-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
Pierwszy Manitou zupełnie mnie pochłonął. Sięgając po kontynuacje obawiałem się czy ta nie będzie zbyt na siłę. I jak się przekonałem nic podobnego. Po raz kolejny pochłonął mnie mroczny świat, który stworzył autor i przy tym znów stawiane pytanie o to kto tak naprawdę jest tu zły?
Minęło tak wiele czasu, ale czy chęć zemsty może łagodnieć wraz z jego upływem? Jak się okazuje nie do końca, co ukazuje nam szaman z dawnych czasów, który znów chce się odrodzić aby wypełnić plan zemsty, ale tym razem nie jest sam. Postanawia zebrać pomoc innych potężnych szamanów dawnych czasów aby wspólnie dokonali zemsty. Czy współczesny człowiek może stoczyć wyrównaną bitwę z zapomnianymi już czarami i dawnymi demonami? To pokaże tylko ta historia.
Sposób w jaki powraca antagonista, a przy tym zacieśnia się cała intryga bardzo mi się podoba. Nie brakuje też w historii brutalnych fragmentów, z których autor jest dobrze znany, chociaż tutaj nie używa ich tak nadmiernie podobnie jak aspektów seksualnych nie licząc jednej sytuacji, ale jak na tego autora to i tak na szczęście nie było to dogłębnie opisane. Przede wszystkim podobała mi się historia i klimat jaki towarzyszy nam przez całą powieść. Nie mówiąc o postaciach jakie nam się ukazały w trakcie historii. Powracają nawet ci z pierwszej części i podobnie jak powrót antagonisty nie uważam aby ci byli wciśnięci na siłę. Jeśli komuś podobała się pierwsza część, to zdecydowanie warto jeszcze raz wrócić do tego mrocznego świata.
Pierwszy Manitou zupełnie mnie pochłonął. Sięgając po kontynuacje obawiałem się czy ta nie będzie zbyt na siłę. I jak się przekonałem nic podobnego. Po raz kolejny pochłonął mnie mroczny świat, który stworzył autor i przy tym znów stawiane pytanie o to kto tak naprawdę jest tu zły?
Minęło tak wiele czasu, ale czy chęć zemsty może łagodnieć wraz z jego upływem? Jak się...
Batman wyjechał na święta, a Joker to wykorzystuje i robi miastu własne święta. Tak w skrócie mógłbym określić tę książkę. Nie bez powodu uważam, że tytułowy Santa clown, to Joker pod inną nazwą. Mam wrażenie, że autor w wielu aspektach postać antagonisty wzorował właśnie na nim. W obu przypadkach mamy psychopatów, których cele są niejasne, nie sposób rozgryźć ich logicznym myśleniem, a swoje działania traktują jak psikus. Jedynie chaos, to jest ich jedyny cel. Dochodzi w tym wypadku również sekret co do tożsamości w obu przypadkach, choć Santa clowna zostaje ostatecznie nam ujawniona. Niestety było to dosyć rozczarowujące, spodziewałem się czegoś ciekawszego po tej postaci. No, ale jak wiadomo psychopata nie zawsze musi mieć emocjonującą historie, a przy tym powody. Szaleństwa czasem po prostu niemal nie sposób wyjaśnić.
Dawno miałem ochotę przeczytać horror o świętach, a okładka i tytuł bardzo mnie zaintrygowały, bo czy może być coś straszniejszego od klauna w stroju mikołaja? Klauni mnie przerażali odkąd byłem dzieckiem po jednej ze starych kreskówek z tamtych lat. Uznałem więc, że będzie niezła zabawa i... No niestety nie do końca. Nie jest co prawda tragicznie, ale nie nazwałbym tego horrorem. Bardziej thrillerem akcji, a tej jest tu całkiem sporo. Autor co prawda stara się nam ukazać szaleństwo demonicznego mikołaja, ale średnio jak dla mnie mu to wychodzi. Nie jestem miłośnikiem ogromnego gore, ale tu miałem wrażenie, że autor boi się wręcz sięgnąć po trochę większą przemoc, która lepiej by nam mogła pokazać szaleństwo antagonisty, wystarczyłoby nieco więcej odwagi. Pozostaje też kwestia elfów, które mu pomagały, autor starał się je opisać jako potwornie zdeformowane, a ja po jego opisach w wyobrażeniach widziałem ludzi, którzy za bardzo spiekli się na słońcu, trochę jak raki. Jedynie reakcje ludzi na ich widok mogły mnie uświadamiać co do błędu mojego wyobrażenia. Nie mówiąc o rozmowach jednego z elfów... Kiedy ten się rozkręcił czasem nie wiedziałem już co czytam, czekałem aż skończy swój pokręcony monolog.
Kwestia pozytywnych postaci jest moim zdaniem całkiem dobrze ukazana. Nie sposób nie polubić policjantów, a zwłaszcza dwójki głównych z nich, którzy ścigają mikołaja i jego gang. Ojciec jednego z chłopców, który miał słaby początek zdołał się przyjemnie zrehabilitować, a same dzieciaki, też nie były złe. Gorzej jednak z rozdziałami gdzie dzieciaki grały pierwsze skrzypce, zwłaszcza w szkole. Miałem wrażenie, że były tak chaotyczne, że czasem się gubiłem i nie wiedziałem o kim już czytam.
Jak więc to podsumuje? Czy polecam tę książkę? Nie mogę tak powiedzieć. Nie jest to zła historia i może być ciekawą odmianą od typowych książek familijnych na święta, ale fajerwerków też nie ma co oczekiwać. Jeśli ma się ochotę na demoniczne klauny, to chyba lepiej poczytać TO Kinga lub znów wrócić do klasycznych starć Batmana z Jokerem.
Batman wyjechał na święta, a Joker to wykorzystuje i robi miastu własne święta. Tak w skrócie mógłbym określić tę książkę. Nie bez powodu uważam, że tytułowy Santa clown, to Joker pod inną nazwą. Mam wrażenie, że autor w wielu aspektach postać antagonisty wzorował właśnie na nim. W obu przypadkach mamy psychopatów, których cele są niejasne, nie sposób rozgryźć ich logicznym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wiele razy mama zachęcała mnie do przeczytania Manitou, to od tej książki zaczęła się jej miłość do Mastertona, niestety straciła swój egzemplarz książki, kiedy lata temu pożyczyła koleżance, a ta nigdy jej go nie oddała. Wielokrotnie obiecałem sobie, że w końcu przeczytam historie, którą tak mi polecała i w końcu nadszedł ten czas.
Manitou, to niesamowita i chyba jedna z najlepszy o ile nie najlepsza z książek tego autora, które miałem okazje czytać. Całość historii jest nieco odpychająca, bo zaczyna się od młodej dziewczyny, która przychodzi po pomoc lekarską gdy na jej karku pojawia się dziwny guz, co gorsza ten rośnie za szybko jak na standardowego guza. Lekarze są zszokowani i szybko odkrywają, że to nie zwykły guz, a płód ludzki. Zaczyna się walka o życie dziewczyny, ale nikt jeszcze nie jest wtedy świadomy, że płód, to nie jest zwykłe dziecko, a szaman pamiętający czasy gdy koloniści przybyli do Ameryki. Pragnie powrócić i zemścić się na tych, którzy zniszczyli jego cywilizacje.
Historia opowiada nam o zemście, której nie zatrzyma ani śmierć ani też czas. Tym razem jednak ciężko całościowo żywić nienawiść do antagonisty, a przynajmniej tak jest w moim przypadku. Szaman z tamtych czasów nie jest w stanie pamiętać białego człowieka inaczej niż białego diabła. Każdy kto interesuje się historiom czasów kolonialnych wie jak koszmarne były to czasy, a kraj jaki dziś znamy powstał na krwi rdzennych mieszkańców. Nic więc dziwnego, że nie ma szansy dialogu z szamanem, a jedyne czego pragnie dawny mieszkaniec Ameryki, to śmierć wszystkich wokół. W tym celu przywołuje demony za pomocą szamańskiej magii. Ludzie szybko się przekonują, że nie można ignorować mocy spoza czasu, a szaman zaczyna stanowić większe zagrożenie niż ktokolwiek mógł sądzić.
Niesamowita historia jako horror, ale wywołuje moim zdaniem również różne przemyślenia. Nie tylko czuje się w tym przypadku grozę i niepokój. Nie zabrakło także opisów pełnych gore, z których znany jest autor.
Jeśli ktoś nie czytał, to szczerze radzę zapoznać się z tą historią, naprawdę warto.
Wiele razy mama zachęcała mnie do przeczytania Manitou, to od tej książki zaczęła się jej miłość do Mastertona, niestety straciła swój egzemplarz książki, kiedy lata temu pożyczyła koleżance, a ta nigdy jej go nie oddała. Wielokrotnie obiecałem sobie, że w końcu przeczytam historie, którą tak mi polecała i w końcu nadszedł ten czas.
Manitou, to niesamowita i chyba jedna z...
Gdy tylko zobaczyłem tytuł bazyliszek i autora, którego dobrze znam poczułem zaintrygowanie, tym bardziej, że spora część tej powieści ma dziać się w naszym państwie. Byłem coraz bardziej ciekawy wyobrażając sobie historie o krakowskim bazyliszku. Jak więc całość się ostatecznie sprawdziła? Niestety muszę zauważyć, że przeciętnie.
Początkowo cieszyła mnie myśl o przeczytaniu tej powieści. Zawsze czułem zaintrygowanie do mitycznych i legendarnych stworów, a opis wydawał się ciekawy. Jedynie martwiły mnie oceny książki, bo te zauważyłem, że wypadają średnio. Mimo to postanowiłem sprawdzić będąc bardzo ciekawym jak może wyglądać horror z tym potworem.
Przede wszystkim plusem jest dla mnie, że autor darował sobie w tej historii kolejne dogłębne sceny seksu, które zwykle nie bardzo w jego historiach do mnie przemawiały. Tym razem co ciekawe nie napotkamy tu żadnej nawet lekkiej tego typu sceny. Niestety niewiele też napotkamy samego bazyliszka. Potwór przeplata się w książce, buduje nastrój, ale samo jego wystąpienie opiera się na zaledwie kilku stronach. Całość właściwie historii to pojedynek dwójki ludzi ich ambicji i tego jak wiele są w stanie poświęcić dla osiągnięcia celu. Pada więc pytanie natury egzystencjalnej polegające na tym czy jedno życie ludzkie jest bardziej cenne niż inne? Brzmi absurdalnie, ale aby zrozumieć jego sens trzeba już poznać tę historie.
Jeśli zaś chodzi o nasz kraj... Jeśli kogoś ciągnie do tej historii z nadzieją na jakieś większe akcje związane z naszymi rodzinnymi stronami, to może się nieco zdziwić. Akcja książki przenosi się w nasze rejony na około sto stron. Nie ma tam jakiś głębszych opisów naszej kultury czy rejonu. Pada kilka polskich nazwisk i imion, oraz wspominany jest nasz dobrze znany bigos i to chyba tyle. Nie rozumiem przy tym jak autor opisywał zwyczaj całowania dłoni. Z tego co wiem, to nie tylko nasz zwyczaj, a raczej był powszechny w kręgach wysokiej kultury na całym świecie. Teraz raczej nie kojarzę aby było to specjalnie powszechne, ale może się mylę, nie jestem pewny.
W każdym razie mimo elementów mroku i miejscami dogłębnych opisów tego co się dzieje w książce ciężko mi to uznać za horror. Autor starał się budować klimat, ale bardziej mi to przypomina połączenie sf z dark fantasy. Książka nie była tragiczna, ale niestety do rewelacji sporo jej zabrakło. Inne powieści autora bardziej utkwiły mi w pamięci.
Gdy tylko zobaczyłem tytuł bazyliszek i autora, którego dobrze znam poczułem zaintrygowanie, tym bardziej, że spora część tej powieści ma dziać się w naszym państwie. Byłem coraz bardziej ciekawy wyobrażając sobie historie o krakowskim bazyliszku. Jak więc całość się ostatecznie sprawdziła? Niestety muszę zauważyć, że przeciętnie.
Początkowo cieszyła mnie myśl o...
Jestem wielkim fanem serii krucze pierścienie, więc gdy tylko dowiedziałem się o kolejnej powieści umieszczonej w tym niezwykłym świecie byłem bardziej niż chętny przeczytać.
Na początek warto zauważyć, że chociaż jest to jedno uniwersum, to historia przedstawia nowy świat i zupełnie nowe postacie. Jeśli ktoś zna samo uniwersum, to wie, że taki zabieg jest możliwy, bo było już wcześniej wspominane, że światów jest nieskończenie wiele, a siłą życiową ich wszystkich jest mistyczna energia zwana evnom.
Tym razem przenosimy się do nowego świata, a jednocześnie dość podobnego do tego gdzie wychowała się Hirka. Przynajmniej jeśli idzie o wiarę w różne rzeczy i poziomie technologicznym. Ten jednak świat zamieszkują ludzie, nie urodzeni z ogonami, a zwykli ludzie. Niemal nikt tu nie słyszał o mitycznych ślepych, a niemal wszystko jest pod kontrolą tajemniczych wiecznych. Ludzi, którzy jakimś sposobem oszukali śmierć i wydłużali swoje życie do niemożliwie długiego czasu.
Ponadto panuje tu wiara w krew, a zwłaszcza wilczą. Mieszkańcy polują na te majestatyczne zwierzęta, a następnie pozbawiają krwi do swoich religijnych rytuałów. W tej wierze główną rolę odgrywają kobiety zwane czytającymi z krwi, które mają mieć zdolność do określania jak dużo życia pozostało człowiekowi. Juva czyli nowa główna bohaterka urodziła się w niezwykle ważnej rodzinie czytających z krwi, ale sama ich nienawidzi. Uciekła od rodziny aby zacząć własne życie i aby nie mieć nic wspólnego z rodzinną tradycją. Niestety los przez niespodziewane tragiczne sytuacje zmusza ją do tego aby stanęła twarzą w twarz ze swoim dziedzictwem, a przy tym odkryła tajemnicę jaką skrywała jej rodzina oraz tajemniczy wieczni. Tajemnice, która może zmienić wszystko co do tej pory znała.
W tej części nie uświadczymy Hirki ani innych znanych nam postaci. Kto czytał poprzednią trylogię na pewno pamięta jak potoczyła się jej historia. Juva nowa główna bohaterka, to ciekawa postać. Można ją polubić i przyjemnie się czyta, ale Hirka pozostanie dla mnie Hirkom i to ją jednak będę częściej wspominał. W odróżnieniu od poprzedniej części Juva jest właściwie młodą dorosłą w przeciwieństwie do Hirki, którą poznajemy jako młodą nastolatkę. Różnią się również obie bohaterki charakterami oraz historią. No dobrze, ale skoro nie ma dawnych bohaterów, których znamy to jak uznać, że to nadal to samo uniwersum? Przede wszystkim głównym tropem jest evna, a przy tym także mityczni ślepi i wieczni mają wiele wspólnego z tym co poznaliśmy w kruczych pierścieniach.
Ogólnie rzecz biorąc mimo braku dawnych bohaterów i chociaż jest to zupełnie nowy świat, to bawiłem się rewelacyjnie. Autorka nie straciła swojej weny i nie czułem aby książka była pisana na siłę. Pochłonęła mnie w pełni i zdecydowanie polecam przeczytać tę historię, ale doradzam, to jednak zrobić po przeczytaniu kruczych pierścieni. Tam jednak pada sporo wyjaśnień, które są przy okazji częścią głównej linii fabularnej tej historii.
Jestem wielkim fanem serii krucze pierścienie, więc gdy tylko dowiedziałem się o kolejnej powieści umieszczonej w tym niezwykłym świecie byłem bardziej niż chętny przeczytać.
Na początek warto zauważyć, że chociaż jest to jedno uniwersum, to historia przedstawia nowy świat i zupełnie nowe postacie. Jeśli ktoś zna samo uniwersum, to wie, że taki zabieg jest możliwy, bo było...
Ostatnio przeczytałem książkę o folklorze japońskim, niestety w ostatecznym rozrachunku nie dostałem tego czego oczekiwałem. Książka nie była zła, ale nie była też tym do czego bym raczej wrócił.
Mimo to moja chęć poznania japońskich klimatów nie zmalała ani trochę i przypadkiem natrafiłem na cień kitsune, autorkę już poznałem po książkach o stalowym dworze. Jej styl przypadł mi już wtedy do gustu i postanowiłem teraz spróbować z tą historią. Nie spodziewałem się jednak, że dostanę powieść, która pochłonie mnie całkowicie już od samego początku. Japońskie fantasy oraz opisy czasów feudalnych zalewają nas przez całą historię. Autorka wykorzystuje niesamowite stworzenia jakich nie spotyka się w znanych w naszym rejonie świata legendach. Przy tym niesamowita fabuła i bohaterowie, którzy przypadli mi od początku do gustu. Nawet antagonistka została przedstawiona jako zręczna intrygantka, a historia ma przy tym jeszcze nam wiele do pokazania. Już sam początek ukazuje nam z jak brutalnym i niesprawiedliwym światem przyjdzie nam się mierzyć czytając i przeżywający wspólnie z młodą kitsune i jej towarzyszami przygody. Autorka nie okazywała litości i jeśli ktoś został zabity, to czekał go los brutalny idealnie przy tym opisany.
Mimo, że w tej chwili cała trylogia nie jest przełożona, to gorąco polecam zapoznać się z tym tytułem, na pewno utknie mi w głowie na długi czas.
Ostatnio przeczytałem książkę o folklorze japońskim, niestety w ostatecznym rozrachunku nie dostałem tego czego oczekiwałem. Książka nie była zła, ale nie była też tym do czego bym raczej wrócił.
Mimo to moja chęć poznania japońskich klimatów nie zmalała ani trochę i przypadkiem natrafiłem na cień kitsune, autorkę już poznałem po książkach o stalowym dworze. Jej styl...
Japonia oraz jej kultura i historia, to coś co mnie pasjonuje. Marzę aby pewnego dnia zobaczyć ten kraj na własne oczy. Samurajowie i ich honor, tajemniczy niebezpieczni działający w cieniu ninja oraz liczne klasztory, historia tego kraju zawsze wydawała mi się magiczna i tajemnicza. Nie mówiąc o drzewach z kwiatami wiśni, które zawsze wydawały mi się niezwykłe. Podobne zainteresowania przejawiam co do ich popkultury związanej z mangą i anime. Oczywiście podobnie intryguje mnie również ich folklor oraz legendy, więc gdy tylko zobaczyłem tę książkę wiedziałem, że muszę się zapoznać. Niestety nie tego do końca oczekiwałem. Ponownie dałem się zwieść okładce i tytułowi. Liczyłem na historie o oni czy kitsune oraz innych bytach jakich jeszcze nie poznałem. Po części to otrzymałem, ale im dalej mam wrażenie, że robiło się gorzej.
Początek mnie zainteresował. Historie tu opisane kojarzyły mi się z bajkami jakie my znamy z własnego rejonu świata, ale były też czymś nowym na swój sposób egzotycznym. Nie mogłem doczekać się kolejnych historii. Pięknie wykonane ilustracje tylko pobudzały moją chęć aby dalej zagłębić się w całość. No i niestety... Duża część książki to przemyślenia autorskie, zwłaszcza końcówka o owadach... Nie twierdzę, że są to złe przemyślenia, bo dają do myślenia, ale nie tego oczekiwałem wybierając tę książkę. Nie trafiłem też na żadne ślady opowieści o oni czy kitsune. Pojawiały się co prawda inne nieznane mi demony, ale też nie zawsze. Dużo jest tu aspektu filozoficznego i rozmyślań nad życiem i śmiercią. Czy polecam tę książkę? Jeśli ktoś interesuje się Japonią i chciałby poszerzyć swoją wiedzę o tym kraju oraz ma ochotę podziwiać niezwykłe ilustracje związane z tym folklorem, to chyba warto przeczytać. Jeśli jednak oczekuje się historii pełnej japońskich demonów jak zakłada tytuł, to chyba lepiej sobie odpuścić, może to niestety rozczarować co niektórych czytelników.
Japonia oraz jej kultura i historia, to coś co mnie pasjonuje. Marzę aby pewnego dnia zobaczyć ten kraj na własne oczy. Samurajowie i ich honor, tajemniczy niebezpieczni działający w cieniu ninja oraz liczne klasztory, historia tego kraju zawsze wydawała mi się magiczna i tajemnicza. Nie mówiąc o drzewach z kwiatami wiśni, które zawsze wydawały mi się niezwykłe. Podobne...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moja ocena może zostać uznana za zbyt wyniosłą ze względu na nostalgię związaną z tą serią, ale spróbuje jej obronić i wyjaśnić. Czuje, że szykują się tu dłuższe przemyślenia z mojej strony, ale nie przedłużając zaczynam.
Jako osoba urodzona w latach 90 można uznać, że właściwie całe życie dorastałem z grami, ale nie zawsze tak było. Pamiętam, że rodzice kupili mi urządzenie do grania, kiedy miałem zaledwie 4 lata, ale za cholerę nie wiem co to było. Pamiętam tylko, że działało na kasety takie jak wkładało się dawniej do radia lub innych tego typu urządzeń. Nie były to gry niesamowite, a ja niewiele w nie grałem, zwykle to robiłem jak nie było nic innego do roboty. Pamiętam, że głównie grałem na tym w jakąś małą kaczkę, która szukała po mieście rodzeństwa. Niewiele wtedy w każdym razie poświęcałem czasu grom mając inne rozrywki. Sytuacja się zmieniała, kiedy odwiedzałem kuzyna, on miał lepszy sprzęt do grania i był lepszym graczem niż ja. Mogłem godzinami patrzeć jak gra w różne gry i podziwiać jego umiejętności samemu przy tym uważając się za niegodnego aby w ogóle samemu spróbować. Przynajmniej tak było do pewnego dnia kiedy w wieku 7 lat go odwiedziłem, a on grał na comodore i zobaczyłem jak z kolegami gra w niesamowitą grę, a było to właśnie Mortal Kombat 2. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to niesamowita paleta zawodników. Nie chciałem już tylko patrzeć, ale wybrać swoją postać i grać z nimi. Oczywiście przegrałem, a kiedy zobaczyłem jak mojej postaci zostają urwane ręce, a krew tryska jak z fontanny nie mogłem uwierzyć. Mimo młodego wieku byłem obeznany z przemocą. Oglądałem z tatą anime pokroju tygrysiej maski czy filmy akcji z lat 80 i 90 gdzie krew była normalką, nie mówiąc o filmach przyrodniczych gdzie z tatą patrzyliśmy jak drapieżniki rozrywają na kawałki swoje ofiary. Widząc ten opis można uznać, że niezły ze mnie psychopata i być może tak jest nie mnie to oceniać, ale prawda jest taka, że zawsze potrafiłem odróżnić przemoc sztuczną od prawdziwej i z natury jestem pacyfistą. Mortal Kombat jednak tamtego dnia zostawiło na mnie niezapomniane wrażenie.
Jak się okazało na podwórku gdzie się bawiłem moi koledzy też już poznali tę grę. Wszyscy bawili się w Mortal Kombat, nie bili, a po prostu wyobraźnią mówiliśmy kim jesteśmy i jaki atak właśnie robimy. Rozmawialiśmy godzinami, a moja miłość do tej serii rosła z każdym dniem. Nadal nie miałem sprzętu do grania, ale dowiedziałem się, że można grać na automatach. Wydawałem wszystkie monety jakie dawali mi rodzice i chociaż byłem beznadziejny to uwielbiałem tę grę. Nie było dziwne więc, że gdy tylko otrzymałem pierwsze playstation moją pierwszą grą było Mortal Kombat. Czas leciał moi kumple znajdywali inne gry ich miłość do serii malała, ale nie dla mnie. Kupowałem każdą część powiększałem kolekcje związaną z tą serią i gram po dziś dzień. Zawsze jak patrzę na moją półkę wypełnioną smoczą serią jestem zachwycony. Co prawda nie jest już jak dawniej i nie jestem już takim zapaleńcem jak wtedy, bo pojawiły się inne gry, zwykle rpg gdzie bardziej mogłem wpływać na decyzje swojej postaci, ale to nie znaczy, że kiedykolwiek zapomniałem o tej serii. Ta gra zostanie ze mną na stałe i w dużej części ta książka jest właśnie o ludziach, którzy czują podobnie. Czy jest więc to książka tylko dla fanów tej serii lub ogólnie gier? Moim zdaniem i tak i nie. Autor solidnie odrobił lekcje. Możemy poznać początki tego jak narodził się fenomen automatów, jak ludzie dawniej zawiązywali niezapomniane relacje grając właśnie w gry, które wielu nazywa stratą czasu, a dla innych było szansą na odkrycie siebie na nowo. Mortal Kombat jest pionierem jeśli idzie o przemoc w grach, to właściwie ta seria doprowadziła do wprowadzenia systemu pegi na grach. Możemy w książce choćby zobaczyć jak politycy w swoich brudnych grach politycznych próbowali zniszczyć rodzący się fenomen, który wtedy jeszcze zaledwie raczkował, a wszystko tylko po to aby odwrócić uwagę opinii publicznej od prawdziwych problemów. Dziś przemoc w grach jest normą, ale w tamtych czasach wzbudzała chyba nawet większe kontrowersje niż obecnie erotyka w grach. Warto choćby dla tego kawałka historii zapoznać się z tym tytułem. Jeśli idzie o fanów podobnych mi, to znajdzie się wiele innych ciekawych rzeczy jak wywiady z aktorami, który odgrywali rolę do tej gry czy poznanie zawodowców dawnej sceny automatowej i ich przygody związanej z tą serią. Nie mówiąc o wielu innych ciekawostkach, których nawet tak zagorzały fan jak ja nigdy nie poznał. Książka nawiązuje do ery automatów gdzie Mortal Kombat był prawdziwym fenomenem. Skupia się więc na pierwszej, drugiej, trzeciej ze wszystkimi jej wersjami oraz czwartej części gry. Niewiele informacji można znaleźć tu z ery 3d czy serii pokroju Mortal Kombat Mythology. Jak zaznaczył autor jest tego za dużo na jedną książkę i ja się z nim zgadzam, czekam teraz z zapartym tchem, aż wyda kolejne części! Nie żałuje ani chwili spędzonej z tą książką, to była dobra zabawa i powrót przyjemnych wspomnień. Niech żyje Mortal Kombat!
Moja ocena może zostać uznana za zbyt wyniosłą ze względu na nostalgię związaną z tą serią, ale spróbuje jej obronić i wyjaśnić. Czuje, że szykują się tu dłuższe przemyślenia z mojej strony, ale nie przedłużając zaczynam.
Jako osoba urodzona w latach 90 można uznać, że właściwie całe życie dorastałem z grami, ale nie zawsze tak było. Pamiętam, że rodzice kupili mi...
Kolejna historia Mastertona za mną i kolejny raz bardzo mi się podobało. Klimat w książce niemal od początku mnie zaintrygował i podobało mi się, że znów nic nie jest tak oczywiste jak się wydaje. Sięgając po ten tytuł myślałem, że dostanę kolejną książkę o nawiedzonym domu, ale sytuacja była zupełnie inna co bardzo mi się podobało. Niemal do samego końca byłem pochłonięty i ciekawy zagadki jaka towarzyszy dawnemu budynkowi. Właściwie, to cieszy mnie, że autor znowu zwiódł mnie na manowce i zamiast czegoś czego się spodziewałem dostałem coś zupełnie innego.
Co jeszcze bardziej mnie cieszy darował sobie po raz kolejny głębokie opisy erotyczne, nie licząc jednej sytuacji, która na całe szczęście równie szybko została zakończona nim zaszło za daleko.
Jeśli idzie o kolejną rzecz, z której znam autora czyli gore, to początkowo raczej go nie spotkamy. Mamy tajemnice i niepewność tego co się kryje, ale raczej nie dochodzi do sadystycznych scen. Nie licząc tego co dzieje się pod koniec książki.
No, ale żeby nie było za kolorowo chyba warto zauważyć, że nie wszystko było dla mnie idealne. Zakończenie działo się jak dla mnie za szybko. Nie widzimy większej reakcji bohaterów na ponowne spotkanie i złamanie klątwy, nie licząc krótkiego powitania braci i krótkiego wyrazu wdzięczności nadal zszokowanej Ady. Na szczęście autor odpowiedział nam tam na niemal wszystkie pytania związane z powodem zaginięcia Timyego oraz tego jak zginął i dlaczego ojciec, a właściwie ojczym głównego bohatera. Mimo, to zabrakło mi jednak większych emocji całej rodziny po tym wszystkim, jakiegoś większego opisu, a nie, że wszystko przenosi nas nagle jakiś czas później gdzie główny bohater z żoną już jest daleko poza przeklętym domem. No i nie wiem nadal dlaczego jego ojczym głównego bohatera uznał, że to Timy ma zostać głównym spadkobiercą domu. Czy to była sprawka demona, który wszystko zaplanował czy może jego prawdziwy dziadek po zabiciu go coś namieszał w papierach żeby jego wnuk wszystko dostał? Nadal tego nie wiem.
Mimo wszystko jestem zadowolony i bardzo dobrze mi się czytało. Po raz kolejny przekonuje się, że Mastertona czyta mi się jednak lepiej niż Kinga.
Kolejna historia Mastertona za mną i kolejny raz bardzo mi się podobało. Klimat w książce niemal od początku mnie zaintrygował i podobało mi się, że znów nic nie jest tak oczywiste jak się wydaje. Sięgając po ten tytuł myślałem, że dostanę kolejną książkę o nawiedzonym domu, ale sytuacja była zupełnie inna co bardzo mi się podobało. Niemal do samego końca byłem pochłonięty...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to