-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
-
ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Biblioteczka
2024-05-12
2024-05-03
Zaznaczając, że nie czytałam wszystkich powieści Aleksandry Tyl i wnioskując po tych, które przeczytałam, stwierdzam, że jest to jedyna polska pisarka, której powieści jestem w stanie czytać bez zażenowania, bez przewracania oczami w reakcji na niewiarygodne sytuacje i cukierkowe zakończenia, bez złości na infantylność i głupotę zarówno autorki, jak i bohaterów i bez przecierania oczu ze zdumienia jak bardzo nieskładna i oderwana od rzeczywistości może być fabuła.
Te powieści są prawdziwe, bo nie są udziwnione nierealnymi zdarzeniami i niewiarygodnymi zakończeniami. Te powieści opowiadają fikcyjne historie, które mogą się zdarzyć naprawdę i przede wszystkim są rzetelnie i rzeczowo napisane. Te powieści zapadają w pamięć i wywołują uczucia, wspomnienia, reakcje. Oczywiście nie zapominam, że są to powieści obyczajowe, literatura popularna czytana dla relaksu lub wypełnienia, czy przyjemnego spędzania wolnego czasu, ale gdyby inne polskie pisarki wzięły przykład od swojej koleżanki po fachu polska literatura obyczajowa zyskałaby wiele, a przede wszystkim reprezentowałaby wyższy poziom literacki.
Historię choć smutna czyta się dobrze i szybko. Może temat nie jest do końca odpowiedni na relaks na leżaku, ale po przeczytaniu nie wpadasz w rozpacz i nie zostajesz przygnieciony ogromem cierpienia bohaterów. Największym minusem tej powieści jest jej główna bohaterka Patrycja - niedojrzała, niemyśląca i momentami odklejona od sytuacji. Jej siedmioletnia córka zdaje się być dojrzalsza, a jej obarczony tragedią mąż jest bardziej praktyczny i myślący o jej dobru, choć powinno być w tej historii zdecydowanie odwrotnie.
Polecam tym, którzy nie lubią słodkich, sztampowych, bezmyślnych obyczajówek z przewidywalną fabułą i hollywoodzkim zakończeniem.
Zaznaczając, że nie czytałam wszystkich powieści Aleksandry Tyl i wnioskując po tych, które przeczytałam, stwierdzam, że jest to jedyna polska pisarka, której powieści jestem w stanie czytać bez zażenowania, bez przewracania oczami w reakcji na niewiarygodne sytuacje i cukierkowe zakończenia, bez złości na infantylność i głupotę zarówno autorki, jak i bohaterów i bez...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
Kiedyś dostałam ostrzeżenie na temat twórczości Iwony Kienzler, która jest uważana za damski odpowiednik Sławomira Kopra. Książek Pana Kopra trochę przeczytałam i nie uważam ich ani za wybitne prace historyczne, ani za odkrywcze dzieła, a raczej traktuję jako opierające się na plotkach i skandalach czytanki dla niezorientowanego odbiorcy. W związku z takimi rekomendacjami do tej pory omijałam twórczość pani Kienzler szerokim łukiem, jak miało się okazać po przeczytaniu "Polskich władców po ciemnej stronie mocy", całkiem słusznie.
Książka jest wtórna i odtwórcza, nie wnosi nic nowego do historii Polski zwłaszcza dla humanistów, którzy jak zakładam, znają ją w stopniu przynajmniej dobrym. Autorka przepisała trochę od Galla Anonima, trochę od Kadłubka i resztę od nadwornych kronikarzy opisywanych władców i uznała, że dzięki temu przedstawi czytelnikowi nieznane oblicze polskich panujących. Żeby poczuć się autorką swojego dzieła, co jakiś czas wtrąca melancholijne pytania "Co by było gdyby?... nie doszło do wojny, król zdecydował się na inne rozwiązanie, władca podjął inną decyzję, szlachta dokonałaby innego wyboru głowy państwa......itp. Do tego Kienzler rozśmiesza mnie swoim współczesnym podejściem do spraw, które miały miejsce przed wiekami. Jej wielkie zdziwienie i oburzenie np. na Bolesława Chrobrego, świetnie to obrazuje. Otóż według autorki był to władca mściwy i okrutny, a jego okrucieństwo przejawiało się najbardziej na polu bitwy. Nie wiem czego konkretnie oczekiwała od władcy, który musiał bronić Polski przed grabieżą terytorium przez obce wojska. Przypominam także, że wojny średniowieczne, to nie były potyczki na słowa, ani bieganie z karabinem po polach tylko krwawe bitwy przy użyciu toporów, drzewców, maczug itp......szlachetniejsze rycerstwo walczyło na miecze, ale fechtunek rozwinął się w późnym średniowieczu, a za czasu Bolesława Chrobrego pojawienie się na polu bitwy jednostkowego żołnierza dawało mu nikłe szanse na przeżycie, a nowych ziem czy skarbów nie otrzymywało się uprzejmością w stylu "Weź się przesuń drogi Panie, bo ja teraz będę tutaj rządził", tylko krwawą wyniszczającą walką. Ewentualnych jeńców też się nie wymieniało, tylko wyciągnąwszy od nich przydatne informacje zabijało lub okaleczało przez oślepienie, wyrwanie języka, czy odrąbanie kończyny. I nie tylko Bolesław Chrobry takich praktyk się dopuszczał, ale też wielu innych władców.
Kolejne co razi w tej publikacji to ubogie słownictwo. Każdy kronikarz zawsze jest "dziejopisem", a każdy król "udzielnym władcą". Kinzler napisała już grubo ponad 100 książek, a nie zdążyła się dowiedzieć, że język polski jest bogaty w wyrazy bliskoznaczne, które należy używać, choćby po to, aby unikać powtórzeń wyrazowych będących błędem nawet w wypracowaniach szkolnych, o książkach nie wspominając.
Książki słuchałam w audio i to niestety nie dodało jej atrakcyjności. Lektorka Izabela Peres czyta ją jak zakompleksiona uczennica wiejskiej podstawówki. Pomijając głośne przełykanie śliny, zjadanie końcówek, przekręcanie słów i niedbałość w zachowaniu liczby, osoby, czy rodzaju, posługuje się również żałosnym francuskim, dzięki czemu mamy takie kwiatki jak: Fontnenbly, Dumas, czy Margot wymawiane tak jak jest napisane. W czasach kiedy nawet tłumacz google podaje prawidłową wymowę jest to zwyczajnie żałosne.
Podsumowując: mierna historyczka została mierną autorką, miernej książki, którą w wersji audio przeczytała mierna lektorka. Dzięki temu powstał czytelniczo mierny bubel skierowany do miernego, niewymagającego czytelnika i tylko i wyłącznie takim osobom ową książkę polecam.
Kiedyś dostałam ostrzeżenie na temat twórczości Iwony Kienzler, która jest uważana za damski odpowiednik Sławomira Kopra. Książek Pana Kopra trochę przeczytałam i nie uważam ich ani za wybitne prace historyczne, ani za odkrywcze dzieła, a raczej traktuję jako opierające się na plotkach i skandalach czytanki dla niezorientowanego odbiorcy. W związku z takimi rekomendacjami...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka klasyfikowana jest jako młodzieżowa powieść historyczna z wątkiem romantycznym. Sama autorka w posłowiu pisze, że kieruje swoja opowieść przede wszystkim do młodzieży, która powinna zadbać o pamięć opisanych wydarzeń.
Bohaterami tej książki są ludzie na progu dorosłego życia młoda pokojówka Ana i fotograf Daniel, więc jeśli już to książka powinna być kierowana do młodych dorosłych, a nie do nastolatków. Zresztą biorąc pod uwagę lapidarność i pobieżne przedstawienie wątków historycznych, nastolatek nawet hiszpański mógłby ich nie zauważyć, nie docenić lub co najgorsze nie uznać ani za ważne, ani tym bardziej za wstrząsające.
Dzięki temu widać, że warstwa historyczna również została potraktowana po macoszemu. Autorka w nocie odautorskiej zapewnia, że przeprowadziła wiele rozmów z bezpośrednimi uczestnikami opisywanych wydarzeń, przeczytała wiele publikacji naukowych na temat dyktatury Franco i hiszpańskiej wojny domowej, konsultowała się z wieloma specjalistami od poruszanych w książce zagadnień i wielokrotnie odwiedziła Hiszpanię, aby jak najlepiej opisać przedstawione w powieści miejsca. Niestety w czasie lektury kompletnie tego nie widać. Widać natomiast coś zupełnie przeciwnego: autorka nie wie o czym pisze, nie rozumie ani wydarzeń, ani atmosfery im towarzyszącej, a wartość merytoryczna tej warstwy książki porównywalna jest do Wikipedii czy nic nieznaczących, bagatelizujących sytuację notatek na przedostatniej stronie dowolnej gazety. Mało tego autorka sama sobie zaprzecza: najpierw wmawia czytelnikowi, że najważniejsze dla każdego Hiszpana tamtych czasów jest milczenie na temat sytuacji w swoim kraju i nierozmawianie o niej zwłaszcza z mieszkańcami innych krajów, zagranicznymi turystami itp., po czym główni bohaterowie bez skrępowania, swobodnie i głośno właśnie o tym rozmawiają przy otwartych drzwiach pokoju hotelowego, jak i w biały dzień na zatłoczonej madryckiej ulicy, gdzie nikt ich nie zatrzymuje, nikt się nimi nie interesuje, mimo że tajna policja Franco jest wszędzie. Do tego zagraniczny turysta wywozi w bagażu dokumenty obrazujące reżim hiszpańskiej dyktatury, co władze powinny, a na pewno mogą podejrzewać......i nie zostaje nawet przeszukany. Gdyby to miała być wiarygodna opowieść wątki powinny mieć zupełnie inny przebieg. Jeśli miałoby to wstrząsnąć czytelnikiem w takim stopniu, żeby zostało zapamiętane i zachęcało do poszerzania wiedzy, musiałoby mieć dużo mocniejszy wydźwięk. Ewidentnie autorka nie umie opisywać wątków kluczowych, nie umie dodać takim wątkom dramatyzmu, a co za tym idzie nie porusza czytelnika. To wszystko pokazuje, że można mieć szczere chęci i sporą wiedzę, ale niestety mierne umiejętności pisarskie, co niewątpliwie jest problemem Sepetys. Widać to dobitnie również w wątku romantycznym.
Nie wiem kto wierzy w romans na całe życie przedstawiony w tej książce. Ja nie. Fakt, że chłopak mówi o dziewczynie, że jest piękna, a ona w rozmowie z nim się rumieni, nie czyni z ich relacji romansu. Nawet wspólna kolacja i rozmowa do świtu nie czyni z ludzi pary i nie świadczy o tym, że zbudują związek na całe życie. Dla autorki tyle wystarczy, co świadczy o tym, że relacji romantycznej również nie potrafi wiarygodnie opisać. Zakończenie, czy raczej druga część książki opisująca spotkanie po latach, to już ostateczny cios dla tej fabuły, wiarygodny chyba tylko dla bezwarunkowych wielbicieli happy end-ów.
Ogólnie fabuła nudna, nieprzekonująca, dużo wątków, które miały potencjał i mogły zainteresować czytelnika, ale zostały kolokwialnie mówiąc skopane. Kilkakrotnie miałam wrażenie, że niektóre zostały wręcz napisane na kolanie, aby nadać pozory wiarygodności i skleić tę kulawą fabułę np. wątek Lorenzy, a zwłaszcza wyskakujący jak królik z kapelusza wątek Cristiny. Bohaterowie płascy i niezapadający w pamięć, nie budzą ciekawości u czytelnika i nie powodują żadnych uczuć, nie budują więzi z czytelnikiem, nie dają się lubić, natomiast bardzo szybko zostają zapomniani, a czytelnik czuje się zlekceważony i oszukany.
Ta książka jest przykładem na to jak nie budować pamięci o wstrząsających wydarzeniach, jak nie pisać powieści dla młodzieży, której pamięć ma być ich świadectwem. Uważam, że książka bagatelizuje, spłyca i sprowadza do poziomu hyde parku dramatyczne wydarzenia w historii Hiszpanii i może być nie tylko obraźliwa dla samych Hiszpanów, ale też głęboko szkodliwa społecznie. Moim zdaniem: Ruta Sepetys to druga Heather Morris. Pisarzyna z pod znaku nie wiem, nie umiem, nie znam się, ale się wypowiem, bo mogę. Mam na półce jeszcze 3 książki tej pośledniej autorzyny, ale po tej wpadce nie mam najmniejszej ochoty po nie sięgać i Wam też odradzam.
Książka klasyfikowana jest jako młodzieżowa powieść historyczna z wątkiem romantycznym. Sama autorka w posłowiu pisze, że kieruje swoja opowieść przede wszystkim do młodzieży, która powinna zadbać o pamięć opisanych wydarzeń.
więcej Pokaż mimo toBohaterami tej książki są ludzie na progu dorosłego życia młoda pokojówka Ana i fotograf Daniel, więc jeśli już to książka powinna być kierowana do...