rozwiń zwiń
tajus

Profil użytkownika: tajus

Wlkp Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 11 tygodni temu
688
Przeczytanych
książek
3 932
Książek
w biblioteczce
303
Opinii
3 947
Polubień
opinii
Wlkp Kobieta
Na imię mi Sara. Z wykształcenia jestem nauczycielem wychowania przedszkolnego i wczesnoszkolnego oraz pedagogiem społecznym. Moją największą pasją jest rysunek, oprócz tego w wolnym czasie zawsze towarzyszy mi albo muzyka, albo dobry film, przede wszystkim jednak książka. Najbardziej wciągają mnie thrillery, kryminały, powieści obyczajowe i przygodowe. ----------------------------------------------------------------------------------------------------- Nie jestem zainteresowana kupnem i wymianą książek papierowych - od kilku lat jestem wielką miłośniczką mojego Onyxa, a co za tym idzie... e-booków :).

Opinie


Na półkach: , ,

Na przeczytanie "Uśpienia" zdecydowałam się z trzech powodów, które w dużym skrócie brzmią: Czarna Seria, pochlebne opinie oraz niedawne wydanie "Rajskich ptaków", drugiego tytułu Marty Zaborowskiej. Teraz, będąc już po lekturze utworu, nie potrafię się zgodzić z wysokimi notami i superlatywami wypisywanymi na jego temat przez innych czytelników. Bo dla miłośników kryminałów - a za takiego uważam się i ja - ta książka nie może być dobra. W ciągu kilku ostatnich lat naczytałam się sporo powieści kryminalnych, by wiedzieć, jak wygląda taka, którą do tego gatunku literackiego można bez wahania zaliczyć, i jak nie powinna takowa wyglądać. Pomijam tutaj styl, bohaterów i kwestię napięcia, bo te można dopracować, przy okazji tworzenia kolejnych utworów poprawić, ale dla fabuły, która nie zawsze trzyma się kupy, a wydarzenia wchodzące w jej skład zahaczają o niewiarygodność bądź absurdalność, nie mam litości. A "Uśpienie", z przykrością muszę stwierdzić, kilka takich "perełek" w swej zawartości posiada.

W swym dość obszernym debiucie Zaborowska zabiera nas do pewnego podwarszawskiego miasteczka. Z tutejszego szpitala psychiatrycznego, zarządzanego przez doktora Artura Maciejewskiego, ucieka pacjent, Jan Lasota, który został przysłany na leczenie z powodu znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad zwłokami, przy których pracował z zakładzie pogrzebowym. Szybko wychodzi na jaw, że nie był to jego jedyny tego rodzaju występek, a w jego przeszłości aż strach się zagłębiać. Pracowała jednak nad nią doktor Anna Dudczak, ale tak się składa, że wkrótce po ucieczce Lasoty zostaje ona zamordowana. Śledztwo w obu sprawach przypada miejscowej policji na czele z komisarzem Stefaniakiem i podkomisarz Julią Krawiec. Nieoficjalnie pomaga jej doktor Maciejewski. Tymczasem w jego szpitalu zaczyna robić się coraz bardziej niebezpiecznie, a na jaw wychodzą uśpione przez wiele lat tajemnice pacjentów ośrodka i okolicznych mieszkańców.

Zapowiada się interesująco i przez jakiś czas ta powieść rzeczywiście taka jest. Schody zaczynają się, gdy pisarka powiększa liczbę bohaterów, a co za tym idzie, różnego rodzaju wątków z nimi powiązanych. Książka z intrygującej i zagadkowej staje się przerysowana, chaotyczna i skomplikowana. Niemal każdemu tutaj można przypiąć łatkę chorego psychicznie, a już na pewno podejrzanego o to czy tamto. Mimo że postaci jest sporo, zapadają one w pamięć, ale gorzej już z ich motywami postępowania, które albo są banalne, albo mało wiarygodne, a tym samym wręcz nie do odgadnięcia przez odbiorcę.

Zabójstwa, samobójstwa, gwałty, nekrofile, porwania - wszystko to przewija się przez "Uśpienie", ale moim zdaniem jest tego, jak na jedną książkę, za dużo. Widać, że autorka bardzo starała się, by jej debiutanckie dzieło zachwyciło czytelnika, ale wybrała ku temu niewłaściwą drogę, czyli przesadę. Brawa za pomysłowość, owszem, ale takie nagromadzenie szokujących czy pełnych napięcia wątków jest w stanie zaszkodzić powieści, czyniąc ją mało realistyczną, po prostu przekoloryzowaną. Zwiększa też prawdopodobieństwo wpadek "na planie". I Zaborowska parę takich potknięć zaliczyła, niestety. Oto najważniejsze, te najbardziej niedorzeczne z nich: fatalna praca policjantów (nie dość, że po śmierci doktor Dudczak nie przeszukali dokładnie jej gabinetu, a mieszkania wcale, to jeszcze spławili z komendy chłopca, który był w posiadaniu cennych dla śledztwa informacji) - wielokrotnie odniosłam wrażenie, że w skład ich zespołu wchodzi tylko Krawiec; swobodna współpraca policji z doktorem Maciejewskim, który jest przez nią o wszystkim informowany; pistolet w celi wariata; genialni świadkowie sugerujący osobom prowadzącym dochodzenie, co mogą one zrobić, żeby znaleźć jakiś nowy trop; przygarnięcie do domu przez Julię nastoletniej Róży z psychiatryka, by ta pobawiła się z jej niespełna sześcioletnią córką, Sylwią (co może siedzieć w głowie tej dziewczyny - skrzywdzonej, leczonej w zamknięciu - to najwyraźniej nieistotne); długaśne listy o przeszłości pisane przez Różę do Sylwii ledwie składającej litery do kupy, a co dopiero rozumiejącej, że zły dotyk boli, a porzucenie dziecka przez matkę może zachęcić je do targnięcia się na własne życie. Nie mogłam też nadziwić się podkomisarz Krawiec, która w czasie gdy jej córka znajdowała się w poważnym niebezpieczeństwie, wytrwale kontynuowała śledztwo. A do tego miała czelność obrazić się, gdy ktoś wygarnął jej prawdę na temat tego, jak fatalną jest matką. Podpadła mi tym zachowaniem bardzo. Nawet jej dawne problemy z alkoholem, rozwód i przeprowadzka nie sprawiły, że wykrzesałam z siebie w stosunku do jej osoby choć trochę sympatii. Ale Zaborowska, jak wyczytałam z jednego z wywiadów z nią, szykuje kolejne rewelacje dotyczące przeszłości policjantki, więc kto wie, może już przy okazji lektury "Rajskich ptaków" spojrzę na nią łaskawszym okiem...

A sięgnę po tę książkę na pewno. Choćby po to, by zobaczyć, czy styl autorki uległ poprawie. Bo dziś uważam, że jest on nijaki i niczym się nie wyróżnia. Zaborowska mało spontanicznie operuje zasobami słownictwa, nie pozwala sobie na niewymuszony luz czy przejawy dobrego humoru. Dialogi, choć liczne, są sztywne. W dodatku wszyscy bohaterowie, mimo że są różnorodni charakterologicznie i wiekowo, posługują się tym samym językiem. Dużo mówią sami z siebie, w sensie nie trzeba ich ponaglać dodatkowymi pytaniami - jest to szczególnie widoczne w trakcie przesłuchań świadków. Pisarka ma też tendencję do uzewnętrzniania myśli i spostrzeżeń wykreowanych przez nią postaci, czyli do takiego trochę dosadnego tłumaczenia czytelnikowi, co ktoś kiedyś zrobił i dlaczego albo w razie czego.

Kryminał to niełatwy i wymagający gatunek literacki. "Uśpienie" jest dowodem na to, że do pisania powieści, które można by zakwalifikować do tego typu literatury, nie wystarczą dobre chęci, pomysłowość i zebranie paru ważnych, pomocnych informacji na jakieś tematy. Przed Martą Zaborowską jeszcze sporo pracy, ale być może o jej zdumiewających efektach będę mogła napisać już po przeczytaniu jej najnowszego utworu, kto wie? Potencjał jest, odwaga do zagłębiania się w ciemne strony ludzkiego życia również, więc trzymam kciuki za literackie sukcesy w niedalekiej przyszłości pisarki.

Recenzja pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.

Na przeczytanie "Uśpienia" zdecydowałam się z trzech powodów, które w dużym skrócie brzmią: Czarna Seria, pochlebne opinie oraz niedawne wydanie "Rajskich ptaków", drugiego tytułu Marty Zaborowskiej. Teraz, będąc już po lekturze utworu, nie potrafię się zgodzić z wysokimi notami i superlatywami wypisywanymi na jego temat przez innych czytelników. Bo dla miłośników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z racji tego, iż spora część życia Belindy Jones obejmowała i nadal obejmuje podróżowanie, w jej książkach również nie brakuje wątków z nim związanych. Przekonałam się o tym, czytając jeden z jej utworów, "Poza błękitem oceanu". Przyciągnął on moją uwagę przede wszystkim z powodu... tak, dokładnie, Grecji, którą od wielu lat jestem zauroczona, mimo że nie było mi jeszcze dane jej odwiedzić (pozaliteracko, rzecz jasna). Ponadto potrzebowałam na koniec lata zanurzyć się w odprężającej, typowo wakacyjnej lekturze, która przedłużyłaby tolerowane przeze mnie upały i bezchmurne niebo chociaż w moich myślach, mojej wyobraźni. I tak też się stało. Przez bite trzy dni miałam okazję cieszyć się nie tylko promieniami greckiego słońca i błękitem morza, ale też cudownymi widokami kreteńskich i ateńskich zakamarków. No i pewnego przystojnego Greka, trzeba dodać, w końcu jego rola jest tutaj niemała, a jego seksualność nad wyraz demonstrowana. Komu najbardziej zawrócił w głowie ów mężczyzna? Mała podpowiedź - wcale nie chodzi o moją skromną osobę...

Warto też najpierw zauważyć, że to jemu, Alekosowi Diamantakisowi, wpadła w oko pewna kobieta, mianowicie Selena Harper, Angielka pracująca na statkach wycieczkowych. Natarczywe próby poderwania jej podczas jednego z rejsów kończą się dla Alekosa fiaskiem i dorobieniem się etykietki pewnego siebie uwodziciela. Ale on nie daje za wygraną. I sprytnie udaje mu się wykombinować, by część nadchodzącego urlopu Selena spędziła na Krecie w jego towarzystwie, pomagając w prowadzeniu ośrodka sportowego należącego do brata Diamantakisa. Czy Harper, doświadczona podróżniczka niemogąca znaleźć swego miejsca w świecie, będzie potrafiła dostrzec piękno Eloundy, niewielkiej wioski rybackiej, przystopować i choć raz odetchnąć pełną piersią? Czy uświadomi sobie, że wszelkie zamiary Alekosa względem jej upartej osoby są całkowicie szczere i poważne?

Wbrew pozorom "Poza błękitem oceanu" nie kwalifikuje się do banalnych czy ckliwych do bólu romansów. Bardziej jest to powieść przygodowa z wątkiem miłosnym, z której można dowiedzieć się co nieco o pracy w branży turystycznej, o wspomnianej wyżej Eloundzie i jej wartych uwagi okolicach oraz Atenach, bo do tego miasta również akcja na jakiś czas się przenosi. Prawdę pisząc, nie spodziewałam się, że książka Jones rozkręci się na tyle, że uda jej się uciec od utartych schematów charakterystycznych dla romansideł. Na początku bowiem musiałam znosić nieustający sceptycyzm Seleny uważającej Alekosa za łamacza damskich serc, co było jakby głównym punktem fabuły. W porządku, dziewczyna przejechała się na wcześniejszych związkach i do kolejnych podchodzi z dużą dozą ostrożności, ale jej ciągłe złośliwe aluzje i przytyki w stosunku do tego greckiego boga nieodstępującego jej niemalże na krok, sugerujące, że jest on niegodnym zaufania facetem, stawały się z czasem nużące i wydawały zbyt liczne, niepotrzebne. Ale oczywiście znajomość Seleny i Alekosa przeobraża się stopniowo we wzajemne zauroczenie, a następnie miłość. Wówczas zaczynają następować po sobie zdarzenia i zbiegi okoliczności prowadzące do wielu nieporozumień i zwątpienia Harper w jej nową - żywszą, weselszą i szczęśliwszą - wersję siebie, jaką stała się dzięki Alekosowi, który uczulił ją na prostotę i piękno otaczającej natury. Będzie trochę radości, śmiechu, miłych, ale i niemiłych niespodzianek, uczucia bezradności, cierpienia i łez. Z miłością nie warto igrać! Nie dopuszczając jej do siebie, możemy się nieźle sparzyć, kiedy dopadnie nas ze zdwojoną siłą w najmniej spodziewanym momencie lub po prostu za późno...

Oprócz dwójki głównych bohaterów w utworze pojawia się kilka - mniej lub bardziej sympatycznych - postaci drugoplanowych, takich jak Cherry i Jules, przyjaciółki Seleny, oraz poznany przez nią na plaży Greg, rozbrajający swoją nieśmiałością i nieporadnością rozwodnik z Anglii. Niewielki epizod w powieści Jones "zagrała" nawet sama Nia Vardalos, aktorka znana przede wszystkim z ról komediowych w "Moim wielkim greckim weselu" i "Mojej wielkiej greckiej wycieczce", tytułach, które niegdyś zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Pisarka bowiem wplotła w treść swojej historii wątek kręcenia z Vardalos na Akropolu tego drugiego filmu właśnie, co pozwoliło mi utwierdzić się w przekonaniu jeszcze bardziej, że "Poza błękitem oceanu" w kwestii klimatu troszeczkę przypomina "Moją wielką grecką wycieczkę" oraz że na podstawie tej książki mogłaby powstać całkiem ciekawa i warta obejrzenia (jak dla mnie głównie ze względu na zdjęcia Grecji) ekranizacja.

Utwór Belindy Jones to przyjemna i niewymagająca lektura. Okraszona świetnymi przysłowiami i myślami greckich uczonych, z których kilka musiałam sobie zapisać w celu ewentualnego zapamiętania, oraz nie mniej atrakcyjnymi opowieściami i mitami o greckich bogach i innych stworzeniach. Pełna przygód typowych dla urlopowiczów, jak również zaskakujących zwrotów akcji charakterystycznych dla rozterek miłosnych, a więc opieranie się uczuciom, namiętność, pożądanie, zauroczenie, nauka ufania, zazdrość, rozczarowanie, zemsta i te sprawy. Myślę, że powieść "Poza błękitem oceanu" spodoba się wielu miłośnikom (a raczej miłośniczkom) kraju bogów, słońca i oliwek, lekkich, nieprzesłodzonych, z odrobiną humoru historii romantycznych i szczęśliwych zakończeń. Polecam na nudne popołudnia i wieczory.

Recenzja napisana dla portalu IRKA (irka.com.pl), pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.

Z racji tego, iż spora część życia Belindy Jones obejmowała i nadal obejmuje podróżowanie, w jej książkach również nie brakuje wątków z nim związanych. Przekonałam się o tym, czytając jeden z jej utworów, "Poza błękitem oceanu". Przyciągnął on moją uwagę przede wszystkim z powodu... tak, dokładnie, Grecji, którą od wielu lat jestem zauroczona, mimo że nie było mi jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Życie Sue Townsend nie było usłane różami. W wieku piętnastu lat porzuciła szkołę, po czym imała się różnych zajęć, takich jak praca w sklepie, na stacji benzynowej i jako recepcjonistka, za mąż wyszła, mając lat osiemnaście, a nieco później została samotną matką. Te oraz kolejne doświadczenia, w tym drugie małżeństwo, stały się inspiracją do tworzenia powieści, sztuk i ich bohaterów. Literacki sukces osiągnęła głównie dzięki serii książek o Adrianie Mole'u, która doczekała się adaptacji w postaci miniserialu, sztuki teatralnej i gry komputerowej. Inne utwory tej angielskiej pisarki to m.in. "Królowa i ja", "Widmowe dzieci", "Numer 10" i najnowsza, a zarazem ostatnia, "Kobieta, która przez rok nie wstawała z łóżka", o której będzie mowa w niniejszej opinii. Townsend, pomijając fakt, iż chorowała na cukrzycę, która doprowadziła do utraty wzroku, w późniejszym etapie swojego życia borykała się z wieloma innymi dolegliwościami i chorobami. Zmarła w kwietniu 2014 roku na skutek powikłań po udarze mózgu. Miała 68 lat.

O powieściach o Mole'u usłyszałam już dość dawno, ale zanim zdołałam zabrać się za lekturę którejś z nich, w moje ręce wpadła tegoroczna nowość polskiego rynku wydawniczego, czyli wspomniana wyżej "Kobieta, która przez rok nie wstawała z łóżka". Okładka tej pozycji, o jaką postarało się wydawnictwo W.A.B., zrobiła na mnie megapozytywne wrażenie - minimalizm to coś, co lubię, a ta wszywka z logo wydawnictwa to po prostu wisienka na torcie, która rozśmieszyła mnie bardziej niż treść utworu ukryta pod tą okładkową puchową poduszką. Niestety! Rozczarowała mnie ona ogromnie. Prawdę pisząc, okazała się jedną z moich największych porażek czytelniczych tego roku. Chaos, szaleństwo i zero powodów do uśmiechu - tak w skrócie mogę określić powieść Townsend. I to nie tak, że nie bawi mnie angielski humor. Najwyraźniej jego forma - pełna absurdalnych i budzących w czytelniku niedowierzanie sytuacji - zaprezentowana przez tę pisarkę jest po prostu nie dla mnie. A naprawdę liczyłam na jakąś przyzwoitą obyczajówkę. Albo komediodramat. Przecież los kobiety, która pewnego dnia postanawia wejść do łóżka i opuścić je dopiero po kilku lub kilkunastu miesiącach, musi obfitować w interesujące i zabawne zwroty akcji, prawda? Nie sądziłam jednak, że będą one tak przerysowane!

Już sam pomysł na to, by główna bohaterka, zdrowa fizycznie pięćdziesięciolatka, Eva Beaver, nie wychodziła z łóżka przez wiele dni, wydaje się nieco dziwny, ale i intrygujący. Mimo że w głowie odbiorcy natychmiast rodzi się pytanie, czy aby na pewno ta pani jest zdrowa na umyśle, można przymknąć na niego oko, w końcu to na nim opiera się cała fabuła książki, i przekonać się, co będzie dalej. Dlaczego Eva postanowiła wyłączyć się z życia rodzinnego - ba, życia w ogóle! - po dwudziestu pięciu latach małżeństwa z astronomem, Brianem? Czyżby dopadł ją jakiś kryzys? Syndrom pustego gniazda z powodu wyjazdu dzieci, bliźniaków Brianne i Briana Juniora, na studia? A może zwykłe zmęczenie codziennością i domowymi obowiązkami, które do tej pory wykonywała tylko ona, bo nikt z bliskich nie garnął się do tego, by w czymkolwiek ją wyręczyć, pomóc jej? Te i wiele innych, ale podobnych pytań zadawałam sobie, brnąc przez całe czterysta osiemdziesiąt stron utworu, ponieważ nie zapowiadało się na to, bym wyczerpujące odpowiedzi na nie uzyskała. Największym problemem Evy jest bowiem fakt, iż ona nie ma zielonego pojęcia, dlaczego i na jak długo zdecydowała się zakopać w pościeli. Rodzina jej decyzję przyjmuje na różne sposoby - od wyzwisk, kłótni, przez sceptycyzm, obojętność, aż po sugerowanie pomocy psychologicznej, ale w tej powieści nawet lekarz psychiatra jest osobliwy, więc na to, by Beaver poddano leczeniu, nie ma najmniejszych szans. A szokujące zachowanie Evy - takie jak proszenie bliskich o zbieranie i wyrzucanie jej - uwaga! - odchodów, wymaganie od schorowanej matki i teściowej, by przynosiły jej pożywienie na piętro, pod sam nos, czy późniejsze głodzenie się w pokoju z zabitymi deskami oknem i drzwiami - zakrawa na egoizm i szaleństwo. Kobieta często ma pretensje do innych, że nie rozumieją, że ona nie jest chora, ale jak właściwie można wytłumaczyć jej postępowanie? Sama niejednokrotnie miałam okazję wysłać ją do psychiatryka.

Podobnie zresztą jak kilku innych bohaterów "Kobiety, która przez rok nie wstawała z łóżka", wśród których nie znalazłam ani jednego normalnego i sympatycznego. Nie polubiłam nikogo. Wszyscy tutaj są albo przesadnie głupkowaci, gadatliwi, albo znerwicowani, zdziwaczali, albo złośliwi. Wiecznie drą koty bądź zachowują się w sposób niegrzeczny, niemoralny, karygodny. Do szewskiej pasji doprowadzała mnie Poppy, znajoma Brianne i Briana Juniora ze studiów, dla której notoryczne kłamanie, kradzieże, rozbieranie się przed obcymi chłopakami i zaciąganie do łóżka starszych facetów dla kasy są czynnościami najnormalniejszymi pod słońcem. To najbardziej znienawidzona przeze mnie postać utworu Townsend. Z kolei wątek, który wywołał opadnięcie mojej szczęki do samej ziemi, to moment propozycji wspólnego zamieszkania wysuniętej przez Evę, skierowanej do kochanki jej męża. Dom Beaverów to istny dom wariatów, w którym rozgrywają się nie tylko niewiarygodne dramaty rodzinne, ale też - po tym, jak nietypowym wybrykiem Evy zaczynają interesować się media - dramaty zupełnie obcych, przypadkowych ludzi.

Incydenty, które były dla mnie jako tako przyswajalne i zaskoczyły mnie, ale nie w niesmaczny czy irytujący sposób, mogę policzyć dosłownie na palcach jednej ręki. To były tylko takie przyzwoite w obiorze chwilówki, bardzo szybko wygaszane przez resztę absurdów, których ilość wydawała mi się nie mieć końca. Raz na jakiś czas pojawiał się w moim umyśle przebłysk zrozumienia dla postawy głównej bohaterki, ale całokształt jej zachowania i jego nieuzasadnionych motywów utwierdzał mnie w przekonaniu, że tej kobiecie przydałby się lekarz z prawdziwego zdarzenia. Zakończenie powieści usatysfakcjonowało mnie w jednej tylko kwestii - cieszyłam się, że jej lektura wreszcie dobiegła końca.

Również styl pisarski Townsend nie zrobił na mnie wrażenia. Język - poza nowoczesnością w postaci terminologii związanej z technologią, a więc Facebook, Twitter, trolling, hejtowanie etc., oraz sarkastycznymi uwagami i ripostami, które mogą być zabawne dla czytelników mających odmienne od mojego zdanie na temat "Kobiety, która przez rok nie wstawała z łóżka", niczym się nie wyróżnia. Liczne dialogi i chaos w wyrażaniu opinii, myśli i uczuć bohaterów kompletnie do mnie nie przemówiły.

Przykro mi to pisać, ale oprócz okładki, kilku fragmentów i faktu, iż utwór Sue Townsend czytało mi się dość szybko (choć po części było to spowodowane tym, że nie mogłam się doczekać chwili, w której dotrę do finału), nie potrafię wskazać innych pozytywnych stron tej książki. Nie potrafię nawet stwierdzić, o czym - pomijając oczywistość, jaką są perypetie tytułowej kobiety i jej zwariowanej rodzinki - ona jest. Chciałabym móc zapewnić, że czytelnik znajdzie w niej jakieś głębsze rozważania na temat przemijalności ludzkiego życia, życiowych zmianach, poszukiwaniu szczęścia, spokoju, miłości, zrozumieniu drugiego człowieka i życzliwości, ale nie zrobię tego, by nie wprowadzić kogoś w błąd. Wszystkie te wartości bowiem może i zostały w tekście zaakcentowane, ale znikały tak szybko, jak się pojawiały, pozostawiając mnie z uczuciem zdezorientowania, zagubienia lub obojętności. Zawiodłam się. Bardzo.

Recenzja napisana dla portalu IRKA (irka.com.pl), pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.

Życie Sue Townsend nie było usłane różami. W wieku piętnastu lat porzuciła szkołę, po czym imała się różnych zajęć, takich jak praca w sklepie, na stacji benzynowej i jako recepcjonistka, za mąż wyszła, mając lat osiemnaście, a nieco później została samotną matką. Te oraz kolejne doświadczenia, w tym drugie małżeństwo, stały się inspiracją do tworzenia powieści, sztuk i ich...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika tajus

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [20]

Guillaume Musso
Ocena książek:
7,0 / 10
21 książek
1 cykl
2199 fanów
Santa Montefiore
Ocena książek:
7,1 / 10
32 książki
3 cykle
319 fanów
Agatha Christie
Ocena książek:
7,0 / 10
175 książek
8 cykli
6119 fanów

Ulubione

Jonathan Carroll - Zobacz więcej
Andrzej Sapkowski Krew elfów Zobacz więcej
Wisława Szymborska - Zobacz więcej
Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
Umberto Eco - Zobacz więcej
Phil Bosmans - Zobacz więcej
Éric-Emmanuel Schmitt Małe zbrodnie małżeńskie Zobacz więcej
Nicholas Sparks Na ratunek Zobacz więcej
Marc Levy Jak w niebie Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Nicholas Sparks Na ratunek Zobacz więcej
Marc Levy Jak w niebie Zobacz więcej
Marc Levy Jak w niebie Zobacz więcej
Nicholas Sparks Na ratunek Zobacz więcej
Dean Koontz Smocze łzy Zobacz więcej
Marc Levy W następnym życiu Zobacz więcej
Irena Matuszkiewicz Dziewczyny do wynajęcia Zobacz więcej
Santa Montefiore Dom nad morzem Zobacz więcej
Norman Lebrecht Pieśń imion Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
688
książek
Średnio w roku
przeczytane
22
książki
Opinie były
pomocne
3 947
razy
W sumie
wystawione
688
ocen ze średnią 6,6

Spędzone
na czytaniu
3 820
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
21
minut
W sumie
dodane
21
cytatów
W sumie
dodane
96
książek [+ Dodaj]