotnie zaznaczył, że ta opowieść to horror, to miałam ciarki tylko w jednym momencie. Nie robią już na mnie wrażenia opisy rozmaitych potworów i zmagań z nimi, za to jak zwykle doceniłam slice of life, jakim raczy swoich czytelników King. Zdaje się, że to jedna z jego krótszych powieści, do tego ma formę raczej opowiadania - skupia się na jednym wątku, pozostałe są bardzo poboczne i ledwie zarysowane, a postaci towarzyszące i ich rozwój są opisane w dużej mierze w kontekście relacji z głównym bohaterem. To rozwiązanie powoduje, że historia wydaje się nieco odchudzona, a przyzwyczajonych do bogatych opisów i rozbudowanych światów fanów to może zostawić na głodzie. 
Więcej na: https://podkamieniem.com/2021/04/05/stephen-king-pozniej/

Spotkałam się z zarzutami, że ten tekst wcale nie jest straszny. Pomimo że narrator kilkukrotnie zaznaczył, że ta opowieść to horror, to miałam ciarki tylko w jednym momencie. Nie robią już na mnie wrażenia opisy rozmaitych potworów i zmagań z nimi, za to jak zwykle doceniłam slice of life, jakim raczy swoich czytelników King. Zdaje się, że to jedna z jego krótszych...

więcej Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Wzlot i upadek D.O.D.O. Nicole Galland, Neal Stephenson
Ocena 6,9
Wzlot i upadek... Nicole Galland, Nea...

Na półkach: , ,

“Wzlot i upadek D.O.D.O.” Nicole Galland i Neala Stephensona od pierwszych słów budzi ciekawość. Z czym bowiem kojarzy się DODO? Ja, bez wstydu przyznam, że od razu pomyślałam o Epoce Lodowcowej i scenie, w której pożegnaliśmy się z całym gatunkiem. W perspektywie całej książki to całkiem nieźle koresponduje z jej treścią. Okładka jest oszczędna w kolorach, mamy na niej wyłącznie biel i czerń, wraz ze stemplem Departamentu Od Diachronicznych Operacji i ptakiem dodo. Z początku trudno mi było wejść w ten świat: mężczyzna związany z armią Stanów Zjednoczonych angażuje do pomocy lingwistkę i zleca jej zadanie przewertowania sterty dokumentów w poszukiwaniu wzmianek o magii. Akcja rozkręca się dopiero, gdy odkrywają, że w starożytnych podaniach i legendach jest ziarno prawdy, reguły da się naginać, za to ich łamanie grozi straszliwą karą.
Więcej na https://podkamieniem.com/2021/05/05/neal-stephenson-nicole-galland-wzlot-i-upadek-d-o-d-o/

“Wzlot i upadek D.O.D.O.” Nicole Galland i Neala Stephensona od pierwszych słów budzi ciekawość. Z czym bowiem kojarzy się DODO? Ja, bez wstydu przyznam, że od razu pomyślałam o Epoce Lodowcowej i scenie, w której pożegnaliśmy się z całym gatunkiem. W perspektywie całej książki to całkiem nieźle koresponduje z jej treścią. Okładka jest oszczędna w kolorach, mamy na niej...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach: , , ,

Oniryczna, oryginalna antologia, której wszystkie opowiadania są osadzone w jednym świecie i przenikają się wzajemnie. Jest to ciekawy pomysł, dodaje tekstom głębi i znaczenia - dzięki temu zabiegowi pozornie nic nie znaczące uwagi czy opisy dostają swoją własną backstory. W ostateczności bardziej skupiałam się na łapaniu nitek z innych opowiadań i szukaniu powiązań niż na samej warstwie horroru. Podział treści na opowiadania, a następnie pomieszanie ich chronologicznie, daje jednak poczucie jakby ktoś starał się za bardzo uwypuklić strachy w tych historiach. Ciekawy eksperyment, który przypomina mi nieco grę paragrafową.
Więcej recenzji na https://anchor.fm/pod-kamieniem

Oniryczna, oryginalna antologia, której wszystkie opowiadania są osadzone w jednym świecie i przenikają się wzajemnie. Jest to ciekawy pomysł, dodaje tekstom głębi i znaczenia - dzięki temu zabiegowi pozornie nic nie znaczące uwagi czy opisy dostają swoją własną backstory. W ostateczności bardziej skupiałam się na łapaniu nitek z innych opowiadań i szukaniu powiązań niż na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Za wikipedią, silva rerum to z łaciny las rzeczy, sylwa, niegdysiejszy odpowiednik bullet journal. Nie zdawałam sobie sprawy, że istniała tego typu forma zapisków i jest to wyjątkowo odpowiedni tytuł dla tej książki, która jest przede wszystkim sagą rodziny Narwojszów. Opowieść o ludzkich namiętnościach, mocno osadzona w realiach historycznych XVII-wiecznej Litwy, jest wbrew pozorom prowadzona bardzo dynamicznie. Często w narracji pojawia się strumień myśli, który potrafi rozciągnąć pojedyncze zdanie na każdą stronę, i pomimo lekkiego chaosu jaki to ze sobą niesie, pozwala na niesamowitą immersję. Wydaje się, że każdy taki akapit zapisany taką techniką daje więcej treści niż całe rozdziały opisów w innych książkach. Sabaliauskaite maluje świat małego dworku Milkontów oraz Wilna, odbudowującego się po kozackim ataku, bez oceniania opowiada o studenckich rozrywkach i kontrapunktuje je życiem klasztornym, nie ma tu wstydu ani obrzydzenia, mamy pełen przekrój postaw i charakterów. Całe szczęście, że są jeszcze dwa tomy!
Więcej recenzji na https://anchor.fm/pod-kamieniem

Za wikipedią, silva rerum to z łaciny las rzeczy, sylwa, niegdysiejszy odpowiednik bullet journal. Nie zdawałam sobie sprawy, że istniała tego typu forma zapisków i jest to wyjątkowo odpowiedni tytuł dla tej książki, która jest przede wszystkim sagą rodziny Narwojszów. Opowieść o ludzkich namiętnościach, mocno osadzona w realiach historycznych XVII-wiecznej Litwy, jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niektóre z książek Mastertona przypominają teksty napisane w rezultacie wyzwania lub zakładu. Najbardziej szalone pomysły, takie jak Szatańskie Włosy czy Ciemnia, przekuł w mniej lub bardziej popularne powieści. Kilka z jego tekstów przypadło mi do gustu, większość jednak przypomina fast food - czyta się szybko i równie szybko zapomina. Z tego też względu niezbyt uważnie śledzę jego literackie poczynania, a po “Dzieci zapomniane przez Boga” sięgnęłam tylko dlatego, że ten tytuł został uwzględniony w plebiscycie literackim Lubimy czytać w kategorii horror.
Recenzja spojlerowa na https://podkamieniem.com/2021/03/09/graham-masterton-dzieci-zapomniane-przez-boga/

Niektóre z książek Mastertona przypominają teksty napisane w rezultacie wyzwania lub zakładu. Najbardziej szalone pomysły, takie jak Szatańskie Włosy czy Ciemnia, przekuł w mniej lub bardziej popularne powieści. Kilka z jego tekstów przypadło mi do gustu, większość jednak przypomina fast food - czyta się szybko i równie szybko zapomina. Z tego też względu niezbyt uważnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak dotąd najlepsza polska groza jaką przeczytałam w tym roku. Nie pozwala się oderwać, a dzięki dobremu warsztatowi najbardziej karkołomne sceny i opisy stawały się przystępne i oddziaływały na wyobraźnię. Warto.

Jak dotąd najlepsza polska groza jaką przeczytałam w tym roku. Nie pozwala się oderwać, a dzięki dobremu warsztatowi najbardziej karkołomne sceny i opisy stawały się przystępne i oddziaływały na wyobraźnię. Warto.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przerost formy nad treścią, strata czasu.

Przerost formy nad treścią, strata czasu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak dotąd najsłabsza książka Kinga, jaką czytałam.

Jak dotąd najsłabsza książka Kinga, jaką czytałam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciekawe użycie słowa "fakt" w większości przypadków. Początkowo obiecująca i interesująca, z czasem zaczęła męczyć przedstawianiem dowodów, które są de facto bzdurami.

Ciekawe użycie słowa "fakt" w większości przypadków. Początkowo obiecująca i interesująca, z czasem zaczęła męczyć przedstawianiem dowodów, które są de facto bzdurami.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba już wszyscy wiedzą, że Joe Hill jest synem Stephena Kinga. Nic dziwnego, że pisarz zdecydował się na pseudonim - sławny ojciec to potężna presja i uniemożliwiłoby mu to samodzielny rozwój. Sam King czuł się kiedyś przytłoczony swoją własną popularnością i próbował publikować jako Richard Bachman, z nieco gorszym jednak rezultatem. Mając na uwadze, że syn i ojciec to dwóch różnych pisarzy, starałam się nie mieć wygórowanych oczekiwań względem Hilla i potraktować go jako każdego innego autora. “Strażak” był pierwszą książką, po którą sięgnęłam, głównie ze względu na jej popularność na Goodreads. Dziesiątki pozytywnych opinii obiecywały rewelacyjną przygodę, na obietnicach się jednak skończyło.

“Strażak” to powieść postapo. Pandemia choroby zwanej smoczą łuską dziesiątkuje ludzi i niszczy miasta, dezorganizuje rządy; panuje chaos i anarchia. Nie wiadomo, jak rozwija się choroba ani jak można się zarazić - zdaje się, że nie ma przed nią ratunku. Każdy człowiek może się pewnego dnia obudzić i zdać sobie sprawę, że został na niego wydany wyrok śmierci. Zarażenie Draco Incendia Trychophyton objawia się wzorami na ciele, które w dotyku i wyglądzie przypominają gadzią, chorzy w chwilach stresu zaczynają kopcić, aby ostatecznie stanąć w płomieniach. Spontaniczne zapłony są na porządku dziennym, zabijają nosicieli i nierzadko są powodem poważnych pożarów. Choroba podobno rozpoczęła się gdzieś na wschodzie, nikt jednak nie był pewien jej pochodzenia.
W miasteczku Harper Grayson nie było jak dotąd przypadków smoczej łuski, aż do dnia, w którym zobaczyła spontaniczny zapłon mężczyzny na szkolnym placu zabaw. Do ciała natychmiast została wezwana strach pożarna, która przedsięwzięła odpowiednie środki ostrożności i spaliła jego szczątki. Wydawało się, że problem został zażegnany - przynajmniej na chwilę - lecz gdy Harper wróciła do domu, dowiedziała się, że autobus pełen zakażonych Chińczyków rozbił się w centrum. Wkrótce szkoła, w której pracowała, została zamknięta, a choroba rozszalała się w mieście na dobre. W miarę upływu czasu próby radzenia sobie ze smoczą łuską stawały się coraz bardziej drastyczne i radykalne, a bezwzględne Szwadrony Kremacyjne zabierały wszystkich zarażonych. Choroba nie ominęła Harper. Wszelkie środki ostrożności zawiodły i okazało się, że kobieta jest nie tylko chora, ale i w ciąży.
Jak widać, początek był intrygujący i zachęcał do lektury. Hill bez pośpiechu snuł swoją opowieść o Apokalipsie, nie żałując czasu na analizę przeżyć wewnętrznych głównej bohaterki oraz związku z mężem. Nie szczędził czytelnikom dramatycznych opisów losów zarażonych oraz terroru, jaki zaprowadziły Szwadrony. I o ile pomysł i rozpoczęcie historii są interesujące i całkiem oryginalne, to rozwinięcie zawodzi na całej linii. Akcja - a może jej brak - jest przewidywalna i sztampowa, zaś postaci płaskie i trudno je polubić. “Strażak” swoją fabułą nieodmiennie przywodził mi na myśl tak popularne obecnie młodzieżowe cykle dystopijne. Poruszał poważne zagadnienia, lecz w żadnym wypadku nie zaskakiwał; rozciągał drogę do nieuniknionego finału, ale nie zdołał zbudować napięcia. Nieco sztywny język narracji utrudniał mi zagłębienie się w historii, natomiast dialogi brzmiały sztucznie i nienaturalnie.

Nie udało mi się uciec od porównania “Strażaka” z książkami Kinga, nie dlatego jednak, że autor jest jego synem, a ze względu na obraną tematykę i styl. Większość znanych pisarzy horrorów ma swoje zabiegi i sztuczki, dzięki którym pozostają charakterystyczni i wyróżniają się na tle innych. Masterton, Ketchum, Koontz - każdy ma inny styl i każdy by inaczej poprowadził opowieść o smoczej łusce, lecz w sposobie Hilla widzę rękę Kinga. Autor próbował snuć wielowątkową, naszpikowaną odniesieniami do popkultury opowieść, w której zawarł nie tylko wizję świata po upadku, ale i prawdy o człowieku - i moim zdaniem poniósł porażkę. Zamiast atmosfery przygnębienia i opresji mamy uczucie nudy i zniecierpliwienia, a znacząca część książki po prostu nużyła. Wspomnę przy okazji, że w niczym nie przypomina horroru. To fantasy postapo, zdecydowanie - ale nie horror. Nie ma tu nic, co by wywołało choćby delikatny dreszcz emocji.

Chyba już wszyscy wiedzą, że Joe Hill jest synem Stephena Kinga. Nic dziwnego, że pisarz zdecydował się na pseudonim - sławny ojciec to potężna presja i uniemożliwiłoby mu to samodzielny rozwój. Sam King czuł się kiedyś przytłoczony swoją własną popularnością i próbował publikować jako Richard Bachman, z nieco gorszym jednak rezultatem. Mając na uwadze, że syn i ojciec to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to