rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Pytasz, czym jest dla mnie miłość. To porozumienie między dwoma osobami, jakby miały taką samą krew”.

Erytrea, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania… Konrad Piskała odwiedza miasta i wsie, przemierza busz i bezdroża w poszukiwaniu opowieści o miłości. W miejscach, gdzie na pierwszy rzut oka trudno jej szukać. Tytułowa miłość staje się punktem wyjścia do rozważań na tematy trudne i bolesne – handlu ludźmi, sytuacji mniejszości seksualnych, wojny domowej, mrocznej strony kolonializmu.

Historie bohaterów reportażu zwracają uwagę na problemy, o których być może już słyszeliśmy, ale o których na co dzień nie myślimy. Nagłośnionymi przez media, ale zapomnianymi, zepchniętymi na bok. Nadal jednak obecnymi, mimo walki wielu osób i organizacji. Zagłębianie się we wspomnienia rozmówców autora nieraz boli, dotyka do głębi. Sięgając po ten tytuł musicie mieć na uwadze, że nie będzie to lektura łatwa. Niełatwa, lecz potrzebna.

Autor wplata migawki ze swoich podróży po Afryce, przywołuje obrazy i zapachy, które na zawsze zakorzeniły się w jego pamięci. Gdy trzeba przybliża kontekst historyczny, nakreśla obecną sytuację polityczną i społeczną w omawianych krajach. Dzięki temu opowiedziane historie trafiają do osób czytających w pełni. Ponadto pozwalają uświadomić sobie, że rozgrywające się tragedie nie dotykają jedynie pojedynczych jednostek, lecz mogą dotyczyć tysięcy, dziesiątek tysięcy członków afrykańskich społeczności.

Pojęcie miłości spaja ze sobą wszystkie opowieści. I choć wiele jest w nich gorzkich, bolesnych wspomnień, to są też takie, z których płynie nadzieja. Niektórym bohaterom udało się odnaleźć szczęście mimo przeciwności; doświadczyć ogromnej miłości, mimo nienawiści wokół. Autor doskonale uchwycił złożoność emocji, zachowań i postaw mieszkańców państw wschodniej Afryki. Warto pochylić się nad tymi opowieściami, bo poznanie i zrozumienie tego co odmienne pozwala lepiej poznać i zrozumieć samego siebie.

„Pytasz, czym jest dla mnie miłość. To porozumienie między dwoma osobami, jakby miały taką samą krew”.

Erytrea, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania… Konrad Piskała odwiedza miasta i wsie, przemierza busz i bezdroża w poszukiwaniu opowieści o miłości. W miejscach, gdzie na pierwszy rzut oka trudno jej szukać. Tytułowa miłość staje się punktem wyjścia do rozważań na tematy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na co dzień prawdopodobnie nie zastanawiamy się, jaką drogę przechodzi podczas produkcji nasz telefon i poszczególne jego elementy. A jest to podróż nadzwyczaj fascynująca. Być może wiemy, że szkło powstaje z piasku, ale nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo ten surowiec istotny jest dla nowoczesnej technologii i cyfrowej rzeczywistości. Nasza codzienność nierozerwalnie związana jest ze światem surowców, który zapewnia nam dach nad głową, jedzenie, światło i niemal wszystko, co nas otacza. Ed Conway w swoim reportażu zaprasza nas do poznania tego świata od środka – spojrzenia w przeszłość, prześledzenia historii i zastanowienia nie nad przyszłością sześciu szalenie istotnych surowców, na których opiera się rozwój ludzkości.

Jako geolożka, szczególnie zainteresowana górnictwem i gospodarką surowcami, cieszę się ogromnie na każdą książkę, która przybliża kulisy tej jakże istotnej gałęzi przemysłu szerokiemu gronu odbiorców. Kopalnie, zakłady przeróbcze, huty i rozmaite fabryki przetwarzające surowce są czasem bardzo blisko nas, ale jednocześnie spowija je aura tajemniczości. Autor postanawia nieco rozwiać tę aurę i zabiera osoby czytające między innymi do rafinerii, podziemnych i odkrywkowych kopalni, huty stali czy fabryki akumulatorów. Przedstawia skomplikowane procesy chemiczne i zjawiska fizyczne prostymi słowami, korzystając z obrazowych porównań pobudzających wyobraźnię. Pewnie myślicie, że sól raczej nie jest interesująca – bo w końcu to tylko drobne kryształki wykorzystywane w kuchni i te nieco grubsze, którymi posypujemy zimą drogi. Nic bardziej mylnego! Conway opowiada o szeregu zastosowań soli, z którego mało kto zdaje sobie sprawę.

Wyjściowym tematem reportażu są surowce, będące filarem, na którym opiera się cała historia naszej cywilizacji. Sporo więc w książce kontekstu historycznego, fascynujących kulis przemian energetycznych i działań wojennych. Zgłębienie przeszłości, zwłaszcza w przypadku surowców, pozwala nam z mniejszą niepewnością spoglądać w przyszłość, o czym autor wiele razy przypomina. Zwraca też uwagę, jak wiele miejsc na całym świecie powiązanych jest ze sobą siecią łańcucha dostaw. W obecnych czasach uświadomienie sobie tych zależności okazuje się niezwykle pomocne w zrozumieniu polityki czy ekonomii.

Lektura „Skarbów Ziemi” to wyjątkowa podróż przez niemal wszystkie kontynenty, wgłąb Ziemi, przez wieki rozwoju cywilizacji i okresy geologicznej historii naszej planety. Polecam ją każdemu, kto chciałby dowiedzieć się więcej o otaczającym nas świecie, a także wszystkim, dla których ważny jest los naszej planety. Z historii świata surowców, czasem wyjątkowo wstydliwej i tragicznej, można bowiem wyciągnąć wiele cennych lekcji na przyszłość. Conway opowiada tę historię w sposób porywający – mnie pochłonęła całkowicie.

Na co dzień prawdopodobnie nie zastanawiamy się, jaką drogę przechodzi podczas produkcji nasz telefon i poszczególne jego elementy. A jest to podróż nadzwyczaj fascynująca. Być może wiemy, że szkło powstaje z piasku, ale nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo ten surowiec istotny jest dla nowoczesnej technologii i cyfrowej rzeczywistości. Nasza codzienność nierozerwalnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Korea Północna – dla przeciętnego człowieka to odizolowana od świata państwo, reżim, który od czasu do czasu daje o sobie znać wypuszczając rakiety i grożąc bronią atomową. Okazuje się, że na swoim terytorium skrywają jeszcze jedną, obecnie niezwykle potężną broń. Jest to nieuchwytna grupa cyberprzestępców, hakerzy znani jako Grupa Lazarus. Działają w ramach służby wojskowej, zasilają budżet reżimu, zastraszają i szantażują wrogów oraz tych, którzy odważą się zakpić z północnokoreańskiej władzy. Ich działalność wziął na tapet Geoff White – brytyjski dziennikarz śledczy zainteresowany w swej pracy właśnie cyberprzestępczością. Przedstawił Grupę Lazarus szerszej publiczności w podcaście, a następnie spisał jej poczynania w reportażu, z którym miałam przyjemność (naprawdę ogromną) się zapoznać.

Opanowana do perfekcji sztuka podrabiania banknotów, atak na hollywoodzkie studio filmowe, paraliż brytyjskich szpitali – to tylko niektóre z „dzieł” północnokoreańskich hakerów. O reszcie nie będę wspominać, bo lepiej odkrywać je samodzielnie podczas lektury. Ja momentami zapominałam, że mam przed sobą reportaż. Czułam się, jakby wrzucono mnie w sam środek fabuły kryminalno-sensacyjnej powieści. Liczba przeczytanych stron rosła w zastraszającym tempie, a z każdym kolejnym rozdziałem miałam ochotę na więcej.

Sposób przedstawienia tematu przez autora jest doskonały. Widać też, jak wiele pracy White włożył w to, by go zgłębić. Każdy z ataków Grupy Lazarus opisuje z wieloma szczegółami, spogląda na nie z perspektywy ofiar, ale też zwycięzcy, czyli Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Kontekst polityczno-historyczny, o który zadbał autor, świetnie ukazuje rozkwit północnokoreańskiego reżimu, problemy z jakimi zmagał się kraj i sytuację zwykłych, a także tych uprzywilejowanych obywateli. Dzięki temu po reportaż mogą sięgnąć również osoby mniej obyte w tematyce Korei Północnej, a lektura rzuci nieco światła na część półwyspu będącą w cieniu południowego sąsiada.

Nie będę ukrywać – jestem pod ogromnym wrażeniem tego reportażu. Podchodziłam do niego bez większych oczekiwań, gdyż tematyka, choć ciekawa, to raczej nie należała do kręgu moich zainteresowań. Jako komputerowy i technologiczny laik trochę się wręcz bałam, że lektura okaże się dla mnie zbyt wymagająca. Okazało się to jednak zupełnie niepotrzebne i Was również niech nie martwi. Warto sięgnąć po „Wielki skok…”, gdyż autor postawił sobie za cel, by wyjaśnić czytającym w jaki sposób działają hakerzy – przybliżając działalność grupy przestępczej, stara się ukazać, jak potężna bronią jest współcześnie cyberprzestępczość i w jak łatwy sposób tak naprawdę każdy z nas może stać się celem ataku hakerów. Jest to wiedza wyjątkowo cenna, warto więc odbyć tę lekcję, mając Grupę Lazarus za doskonały przykład.

Korea Północna – dla przeciętnego człowieka to odizolowana od świata państwo, reżim, który od czasu do czasu daje o sobie znać wypuszczając rakiety i grożąc bronią atomową. Okazuje się, że na swoim terytorium skrywają jeszcze jedną, obecnie niezwykle potężną broń. Jest to nieuchwytna grupa cyberprzestępców, hakerzy znani jako Grupa Lazarus. Działają w ramach służby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W powojennej Polsce młodzi absolwenci i absolwentki stomatologii pragnęli zdobyć doświadczenie w wyuczonej profesji. Wielu mieszkańców wsi nie miało natomiast nigdy kontaktu z dentystą. Wysyłano więc świeżo upieczonych lekarzy i lekarki na polską prowincję w mobilnych gabinetach – ambulansach, trafnie nazywanych dentobusami. Warunki nie były może idealne, ale dla wielu pacjentów busy były jedyną szansą na wyleczenie zębów, a dla urzędujących w nich stomatologów i stomatolożek okazją do doskonalenia dentystycznego fachu.

Autorka książki wyrusza w podróż – z rodziną, a później także samotnie – śladami dentobusów i do tej podróży zaprasza również osoby czytające. Mama Aleksandry, stomatolożka, która miała okazję na początku swej lekarskiej kariery przemierzać ambulansem Mazury, zostaje jej pierwszą przewodniczką. Malownicze wsie położone pośród pięknych jezior skrywają wspomnienia mieszkańców związane z pierwszymi doświadczeniami z leczeniem zębów. Gdzieś pomiędzy majaczy historia zakochanych rodziców autorki, którym niestraszne były dzielące ich przez wiele miesięcy kilometry. Wspomnienia te, spisane z czułością i humorem, stanowią wstęp do opowieści o innych wędrownych wyrwizębach, których życiorysy autorka przybliża w dalszych częściach książki.

Ciekawym uzupełnieniem biograficznych fragmentów reportażu są wzmianki z historii stomatologii i sytuacji polskiej służby zdrowia w okresie powojennym – czytałam o tym z dużym zainteresowaniem i nieco żałowałam, że autorka jeszcze bardziej nie rozwinęła tego tematu. Bardzo cieszyłam się również na wzmiankę o moich rodzinnych Kujawach. Zawsze miło czytać o miejscach, które znamy, albo chociaż kojarzymy – robi się jakoś tak cieplej na serduszku. Historie stomatologów i stomatolożek, do których dotarła autorka były w większości interesujące, jednak momentami miałam wrażenie, że trochę odbiegały od tematów ambulansów i leczenia zębów. Kilka dygresji jest jak najbardziej na plus, ale im więcej tym opowieści stawały się bardziej nużące i przydługie, przynajmniej dla mnie.

„Ambulans jedzie na wieś” to lektura, po którą mogą sięgać zarówno młodsi, jak i starsi. Tym młodszym da szansę na poznanie historii, której być może nie dane im było usłyszeć od rodziców czy dziadków. Starszym natomiast pozwoli wrócić do lat młodości, obudzi nostalgiczne lub też przyprawiające o ból zębów wspomnienia. Z pewnością dyskusja o książce jawi się jako doskonała okazja do międzypokoleniowego dialogu. Może nie każdemu temat i sporo biograficznych treści przypadnie do gustu, trzeba jednak oddać autorce, że wykonała świetną pracę, by odkryć nieznany dla wielu wycinek polskiej historii i obraz wiejskiej codzienności powojennej Polski. Warto poświęcić kilka godzin, by je poznać.

W powojennej Polsce młodzi absolwenci i absolwentki stomatologii pragnęli zdobyć doświadczenie w wyuczonej profesji. Wielu mieszkańców wsi nie miało natomiast nigdy kontaktu z dentystą. Wysyłano więc świeżo upieczonych lekarzy i lekarki na polską prowincję w mobilnych gabinetach – ambulansach, trafnie nazywanych dentobusami. Warunki nie były może idealne, ale dla wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Raz na 10 lat królestwa Kontynentu spotykają się, by świętować Alhevim – pamiątkę zjednoczenia. To właśnie podczas tego święta bogowie, którzy roztaczają opiekę nad pięcioma królestwami, zsyłają na ziemie małą dziewczynkę, swoją córkę. Amea ma być nadzieją na zjednoczenie w walce z szykującym się do wojny wrogiem Kontynentu. Przez lata córka bogów odwiedza po kolei każde królestwo i uczy się technik walki a także magii żywiołów oraz wielu innych przydatnych umiejętności. W międzyczasie poznaje przyjaciół, a dla jednego z nich jej serce zaczyna bić coraz mocniej.

Tym, co sprawiło, że od samego początku zaangażowałam się w lekturę, były osoby bohaterskie, szczególnie drugoplanowe. Autorka zadbała o różnorodność i ciekawe charaktery postaci. Bardzo podobała mi się również kreacja głównej bohaterki – bardziej ludzkiej niż boskiej. Jako dziecko bóstw miała predyspozycje do władania magią, ale wszystkiego musiała się nauczyć, nie była potężna od samego początku, ani nie stała się taka z dnia na dzień. Podróże po kontynencie, które ukształtowały jej charakter, poglądy oraz umiejętności, były jednym z ciekawszych elementów fabuły. Podobał mi się także początkowy, powolny rozwój wątku romantycznego. Mam jednak wrażenie, że w końcowej części książki zbyt mocno przyćmił pozostałe, niezwykle istotne na przestrzeni całej powieści, wydarzenia.

Musicie wiedzieć, że jestem tym typem osoby czytającej, która lubi opisy, rozbudowane światy, polityczne intrygi i dynamiczne sceny walki, szczególnie w fantastyce. Dlatego bardzo żałowałam, że autorka nie poświęciła większej uwagi na przestawienie świata i nie zagłębiła się w szczegóły konfliktu, który wisiał w powietrzu od samego początku powieści. Praktycznie nie wiedziałam kim jest wróg i jaka jest jego historia. Zawiodły mnie również finałowe sceny. Chyba trochę za bardzo liczyłam na epicką bitwę, ciekawe zagrywki taktyczne czy zwroty akcji podczas trwania walk…

„Niestety, większość ludzi postrzega rzeczy bez zastanowienia. Dla nich świat jest albo biały, albo czarny. Nie widzą całego spektrum kolorów, które są gdzieś pomiędzy”.

Minusem było też dla mnie niewystarczające rozwinięcie wielu wątków. Sam fakt, że dużo się działo, to akurat plus. Fabuła mknie do przodu (choć trwa kilkanaście lat), więc osoby lubiące szybką akcję będą zadowolone. Wiele przedstawionych wątków zapowiadało się naprawdę interesująco, niestety część zdawała mi się niedopracowana i potraktowana trochę po macoszemu. Podobnie zwroty akcji – występujące pod koniec powieści w wyjątkowo wysokim stężeniu – zostały opisane krótko i zabrakło w nich większych emocji. Historia córki bogów będzie miała kontynuację, liczę więc, że autorka rozwinie skrzydła i popracuje nad niedociągnięciami.

„Nigdy nie wiesz, jaka historia kryje się w ludziach, dlatego nie można ich zbyt szybko oceniać”.

Mimo tych niedoskonałości muszę przyznać, że spędziłam z tą historią naprawdę przyjemny czas i aż do samego końca chciałam do niej wracać. To powieść dobra dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z fantastyką lub stawiają w fantastyce bardziej na wątek romantyczny i nie przepadają za długimi opisami czy skomplikowanymi wątkami politycznymi. Nieco ubolewam, że najważniejsze wydarzenia fabularne i plot twisty nie zostały bardziej rozbudowane i opisane z większą dynamiką. Może wtedy wzbudziłyby we mnie więcej emocji i pozwoliły bardziej związać się z całą historią… Niemniej czekam na drugi tom, w którym – mam nadzieję – autorka pokaże się z jeszcze lepszej strony i jak najlepiej wykorzysta potencjał stworzonego przez siebie świata i postaci.

Raz na 10 lat królestwa Kontynentu spotykają się, by świętować Alhevim – pamiątkę zjednoczenia. To właśnie podczas tego święta bogowie, którzy roztaczają opiekę nad pięcioma królestwami, zsyłają na ziemie małą dziewczynkę, swoją córkę. Amea ma być nadzieją na zjednoczenie w walce z szykującym się do wojny wrogiem Kontynentu. Przez lata córka bogów odwiedza po kolei każde...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Największą pasją Alix jest hokej – dziewczyna doskonale radzi sobie na lodzie i jest gwiazdą w swojej drużynie. Niestety staje się również obiektem drwin kapitanki. Doprowadzają one do wybuchu złości u Alix, która daje upust emocjom chyba w najgorszy możliwy sposób – atakując swoją koleżankę. Ten incydent i ewentualna jego powtórka może pozbawić dziewczynę szansy na udział w letnim obozie hokejowym reprezentacji, na którym ogromnie jej zależy. Zdesperowana Alix prosi o pomoc w opanowaniu swoich emocji Ezrę, spokojnego chłopaka, który widzi świat w kolorowych barwach i stara się nie przejmować niemiłymi uwagami i zaczepkami. On i Alix są jak ogień i woda, jednak czasem, zgodnie z powiedzeniem, przeciwieństwa się przyciągają…

Historia przedstawiona w „Angry Girl Loves Drama Boy” naprawdę mi się podobała – od początku mnie zaangażowała i całość pochłonęłam w mniej niż godzinę. Do tego bardzo przypadła mi do gustu kreska i kolorystyka rysunków, była bardzo przyjemna dla oka. Relacja między bohaterami rozwija się naturalnie i w odpowiednim tempie, nie przesadnie szybko, ale też nie za wolno. Jestem pewna, że u wielu czytających osób wywoła motylki w brzuchu. Nieustannie kibicowałam Alix (nie tylko na lodzie) i Ezrze, także w ich relacji z rodzicami, które nie należały do łatwych. Cieszę się, że autorka podjęła tematy związane z problemami w rodzinie, czyni to z komiksu bardzo wartościową lekturę.

Choć doceniam to, jak wiele tematów chciała poruszyć Faith Erin Hicks, to mam wrażenie, że liczba rozwiniętych wątków była trochę za duża na jedną powieść graficzną. Przez to niestety niektóre z nich były potraktowane trochę po łebkach, a szkoda. Dobrze byłoby, jeśli cała historia zostałaby podzielona na więcej części – wtedy każdy ważny wątek (na przykład relacji Alix z dawno niewidzianym ojcem lub Ezry i jego najlepszej przyjaciółki) mógłby zostać opowiedziany w pełni i całość wiele by na tym zyskała.

Pomijając nagromadzenie wątków „Angry Girl Loves Drama Boy” to powieść graficzna, po którą warto sięgnąć i spędzić z nią miło czas lub podrzucić ją nastolatkom. To wartościowa historia o rozkwitającym uczuciu, przyjaźni, miłości do sportu, skomplikowanych relacjach i próbie ich naprawienia. Bardzo doceniam różnorodną reprezentację osób bohaterskich, bardzo autentyczne ukazanie szkolnych realiów, a także postać Alix wykreowaną na pełną pasji i znającą swoją wartość hokeistkę. Jestem pewna, że gdy zdecydujecie się sięgnąć po tę historię to wyniesiecie z lektury kilka ważnych i potrzebnych lekcji.

Największą pasją Alix jest hokej – dziewczyna doskonale radzi sobie na lodzie i jest gwiazdą w swojej drużynie. Niestety staje się również obiektem drwin kapitanki. Doprowadzają one do wybuchu złości u Alix, która daje upust emocjom chyba w najgorszy możliwy sposób – atakując swoją koleżankę. Ten incydent i ewentualna jego powtórka może pozbawić dziewczynę szansy na udział...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię serię podróżniczą od WP, każda kolejna książka jest dla mnie okazją, by trochę lepiej poznać nieznane zakątki, czasem naprawdę bliskie. Tak było waśnie tym razem, bo przecież Słowację mamy po sąsiedzku, a wydaje mi się, że jest dla nas krajem dość tajemniczym. Tak bliska, a jakby odległa, ukryta w cieniu czeskiego sąsiada. Przed lekturą ze Słowacją kojarzyły mi się jedynie Tatry, kolarz Peter Sagan i euro, którymi płaciłam na stacji, gdy zahaczyłam ten kraj przejazdem. Z tym większą ciekawością sięgnęłam więc po książkę Łukasza Grzesiczaka.

Zacznę może od tego, że „Słowację…” czyta się wyśmienicie. Autor jest dziennikarzem, widać, że zna się na swoim fachu i potrafi pisać dla ludzi. Jest żartobliwie, z dozą ironii, ale też szczerze, bez koloryzowania i owijania w bawełnę. Wraz z kolejnymi stronami ukazuje nam się obraz kraju rozdartego, zawieszonego nowoczesnością, a przeszłością, między Wschodem i Zachodem. Gdzie w 2019 roku prezydentką została progresywna i liberalna Zuzana Čaputová, a jednocześnie społeczeństwo jest nastawione prorosyjsko.

Z książki dowiadujemy się bardzo dużo o kulisach słowackiej polityki wzbudzającej naprawdę wiele emocji. Przeczytamy oczywiście również o relacji z Czechami, o mniejszych i większych niesnaskach między oboma krajami byłej Czechosłowacji i o tym, czy ten podział wyszedł Słowakom na dobre. Autor udowadnia, że nasza polska mentalność bliska jest tej słowackiej i tak naprawdę to „Polak Słowak dwa bratanki”, wcale nie Węgier. Całość utrzymana jest bardziej w reporterskim duchu (co mi się bardzo podobało), chociaż znajdziemy też polecenia (wraz z piękną mapką) ciekawych i nieoczywistych miejsc do odwiedzenia w stolicy.

„Słowacja…” to szczere i krytyczne spojrzenie na młody kraj, i dumny, choć pełen kompleksów, naród. To rzut oka na współczesne problemy słowackiego społeczeństwa i krótka wyprawa w przeszłość, która tę współczesność ukształtowała. Jest też coś dla łaknących ciekawostek – interesująca historia słowackiego kosmonauty, kulisy konfliktu o pewien winogronowy napój, a także kilka słów o kuchni, walucie i języku. Serdecznie polecam wybrać się w literacką podróż do naszych południowych sąsiadów. Jestem pewna, że Słowacja niejednym Was zaskoczy!

Bardzo lubię serię podróżniczą od WP, każda kolejna książka jest dla mnie okazją, by trochę lepiej poznać nieznane zakątki, czasem naprawdę bliskie. Tak było waśnie tym razem, bo przecież Słowację mamy po sąsiedzku, a wydaje mi się, że jest dla nas krajem dość tajemniczym. Tak bliska, a jakby odległa, ukryta w cieniu czeskiego sąsiada. Przed lekturą ze Słowacją kojarzyły mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam okazję czytać reportaże poświęcone Chinom, było to jednak dość dawno, stąd z niemałym zainteresowaniem sięgałam po najnowszy reportaż wydawnictwa Szczeliny. Moją ciekawość dodatkowo rozbudzał fakt, że autor podszedł do tematu Państwa Środka nie od środka, a od jego obrzeży.

Michał Lubina zabiera czytelnika na rubieże chińskiego imperium – do Mandżurii, Tybetu, Ujgurii, Hongkongu, Makau i Mongolii Wewnętrznej, a także do niepodległej Mongolii oraz na Tajwan, demokratyczny przyczółek Republiki Chińskiej. Każdemu miejscu poświęca osobny rozdział, w którym łączy wspomnienia ze swoich pobytów oraz tło historyczne pozwalające lepiej poznać mieszkańców i skomplikowaną przeszłość tych regionów. Przede wszystkim jednak ukazuje nieustanne dążenie Chin do rozszerzania swojego imperium.

Już na wstępie autor zaznacza, że jego celem było przestawienie skomplikowanych spraw prostym językiem – w mojej opinii cel zrealizował bardzo dobrze. Mimo natłoku informacji, wielu szczegółów i trudnej historii lektura nie przytłacza, a anegdoty i żartobliwe aluzje w odpowiednich momentach rozładowują napięcie, a także dodają lekkości. Styl autora bardzo przypadł mi do gustu i myślę, że docenią go zarówno osoby często sięgające po reportaże, gdyż nie zabrakło tu dobrego reporterskiego warsztatu, jak i początkujący w tym gatunku. Warto jednak sięgnąć po książkę, orientując się co nieco w geopolityce i znając chociażby zarys najnowszej historii Chin.

„Chiński obwarzanek” to wnikliwe spojrzenie na sinocentryzm – chińskie poczucie wyższości, które napędzało i napędza działania władz Pekinu w budowaniu swojej potęgi. Miejscami to smutna opowieść o sukcesywnym odbieraniu marzeń o wyzwoleniu i niepodległości. Przybliża losy mniejszości, karmionych obietnicami o autonomii i lepszym życiu, jednak poddawanych schińszczeniu i wciąganych w chińską rzeczywistość. Bardzo polecam lekturę wszystkim, którzy chciałoby spojrzeć na świat z chińskiej perspektywy. To dobra okazja, by poszerzyć horyzonty.

Miałam okazję czytać reportaże poświęcone Chinom, było to jednak dość dawno, stąd z niemałym zainteresowaniem sięgałam po najnowszy reportaż wydawnictwa Szczeliny. Moją ciekawość dodatkowo rozbudzał fakt, że autor podszedł do tematu Państwa Środka nie od środka, a od jego obrzeży.

Michał Lubina zabiera czytelnika na rubieże chińskiego imperium – do Mandżurii, Tybetu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ellie skończyła studia i zdobyła wymarzoną pracę – jej rodzice nareszcie mogli być dumni. Cel, do którego dążyła, nie odmienił jednak jej szarej, pozbawionej kolorów codzienności. Tę codzienność odmieniło za to przypadkowe spotkanie w Wigilię. Ellie poznaje Jack, kobietę zupełnie różną od siebie, z którą spędza jeden z najlepszych dni swojego życia. Do czasu… Los rozdziela bohaterki na niemal rok. W tym okresie Ellie dotyka pasmo niepowodzeń, z powodu których decyduje się na udawany związek i ślub ze swoim szefem Andrew. Ma spędzić przedświąteczny okres razem z jego rodziną. Wszystko komplikuje się, gdy do domu przyjeżdża siostra Andrew – kobieta, której Ellie w zeszłe Święta oddała swoje serce…

Przed lekturą nie mogłam się doczekać poznania tej historii, lecz jednocześnie trochę się jej bałam. Poprzednia książka autorki mnie zachwyciła, jednak tutaj wykorzystany został pewien niezbyt lubiany przeze mnie motyw. Moje obawy były jednak płonne, gdyż niemal od początku zatraciłam się w historii Ellie, która została przedstawiona w tak naturalny i autentyczny sposób, że byłam w stanie w nią uwierzyć. Uwierzyć w uczucia, które rozbudziły się w jej sercu w wigilijny wieczór i noc. Uwierzyć w desperację, która skłoniła ją do układu z szefem. W końcu uwierzyć w lęki, które nie pozwalały jej otworzyć się na szczęście.

Choć „Ucałuj ją ode mnie” można nazwać komedią romantyczną, to ta historia jest też zdecydowanie czymś więcej. Niezwykle ważne są w niej relacje rodzinne, również te trudne, toksyczne, które – zamiast dawać szczęście i oparcie – ranią i pogłębiają traumy. Alison Cochrun po raz kolejny udowadnia także, że potrafi poruszać temat chorób psychicznych i zaburzeń z charakterystyczną już dla siebie wrażliwością i wyczuciem. Ukazuje jak ważne jest zrozumienie i akceptacja siebie oraz swoich problemów, a także pomoc terapii. Bardzo doceniam kreację głównych bohaterek, dynamikę ich postaci, zachowań oraz wzajemną relację opartą na szacunku i wyrozumiałości.

„Ucałuj ją ode mnie” jest idealną historią na grudniowe wieczory – otulającą i potrafiącą chwycić za serce, momentami jednak słodko-gorzką. Nawiązuje do popularnego utworu „Last Christmas”, jednak, tak jak w piosence, nie Święta są tutaj najważniejsze. To świetny romans (motyle w brzuch mogą się obudzić) z różnorodną reprezentacją (bardzo to doceniam), wyrazistymi i dobrze wykreowanymi bohaterami (również drugoplanowymi) oraz zimowym klimatem (jest mnóstwo śniegu). Nie zabrakło w nim także rodzinnego ciepła, tak przecież kojarzącego się ze świątecznym czasem. Bardzo polecam, szczególnie w najbliższych tygodniach 🤍

Ellie skończyła studia i zdobyła wymarzoną pracę – jej rodzice nareszcie mogli być dumni. Cel, do którego dążyła, nie odmienił jednak jej szarej, pozbawionej kolorów codzienności. Tę codzienność odmieniło za to przypadkowe spotkanie w Wigilię. Ellie poznaje Jack, kobietę zupełnie różną od siebie, z którą spędza jeden z najlepszych dni swojego życia. Do czasu… Los rozdziela...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rosja to kraj, o którym można pisać i pisze się dużo. Niektórzy poczuli zapewne przesyt treściami skupiającymi się na polityce i osobie Putina. W kontrze do politycznych narracji wkracza ze swoim reportażem Marcin Strzyżewski. Skupia się w nim na rosyjskim społeczeństwie – nie na elitach, lecz na przeciętnych Rosjanach, którzy na co dzień borykają się z wieloma problemami. Mają też swoje małe marzenia, do których spełniania dążą mimo wyjątkowo niesprzyjających warunków.

Skąd u Rosjan bierze się tak wielka potrzeba odgradzania się od zewnętrznego świata i bronienia swojej prywatności? Dlaczego własny kawałek ziemi jest na wagę złota, a praca na pełen etat jawi się jako luksus, którego dostąpić mogą nieliczni? Autor wnikliwie analizuje historyczne i społeczne konteksty absurdalnych zdawać by się mogło zjawisk obecnych w rosyjskim społeczeństwie. Siłą rzeczy odwołuje się również do polityki (nie ma jej w książce jednak dużo, uwierzcie!), która to jest głównym winowajcą wielu problemów dotykających przeciętnego Rosjanina. Sfory bezdomnych psów, wadliwa infrastruktura, brak dostępu do gazu i wody to dla większości mieszkańców chleb powszedni. Możemy więc przeczytać o wielu tragicznych wypadkach i niedorzecznych praktykach, przy których trudno nie pomyśleć, że „Rosja to stan umysłu”.

Ogromnym plusem tego reportażu są liczby. Przytaczając rozmaite dane i prezentując obrazowe przeliczenia Strzyżewski ukazuje, jak wiele tysiące Rosjan mogłoby zyskać, gdyby nie ciągła pogoń władz za umacnianiem imperium. Ponadto autor z niezwykłą łatwością snuje kolejne rozdziały, niczym najlepszą opowieść. Tekst jest przystępny, czyta się błyskawicznie i może być doskonałym wyborem dla osób, które zazwyczaj sięgają po inne gatunki literackie.

W społeczeństwach całego świata obserwować możemy kontrasty, są jednak miejsca, gdzie wyróżniają się one w sposób szczególny. Marcin Strzyżewski bardzo dobrze owe kontrasty obrazuje. Przy tym w niezwykle przyjemnym stylu przeprowadza nas przez trudy codziennego życia Rosjan. Nie zapomina też, by zastanowić się i wyjaśnić nam, skąd te wszystkie problemy mogą wynikać i dlaczego Rosja jest, jaka jest. Serdecznie polecam sięgnąć po książkę i przekonać się, ile absurdów skrywa się za rosyjskimi płotami.

Rosja to kraj, o którym można pisać i pisze się dużo. Niektórzy poczuli zapewne przesyt treściami skupiającymi się na polityce i osobie Putina. W kontrze do politycznych narracji wkracza ze swoim reportażem Marcin Strzyżewski. Skupia się w nim na rosyjskim społeczeństwie – nie na elitach, lecz na przeciętnych Rosjanach, którzy na co dzień borykają się z wieloma problemami....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kwanty zrobiły mi dzień, czyli prosty przewodnik po naturze wszechświata” – ten tytuł doskonale opisuje, czym jest książka. Autor w naprawdę przystępny sposób i z humorem, który okazał się idealnie wpasowany w mój gust, tłumaczy skomplikowane teorie wynikające z mechaniki kwantowej. Bierze na tapet koncepcje znamienitych uczonych, takich jak Niels Bohr, a także teorie mniej znanych czy wręcz pogardzanych w kręgach fizyków osób.

Wzbogacające treść rysunki i obrazowe przykłady sprawiły, że zawiła tematyka okazała się nie tylko zrozumiała, ale też nadspodziewanie ciekawa. Często łapałam się na tym, że lektura i kwantowa rzeczywistość wciąga mnie bez reszty. Przyznajcie, że koncepcje takie jak multiświaty czy uniwersalna świadomość łącząca wszystko we wszechświecie brzmią surrealistycznie, ale też niezwykle fascynująco 😁

Jérémie Harris porusza w książce ciekawe kwestie związane z wpływem poszczególnych teorii kwantowych na istnienie wolnej woli, a także rozważa, jak mają się one do obecnie obowiązującego systemu prawnego. Fragmenty te zmuszają do przemyśleń i zanurzenia się nieco wgłąb filozofii. Muszę przyznać, że te filozoficzne rozkminy pozwoliły spojrzeć na teorię kwantów z jeszcze szerszej perspektywy i zmusiły do zastanowienia się, jak duży wpływ może mieć ona na przyjętą przez nas wizję świata.

Naprawdę nie spodziewałam się, że tak bardzo spodoba mi się temat fizyki kwantowej. Sposób jego przestawienia przez autora okazał się strzałem w dziesiątkę. Udowadnia on, że świat kwantów może okazać się intrygujący, nawet dla laika. Odpowiednia doza humoru uzupełniona merytoryczną wiedzą to dobry przepis na idealną książkę popularnonaukową – taką, która pozwoli dowiedzieć się czegoś o świecie, a przy okazji zrobi dzień. Jak „Kwanty…” 😍

„Kwanty zrobiły mi dzień, czyli prosty przewodnik po naturze wszechświata” – ten tytuł doskonale opisuje, czym jest książka. Autor w naprawdę przystępny sposób i z humorem, który okazał się idealnie wpasowany w mój gust, tłumaczy skomplikowane teorie wynikające z mechaniki kwantowej. Bierze na tapet koncepcje znamienitych uczonych, takich jak Niels Bohr, a także teorie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spora dawka zagadek, z anagramami na czele, porcja rodzinnych tajemnic, bohaterowie, których z marszu można polubić, a to wszystko okraszone humorem spod znaku jakości Julii Biel oraz nutką fantasy – tak w skrócie można opisać „Memory Almost Full”.

Amelia wraca ze szkolnej wymiany spędzonej w Nowym Jorku do Polski, gdzie czeka ją przykra niespodzianka. Jej ukochana babcia nie żyje, jednak przed śmiercią zdążyła napisać dla wnuczki osobliwy i zagadkowy list. Dziewczyna wraz z najlepszą przyjaciółką próbuje odkryć babcine sekrety, a jej codzienność zaczynają wypełnić tajemnicze sny…

Jeśli chodzi o fabułę, to więcej zdradzać nie będę, bo możliwość odkrywania samemu kolejnych elementów fabularnej układanki powieści jest jedną z największych zalet MAF. Towarzyszymy Amelii w rozwiązywaniu zagadek oraz odszyfrowywaniu anagramów i jest to naprawdę przednia zabawa. Wiele emocji dostarczyło mi również powolne odsłanianie skrywanych przez lata tajemnic rodzinnych – muszę przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych książkowych motywów 😍

Julia od samego początku angażuje osoby czytajcie, do tego raczy nas swoim niepowtarzalnym humorem. Dzięki temu kolejne strony powieści niema przewracają się same. Wątek fantastyczny został naprawdę dobrze wpleciony w fabułę, bardzo podobał mi się ten powiew świeżości w twórczości autorki. Udało jej się zaskoczyć mnie też plot twistem pod koniec książki. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, także za to duży plus.

Jest jednak jedna rzecz, do której muszę się przyczepić – wątek romantyczny. Rozwijał się on bardzo szybko, a bohaterowie nie spędzili wspólnie wystarczająco dużo czasu, bym mogła uwierzyć siłę uczucia, które się między nimi narodziło. Nie obraziłabym się też, jeśli książka byłaby nieco dłuższa. Może miałabym okazję trochę lepiej poznać bohaterów, których naprawdę polubiłam.

W MAF dużo się dzieje, nie ma nudy i przestojów w akcji. I choć książka nie będzie moją ulubioną w dorobku autorki, to podczas lektury naprawdę dobrze się bawiłam i nie mogę doczekać się drugiego tomu, którego premiera zbliża się wielkimi krokami 🔥

Spora dawka zagadek, z anagramami na czele, porcja rodzinnych tajemnic, bohaterowie, których z marszu można polubić, a to wszystko okraszone humorem spod znaku jakości Julii Biel oraz nutką fantasy – tak w skrócie można opisać „Memory Almost Full”.

Amelia wraca ze szkolnej wymiany spędzonej w Nowym Jorku do Polski, gdzie czeka ją przykra niespodzianka. Jej ukochana babcia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze „Memory Almost Full” nie przyszło mi długo czekać na kolejny tom. Z olbrzymią ciekawością, wypełniającą mnie od stóp, aż po czubek głowy, sięgnęłam po finał dylogii Memory.

Zacznę od tego, że MAG to naprawdę dobra kontynuacja – dostajemy w niej rozwinięcie wątków z poprzedniego tomu, a także zupełnie nowe elementy fabuły, które ją uskrzydlają (gdy przeczytacie to będziecie wiedzieć, o co mi chodzi 🤭). Amelia i Jonatan, para głównych bohaterów, wyruszają na podbój USA. Ona ma tam do załatwienia bardzo ważną sprawę, która dręczy ją niemal całe życie, on natomiast rozpoczyna staż jako architekt. Będąca namiastką dawnej siebie Amelia, zmaga się z demonami przeszłości i teraźniejszości. Zawieszona między światami (dosłownie!) znajduje oparcie w miłości Jonatana, która rozkwita z każdą stroną.

W tym tomie autorka także nie szczędzi anagramów i zabaw słownych, korzystając przy tym z niecodziennych rozwiązań. Na okładce i wewnątrz książki ukryte są elementy widoczne w świetle UV – nie zapomnijcie o latarce, jeśli planujecie lekturę 💜

W MAG, chyba jeszcze bardziej niż w pierwszym tomie, podobały mi się akcenty fantasy. Byłam nimi zaintrygowana od samego początku, a sposób poprowadzenia wątku fantastycznego ogromnie przypadł mi do gustu. Doceniam to, jak przemyślanie przenikał się on z rzeczywistością, aż do samego końca.

No właśnie, zakończenie… To dla mnie chyba najmocniejszy punkt całej dylogii. Julio, dziękuję Ci, że nie zostawiłaś mnie z rozerwanym sercem, lecz zalałaś je całym wiadrem miodu! To było idealne zwieńczenie tej historii, które chyba położyło cień na moje wcześniejsze wątpliwości 😍

„Uśmiechnęłam się na myśl, że to miłość, kiedy dzielisz z ukochaną osobą ten sam widok. I choć oboje z całą pewnością macie nieco inne spojrzenie i odmienną interpretację rzeczywistości, to fakt, że patrzycie na to samo, zbliża was i łączy”.

„Memory Almost Gone” to wypełniona emocjami i anagramami lektura o sile miłości, mierzeniu się z przeszłością oraz próbie wybaczenia. A wszystko w cieniu nowojorskiej Lady Liberty, szklanych wieżowców i drzew Central Parku. Ta książka jest jak powiew świeżości, pozwalając na odkrywanie w świetle UV swoich tajemnic. Na końcu natomiast to my decydujemy, jakiego zakończenia chcemy dla bohaterów. Powiedzmy sobie szczerze – kto z nas nie chciał choć raz przeczytać innej wersji finału, z którym nie mógł się pogodzić? Tutaj macie te szansę! ❤️

Po lekturze „Memory Almost Full” nie przyszło mi długo czekać na kolejny tom. Z olbrzymią ciekawością, wypełniającą mnie od stóp, aż po czubek głowy, sięgnęłam po finał dylogii Memory.

Zacznę od tego, że MAG to naprawdę dobra kontynuacja – dostajemy w niej rozwinięcie wątków z poprzedniego tomu, a także zupełnie nowe elementy fabuły, które ją uskrzydlają (gdy przeczytacie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Każdy z nas zna wielkie nazwiska takie jak Leonardo da Vinci, Dante Alighieri czy Michał Anioł. Z pewnością rozpoznamy również ich wybitne dzieła – Ostatnią Wieczerzę, Mona Lisę, Boską Komedię, freski zdobiące sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej. Warto pochylić się jednak nad życiem każdej z tych niezwykłych postaci i podobnych im ludzi, którzy odegrali ważną rolę w narodzinach i rozwoju renesansu. Wiązało ich jedno włoskie miasto – Florencja, której niemal 400 lat historii przybliża nam Paul Strathern.

W średniowiecznej Italii, podzielonej na toczące między sobą spory miasta-państwa, rosła w siłę i bogaciła się Florencja. Niemały wpływ miały na to rozwój bankierstwa oraz handel, głównie wełną i tkaninami. Florentyńczycy byli dumni z demokratycznych rządów, choć w mieście na przestrzeni lat co rusz wybuchały walki o wpływy. W II połowie XIII w. przyszedł na świat Dante Alighieri, co zapoczątkowało wielkie zmiany nie tylko w samej Florencji, lecz także w pozostałych częściach Europy. Autor prowadzi nas przez skomplikowane dzieje miasta, targanego przez liczne spory i walczącego o pozycję na północy Półwyspu Apenińskiego. Z tą historią ściśle związane są losy wybitnych postaci – architektów, artystów, matematyków, pisarzy, którzy z Florencji uczynili kolebkę europejskiego renesansu.

Paul Strathern w swojej książce barwnie opisuje życiorysy wielu niezwykłych osobistości. Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam ich losy, a także historie związane z ich najwybitniejszymi dziełami (moją ulubioną jest ta o Brunelleschim i tworzeniu przez niego kopuły florenckiej katedry). Autor wplata do swoich opowieści liczne anegdoty i ciekawostki, starając się przy tym umiejętnie oddać realia codziennego życia Florentyńczyków oraz sukcesy i problemy miasta. Książkę czyta się jak dobrą powieść. Od początku bardzo zaangażowałam się w lekturę i chłonęłam kolejne rozdziały, uzyskując coraz dokładniejszy obraz renesansowej rzeczywistości.

„Florencja. Od Dantego do Galileusza” to propozycja dla wszystkich zainteresowanych historią, Włochami, a także życiorysami wybitnych postaci. Pozwala śledzić narodziny renesansu, epoki marzeń i dumy, którym towarzyszyły liczne konflikty i walki. Ukazuje też rozkwit renesansu, jego rozprzestrzenianie się na całą Italię oraz w dalsze zakątki Europy. Przy tym jest fascynującą opowieścią o mieście, jego mieszkańcach i władającym nim w tym czasie rodzie Medyceuszy. Bogatsza o tę wiedzę na pewno inaczej spoglądać będę na renesansowe dzieła, z ogromną chęcią odwiedzę także samą Florencję – mam nadzieję, że jak najszybciej.

Każdy z nas zna wielkie nazwiska takie jak Leonardo da Vinci, Dante Alighieri czy Michał Anioł. Z pewnością rozpoznamy również ich wybitne dzieła – Ostatnią Wieczerzę, Mona Lisę, Boską Komedię, freski zdobiące sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej. Warto pochylić się jednak nad życiem każdej z tych niezwykłych postaci i podobnych im ludzi, którzy odegrali ważną rolę w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Agnieszka Klessa-Shin to założycielka popularnego kanału na YT – Pyra w Korei. Muszę przyznać, że przed lekturą książki w ogóle go nie kojarzyłam. Może to jednak dobrze, bo po przeczytaniu mam ochotę nadrobić wszystkie (a jest ich ponad 400) opublikowane filmy.

„Polka w Korei…” to zbiór doświadczeń i obserwacji autorki, która mieszka w Korei Południowej już od ponad 10 lat. Wyjechała jako studentka koreanistyki, lecz już na początku swojego pobytu przekonała się, że rzeczywistość momentami nijak się ma do zdobytej wiedzy. W swojej książce przybliża realia codziennego życia w Kraju Spokojnego Poranka, poruszając przy tym naprawdę wiele jego aspektów. Przeczytamy np. o warunkach mieszkaniowych, edukacji, kulturze pracy czy służbie zdrowia i medycynie tradycyjnej. Z każdego rozdziału możemy dowiedzieć się mnóstwa ciekawostek, a całość podana jest w niezwykle przystępnej formie, więc ogrom informacji nie przytłacza. Autorka pisze w sposób lekki i zabawny, dzięki czemu czytanie jest przyjemnością.

Książka pozwala też lepiej poznać samych mieszkańców Korei – ich codzienność, upodobania, podejście do życia. Dowiemy się skąd u Koreańczyków tak wielkie zamiłowanie do kawy (i jaka jest ich ulubioną), jak spędzają wolny czas i dlaczego warto kupić im w prezencie ceramikę bolesławiecką. Autorka zadbała, by przemycić nieco kontekstu historycznego i kulturowego. Sprawia to, że jesteśmy w stanie zrozumieć, w jaki sposób kształtowała się koreańska mentalność i co miało wpływ na obecne postawy i sposób myślenia Koreańczyków, często zupełnie odmienne od tych, które są nam bliskie.

Muszę jeszcze dodać, że wydanie książki jest fantastyczne – piękna okładka o żywych kolorach, gruby papier, zdobione kartki i mnóstwo zdjęć uzupełniających lekturę. Bardzo podobały mi się także przydatne rady dla osób pragnących odwiedzić Kraj Spokojnego Poranka oraz opisy najważniejszych atrakcji zebrane na końcu książki. Praktyczna wiedza w pigułce.

Dla wszystkich osób ciekawych świata, które o Korei Południowej wiedzą jeszcze niewiele, „Polka w Korei” będzie lekturą idealną. Wciągająca od pierwszych stron, naszpikowana wiedzą i praktycznymi poradami. Koniecznie muszą też po nią sięgnąć wszyscy miłośnicy k-popu, a szczególnie k-dram, bowiem o dramach i miejscach, w których były kręcone, autorka wspomina bardzo często. Teraz i ja mam ochotę rozpocząć przygody z koreańskimi serialami! Dla mnie była to pasjonująca lektura i wspaniała wizyta na drugim końcu świata ❤️

Agnieszka Klessa-Shin to założycielka popularnego kanału na YT – Pyra w Korei. Muszę przyznać, że przed lekturą książki w ogóle go nie kojarzyłam. Może to jednak dobrze, bo po przeczytaniu mam ochotę nadrobić wszystkie (a jest ich ponad 400) opublikowane filmy.

„Polka w Korei…” to zbiór doświadczeń i obserwacji autorki, która mieszka w Korei Południowej już od ponad 10...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyruszając na górski szlak często nie zwracamy uwagi na to, co otacza nas przed dotarciem do upragnionego celu. Zdobywając szczytu i podziwiając roztaczające się z niego panoramy, zapominamy o całej drodze, która może mieć równie wiele do zaoferowania. „Dzikie Tatry” zapraszają wszystkich miłośników górskich wędrówek do zwolnienia, większej uważności i dostrzeżenia na szlaku czegoś więcej, niż tylko niesamowitych widoków.

Autorzy w pierwszej części skupiają się na ogólnych informacjach, które pomogą nam jeszcze lepiej zrozumieć tatrzańską rzeczywistość. Omawiają budowę Tatr i ich historię geologiczną, dzięki której możemy podziwiać dziś piękno i różnorodność krajobrazów najwyższego pasma Karpat. Przybliżają idee ochrony przyrody i drogę do utworzenia TPN-u. W końcu piszą też o przyrodzie, działalności człowieka i proponują zainteresować się turystyką przyrodniczą. Tatry oferują bowiem niezwykłe bogactwo flory i fauny (w tym wiele gatunków endemicznych, których w innych częściach kraju próżno szukać), skał, rzeźby polodowcowej oraz procesów krasowych.

W książce przedstawionych zostało 15 tras, zarówno po polskiej, jak i słowackiej stronie Tatr. Każda wycieczka opatrzona jest mapą oraz wykresem przewyższenia, autorzy podają też długość i orientacyjny czas, jaki należy na nią poświęcić. Oprócz przebiegu trasy i oferowanych przez nią widoków, szczegółowo opisano występujące po drodze skały, roślinność, którą możemy podziwiać wokół, a także mogące pojawić się w okolicy zwierzęta. Dowiemy się, gdzie najlepiej wypatrywać świstaków i kozic oraz jakie ciekawe procesy zachodzące w środowisku jesteśmy w stanie zaobserwować ze szlaku.

Znajdziemy tu trasy dla początkujących (np. pierwszy oznakowany w przez Walerego Eljasza-Radzikowskiego szlak w polskich Tatrach – z Cyrhli przez Psią Trawkę i Rówień Waksmundzką) i zaawansowanych (Rysy czy Polski Grzebień). Zaproponowano też kilka „tatrzańskich klasyków”, takich jak Dolina Kościeliska i Giewont. Dzięki temu kolejna wycieczka znanym szlakiem może odkryć przed nami wiele przyrodniczych tajemnic.

„Dzikie Tatry” z pewnością zapakuję do mojego plecaka, gdy kolejny raz wyruszę wędrować w najwyższych polskich górach. To przystępnie napisany przewodnik, wzbogacony o piękne fotografie i wiele ciekawostek. Lektura książki zaopatrzyła mnie w podstawową wiedzę, niezbędną, by podziwiać piękno górskiej natury. Jeśli pragniecie w pełni doświadczyć bogactwa tatrzańskiej przyrody i urozmaicić sobie zdobywanie kolejnych szczytów czy przełęczy, to koniecznie sięgnijcie po „Dzikie Tatry”. Jestem pewna, że nie pożałujecie ❤️

Wyruszając na górski szlak często nie zwracamy uwagi na to, co otacza nas przed dotarciem do upragnionego celu. Zdobywając szczytu i podziwiając roztaczające się z niego panoramy, zapominamy o całej drodze, która może mieć równie wiele do zaoferowania. „Dzikie Tatry” zapraszają wszystkich miłośników górskich wędrówek do zwolnienia, większej uważności i dostrzeżenia na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bree i Nathan to para najlepszych przyjaciół z liceum. Ona – tancerka, której wypadek przeszkodził w rozwijaniu kariery. On – futbolista, jeden z czołowych graczy NFL. Oboje próbują żyć po swojemu, osobno, wbrew uczuciom, które od lat tkwią w ich sercach. Bo przecież to drugie nie może czuć tego samego, prawda?

Jeśli chcielibyście zapoznać się z tą historią to już na wstępie Wam mówię: NIE CZYTAJCIE OPISU. On zdradza dobrą 1/3 książki. Ja przed słuchaniem na szczęście go nie przeczytałam. Dzięki temu mogłam sama odkrywać kolejne elementy fabuły, opartej na popularnych motywach friends to lovers i fake-datingu (akurat informacja o tym znajduje się na okładce).

Sama historia jest dość prosta i schematyczna – ona kocha jego, on kocha ją, ale żadne z nich nie chce odważyć się na zrobienie pierwszego kroku, by opuścić friendzone. Bardzo podobała mi się jednak kreacja bohaterów, a także sama ich relacja. Mieli przeszłość, która odcisnęła na nich piętno, a także mocne i słabe strony. Kibicowałam im od samego początku. Wierzyłam też w uczucie, które między nimi było i ewoluowało na przestrzeni całej książki.

W przypadku tego romansu warto postawić na audiobook. Mamy tu dwoje lektorów, bowiem sama historia opowiedziana jest z dwóch perspektyw. To naprawdę robi różnicę!

Może nie była to opowieść, która na długo pozostanie w mojej pamięci. Podczas słuchania bawiłam się jednak świetnie. Jest zabawna, można przywiązać się do bohaterów, a oprócz samego romansu zahacza też o ważne kwestie takie jak sława, życie w ciągłej presji i zdrowie psychiczne. Jeśli szukacie przyjemnego romansu, w sam raz na letnie dni, to „The Cheat Sheet” może sprawdzić się doskonale 😍

Bree i Nathan to para najlepszych przyjaciół z liceum. Ona – tancerka, której wypadek przeszkodził w rozwijaniu kariery. On – futbolista, jeden z czołowych graczy NFL. Oboje próbują żyć po swojemu, osobno, wbrew uczuciom, które od lat tkwią w ich sercach. Bo przecież to drugie nie może czuć tego samego, prawda?

Jeśli chcielibyście zapoznać się z tą historią to już na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po „Jedno po drugim” sięgnęłam wraz z rozpoczęciem lata, sporą część książki przeczytałam na plaży. A to historia, która wydaje się być idealna na chłodne i ciemne jesienno-zimowe wieczory. Jej akcja rozgrywa się wysoko w górach, w ekskluzywnym domku w Alpach, do którego dostać się można wyciągiem narciarskim. Spotykają się tam pracownicy firmy, którzy na wyjeździe planują dojść do porozumienia w pewniej dzielącej ich grupę sprawie. Nad ich pobytem czuwa para gospodarzy domku. Nie mogą oni jednak powstrzymać intensywnych opadów śniegu, które ostatecznie doprowadzają do katastrofy. Odcięci od świata bohaterowie muszą radzić sobie ze skutkami żywiołu, w czym nie pomaga świadomość, że pośród nich kryje się morderca…

Wcale nie potrzeba szalejącej za oknem śnieżycy, by wczuć się w klimat powieści – Ware oddała go znakomicie. Nawet gdy opalałam się na plaży, moje ciało przeczuwał chłód. Zagęszczająca się z każdą stroną atmosfera owijała swoje macki również wokół mnie. Mniej więcej od połowy nie byłam w stanie odłożyć książki, napięcie sięgało zenitu!

Dobrym zabiegiem było poprowadzenie narracji z dwóch perspektyw – jednej z uczestniczek wyjazdu oraz gospodyni opiekującej się domkiem. Dzięki temu możemy przyjrzeć się członkom firmy i im motywacjom od wewnątrz, a także spojrzeć na całą tę grupę oczami obcych osób. Z początku trochę mylili mi się poszczególni bohaterowie, jednak szybko połapałem się kto jest kim, w czym pomogła charakterystyka pracowników umieszczona na samym początku książki.

„Jedno po drugim” to nie tylko dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na służbowym wyjeździe. To tajemnice skrywane przez bohaterów, które z czasem wychodzą na jaw. To skomplikowane relacje łączące pracowników i motywacje, które kierują nimi podczas dokonywanych wyborów. A wszystko składa się na wciągającą i emocjonującą fabułę, angażującą do samego końca. Autorka po raz kolejny mnie nie zawiodła!

Po „Jedno po drugim” sięgnęłam wraz z rozpoczęciem lata, sporą część książki przeczytałam na plaży. A to historia, która wydaje się być idealna na chłodne i ciemne jesienno-zimowe wieczory. Jej akcja rozgrywa się wysoko w górach, w ekskluzywnym domku w Alpach, do którego dostać się można wyciągiem narciarskim. Spotykają się tam pracownicy firmy, którzy na wyjeździe planują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie tak odległa od Polski Słowenia wciąż zdaje się być krajem tajemniczym, nieznanym. Przed lekturą książki myśląc o Słowenii, miałam w głowie alpejskie szczyty, malownicze rzeki, jaskinie i otoczone górami jeziora. Zuzanna Cichocka odkrywa przed osobami czytającymi kraj niezwykle złożony. Zaprasza do zapoznania się z jego historią i kulturą oraz spojrzenia na niego od wewnątrz, z perspektywy jego mieszkańców.

Dzięki lekturze oraz, będących jej uzupełnieniem, pięknym fotografiom miałam okazję zagubić się w lublańskich i mariborskich uliczkach, odwiedzić region Prekmurje – położony najdalej na wschód fragment kraju, zajrzeć do muzeów, a także prowadzonej przez emigranta z Kolumbii kawiarni. Dziwiłam się, że tak mały kraj okazuje się tak niezwykle różnorodny – pełen kontrastów i wpływu wielu okolicznych kultur oraz skomplikowanej historii. Autorka uchwyciła, po czym umiejętnie i z ogromną wrażliwością przedstawiła ducha Słowenii.

Książka nie stroni od tematów trudnych i rzucających cień na dobrą opinie kraju. Możemy przeczytać o izbrisani, wykreślonych – oficjalnie kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców, którzy z dnia na dzień przestali być obywatelami Słowenii. Poznajemy też historię licznych emigracji XVIII i XIX-wiecznych kobiet do Egiptu. Aleksandrinki – tak je bowiem nazywano – wyjeżdżały często wbrew sobie, pozostawiając w kraju swoje rodziny i dzieci. Ponadto autorka zagłębia się w obecną sytuację kobiet, emigrantów i osób reprezentujących społeczność LGBTQ+. Rozmawia i pyta, malując przy tym obraz różnorodnego słoweńskiego społeczeństwa.

Łatwość w opowiadaniu historii i lekkie pióro Zuzanny Cichockiej sprawiły, że czytałam książkę z ogromnym zainteresowaniem. Poznałam Słowenię „od środka”, od strony, której próżno szukać w przewodnikach. To kraj, który przyciąga, zachwyca i zachęca do – nie tylko czytelniczych – odwiedzin. Po lekturze jeszcze bardziej pragnę poznać go bliżej.

Nie tak odległa od Polski Słowenia wciąż zdaje się być krajem tajemniczym, nieznanym. Przed lekturą książki myśląc o Słowenii, miałam w głowie alpejskie szczyty, malownicze rzeki, jaskinie i otoczone górami jeziora. Zuzanna Cichocka odkrywa przed osobami czytającymi kraj niezwykle złożony. Zaprasza do zapoznania się z jego historią i kulturą oraz spojrzenia na niego od...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Islandia i Polacy. Historie tych, którzy nie bali się zaryzykować Aleksandra Kozłowska, Mirella Wąsiewicz
Ocena 7,2
Islandia i Pol... Aleksandra Kozłowsk...

Na półkach: ,

Dlaczego Polacy tak chętnie emigrują na Islandię? Czym się tam zajmują i jak sobie radzą z językiem? Czy planują wrócić do Polski, a może to na wyspie odnaleźli swoje miejsce na świecie? Skrajne różne odpowiedzi na te pytania spływają do nas podczas lektury książki „Islandia i Polacy. Historie tych, którzy nie bali się zaryzykować”.

Islandia od lat znajduje się w europejskiej czołówce najlepszych krajów do życia, jest więc atrakcyjnym kierunkiem emigracji zarobkowej i nie tylko. Autorki dotarły do kilkudziesięciu osób, które z różnych powodów opuściły ojczyznę, by osiedlić się na Północy. Emigrowali na przestrzeni wielu lat, od lat 80. do roku obecnego. Dzięki temu możemy przekonać się jak wyglądała ich codzienność na obczyźnie dawniej i jak wygląda dzisiaj. Jak zmieniało się podjęcie Islandczyków do emigrantów i jak zmieniła się sama wyspa. Jest to jednak dość znikomy jej obraz, stąd polecam sięgnąć po książkę, mając już o Islandii jakieś pojęcie.

Tak różnorodny dobór rozmówców i rozmówczyń pozwolił spojrzeć na życie emigranta z wielu perspektywy. Mamy w książce osoby prowadzące na wyspie własne biznesy, jest siostra zakonna, botanik, podcasterka, artystka, pracownik restauracji, aktorka. Ze szczerością dzielą się swoimi doświadczeniami, a ich historie pochłania się jednym tchem.

Autorkom niestety momentami nie udało się uciec od stereotypów, dotyczących zarówno Islandczyków, jak i Polaków. W większości podobał mi się kierunek, w którym zmierzały rozmowy przeprowadzane z rozmówcami i rozmówczyniami, jednak niektóre z zadawanych im pytań były w mojej opinii nie na miejscu. Mogły zostać sformułowane nieco inaczej lub w ogóle pominięte. Treść rozdziałów zupełnie by na tym nie ucierpiała.

Mimo wszelkich moich uwag książkę czytałam z dużym zainteresowaniem i mogę zaliczyć tę lekturę do udanych. Chyba po prostu mam słabość do Islandii. Lubię też poznawać nieoczywiste historie zwykłych ludzi. Jeśli i wy lubicie, to „Islandia i Polacy” może Wam się spodobać.

Dlaczego Polacy tak chętnie emigrują na Islandię? Czym się tam zajmują i jak sobie radzą z językiem? Czy planują wrócić do Polski, a może to na wyspie odnaleźli swoje miejsce na świecie? Skrajne różne odpowiedzi na te pytania spływają do nas podczas lektury książki „Islandia i Polacy. Historie tych, którzy nie bali się zaryzykować”.

Islandia od lat znajduje się w...

więcej Pokaż mimo to