rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Książka bądź seria, którą z pewnością przeczytacie ponownie to...? W moim przypadku jest to zdecydowanie seria "Na krawędzi" Lucii Franco. Nawet nie wiecie jak ja przepadłam dla tej historii! Serce mnie boli bo wiem, że została już tylko ostatnia jej część, ale ona pojawi się dopiero pod koniec lipca, także narazie postaram się o tym nie myśleć i dalej rozpływać się nad czwartym tomem, o wdzięcznej nazwie - "Twist". Wiecie, nie spodziewałam się kompletnie, że jestem w stanie tak bardzo pokochać historię w książce i to jeszcze taką, która zawiera się aż w pięciu tomach! Co więcej, mnie jest wciąż jej mało. Także to jest bardziej niż pewne, że jeszcze kiedyś znowu do niej powrócę. I jak przeważnie mam lekki niepokój jak widzę 600 stron w książce, tak w tym przypadku za każdym razem jak otwieram paczkę od kuriera, to mam nadzieje, że właśnie tyloma stronami uraczyła mnie w danym tomie autorka. "Twist" spełnił moje oczekiwania. Nie dość że ma 583 strony cudowności, to jeszcze okładka jest w moim kolorze - czy to nie brzmi jak prawdziwa zachęta do zatopienia się w świecie gimnastyki i zakazanych relacji?😈 Nie wiem nawet jak Wam opisać słowami, co poczułam jak tylko wyjęłam tę książkę z paczki! Był pisk, było przytulanie i zapowiedź najwspanialej spędzonych dwóch dni mojego życia!

"Zawsze wierzyłam, że co ma być to będzie. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, wszystko ma swój cel. Nawet jeśli czasem jest nim tylko ból serca i całkowite zniszczenie. Może tak właśnie miało być."

Każdy z tomów tej serii kończy się tak, że czytelnik ma ochotę krzyczeć i rwać sobie włosy z głowy - bynajmniej ja tak miałam (inni mogą mieć swoje odczucia, jednakże jeśli tak jak ja kochacie tę serię, to z pewnością mieliście tak jak ja 😅). Nie inaczej było pod koniec tomu "Release", kiedy to Adrianna dowiedziała się kilku druzgocących rzeczy na temat stanu jej zdrowia. I choć na dziewczynę spadła istna bomba, która rozerwała jej duszę na kawałki, postanawia zatrzymać tę informację dla siebie, bowiem nie chce współczucia czy lżejszego traktowania na sali gimnastycznej. Pomimo tego, że jej ciało zdecydowanie cierpi, ona się nie poddaje i cały czas walczy, chcąc jak najlepiej przygotować się do zawodów i do olimpiady. Ukrywanie informacji przed Kovą nie jest łatwym zadaniem, bo jak sami wiecie, facet obserwuje ją niczym jastrząb swoją ofiarę. A niestety nad emocjami nie zawsze da się zapanować. Gdy okazuje się, że Kova doskonale wie z czym mierzy się Adi, dochodzi między nimi do bardzo burzliwej konfrontacji...

"Często powtarza się, że jeśli jesteśmy pewni siebie, to słowa innych ludzi nie są w stanie sprawić, że poczujemy się gorsi, ale to kompletna bzdura. Kiedy bardzo ci na kimś zależy, nie jesteś w stanie zignorować jego słów, choćbyś nie wiem jak był silny."

Obecna sytuacja nie wpływa na oboje bohaterów za dobrze. Kova przekroczy swoje granice, ale czy Adrianna będzie w stanie na nowo mu zaufać? Czy uda im się zbudować swoją więź od nowa? I czy tym razem będzie ona tak silna, że będą oni mogli zatracić się w uczuciu, pomimo konsekwencji z którymi mogą się one wiązać?

"Miłość jest ryzykowna i chociaż mówi się, że nie powinna boleć, zawsze tak jest. Bo idealna miłość nie istnieje. Jest raczej jak seria prób i błędów. Jeśli pozwolisz sobie kogoś pokochać, dajesz temu komuś władzę nad sobą."

Ten tom zdecydowanie zagrał na wszystkich moich emocjach. Momentami rozrywał mi serce na pół doprowadzając do łez, innym razem rozpływałam się przy zachowaniu głównych bohaterów, po to żeby za chwilę serce przyspieszyło mi do takiego stopnia, że myślałam, że dostanę zawału. Jedna sytuacja dosłownie rozniosła mnie na kawałki. Autorka tak dozowała emocje, że punkt kulminacyjny był niczym isty wybuch wulkanu - o raju! Co tam się momentami działo, to można było zbierać szczękę z podłogi z niedowierzania! Bohaterowie jak zwykle wspaniale wykreowani, z tą różnicą, że w tym tomie widać ich ogromną zmianę - nie gwałtowną, ale powolną. I to jest wspaniałe. Kova przekraczający swoje granice, pokazujący wszystkie te emocje, które do tej pory musiał tłumić , zawzięcie i upór Adrianny, który momentami był aż niemożliwy do ogarnięcia przez zwykłego człowieka. Podobała mi się w tej części również postać ojca Adrianny, który to był ogromnym wsparciem dla swojej córki - miałam wrażenie, że tutaj był bardziej "ludzki", zachowywał się tak jak w końcu powinien zachowywać się wspierający ojciec. Akcja całej książki bezzmiennie toczy się swoim tempem, nie jest ani dynamiczna ani powolna, a ogrom wydarzeń przed którymi stanęli główni bohaterowie nieraz wywoływał uśmiech na mojej twarzy, doprowadzał mnie do łez, a nawet czasami miałam ochotę wskoczyć do książki i nakopać co poniektórym bohaterom. W tym tomie odnajdujemy też sporo wyjaśnień pewnych kwestii, co również stanowiło dla mnie niemałe zaskoczenie. Postać Katji, czy matki głównej bohaterki, zagrały mi tu pare razy na nerwach 😅 ale przecież za prosto to być nie mogło, prawda? Ogromnym zaskoczeniem była dla nie również konfrontacja Adrianny ze swoją przyjaciółką, oraz wyjaśnienie zagadkowych kwestii dotyczących ich "sporu". Autorka stworzyła niesamowitą fabułę, która dosłownie cała się klei, nie ma sytuacji, które nie byłyby wyjaśnione (nawet jak myśleliście tak w poprzednich tomach, to wierzcie mi, wszystkie puzzle zaczynają wskakiwać w odpowiednie miejsca). No i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o sytuacji, w której stanęła Adi na końcu tego tomu i tego, że autorka po raz kolejny zakończyła książkę w tak dramatycznym momencie, że ja nie wiem jak przeżyje to oczekiwanie na finał tej historii. Po części może i spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń, ale to jak zostało to przedstawione, było po prostu fenomenalne - emocje, które temu wszystkiemu towarzyszyły całkowicie przyćmiły moje domysły tego co się wydarzyło i w żaden sposób nie jestem tym zawiedziona. Relacja między głównymi bohaterami w końcu nabrała rumieńców, Kova pokazał tą nieznaną nikomu twarz - no ależ to wszystko było piękne! Nie przestanę się zachwycać tą historią, na to nie liczcie 😎 Jeśli jeszcze jakimś cudem nie czytaliście tej serii, to nie wiem na co czekacie! Omija Was tak wiele...😈

"Kiedy idziesz przed siebie, nie patrz pod nogi. Twoje marzenia, twoje wizje, twoje cele, twoje aspiracje... Jeśli się w sobie zamkniesz, wszystko to przepadnie. Patrz w przyszłość z optymizmem, z wiarą (...) Na twojej drodze zawsze będą pojawiać się góry, które będziesz chciała pokonać, a które sprawią, że zaczniesz w siebie wątpić. Będziesz pytać samą siebie, jak sobie z tym poradzić. Na tym polega życie. (...) Nie skupiaj się na tym, jak trudno je poruszyć, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Chodzi o to, jak wiele jesteś w stanie z siebie dać, kiedy przyjdzie właściwy czas. Nie możesz poruszyć góry i nie jesteś w stanie jej obejść. Ale jesteś w stanie wspiąć się na jej cholerny szczyt i pokazać samej sobie, do czego jesteś zdolna."

Książka bądź seria, którą z pewnością przeczytacie ponownie to...? W moim przypadku jest to zdecydowanie seria "Na krawędzi" Lucii Franco. Nawet nie wiecie jak ja przepadłam dla tej historii! Serce mnie boli bo wiem, że została już tylko ostatnia jej część, ale ona pojawi się dopiero pod koniec lipca, także narazie postaram się o tym nie myśleć i dalej rozpływać się nad...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nauka liter to bardzo ważny etap w życiu każdego małego dziecka. Im szybciej je przyswoją tym prościej będzie im później rozpocząć naukę czytania. Z pewnością również szybciej do tego dojdzie, ale oczywiście wszystko w swoim czasie. Jak to mówią - na wszystko przyjdzie odpowiednia pora, nie można robić nic na siłę. Sama zauważyłam, na przykładzie moich dzieci, że im bardziej ja chce aby zaczęły czytać, tym mniejsza jest ich motywacja do tego, a czasem nawet spotykam się z ogromnym buntem z ich strony. Także po czasie odpuściłam, przeszłam do nauki samych liter, a z czasem zaczęłam zauważać, że moje dziewczyny same od siebie próbują złożyć proste słowo. Także - nic na siłę, same litery można przedstawiać w różny sposób, a nawet tworzyć różnego rodzaju zabawy z ich wykorzystaniem, co, wierzcie mi, w końcu zaprocentuje 😉

Jest wiele sposobów na naukę liter. Dziś chciałam Wam przedstawić jedną z takich właśnie propozycji. A mianowicie wspaniałą książkę autorstwa Anny Jankowskiej (naszej cudownej mamy znanej na instagramie pod nazwą @ksiazki_aktywneczytanie 😍, największej marki społecznościowej dla rodziców z książkami dla dzieci). Pani Ania stworzyła coś idealnego dla małych dzieci, coś jakże prostego, a jednocześnie konkretnego i skupiającego się na tym jednym aspekcie jakim jest właśnie nauka liter. Na każdej stronie tej książki mamy dość sporej wielkości litery alfabetu, które dodatkowo są wykorzystane w prostych obrazkach, które również znane są każdemu małemu dziecku. Są to np owoce z którymi z pewnością miały już styk, zwierzęta czy też proste przedmioty z życia codziennego. W podpisach tych przedmiotów, innym kolorem napisana jest dana literka, na której w danym momencie się skupiamy, także dziecko może w fajny sposób kojarzyć w późniejszym czasie jak wygląda dana literka w określonym słowie. Dodatkowo w przypadkach literek, które są do siebie podobne, a jednakże czymś się od siebie różnią, autorka zadaje dodatkowe pytania, dzięki którym można w ciekawy sposób porozmawiać z dzieckiem i wytłumaczyć mu różnice między tymi dwiema literkami - np a i ą, czy e i ę etc. Na końcu książki mamy również dwuznaki, które mogą sprawiać dziecku z początku więcej problemu, ale kwestia czasu i będą rozróżniać i je 😏

Główną zaletą tej książki jest jej prostota, przez co dziecko skupia się dokładnie na tym na czym powinno. Duże litery, proste i czytelne podpisy, wyraźne i konkretne ilustracje, białe tło, dzięki któremu uwaga naszego maluszka nie rozprasza się przez natłok informacji, czy rzeczy które odwracałby jego uwagę od głównego zamiaru tej książki i naszego celu - całokształt tej książki, tworzy z niej pozycję idealną dla naszej małej pociechy. Kartonowe strony dodatkowo pozwolą naszemu maluszkowi w samodzielnym ich "kartkowaniu" oraz nie pozwolą o żadne skaleczenie małych paluszków. "Lubię litery! Książka do nauki alfabetu" to z pewnością pozycja, która pozwoli spędzić z naszym maluszkiem czas, będący czymś jakże potrzebnym i niezastąpionym w zdrowym dorastaniu małego człowieka, także jeśli Wasze dziecko wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie literkami, to warto sięgnąć po tę książkę i rozbudzić w nim jeszcze większą ciekawość poprzez zabawę z ich używaniem.

Nauka liter to bardzo ważny etap w życiu każdego małego dziecka. Im szybciej je przyswoją tym prościej będzie im później rozpocząć naukę czytania. Z pewnością również szybciej do tego dojdzie, ale oczywiście wszystko w swoim czasie. Jak to mówią - na wszystko przyjdzie odpowiednia pora, nie można robić nic na siłę. Sama zauważyłam, na przykładzie moich dzieci, że im...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Temat autyzmu i zaburzeń sensorycznych jest dla niektórych osób niezrozumiały. W szczególności dla starszego pokolenia, kiedy te zagadnienia były naprawdę bardzo mało znane. Kiedyś też nie diagnozowało się takich problemów, bo przecież wg starszych osób każde dziecko jest inne i "z tego wyrośnie". Obecnie mamy coraz większą wiedzę na te tematy i w związku z tym jesteśmy w stanie pomóc naszym dzieciom w rozwoju i przezwyciężeniu trudności, z którymi borykają się każdego dnia. Czasy mamy takie a nie inne, także wraz z rozwojem technologii, oprócz nowej wiedzy pojawił się szereg różnych problemów, które w znacznej mierze doprowadziły do opóźnień w rozwoju. Oczywiście nie mówię tu o każdym dziecku, bo to nie ma żadnej reguły - jedne dzieci odczuwają więcej, inne mniej, a dla innych wszystko jest normalne i rozwijają się w odpowiedni sposób. Dzieci z zaburzeniami sensorycznymi są ogromnie wrażliwe na rzeczy, które nam mogą wydawać się błahe, bądź niezrozumiałe. Wyobraźcie sobie, że czujecie się przytłoczeni nadmiarem informacji, światło jest dla Was denerwujące, każde ubranie przyprawia Was o drapanie i uczucie dyskomfortu, muzyka jest zdecydowanie za głośna, albo perfumy, które czujecie przyprawiają Was o kichanie a nawet odruchy wymiotne. Jest wiele różnych bodźców z zewnątrz, które w nadmiarze doprowadzają nas do szału. A teraz pomyślcie o momentach, gdy Wasze dziecko również je odczuwa, nie umie Wam tego wytłumaczyć i przez to jest ogromnie marudne, nieznośne, co wprawia je w zły nastrój. Jeśli my rodzice, po jednym takim dniu, czujemy się wypompowani psychicznie, to pomyślcie jakby to było, gdybyście czuli się tak codziennie? Z pewnością Wasze życie nie byłoby spokojne i zorganizowane, bo nie umieli byście się skupić na niczym. Dzieci z zaburzeniami sensorycznymi, bądź posiadające spektrum autyzmu, zmagają się z tym każdego dnia. Od nas rodziców zależy, jak podejdziemy do tego tematu i czy będziemy chcieli pomóc naszym dzieciom przezwyciężyć ich trudności.

W przedstawionej tutaj książce mamy poruszony właśnie temat zaburzeń sensorycznych. Jeden dzień z życia małej dziewczynki, której przeszkadza bardzo wiele rzeczy. Od samego rana zmaga się ze światłem słonecznym, głośnym budzikiem, szorstkością ręcznika czy nawet z chrupiącym nieprzyjemnie jedzeniem. Na domiar złego ubieranie to jedna z większych zmór dziewczynki. Wszystko wydaje się za ciasne, drapiące i niekomfortowe. No i jeszcze ten plac zabaw, na którym jest tyle różnych krzyczących dzieci, chcących się przytulać, wchodząc nieproszeni w strefę komfortu dziewczynki. Istna tortura dla małej osóbki, która jeszcze nie umie powiedzieć co jej przeszkadza a co nie. Ale na szczęście powrót do domu, do własnego cichego miejsca, to oaza spokoju i radości. Do tego przytulenie do kocyka i do mamy to najlepsza nagroda, za przetrwanie tak trudnego dla niej dnia.

Książka napisana jest prosto i zrozumiale, jednocześnie przekazując to co najważniejsze na temat przeładowań sensorycznych. Mamy tu kilka linijek tekstu na jednej stronie, który jest rymowany i napisany zrozumiałym dla dziecka językiem. Do tego piękne ilustracje stworzone przez Angel Chang, które doskonale obrazują to co przeszkadza dziewczynce i to co dzieje się naokoło niej. Dodatkowo na końcu książki mamy poradnik dotyczący przeładowań sensorycznych oraz przydatne porady, które można stosować aby pomóc własnemu dziecku w tych trudnych dla niego chwilach. No i oczywiście pomóc też sobie - zrozumieć własne dziecko. Mamy tu przedstawienia różne ćwiczenia i techniki mające kojący wpływ na przeciążony układ nerwowy. Warto je przetestować i sprawdzić, które z nich wyciszają Twoje dziecko, a które mu nieodpowiadają bądź na niego nie oddziaływują. Także podsumowując - "Za dużo! Jak uratować trudny dzień" to naprawdę ciekawa książka, stanowiąca bardzo mądry wstęp do rozmów z dziećmi na temat ich zaburzeń ( jeśli oczywiście takie posiadają). Warto mieć ją na swojej półce.

Temat autyzmu i zaburzeń sensorycznych jest dla niektórych osób niezrozumiały. W szczególności dla starszego pokolenia, kiedy te zagadnienia były naprawdę bardzo mało znane. Kiedyś też nie diagnozowało się takich problemów, bo przecież wg starszych osób każde dziecko jest inne i "z tego wyrośnie". Obecnie mamy coraz większą wiedzę na te tematy i w związku z tym jesteśmy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo lubię książki dla dzieci, które w ciekawy i mądry sposób pokazują prawdziwe zachowania dzieci w codziennym życiu. Z ich emocjami mamy styk praktycznie na każdym kroku, a nieraz nam rodzicom brakuje cierpliwości, żeby co chwile coś dziecku tłumaczyć. Zresztą małe dzieci nie zawsze do końca będą słuchać tego co do nich mówimy, także posiłkowanie się kolorowymi i przyjemnymi książkami z pewnością pomoże nam co nieco wytłumaczyć, albo pokazać coś na określonym przykładzie. Seria ze Stefcią, bardzo przypomina mi serie z Helą z innego wydawnictwa, którą moje dzieci bardzo lubią. Także jak tylko pokazałam im tę książkę, tak na ich zainteresowanie nią długo nie musiałam czekać. Od razu usłyszałam magiczne "Mamo, przeczytasz nam bajkę?" i od tego momentu Stefcia stała się kolejną serią, które moje dzieci ogromnie polubiły.

"Stefcia się złości" jak sam tytuł wskazuje, opowiada o małej dziewczynce o imieniu Stefcia, która jak każde dziecko staje w swoim życiu przed różnymi trudnościami. W tym przypadku, prócz złości Stefcia będzie też odczuwać wielkie rozczarowanie, bowiem coś na co tak bardzo wyczekiwała, nagle odwlecze się w czasie. A wiecie jak to z dziećmi jest - one muszą mieć wszystko już i teraz i na nic się zda nasze mówienie, że za tydzień gdzieś pojedziemy, bądź wtedy właśnie coś dostaną. Dla nas to żaden kłopot, z kolei dla dziecka - wielka katastrofa. I tak właśnie mamy w tym przypadku. Stefcia nie mogła doczekać się wyjazdu z rodzicami i braciszkiem do zoo. Z ogromną niecierpliwością wyczekiwała spotkania z ogromnymi i przekichanymi pandami. Gdy już nadszedł ten wyczekiwany przez nią dzień, wstała skoro świt, obudziła wszystkich domowników, rozsiewając swój entuzjazm wszędzie gdzie tylko się dało. Niestety przy śniadaniu, brat Stefci bardzo źle się poczuł i okazało się, że ma gorączkę. Także wszystkie plany na ten dzień musiały zostać zmienione, a wyjazd odłożony w czasie. Spotkało się to z wielkim niezadowoleniem dziewczynki, która wpadła w ogromną złość, rozgoryczenie i rozpacz, które ciężko było jej zaakceptować. Z pomocą przychodzi mama, która jak każda superbohaterka rodziny, wiedziała jakie kroki poczynić aby uspokoić swoją kochaną córeczkę. A w jaki sposób jej się to udało? Tego już dowiecie się z książki 😎

Zaakceptowanie przez nas negatywnych nastroi naszych pociech jest wyjątkowo trudnym zadaniem, które nieraz wymaga od nas więcej cierpliwości niż jesteśmy w stanie wykazać. Niestety każde emocje są trudne do okiełznania i wytłumaczenia w jak najlepszy sposób, ich negatywnych skutków, które ze sobą niosą. Wiem to sama po sobie, bo choć nie wiem jak bardzo bym się czasem starała, to i tak po czasie przychodzi taki moment, gdzie wszystko szlak trafia i ma się ochotę po prostu schować gdzieś pod ziemie, byleby tylko mieć chwile spokoju i nie musieć powtarzać po raz setny tego samego. Ta książka nie jest magicznym eliksirem, który po przeczytaniu naraz odmieni nasze dzieci. Ale z pewnością czytanie im tego rodzaju historii, trafi do nich bardziej, niż gdy będziemy po prostu próbować im to wszystko samemu tłumaczyć. Przykład Stefci w bardzo rzeczywisty sposób pokazuje to, jak zachowuje się dziecko, gdy nie dostanie tego, co chce. Oprócz samego czytania tej książki, bardzo dobrym sposobem, jest potraktowanie jej jako wstęp do rozmowy o trudnych emocjach. Można z pewnością zadać wiele pytań dziecku podczas czytania, aby jeszcze klarowniej zrozumiało przekaz jaki płynie z tej krótkiej historii. Dodatkowo na końcu książki mamy kilka wskazówek co robić, w momencie gdy dziecko wpada w złość. Dowiemy się też czym jest ta złość sama w sobie i jak postrzega ją małe dziecko. Aleksandra Struska Musiał stworzyła naprawdę ciekawą serię, w której mamy sytuacje z codziennego życia małych dzieci, także nie są to rzeczy wymyślone, tylko to z czym styka się praktycznie każde dziecko na codzień. A wszystko to przedstawione jest prostym, zrozumiałym językiem. Wesołe i przyjemne ilustracje, dodatkowo zachęcają do oglądania tego co się na nich dzieje, nieraz aktywizując małych czytelników do czynnego udziału w czytaniu i zwracaniu uwagi na szczegóły widoczne na obrazkach. Do tego krótki tekst, idealny do czytania przed spaniem, lub oczywiście w trakcie dnia, zależy kto kiedy czyta z dzieckiem 😊 Ta ciepła i przyjazna seria z pewnością znajdzie fanów wśród niejednego przedszkolaka, także z przyjemnością Wam ją polecam. Moje dzieci również dołączają się do polecajki 😉

Bardzo lubię książki dla dzieci, które w ciekawy i mądry sposób pokazują prawdziwe zachowania dzieci w codziennym życiu. Z ich emocjami mamy styk praktycznie na każdym kroku, a nieraz nam rodzicom brakuje cierpliwości, żeby co chwile coś dziecku tłumaczyć. Zresztą małe dzieci nie zawsze do końca będą słuchać tego co do nich mówimy, także posiłkowanie się kolorowymi i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kinga Litkowiec już od bardzo dawna należy do jednej z moich ulubionych autorek piszących romanse mafijne - nie wiem nawet czy nie była jedną z pierwszych, dzięki której polubiłam ten wątek w książkach. I choć perypetie z jej książkami, budziły we mnie różne odczucia, tak seria Blakemore Family budzi we mnie za każdym razem zachwyt i uwielbienie do każdego z jej bohaterów. I tak samo było w przypadku Jacoba, Vincenta i Katherine, no i oczywiście Richie'go, który niepodważalnie plasuje się teraz na pierwszym miejscu. Ale ja to czułam już na samym początku! Jak tylko Kinga mi napisała, że Richie będzie tym najbardziej niebezpiecznym, czyt. psychicznym bohaterem, to ja już wiedziałam, że to właśnie on skradnie moje serce 😅 ( zawsze miałam jakoś słabość do tych najbardziej niereformowalnych 😂)

"W jego oczach tańczy śmierć. Tak nie patrzy człowiek. To spojrzenie diabła."

Richie wraz ze swoim rodzeństwem dostaje zlecenie od swojego ojca - a jak sami dobrze wiecie, ojciec Blakemore również nie należał do normalnych ludzi, choć jego nie polubiłam od samego początku. Tym zleceniem okazuje się znalezienie i zabicie Nadii Petrovej. Rodzeństwo jest nieco zdziwione tym zadaniem, bowiem nigdy nie spodziewaliby się, że ich ojciec może obawiać się kogoś i to w dodatku jeszcze kobiety. Dla Richie'go to zadanie wydaje się łatwizną... bynajmniej do czasu spotkania z rzeczową kobietą. Nadia bowiem, tak jak i on, ma w swoich oczach szaleństwo, także ten "pojedynek" nie okaże się tak prosty jak z początku się wydawało. Tym bardziej, że i ona chce zabić głowę rodziny Blakemorów, wraz z całym jego rodem i ma do tego swoje powody...powody, które Richie będzie chciał odkryć za wszelką cenę. A to czego się dowie, całkowicie go zaskoczy... Co więcej, Nadia też ma swoją "małą armię", która jest gotowa wskoczyć za nią w ogień. Kto w tym starciu wygra? I czy początkowo łatwe zadanie, ma szanse spełnienia, skoro tych dwoje ewidentnie będzie czuć do siebie wzajemne pożądanie?

"Niechętnie przyznałam, że ten mężczyzna miał w sobie cechy, które sprawiały, że ludzie chcieli padać na kolana na jego widok. Potrafił zahipnotyzować wzrokiem, zaznaczyć swoją władzę i żądać posłuszeństwa bez użycia słów. I nie chodziło o urodę. Każdy inny człowiek z jego twarzą byłby po prostu przystojny, To mrok czający się w jego oczach tak przyciągał. To przez niego kobiety klękały, błagając o chwile zainteresowania."

"Richie" to już czwarty tom serii Blakemore Family i z każdym kolejnym cieszę się, że autorka postanowiła zrobić ich aż osiem, bo ja jestem po prostu w niej zakochana. Uwielbiam to, że każdy tom jest inny, każdy członek rodziny jest inny i każda historia jest zupełnie inna, niepowtarzalna. Tak jak od początku myślałam - postać Richie'go wysuwa się na pierwsze miejsce, jeśli chodzi o mojego faworyta tej rodziny. Jego cięty język połączony z bezwzględnością zdecydowanie zawładnął moim umysłem. Jego pewność siebie mogłaby być uważana za "gogusiowanie" jednakże mnie nieraz doprowadzała do rumieńców i parskania śmiechem. Momentami czułam się jak nieśmiała nastolatka, którą zaczepił przystojny chłopak 😅 Każde spotkanie i rozmowa między Richie'm i Nadią przyprawiała mnie o lekki uśmiech, przez co za każdym razem nie mogłam doczekać się kolejnej ich konfrontacji. Richie myślał, że jest mocarny, nie ma sobie równych i nie ma równie psychicznych i bezwzględnych osób, lubiących adrenalinę jak on - ale bardzo się mylił. Nadia była taka sama - niezwykle pewna siebie kobieta, która kocha niebezpieczeństwo. Można rzec, że trafił swój na swego. Przy każdym spotkaniu tych dwójki sypały się iskry, pożądanie za każdym razem rosło, a każda wymiana zdań doprowadzała mnie do wypieków na twarzy. Powiem szczerze, że chyba nawet akcja w tej książce wywoływała we mnie mniej ciarek, niż te ich potyczki i spotkania, które nieraz kończyły się dość gorąco 😈

Ogromnie podoba mi się też to, że w każdej historii obecni są inni bohaterowie tej serii, niby stanowią tło, jednakże i tak przyjemnie jest czytać o ich dalszym udziale w różnego rodzaju wydarzeniach, przez co naprawdę można mocno zżyć się z całą serią. Nie brakuje w niej dynamizmu, a tom poświęcony Richie'mu i Nadii, dodatkowo zawiera w sobie sporo niebezpieczeństw, akcji i zaskakujących obrotów wydarzeń, okraszonych namiętnością i pożądaniem, które zdecydowanie powodują, że tę książkę czyta się z zapartym tchem i nie da się jej odłożyć nawet na chwilę. Emocji w niej nie brakuje, także jeśli jeszcze nie czytaliście, to koniecznie musicie ją nadrobić! Ale nie tylko ją, bo poprzednie tomy serii są równie genialne!

Kinga Litkowiec już od bardzo dawna należy do jednej z moich ulubionych autorek piszących romanse mafijne - nie wiem nawet czy nie była jedną z pierwszych, dzięki której polubiłam ten wątek w książkach. I choć perypetie z jej książkami, budziły we mnie różne odczucia, tak seria Blakemore Family budzi we mnie za każdym razem zachwyt i uwielbienie do każdego z jej bohaterów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Debiut Stacy Willingham "Błyski w mroku" to książka, która czytałam z zapartym tchem. Ogromnie mi się podobała ta historia i jeszcze długo po przeczytaniu w głowie miałam wydarzenia, które miały tam miejsce. Byłam pewna, że jak autorka wyda kolejna książkę, to sięgnę po nią bez zastanowienia. I jak tylko ukazała się jej kolejna powieść "Tyle groźnych miejsc", ani chwili się nie zastanawiałam! I choć bardzo chciałam ją od razu przeczytać, tak moje życie miało swoje plany i pozostawało mi tylko z utęsknieniem patrzeć jak ta powieść leży na półce. Ale na szczęście powolutku wszystko wraca do normy, także długo się nie zastanawiając, zaczęłam ją czytać. I jak zaczęłam, tak przepadłam. I choć pierwsza książka autorki, była świetna, tak ta najnowsza myślę, że podobała mi się jeszcze bardziej! Z pewnością po raz kolejny zanurzyłam się w świecie zagadek, niedomówień, przypuszczeń i odczuciu ciągłego niepokoju i mroku...

Isabelle Drake to matka, której malutkie dziecko zostaje uprowadzone w środku nocy z kołyski. Jej świat nagle zmienia się na zawsze... Jest śledztwo, jednak z braku jakichkolwiek tropów, po pewnym czasie umiera w martwym punkcie. Jednak kobieta jest na tyle zdeterminowana, że nie ustaje w poszukiwaniach swojego dziecka. I choć mija rok, ona wciąż występuje w przeróżnych wywiadach i spotkaniach i opowiada historię małego Masona, uprowadzonego w środku nocy. To wszystko powoduje, że kobieta zatraca się w sobie - ma problemy ze snem, a wręcz praktycznie nie śpi w ogóle, jej życie ratuje kofeina i mikrodrzemki w ciagu dnia, na które nie ma kompletnie wpływu - także czasem jak jej ciało i umysł odpływa, ona nagle się budzi i nie wie co naokoło niej się dzieje. Jednakże pomimo tabletek nasennych, sen jakby został uprowadzony wraz z jej małym dzieckiem. Jej mąż Ben, nie mogąc znieść dalej tego stanu, rozwodzi się z kobietą, także Isabelle zostaje sama razem ze swoją "obsesją" na punkcie odnalezienia syna. Pewnego dnia, gdy wraca z kolejnego wywiadu, w samolocie przysiada się do niej mężczyzna, który proponuje jej udzielenie wywiadu dla podcastu TrueCrimeCon, który to byłby lepszą alternatywą dla tego co teraz robi, bowiem podcast jest oglądany przez miliony widzów. I choć początkowo kobieta nie bierze tego pod uwagę, tak po czasie postanawia się zgodzić na ten podcast. Jednakże nie spodziewała się, że mężczyzna będzie również rozgrzebywać jej przeszłość, a to wszystko razem z brakiem snu, doprowadzi Isabelle do coraz większych wątpliwości, jeśli chodzi o to, co wydarzyło się nocą podczas uprowadzenia jej synka. Co tak naprawdę się wtedy wydarzyło? I co wydarzyło się w przeszłości kobiety, że powoli przestanie ufać samej sobie?

Książka już od samego początku wywołuje w czytelniku odczucie niepokoju. Pomysł na fabułę, od razu zwiększył moje zainteresowanie i byłam ciekawa, o co tu tak naprawdę chodzi. I choć początek mogłoby się wydawać rozkręca się niezwykle powoli, bowiem jak to w thrillerach psychologicznych bywa - nie ma tu za wiele akcji, jest jednak dogłębne odkrywanie psychiki głównego bohatera, ja czułam ogromne zaintrygowanie całą sytuacją. Porwanie dziecka w środku nocy, nikt nic nie wie, żadnych śladów. Wiecie, miałam ogrom teorii, podczas czytania, ale im dalej tym co chwilę musiałam wymyślać nowe. Autorka tak umiejętnie wodzi czytelnika za nos, że to jest po prostu niesamowite! Mamy też narrację pierwszoosobową, co ostatnimi czasy zaczęłam dużo bardziej lubić w thrillerach, bowiem wczuwam się wtedy jeszcze bardziej w myśli głównego bohatera, nieraz czując się dosłownie tak samo jak on (oczywiście ta narracja musi być dobrze poprowadzona, a w książkach Stacy Willingham, właśnie tak jest!). Między rozdziałami mamy retrospekcje, w których przenosimy się do czasów dzieciństwa głównej bohaterki i poznajemy jej rodziców i siostrę. I to właśnie ma ogromny wpływ na rozwój wydarzeń i na to, jak sami dedukujemy, jeśli chodzi o to, co się wydarzyło. Powiem szczerze, że nieraz zostałam wyprowadzona w pole. A im bardziej byłam czegoś pewna, tym za chwilę okazywało się to błędnym torem myślenia. Nowe fakty, nowe osoby, zupełnie inne przedstawienie danej sytuacji - to wszystko co trochę, mieszało mi w głowie, przez co w pewnym momencie już sama zaczęłam wątpić w wersję wydarzeń przedstawioną przez główną bohaterkę. Dodatkowo postać Waylona - mężczyzny prowadzącego podcast - nie spodziewałam się, że będzie skrywał również pewne tajemnice. Do połowy książki, wszystko wydawało się rozwijać powoli, ale od połowy, jest taki rollercoaster wszystkiego, że naprawdę nie da się odłożyć tej książki. Wszystko powoli wskakuje na swoje miejsce, ale nie wszystko jest od razu tak oczywiste. Z jednej strony wydaje się logiczne, po to by za chwilę, zaprzeczyć wszystkiemu, o czym do tej pory się myślało. Finał tej historii ogromnie mnie zaskoczył, bowiem nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. I tych obecnych i tych, które miały miejsce w przeszłości głównej bohaterki. W ogóle jaki to trzeba mieć umysł, żeby tak poprowadzić całą fabułę! Jestem zachwycona tą historią, jeszcze bardziej niż poprzednią książką autorki. Strach pomyśleć, co spotka mnie w kolejnej jej książce - ale czy ten strach wygra nad ciekawością i niecierpliwym oczekiwaniem aż będzie kolejna? Oczywiście, że nie! Bo ja już nie mogę się doczekać i choćby nie wiem co - i tak ją przeczytam, bo chce więcej! Chce więcej takich historii! Ogromnie Wam ją polecam! Gwarantuje, że się nie zawiedziecie, jeśli tak jak ja uwielbiacie thrillery psychologiczne, w których nic nie jest takie oczywiste, jakie być powinno.

Debiut Stacy Willingham "Błyski w mroku" to książka, która czytałam z zapartym tchem. Ogromnie mi się podobała ta historia i jeszcze długo po przeczytaniu w głowie miałam wydarzenia, które miały tam miejsce. Byłam pewna, że jak autorka wyda kolejna książkę, to sięgnę po nią bez zastanowienia. I jak tylko ukazała się jej kolejna powieść "Tyle groźnych miejsc", ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Poza zasięgiem" to moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Pierwsze było niezwykle udane - "Niebezpieczny dług" wywarł na mnie ogromne wrażenie, a był to debiut Dagmary Jakubczak, przez co już wtedy wiedziałam, że skuszę się na jej kolejne powieści. Na półeczce mam jeszcze "Rosyjską laleczkę", także już cieszę się ogromnie i nie mogę się doczekać, aż w końcu po nią sięgnę! Ale wracając do głównego tematu tej recenzji, "Poza zasięgiem" to romans, który można zaliczyć do tych lżejszych pozycji, którą mogą czytać nawet szesnastolatki. Także ekscesów się tu nie spodziewajcie😈ale to oczywiście nie zmienia faktu, że nie zabraknie tu emocji i sytuacji, przez które wasze serce przyspieszy rytm.

Amy Summers po sześciu latach wraca do swojego rodzinnego miasteczka. Wyjechała jako osiemnastolatka, po tym jak między nią a jej przyjacielem z dzieciństwa doszło do zbliżenia. Ta sytuacja zmieniła ją i napewno zmieniła jej życie, bowiem zaszła wtedy w ciąże, jednakże przez brak kontaktu z Carterem, postanowiła wychować dziecko sama - z pomocą swojej przyszywanej babci Eleonory, która właśnie teraz jest powodem, dla którego Amy wraca w rodzinne strony. Eleonora bowiem jest ciężko chora i nie wiadomo jak długo jeszcze pożyje, a dodatkowo z każdym dniem staje się coraz słabsza, przez co każda pomoc jest dla niej cenna i potrzebna. Amy bardzo boi się o babcię, dlatego bez zastanowienia postanawia się nią zająć. Oprócz obawy o jej życie, obawia się również spotkania ze swoją nastoletnią miłością...a z pewnością spotkanie z nią będzie nieuniknione, tym bardziej, że Carter to wnuk Eleonory, który mieszka kilka kroków dalej od jej domu. I pozostaje również kwestia sześcioletniego Jimmiego, który jest jego synem, o którym sam Carter nie ma pojęcia. Jak potoczy się ta historia? I czy skończy się ona happy endem?

Książkę czytało mi się niezwykle przyjemnie. Świetny, lekki styl pisania autorki, spowodował, że bardzo ciężko było mi się od niej oderwać. I nawet pomimo przewidywalności w jaki sposób potoczy się cała ta historia, to i tak chłonęłam ją jak gąbka wodę 😁 Mamy tu motyw przyjaciół z dzieciństwa, którzy dogadują się tak dobrze, że po czasie dochodzi miedzy nimi do zbliżenia. Autorka w całą historie wplata momenty wspomnień głównej bohaterki, przez co nieraz poznajemy sytuację, w których tych dwoje bohaterów bardzo dobrze się ze sobą czuło i dogadywało. I przez to jeszcze bardziej ich poznajemy. Mamy również ten bolesny motyw, kiedy to główna bohaterka zostaje sama z "bałaganem", którzy narobili oboje i to też jest tu bardzo fajnie pokazane. To jak dziewczyna staje sama na nogi, jak radzi sobie z dzieckiem, rozkręca swój własny biznes i jakoś układa sobie życie. Niby uczucia jakimi dążyła Cartera zostały wytłumione, jednakże podczas powrotu do babci, wszystko wraca do niej ze zdwojoną siłą. Z jednej strony stara się je wypierać, jednakże jest to silniejsze od niej. Tym bardziej, że Carter w żaden sposób jej w tym nie pomaga, bo jego dobroć, próby wytłumaczenia zachowań z przeszłości i jego okropnie cudowne podejście do jej syna, sprawiały, że i ja powoli się w nim zatracałam 😅 Nie zabrakło tu tez momentów, które mnie zdenerwowały i przez które moja ocena odnośnie Cartera diametralnie zmalała, a mianowicie to jak zachował się w momencie powrotu swojej byłej dziewczyny. I choć jak najbardziej rozumiem jego szlachetność, tak momentami miałam ochotę nakopać mu za jego zachowanie. No bo ludzie! A scena przy aucie? Trochę zaleciała takim dziecinnym zachowaniem głównego bohatera, tak jakby nie miał własnego zdania, nie był stanowczy i w ogóle. Cały ten fragment, no co tu dużo mówić, nie spodobał mi się kompletnie, bo spowodował, że sama nie dowierzałam w to co czytam. I wtedy pojawił się Aiden - i właśnie moje tory uczuciowe się zmieniły, ale niestety autorka jak szybko go wplotła w historie, tak szybko go usunęła - i tu moje pytanie - dlaczego 😓 (zapewnię nie będę jedyna, która wybrałaby go zamiast Cartera, ale rozumiem, że zamysł książki był inny). Ale! Jeśli chodzi o bohaterów, to polubiłam ich już ich od samego początku. Tak jak wspominałam, dla Cartera przepadłam (do pewnego momentu) - ta jego dobroć, uczuciowość, podejście do życia i sama jego osoba, naprawdę mi się podobała. Co do Amy - dziewczyny, którą również można by wstrząsnąć momentami, mam kilka zastrzeżeń, jednakże mogłam ją zrozumieć - ta obawa przed wyznaniem prawdy i wewnętrzna obrona siebie, przed kolejnym zranieniem, no tak miało być i autorce genialnie udało się to pokazać. Kilka źle podjętych decyzji, ukrywanie prawdy i ciągłe niedomówienia - wszystko to z pewnością może namieszać w życiu ludzi, którzy darzą się ogromnym uczuciem, nie chcą na nowo się stracić czy pokłócić. Jedynie co mnie z początku denerwowało, to ciągłe powtarzanie przez Amy, jak to czuje się zraniona i uczucia powracają, ale ona nie może i najlepiej by było wyjechać. Trochę mnie to z początku irytowało, ale im dalej tym bardziej wciągałam się w tę historię, z niecierpliwością przewracając kartki i myśląc, kiedy autorka zrzuci tu jakąś bombę, bo w końcu nie może być aż tak "cicho i spokojnie"😅 No i bomba spadła, do spokojnego miasteczka przyjechała taka Cruella de mon swoim Panther de Ville i panoszyła się jakby była u siebie. To oczywiście przenośnia, ale fakt faktem była dziewczyna Cartera narobiła tu trochę szumu swoją osobą, co mnie osobiście podniosło ciśnienie nieraz. Relacja między głównym bohaterami ma swoje wzloty i upadki, ale finalnie można dla niej przepaść i wybaczyć wszystko wszystkim ( no może oprócz Cruelli 😜).

Jestem ogromnie zadowolona z lektury tej książki i żałuję, że tak długo zwlekałam z jej przeczytaniem, tym bardziej, że jak siadłam to pochłonęłam ją niemal na jedno posiedzenie 😍 Nie mogę nie wspomnieć o przepięknej robocie wydawnictwa Black Rose - wydanie tej książki jest po prostu przepiękne! Grafiki w środku książki są fenomenalne! Całość czyta się z niezwykłą przyjemnością! Spędziłam z tą książką naprawdę świetne parę godzin, także polecam!

"Poza zasięgiem" to moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Pierwsze było niezwykle udane - "Niebezpieczny dług" wywarł na mnie ogromne wrażenie, a był to debiut Dagmary Jakubczak, przez co już wtedy wiedziałam, że skuszę się na jej kolejne powieści. Na półeczce mam jeszcze "Rosyjską laleczkę", także już cieszę się ogromnie i nie mogę się doczekać, aż w końcu po nią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książki Katarzyny Bielińskiej skradły nasze serce już dawno temu. Przepiękne historie takie jak "Góra mądrości", "Deszcz życzliwości" czy "Gwiazda miłości" do dziś stanowią jedne z najpiękniejszych historii, jakie moje dzieci mają na swojej półeczce i z ogromną przyjemnością do nich wracają. Sama jestem nimi zachwycona, bo oprócz wspaniałej i poruszającej historii, mają tak piękne ilustracje, że ciężko oderwać od nich wzrok. Tym razem w nasze ręce trafiły dwie kolejne historie autorki, choć tym razem w mniejszej, kartonowej wersji, jednakże zachwyt nad ilustracjami, z pewnością wynagradza zdecydowanie mniej tekstu niż w poprzednich książkach. Ale mniej tekstu nie znaczy, że to co tu zawarte, jest też mniej rozczulające czy wartościowe. Obie książki zawierają wspaniały przekaz, pokazujący, jak niewiele wystarczy aby budować poczucie wartości u małego dziecka.

"Jesteś wyjątkowa" to historia o dwóch kotkach - tacie i jego córeczce, którzy postanawiają zbudować huśtawkę i powiesić ją na drzewie. Córeczka, tak bardzo była wdzięczna tacie, że chciała udekorować ją później jego ulubionymi niebieskimi kwiatkami, ale nie mogła ich niestety nigdzie znaleźć. Chciała zatem pomóc mu w budowie, ale i to nie okazało się tak łatwe jak myślała. Pomimo wielu zawahań jej nastrojów, jej tata za każdym razem przy niej był, wspierał ją i robił wszystko aby mała kotka uwierzyła w siebie i w to, że jest wyjątkowa, co dodatkowo motywowało ją do pracy i do pokonywania własnych uprzedzeń i słabości. To niezwykle ciepła i przyjemna historia, z której można wynieść naprawdę wiele dobrego. Dlatego tak ważne jest odpowiednie podejście i nastawienie do dziecka, po to aby budować jego pewność siebie, aby uwierzyło w swoje możliwości i wiedziało, że jest wyjątkowe zawsze, nawet wtedy gdy coś mu/jej nie wychodzi.

Pokazuje tą bliskość, która znaczy bardzo wiele już od najmłodszych lat. Budowanie poczucia własnej wartości, odpowiednia motywacja i pokazanie, że dla drugiej osoby jest się najważniejszą osobą na świecie, naprawdę działa cuda. I to jest bardzo pięknie ukazane właśnie w tych książeczkach, stworzonych przez Katarzynę Bielińską. Do tego przecudowne ilustracje, w których można się zatracić. Uwielbiam książki stworzone przez @mojograffi - za wspaniałą treść jaką niosą i za piękną oprawę graficzną. Jestem pewna, że i Wam skradną serce, także polecam ogromnie!

Książki Katarzyny Bielińskiej skradły nasze serce już dawno temu. Przepiękne historie takie jak "Góra mądrości", "Deszcz życzliwości" czy "Gwiazda miłości" do dziś stanowią jedne z najpiękniejszych historii, jakie moje dzieci mają na swojej półeczce i z ogromną przyjemnością do nich wracają. Sama jestem nimi zachwycona, bo oprócz wspaniałej i poruszającej historii, mają tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książki Katarzyny Bielińskiej skradły nasze serce już dawno temu. Przepiękne historie takie jak "Góra mądrości", "Deszcz życzliwości" czy "Gwiazda miłości" do dziś stanowią jedne z najpiękniejszych historii, jakie moje dzieci mają na swojej półeczce i z ogromną przyjemnością do nich wracają. Sama jestem nimi zachwycona, bo oprócz wspaniałej i poruszającej historii, mają tak piękne ilustracje, że ciężko oderwać od nich wzrok. Tym razem w nasze ręce trafiły dwie kolejne historie autorki, choć tym razem w mniejszej, kartonowej wersji, jednakże zachwyt nad ilustracjami, z pewnością wynagradza zdecydowanie mniej tekstu niż w poprzednich książkach. Ale mniej tekstu nie znaczy, że to co tu zawarte, jest też mniej rozczulające czy wartościowe. Obie książki zawierają wspaniały przekaz, pokazujący, jak niewiele wystarczy aby budować poczucie wartości u małego dziecka.

"Kocham Cię" to historia o wilczku, który w podzięce za troskę jego mamy, chciał jej się odwdzięczyć namalowaniem dla niej przepięknej laurki. Niestety zostawiając ją na fotelu, nie spodziewał się, że pewna psotna wiewiórka postanowi zrobić mu psikusa i schowa jego prezent. Wilczek będzie musiał odnaleźć swoją zgubę, niestety nie będzie to łatwe zadanie. Nieraz będzie zły, smutny, czy zrezygnowany, gdy nie będzie mógł odnaleźć zaginionej laurki. Na każdym kroku towarzyszyć mu będzie jego mama, która będzie jego ogromnym wsparciem i ostoją, w trudnych dla niego chwilach. Bo w końcu najważniejsze jest odpowiednie wsparcie i ktoś, kto uraczy nas dobrym słowiem, podczas chwil zwątpienia, prawda?

Ta książeczka jest niezwykle wartościowa. Pokazuje tą bliskość, która znaczy bardzo wiele już od najmłodszych lat. Budowanie poczucia własnej wartości, odpowiednia motywacja i pokazanie, że dla drugiej osoby jest się najważniejszą osobą na świecie, naprawdę działa cuda. I to jest bardzo pięknie ukazane właśnie w tych książeczkach, stworzonych przez Katarzynę Bielińską. Do tego przecudowne ilustracje, w których można się zatracić. Uwielbiam książki stworzone przez @mojograffi - za wspaniałą treść jaką niosą i za piękną oprawę graficzną. Jestem pewna, że i Wam skradną serce, także polecam ogromnie!

Książki Katarzyny Bielińskiej skradły nasze serce już dawno temu. Przepiękne historie takie jak "Góra mądrości", "Deszcz życzliwości" czy "Gwiazda miłości" do dziś stanowią jedne z najpiękniejszych historii, jakie moje dzieci mają na swojej półeczce i z ogromną przyjemnością do nich wracają. Sama jestem nimi zachwycona, bo oprócz wspaniałej i poruszającej historii, mają tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta książka mnie po prostu położyła na łopatki. Uśmiałam się przy niej przeokrutnie i zdecydowanie zakochałam się w stylu pisania Igi Daniszewskiej. To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i to jest bardziej niż pewne, że nadrobię jej poprzednie książki (mam przy tym nadzieje, że będą równie zabawne i gorące jak historia Erin i Hudsona oczywiście). Już sama okładka mnie do siebie przyciągnęła. Trochę zwlekałam z jej przeczytaniem, ale niestety życie bywa okrutne i nie chce dać mi więcej czasu, ale jak już zaczęłam ją czytać, tak strasznie ciężko było mi się od niej oderwać. Jak nie miałam możliwości czytania, to zakładałam słuchawki i słuchałam jej w audio podczas każdej podróży do pracy i z pracy (szkoda, że ta trasa zajmuje mi tylko 15 minut drogi - ale tylko w przypadku krótkiego słuchania szkoda 😜 teraz jak już jestem po lekturze droga zdecydowanie jest za długa😅).

Erin Haines to niezwykle ambitna architekta, która pracuje w firmie swojego ojca. Robiła ciekawe projekty, ale żaden z nich nie był na tyle fenomenalny, żeby dziewczyna stała się sławna. Ale w pewnym momencie los postanowił się do niej uśmiechnąć i Erin otrzymała propozycję zaprojektowania drapacza chmur w samym sercu Chicago. To była propozycja jej marzeń, która pozwoliłby jej się wybić i stać się jedną z najbardziej rozpoznawalnych architektek w kraju. Tylko, że jak się okazuje, inwestor zlecający to zadanie, chce aby oprócz Erin, był też drugi architekt, z którym ona ma stworzyć zespół i maja razem współpracować. Na domiar złego, jej wspólnikiem ma być znienawidzony przez nią mężczyzna. A mianowicie Hudson Walters, jej zmora z lat studiów, kiedy to wykonywała u niego staż, a on traktował ja jak najgorsze zło, a każdy jej projekt lądował w koszu, bo według niego brakowało mu elementów, o których ten nie uraczył nawet wcześniej wspomnieć. Czy tym dwojga uda się zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości i zgodnie razem współpracować? A może oboje zamiast podejść do tematu profesjonalnie, bardziej skupią się na swoich uszczypliwościach i niesnaskach?

Jestem zauroczoną całą tą historią! No dosłownie ją uwielbiam. Bawiłam się przy niej naprawdę niesamowicie. Co chwilę parskałam śmiechem na sytuacje, które miały miejsce miedzy dwójką głównych bohaterów. Bardzo podobała mi się postać Erin, jej uszczypliwości i "metody" robienia na złość Hudsonowi. I do tego jej odzywki, od których bolał mnie brzuch ze śmiechu. Ale Hudson był nie lepszy. Autorce doskonale udało się ukazać różnice wiekową w samym ich zachowaniu i choć momentami Hudson zachowywał się jak napalony szczeniak, tak pomimo wszystko jego postać była wyważona i bardzo dobrze wykreowana. Cała ich relacja, te uszczypliwości, powolne budowanie zaufania było zrobione tak jak być powinno. Do tego te pikantne sceny, które powodowały przyspieszone bicie serca. Ahh...normalnie jest zachwycona tą historią! Niesamowicie uprzyjemniła mi czas i wprowadziła koloryt do szarej rzeczywistości. Tych bohaterów nie sposób nie pokochać! Są wykreowani fenomenalnie! Styl pisania autorki jest tak lekki i przyjemny, że przy tej książce nie sposób się nudzić. Całą historie poznajemy z perspektywy obu bohaterów, także doskonale widzimy różnice w tym co myślą, a tym co robią. A powiem Wam, że nieraz wyprawiają takie rzeczy, że gorąco się robi przy samym czytaniu. Napięcie między nimi jest wyczuwalne przy każdej ich rozmowie, a jak już przyjdzie co do czego, to emocje czytelnika są nagrzane do odpowiedniej temperatury. Nieraz miałam wypieki na twarzy, oj nieraz 😅 Diabelsko dobra książka! Jeśli jeszcze nie czytaliście to koniecznie nadróbcie! A jak jesteście już po lekturze, to podzielcie się Waszymi wrażeniami!

Ta książka mnie po prostu położyła na łopatki. Uśmiałam się przy niej przeokrutnie i zdecydowanie zakochałam się w stylu pisania Igi Daniszewskiej. To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki i to jest bardziej niż pewne, że nadrobię jej poprzednie książki (mam przy tym nadzieje, że będą równie zabawne i gorące jak historia Erin i Hudsona oczywiście). Już sama...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Until love" to książka, na którą bardzo wyczekiwałam. Jest to drugi tom serii Your choice, ale czy ostatni? 😈 Mam nadzieje, że nie, bowiem ogromnie zżyłam się z jej bohaterami! Pierwszy tom wywarł we mnie ogrom wrażeń i emocji, nie mogłam się od niego oderwać. A działo się tam bardzo dużo! Im więcej się działo, tym szybciej biło moje serce. A na końcu pierwszej części, moje emocje dosłownie eksplodowały i chciałam rwać sobie włosy z głowy. No bo jak tak można skończyć historię??? No jak?? Ale na szczęście, autorka nie kazała długo czekać na kontynuacje losów Ellie i Alessandra. Czy była ona równie emocjonująca jak jedynka? Zależy, co weźmie się pod uwagę i od tego, czego czytelnik się spodziewał... Jak było w moim przypadku? Zapraszam do dalszej części tej recenzji. Jeśli nie czytaliście jedynki, to zalecam wpierw ją przeczytać, a potem wrócić do dalszego czytania.

Sześć lat po felernych wydarzeniach, które miały miejsce w "Until death" Ellie udaje się stanąć na nogi. Choć może nie do końca, bo w jej głowie wciąż istnieją blokady przed całkowitym otworzeniem się na nową relację, którą już tak długo prowadzi z już Christianem. Mężczyzna jest w niej zakochany po uszy, jednakże ona wciąż nie umie wyznać mu uczuć, na które ten tak usilnie wyczekuje (ma chłopak cierpliwość, co?). Jej głównym wsparciem, jest przede wszystkim on, jej brat oraz mała Emily, która jest dla niej całym życiem. I choć wszystko miało wyglądać inaczej, tak czasem nie ma się wpływu na to, co spotyka nas w życiu. Czasem trzeba się dostosować, nie mamy innego wyjścia, prawda? I choć wspomnienia czasem zadają nam ból, wracamy do nich, bo to właśnie one były kiedyś czymś najwspanialszym na świecie. Także Ellie pomimo okrutnych wydarzeń, które zdarzyły się w jej życiu, nie poddaje się..nie może, w końcu ma w swoim życiu kogoś dla kogo warto wstać wcześnie rano z łóżka. Pracuje jako architekt wnętrz, co zawsze bardzo kochała, także czego chcieć więcej. Pewnego dnia dostaje propozycje nie do odrzucenia. I choć jej klient wydaje się prawdziwym bucem, Ellie nie ma za bardzo jak odmówić temu projektowi. Jak się później okazuje, to nie będzie zwykłe zlecenie, ale bolesne zderzenie z przeszłością i rzeczywistością...

Powiem tak, jak pokochałam Alessandra w jedynce, tak wiedząc jak potoczyła się historia w pierwszym tomie, szybko z miłości przeszłam w tryb nienawiści. Tak bardzo wchłonęła mnie ta historia, że w ogóle nie dopuszczałam do siebie jakichkolwiek tłumaczeń jego postępowania. Zresztą tak samo jak Ellie, czułam się oszukana i dosłownie wyzuta z jakichkolwiek emocji. Dlatego też ciężko mi było na nowo się przekonać, czy może lepiej jak napisze, na nowo mu uwierzyć. Jakoś od początku polubiłam Christiana i szczerze chłopakowi współczułam, ale po czasie moje emocje również się zmieniły. Autorka do swojej książki wprowadza takie zamieszanie i takie bomby emocjonalne, że ja już w pewnym momencie nie wiedziałam czego mogę być pewna, a czego nie. Wszystko to powodowało ogromny wybuch emocji i istną eksplozję różnych myśli w mojej głowie. W tej książce nie ma kompletnie miejsca na złapanie oddechu. Czy to źle? Dla niektórych może to być zdecydowanie za dużo, a dla innych może być w sam raz. Jeśli o mnie chodzi, dla mnie było właśnie w sam raz. Im więcej akcji, tym szybciej się książkę czyta i na niej skupia. Także pod kątem dynamiki akcji, autorka tak samo jak w pierwszej części, ani na chwilę nie zwalnia tempa. Jednakże czasem w tym natłoku wydarzeń można nie tyle się pogubić, co odczuć niektóre relacje i wątki jako zbyt szybkie, pochopne, a nawet sztuczne. Nie do końca mogłam się przekonać do myśli głównej bohaterki i do jej rozmów ze swoją córką. Do jej aż nadto bezstresowego wychowania i nie mocy odmawiania czegokolwiek. Nawet pomimo trudnych sytuacji życiowych, na które nikt nie miał wpływu. Sama jako matka, mam pewne granice cierpliwości i niektóre rzeczy mające miejsce w tej książce były dla mnie niezwykle irytujące. Ale nie będę zagłębiać się w metody wychowawcze, bo każdy robi jak uważa, mnie tylko irytowały niektóre momenty. No i trochę jestem na nie, jeśli chodzi o słabo rozwinięte wydarzenia z ratowaniem życia pewnej osoby (nie chce pisać o kogo chodzi, bo będę ujawniać za dużo szczegółów, ale osoby które czytały zapewne będą wiedzieć o co mi chodzi). Mało mi tu było jakichkolwiek emocji, a takie sytuację powinny jednak to w sobie mieć. Na mnie cały ten wątek nie wywarł takich wrażeń, na jakie liczyłam.

Mnie osobiście bardziej przypadła do gustu pierwsza część tej historii. Mam wrażenie, że sama bohaterka była bardziej wyrazista, zadziorna i pewna siebie niż w "Until love". A sam Allesandro może i odkupił u mnie swoje przewinienia, ale już aż tak wielką miłością do niego nie pałałam jak w poprzedniej części. No i dale mnie było tu zdecydowanie za mało samych emocji w relacjach, czegoś co zaparłoby mi dech w piersiach. Pomimo wszystko cieszę się, że poznałam tę historię i bardzo dobrze się przy niej bawiłam, także z pewnością mogą ją Wam polecić.

"Until love" to książka, na którą bardzo wyczekiwałam. Jest to drugi tom serii Your choice, ale czy ostatni? 😈 Mam nadzieje, że nie, bowiem ogromnie zżyłam się z jej bohaterami! Pierwszy tom wywarł we mnie ogrom wrażeń i emocji, nie mogłam się od niego oderwać. A działo się tam bardzo dużo! Im więcej się działo, tym szybciej biło moje serce. A na końcu pierwszej części,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubię sięgać po literaturę dla młodzieży. A zwłaszcza taką, w której trzeba rozwiązywać pewne zagadki, bądź coś dziwnego się dzieje i trzeba odkrywać różnego rodzaju tajemnice. Nie wiem czy można to nazwać kryminałem młodzieżowym, ale powinniście zrozumieć o co mi chodzi. To niejako powrót do czasów dzieciństwa, kiedy to uwielbiałam poznawać przygody trzech detektywów Andy'ego Chandlera. Ależ to było niesamowite! I wtedy też byłam częstym gościem w bibliotece, bo niestety książki nie były dostępne w internecie, a jako dziecko za bardzo nie miałam za co ich kupować 😅 Książki młodzieżowe są różne i niestety od czasów detektywów, ciężko mi było trafić na taką historię, przy której bawiłabym się tak dobrze, jak wtedy. Odczułabym znowu te same emocje. Do czasu aż sięgnęłam po "Gwiazdy zbłąkane w mroku", które były niespodzianką od wydawnictwa Zygzaki. Ta książka na nowo rozbudziła moja chęć do przygód młodych detektywów, a to co w niej otrzymałam, było dosłownym powrotem do czasów dzieciństwa! Coś wspaniałego!

Głównymi bohaterami jest paczka przyjaciół, którzy mieszkają w spokojnym miasteczku Seaham. Tak było do momentu, aż firma budowlana ojca Archiego Coomes'a nie otworzyła klifu pod starą rezydencją Langdonów - miejsca, które przez niejednego nazywane było przeklętym. Wiecie, coś na styl dawno nie zamieszkałego domu, który tylko stoi i straszy, a w jego środku ponoć popełniono różnego rodzaju zbrodnie. Niczym nawiedzone domy w strasznych filmach. Akcja książki dzieje się w 1987 roku i momentami mamy przerywniki, w których to poznajemy trzech dziwnych "jegomości", którzy można by pomyśleć zachowują się dość dziwnie. Ale to wraz z poznawaniem historii, będzie stawało się zrozumiałe. Z pewnością nie będę Wam tego ujawniać, bo to najlepiej jest odkryć samemu. Wszystko w Seaham było takie same, aż do momentu gdy pewnego dnia Archie zaczął odczuwać i napotykać dziwne, niezrozumiałe rzeczy. Choćby grosz na wycieraczce jego domu, czy niezwykle tajemnicza postać w garniturze, stojąca naprzeciwko jego domu. No i nie mogę nie wspomnieć o dziwnej kobiecie, którą chłopak spotyka podczas jazdy na rowerze. Owa kobieta w kółko powtarzająca ten sam tekst z takim zapałem, że mogła by uchodzić za nienormalną. Do tego jeszcze dziwne odgłosy siekiery rąbiącej w środku nocy...wszystko to nie zwiastowało niczego dobrego, a z pewnością nie w tak spokojnym miasteczku jak Seaham. Gdy z mieszkańcami zaczyna dziać się coś dziwnego, Archie wraz z przyjaciółmi będą musieli powstrzymać nadchodzące zło.. Co takiego zostało uwolnione spod klifu? I co dzieje się z mieszkańcami spokojnego dotąd miasteczka?

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Przez praktycznie całą historię czułam taki mrok i niepewność tego co się wydarzy. Wydarzenia, które miały w niej miejsce, nieraz doprowadzały mnie do szybszego bicia serca. Autor w doskonały sposób stworzył klimatyczną historię, w której co jakiś czas czytelnik czuje czyjś oddech na plecach. Sama tajemnica jest ciekawa, a wszystko zostało dopracowane w naprawdę genialny sposób. Bohaterowie to dzieci, które naraz muszą stawić czoła niebezpieczeństwu, które czycha dosłownie na każdym kroku. W tej książce nie wiadomo kto jest kim, bowiem to co dzieje się z mieszkańcami jest niezwykle zaskakujące. Nie powiem, bo niektóre momenty były dość przerażające i makabryczne. A wszystko jest opisane tak, że ma się wrażenie bycia w samym centrum wydarzeń. Co jeszcze bardziej potęguje uczucie niepokoju i szybszego bicia serca przy co poniektórych wydarzeniach. Dawno tak dobrze się nie bawiłam przy książce młodzieżowej i powiem szczerze, że sprawiła mi ona ogromną przyjemność i radość, bo w końcu trafiłam na książkę w klimatach z dzieciństwa. Przy zakończeniu poczułam lekki niedosyt, bo spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego, choć nie powiem, że jedna rzecz mocno mnie zaskoczyła. I sama nie wiem, czy może to być jakaś zapowiedź kontynuacji, czy może autor tak po prostu zakończył tę historię. Nie ma niestety wzmianki, że to początek serii, ale jeśli o mnie chodzi nie obraziłabym się, gdyby autor stworzył kolejny tom w tym klimacie. Widziałam, że są też inne książki Colina Meloy'a także z pewnością trafią one na półkę "do przeczytania". Styl autora ogromnie przypadł mi do gustu, więc liczę na to, że jego poprzednie książki też będą fenomenalne. Czy polecam? Oczywiście, że tak! Nie tylko młodzieży się ona spodoba, wierzcie mi!

Lubię sięgać po literaturę dla młodzieży. A zwłaszcza taką, w której trzeba rozwiązywać pewne zagadki, bądź coś dziwnego się dzieje i trzeba odkrywać różnego rodzaju tajemnice. Nie wiem czy można to nazwać kryminałem młodzieżowym, ale powinniście zrozumieć o co mi chodzi. To niejako powrót do czasów dzieciństwa, kiedy to uwielbiałam poznawać przygody trzech detektywów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ted Bundy to z pewnością osoba, która wywołuje ogrom kontrowersji. Uwierzycie, że pierwszy raz czytam o nim jakąkolwiek historię?? Owszem, nieraz przewinęło mi się przez uszy to nazwisko, ale nie miałam jakoś sposobności dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Historie na faktach o zbrodniarzach i mordercach zawsze wywołują we mnie ogrom emocji. Tylko, że przeważnie są to te złe odczucia, bo chyba trochę chorą rzeczą byłoby odczuwanie fascynacji nekrofilem, prawda? Książki na faktach nieraz przyprawiają mnie o ciarki na plecach, wprawiają w stan przerażenia, zniesmaczenia, choć w większości nie dowierzam w to co czytam, bo przecież to wszystko wydaje się wręcz nierealne, nienormalne i obrzydliwe! Ciężko mi zrozumieć to, czym kierowała się taka osoba, jak Ted Bundy... tym bardziej, że po śmierci zbadano jego mózg i nie był on w jakikolwiek sposób inny od normalnego człowieka! Uwierzycie? Choć po części nie wiem czego oni w tym mózgu szukali 😅 czy osoba spaczona ma w nim jakąś dziurę albo mózg ma inny kształt, kolor? Kompletnie się na tym nie znam, a powiem szczerze, że bardzo mnie ciekawi różnica mózgu normalnego człowieka a mordercy, bądź osoby niezrównoważonej... Ale żeby za bardzo nie zboczyć z tematu, przejdźmy do samej książki Maxa Czornyja, autora który lubuje się w pisaniu mocnych i ciężkich historii, wywołujących ogrom emocji w czytelnikach...

"Czasem popęd wy­gry­wa z wszel­ki­mi in­ny­mi in­stynk­ta­mi. Nie po­tra­fię go po­wstrzy­mać, ale też nie ro­zu­miem, dla­cze­go miał­bym to robić. Spo­łe­czeń­stwo zmu­sza nas do życia w klat­kach. Ciosa cha­rak­te­ry we­dług ogól­nych ocze­ki­wań oraz wy­du­ma­nej mo­ral­no­ści. Ka­stru­je męż­czyzn, czy­niąc z dzi­kich dra­pież­ni­ków po­słusz­ne ka­na­po­we pie­ski."

Rozpoczynając lekturę "Ted Bundy. Umysł mordercy" po części spodziewałam się dostać niezwykle obrazowo opisaną historię mordercy. Max Czornyj już nieraz zszokował mnie różnymi opisami dewiacji i morderstw. Raz nawet zrobiło mi się niedobrze przy którymś jego opowiadaniu...to chyba było w książce "Seryjni mordercy". Te latające muchy nad zwłokami..bleee, do dziś to pamiętam. Ale dobra...no to przejdźmy do historii Teda Bundy'ego, najsłynniejszego współczesnego seryjnego mordercy. Z jednej strony niezwykle ambitnego i inteligentnego mężczyzny, a z drugiej nekrofila, gwałciciela, sadysty, socjopaty i dewianta seksualnego. Ja rozumiem jakieś ciężkie i patologiczne dzieciństwo, jednakże w przypadku tytułowego bohatera, nie jestem w stanie zrozumieć jego pobudek. Mam wrażenie, że on sam spaczył sobie mózg, tym bardziej poznając jego historię sposobem pisania Maxa Czoryja. Czyta się to jak pamiętnik, a nieraz przez zwracaniu się mordercy bezpośrednio do czytelnika, moje oczy powiększały się dwa razy bardziej. Tak jakby sam Ted Bundy, chciał przekonać nas czytających, że to co robi to jest coś normalnego. Nieraz porównuje swoje "czyny" do zwykłych uzależnień, jakby to co robił było silniejsze od niego. Ludzie! Nie rozumiem, nie zrozumiem i nawet nie chce tego zrozumieć. Chce zapomnieć o tej historii jak najszybciej, ale obawiam się, że nie będzie to takie łatwe, bowiem im coś bardziej mnie szokuje, tym dłużej siedzi w mojej pamięci. A ja oczywiście, po przeczytaniu książki, od razu sięgnęłam do internetu i zaczęłam wyszukiwać filmy nakręcone na podstawie historii Teda Bundy'ego. I znalałam...i obejrzałam... i w porównaniu do tej książki, wyszły zdecydowanie słabiutko 😅 Max Czornyj pisze naprawdę dosadnie, niektóre opisy są wręcz obrzydliwe, wywołujące ciarki na plecach, zniesmaczenie i chęć odłożenia tej książki i złapania oddechu. Nie mamy tu opisów przyrody, ale całą masę myśli, nienormalnego człowieka, który ma dwie osobowości. Niczym Jeckyl i Hyde. Stara się prowadzić normalne życie, zakochuje się, ma tą swoją jedną partnerkę, ale jego pożądanie do innych kobiet i wyobrażanie ich sobie nago, jest silniejsze od niego. Masakrowanie ciał, rozczłonkowywanie ich, wykorzystywanie seksualne zwłok...a fuj, obrzydlistwo, które chyba będzie mnie nawiedzać w najgorszych koszmarach! Ta książka jest zdecydowanie dla ludzi o mocnych, stalowych nerwach. Pierwszy razy życiu, po przeczytaniu zdania z rekomendacji Jana Gołębiowskiego, która znajduje się na początku tej książki, zastanawiałam się, czy naprawdę chce to czytać.. choć za chwilę pomyślałam, że jak psycholog kryminalny tak zareagował, to musi to być naprawdę mocna rzecz, a to zachęciło mnie bardziej niż odrzuciło 😅 Hmmm, czy to też zakrawa na jakiś rodzaj spaczenia? 😅

Przedstawienie historii oczami mordercy to zdecydowanie świetny zabieg, dzięki któremu czujemy się dosłownie jak widzowie danego spektaklu. Jakbyśmy stali obok i widzieli to "dzieło", którym raczy nas Ted Bundy. Wyobraźnia działa na 100 %, wierzcie mi, niektórych rzeczy nie da się po prostu zapomnieć. Jedna scena wryła się tak głęboko w moją pamięć, że chyba do końca życia o niej nie zapomnę, a jak ktoś spyta mnie kiedyś o tę książkę, to będzie pierwsza rzecz, o której opowiem 😵 Czy w takim razie warto sięgnąć po tę historię? Myślę, że tak. Jeśli lubicie zagłębiać się w mózg mordercy to z pewnością Czornyj to tu zapewnia. Przygotujcie się jednak na to, że to nie jest zwykła historia, to niezwykle makabryczne czyny niezrównoważonego człowieka, który "w dzień" może być przykładem dla niejednego mężczyzny - inteligencja, ambicja i spełnianie marzeń, a "w nocy" wychodzi z niego zwierze. Choć nie wiem, czy on nie był gorszy od zwierzęcia, serio... Dobrze, że ten człowiek już nie żyje, bo to co robił...no jest to dla mnie niewyobrażalne...

Ted Bundy to z pewnością osoba, która wywołuje ogrom kontrowersji. Uwierzycie, że pierwszy raz czytam o nim jakąkolwiek historię?? Owszem, nieraz przewinęło mi się przez uszy to nazwisko, ale nie miałam jakoś sposobności dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Historie na faktach o zbrodniarzach i mordercach zawsze wywołują we mnie ogrom emocji. Tylko, że przeważnie są to te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sandra Robins jest idealnym przykładem osoby, która zrobi wszystko aby zrealizować swoje marzenie. Z twórczością autorki znam się już od pierwszej jej książki, kiedy to "Miłość na sprzedaż" wywarła na mnie ogromne wrażenie. Zresztą cała ta seria jest genialna, a styl autorki jest tak przyjemny, że w jej historiach można się zatracić. Po wydaniu trzech książek, mieliśmy dość sporą przerwę i zaczynałam myśleć, że autorka odpuściła sobie pisanie, bądź po prostu nie miała na nie czasu, bo w końcu ciężko jest pogodzić wiele codziennych czynności z pisaniem. Zresztą już parę razy zdarzyło się tak, że jakaś autorka napisała książkę, którą pokochałam, a później słuch o niej zaginął... Ale na szczęście nie w przypadku Sandry, bo to właśnie ona postanowiła wydać samodzielnie swoją kolejną książkę! I to jaką książkę! Szczerze, śmiem twierdzić, że ta książka podobała mi się jeszcze bardziej, niż jej poprzedniczki! To tak jakby autorka zbierała siły przez ten rok przerwy od wydawania, po to aby wrócić z wielkim pierdyknięciem (napisałabym dobitniej, ale nie będę tu przeklinać 😈). Nawet sobie nie wyobrażacie jak ja się rozpływałam przy tej historii... Sandra Robins to kobieta, którą podziwiam i szalenie jej zazdroszczę, że zdecydowała się podążać za swoimi marzeniami, bo to tylko świadczy o tym jak odważna i pewna siebie jest. Jestem z niej też ogromnie dumna, że postanowiła SAMA wydać książkę, okładka i wspaniałe grafiki to też jej inwencja, także nie dość, że historia jest przewyborna, to samo wydanie książki jest przepiękne. I tego wszystkiego dokonała sama autorka, także naprawdę chylę czoła i ogromnie podziwiam! Ale przejdę już może do samej książki, bo mogłabym się tak zachwycać jeszcze długo, a w końcu też nie o tym powinna być cała recenzja 😅

"Demony ciemności" to historia, która dosłownie czyta się sama. Uwielbiam historie z niegrzecznymi motocyklistami w tle, jednakże nieraz są one dość...wulgarne i wyuzdane. Ale tutaj..no powiem Wam, że Sandra Robins ukazuje ich w zupełnie inny sposób..w taki, który człowiek z przyjemnością by się zagłębił 😈 W moim odczuciu jest to spokojniejsza historia, bynajmniej spośród tych, które ja czytałam - a czytam dość mocne i kontrowersyjne książki, więc dla mnie była to naprawdę ogromnie przyjemna odmiana.

Świat Hannah był idealnie poukładany. Dziewczyna uwielbiała mieszkać w swoim małym miasteczku, gdzie każdy każdego zna i wie wszystko o wszystkich (powiem szczerze, że brzmi to niezwykle podobnie do mojej wsi, w której się urodziłam i wychowałam, także to już bardzo przypadło mi do gustu). Hannah pracuje w kawiarni, mieszka ze swoimi rodzicami i można powiedzieć, że prowadzi spokojne życie. Do momentu, aż podczas jej zmiany, do kawiarni przychodzi osoba, której nie widziała od 6 lat i której w ogóle nie spodziewała się więcej zobaczyć. Sam Williams - mężczyzna, którego pokochała i mężczyzna, który z dnia na dzień zniknął z miasteczka, zostawiając w jej sercu ogromną pustkę. I jak gdyby nigdy nic, on we własnej osobie, wchodzi do jej miejsca pracy i zamawia śniadanie, nie uraczywszy jej żadną rozmową i żadnymi wyjaśnieniami - kompletnie niczym. Wyobrażacie sobie taką sytuację? Ja nie wiem czy bardziej bym była zaskoczona, czy może wezbrał by we mnie ogromny gniew i tym śniadaniem bym w niego rzuciła 😅 Ale Hannah przyjęła to niezwykle spokojnie, choć nie powiem, bo w środku buzowało w niej wszystko. Jak się okazuje, jej Sam z przeszłości to już nie jest ta sama osoba co obecnie - z charakteru, jak i też z wyglądu. Teraz nie dość, że jego postawa fizyczna ogromnie się zmieniła, to stał się długowłosym motocyklistą, a Ci w miasteczku nie wróżą niczego dobrego...(czego nie ogarniam, bo ja bym tam się nawet cieszyła😜). Hannah postanawia skonfrontować się z Samem, jednakże on nie jest skory do żadnych wyjaśnień. Jego zachowanie jest niezwykle tajemnicze i choć między nimi na nowo rodzi się chemia i przyciąganie między nimi jest nie do zniesienia, mężczyzna sprawia wrażenie, jakby nie chciał mieć z nią niczego wspólnego. Dlaczego tak jest? I dlaczego mężczyzna nie odstępuje jej na krok i próbuje ją przed wszystkim uchronić? I co wspólnego z nią maja gangi motocyklowe, które naraz pojawiły się w spokojnym dotychczas miasteczku?

"Demony ciemności" to książka, która już od pierwszej strony przyciąga czytelnika niczym magnes. Jest napisana w tak przyjemny sposób, że czytelnik ma wrażenie jakby to wszystko działo się kilka domów dalej. Mamy tu małe miasteczko, w którym nagle zaczyna coś się dziać. Wszyscy tym żyją, a my znajdujemy się w centrum wszystkich wydarzeń. To się dosłownie pochłania, a napięcie jakie jest przy tym odczuwalne, jest tak znajome i wszechogarniające, że z jednej strony chce się wszystko wiedzieć, ale z drugiej nie, bo to znaczy, że zbliżamy się do końca tej historii. Autorka niezwykle umiejętnie trzyma nas w napięciu, przez co przez pół książki można snuć wszelakie domysły co do poczynań i tajemniczości Sama. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Są osoby, które od razu się lubi, ale i są też tacy, którzy po czasie zaczynają grać na nerwach - także różnorodności nie zabraknie 😅 Oczywiście bardzo polubiłam głównych bohaterów, niezwykle przypadł mi do gustu również Edge, który był taki wielki i małomówny, że aż mnie momentami ogarniały ciarki. Co do przyjaciółek Hannah, to ogromnie podobało mi się to, że każda z nich była zupełnie inna - jedna rozrywkowa, druga taka szara myszka, no i Hannah, pewna siebie, ale i ostrożna w swoich poczynaniach - także trio idealne. Sama fabuła nie jest skomplikowana, można było domyśleć się niektórych rzeczy, co oczywiście w niczym nie ujęło książce jako całości. Nie zabrakło tu też momentów, które podnosiły ciepłotę ciała. Nie jest ich za wiele, jednakże jak już coś się dzieje, to robi się naprawdę gorąco. No bo przecież to motocykliści, to musi tak być, prawda? 😈 Scen erotycznych nie ma tu za wiele, także nie spodziewajcie się jakichś wyuzdanych akcji. Wszystko jest napisane ze smakiem i powiem szczerze, że podobało mi się to - jak książka jest dobrze napisana, to nawet nie czuje się potrzeby aby tych scen było dużo więcej. Skupiałam się przede wszystkim na akcji i rozwijaniu się relacji głównych bohaterów. A akcja jest tu już od samego początku i jest ona idealnie utrzymana aż do samego końca. Emocji również tu nie brakuje, bo nieraz miałam ochotę potrząsnąć którymś z bohaterów, bo przyprawiał mnie o palpitacje 😅 A to w książkach po prostu uwielbiam! No i bym zapomniała, ogromny plus za przedstawienie historii z perspektywy obu bohaterów - przez to cała historia się uzupełnia i każdy puzzel wskakuje w idealne miejsce, tworząc wręcz idealną całość. "Demony ciemności" czyta się w ekspresowym tempie, przez co pod koniec czuje się niedosyt, bo chce się więcej, a tu już trzeba się z książką pożegnać 😔 Droga autorko, wnoszę o rozpatrzenie pisania dłuższych historii 😆 No i mam nadzieje, że będziemy mieli kolejne części, w końcu Hannah ma dwie przyjaciółki, o których z pewnością mogłaby być kolejna ciekawa historia 😈 No i Edge ... przecież on sam się prosi o swoją przygodę! Także czytajcie "Demony ciemności" i wraz ze mną zalejcie autorkę wiadomościami o chęci kontynuacji 😜 Polecam całym serduchem i jestem ogromnie dumna i wdzięczna autorce, że moje logo znajduje się na skrzydełku tej książki.

Sandra Robins jest idealnym przykładem osoby, która zrobi wszystko aby zrealizować swoje marzenie. Z twórczością autorki znam się już od pierwszej jej książki, kiedy to "Miłość na sprzedaż" wywarła na mnie ogromne wrażenie. Zresztą cała ta seria jest genialna, a styl autorki jest tak przyjemny, że w jej historiach można się zatracić. Po wydaniu trzech książek, mieliśmy dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czytacie swoim dzieciom książki z przesłaniami? Ja nazywam je "mądrymi bajkami", które nie tylko bawią, ale też uczą pociechy wielu pożytecznych rzeczy. Najbardziej lubię czytać moim dziewczynkom historie, w których głównymi bohaterami są zwierzęta - jakoś te najczęściej do nich trafiają. Choć nie powiem, bo te z księżniczkami pojawiają się u nas ostatnio coraz częściej (szczególnie księżniczki Disneya). Jednakże co jakiś czas sięgam, po naprawdę mądre i ciekawe historie, z morałem i odpowiednimi zachowaniami, które warto wpajać młodszemu pokoleniu już od najmłodszych lat. I właśnie jedną z takich historii jest "Smok Wesołek i zimowi goście", w której cudownie ukazana jest bezinteresowna dobroć i chęć niesienia pomocy innym.

Głównym bohaterem, jak sam tytuł wskazuje, jest smok Wesołek, a jego zimowymi gośćmi, jest rodzina myszy, która pewnego jesiennego, deszczowego dnia straciła dach nad głową ( jeśli oczywiście norkę pod ziemią, możemy nazywać domem z dachem 😉). Myszek było naprawdę sporo, bowiem oprócz mamy i taty mysz, w skład rodzinki wchodzi jeszcze piątka małych pociech i babcia wraz z dziadkiem. Powódź nie dość, że zniszczyła ich dom, to jeszcze stracili praktycznie cały dobytek. Na szczęście udało im się uciec, trafiając bezpośrednio do wielkiego ogrodu smoka, który nazywany był Wesołkiem, najprawdopodobniej ze względu na to, że był przyjacielskim stworzeniem, który uwielbiał wszystkim pomagać. I w ten oto sposób, zaproponował myszkom, żeby spędziły z nim zimę, a na wiosnę pomoże im znaleźć nowe lokum. Myszki były ogromnie wdzięczne przyjacielskiemu smokowi, a w zamian za dach nad głową pomagały mu we wszystkich czynnościach, które wykonywał. Gdy pewnego beztroskiego zimowego dnia, rodzina myszek lepiła bałwana, nadleciały sikorki, które szukały pomocy dla jeżyka, który wpadł do dziury w lodzie i nie mógł się w niej wydostać. Stworzonka od razu pobiegły na ratunek i wyciągnęły przemarzniętego ssaka na ląd. Ale to nie wszystkie dobre rzeczy, które wydarzyły się w tej historii, także dalsze przygody pozostawię Wam do odkrycia 😊

Małgorzata Korbiel stworzyła niezwykle ciepłą historię, którą czyta się z ogromną przyjemnością. Przepełnia ją dobroć, która została tu zaprezentowana w sposób idealny, taki który z pewnością trafi do główek każdego dziecka, a do serca każdego dorosłego rodzica. Bezinteresowna pomoc to coś czego w dzisiejszych czasach niezwykle brakuje, warto zatem pokazywać naszym dzieciom, co jest dobre i że czasem zwykła pomoc, może zdziałać cuda. Każdy z bohaterów tej książki pomagał i choć nie chciał nic w zamian, to i tak otrzymywał swego rodzaju "nagrodę" - czy to w postaci przyjaciela, czy odwzajemnionej pomocy w wykonywaniu prostych czynności domowych. Cudowne ilustracje, stworzone przez Marysie Panas, są idealnym dopełnieniem całej tej historii. I właśnie dzięki temu, ta książka nie dość, że jest przyjemna dla oka, to jednocześnie jest niezwykle wartościowa i powinna być czytana każdemu małemu dziecku. Ogromnie polecam!

Czytacie swoim dzieciom książki z przesłaniami? Ja nazywam je "mądrymi bajkami", które nie tylko bawią, ale też uczą pociechy wielu pożytecznych rzeczy. Najbardziej lubię czytać moim dziewczynkom historie, w których głównymi bohaterami są zwierzęta - jakoś te najczęściej do nich trafiają. Choć nie powiem, bo te z księżniczkami pojawiają się u nas ostatnio coraz częściej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Hela sama" to seria, która moim dzieciom ogromnie się podoba. Ja też bardzo ją lubię, bowiem mała Hela jest po prostu przesłodka, co więcej każda książka napisana jest przez panią psycholog, która na końcu każdej z nich udziela ciekawych porad, które z pewnością przydadzą się niejednemu rodzicowi. Dzisiaj chciałam Wam przedstawić moją opinie o najnowszej książeczce z tej serii - "Hela sama się złości", ale że okazało się, że jeszcze na półeczce znalazłam poprzednią książeczkę o Heli (moje dzieci skrzętnie ją przede mną ukryły, przez co całkowicie o niej zapomniałam 🙈), zrobię "zbiorczą recenzję" ich obu 😊

Z przygodami i emocjami Heli mieliśmy już wcześniej do czynienia. Byliśmy przy niej gdy uczyła się robić siku na nocniku, albo gdy żegnała się ze smoczkiem, czy nawet jak ubierała choinkę. Teraz przyszła kolej na jej naukę dmuchania noska, oraz na poznanie przyczyn jej złości. Myślicie, że będzie z nią łatwo? Otóż nie, bo ona tak samo jak i nasze dzieci, podchodzi do różnych tematów dość opornie. Każde zmiany czy frustracje początkowo sprawiają im naprawdę dużo problemów, ale właśnie chodzi o to, żeby nauczyć je przezwyciężać strach, oraz pokazać jak najlepiej poradzić sobie z własnymi uczuciami czy emocjami.

"Hela sama się złości" to dopiero rarytas! Mam czasem wrażenie, że etap złości u dzieci jak się zacznie to nie chce się skończyć. Taki dwulatek prawie na każdym kroku chce podkreślać swoją niezależność, sam o sobie decydować, co finalnie często prowadzi u niego do zwiększającej się frustracji, bo coś jest dla niego na przykład za trudne, a on na siłę chce to i tak zrobić. Kojarzycie te momenty? Choć moje dzieci maja już 5 i 6 lat, to i tak są dni kiedy młodsze jest totalnie ze wszystkim na "nie", nie umie czegoś zrobić to ogarnia ją taka złość, że aż strach podchodzić 😅 a jak chce jej pomóc to jest jeszcze głośniejsze "NIE", przez co moja cierpliwość nieraz jest wystawiona na ogromną próbę. I jak to się mówi - najważniejsze jest wtedy odpowiednie podejście do dziecka. Przykład Heli w książeczce "Hela sama się złości" jest to naprawdę fajnie pokazane. Pierwsza frustracja dopada Hele, gdy ucieszona, że wraz z tatą wybierają się na plac zabaw, chce sama założyć buty. Ale niestety nie idzie jej to za sprawnie i nie może zapiąć paska od sandałów. Wtedy w Heli budzi się ogromny potwór, zwany złością. I choć dziewczynka nie chce pomocy mamy, bo chce zrobić to sama, mama ze zrozumieniem mówi do córki, że przełoży jej paseczki przez dziurki, a ona sama je zapnie, co spotyka się z aprobatą początkowo negatywnie nastawionej Heli. Nagle wszystkie bolączki idą precz i dziewczynka znowu się uśmiecha. Idąc dalej, kolejnym momentem frustrującym dla Heli jest założenie kasku, który musi mieć, jeśli chce jechać do parku na rowerze. Dziewczyna jest uparta i za żadne skarby nie chce go założyć i znowu wpada w złość. Gdy jednak tacie udaje się udobruchać córcię i myśli, że teraz będzie już z górki, kolejne kłopoty zaczynają się na placu zabaw - nie ta łopatka do piasku, nie ta huśtawka, nie to, nie tamto, a już prawdziwy bunt rozpoczyna się, gdy po zabawie trzeba iść już do domu. Wtedy to już dopiero jest aria operowa. Ale to zapewne przeżył niejeden z nas rodziców, prawda? Odpowiednie podejście, duży ogrom cierpliwości i naprawdę dobra wyobraźnia może zdziałać cuda (bynajmniej zawsze warto spróbować).

Kamila Gurynowicz w bardzo ciekawy i praktyczny sposób pokazuje jak można poradzić sobie w tych częstych przypadkach, gdy dziecko jest naprawdę sfrustrowane. Z pomocą przyjdzie nam również poradnik stworzony przez autorkę na końcu książki. Jest w nim aż 11 porad, jak radzić sobie ze złością dziecka i praktycznie każda z nich jest cenna i wartościowa. Ja wiem, że w życiu codziennym, może to wyglądać inaczej i nie zawsze mamy chęć stosować się do odpowiednich porad, bo albo np nie mamy czasu, albo sami nie mamy za bardzo humoru, jednakże uważam, że warto spróbować część z nich wprowadzić w życie. Pamiętam momenty, gdy szykowałam starszej córci ubrania do przedszkola i nieraz zdarzało się, że nie chciała czegoś założyć, a mnie ogarniały nerwy bo już nie było czasu i trzeba było na szybko wyjść. Od momentu gdy zaczęłam dawać jej wybór odnośnie tego co może ubrać, nagle nerwówka odnośnie ubierania zniknęła. I właśnie w tym poradniku, pierwszym punktem jest dawanie dziecku "wyboru". Resztę punktów muszę zdecydowanie wypróbować, bo powiem szczerze, że cierpliwość nie jest moja mocną stroną 😅

Podsumowując, uważam, że seria o Heli jest naprawdę genialna. Niezwykle dobrze odwzorowuje rzeczywiste problemy, z którymi borykają się rodzice, dodatkowo pomagając im w przetrwaniu tych trudnych chwil. Co więcej pokazują naszym dzieciom odpowiednie zachowania i uczą jak radzić sobie z wieloma trudnościami i emocjami, które dla nas, rodziców, mogą wydawać się błahe, ale dla naszych dzieci są naprawdę trudne i niezrozumiałe. Autorką tych książek jest psycholożka, dlatego wszystkie porady są tym bardziej przydatne i wiemy, że nie są wymyślone "od tak" 😉 Jeśli o mnie chodzi, wolę czytać takie książeczki swoim dzieciom, niż zagłębiać się w suchą teorię z poradników naukowych, przy których czytaniu mam ochotę zasnąć 😅 A wspaniałe ilustracje stworzone przez Patrycję Fabicką, są tak przyjemne, że książeczki czyta się z niezwykłą przyjemnością. Ogromnie polecam Wam tę serię, jeśli jeszcze jej nie znacie. Warto czytać ją ze swoją pociechą!

"Hela sama" to seria, która moim dzieciom ogromnie się podoba. Ja też bardzo ją lubię, bowiem mała Hela jest po prostu przesłodka, co więcej każda książka napisana jest przez panią psycholog, która na końcu każdej z nich udziela ciekawych porad, które z pewnością przydadzą się niejednemu rodzicowi. Dzisiaj chciałam Wam przedstawić moją opinie o najnowszej książeczce z tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jakże ja tęskniłam za kontynuacją historii Kovy i Rii! Pierwszy i drugi tom serii "Na krawędzi" wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że moje emocje nieraz były w strzępkach. A szczególnie w momencie, gdy skończyłam czytać "Execution" i nie miałam kolejnego tomu pod ręką! Czułam się jakby moje serce miało zaraz eksplodować z ogromu tęsknoty za piórem Lucii Franco i dalszymi wydarzeniami. Zresztą co tu dużo mówić, autorka tak skończyła drugi tom, że nie wiedziałam czy mam płakać czy zacząć wyrywać sobie włosy. Jak tylko na horyzoncie pojawiła się trzecia część tej wspaniałej serii, moje serce na nowo zaczęło bić w zawrotnym tempie w oczekiwaniu na poznanie dalszej historii. I tak! Emocje po raz kolejny sięgnęły zenitu, serce momentami chciało mi wyskoczyć z piersi, a teraz odczuwam znowu tą samą tęsknotę i rozpacz, bowiem muszę czekać na kolejny tom 😓 Ale jakże ogromną przyjemność sprawiła mi ta książka, to nawet ciężko mi to opisać! I tak, znowu będę wzdychać nad wspaniałością tej historii, bo tu się nie da inaczej!!

"Kiedy przychodzi krytyczny moment i zostajesz zrzucony z mostu prosto w ciemny, przerażający świat bólu, odkrywasz, po jak niskie zagrywki potrafisz sięgnąć, żeby utrzymać głowę nad wodą. Nie byłam już dzika i wolna. Stałam się niewolnicą samej siebie i nie ufałam nikomu. Kiedyś pewnie dojdę do siebie, ale nigdy nie zapomnę."

Po okropnie bolesnej zdradzie Kovy, Adrianna dzień w dzień nie może pogodzić się z tym, czego się dowiedziała. Postanawia za wszelka cenę skupić się na gimnastyce, jednakże trenowanie pod okiem Kovy i nie zwracanie na niego uwagi jest dla niej trudniejsze niż mogła to sobie wyobrazić. Z pomocą w trudnych chwilach przychodzi jej przyjaciel Hayden, który mam wrażenie, tylko czekał na tę okazję by zbliżyć się do Adrianny. Jednak nie na długo, bo serce głównej bohaterki i tak należy do kogoś innego i niemożliwym wydaje się zapomnienie o tych wszystkich chwilach, które spędziła ze swoim trenerem i zatracenie się w kimś innym. Dziewczyna skupia się całkowicie na gimnastyce i na zbliżających się zawodach, które będą jej życiową szansą na wystartowanie w olimpiadzie. Niestety niepokojące sygnały, które daje jej ciało, są przez nią ignorowane, a to nie wróży nic dobrego. Zawody na nowo zbliżają do siebie Adriannę i Kove, i choć obojgu wydaje się, że kryzys został zażegnany, przyjdzie im stanąć przed kolejnymi bardzo bolesnymi wydarzeniami. Mistrzostwa to nie tylko jedno z wyzwań, z którymi będą musieli się zmierzyć...co tym razem szykuje dla nich los, który wydaje się z nimi wciąż igrać?

"Miłość powinna być prosta, naturalna i wszechogarniająca. Motyle! Kolejny dowód mojej naiwności (...) Miłość jest błędnym kołem, delikatnym jak skrzydła motyla(...) To prawdziwa ironia, że coś tak delikatnego i zwyczajnego - jedno drgnienie, niewielki gest, jak choćby podpis na akcji małżeństwa - ma moc skazania człowieka na życie pełne rozpaczy."

Moje serce pękło nie raz czytając to, co działo się w "Release". Pamiętam jakiej nerwicy dostałam, gdy dowiedziałam się o tym co zrobił Kova. Ja naprawdę mocno zżyłam się z tą dwójka bohaterów i praktycznie wszystko to co odczuwali oni, ja mocno to przeżywałam. I może wydawać się to śmieszne, ale ta historia i ta zakazana relacja, jest dla mnie czymś naprawdę genialnie napisanym i czymś tak naturalnym i do pozazdroszczenia, że sama też bym chciała poznać takiego trenera. No cóż, straciłam dla niego głowę, dlatego im więcej części tej serii tym lepiej dla mnie 😜 i nie przewracajcie oczami, bo same napewno tez nieraz wzdychacie do bohatera romansu 😝 Ale wracając do tematu. Autorka w fenomenalny sposób przedstawiła emocje, jakie targały główną bohaterką, ale też i głównym bohaterem, bowiem oboje przez pewne wydarzenia, czuli się okropnie z własnym ja. I choć serce nieraz chciało inaczej, tak rozum zdecydowanie wolał trzymać się z daleka od kolejnych kłopotów. Kończąc jeden rozdział, nie mogłam odłożyć tej książki ani na moment, bo ja po prostu nie mogłam doczekać się momentu, aż oni się znowu spikną! Tak! Pomimo tego co się stało, ja z niecierpliwością przewracałam każdą stronę w oczekiwaniu na ten moment! Już w pewnym momencie zaczęłam się irytować ogromem gimnastyki, bo ja chciałam co innego żeby się działo 😅 I autorka doskonale wiedziała, że jej czytelnicy będą na ten moment wyczekiwać i myślę, że ten zabieg był dobrze przemyślany, bo jak już przyszło co do czego, to był dosłowny rollercoaster emocji! Istny wybuch fajerwerków. Przez połowę książki jest tak fenomenalne budowanie napięcia, po to aby w pewnym momencie emocje sięgły zenitu! I to udało się Lucii Franco wprost idealnie! A jeszcze lepiej, że po doczekaniu się tego wszystkiego, chce się ciagle więcej i więcej. Uwielbiam książki z motywem zakazanych relacji i różnicy wieku, i w żaden sposób nie czuje się zniesmaczona relacją między młodziutka dziewczyną a dojrzałym panem trenerem. W końcu pociąg do dojrzałych mężczyzn i to do czego oni są zdolni, nie powinno nikogo bulwersować 😂 Ale co kto lubi, nie mnie oceniać. Ale żarty żartami, ja po prostu uwielbiam relację Kovy i Adrianny - ma ona tak wiele wzlotów i upadków, że serce momentami biło mi jak szalone podczas czytania. No ale, żeby nie było za pięknie, autorka wykonała pod koniec taki zwrot akcji, że ja po prostu nie wierze, że ja nie mam kolejnej części pod ręką!! To jest zdecydowanie cios poniżej pasa. Jak w końcu ta seria się skończy, to ja chyba zacznę czytać ją od początku i to ciągiem bez przerw (choć nie wiem czy po przeczytaniu będę w stanie wrócić do rzeczywistości, bo po każdej części parę dni mija zanim się ogarnę). Jeśli jeszcze zastanawiacie się nad czytaniem tej serii, to ja naprawdę nie wiem dlaczego! Skoro lubicie zakazane relacje i motyw z różnicą wieku, to nie zawiedziecie się na tej historii napewno! Czytajcie, bo ta seria to sztos jakich mało! A ja już poproszę o kolejny tom, bo nie wiem czy moje serce udźwignie takie długie czekanie 😜

Jakże ja tęskniłam za kontynuacją historii Kovy i Rii! Pierwszy i drugi tom serii "Na krawędzi" wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że moje emocje nieraz były w strzępkach. A szczególnie w momencie, gdy skończyłam czytać "Execution" i nie miałam kolejnego tomu pod ręką! Czułam się jakby moje serce miało zaraz eksplodować z ogromu tęsknoty za piórem Lucii Franco i dalszymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Utrata pamięci to chyba jedna z najgorszych rzeczy, jaka może komukolwiek się przytrafić, prawda? Choć nie powiem, bo ja bym np. chciała zapomnieć niektóre historie, które czytałam, aby móc na nowo przeżywać te emocje, które mi towarzyszyły podczas pierwszego czytania 😛 Ale tak na poważnie, nigdy nie chciałabym stracić pamięci, bo nie wyobrażam sobie, jakbym miała na nowo wszystko ogarnąć. Przed tak trudną sytuacją stanęła właśnie Klara, która po wypadku samochodowym, nagle obudziła się w szpitalu i nie pamiętała kompletnie nic - twarze, które ją otaczały były dla niej obce, każdy dotyk czy przytulenie wprawiały ją w dyskomfort. No i ja jej się kompletnie nie dziwie, bo sama nie wiem co bym zrobiła w takiej sytuacji..

Tak jak już wyżej wspomniałam, główna bohaterka ma na imię Klara i można by powiedzieć, że zaczyna życie od początku, ma swoją czystą kartę, którą na nowo musi zapisać. Jest to jednak wyjątkowo trudne, bowiem każda osoba, która chce jej pomóc wprawia ją w jeszcze większe zakłopotanie i bezsilność. Jedyną osobą, z którą dobrze się jej rozmawia jest jej kuzynka Nadia, z którą od czasu do czasu wychodzi na imprezy. Jednak za każdym razem Klara wyczuwa wokół siebie czyjąś obecność. Gdy pewnego dnia wracając do domu taksówką, podczas wsiadania do niej dostrzega w uliczce tajemniczą postać, jej panika wzrasta. Coś jest naprawdę nie tak, a nikt nie chce zdradzić jej szczegółów z życia przed wypadkiem. I choć minęło pół roku, dziewczyna dalej nie wiedziała co zrobić ze swoim życiem, postanowiła więc znaleźć pracę. I udało jej się, dostała się do redakcji "Zero Life" w Warszawie, także oprócz tego, musiała się również przeprowadzić. Było jej to nawet na rękę, bowiem i tak nic nie łączyło ją emocjonalnie z rodzicami, a doszła do wniosku, że to będzie najlepszy moment na napisanie swojej historii na nowo. Jej szefem okazał się niezwykle przystojny Bruno, który zaproponował jej, aby anonimowo opisywała swoje życie i swoje odczucia, w związku z życiem z amnezją. Początkowo wydało się to dobrym pomysłem, ale im Klara więcej pisała, tym częściej zaczęły do niej wracać w pamięci sytuację, które mroziły jej krew w żyłach...do tego pewnego dnia zaczęła dostawać też dziwne i niepokojące smsy... czy Klarze uda się przypomnieć sobie wydarzenia, które miały miejsce przed wypadkiem? Kim była i jakie życie prowadziła?

Już od pierwszej strony książka wzbudziła we mnie lekki niepokój, autorka zaczęła swoją historię tak tajemniczo, że sama byłam ciekawa co takiego wydarzyło się w życiu Klary. Myślałam, że to będzie zwykły lekki romans, ale to było zdecydowanie połączenie romansu z kryminałem, w którym mamy cała masę tajemnic, niedopowiedzeń i postaci, które tak naprawdę nie wiadomo czy mówią prawdę, czy kłamią, kto jest złym, a kto dobrym. Czasem miałam wrażenie, że to thriller, bo nieraz miałam ciarki na plecach podczas czytania. Uwielbiam pióro autorki, a wszystko to co opisywała, dało się idealnie wyobrazić. Zagubiona bohaterka, która rozpoczyna pracę w redakcji, przystojny szef, który daje jej szansę zabłysnąć, rodząca się relacja między szefem a jego pracownicą i gdy już wydaje się, że wszystko jest na dobrych torach, nagle mamy taki plot twist, że czytelnik nie wie co, kiedy, z kim i dlaczego? Te mroczne tajemnice, dziwne wiadomości, ciągłe poczucie czyjejś obecności i te pojawiające się w głowie bohaterki sytuacje, których nie pamięta, ale mrożą jej krew w żyłach. Wszystko to jest przedstawiane w takim napięciu, że naprawdę ciężko odłożyć tę książkę chociaż na chwilę. Końcówka wprawiła mnie w lekkie osłupienie, bo za chiny ludowe nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Wszystko było tak...pokręcone, przekombinowane i czasem miałam wrażenie, że lekko wyolbrzymione, ale pomimo wszystko dobrze bawiłam się przy lekturze tej książki. Były emocje, były ciarki na plecach, ciągłe napięcie i zaciekawienie, czyli wszystko to co lubię w historiach. Także, jeśli jeszcze nie czytaliście książki "Kim jesteś, Klaro" to gorąco Was do niej zachęcam!

Utrata pamięci to chyba jedna z najgorszych rzeczy, jaka może komukolwiek się przytrafić, prawda? Choć nie powiem, bo ja bym np. chciała zapomnieć niektóre historie, które czytałam, aby móc na nowo przeżywać te emocje, które mi towarzyszyły podczas pierwszego czytania 😛 Ale tak na poważnie, nigdy nie chciałabym stracić pamięci, bo nie wyobrażam sobie, jakbym miała na nowo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wczoraj premierę miała najnowsza książka Marka Stelara - "Ptasznik". Już kiedyś miałam styczność z twórczością autora, ale to była tylko jedna książka i to dość dawno temu, także do tej podeszłam bez jakichś większych oczekiwań i powiem szczerze, że to był naprawdę dobrze spędzony czas. Może nie było ogromnych fajerwerków, ale przez całą książkę byłam niezwykle ciekawa, jak ta cała historia się potoczy i czytałam ją w każdym wolnym momencie w ciagu dnia (nawet w pracy się zdarzyło - pracownikiem miesiąca niestety nie zostanę 😆). Ale cóż mogę na to poradzić, skoro tak wiele dobrych książek powstaje, a doba taka krótka...

Najbardziej w kryminałach lubię nastrój jaki w nich panuje. Nieważne, że coś dzieje się powoli, ważne żeby był ten element tajemniczości, wodzenia czytelnika za nos i oczywiście zagwozdka, która pomimo wszystko finalnie zaskakuje. Nawet w momencie, gdy jednak to zakończenie, dla kogoś było takie jak przewidywał, to cała sprawa jest niezwykle ciekawa i każde fakty, które autor powoli odsłania są dobrze wplecione w historię, przez co samo dążenie do poznania prawdy jest niezwykle fajne i czyta się to z niemałym zainteresowaniem. I tak właśnie było w przypadku "Ptasznika" Marka Stelara. Pisałam wcześniej, że podeszłam do tej lektury bez większych oczekiwań..no dobra, może widząc tytuł "Ptasznik" spodziewałam się czegoś innego - czegoś co wywoła na moich plecach ciarki i przerażenie i będzie stricte związane z pająkami. Ale na szczęście, bądź na nieszczęście - pająków tutaj nie było!

Mamy za to niezwykle mroczny i tajemniczy klimat. Cała akcja jest niezwykle spokojna, ale czuć taką niepewność i ciągłe napięcie, w oczekiwaniu na rozwój dalszych wydarzeń. Autor w całą historię wplatał retrospekcje, dzięki którym poznajemy określone wydarzenia z życia głównego bohatera i przez to właśnie po nitce do kłębka poznajemy historię jego życia. Wszystko zaczyna się od momentu, gdy Henryk Vogel relaksując się na swojej łódce, nagle zauważa w wodzie coś, co po bliższym przyjrzeniu okazuje się zwłokami pewnej kobiety. Gdy policja dociera nad jezioro, mężczyzna zostaje przesłuchany, z czego nie jest zbytnio zadowolony, bowiem po wydarzeniach z jego przeszłości, jedyne o czym marzył to odosobnienie i spokój. Sprawa gmatwa jeszcze bardziej, w momencie, gdy wyłowiona z jeziora kobieta okazuje się jego znajomą z przeszłości oraz byłą asystentką jego ojca. Ale to nie koniec niespodzianek, bowiem kilka chwil później Henryk dowiaduje się, że jego ojciec zginął w katastrofie śmigłowca. Przypadek? Można by było tak z początku pomyśleć... do momentu pojawienia się Miszy - jednego z koszmarów przeszłości głównego bohatera. Czego chce znienawidzony przez Henryka mężczyzna? I w jakie ciemne interesy wplątał się jego ojciec, z którym nie miał kontaktu od bardzo dawna?

Bardzo podobały mi się wstawki z przeszłości głównego bohatera, bo to one najbardziej rozjaśniały całą historię. Dzięki nim mogłam sama dedukować, wyciągać wnioski, wskazywać różne teorie spiskowe i osoby, które mogły być podejrzane. No niestety żadna moja teoria się nie sprawdziła, ale to chyba nawet dobrze, prawda? Przynajmniej zakończenie nie było tak oczywiste, jak się spodziewałam! Chyba za bardzo chciałam przekombinować 😅 Po przeczytaniu słów od autora, byłam zaskoczona, że jedna z bohaterek "Ptasznika" - Iwona Banach, występowała w innych jego książkach. Może jeszcze je nadrobię, choć nie powiem, bo jakiejś większej więzi z niej nie poczułam 😅 także zobaczymy jak to będzie. Jeśli lubicie spokojne kryminały, w których nic nie jest takie jakie mogłoby się wydawać, to ta historia z pewnością przypadnie Wam do gustu. Ja jestem bardzo zadowolona z lektury i myślę, że z przyjemnością sięgnę po drugi tom tej nowej serii kryminalnej Marka Stelara!

Wczoraj premierę miała najnowsza książka Marka Stelara - "Ptasznik". Już kiedyś miałam styczność z twórczością autora, ale to była tylko jedna książka i to dość dawno temu, także do tej podeszłam bez jakichś większych oczekiwań i powiem szczerze, że to był naprawdę dobrze spędzony czas. Może nie było ogromnych fajerwerków, ale przez całą książkę byłam niezwykle ciekawa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jak już nieraz wspominałam, twórczość Kasi Muszyńskiej wprost ubóstwiam, a każda jej książka jest fenomenalna. Dotychczas były to historie niezwykle emocjonalne, romantyczne, czasem nawet z domieszką humoru, który poprawiał mój nastrój. No i fantastyka, w której przewijały się elementy słowiańskie jak np wspaniała "Uzdrowicielka", od której zaczęłam przygodę z książkami Kasi. No po prostu wszystkie czytałam z ogromną przyjemnością i jak dotąd każda z nich zajmuje szczególne miejsce w moim sercu i na mojej półce. Sięgając po książkę "Płomień i kruk", która tym razem jest skierowana bardziej do młodszej części populacji, nie spodziewałam się, że stanie się dla mnie jedną z tych najlepszych książek autorki. O raju, jaka ona była fantastyczna! Miałam wrażenie jakbym czytała historię w klimacie "Harrego Pottera" połączoną z historią Beatrice ze "Zbuntowanej", przeradzająca się w Katniss z "Igrzysk Śmierci". A każdą z tych książek/filmów uwielbiam, także dla mnie czytanie najnowszej książki Kasi Muszyńskiej, to było istne pływanie w morzu czekolady 😅 niekończąca się przyjemność!

Główna bohaterka Riley, mieszka w małej osadzie przy kopalni soli. Tam się wychowała i pomimo trudu życia, lubiła w niej mieszkać. Można by rzec, że świat podzielony jest na frakcje "Normalnych" i "Wybranych", którzy zamieszkiwali w Kościach. Moce Riley ukazały się dość późno, dlatego dziewczyna mieszkała u tych Normalnych. Gdy jej włosy zaczęły przybierać czerwony kolor, usilnie próbowała je zakryć proszkiem koloryzującym do włosów, po to aby nie zostać skierowaną do Kości. Na miejscu miała bowiem swoją rodzinę, której musiała pomagać, bo bez jej pomocy mogliby sobie nie poradzić. I pewnego dnia pech chciał, że została złapana na kradzieży lekarstw, a za to groziła tylko jedna kara - stryczek. I wierzcie mi, dziewczyna wolała umrzeć niż trafić do Wybranych. I gdy już przyszedł ten moment, gdy miała zawisnąć, jej przyjaciel postanowił oblać ją wodą i sekret, który za wszelka cenę próbowała ukryć, został ujawniony. Kolor jej włosów od razu zaalarmował odpowiednie osoby i Riley została wysłana do miejsca, którego całym sercem nienawidziła. Dziewczyna od teraz będzie poznawać życie Wybranych, a to co odkryje jeszcze nieraz ją zaskoczy. Tym bardziej, że jeden z najpotężniejszych Wybranych zwróci na nią uwagę...

Ależ to była fenomenalna przygoda! "Płomień i kruk" oficjalnie staje się moją najulubieńszą książka Kasi Muszyńskiej! Świat stworzony przez autorkę jest magiczny, nieprzewidywalny i momentami naprawdę zapierający dech w piersiach. Ogromnie podobały mi się "nauki" jakich musiała podjąć się główna bohaterka. Sam ich klimat rodem przypominał mi HP, przez co z niecierpliwością wypatrywałam tego, z czym jeszcze przyjdzie zmierzyć się naszej Riley. Każda ze stworzonych postaci jest unikalna, oni wszyscy mieli swoje plusy i minusy i to udało się pokazać autorce w stu procentach. Od samego początku dało się wyczuć, kto jest dobry a kto zły, no i oczywiście nie zabrakło tu tez damskiego odpowiednika Malfloya 😅, która irytowała mnie za każdym razem, jak tylko widziałam jej imię na kartach powieści 😅 Postać Riley od samego początku wzbudziła moja sympatię, jej niewyparzony język nieraz sprowadzał na nią kłopoty, ale przez to była to postać niezwykle silna i charakterna, wręcz zadziorna, która zdecydowanie nie tylko zapadała w pamięć swoim "nauczycielom". Co więcej, jej inteligencja i spryt, nieraz zaskakiwała pozostałych bohaterów, wzbudzając w nich niemały podziw. A sam Kruk...ahhh ten Kruk 😍 no co tu dużo mówić - skradł moje serce. Niezwykle tajemnicza postać, którą ogromnie polubiłam. To jak wnikał w głowę głównej bohaterki i komunikował się z nią za pomocą myśli, nieraz przyprawiało mnie o uśmiech na twarzy. Ich relacja rozwijała się powoli, tak jak powinna, zaczynając się od niewinnych gestów pomocy, jak np pomoc przy zdawaniu egzaminów - no po prostu uwielbiam ten fragment! Że ja nigdy nie miałam takiego kumpla, co by mi pomagał, kiedy czegoś nie wiem 😅 Jeśli chodzi o samą fabułę - nieraz byłam zaskoczona obrotem wydarzeń. Do tego w pewnym momencie zostałam zwiedziona na manowce, a to za sprawa pewnego bohatera, którego najpierw pokochałam, ale zaraz szybko zmieniłam o nim zdanie 😅 Jestem również pod ogromnym wrażeniem "finalnego testu", przed którym stanęła Riley - to, jak go przechodziła, czytałam dosłownie na jednym wdechu, najprawdopodobniej nawet nie mrugając! Byłam dosłownie tak pochłonięta wydarzeniami, które się działy, że żadne informacje z zewnątrz do mnie nie docierały. Uwielbiam tę historię i od razu mogę stwierdzić, że żałuje, że jest to jednotomówka, bo czytanie jej to była sama przyjemność! Zakończenie mocno mnie zaskoczyło, bo nie spodziewałam się, że autorka w ten sposób postanowi wszystko "rozwiązać". Ale to zdecydowanie wyszło na plus, bo co by to była za radość, jakby wszystko poszło po myśli czytelnika, prawda? 😎 "Płomień i Kruk" to naprawdę fenomenalna historia i myślę, że nie tylko młodzież będzie nią zachwycona. Polecam ogromnie!

Jak już nieraz wspominałam, twórczość Kasi Muszyńskiej wprost ubóstwiam, a każda jej książka jest fenomenalna. Dotychczas były to historie niezwykle emocjonalne, romantyczne, czasem nawet z domieszką humoru, który poprawiał mój nastrój. No i fantastyka, w której przewijały się elementy słowiańskie jak np wspaniała "Uzdrowicielka", od której zaczęłam przygodę z książkami...

więcej Pokaż mimo to