rozwiń zwiń
Emi✌

Profil użytkownika: Emi✌

Łódź Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 7 lata temu
85
Przeczytanych
książek
336
Książek
w biblioteczce
68
Opinii
340
Polubień
opinii
Łódź Kobieta
Dodane| 2 cytaty
Na ten moment jestem otwarta na każdy możliwy gatunek - a przynajmniej próbuje uczyć się owej otwartości. Bowiem eksperymentowanie często owocuje niezapomnianymi czytelniczymi (ale i nie tylko!) chwilami. Co więc możecie mi zaoferować oraz co ja będę w stanie wam w efekcie zaserwować tego nie wie nikt. Mogę jedynie obiecać, że postaram się zaglądać tutaj jak najczęściej i zdawać relację z najnowszych czytelniczych odkryć ♡

Opinie


Na półkach: , ,

Życie siedemnastoletniej Ronnie Miller wywróciło się do góry nogami, gdy jej ojciec postanowił porzucić karierę i wyjechać do niewielkiego miasteczka w Północnej Karolinie. Jego ucieczka oznaczała koniec małżeństwa Millerów. Trzy lata później Ronnie dalej nie chce mieć nic wspólnego z ojcem i nie utrzymuje z nim kontaktu.

Nieoczekiwanie matka wysyła dziewczynę i jej młodszego brata, Jonaha, by spędzili wakacje w Wilmington. Dla Ronnie to ciężka próba - przyzwyczajona do Nowego Jorku, zakochana w jego nocnym życiu i modnych klubach, musi zmierzyć się nie tylko z niechęcią do wiodącego spokojne życie pianisty i zaangażowanego w budowę miejscowego kościoła ojca, ale również z senną atmosferą nadmorskiej mieściny. Wszystko wskazuje na to, że to będzie najgorsze lato w jej życiu...


"Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić"


"Ostatnią piosenkę" zaczęłam czytać jeszcze w wakacje, a skończyłam w zasadzie w październiku, jednak recenzja zawitała do was dopiero teraz. Troszkę to pokręcone nie sądzicie? Nie jest to kwestia tego, że jest to powieść trudna podczas czytania, bo absolutnie nie można ją takową nazwać, albowiem styl Nicholasa Sparksa jak już wspominałam wcześniej przy omawianiu jego "Jesiennej miłości" jest bardzo przystępny, prosty, ale solidny. Jest to książka, którą śmiało można pożreć za jednym razem, no, ewentualnie za dwoma i wybaczcie, ale swoich dziwnych postępowań w ostatnich miesiącach tłumaczyć już nie zamierzam.


"Prawda tylko wtedy coś znaczy, gdy trudno się do niej przyznać!"


Historię tą znałam na długo przed przeczytaniem książki, ze względu na film, który choć oglądałam dawno, pamiętałam że wywarł na mnie spore wrażenie. Było to dobre parę lat temu, więc nie trudno przyznać, że miałam w tamtym momencie dużo mniejszy bagaż doświadczeń na swoich barkach. Teraz kiedy poznałam na nowo Ronnie i kiedy w zasadzie jesteśmy równolatkami, a domiar na początkowo czytałam tę książkę w sierpniu, chłonęłam z niej dosłownie każde słowo jeszcze bardziej czując wakacyjny klimat za oknem.

Wydaje mi się, że Ronnie jest na tyle uniwersalna, pomimo wszystko że bardzo łatwo mam przychodzi identyfikowanie się z nią, szczególnie jeśli jesteśmy obecnie w podobnym wieku do naszej głównej bohaterki. Dziewczyna ta bowiem boryka się z typowymi problemami dla swojego wieku, jest pokazana od strony dobrej jak i bardzo złej. Jej przemiana jest cudownie uwydatniona na samym końcu, gdzie możemy podziwiać to kim stała się przez te wszystkie nieoczekiwane zmiany, które zaszły w jej życiu w ciągu tego jednego lata w cichym miasteczku. Wspaniale pokazane zostało tutaj jak każde nawet najmniejsze przeżycie wciąż kształtuje nas oraz naszych bliskich.


"Ostatnio wiedział jedynie to, że jest całkiem zwykłym człowiekiem w świecie, który uwielbia niezwykłość, i ta świadomość budziła w nim lekkie rozczarowanie życiem, które dotąd prowadził."


Prawdę mówiąc w "Ostatniej piosence" raczej polubiłam tych co powinnam, to samo zresztą tyczy się znienawidzonej części postaci. I mimo, że Ronnie może wychodzić na prowadzenie w mojej własnej klasyfikacji ulubieńców, to jednak przegrała walkę o pierwsze miejsce ze swoim rodzicielem, Stevem.

Ojciec Ronnie to jedna z tych postaci, których się po prostu nie zapomina. Dzięki temu, że od początku wiedziałam do czego rzeczywiście zmierza cała ta historia oraz wątek rodzinny, że tak to ujmę, dopatrywałam się różnych smaczków podczas lektury. Zauważałam jeszcze bardziej to jak dobrym człowiekiem okazał się być, w pełni wyrozumiałym, nigdy nie podnoszącym głosu rodzicem, dopasowującym się do sytuacji, ale także jak mniemam wartościowym kompozytorem, kimś z ogromną pasją, którą przez cały czas była muzyka, choć też nie tylko ona. I wydawać by się mogło, że to opis wyidealizowany, bo przecież nie ma ludzi bez skaz, a jest to święta prawda, jednak Steve miał tych wad na tyle niewiele, że z wielkim trudem przyszłoby mi wymienić tu choć na siłę jedną. Kocham tę postać, jest to wzór książkowego rodzica, którego obecnie żaden inny bohater przebić nie jest w stanie. Pozostanie w mojej pamięci doprawdy nie boje się rzec wręcz na zawsze.


"Ludzie tak łatwo nie zmieniają upodobań. Lubią, co lubili, nawet jeśli nie rozumieją dlaczego."


Tak samo jednak na parę słów tutaj zasługuje brat Ronnie, Jonah, który także został świetnie wykreowany przez autora. Jego zapalczywość do pracy z ojcem była godna nie jednej pochwały, bo przecież tworzenie witrażu to nic prostego. Oczywiście Will także musi zostać tutaj wymieniony, bo zapewne bez jego pomocy nasza główna bohaterka nie przeszłaby aż tak wielkiej przemiany. Blaze czy też Marcus, generalnie rzecz biorąc postaci poboczne, każdy z nich był przemyślany od początku aż do samego końca. Podziwiam za to ogromnie autora, za tę szczegółowość w tworzeniu i konsekwencję. Wszystko było przedstawione po coś, nie było tam miejsca na rozdrabniania.

Rozwiązanie wątku rodzinnego jak można się domyśleć doprowadziło mnie do morza, a nawet oceanów łez - pomimo że zdawałam sobie sprawę z zakończenia już wcześniej. Śmiem twierdzić, że film nie jest w stanie już wywołać u mnie tylu emocji jak ostatnie powiedźmy 70 stron książki. Zawartych jest tam wiele przemyśleń, które siedziały także i mojej głowie, ale jak sądzę nie tylko mojej, ponieważ z tym tematem ma do czynienia niestety coraz więcej rodzin. I właśnie te myśli przemówiły do mnie najbardziej, szczególnie w tym momencie życia, kiedy to już minęło trochę czasu, a ja sama zdążyłam już (jak zresztą obecnie praktycznie każdy z nas) uczestniczyć w takich "wydarzeniach". Co ważniejsze ta powieść nie ma za zadania nas dobić, a skłonić do przemyśleń nad podstawowymi wartościami moralnymi, ma nam dać nadzieję oraz być może nawet wyprowadzić z pewnych wątpliwości, kto wie?


"Kim była? I czyje życie wiodła?"


Podsumowując, "Ostatnią piosenkę" zapamiętam na długo. Jest to historia, do której jak mniemam będę wracać, ponieważ jest przepełniona najróżniejszymi emocjami oraz jest na tyle uniwersalna w treści, że nie sposób nie odnaleźć w niej choć części, w której nie będziemy się w stanie zidentyfikować z naszymi bohaterami. Jestem więcej niż zadowolona, że udało mi się sięgnąć po tę książkę, bo właśnie dla takich powieści warto czytać! Polecam cieplutko.


"Życie, uświadomił sobie, bardzo przypomina piosenkę. Na początku jest tajemnica, na końcu - potwierdzenie, ale to w środku kryją się wszystkie emocje, dla których cała sprawa staje się warta zachodu."



Tę i inne recenzje zostały opublikowane także na moim blogu o recenzjach książek: http://zapachstron.blogspot.com/

Serdecznie zapraszam :)

Życie siedemnastoletniej Ronnie Miller wywróciło się do góry nogami, gdy jej ojciec postanowił porzucić karierę i wyjechać do niewielkiego miasteczka w Północnej Karolinie. Jego ucieczka oznaczała koniec małżeństwa Millerów. Trzy lata później Ronnie dalej nie chce mieć nic wspólnego z ojcem i nie utrzymuje z nim kontaktu.

Nieoczekiwanie matka wysyła dziewczynę i jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia ta opowiada o osiemnastoletniej Cody Reynolds zmagającej się z utratą najlepszej przyjaciółki. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „Czemu Meg odebrała sobie życie?” rzuci Cody w wir podróży tropem przyjaciółki, która z zapyziałego miasteczka wyjechała na prestiżowe studia, ale też na spotkanie z prawdą o niej i o sobie samej, a nawet z wielkim niebezpieczeństwem. Bohaterka będzie zmuszona zakwestionować wszystko, co dotąd uważała za pewnik. Nie tylko swoją relację ze wspaniałą Meg, ale i znaczenie takich pojęć, jak życie, miłość, śmierć i przebaczenie.



"To nie śmierci ani bólu powinniście się lękać, ale strachu przed śmiercią i bólem."


„Byłam tu” przywędrowała do mnie całkiem przypadkiem przy okazji kolejnej wizyty u przyjaciółki. Polecała mi ją, a skoro ona trzymała u siebie na półce moją książkę, „Kochani, dlaczego się poddaliście?” o dość podobnej tematyce uznałam, że czemu by nie zrobić małej wymiany?

W książce mamy do czynienia z młodą dziewczyną, która próbuje zrozumieć co stało się jej przyjaciółce Meg. Jak wiadomo na wstępie Meg popełniła samobójstwo co dla Cody, która relacjonuje nam całą historię było ogromnym szokiem. Czuje się wstrętnie po stracie tak bliskiej jej sercu osoby, więc aby dłużej zatrzymać wspomnienia o przyjaciółce przy sobie pragnie odnaleźć przyczynę jej upadku.


"Dostałaś stertę kamieni. Wyczyściłaś je do połysku i zrobiłaś ładny naszyjnik. Meg dostała klejnoty i powiesiła się razem z nimi."


Sama postać Cody była ukazana bardzo naturalnie. Poznawaliśmy jej temperament, ale i tę zagubioną stronę osobowości. Szczerze ją polubiłam. Zdołałam się wczuć w jej reakcje na różne życiowe sytuacje i zrozumieć wszelkie działania, nawet te najbardziej irracjonalne. Natomiast nie brakuje tu wychwalania zmarłej pod same niebiosa, a tym samym zakrzywiony, wyidealizowany obraz Meg. Tyle, że nie wydaje mi się to być jakąś ogromną wadą. W gruncie rzeczy każdy z nas postąpiłby tak samo, wspominał jak najlepiej i jak najbarwniej oraz żył choć na chwilę licznymi wspólnymi wspomnieniami.

Meg była interesującą osobą – przynajmniej z tego co mówiła nam o niej Cody. Kochała dobrą muzykę oraz... świetliki. Dzięki temu połączeniu dowiedziałam się o pewnym zespole wymienionym w „Byłam tu” i może nie zakochałam się od pierwszego usłyszenia, ale jest to całkiem niezłe garażowe granie wczesnego riot grrrl. Mowa o Heavens To Betsy. Pani Forman, dziękuję bardzo za to odkrycie! Wspaniale się słuchało niepohamowanych krzyków Corin Tucker!


"Piekło to inni ludzie."


Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po tej książce paru poruszanych w niej tematów. Niektóre sprawy mnie zdziwiły, następne przygnębiły, a jeszcze inne zwyczajnie rozzłościły. Może to kwestia tego, że wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale byłam troszkę zszokowana miejscem, do którego Meg wylewała cały swój żal do świata. Czułam się ohydnie czytając te smutne wiadomości jak i odpowiedzi ludzi, którzy tylko napędzali tę całą machinę.

Postaci występujące w książce nie są wielce oryginalne. To zwykli ludzie, którzy próbują pocieszać naszą Cody, na szczęście nie będąc przy tym nachalni (choć różnie bywało). Nie można ich raczej nazwać papierowymi, ale wykreowani też perfekcyjnie nie są. Polubiłam, jednak znaczną ich część, a co do wątku miłosnego... był bardzo oczywisty, lecz nie stał się przez to drażniący dla oka. A co jeszcze ważniejsze był dość poboczną sprawą w całej historii, nie przysłaniał głównego tematu, co dla mnie także było istotne.


"Skomplikowane i splątane w jakiś zupełnie popieprzony węzeł."


Po skończeniu „Byłam tu” próbowałam porównać sobie tę książkę z wcześniej wspomnianym tworem Avy Dellairy, „Kochani, dlaczego się poddaliście?”. W rezultacie ta druga urzekła mnie dużo mniej. Zastanawiałam się z czego to właściwie wynika, bo przecież te książki nie różnią się od siebie tak bardzo. Doszłam, jednak do wniosku, że w „Byłam tu” temat został ugryziony w dużo lepszy sposób. Być może ze względu na to, że Gayle Forman jest bardziej doświadczoną pisarką, a może po prostu tak już czasem jest... Niemniej jednak w obu tych pozycjach można z łatwością dostrzec wiele cech wspólnych.

Styl Gayle Forman nie jest w moim odczuciu ani trochę wyszukany. To lekkie pióro, ale wyróżnia się jakimś takim nieokreślonym ciepłem. Temat jaki poruszyła autorka bardzo łatwo było sprowadzić do suchych faktów, albo też skumulować wszelkie pokłady emocji i zwyczajnie to wszystko przedramatyzować. I choć momentami było może aż za ckliwie to Forman naprawdę wywiązała się z zadania.


"Stałam się trucizną. Wypij mnie i giń."


Dopełnieniem książki są dopiski od autorki. To co zawarła tam Gayle Forman jest niezwykle ważne. Dzięki tej właśnie wypowiedzi cała historia przedstawiona w „Byłam tu” powinna stać się jeszcze żywsza i prawdziwsza dla nas wszystkich. Co prawda dla mnie pisała ona w tym krótkim tekście dość oczywiste fakty na temat samobójców czy też po prostu osób zmagających się z chorobami psychicznymi. Jednak co dla mnie jest oczywiste dla was wcale takie być nie musi, więc jeśli skończycie już czytać ostatnie słowa tej książki poświęćcie kolejne parę minut na przeczytanie dopisków od Gayle Forman oraz poznaniu powodu, dla którego powstało „Byłam tu”.


"Odczuwanie swoich uczuć jest aktem odwagi."


Przez tę książkę przeszłam tak szybko, że nie sądziłam, że będę w stanie znaleźć miejsce na wzruszenia. A jednak! Nie zalewałam się łzami, ale muszę przyznać, że czytając epilog – a dokładniej ostatnią stronę – poczułam to i owo. Akurat uważam, że to nie ze względu na książkę jako taką, ale przez pewne przeżycia o jakich przypomniała mi historia Meg i Cody. Tak, więc ja odebrałam to wszystko bardzo osobiście, a „Byłam tu” dodała mi trochę motywacji do różnych działań za co jestem ogromnie wdzięczna.

Podsumowując, „Byłam tu” przedstawia najważniejsze aspekty omawianego tematu. Każdy z nas może wyciągnąć z tej historii coś dla siebie. Przeczytanie jej zajmuje mało czasu, a można z niej wiele wynieść, także jak najbardziej polecam!


"Radzenie sobie wcale nie przychodzi łatwo."



Tę i inne recenzje zostały opublikowane także na moim blogu o recenzjach książek: http://zapachstron.blogspot.com/

Serdecznie zapraszam :)

Historia ta opowiada o osiemnastoletniej Cody Reynolds zmagającej się z utratą najlepszej przyjaciółki. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „Czemu Meg odebrała sobie życie?” rzuci Cody w wir podróży tropem przyjaciółki, która z zapyziałego miasteczka wyjechała na prestiżowe studia, ale też na spotkanie z prawdą o niej i o sobie samej, a nawet z wielkim niebezpieczeństwem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzień, w którym Tris dokonała swojego wyboru, porzucając Altruizm dla Nieustraszoności, zburzył jej świat, pozbawił rodziny, zmusił do ucieczki, ale i połączył z Tobiasem – Nieustraszonym o stalowych oczach. Jego uczucie pomaga jej przetrwać wśród nieustannej walki, śmierci i krwi. Tylko on rozumie dręczący ją żal i wyrzuty sumienia. I tylko on zna jej tajemnicę…

Konflikt pomiędzy frakcjami zmienia się w wojnę, łowcy zawzięcie tropią NIEZGODNYCH. Wśród Nieustraszonych szerzy się zdrada. A Tris staje przed nowym wyborem – jeszcze bardziej nieuniknionym i jeszcze bardziej dramatycznym. Czy zaryzykuje wszystko, żeby ocalić tych, których kocha?


"Poczucie winy nie jest tak ciężkie jak poczucie straty, ale więcej Ci zabiera."


Zakończenie „Niezgodnej” było dla mnie o tyle kłopotliwe, że nie byłam pewna w jakim kierunku może pójść cała akcja. Zastanawiałam się kiedy nastąpi rewolucja, czy Veronica Roth odważy się wczepić ją już do „Zbuntowanej”. Tak, więc po skończeniu drugiego tomu nie wiem co mam czuć.

„Zbuntowana” praktycznie w całości opiera się na wędrówce Tris oraz Tobiasa przez co momentami byłam naprawdę znużona lekturą. Niby coś się działo, ucieczki nie ucieczki, ale... Czytając tą część strasznie się zmęczyłam. Od połowy próbowałam się przemóc, żeby tylko to dokończyć i „mieć z głowy”, a tak być przecież nie powinno.


"Prawda, jak dzikie zwierzę, jest zbyt silna, by pozostać w zamknięciu."


Przed sięgnięciem po „Zbuntowaną” miałam okazję przeczytać dodatek do serii – „Cztery” – dzięki któremu dużo bardziej zżyłam się z Tobiasem niż z Tris. Kiedy już tak przyzwyczaiłam się do innego narratora z dodatku, w drugiej części bardzo brakowało mi jego punktu widzenia, chociażby z tego też względu, że główna bohaterka mnie najzwyczajniej w świecie potwornie irytowała.

Miałam dość tego jaka jest „zbuntowana” i wykraczająca poza normę. Miałam też dość tego, że postaci typu Beatrice Prior praktycznie zawsze przeobrażają się z cichej, szarej myszki w odważne przywódczynie. Boże dość!


"- Nie jestem ważna. Wszyscy sobie beze mnie poradzą.
- Kogo obchodzą wszyscy? Co ze mną?"


W charakterze Tris najbardziej chyba denerwuje mnie bezmyślność. Owszem wydaje jej się, że chce dobrze – chyba dla siebie co najwyżej – ale od pewnego momentu kompletnie ignoruje sprawę Tobiasa. Odtrąca oraz kłóci się bez żadnego ładu i składu. Trzyma wszystkich na dystans, a zwłaszcza właśnie jego przez co zapala mi się czerwona lampka. Porównałabym tę relację lekko (leciuteńko naprawdę) do sytuacji z Igrzysk śmierci Suzanne Collins:

Otóż Tris zachowuje się jak nieustraszona Katniss, która traktuje Tobiasa niczym Gale’a, tyle że panna Everdeen miała w zanadrzu pociesznego Peetę i prawdę mówiąc z tego przecież brały się wszelkie wahania. Natomiast wokół Tris nie ma takiego osobnika, a nadal stoi jak ta święta krowa na „niepewnym gruncie”, który sama utworzyła. W skrócie panna Prior robi co chce i nie patrzy na innych, a tym bardziej na skutki swoich działań. W końcu musi pojawić się jakaś dramaturgia prawda?


"Serce to bardzo silny mięsień, pod względem długowieczności najsilniejszy w całym ciele."


Co, jednak podobało mi się ogromnie to nagłe zwroty akcji oraz pokłady nowych informacji. I właśnie. Niektóre sprawy nie były dla mnie szokujące przez wcześniej przeczytany dodatek, ale to nic. W zasadzie to bardzo polubiłam ogrom nowych postaci, ogólnie rzecz biorąc sprowadza się to głównie do bezfrakcyjnych, ale i nie tylko. Cieszę się także, że Veronica Roth skupiła się ukazaniu nam życia innych frakcji, które to mieliśmy tutaj okazję poznać trochę bliżej (dotąd z oczywistych względów trzymaliśmy się tylko wizji świata Altruistów oraz Nieustraszonych). Mogliśmy ujrzeć bogactwo wykreowanego przez autorkę świata jak i wiążące się z nim zgrzyty.

Podsumowując, tak to już czasem jest, że nie wszystko przypada nam do gustu. Mimo paru rażących w moich oczach mankamentów przeczytam „Wierną” oraz skonfrontuje tę historię z ekranizacjami (chociażby dla świętego spokoju, ale i z czystej ciekawości jak to wszystko może się rozwiązać, a z tego co wiem muszę przygotować sobie chusteczki..).



"Każde z nas toczy wewnętrzną wojnę. Czasem to ona utrzymuje nas przy życiu. A czasem to ona nam zagraża."


Tę i inne recenzje zostały opublikowane także na moim blogu o recenzjach książek: http://zapachstron.blogspot.com/

Serdecznie zapraszam :)

Dzień, w którym Tris dokonała swojego wyboru, porzucając Altruizm dla Nieustraszoności, zburzył jej świat, pozbawił rodziny, zmusił do ucieczki, ale i połączył z Tobiasem – Nieustraszonym o stalowych oczach. Jego uczucie pomaga jej przetrwać wśród nieustannej walki, śmierci i krwi. Tylko on rozumie dręczący ją żal i wyrzuty sumienia. I tylko on zna jej tajemnicę…

Konflikt...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Emi✌

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [10]

Neil Gaiman
Ocena książek:
6,7 / 10
175 książek
21 cykli
Pisze książki z:
3005 fanów
Elisa Puricelli Guerra
Ocena książek:
7,1 / 10
7 książek
1 cykl
10 fanów
Agatha Christie
Ocena książek:
7,0 / 10
175 książek
8 cykli
6119 fanów

Ulubione

Suzanne Collins Igrzyska śmierci Zobacz więcej
Suzanne Collins Igrzyska śmierci Zobacz więcej
Suzanne Collins W pierścieniu ognia Zobacz więcej
Suzanne Collins Igrzyska śmierci Zobacz więcej
Nicholas Sparks Jesienna miłość Zobacz więcej
Alexandra Bracken Mroczne umysły Zobacz więcej
Veronica Roth Niezgodna Zobacz więcej
Veronica Roth Niezgodna Zobacz więcej
James Dashner Więzień Labiryntu Zobacz więcej
Stephen Hawking Jerzy i tajny klucz do Wszechświata Zobacz więcej
M. J. Arlidge Ene, due, śmierć Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
85
książek
Średnio w roku
przeczytane
6
książek
Opinie były
pomocne
340
razy
W sumie
wystawione
76
ocen ze średnią 8,2

Spędzone
na czytaniu
429
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
2
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]