-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-03-22
2013-07-28
2018-02-08
2013-07-10
Oto i kolejny kryminał Krajewskiego w stylu retro. Świetnie napisany i oferujący czytelnikowi coś więcej niż tylko odpowiedź na pytanie "kto zabił".
Książka ma dwie nietypowe i krańcowo odmienne 'bohaterki': matematykę i filologię klasyczną. W ramach tej pierwszej dowiemy się co to są macierze (prostokąty złożone z liczb), do czego służy gematria (do obliczania wartości liczbowej wyrazów) i w jaki sposób funkcja eksponencjalna może łączyć się z seksem.
Autor jest z wykształcenia filologiem klasycznym; nie dziwi więc, że potrafi coś ciekawego napisać nawet o rozbiorze metrycznym wierszy łacińskich, jak również o zróżnicowaniu ukraińskich i rosyjskich sylab. Zdecydowanie najwięcej dowiemy się o języku hebrajskim - każda spółgłoska tego języka posiada swoją wartość liczbową, a samych liczb nie zapisuje się cyframi tylko literami (np. 1 to alef, 2 - bet, 30 - lamed, itp.)
Spokojnie:-) Pan Krajewski nie przerzucił się na pisanie rozpraw lingwistycznych, połączył filologię i matematykę w jak najbardziej morderczym celu.
Są trzy Liczby Charona: liczba wiedźmy, liczba nierządnicy i liczba mędrca. Pod dwiema pierwszymi kryją się ofiary i linijka tekstu w starotestamentowej odmianie języka hebrajskiego. Gematria tych tekstów wskazuje na imię i nazwisko ofiary, jej profesję, narzędzie zbrodni i powód jej dokonania. Pod trzecią kryje się morderca.
Edward Popielski, obecnie były komisarz, współpracuje z policją jako rzeczoznawca. Epilepsja uniemożliwiła mu kiedyś karierę naukową w ukochanych naukach ścisłych i zmusiła do zmiany studiów na lingwistyczne. To w jego osobie matematyka płynnie łączy się z filologią klasyczną, a zagadkę rozwiązuje on ślęczeniem nad książkami i rozwiązywaniem łamigłówek liczbowo-literowych.
Moim zdaniem "Liczby Charona" są lepsze niż "Erynie", choć bardziej jeszcze mroczne, okrutne, a momentami wręcz odpychające. To tutaj Edward Popielski się zakochuje i tutaj pojawia się najlepszy czarny charakter stworzony przez Krajewskiego - niejaki Józef hrabia Bekierski, urodzony degenerat i sadysta.
Nic tylko usiąść i czytać!
Oto i kolejny kryminał Krajewskiego w stylu retro. Świetnie napisany i oferujący czytelnikowi coś więcej niż tylko odpowiedź na pytanie "kto zabił".
Książka ma dwie nietypowe i krańcowo odmienne 'bohaterki': matematykę i filologię klasyczną. W ramach tej pierwszej dowiemy się co to są macierze (prostokąty złożone z liczb), do czego służy gematria (do obliczania wartości...
2013-08-01
Ta książka przeleżała sobie spokojnie długie lata na półce w moim domu rodzinnym. Jako dziecko lubiłam oglądać w niej obrazki, a jako młodzież korzystałam też i z tekstu przy okazji odrabiania różnych zadań szkolnych. W całości przeczytałam dopiero teraz.
I tekstu i ilustracji (głównie czarno-białych) jest tu sporo, co jest normą w przypadku książek traktujących o historii sztuki. Pod względem zawartości też nie ma zaskoczeń - autorka opisuje dzieje malarstwa, rzeźby i architektury od prehistorii po czasy nowożytne, oczywiście na szerszym tle historycznym i społecznym, ograniczając się tylko do Europy. O wartości tej akurat książki decyduje co innego - podejście. Pani Guza nie tylko pokaże i opisze jakiś obraz, posąg czy budynek, ale również umieści go na tle czasów, w których powstał oraz na przestrzeni dziejów. Nie tylko zobrazuje czytelnikom np. styl gotycki, ale także wyjaśni czym i dlaczego różni się gotyk francuski od włoskiego czy polskiego.
Kluczem jest tu słowo ZROZUMIENIE. Bo trudno podziwiać dzieła sztuki, jeśli się ich nie rozumie. O ile w miarę łatwo jest zachwycić się rzeźbami antycznymi, bo są idealne w proporcjach, to już trudniej jakiś zachwyt znaleźć dla rzeźb romańskich, które są nieforemne i w sumie niezbyt ładne. Ale czy gorsze? Mniej wartościowe?
"Mona Lizę" czy "Słoneczniki" podziwia prawie każdy, ale już nie każdy zaniemówi z podziwu na widok kolorowych kwadratów u Mondriana, choć to przecież też bardzo znane i cenione obrazy. Bo w tym właśnie rzecz - nie żeby tylko widzieć, ale też patrzeć. Patrzeć i starać się zrozumieć. Co dany malarz, rzeźbiarz czy architekt chciał w swym dziele pokazać? Do czego dążył? Na czym się wzorował? Co zostawił potomnym? No i jaki, do licha, związek istnieje pomiędzy malowidłami z jaskini Lascaux a "Guernicą" Picassa, choć te dzieła dzielą nawet nie całe wieki lecz tysiąclecia?
Własnie na te i podobne pytania odpowiada pani Joanna Guze w swojej książce, a czyni to barwnie, obrazowo i zrozumiale nawet dla młodszych czytelników. "Na tropach.." to opowieść o dziejach sztuki popularnonaukowa w duchu, ale beletrystyczna w formie. I da się zauważyć, że choć autorka ceni wszystkie jej dziedziny, to szczególnym uwielbieniem darzy malarstwo, bo o nim pisze najwięcej i najpiękniej.
Gdybyście chcieli przeczytać tylko jedną książkę o sztuce, to gorąco polecam właśnie tę, choć jednocześnie uprzedzam, że posiada ona wielki minus - nie była wznawiana chyba od 1968 roku. A szkoda...
Ta książka przeleżała sobie spokojnie długie lata na półce w moim domu rodzinnym. Jako dziecko lubiłam oglądać w niej obrazki, a jako młodzież korzystałam też i z tekstu przy okazji odrabiania różnych zadań szkolnych. W całości przeczytałam dopiero teraz.
I tekstu i ilustracji (głównie czarno-białych) jest tu sporo, co jest normą w przypadku książek traktujących o historii...
2013-12-15
W czerwcu 1933 roku w samym sercu gwarnego lwowskiego parku i tuż sprzed nosa guwernantki porwana zostaje czternastoletnia dziewczynka. Ojciec ofiary, jeden z królów podziemia, stawia na nogi cały półświatek. Bezskutecznie. Córka zostaje mu zwrócona i rychło wychodzi na jaw, że zwyrodnialec odebrał jej nie tylko wolność, ale również niewinność. Zrozpaczony ojciec porywa więc trzynastoletnią Ritę Popielską, zmuszając tym samym komisarza do poszukiwania gwałciciela. Popielski, świeżo przywrócony do służby w policji, nie ma wyjścia i podejmuje podwójne ryzyko utraty córki oraz stanowiska.
W powieściach Krajewskiego nic nie jest proste ani nie odbywa się tylko w jednym planie czasowym. We Wrocławiu w roku 1946 również w parku porwano kolejną dziewczynkę, tym razem córkę szefa Urzędu Bezpieczeństwa. A Popielski znów nie ma wyjścia. UB więzi i torturuje jego kuzynkę, próbując wyrwać jej z gardła miejsce pobytu byłego komisarza i porucznika AK. Popielski ponownie podejmuje podwójne ryzyko odkrycia swej fałszywej tożsamości oraz wpadnięcia w łapy ubeckich szpicli, szukających po całym Wrocławiu porywacza fizycznie bardzo podobnego do komisarza. Ale tym razem Popielski ma coś czego nie miał trzynaście lat wcześniej - wsparcie swojego przyjaciela Eberharda Mocka.
Jednak w powieściach Krajewskiego intryga kryminalna, jak zawsze genialnie poprowadzona, jest tylko jednym z głównych elementów. Równie ważną rolę gra klimat. Klimat stworzony przez topografię obu miast i całą gamę ich mieszkańców, przez wizyty w poważnych instytucjach (tu w Ogrodzie Botanicznym i szpitalu dla chorych psychicznie) i burdelach, eleganckich rezydencjach i zasyfionych norach, przez spacery i przejazdy dorożkami, a nawet przez wyroby gorzelni, browarów czy zakładów gastronomicznych i krawieckich. Nazywanie książek Krajewskiego po prostu kryminałami jest wybitnie krzywdzącym niedopowiedzeniem. To doskonała proza, elegancka w formie lecz brudna i odpychająca w treści, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, porywająca i nadal (pomimo 10 powieści na koncie autora) zdolna zaskoczyć czytelnika.
Czego chcieć więcej? :)
W czerwcu 1933 roku w samym sercu gwarnego lwowskiego parku i tuż sprzed nosa guwernantki porwana zostaje czternastoletnia dziewczynka. Ojciec ofiary, jeden z królów podziemia, stawia na nogi cały półświatek. Bezskutecznie. Córka zostaje mu zwrócona i rychło wychodzi na jaw, że zwyrodnialec odebrał jej nie tylko wolność, ale również niewinność. Zrozpaczony ojciec porywa...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-11-07
Two concepts are of importance here, both indicated in the title of the book.
The Opera - thoroughly pictured as a spacious building with 20 floors above and 5 more beneath, consisting of a vast number of people starting from singers and musicians, through managers and technicians, to a ratcatcher. The Opera - understood as music and passion, and above all, as the passion for music.
The Phantom - who is he? The Angel of music, a great singer and composer, who teaches Christine how to make audience weep? The Ghost haunting along the Opera House, presenting extravagant financial needs to the managers and throwing down a huge chandelier? A monster and a trap-door lover kidnapping the prima donna in mid-performance and constructing the torture chamber to prevent anybody from entering his house on the lake?
Or just Erik? The mysterious figure, condemned to live beneath the Opera House, disparaged by all others because of his hideous looks and tortured by the pangs of unreciprocated love? The ugliest man with the most beautiful heart.
I've read this book for the third time and I still do not have the slightest idea why Christine chose the boyish boring Raoul and not the Phantom?
For me it's the most bewitching and mournful love story ever written.
Read in January 2012
Two concepts are of importance here, both indicated in the title of the book.
The Opera - thoroughly pictured as a spacious building with 20 floors above and 5 more beneath, consisting of a vast number of people starting from singers and musicians, through managers and technicians, to a ratcatcher. The Opera - understood as music and passion, and above all, as the passion...
2012-06-10
Książki... wszędzie książki. W rzędach i stosach. Książki na półkach, stolikach, szafkach nocnych i na podłodze. Książki w prywatnych i publicznych bibliotekach, książki w księgarniach i antykwariatach. Książki czytane po wielokroć, sprzedawane, kupowane, katalogowane, opisywane, wchłaniane i odkładane.
Właśnie pośród książek upływa życie Margaret Lea. Jej ojciec prowadzi antykwariat, a ona przesiaduje tam całymi dniami pomagając doglądać książek, "w końcu czytanie jest poniekąd doglądaniem książek" *. Antykwariat to właściwie jedyny świat jaki zna, jej azyl, szkoła, dom i życie. Powoli budzi się w niej pasja do spisywania biografii, ale sama uważa się raczej za uzdolnioną amatorkę. Choć to tylko hobby, zostanie docenione przez Vidę Winter, szalenie poczytną i popularną pisarkę, znaną zarówno ze swoich powieści, jak i z licznych, nieprawdziwych wersji swojej biografii. Dla czytelników stanowi absolutną tajemnicę, a u schyłku życia wzywa do siebie Margaret, by skromnej córce antykwariusza tę tajemnicę powierzyć.
Historia Vidy jest opowieścią o wielkim, zapuszczonym i popadającym w ruinę domu, o starym, arystokratycznym i zubożałym rodzie Angelfieldów, nad którym ciąży swoiste fatum. Jest opowieścią o opuszczonych, odizolowanych od świata i zdziczałych siostrach bliźniaczkach i o ich guwernantce, która nieskutecznie próbowała je ucywilizować. Jest to opowieść o narodzinach i śmierci, o miłości i nienawiści, o bólu i cierpieniu, o smutku i radości. "A nic nie jest tak wymowne jak opowieść" *.
Panna Winter wybrała Margaret nieprzypadkowo. Obie kobiety pozornie dzieli wszystko - wiek, wykształcenie, pochodzenie i status społeczny, ale łączy coś bardziej wyjątkowego - tajemnica narodzin. Sławna pisarka ukrywa prawdę o sobie za wymyślonymi postaciami, córka antykwariusza postępuje podobnie wypełniając swój świat czytanymi po wielokroć opowieściami. Ich spotkanie jest dla obu bohaterek rodzajem oczyszczenia, ukojenia duchów przeszłości, pogodzenia się z losem. A Margaret odkryje, że "każdy ma swoją historię" * i w końcu będzie mogła poznać i opowiedzieć nie tylko historię Vidy Winter, ale również własną.
"Trzynasta opowieść" jest debiutem Diane Setterfield. Pisarka, urodzona w Reading (miejscowości pomiędzy Londynem a Oksfordem), stworzyła historię bardzo angielską w powściągliwej i wyważonej narracji oraz bardzo wiktoriańską w duchu. Zresztą sama wskazuje źródła inspiracji przywołując wielokrotnie "Dziwne losy Jane Eyre". Aluzje do twórczości sióstr Bronte dość łatwo wychwycić: choćby ten rozwalający się dom, ten wuj zamknięty w pokoju niczym żona pana Rochestera na strychu, osierocone dzieci, pogoda puentująca dramatyzm wydarzeń, ten chłód naładowany skrywanymi emocjami, te wrzosowiska...
Wspaniała, magiczna, głęboko poruszająca opowieść. Gorąco polecam tym, co jeszcze nie czytali, a nawet tym, co już czytali, bo to książka, do której chce się wracać po wielokroć.
* Wszystkie cytaty pochodzą z recenzowanej książki.
Książki... wszędzie książki. W rzędach i stosach. Książki na półkach, stolikach, szafkach nocnych i na podłodze. Książki w prywatnych i publicznych bibliotekach, książki w księgarniach i antykwariatach. Książki czytane po wielokroć, sprzedawane, kupowane, katalogowane, opisywane, wchłaniane i odkładane.
Właśnie pośród książek upływa życie Margaret Lea. Jej ojciec prowadzi...
2012-05-02
Muszę szczerze przyznać, że dawno już nie natknęłam się na książkę, której szybkie przeczytanie zahacza wręcz o profanację. Segal w "Aktach wiary" porusza się bowiem po kilku płaszczyznach, podejmuje wiele wątków, stawia rozliczne pytania, a robi to używając prostego i bardzo trafnego języka. Ale do rzeczy...
Sama historia też nie jest specjalnie skomplikowana. Jest tu troje głównych bohaterów: żydowskie rodzeństwo Daniel i Debora Luria, dzieci wybitnego rabina i prawdziwego przywódcy duchowego silczańskiej społeczności, oraz Tim Hogan- irlandzki katolik. Cała trójka pochodzi z Brooklynu, tu się wychowują i wzrastają. Ich losy wciąż się krzyżują i splatają aż do pamiętnego dnia szabatu, kiedy to Tim (pełniący obowiązki szabesgoja, czyli gaszącego światła w domach pobożnych Żydów) spotyka Deborę w kuchni. Kilka rozmów, jeden niewinny pocałunek i wybucha skandal. Pobożna Żydówka, córka rabina i goj?
Po tym wydarzeniu Tim poświęca się bez reszty nauce i modlitwie, wstępuje do seminarium i zostaje wysłany do Rzymu, by tam ukończyć studia i otrzymać święcenia. Deborę zaś ojciec zsyła do Jerozolimy, do zaprzyjaźnionej rodziny ultra-ortodoksyjnych współwyznawców, gdzie pełni ona rolę niańki i służącej i skąd ucieka do kibucu. I tam właśnie na Ziemi Świętej, kolebce ich religii, Tim i Debora ponownie się spotykają i spędzają ze sobą, jakże brzemienne w skutki, trzy upojne tygodnie.
Czyli jest to historia o miłości. Wyjątkowo trudnej, bo potępionej i wyklętej przez dwa wielkie systemy religijne, ale również niezwykle pięknej i trwałej. I trudno przy okazji, choćby przez moment, nie zastanowić się nad sensem celibatu...
Ale to tylko jedna płaszczyzna. "Akty" są również opowieścią o poszukiwaniu siebie i swojej drogi życiowej. Najmniej kłopotów z wyborem ma Tim. Wychowywany przez wujostwo, naznaczony piętnem bękarta, odkrywa w sobie powołanie i poświęca się kapłaństwu. Chociaż nie ominą go chwile zwątpienia, dosłuży się godności arcybiskupa i nuncjusza papieskiego. Daniel i Debora mają przed sobą znacznie trudniejsze zadanie zmierzenia się z religijną i rodzinną tradycją. On, ukochany i wyczekany jedyny syn, kształcony od małego na następcę swego wielkiego ojca, wcale nie chce zostać rabinem i szuka dla siebie innej drogi. Ona, ze względu na płeć odsunięta od nauki, pilnie studiuje Biblię po nocach. Ponieważ oboje nie spełniają jego oczekiwań, wielki rebe pozbywa się córki i wyrzeka syna właśnie w imię poszanowania tradycji. Tylko czy ma do tego prawo? Czy rodzic ma prawo narzucić dziecku swoje ideały i oczekiwać, że będzie je sumiennie wypełniać?
Marzenie rabina Lurii jednak się spełni i znajdzie on następcę w gronie swoich dzieci. Kolejnym rebe zostanie jego córka Debora. Ta sama, która pod Ścianą Płaczu, wraz z innymi kobietami została obrzucona gazem łzawiącym i wyzwana od ladacznic, bo mężczyznom przeszkadzał jej zbyt głośny śpiew, bowiem według Talmudu "głos kobiety jest zmysłową pokusą".
Ta sama, której biblijna imienniczka poprowadziła armię Izraelitów, by stawiła czoło dziewięćciuset rydwanom potężnych Kananejczyków. Ta sama, która jest głosem kobiecości przebijającej się przez wiekowy pancerz arcy-patriarchalnej religii. I rodzi się kolejne pytanie: dlaczego kobiety odsuwa się od wszelkich posług duchowych?
Wiele innych pytań również może się zrodzić w Waszych głowach podczas lektury. W końcu co czytelnik, to inna interpretacja. A "Akty wiary" wpasowują się tu idealnie. Bo to książka refleksyjna, głęboka i wyjątkowo poruszająca. A na dodatek posiadająca bonus w postaci niewątpliwych walorów poznawczych. Jeśli ktoś chce wiedzieć jak wyglądają egzorcyzmy u przedstawicieli wyznania mojżeszowego, wystarczy tylko zacząć czytać.
Polecam gorąco!
Muszę szczerze przyznać, że dawno już nie natknęłam się na książkę, której szybkie przeczytanie zahacza wręcz o profanację. Segal w "Aktach wiary" porusza się bowiem po kilku płaszczyznach, podejmuje wiele wątków, stawia rozliczne pytania, a robi to używając prostego i bardzo trafnego języka. Ale do rzeczy...
Sama historia też nie jest specjalnie skomplikowana. Jest tu...
2014-04
2013-09-19
Sporo opinii napisano już o tej książce, więc nie będę się powtarzać, ani zbytnio rozpisywać. To po prostu rewelacyjny kryminał!
Krajewski świetnie opisuje klimat przedwojennego Lwowa, a w szczególności lwowski półświatek z całą galerią dziwnych osobników. od drobnych rzezimieszków po grube ryby.
Ktoś bestialsko maltretuje i morduje małe dzieci. Kto i dlaczego? Rozwiązanie jest zaskakujące, a prowadzi do niego wartka akcja, fałszywe tropy i, oczywiście, komisarz Edward Popielski. To fascynująca postać: troskliwy ojciec, kochający dziadek i bezwzględny, brutalny, nieliczący się z nikim i niczym policjant, a dodatkowo obsesyjny pedant. Ze względu na swoją chorobę pracuje głównie w nocy, co tylko pogłębia mroczną i trochę niesamowitą atmosferę powieści. Polecam gorąco!
Sporo opinii napisano już o tej książce, więc nie będę się powtarzać, ani zbytnio rozpisywać. To po prostu rewelacyjny kryminał!
Krajewski świetnie opisuje klimat przedwojennego Lwowa, a w szczególności lwowski półświatek z całą galerią dziwnych osobników. od drobnych rzezimieszków po grube ryby.
Ktoś bestialsko maltretuje i morduje małe dzieci. Kto i dlaczego? Rozwiązanie...
2013-09-06
2013-06-15
Pierwsza ofiara przykuta do ściany i żywcem zamurowana, druga poćwiartowana, trzecia..., kolejna... , a przy każdej - kartka z kalendarza. Sprawa, jak nic, dla Eberharda Mocka, tylko że pan radca ma inne problemy na głowie.
Jest zima 1927 roku, a od "sprawy czterech marynarzy" ("Widma w mieście Breslau") upłynęło 8 lat i sporo się zmieniło. Mock doczekał się upragnionego przeniesienia do wydziału kryminalnego i awansował na wiceszefa tegoż wydziału (dość niezwykłe okoliczności owego awansu opisał Krajewski w "Dżumie w Breslau"). Zajmuje teraz przestronny gabinet i ma własnego sekretarza. Mieszka w eleganckim pięciopokojowym apartamencie wraz ze służącą i lokajem a, przede wszystkim, z młodszą o dwadzieścia lat żoną. Sophie Mock pochodzi z arystokratycznej rodziny i ma takież maniery, fantazje i wymagania. Żąda absolutnej wyłączności na osobę swojego męża po godzinach jego pracy, a że Mock nie jest typem uległego domatora, oboje nakręcają spiralę wzajemnych oskarżeń i odwetów, co nieuchronnie prowadzi do dramatu i to nie jednego. Jest jeszcze inna osoba, nosząca nazwisko Mock, która spędza sen z powiek komisarza - jego bratanek, wrażliwy młodzieniec skłócony z ojcem, ucieka z domu i ląduje w wysoce nieciekawym towarzystwie.
Dopiero nagromadzenie nieszczęść otrzeźwia komisarza na tyle, że decyduje się zaangażować w śledztwo. Kartki z kalendarza wskazują, że morderca uśmierca według klucza czasowego. Ale co oznaczają te konkretne daty? Może miejsce zbrodni też jest ważne? A ofiary - są przypadkowe czy starannie wybrane? To już każdy musi sobie sam przeczytać, ale mogę zdradzić, że tym razem poszukiwanie mordercy odbywa się w nieco inny sposób. Nie ma łażenia po knajpach czy burdelach ani brutalnych przesłuchań rozmaitych kanalii i dziwek. Tym razem śledztwo sprowadza się do szperania w archiwach i przesiadywania godzinami w czytelniach, a najwięcej informacji zdradzają nie ludzie lecz rewersy biblioteczne. Oczywiście, znajomość łaciny też okazuje się niezbędna.
Przyznaję, że sposób narracji Krajewskiego nieodmiennie mnie zachwyca. Pisze on niby wciąż o tym samym, a za każdym razem dodaje nowe smaczki. W "Końcu świata w Breslau" zaprasza czytelnika do świata hazardu: do pokrytych zielonym suknem stolików do ruletki, krupierów prowadzących grę wyłącznie w języku francuskim i wyelegantowanych bywalców kasyn, do świata wielkich pieniędzy, pożyczek, weksli oraz bolesnych upadków fortun i graczy. Już w "Dżumie w Breslau" autor opisywał tajne stowarzyszenia, a tutaj mamy niebezpieczną sektę i jej nawiedzonego guru wieszczącego koniec świata i nadejście nowego wybawiciela, który wzniesie swą karzącą dłoń ponad Wrocławiem.
Czytelnicy przyzwyczajeni do kryminałów w stylu Agathy Christie mogą jednak poczuć się trochę zawiedzeni. Krajewski niewiele wyjaśnia, nie umieszcza na końcu książki charakterystycznego monologu wyjaśniającego sposób i motywy postępowania zbrodniarza i śledczego. Czytelnik musi sam sobie parę spraw dopowiedzieć, domyślić się motywacji bohaterów czy dokładnego przebiegu zdarzeń. Po prostu autor ofiarowuje nam nie tylko zagadkę pt. Kto zabił?, lecz intelektualną rozrywkę w formie rewelacyjnej powieści kryminalnej.
Chyba jasne, że polecam? ;)
Pierwsza ofiara przykuta do ściany i żywcem zamurowana, druga poćwiartowana, trzecia..., kolejna... , a przy każdej - kartka z kalendarza. Sprawa, jak nic, dla Eberharda Mocka, tylko że pan radca ma inne problemy na głowie.
Jest zima 1927 roku, a od "sprawy czterech marynarzy" ("Widma w mieście Breslau") upłynęło 8 lat i sporo się zmieniło. Mock doczekał się upragnionego...
"Głowa Minotaura" to książka dla tych, którzy nie wybaczyli panu Krajewskiemu literackiej przeprowadzki z Wrocławia do Lwowa i wymiany Eberharda Mocka na Edwarda Popielskiego.
Właśnie w tej powieści obaj komisarze się spotykają, nawiązują przyjacielskie relacje i wspólnie prowadzą śledztwo w poszukiwaniu zwyrodnialca gwałcącego, duszącego i zjadającego policzki dziewicom. Widać wyraźnie ich uderzające podobieństwo. Obaj są po pięćdziesiątce i różnych życiowych zawirowaniach. Mają piwnozielone oczy i sygnety z onyksem oraz swoje dziwactwa, choć Popielski chyba większe. Obaj wykazują się sporą niesubordynacją wobec zwierzchników i litery prawa, jak również skłonnością do niekonwencjonalnych i niekiedy brutalnych metod pracy. Widać także, że pan Krajewski preferuje jeden określony typ bohatera - elegancki dandys, z zamiłowaniem do składni łacińskiej i starożytności w ogóle, szachów i kobiet (szczególnie tych, które swoje wdzięki oferują za pewną opłatą), sporo pijący i zakąszający, przy czym Mock woli śledzie a Popielski wątróbki i pasztety.
Niewątpliwa konsekwencja autora nie jest jednak jedynym powodem, dla którego należy on do moich ulubieńców. Cenię Krajewskiego również ze względu na język: żywy, barwny, obfitujący w łacińskie zwroty i sentencje, a nawet metafory (np. 'surowy niczym Katon Starszy dla Kartagińczyków'), skrzący się naleciałościami gwary śląskiej i lwowskiej. Istny raj dla filologa, nie tylko klasycznego;-)
Tym bogatym językiem pisarz kreśli szeroką panoramę społeczną, w tej książce skupiając się szczególnie na środowisku żydowskim oraz na mężczyznach o tzw. 'greckich gustach'. Swoją drogą, czy ktoś, nie będący filologiem klasycznym, użyłby takiego akurat określenia?
No i jeszcze ten klimat! Mroczny, dekadencki, z elegancką i stylową przedwojenną patyną.
Oczywiście "Głowa Minotaura", tak jak i inne powieści pana Krajewskiego, to przede wszystkim kryminał. I to naprawdę dobry kryminał posiadający wszystkie najlepsze cechy swojego gatunku: zwroty akcji, mylne tropy i zaskakujące zakończenie.
Polecam dla odprężenia lub pobudzenia, co kto lubi. De gustibus non est disputandum*.
*O gustach się nie dyskutuje.
"Głowa Minotaura" to książka dla tych, którzy nie wybaczyli panu Krajewskiemu literackiej przeprowadzki z Wrocławia do Lwowa i wymiany Eberharda Mocka na Edwarda Popielskiego.
więcej Pokaż mimo toWłaśnie w tej powieści obaj komisarze się spotykają, nawiązują przyjacielskie relacje i wspólnie prowadzą śledztwo w poszukiwaniu zwyrodnialca gwałcącego, duszącego i zjadającego policzki dziewicom....