-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
-
ArtykułyO matko i córko! O premierze „I dlatego nie masz męża” Teatru Nowego w PoznaniuEwa Cieślik1
-
ArtykułyZapowiedzi książek: gorące premiery czerwca. Część 2LubimyCzytać3
Biblioteczka
2024-05-18
2024-04-12
Bohaterowie tej opowieści teoretycznie nie powinni się byli spotkać. Ona, niosąca ludzi przez śmierć i przyjmująca ich ból, który pozostawiło po sobie życie. Gniewna młodością, która buntuje się przeciwko dziedzictwu przekazanemu jej przez poprzednie pokolenia kobiet. Świadoma inności, pragnąca ucieczki ale też obdarzona wielką mocą czucia i słyszenia niepojętego. On, wychowany jako rastafarianin, stroniący od wszelkich miejsc, które mogłyby złamać zasadę oddzielania żywych od umarłych.
A jednak się spotkali w miejscu, które jest realne i oniryczne, ciche i gwarne ludzką podłością - na cmentarzu. Zupełnie różni, z inną przeszłością i relacją z matką, z zupełnie inną wizją świata, za sprawą Ayanny Lloyd Banwo, przedziwnie i namiętnie się uzupełniają.
Jest w powieści niezwykły klimat karaibskich wierzeń, magii niesionej wraz z kultem zmarłych i ich miejscem w południowej, żywej codzienności. Burze są tutaj dziełem bogów, ludzi i ptaków o szczególnym znaczeniu. Niosą życie i je odbierają, odchodzą zostawiając żałobę lub oczyszczenie. Wątki lokalne przybliżają kulturę Trynidadu w sposób gęsty od niedopowiedzeń. Miejska rzeczywistość pełna kłamstw i nieczystych układów splata się z ciszą cmentarza, który pozwala wyjść na światło dzienne dawno pogrzebanej przeszłości.
Prócz wyjątkowego folkloru, roi się tutaj od pytań o sprawiedliwość, prawo wyboru, powinności wyniesione z wychowania. O kobiecość i miłość, o nie przede wszystkim. Piękny język, niebanalne połączenie jaskrawych barw zgiełku i krwi z mrokiem wierzeń i cmentarnych alejek pełnych zjaw, senna melodia przechodząca od spokoju po głośny krzyk - wszystko to sprawia, że książka łączy w sobie życie i to, co niepojęte. Nie ma przesady w fantazji ani w kryminalnym wątku, nie przygniata ani zaklęta w opowieść i ptakach przeszłość ani teraźniejszość rozpisana na dwa głosy, wszystko splata się w spójną akcję pełną refleksji.
"Kiedy byłyśmy ptakami" pozostawia czytelnika z całą gamą uczuć i pytań, a mnie dodatkowo oczarowała sposobem narracji, który świetnie oddaje tłumaczenie Tomasza Wyżyńskiego. To jedna z tych lektur, które długo goszczą w myślach po tym, jak zamkniemy za nimi okładkę. Polecam wrażliwym duszom.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca w imprincie ECHA.
Bohaterowie tej opowieści teoretycznie nie powinni się byli spotkać. Ona, niosąca ludzi przez śmierć i przyjmująca ich ból, który pozostawiło po sobie życie. Gniewna młodością, która buntuje się przeciwko dziedzictwu przekazanemu jej przez poprzednie pokolenia kobiet. Świadoma inności, pragnąca ucieczki ale też obdarzona wielką mocą czucia i słyszenia niepojętego. On,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-20
Jest we mnie głęboka potrzeba odkrywania i równie głęboka radość z promowania udanych debiutów. W przypadku książki "Robaki w ścianie", wydarzyły się obie te rzeczy. Jest to bowiem kryminał, który dreszcz niewiadomego przemienił w przekonanie, że nazwisko Hanny Szczukowskiej-Białys warto zapamiętać.
Autorka zabiera nas do Bydgoszczy lat 90tych, sprawia, że policyjne dialogi wybrzmiewają zgodnie ze stylem środowiska, akcja rozwija się plynnie acz w niespodziewanych kierunkach, a dowcip waha się pomiędzy mocnym, męskim przytupem a podsycanym ironią czarnym humorem. Choć więc będzie dość brutalnie w scenach zabójstw lub odkrywania ich skutków, tempo i wartki styl nie pozwolą nawet otrzeć się o nudę. I to wszystko mimo pokaźnych rozmiarów książki.
Pani Białys doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że schematyczne, prosto konstruowane kryminały są już nieco passe, dba więc o to, by każdy bohater był postacią ciekawą, by za codzienną rutyną policyjnej pracy kryła się trudna przeszłość, a miasto było bohaterem tego samego kalibru, co ludzie prowadzeni przez jego ulice. Kolejny wielki plus to mocne osadzenie śledztwa w kwestiach społecznych. Będzie ostracyzm i pochopnie rzucane oskarżenia, będą wielkie, okrutnie zszargane uczucia i będzie zemsta lub piętnowanie. To ostatnie wywodzić będzie w pole i policję i czytelników za sprawą niejasnych oznaczeń na ciele ofiar. Bardzo wnikliwie zostanie też potraktowany problem choroby psychicznej i związanej z nią nietolerancji, niemal równie silnej w tamtym czasach jak ta, skierowana ku osobom odmiennym uczuciowo.
Pozwolę sobie nazwać "Robaki w ścianie" kolejnym świetnym przykładem kryminału społecznego, który rysuje znakomite postaci, pozwala zachować balans pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym oraz śledzić jedno i drugie z niegasnącym zainteresowaniem. Zza boazerii i wyobraźni wychodzić będzie robactwo, którego moralnie odpowiedzialni stróże prawa nie zdołają wytępić. Pojawi się ktoś, kto na swoim podwórku będzie chciał je zgniatać własnym butem a my staniemy przed poważnym dylematem. Bo prawo jest prawem, ale gniew i rozpacz czasem nie potrafią się na nie oglądać.
Debiut Pani Białas jest dla mnie dowodem na to, że zniknęła granica pomiędzy męskim i kobiecym podejściem do sensacji. Talent pozwala mierzyć się ze światem brutalnym i łagodnym, dostrzegać bolączki i mocne strony charakteru a o dramatach pisać z należną im obrazową dosłownością ale i troską.
Jak to dobrze, że wydawca już zapowiada kolejne spotkania z Bondysem i jego współpracownikami. Ja należę do osób, które z pewnością po nie sięgną. Co i Wam szczerze polecam.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem SQN.
* I jeszcze małe post scriptum. Bardzo często łącze wersję papierową i audio, gdy nie chcę odrywać się od opowieści na długo. Pisze Hanna S. Białas, czyta Filip Kosior... szkoda czasu na sen : )
Jest we mnie głęboka potrzeba odkrywania i równie głęboka radość z promowania udanych debiutów. W przypadku książki "Robaki w ścianie", wydarzyły się obie te rzeczy. Jest to bowiem kryminał, który dreszcz niewiadomego przemienił w przekonanie, że nazwisko Hanny Szczukowskiej-Białys warto zapamiętać.
Autorka zabiera nas do Bydgoszczy lat 90tych, sprawia, że policyjne...
2024-03-17
Wydawało mi się, że mam przesyt małych miasteczek, do których niczym anioł zbawienia spada dobry śledczy z wielkiego miasta, jak zwykle obarczony traumą poprzednich wydarzeń. A jednak Maciej Rożen, bazując na starym, sprawdzonym schemacie, zdołał stworzyć książkę angażującą, bardzo żywą i obrazową w momentach, gdy ofiary żywe być przestają. Co więcej, wykreował postać kobiecą, która jest tak realna, że ani na moment nie ucieka od naszego wyobrażenia policjantki w akcji.
Malutkie Topice mają być dla Agi schronieniem przed demonami i możliwym ludzkim pościgiem. Dręczona snami i obrazami ze sprawy, której nie podołała, ociera łzy zatapiając się w banalności spraw typwych dla prowincji. Jak zwykle jednak, także niepozorne miejsca mają swoje ciemne strony, trzymających władzę guru i stróżów prawa, będących albo po stronie świętego spokoju albo małej ojczyzny. Zginie dziewczyna zbyt bliska tuzom biznesu i miejscowej policji, a po niej uciszone zostaną kolejne osoby. Rola Ady i jej stołecznego współpracownika będzie jasna - połączyć nitki i znaleźć winnych.
Znamy tego typu kryminały ale Rożen podchodzi do tematu z wyjatkym talentem i pasją. Pisze rytmicznie, śledztwo nie potyka się o nudę a bohaterowie są wyraziści na tyle, by nie pozwolić nam spuścić z siebie wzroku ani na moment. Dodatkowym atutem są obserwacje układów rządzących miastem, niedopowiedzenia, umywanie rąk i wymyślne sposoby okaleczania ofiar. Jest przemysł chemiczny i szkolne kombinacje, są szemrani bracia i społeczność łatwo wpadająca w nastrój niemal prowadzący do linczów. I jest bohaterka - drobna lecz silna, dławiona lękami ale też nieustępliwa. A to wszystko w paskudnych i jakże barwnych latach 90tych.
Tylko sobie życzyć tak emocjonujących debiutów, spisanych świetnym językiem i mimo wszystko, nie poddających się schematom. I trzymać kciuki, by ta pasja i staranność była znakiem rozpoznawczym kolejnych książek autora. Polecam na zaczytanie, które kradnie czas i wdziera się w umysł. Już czekam na więcej.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak Crime.
Wydawało mi się, że mam przesyt małych miasteczek, do których niczym anioł zbawienia spada dobry śledczy z wielkiego miasta, jak zwykle obarczony traumą poprzednich wydarzeń. A jednak Maciej Rożen, bazując na starym, sprawdzonym schemacie, zdołał stworzyć książkę angażującą, bardzo żywą i obrazową w momentach, gdy ofiary żywe być przestają. Co więcej, wykreował postać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-14
A jeśli śliczna okładka i efektownie zdobione kartki skrywają mdłe, przewidywalne wnętrze? Nie tym razem. Wszystko, co kształtuje dobrą powieść obyczajową - zagadkową śmierć, niejasną przeszłość i skrywane prawdy o bohaterach - znajdziemy w debiucie Katy Hays. Ale to ledwie początek argumentów, które optują za sięgnięciem po "Domek z kart".
Z niewielkiego uniwersytetu, na staż w nowojorskim muzeum. Z niepewności jutra w cichej mieścinie, do wielkiego świata kustoszy i bogatych promotorów sztuki. Z dosłownej codzienności przytłoczonej żałobą po nagłej śmierci ojca, do pełnej magicznych zagadek pracy naukowej, okraszonej romantycznym uczuciem. Takie ścieżki będziemy przemierzali z Ann, takie będziemy witali koleje losu, takie zakręty wywróży nam tarot albo zgotują inni ludzie.
Między pierwszym i ostatnim rozdziałem rozpościera się cała przepaść - emocjonalna, faktograficzna i ta, której świat nigdy nie zobaczy. Żadna postać nie będzie tym, za kogo ją uważamy, żaden przedmiot nie będzie tak oczywisty jak się wydaje, żadne uczucie nie oprze się odwróceniu, niczym w renesansowej wróżbie.
Największa zaletą książki jest dla mnie ogrom wiedzy, jaką auturka przemyca bazując na własnych doświadczeniach. Sztuka, sztuka i jeszcze raz sztuka. Magia, wróżby, wiara i jej brak - wszystko to stanowi podstawę do zagłębienia się w dawną historię. Nowy Jork widziany jest oczami fascynatów muzeów, tajemnych zbiorów i równie tajemnych spotkań. Kontrast wizualny ale i mentalny pomiędzy małomiasteczkowym i wielkomiejskim postrzeganiem szans dostarcza stałych emocji.
Dodajmy do tego przemianę bohaterki, która odchodzi od sztywnego pojmowania uczciwości, miesza się w dziwne układy miłosne i pracownicze, i poznaje prawdy, która jak pewna talia kart, mają niespodziewanie wiele warstw. A może Ann się nie zmienia, tylko my ulegamy iluzji?
Bardzo przyjazny, ładny język i świetne tłumaczenie pozwalają się cieszyć odkryciami, klimatem starych klasztornych murów i nieustannym zaskoczeniem zmieniającymi się portretami bohaterów. To niezwykle przyjemna rozrywka, którą warto także docenić za piękno wydania. Polecam na miło spędzone popołudnia.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Luna
A jeśli śliczna okładka i efektownie zdobione kartki skrywają mdłe, przewidywalne wnętrze? Nie tym razem. Wszystko, co kształtuje dobrą powieść obyczajową - zagadkową śmierć, niejasną przeszłość i skrywane prawdy o bohaterach - znajdziemy w debiucie Katy Hays. Ale to ledwie początek argumentów, które optują za sięgnięciem po "Domek z kart".
Z niewielkiego uniwersytetu, na...
2024-01-02
To ten rodzaj książki, o której mówi się: przyjemna, ale nie z pobłażliwością dla przeciętności ale z szacunkiem dla dobrego stylu opowieści. To też taka forma, do której podchodzimy ze sporą rezerwą ale która z każdą stroną sprawia, że coraz nam wygodniej w na nowo wykreowanym, choć znajomym świecie. Myślimy: kto porywa się na kontynuację "Znachora", zwłaszcza teraz, kiedy za sprawą nowej ekranizacji wróciła jego popularność?! Kończąc, mamy jednak wrażenie obcowania z naturalnym dalszym ciągiem niemal stuletniego dzieła.
Autorka pisze prosto ale taki właśnie styl był typowy dla moralizujących, nieco naiwnych ale i barwnych opowieści dwudziestolecia międzywojennego. Powracające dobro, karanie winnych, szlachetność prostych ludzi, uczenie się na błędach - wszystko to znajdziemy zarówno u Dołęgi-Mostowicza jak i u Katarzyny Echt. W tym drugim przypadku wychylamy się jednak poza ramy pracy u podstaw i nagrodzonej szlachetności.
We wstępie autorka wspomina o nadaniu Marysi bardziej współczesnych cech i tak też czyni za sprawą zwrotu ku samodzielności i emancypacji, ku pochwale równości i stanowczości, ciekawości świata i uporu. Tak, córka profesora Wilczura ma tutaj charakter i czyni to z niej bohaterkę wyrazistą i atrakcyjną.
Oczywiście nie obejdzie się bez romansu i przykurzonych poglądów ale autorka podaje je z nutką prawdziwej fantazji. Wątek sensacyjny sprawia, że opowieść nie jest mdła. Ba, jest też intensywnie zaangażowana w piętnowanie wątpliwej moralności i relacjonowanie rodzinnych dramatów wyrosłych na najniższych instynktach.
Kto więc, patrząc na tytuł, przepowiada mdłą historyjkę z miłością i umoralnianiem ten tematycznie trafi w tarczę ale stylistycznie w płot. Bo o miłości można płasko i melodramatycznie albo z pazurem, zaś do zwycięstwa dobra i szlachetnych odruchów można na plecach popularnej postaci literackiej lub tworząc nową, dorównującą ojcu odwagą, tupetem i mądrością.
Jako się rzekło, jest to powieść przyjemna. Jest też angażująca i z pewnością skrojona dla miłośników "Znachora", czasów, obyczajów i przemian kroczących przez nieco wyidealizowane polskie drogi roku pańskiego 1934 (i okolic). Słodki, gorzki, momentami mocno palący ale i wzruszający punkcik w egoistycznym, realnym świecie. Na zimowy wieczór jak znalazł.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Novae Res
To ten rodzaj książki, o której mówi się: przyjemna, ale nie z pobłażliwością dla przeciętności ale z szacunkiem dla dobrego stylu opowieści. To też taka forma, do której podchodzimy ze sporą rezerwą ale która z każdą stroną sprawia, że coraz nam wygodniej w na nowo wykreowanym, choć znajomym świecie. Myślimy: kto porywa się na kontynuację "Znachora", zwłaszcza teraz,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-23
Bardzo to udany debiut bo nie tylko spełnione zostały wszystkie zasady konstrukcji dobrego kryminału ale też autorka w niezwykle inteligentny sposób dodała wszystko to, co czyni opowieść żywą, atrakcyjną i trudną do odłożenia, choć jest to tomiszcze spore. Jest zatem trup a potem kolejne, jest śledztwo i przerzucanie podejrzeń na kolejnych bohaterów ale są też ciekawe prezentacje przeszłości, powiązania obyczajowe, które tak licznie się splatają, że wyszłaby z nich wielce abstrakcyjna makrama i jest humor ironiczny i czarny jak mrok. Jednym słowem, książka łapie raz i nie wypuszcza do ostatniej strony.
Policjant i prokuratorka to sprawdzona para ale Maja Opiłka dba o to, by obie postacie miały charaktery wyraziste, silne i ścierające się w sposób, który sypie iskry w pracy i poza nią. Nie mniej intensywnie prezentuje się ekipa śledczych, techników i lekarzy a gdy na scenę wchodzi psychoterapeutka i jej otoczenie, także oni mają bardzo żywe barwy. Autorka rysuje każdą postać wyraźną kreską, nikt tutaj nie jest mdły, każdy przyciąga naszą uwagę.
Zbrodnie także spisane są z wielką wyobraźnią. Koszmarnie okaleczone ciała, tortury o średniowiecznych konotacjach, piękny motyl jako podpis - wszystko sprawia, że jest to opowieść przerażająca ale i fascynującą. Nieco w tle, choć równie intrygująco dzieje się sprawa prywatnie nękająca Ostrą a do Lisa wrócimy w serii powiązań z niezbyt szlachetnymi znajomymi z sierocińca.
To, co wybucha nam w twarz to absulutny miszmasz moralny grupy podejrzanych. Jest ciekawie ale też trudno nie łapać się za głowę, odkrywając kolejne powiązania.
"Czarny żałobnik" to powieść o zbrodni i miłości, o zemście i współpracy, o handlu kobietami i uleganiu prześladowcom, o zastaszaniu i odwadze, o tym co rozrywa serce i o tym, co być może, kiedyś zdoła je skleić. Jest przerażenie i śmiech, jest akcja i współczucie a autorka zapowiada w epilogu kolejne spotkanie z duetem Kruger-Ostrowska. Przyznam, że nie mogę się doczekać. To się nazywa dobre wejście na scenę. Polecam.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Initium
Bardzo to udany debiut bo nie tylko spełnione zostały wszystkie zasady konstrukcji dobrego kryminału ale też autorka w niezwykle inteligentny sposób dodała wszystko to, co czyni opowieść żywą, atrakcyjną i trudną do odłożenia, choć jest to tomiszcze spore. Jest zatem trup a potem kolejne, jest śledztwo i przerzucanie podejrzeń na kolejnych bohaterów ale są też ciekawe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-13
Lydia Robinson jest dobrze wychowaną, wiktoriańską żoną. Stanowczo potwierdza społecznie usankcjonowaną rolę kobiety, choć się z nią nie zgadza. Bez wahania stwierdza, że "miłość do męża jest przeceniana" pomimo, że sama nieustannie zabiega o potwierdzenie kobiecości zainteresowaniem małżonka. Głośno kpi z kobiet 'zmuszonych do zarabiania na życie' jednocześnie pragnąc choć grama ich niezależności. Ślub z niżej urodzonym jest dla niej 'pokazem bezmyślności i braku ogłady' choć tęsknie spogląda na namiętność, która musiała do niego doprowadzić.
Chłodna i konsekwentna w pielęgnowaniu próżności i nieczułości, prowadzi jednocześnie nieustanną, wewnętrzną walkę z poczuciem osamotnienia i wstawienia w sztywne ramy, w których nie ma miejsca na błysk w oku i szaleństwo niezbędne do czerpania radości z życia.
Mnie osobiście lektura "Kochanki pana Brönte" zmęczyła, ale trzeba oddać sprawiedliwość całej gamie zalet, jakie można w tej pozycji odnaleźć przy wnikliwym skupieniu się na tematyce.
Bohaterka książki została wykreowana na realnej sensacji, jaką wywołał romans brata sławnych literackich sióstr, ze sporo starszą matką podopiecznego. Skandale były w owych czasach na porządku dziennym, a małżeństwa niezwykle często oparte były na interesach, którym nie mogły zaszkodzić poboczne miłostki. Oczywiście, póki nie zaczęto o nich mówić w towarzystwie. Opisana przez Finolę Austin sytuacja wymknęła się poza dopuszczalne granice zaś ciąg skomplikowanych rodzinnych wydarzeń sprawił, że o romansie zrobiło się głośno. Pozornie szlachetni obserwatorzy dostali pożywkę dla plotek i wyrażania świętego oburzenia, zaś Lydia zyskała złe imię.
Powieść naszpikowana jest realiami dziewiętnastowiecznej obyczajowości. Dodatkowego smaku dodaje wprowadzenie pikantnej, gwałtownej, często nawet histerycznej korespondencji. Wisienką na torcie jest oczywiście cień rodziny Brontë, z bliższej lub dalszej perspektywy padający na rodzinne zawirowania w posiadłości Thorp Green Hall.
Całość przyciąga zakazanym romansem, niechęć do Lydii zderza się z jednoczesnym rozumieniem jej rozczarowania życiem, szeroki wachlarz wydarzeń dobrze kreśli nadejście zmian. Nie jest to jednak w moim odczuciu książka spisana stylem, który skłaniałby do szczególnie emocjonalnego zaangażowania a wspomniane, ciekawe skądinąd relacje środowiskowe wybrzmiewają wtórnie i nieco mdło.
Wyraźnie zarysowana postać bohaterki dobrze determinuje postrzeganie problemów, na jakie narażona była (i być może nadal jest) kobieta, której reputacja została poddana pod wątpliwość. I choć trudno polubić panią Robinson, to równie trudno odmówić jej racji i prawa do szukania w życiu spełnienia. Konflikt wewnętrzny i zewnętrzny utrzymuje naszą uwagę a finalny, obszerny komentarz autorki pozwala wyważyć fikcję i czerpane z historii fakty, szczególnie te dotyczące zawiłości relacji, którym podlegały kobiety pozbawione prawnej opieki ojca lub męża.
To dobry materiał do zgłębienia ciemnej strony czasów, często utożsamianych z blichtrem i nonszalancją. Jeśli jednak chodzi o walory literackie, jest to dla mnie pozycja solidna lecz niewiele wystającą ponad przeciętność.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki
Lydia Robinson jest dobrze wychowaną, wiktoriańską żoną. Stanowczo potwierdza społecznie usankcjonowaną rolę kobiety, choć się z nią nie zgadza. Bez wahania stwierdza, że "miłość do męża jest przeceniana" pomimo, że sama nieustannie zabiega o potwierdzenie kobiecości zainteresowaniem małżonka. Głośno kpi z kobiet 'zmuszonych do zarabiania na życie' jednocześnie pragnąc...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-02
W trudne tygodnie jak ten, który właśnie się kończy, lubię mieć możliwość jednoczesnego czytania i słuchania tego samego tytułu. Sięgnęłam więc po wersję papierową i audio debiutu Agnieszki Gracy i nie zawiodłam się. Jest to bowiem dobrze skrojony thriller, utrzymany w równym tempie, spokojny ale i drobiazgowo podążający za pracą pary detektywów, mocno podbity aspektami społeczno-politycznymi.
Sedno śledztwa stanowią tutaj wątpliwości. Śmierć młodej kobiety szybko uznano za samobójstwo, żałoba zakryła piętrzące się pytania. A jeśli siostra ma rację, uważając werdykt za pochopny i dopatrując się w prokuratorskiej opinii kombinacji politycznych, zaś w gronie sąsiadów i znajomych Ewy dostrzegając nierozwiązane miłosne relacje? To nad tymi wątkami będzie pracowała była policjantka wraz z partnerem. Będą mieli do okrycia nie tylko zagadkę pewnego zdjęcia i kostiumu dominy ale i tajemnice, które prowadzą na szlak politycznych aspiracji i małżeńskich zdrad.
Autorka bardzo ciekawie nawiązuje do Czarnego Protestu, po którym zginęła bohaterka a pisząc z bardzo kobiecej perspektywy nie unika zgłębiania spraw rodzinnych obu bohaterek, sięga nawet do fizjologii i intuicji. Wnika w zawiłości relacji damsko-męskich zmieniając nasze osądy dotyczące partnerów, znajomych i samej Ewy. Opowieść, choć łagodna w przekazie, prowadzi do zaskakujących wniosków a przyjazny język sprawia, że jest to lektura szybka i angażująca.
Daleka jestem od zachwytów ale bez wątpienia uznaję debiut pani Gracy za bardzo zadowalający. Dla tych, którzy szukają tempa i ekstremalnych doznań będzie z pewnością zbyt spokojny ale jeśli lubicie łączenie płaszczyzn kryminalnej i obyczajowej, lub sprawia Wam przyjemność doszukiwanie się wpływu polskiej rzeczywistości na dramatyczne decyzje, warto sięgnąć książkę. Dobra kompozycja, ciekawi bohaterowie, kobieca i obywatelska złość - jest nad czym pochylić głowę. Tym bardziej, że klimat jesiennego, szarego Krakowa oddany jest tutaj wyjątkowo atrakcyjnie, świetne spajając się z przygnębiającym nastrojem towarzyszącym śledztwu.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Agora
W trudne tygodnie jak ten, który właśnie się kończy, lubię mieć możliwość jednoczesnego czytania i słuchania tego samego tytułu. Sięgnęłam więc po wersję papierową i audio debiutu Agnieszki Gracy i nie zawiodłam się. Jest to bowiem dobrze skrojony thriller, utrzymany w równym tempie, spokojny ale i drobiazgowo podążający za pracą pary detektywów, mocno podbity aspektami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-25
Przeczytałam debiut, co robić lubię bardzo, tkwię bowiem w przekonaniu, że wchodząc na rynek autorzy zwykle dają z siebie najlepsze. Wszak pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. I ponownie się nie pomyliłam.
Maciej Torebko wziął z ręce najlepszy schemat powieści sensacyjnej i zrobił z jej elementami wzystko, co mogło podnieść ich wartość: spoił je w akcję, która przyciąga i podał językiem, który nie nuży ani przez moment.
Ramę stanowią: gwałtowne wejście w temat, para wyrazistych bohaterów plus równie efektowny ludzki plan drugi, opętanie wiarą (to jeden z moich ulubionych pokornych oksymoronów), niejednoznaczne objawienie, gwałt zadany na młodych i niewinnych, zaskakujący finał obiecujący dalszy ciąg. Wszystko wedle najlepszych wzorców. Można to koncertowo zepsuć lub napisać "Ręce Boga", które chce się chwalić i polecać. Za niezwykle równe tempo, za ludzkie oblicza, za ewolucję od kibola do stróża prawa, za brak nadęcia w opisach ludzkich relacji, za język równie świetny w natchnionych cytatach i soczystych policyjnych dialogach.
Morderstwa, odkopane trupy, psychopata szukający poklasku i powiązanie makabry z podobnymi biblijnymi scenami - to mrozi krew w żyłach. Ale jest też fantastyczny humor komentujący życie prywatne - przyjaźń i miłość albo po męsku szaleją sarkazmem albo ironizują botoksem. Jest też miękkie podbrzusze, które zwija się z czułości albo panicznego strachu o najbliższą sercu istotę.
Przed oczami raz po raz wykwita symbol tyleż boży co demoniczny będący podpisem... no właśnie, kogo? Mściciela, wykonawcy poleceń, zranionego w sierocińcu dzieciaka czy opętanego wizjami, psychopatycznego fanatyka?
Czytałam tę książkę na jednym oddechu, śmiałam się w głos i zaciskałam gniewnie pięści. Chce się więcej takiej prozy, grozy i wszystkich odcieni człowieczeństwa - od gorących uczuć po traumy, od sensualnych uniesień po zapinanie niemocy. Mam wrażenie, że Torebko to twórca, który jeszcze sporo pokaże a ja na ten pokaz wyobraźni i talentu będę czekała z prawdziwą przyjemnością. Polecam, a jakże.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Initium
Przeczytałam debiut, co robić lubię bardzo, tkwię bowiem w przekonaniu, że wchodząc na rynek autorzy zwykle dają z siebie najlepsze. Wszak pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. I ponownie się nie pomyliłam.
Maciej Torebko wziął z ręce najlepszy schemat powieści sensacyjnej i zrobił z jej elementami wzystko, co mogło podnieść ich wartość: spoił je w akcję, która...
2022-08-09
Zabrano bratu siostrę, ojcu córkę. Innemu ojcu zniszczono dziecko a jego wnuczka inna jest od świata. Podobnie jak córka nauczyciela, która milczeniem odgrodziła się od bliskich. Wszystkie te złe, dziewczęce tragedie wiodą do lasu, gdzie ktoś podnieca ogień dawnych wierzeń na swój własny, spaczony sposób. Wyznawcy mówią na niego Pan, dla Michała Wierzby to "Zły pasterz".
Mój zachwyt wynika z idealnego zmieszania kryminalnych treści z ludzkimi ułomnościami, codzienną walką z żałobą, chęcią zemsty za stratę, której nie złagodzi dobre serce ani chęć zrozumienia, z gwałtownymi namiętnościami wyrosłymi na ucieczce od przemocy. To 600 stron walki, upokorzenia i uporu. To zbiór wyobrażeń, powrotów do dni, gdy życie miało inne barwy niż czerwień krwi i zmurszały brąz źle pojmowanej jedności z naturą.
Jest tu sporo starszy brat, który nie zdążył odebrać Kasi z archeologicznego obozu i ojciec alkoholik, który straszne przeżycia opłaci śmiercią. Jest dręczona młoda matka, której droga zejdzie się z Janem, by poprowadzić oboje do zemsty i poświęcenia. Trzeba będzie stawić czoła mlecznowłosemu, bezwzględnemu guru. Jest też były policjant, który wyjdzie z cienia, gdy ujrzy szansę na powrót do nigdy niewyjaśnionej sprawy i jest jego koleżanka, zżerana rakiem i uporem uczciwej śledczej. Jest ojciec, którego straszny błąd skaże córkę na seksualną agresję. Dobrzy ludzie.
Jest i druga strona rzeczywistości - składanie ofiar z młodych, pięknych kobiet, wypaczona miłości do natury i swobody, brutalność przywiązanych do motocykli Wandali, obłudne, sekciarskie obietnice. Jest mąż tyran i niespełnione aktorskie ambicje, wybijane z głowy twardą ręką. Wreszcie, są powiązane ze sobą sprawy, które co siedem lat zostawiają za sobą śmierć odzianą w suknię ślubną i niewinny wianek, śmierć wciśniętą w skalne szczeliny, zamurowaną w ruinach zamku. Źli ludzie.
To niewiarygodne ile ważnych treści mieści "Zły pasterz". Sekty, przemoc domowa, agresja, zamienianie piękna natury w bezwolność ludzi szukających w niej spełnienia. Kłamstwa, niewola umysłu, walka o władzę, religijne urojenia, bezbronność wobec gróźb i oszustw finansowych.
Gdybyśmy dostali spis tematów, które plotą się w jedną książkę, trudno byłoby uwierzyć, że można je połączyć w niezwykle wartką, emocjonującą, pełną sprzecznych emocji opowieść. A jednak tak jest. Żadnej zbędnej strony, żadnego nadmiernego wątku, żadnych czarno-białych oczywistości. Wielka pasja i talent w grubym tomie, który trudno odłożyć choć na moment.
Polecam z pełnym przekonaniem i już czekając na kolejne dzieło autora.
Ależ to była świetna lektura!
Pani_Ka Czyta
we współpracy z Wydawnictwem Muza
Zabrano bratu siostrę, ojcu córkę. Innemu ojcu zniszczono dziecko a jego wnuczka inna jest od świata. Podobnie jak córka nauczyciela, która milczeniem odgrodziła się od bliskich. Wszystkie te złe, dziewczęce tragedie wiodą do lasu, gdzie ktoś podnieca ogień dawnych wierzeń na swój własny, spaczony sposób. Wyznawcy mówią na niego Pan, dla Michała Wierzby to "Zły...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-22
Wałbrzych - miasto oddychające węglem, z sercem bijącym w rytm kół pociągów. Miasto tradycji górniczych, mieszania się kultur i przeszłości, która nie pozwala teraźniejszości osiągnąć spokoju. Zdawać się może, że o takim mieście pisać można tylko surowo, niemal zgrzytając każdą z postawionych liter. A jednak Agnieszka Łącka zabiera nas w świat niezwykle intymny, delikatność ludzkiej natury zderzając z hałasem, krzykami w kilku językach, odgłosami kreszowego targu i spadających brył węgla.
"Karbland" to zbiór obrazków, portretów, definicji poszukiwania samego siebie. Ten ostatni aspekt często jest przekreślony grubą kreską porażki bo jak żyć w mieście, które nie jest ani niemieckie, ani polskie, ani nawet zmieszane jak niegdyś. Jak tu wracać gdy nie czekają kopalniane tradycje antenatach i jak nie wracać, gdy wszędzie w świecie za mało tego, co wpada do płuc z szarym powietrzem...
Porażające wizje wojny, która uczyniła ze strachu powód do mordowania najbliższych, brutalne gwałty przeplecione niezawodniem dziecka, porzucone lalki i niebieskie oczy winne swojej odmienności. Początek zbioru krzyczy i łamie. A potem piękny język przechodzi w relacje z niebytu. Z wystawionego na słońce wózka, z wspomnienia o tych, którzy zapili rozpacz, z brudu nielegalnych szybów odbierających życie. Oni wszyscy jak Jakub "wykuty z tęsknoty, żalu i niesprawiedliwości" tworzą nowe ścieżki. Bywa, że zbawieniem jest piłka, bywa, że nadzieja na prawdziwość opowieści o złotym pociągu. A czasem przychodzi ruszyć szlakiem wygnańców z 1945go i szukać świecidełek w "Reichu".
Gdybym miała znaleźć słowo na główną emocję towarzyszącą mi przy lekturze, byłaby nim beznadzieja. Podana pięknymi słowami, setką metafor i plątaniną języków. Zamknięta w poprzednich pokoleniach bo przyszłości zdaje się nie być. Można miastu stworzyć laurkę wydarzeniami z jego historii, można też jak Pani Łącka owe wydarzenia wtłoczyć w ludzi. Będzie bolało ale będzie też tak prawdziwe, że momentami brak słów. Na komentarz, bo autorka "Karbolandu" zawsze znajduje właściwe.
Polecam gorąco, niezwykła to lektura, pięknie przytłaczająca, niby tkwiąca w miejscu a jednak wlokąca przez czasy i miejsca, niby industrialna a przepleciona onirycznym snem.
Katarzyna
dziękuję Autorce za egzemplarz książki
Wałbrzych - miasto oddychające węglem, z sercem bijącym w rytm kół pociągów. Miasto tradycji górniczych, mieszania się kultur i przeszłości, która nie pozwala teraźniejszości osiągnąć spokoju. Zdawać się może, że o takim mieście pisać można tylko surowo, niemal zgrzytając każdą z postawionych liter. A jednak Agnieszka Łącka zabiera nas w świat niezwykle intymny, delikatność...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-15
Po stu pięćdziesięciu stronach wydawało się, że mogę zacząć machać nóżką i czekać na moment gdy znudzona żmudnym docieraniem do ukarania winnego, wystawię przeciętną ocenę. Bo przecież nie ma innej opcji, na którą złożą się odkrycia Asi, winny wyraźnie łączy dwie sprawy a dobry język opowieści wskazuje palcem przyczynę i skutek. I co? I nic z tego! Gdy chcemy wcisnąć ostatni element układanki, każdy brzeg okazuje się być z zupełnie innej bajki. I to jest wyśmienite, zaskakujące i wyrzucające debiut Agaty Kunderman daleko poza neutralny poziom sensacji.
Joanna chce uciec od depresji, żałoby, miejsca które już zawsze będzie miało twarz martwej córeczki. Pakuje swój świat opuszczony przez męża i obiera kierunek Poznań. Trochę żal udomowionego Wrocławia ale jak zaczynać od nowa, to od definitywnego. Już na walizkach dostaje jednak wiadomość, która przewróci plany do góry nogami. Bo ze zdjęcia patrzy Tosia a nadawca twierdzi, że to Tosia bardzo żywa. Taka nagła eksplozja sprawia, że wybuchają skrajne emocje - gniew na okrutny żart, niepewność i powrót do tego, czego Joanna nie mogła dopilnować leżąc w szpitalu, wreszcie matczyna, ludzka, ogromna nadzieja. Może naiwna i glupia, ale matka nie spocznie póki nie sprawdzi żartu albo prawdy.
Z pomocą przyjaciela z dzieciństwa Asia wpadnie na trop podobnego wypadku sprzed lat a w miarę podążania za przedziwnym śladem będą się mnożyły osoby, które można obwinić za śmierć lub kłamstwa. Autorka otacza bohaterkę mężczyznami i każdego z nich czyni podejrzanym: byłego męża, policjanta, wreszcie i przyjaciela gdy ten radzi, by sprawę odpuścić. O co chodzi w przeplatance, która zawiedzie bohaterkę na Podlasie i w Sudety? Skąd w rozdziałach 'Powroty' ukraińskie dziecko i wojna w Chirwacji? Pytania się mnożą, akcja przyspiesza a my już nie jesteśmy w stanie przerwać lektury.
Pani Kunderman zasypuje nas trudnymi sprawami. Depresja, zabijanie stresu alkoholem, kłamstwa i półprawdy rodzinne, zemsta i nieugięta wiara matki - tutaj roi się od emocji. Dodajmy do tego świetne pióro, energię, iskrzące dialogi i wyrwane z przeszłości dramaty a otrzymamy "Wróżdę" - zaskakująco efektowny thriller, o którym powiedzieć, że jest bardzo dobry to zdecydowanie za mało. Pochłania, angażuje, zawraca z utartych ścieżek i zmienia osądy. Warto czytać, polecam.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Initium
Po stu pięćdziesięciu stronach wydawało się, że mogę zacząć machać nóżką i czekać na moment gdy znudzona żmudnym docieraniem do ukarania winnego, wystawię przeciętną ocenę. Bo przecież nie ma innej opcji, na którą złożą się odkrycia Asi, winny wyraźnie łączy dwie sprawy a dobry język opowieści wskazuje palcem przyczynę i skutek. I co? I nic z tego! Gdy chcemy wcisnąć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-06
Kiedy kraj rozsypuje się w pył można wybrać dwie drogi. Szukać nowego miejsca na ziemi albo starać się przystosować do biedy i zagrożenia. Jedna i druga opcja boli, obie niosą ze sobą konsekwencje, żadna nie wykasuje obrazów z przeszłości.
Dobrze, jeśli trzonem tego, co zostało we wspomnieniach jest piękno wielkiej przyjaźni. Jednak w przypadku Sary i Lejli jeden dzień na wyspie zerwał kontrakt i sprawił, że Bośnia przestała być trudnym acz trwałym łącznikiem. Po latach odzywa się telefon a po tym, gdy w rozmowie pada jedno imię już wiadomo, że Sara wróci do Mostaru, by mogły stamtąd wyruszyć w drogę. To droga, w której znika ostatnie dwanaście lat, droga do Wiednia, który może oddać nadzieję. Muszą we dwie stanąć przed zającem.
Powieść drogi, jaką spisała Lana Bastašić jest nie tylko dosłowna ale i wielce metaforyczna. Będzie niosła ujęte w kwadratowy nawias obrazy nierównej przyjaźni malowanej postaciami kobiet, które były i są niczym ogień i woda. Bezczelność, ryzykanctwo i pociągająca atrakcyjność Lejli staje w kontaście do niemal błagalnego uzależnienia Sary. Ta pierwsza po prostu była, jakże efektownie. Druga, opętana i żebrząca o uwagę, chciała trwać u boku, naśladować i podziwiać. Nowa Lejla ma inny kolor oczu i włosów ale ten sam magnetyzm. Będzie więc to podróż gwałtowna ale też pełna sentymentów. Podróż, która musiała się odbyć dla zaginionego na wojnie brata. Taka jest teoria... A w praktyce, gdy dotrzeny do celu, okaże się mieć zupełnie inny wymiar.
Przyjaźń nie jest lukrowanym uczuciem. Bywa złośliwa, nierówna, pełna oburzenia i fizyczności. Czasem chce się nią rzucić o ścianę ale wtedy wraca każdy fascynujący monent sprzed lat. Sara łapie zająca i go nie wypuszcza, a biały królik (nie zając) wprawiał ją będzie, niczym baśniową Alicję, w mentalne osłupienie. Ta powieść to jej list, jej wołanie do przyjaciółki i do Bośni. Obie bywają plugawe, obie są jak "kotwica w jakimś zapaskudzonym morzu". Chcieć od nich uciec to jedno, móc to zrobić to zupełnie inna sprawa.
Gniewna to książka ale i nasycona poezją miejsc i wydarzeń. Kapie z niej miłość do literatury i niechlujność wobec wartości. Piękne słowa Sary i zgrzyt realizmu Lejli są niczym wieczna walka i uzupełnienie.
Autorka zostawia nas przepełnionych refleksją, zastygłych w obrazie i przed nim z całą serią pytań. Piękna to rzecz i mocno poruszająca. Warto czytać, tym bardziej, że bośniacka literatura to na naszym rynku rzadkość. Jej uniwersalizm zaskakuje i splata odmienności w poszukiwaniu odpowiedzi o sedno przyjaźni silniejszej niż pomyłki, złe słowa i wojny.
Przekład: Dorota Jovanka Ćirlić (intensywny i piękny).
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Literackim
Kiedy kraj rozsypuje się w pył można wybrać dwie drogi. Szukać nowego miejsca na ziemi albo starać się przystosować do biedy i zagrożenia. Jedna i druga opcja boli, obie niosą ze sobą konsekwencje, żadna nie wykasuje obrazów z przeszłości.
Dobrze, jeśli trzonem tego, co zostało we wspomnieniach jest piękno wielkiej przyjaźni. Jednak w przypadku Sary i Lejli jeden dzień na...
2023-08-28
Czasem człowiek musi rozjaśnić nieco otoczenie i, nie wychodząc z lubianego kręgu zbrodni, pozwolić sobie na inną jego odsłonę. Taką, która można umieścić pod modnym ostatnio szyldem 'cosy crime'. Mnie ta potrzeba zawiodła do biblioteki a stamtąd do szkatułki o trzech dnach. Rozkładanie jej na elementy było doświadczeniem wyśmienitym bo jak się przekonałam, nie takie to 'cosy' jakie się zdawało.
Jedna autorka a jedbak w trzech osobach. Bo Sulari Gentill postanowiła obrać pisarkę za bohaterkę nie tylko w swojej powieści ale też w tej, którą tworzy Hannah - australijska stypendystka literacka w Stanach. Tak docieramy do Winifredy (tak, tak... pisarki), która pewnego spokojnego dnia poznaje współbohaterów za sprawą krzyku - zakłócającego czytelnianą ciszę i będącego ostatnim dźwiękiem wydobytym z ust ofiary lub świadka morderstwa.
Nie może być nudno, gdy przy stole spotyka się dwoje pisarzy, student prawa stroniący od uniwersytetu i rodzinnej tradycji, machający ręką na dziennikarski epizod oraz niesztampowa magistrantka będąca wulkanem emocji i energii a na dodatek "tak jakby geniuszem". Oczywiście każde z nich coś przemilczy, czegoś nie dopowie, o czymś skłamie i czegoś dowie się z pominięciem dróg, uznanych powszechnie za zgodne z prawem. Któreś z nich jest winne... ale które? I dlaczego, gdy wszyscy wskazują palcem w jedną stronę, broni wskazanego tylko jedna osoba?
A jakby tego było mało, pojawi się jeszcze sąsiad (pisarz, to oczywiste), który prześlicznie połączy tajemne sprawki z wyższym poziomem szkatułki. Nowy winny? Cóż, to akurat jest hit, do którego zdecydowanie warto dotrwać!
Tam, na wyższym piętrze, toczy się przedziwna korespondencja pomiędzy twórczynią bostońskiej, krwawej i miłosnej opowieści, a jej amerykańskim konsultantem. Coś nas uwiera, gdy fan przechodzi w krytyka a subtelne porady w wytykanie błędów, przeplecione fotograficzną dokumentacją. Ale kto dba o niespełnionego pisarza, gdy w treść powieści Hannah włączają się kłamstwa, ukryte zbrodnie i kary z przeszłości zaś pocałunki i zauroczenia mieszają się z ucieczką, tajnymi spotkaniami i burzą emocjonalną? Poza tym, to właśnie tutaj znajdzie się miejsce na świetne porównanie kultury amerykańskiej i australijskiej oraz na migawki z zewnętrznego, nękanego problemami świata.
Co zaś do sedna kryminalnych zawiłości, będą kolejne śmierci i podejrzenia, wróci bezdomność, ucieczka i straszny czyn sprzed lat. Ktoś dostanie w nos, ktoś niemal zginie a przed oczami roztoczył się widmo zemsty i... wielkiej miłości. Wszystko zagmatwane, że palce lizać i tylko dać się zaskakiwać. Teraz już jasne, prawda? Oczywiście, że nie!
Można za głowę się złapać próbując przywołać wszystkie wątki, zakręty i niespodziewane zjawy w postaci szeregu drugoplanowych, acz znaczących postaci. Tyle, że tu wszystko ma ręce i nogi (choć czasem martwe) a to, co całkowicie staje na głowie ostatecznie ląduje z gracją na swoim miejscu.
Trzeba sporego talentu, żeby połączyć kryminał, romans, zagadkę, śmiech i przerażenie w spójną opowieść o kilku poziomach, na których wygodnie rozsiada się zbrodnia i opowieść o pracy twórczej. Trzeba też świetnego języka, by nie poplątać niteczek. I jeszcze trzeba znakomitego tlumacza, by w przekładzie wątki nabrały nie tylko sensu ale i świetnego brzmienia - zabawnego, rozczulającego i utrzymujacego napięcie. Brawo za debiut dla Sulari Gentill, brawo za spolszczenie dla Janusza Maćczaka.
Na schyłek lata, który woła o inteligentną rozrywkę, jest to lektura jak marzenie. Żadna warstwa się nie rozpływa, żadna nie waży, a całość smakuje bardzo ożywczo w dość powtarzalnym świecie sensacyjnych spraw. Bawiłam się znakomicie, co i Wam polecam.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem MOVA
Czasem człowiek musi rozjaśnić nieco otoczenie i, nie wychodząc z lubianego kręgu zbrodni, pozwolić sobie na inną jego odsłonę. Taką, która można umieścić pod modnym ostatnio szyldem 'cosy crime'. Mnie ta potrzeba zawiodła do biblioteki a stamtąd do szkatułki o trzech dnach. Rozkładanie jej na elementy było doświadczeniem wyśmienitym bo jak się przekonałam, nie takie to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-05
Bardzo lubię twórczość Przemysława Piotrowskiego ale, zapewne jak większość z nas, po raz pierwszy zetknęłam się z autorem za sprawą doskonałej serii z Igorem Brudnym. Dopiero teraz, dzięki wznowieniu debiutu w poprawionej wersji, miałam szansę poznać jego pisarskie początki. Lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to pisarz wielce utalentowany jak i w tym, że kontynuując karierę, spośród kuszących go gatunków wybrał ten właściwy.
Widać w "Kodzie Himmlera" pasję i ciekawość typową dla późniejszych tytułów. O ile jednak spora część, poświęcona podążaniu przez młodego dziennikarza śladami tajemnicy odkrytej przez dziadka jest niezwykle ciekawa, o tyle groza, na jaką autor postawił w finale, daleka jest od moich preferencji. Czytuję horrory, lecz 'filmowe" sceny zdecydowanie wymknęły się poza mój gust. Jednak wszystko to, co prowadzi do nieco koślawej finalnej rozgrywki, w połączeniu z dobrym epilogiem sprawia, że całość spina klamra zaangażowanego czytania.
Akcja jest mocną stroną Piotrowskiego i widać to doskonale w fabule, która przeprowadza Tomka i jego nową dziewczynę najpierw przez kartki ocalałego z wojny raportu, później przez kraje, w których mieszkają eksperci i świadkowie, mogący potwierdzić zawartą w dokumentach treść. Świetna jest, przygodowa w klimacie podróż przez miejsca i doświadczenia. Porażająca zaś, ścieżka, którą trzeba zawrócić do nazistowskich, bestialskich działań rasowych obsesji, dostrzegania w więźniach jedynie materiału do kuriozalnych, wręcz nieludzkich badań.
Po odkryciu nazwisk, które kojarzą nam się z nadal pozostającą poza wyobrażeniem działalnością, dość łatwo domyślić się dokąd zmierzamy. Jednak, mimo potwierdzacjących się przypuszczeń, każdy kolejny dowód boli, każda zmiana miejsca ciekawi a każdy trup, który pozostaje po śledzącym bohaterów szpiegu, budzi nasz sprzeciw.
Od sieci bunkrów Olbrzym w Górach Sowich po Ziemię Królowej Maud na Antarktydzie towarzyszy nam dobrze utrzymane napięcie, groza rozmów o potworach w ludzkim ciele i chęć dotarcia do odpowiedzi. Tej ciekawości historii i ludzi w nią uwikłanych, autor na szczęście pozostał wierny w kolejnych dziełach.
Opowieść o 'dwojgu przeciwko światu', pełna odniesień do strasznych prawd o wojennych urojeniach i efektownej akcji rzucającej nami po globie, jest bardzo dobrą lekturą zawracajacą nas do początków kariery autora. Obudziła moją ciekawość, choć zdarzało mi się uniesienie brwi lub kącików ust w obliczu zbyt nachalnych efektów (niemal audiowizualnych).
Warto przeczytać, bo jest to książka jest energiczna, ciekawa, momentami porażająca faktami i przypuszczeniami. Także dlatego, że bez wątpienia wśród fanów obudzi sentyment. (A podsumowując przemyślenia śmiem stwierdzić, że był to debiut w stylu i z potencjałem, którego mógłby pozazdrościć niejeden twórca ze sporym dorobkiem : ))
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca
Bardzo lubię twórczość Przemysława Piotrowskiego ale, zapewne jak większość z nas, po raz pierwszy zetknęłam się z autorem za sprawą doskonałej serii z Igorem Brudnym. Dopiero teraz, dzięki wznowieniu debiutu w poprawionej wersji, miałam szansę poznać jego pisarskie początki. Lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest to pisarz wielce utalentowany jak i w tym, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-21
Małżeńskie opowieści o porzuceniu zwykle poznajemy z kobiecej perspektywy. Tutaj mamy szansę zaglądnąć przez ramię mężczyźnie, który mógłby być ideałem, gdyby żeńska połowa świata najwyżej ceniła stateczność, poczciwość i dobre serce. Czy istnieje bowiem wspanialszy przykład wsparcia niż Jacek, przyjmujący Wiolę z dobytkiem w postaci paskudnego chatakterku i kilkuletniej córki? Cóż, jak wiadomo, kobieta zmienną i szukającą wrażeń jest, zatem po piętnastu latach wspólnej egzystencji, Jackowi przychodzi pogodzić z nagłą nielaską i wyprowadzką żony do młodszego, dającego szansę na awans społeczny kochanka.
To, co w "Drodze wolnej" jest najciekawsze, to rozwój bohatera postępujący od przygnębienia, przez szeroko otwarte ze zdumienia oczy, zrozumienie sytuacji i podjęcie stanowczej walki. Nie, nie będzie błagał o powrót, będzie dostrzegał zupełnie nowego siebie, odkrywał tajemice nastoletniej pasierbicy, odkurzał marzenia, które dawno pogrzebał pod kurzem nieciekawej, często drażniącej codzienności.
Do tego, prawdziwe fajerwerki wkradły się w obyczajową opowieść za sprawą wyjątkowej starszej pani, która bystrością, niezwykłą przeszłością (kobieta w takim zawodzie?! w tamtych czasach?!), ogromnym sercem schowanym za fotograficznym albumem oraz, jak się okaże, wcale nie bezsensownym pomysłem na przyszłość Jacka, nada opowieści rumieńców. Jeszcze teściowa, rodzice niechętni eks żonie i urocza pani kardiolog i mamy przepis na mistrzowskie dialogi. A gdy poznany nowe, 'wierzgające' życie Wioli, nie wiemy czy się śmiać, czy jednak nad nią użalić.
Wydawałoby się, historia jakich wiele. A jednak prosty taksówkarz daleki jest od stereotypu a jego kolejne kroki przywracają wiarę w moc, skrywaną pod powłoką przeciętności. Niby nudne koleje losu ale poczucie humoru i świetnie zróżnicowany język sprawiają, że pomimo trudnych momentów i przygnębiających myśli, uśmiech nie schodzi nam z ust.
Rzadko zdarza mi się czytać debiut z tak wielką przyjemnością. I choć autor twierdzi, że to sama fikcja, ciepło i dowcipny urok bohatera sprawiają, że widzimy w nim Pana Czujko z okładki. Polecam na niezwykle miło spędzony czas, nie tylko letni. (pisząc to, nadal się uśmiecham).
Katarzyna
we współpracy z autorem oraz Wydawnictwem Dlaczemu
Małżeńskie opowieści o porzuceniu zwykle poznajemy z kobiecej perspektywy. Tutaj mamy szansę zaglądnąć przez ramię mężczyźnie, który mógłby być ideałem, gdyby żeńska połowa świata najwyżej ceniła stateczność, poczciwość i dobre serce. Czy istnieje bowiem wspanialszy przykład wsparcia niż Jacek, przyjmujący Wiolę z dobytkiem w postaci paskudnego chatakterku i kilkuletniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-27
Jest w tej książce duszno i niewygodnie jak w zbyt mocno wykrochmalonej koszuli. Elegancja, wierność zasadom klasy i dobrego wychowania piją mocno pod pachami a kołnierzyk bladego istnienia coraz mocniej uciska szyję. Tym mocniej, im bardziej główna bohaterka poddaje się paranoi wyrosłej z ogromnie przesyconej układności, chłodu dyktowanego brakiem samoakcepracji, uniżoności wobec tego, co wypada.
Pani March jest wyciętą z kartonu postacią. Przyklejony uśmiech, nienachalna uroda, kilka oberwanych brzegów tuszowanych miętowymi rękawiczkami i idealnie pysznym futrem. Postać ma swoją zasadniczą sztywność, ma konkretne ramy, nie ma natomiast duszy - przynajmniej tej widocznej. A teraz wyobraźmy sobie, że w ten równo wykrojony schemat, znoszący cierpliwie 'zmiany pogody', uderza mały kamyk niepokoju ujęty w kilka słów. Niby nic, niby nieco zaskakująca ocena bestsellera napisanego przez męża, a z naszej figury zaczynają odpadać kolejne warstwy papieru. Jak się okazuje, niektóre są bardzo zniszczone, przegniłe, potrafią przyciągać muchy i karaluchy, odbijać się w krzywych lustrach, mnożyć i powielać, nawet krwawić. Pani March okazuje się mieć chaotyczny wyraz, ulega gwałtownym emocjom, poddaje się przejaskrawionej wyobraźni, wreszcie... zyskuje imię. Zyskuje też świadomość, która pozwala, nakazuje się wręcz przerazić.
Virginia Feito przeciętność przekłada na skomplikowany wgląd w kobiecość odmienioną przez wiele przypadków: matka, zamożna gospodyni domowa, żona przy pisarzu, sąsiadka, siostra, córka. Każda z tych postaci ubrana w spojrzenie wstecz, w drobne i porażające rysy, które układają się w obecną nijakość, w dobrowolne ściśnięcie się gorsetem hiperpoprawności. Kiedy pęka jeden sznurek pojawia się panika, kiedy kolejne - budzi się bestia szalonych wyobrażeń, teorii, założeń, wściekłego szarpania się z samą sobą. To pęcznieje z każdą stroną, rozpycha się poza ramy, przewleka nijakość przez coraz bardziej napiętą akcję.
Pani March nikt nie zauważa, ślizga się po niej brzydota jej samej i ludzi obok. Goście są dekadenccy i przepełnieni kpiną, mijani przechodnie, służba, ekspedientki, sąsiedzi patrzą na wylot, nieustannie oceniając, nawet dziecko pozostaje odległe i ciche niczym "mały Poe". A może to tylko szaleństwo, a może paranoja, odwrócony obraz i martwy gołąb, którego nie ma? Pani March jest sztucznym tworem ale gdy ktoś stuknie w plastikową, wierzchią warstwę młoteczkiem ukrytego artykułu, schowanych w letnim domku możliwości, puchnącym podejrzeniem, budzą się w niej demony. To wina świata czy jej samej? Ocena należy do nas, którzy nie lubimy Pani March, nawet jej nie znamy...
Znakomita książka, pełna obrazów, które trudno wyprosić z głowy, studium niewidzialności, akuratności i narastajacej, gwałtownej pokraczności. Trochę przeraża, mocno angażuje, zastanawia. Polecam gorąco, znakomity debiut.
Katarzyna
we współpracy z imprintem Echa Wydawnictwa Czarna Owca
Jest w tej książce duszno i niewygodnie jak w zbyt mocno wykrochmalonej koszuli. Elegancja, wierność zasadom klasy i dobrego wychowania piją mocno pod pachami a kołnierzyk bladego istnienia coraz mocniej uciska szyję. Tym mocniej, im bardziej główna bohaterka poddaje się paranoi wyrosłej z ogromnie przesyconej układności, chłodu dyktowanego brakiem samoakcepracji,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-21
Po retro kryminał, kiedyś bardzo przeze mnie lubiany gatunek, sięgam ostatnio rzadko. Nie mogę pozbyć się wrażenia powtarzalności akcji, zderzania się z tymi samymi pomysłami na kreację głównych bohaterów. Czy Grzegorz Dziedzic, ze swoim 'polonijnym', gangsterskim debiutem miał szansę przebić przez moją nieufność. Otóż miał i zdołał to zrobić, efektownie i zdecydowanie.
Polskie przywary, schematy zachowań, cechy odróżniające nas od innych nacji zupełnie inaczej wybrzmiewają na obcej płaszczyźnie. Zmieszanie Chicago sprzed Capone i prohibicji z bohaterem, który jest tym dobrym charakterem z czarną przeszłością i jego polskością zaklętą w krwi przodków sprawia, że znane obrazy porachunków, ulicznych bójek i mordów popełnianych bez skrupułów świecą jaśniej, intensywniej. Policjant wychowany w gangsterskim świecie jest mniej oczywisty. Amerykański styl życia podany na jednej tacy z polaczkową hardością sprawia, że mieszają nam się priorytety. I jest to mieszanka niezwykła, wyrzucająca "Żadnych bogów, żadnych panów" poza ramy typowe dla gatunku.
Opisy agresji, gwałtu i przemocy są najeżone dosłownością, śledztwo rwie się niczym jazzowa improwizacja a zza ścian i zza oceanu wściubiają nos polityczno- społeczne przemiany. Gdzieś tam dzieje się polska niepodległość, tam i tutaj ścierają się kapitalistyczne i socjalistyczne mrzonki, gonitwa za pieniądzem i władzą ubiera się albo w uzbrojone kastetami bezprawie albo wymyślnie nazywane zakony i stowarzyszenia. Nawet egzorcysta musi tutaj ulec szaleństwu, nie mówiąc o tych, którzy uginają kark przed gangsterami szukając w huku stalowni i wilgoci kopalń obieconego, amerykańskiego snu.
Sama akcja jest typowym zderzeniem dobra ze złem, tyle, że zło nie jest tak precyzyjnie określone jak bywa w tego typu potyczkach. Mało chlubna przeszłość bywa przydatna, nawet zbawienna, czyste rękawiczki skrywają zadbane dłonie pokryte wieloma warstwami krwi. Oczywiście są niewinne ofiary, jest poświęcenie i zemsta ale tempo, mroczny klimat, zmiany winnych i podejrzanych, miłe twarze zmieniające się w szubrawców i polityka, przebrzydla polityka.... nadają książce innego, równie mocnego ale i nieoczywistego wyrazu.
Trudno oderwać się od opowieści o okaleczanych ciałach, wojnach ulicznych gangów i nieprawości tych, którzy mają stać na straży tego prawa. Książka jest bowiem wartka ale nie błaha, łączy kibicowanie maluczkim z obrzydzeniem dla wielkich, uderza w patriotyczne nuty, odbiera nadzieję na miłość i spokój ale miewa też momenty pochwały szlachetności. Także tej wyrosłej w burdelach, spelunach czy na hałdach, pardon, gówna.
Jest moc w tej opowieści a jako, że właśnie premierę ma tom drugi, nie zawaham się wrócić do prozy Grzegorza Dziedzica. Bo zdaje się ona zaprzeczać wszystkiemu, co mam do zarzucenia kryminałom retro. Polecam z wypiekami na twarzy.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Agora
Po retro kryminał, kiedyś bardzo przeze mnie lubiany gatunek, sięgam ostatnio rzadko. Nie mogę pozbyć się wrażenia powtarzalności akcji, zderzania się z tymi samymi pomysłami na kreację głównych bohaterów. Czy Grzegorz Dziedzic, ze swoim 'polonijnym', gangsterskim debiutem miał szansę przebić przez moją nieufność. Otóż miał i zdołał to zrobić, efektownie i zdecydowanie....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-30
Pani domu, matka i żona, lekarka weterynarii o ułożonym, schematycznym życiu. Mąż, dwie córki, gabinet w Bydgoszczy. Ale gdy do drzwi zapuka przeszłość, Marta okaże się biało-czarną kawką, spacerującą miedzy gołębiami, "Oszustką" wiodącą życie zbudowane na ukrytej prawdzie o wrocławskim życiu. Tylko czy ona jest jedyną, która kłamie?
Aleksandra Śmigielska wkroczyła w świat kryminału odważnie, z pełną pasji opowieścią, która mota wątki, zagląda w brudne zakamarki i nie boi się zaścielić podłogi trupami. Tutaj każdy ma tejemnice a gdy bohaterka stara się sama rozwikłać zagadkę potrącenia pod jej domem kobiety z przeszłości, powoli ściągamy warstwy z ludzi, którzy ją otaczają. Może to nagłe pojawienie się brata będzie odpowiedzią na zagadkę zaginionych faktur, może to ukochany z przeszłości lub jego żona będą mieli w interesie mordować niewygodnych świadków, może to zemsta za stare upokorzenia będzie motywem zbrodni... Wszystko jest możliwe, gdy sprawnie przeplata się pewność z wątpliwościami a to, co wydaje się oczywiste nagle zmienia kolor.
Marta zostawiła za sobą świat pełen złodziei, kombinatorów, mężczyzn kierujących się wyłącznie własnym interesem. Gdy wróci do wrocławskiego Trójkąta, przypomną o sobie stare przyjaźnie, rodzinne niesnaski i zapach alkoholu, który złamał życie dziewczyny. Teraz będzie musiała zawiesić na włosku rodzinny spokój, zaufanie bliskich i pewność jutra. Padną strzały, wśród trupów zwierząt zawieruszy się człowiek a zagubione dokumenty wskażą niebezpieczną ścieżkę do ludzi, o których lepiej byłoby sobie nie przypomnieć.
Wartka akcja pełna zwrotów i zaskoczeń, mnóstwo detali wymagających skupienia, zmiany i wzruszenia, zawiłe ścieżki prowadzące do rozwikłania zagadek, wreszcie, pora na uczciwość. "Oszustka" to bardzo dobra opowieść w stylu, który każe spodziewać się kolejnych, świetnie skonstruowanych thrillerów. Tych, gdzie główne role grają chęć ochronienia bliskich, kobieca determinacja i zamykanie drzwi, które ktoś, wbrew naszej woli, próbuje ponownie wyważyć. Polecam w ramach emocjonującego relaksu.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak Crime
Pani domu, matka i żona, lekarka weterynarii o ułożonym, schematycznym życiu. Mąż, dwie córki, gabinet w Bydgoszczy. Ale gdy do drzwi zapuka przeszłość, Marta okaże się biało-czarną kawką, spacerującą miedzy gołębiami, "Oszustką" wiodącą życie zbudowane na ukrytej prawdzie o wrocławskim życiu. Tylko czy ona jest jedyną, która kłamie?
Aleksandra Śmigielska wkroczyła w...
Ktoś, kto podobnie jak ja lubi poznawać historię przez życiorysy ciekawych postaci, nie mógłby sobie wyobrazić ciekawszej lektury. Nicola Attado pisze w sposób świetnie oddający fascynację słynną dziennikarką, dba o detale dotyczące specyfiki czasów, w których Nellie Bly rozwijała karierę, dodaje fragmenty autentycznych materiałów i przemyca własne, silne uczucia wiążące ją z bohaterką. Dostajemy biografię wartką, przejmującą, budzącą współodczuwanie i ściśle przylegającą do zmieniającej się rzeczywistości.
"Niezwykłe życie Nellie Bly" kształtowało się w Stanach Zjednoczonych epoki wielkich zmian. Od sięgania pamięcią po wojnę secesyjną, która wpłynęła na pozycję ojca Nellie, podążamy aż do wielkiej wojny i zmian, jakie ten konflikt przyniósł ze sobą na europejskie i amerykańskie ziemie. Przechodzimy przez etapy kariery Elizabeth, która budowała życie na odwadze, pewności siebie i silnym przekonaniu o niesłusznym postrzeganiu kobiet jako ludzi gorszej kategorii. Śledzimy zmiany na rynku prasowym i na polu politycznym, obserwujemy bunt robotników i powstawanie wolnościowych ruchów, w tym sufrażystek i związków zawodowych. Wyruszamy w świat, łamiemy stereotypy i konwenanse. A wszystko to z ogromnym sercem, pokorą wobec potrzebujących i uporem godnym najlepszych reporterów.
Zmieniające się czasy dały Elizabeth szansę na pionierskie zachowania zarówno na polu zawodowym jak i prywatnym. To ona stała się prekursorką wcieleniowego reportażu, organizując stunty, którym nie podołałby niejeden mężczyzna. To ona stawała się robotnicą i pacjentką niesławnego ośrodka dla obłąkanych kobiet. To ona zdawała relacje z debat i wyborów, nie oglądając się na preferencje przełożonych. To ona rzuciła wyzwanie książkowemu Phileasowi Foggowi, okrążając świat w mniej niż 80 dni. Wreszcie, to ona stanęła na froncie w Przemyślu i Serbii, zaglądając w oczy śmierci i dramatom wojennych sierot i wdów.
Jej przejęty z popularnej piosenki pseudonim stał się symbolem wnikliwości ale też współczucia, pisania odważnego ale też wypływającego z serca, altruizmu i odwagi w podejmowaniu nowych wyzwań, jak zarządzanie stalowym imperium sporo starszego męża. Fragmenty jej artykułów świadczą o pracowitości i empatii, uważności i wspieraniu tych, którym życie zgotowało wyjątkowo wyboistą drogę. Choć sama cierpiała z powodu nielojalności przyjaciół i rodziny, zawsze szukała sposobu na zwrócenie uwagi społecznej ku potrzebujacym. Śmiała, uczciwa, towarzyska i wstająca po wielokroć z kolan. Taka była Nellie Bly, a książka Nicoli Attadio oddaje to w wyśmienity sposób. Autorka tylko w małych fragmentach, na początku rozdziałów, zwraca się z czułością do swojej bohaterki. Ale te kilka zdań sprawia, że fakty mocniej na nas oddziałują, a życie niezwykłej kobiety wnika nam pod skórę.
Doskonała książka, łącząca pasję bohaterki i fascynację autorki. Uczy, porusza, daje głos sile i słabościom. A tym, którzy chcą uważniej prześledzić losy Nellie, dobrze posłuży bibliografia i wskazanie internetowych źródeł informacji. Jestem pod wrażeniem tej nowej "znajomości", polecam gorąco.
Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Znak Koncept.
Ktoś, kto podobnie jak ja lubi poznawać historię przez życiorysy ciekawych postaci, nie mógłby sobie wyobrazić ciekawszej lektury. Nicola Attado pisze w sposób świetnie oddający fascynację słynną dziennikarką, dba o detale dotyczące specyfiki czasów, w których Nellie Bly rozwijała karierę, dodaje fragmenty autentycznych materiałów i przemyca własne, silne uczucia wiążące ją...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to