rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Przeczytałam historię chorwackich miłości matki i córki, lecz niestety pozytywne wrażenia z lektury zdominował rosnący niepokój lingwistyczny.
Co to jest na litość boską "ryra"? Wyrażenie "dużo ryry" powtarza się, bodaj trzykrotnie w tekście, a z kontekstu wynika, że chodzi o dużo pracy na studiach - dużo "rycia"?
Słownik języka polskiego milczy.
Czy może mi to ktoś wyjaśnić?

Przeczytałam historię chorwackich miłości matki i córki, lecz niestety pozytywne wrażenia z lektury zdominował rosnący niepokój lingwistyczny.
Co to jest na litość boską "ryra"? Wyrażenie "dużo ryry" powtarza się, bodaj trzykrotnie w tekście, a z kontekstu wynika, że chodzi o dużo pracy na studiach - dużo "rycia"?
Słownik języka polskiego milczy.
Czy może mi to ktoś wyjaśnić?

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Sielsko i diabelsko" to książka, którą w pierwszej chwili mylnie zaczęłam porównywać z "Pod słońcem Toskanii" Frances Mayes, czy z Prowansją Petera Mayle'a. Od dawna bowiem szukam polskiego odpowiednika wyżej wymienionych tytułów.
Zbliżony jest tu wątek główny - nasza bohaterka remontuje dom na prowincji, ma problemy z wodą i znikającą brygadą remontową - te kłopoty maja również autorzy mieszkający w Prowansji czy Toskanii. Jak więc widać, stanowczo jesteśmy w Europie.
Jednak powieść o świętokrzyskiej wsi jest zupełnie innego gatunku. Nie ma w niej ironicznego dystansu obcokrajowca, czy w tym przypadku mieszkanki wielkiego miasta, do specyficznych wiejskich zachowań. Nie ma zewnętrznej obserwacji, podkreślania odmienności, zachwytów nad miejscowym folklorem.
Po krótkim wstępie, zarysie sytuacji, autorka wrzuca nas w głęboki nurt wydarzeń, który tym samym tempem rwie do końca powieści. A tematem przewodnim nie są zachwyty nad pięknem krajobrazu czy miejscową kuchnią, lecz trudne i skomplikowane sprawy międzyludzkie.
Szczerze mówiąc, trochę mi w powieści tych drobnych realiów brakuje.
Nie potrafię wyobrazić sobie zmian wprowadzanych w remontowanym domu, nie mogę posmakować codziennego życia Joanny, które autorka sprowadziła do emocjonalnej relacji z cyklu zdarzeń. Po przeczytaniu książki mam uczucie niedosytu. Jest ona jak obraz namalowany dużymi kolorowymi plamami. Bardzo efektowny, lecz brak w nim półtonów, cieni, tego wszystkiego, co sprawia, że można go oglądać po wielokroć i zawsze coś nowego odnaleźć. Nie brak mi tu refleksji, lecz tła.
Ale wracając do meritum...
"Sielsko i diabelsko" to wycinek z życia czterdziestokilkuletniej kobiety, matki dwojga nastolatków, nauczycielki, żony lekarza. Po likwidacji szkoły, w której mieszkała rodzina Zalewskich, Joanna i Krzysztof nieco pod przymusem kupują mały domek w miejscowości o nazwie, nomen omen, Zalewice i zaczynają przystosowywać go do własnych potrzeb.
W czas remontu, poza zwykłymi kłopotami, wpisują się wydarzenia dramatycznej natury - miłość, narodziny, śmierć. Z tym wszystkim Joanna musi sobie radzić sama, ponieważ pozbawiony pracy mąż wyjeżdża do Anglii, aby zarobić na spłatę kredytu.
Joasia jest kobietą energiczną, realizuje się w swojej pracy nauczycielki, ponadto jest autorką licznych przedstawień teatralnych w swojej szkole, a przede wszystkim próbuje ustabilizować życie rodzinne, obfitujące w niespodzianki i nagłe zmiany, za sprawą jej dzieci - Patryka i Dominiki.
"Sielsko i diabelsko" jest powieścią obyczajową, osadzoną w realiach podkieleckiej wsi. Pierwszoosobowa narracja, różnorodność i tempo wydarzeń wciągają czytelnika od pierwszej do ostatniej strony.
Książka jest, co warte podkreślenia, bardzo starannie wydana.
Nie znalazłam błędów, czy literówek, tak ostatnio pleniących się w powieściach. Dobry papier i efektowna okładka sprawiają, że "Sielsko i diabelsko" nadaje się na prezent dla każdej kobiety.
I ze względu na formę i ze względu na treść.

"Sielsko i diabelsko" to książka, którą w pierwszej chwili mylnie zaczęłam porównywać z "Pod słońcem Toskanii" Frances Mayes, czy z Prowansją Petera Mayle'a. Od dawna bowiem szukam polskiego odpowiednika wyżej wymienionych tytułów.
Zbliżony jest tu wątek główny - nasza bohaterka remontuje dom na prowincji, ma problemy z wodą i znikającą brygadą remontową - te kłopoty maja...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten, kto porównał książki Toma Holta do Pratchetta, wyrządził Holtowi straszna krzywdę. Po takiej zapowiedzi czytelnik spodziewa się literatury zupełnie innego rodzaju. Holtowi chyba najbliżej jest do "Siedemnastolatka" Tarkingtona. Paul nawet przypomina nieco Williama. W "Przenośnych drzwiach" znajdujemy podobny typ humoru, podobny sposób przedstawiania rzeczywistości.
Właściwie jest to książka o manipulacji. Sophie i Paul zostają wciągnięci w specyficzną formę "biurowych rozgrywek". Początkowo są biernymi widzami, by w końcu stać się pełnoprawnymi graczami.
Powieści nie czyta się jednym tchem. Akcja rozwija się wolno, podczas gdy autor wprowadza czytelnika w reguły stworzonego przez siebie świata.
Stanowczo nie jest to jednak "Świat Dysku".

Ten, kto porównał książki Toma Holta do Pratchetta, wyrządził Holtowi straszna krzywdę. Po takiej zapowiedzi czytelnik spodziewa się literatury zupełnie innego rodzaju. Holtowi chyba najbliżej jest do "Siedemnastolatka" Tarkingtona. Paul nawet przypomina nieco Williama. W "Przenośnych drzwiach" znajdujemy podobny typ humoru, podobny sposób przedstawiania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nareszcie coś nowego. Zamiast wampirów i wilkołaków - podróże w czasie.
Temat wielokrotnie poruszany, lecz jednak wciąż świeży. Fabuła zapowiada się interesująco. Piszę "zapowiada", ponieważ tom pierwszy "Trylogii Czasu" to jedynie preludium. Więcej tu pytań, niż odpowiedzi. Tym bardziej niecierpliwie czekam na następne tomy - "Błękit szafiru" i "Zieleń szmaragdu". Okładki - przepiękne.

Nareszcie coś nowego. Zamiast wampirów i wilkołaków - podróże w czasie.
Temat wielokrotnie poruszany, lecz jednak wciąż świeży. Fabuła zapowiada się interesująco. Piszę "zapowiada", ponieważ tom pierwszy "Trylogii Czasu" to jedynie preludium. Więcej tu pytań, niż odpowiedzi. Tym bardziej niecierpliwie czekam na następne tomy - "Błękit szafiru" i "Zieleń szmaragdu". Okładki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mniej seksu, więcej sensu poproszę!

Mniej seksu, więcej sensu poproszę!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Lekka komedia" Eduardo Mendozy zapadła mi w pamięć przede wszystkim lekko szalonym obrazem powojennej Barcelony. W czasach odbudowy wydaje się, że życie powinno być surowe i wypełnione pracą. Nic bardziej mylnego. Oglądamy obraz miasta, które rozkwita w sposób lekki, łatwy i przyjemny, nie stroniąc od rozrywek.
Głównym bohaterem powieści jest komediopisarz Prullas. Człowiek otwarty, towarzyski, romansowy... Nie sposób go nie lubić. Nawet gdy wpada w środek kryminalnej afery, czyni to z gracją i bez nadmiernej nerwowości.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Akcja nie gna, czytelnik nie czuje się poganiany. Może "obejrzeć" dokładnie miejsca, w których spotyka bohatera, może poznać jego (i innych) nastroje i drobne kłopoty.
To wszystko składa się na książkę do bardzo leniwego czytania.

"Lekka komedia" Eduardo Mendozy zapadła mi w pamięć przede wszystkim lekko szalonym obrazem powojennej Barcelony. W czasach odbudowy wydaje się, że życie powinno być surowe i wypełnione pracą. Nic bardziej mylnego. Oglądamy obraz miasta, które rozkwita w sposób lekki, łatwy i przyjemny, nie stroniąc od rozrywek.
Głównym bohaterem powieści jest komediopisarz Prullas....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałam bez przygotowania. Kupiłam odruchowo, jak każdą Chmielewską od lat. W pierwszej chwili nie mogłam się zorientować, gdzie jestem. Książka reklamowana jako kontynuacja "Wszystko czerwone”, ale gdzie klimat tamtych czasów, gdzie tamta Alicja, co tu robi Marianek, skompromitowany wydawałoby się ostatecznie w "Kocich workach"? Mocno punktowanym odnośnikiem do PRL-u były tytułowe byczki w pomidorach. Dzięki nim dotarło do mnie, że jest to książka "pomiędzy". Ale mnie nie przekonało.
Tematycznie wszystko się zgadza. Pisarsko niestety nie.
Panią Joannę czytam i uwielbiam od lat. Jednak nie bezkrytycznie. Jej sposób pisania się zmienia, niestety na gorsze. Po "Porwaniu" zarzekałam się, że już żadnej książki nie kupię. Zbyt dużo nowych postaci, znanych autorce, lecz niestety nie czytelnikowi. "Niewyraźnie przedstawionych". Tłum nie do zapamiętania. Nawet dla wiernej czytelniczki.
W "Byczkach" następuje poprawa. Powracają starzy znajomi a ilość nowych twarzy jest ograniczona. Akcja jednak rozmywa się wśród rozwlekłych, nazwijmy to powściągliwie - omówień.
Gubiąc się w sprawdzaniu, kto, komu, co powiedział dobrnęłam do końca. Zapamiętałam głównie ogromne ilości różnoprocentowego alkoholu, serwowanego niemal na każdej stronie.
Teraz muszę odczekać i wrócić do książki ponownie. Uporządkować doznania. Przygotowana, nastawiona, ale niestety już bez tej nadziei na "coś dobrego do wielokrotnego czytania", z jaką zawsze witałam nowe książki mojej ulubionej autorki.

Przeczytałam bez przygotowania. Kupiłam odruchowo, jak każdą Chmielewską od lat. W pierwszej chwili nie mogłam się zorientować, gdzie jestem. Książka reklamowana jako kontynuacja "Wszystko czerwone”, ale gdzie klimat tamtych czasów, gdzie tamta Alicja, co tu robi Marianek, skompromitowany wydawałoby się ostatecznie w "Kocich workach"? Mocno punktowanym odnośnikiem do PRL-u...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rozczarowana gwałtem.

Fabuła świeżutko wydanego „Gwałtu” Joanny Chmielewskiej dla jej wielbicieli nie jest czymś nowym. Wielokrotnie zapowiadana książka, powstała, bowiem na kanwie wydarzeń, które miały miejsce około 40 lat temu w okresie bliskiej znajomości autorki z prokuratorem. Przerobiony na słuchowisko radiowe i scenariusz telewizyjny tekst, nie został jednak nigdy i nigdzie wykorzystany. Po raz pierwszy szkic fabuły przyszłej powieści ukazał się w „Autobiografii” Joanny Chmielewskiej tom trzeci – „Druga młodość”.
I tę samą fabułę, bardzo tylko rozwleczoną i „upiększoną” otrzymujemy obecnie w postaci powieści.
Tematem przewodnim książki jest autentyczna rozprawa o gwałt w mieście Płocku. Rozprawa, w której w sposób groteskowy zbiegły się interesy pokrzywdzonej, byłej konkubiny gwałciciela, milicji i prokuratury. Można powiedzieć, że życie samo napisało scenariusz farsy a Pani Joanna skrupulatnie go odnotowała. Niestety nie poprzestała na tym.
W powieści, na fali reminiscencji z czasów PRL-u dodany został wątek tajemniczego osobnika w dwóch zakochanych osobach ojca i syna, (którzy zastąpili Leszka – włamywacza z „Autobiografii”), równie tajemniczego byłego, niekoniecznie wielbiciela oraz prawie wszechmogącej pani Wandy. Tajemnica, tajemnicę pogania, a ich zawiłe wyjaśnianie stanowi drugą warstwę fabuły.
Główni bohaterowie, czyli dziennikarka Patrycja i prokurator Kajtuś wiodą na łamach książki przedziwny romans, polegający na udowadnianiu Kajtusiowi przez Patrycję „trwałego dziwkarstwa” (określenie autorki), by w finale ów mankament pomijając uznać go za osobnika godnego uwagi i obdarzenia uczuciami. Obie postaci są wyblakłą wersją Joanny i Diabła z wcześniejszych książek, w autobiograficzne wątki już dalej nie wnikając.
Ich wzajemne relacje są natomiast na tyle skomplikowane, że podczas procesu muszą pozostawać w kontakcie przy pomocy, znów tajemniczego, urządzenia pozyskanego w tajemnicy z Polskiego Radia.
Owo urządzenie służy wyłącznie do przekazywania jadowitych uwag Patrycji wprost do prokuratorskiego ucha. Innego zastosowania w powieści nie znalazłam i poczułam się rozczarowana po raz pierwszy.
Cały tekst jest bardzo słaby. Nie ma w nim wdzięku starszych powieści. Pozostała bezładna paplanina, z licznym powtórzeniami i małomiasteczkowymi naleciałościami rodem, jak się domyślam wprost z notatek procesowych. Nawet charakterystyczny styl pisarski Pani Joanny został jakby stłamszony i wciśnięty pomiędzy często dosadne określenia.
Po wysilonej lekturze pozostaje wrażenie nieudolności, całkowicie zaskakujące w przypadku tak znanej i poczytnej autorki. Otrzymaliśmy, bowiem trzy odrębne wątki – procesu, romansu i PRL-owskiej władzy, tak przedziwnie ze sobą sklejone, że, jak już pisałam, wyjaśnianie ich wzajemnych powiązań stanowi, nie przesadzę, połowę objętości książki.
Co czyni ją nudną.
Poważniejszą sprawą są kwestie obyczajowe poruszane w „Gwałcie”. Otrzymujemy drobiazgową relację z poczynań bohaterów procesu, która skłania czytelnika do wysnucia, prawidłowego wniosku, że żaden gwałt nie miał tam miejsca. Jednak postawiona przez autorkę teza o „modzie na gwałt” wśród spragnionych silnych doznań panienek, wydaje się być ryzykowna. Zwłaszcza w owych, podobno socjalistycznych czasach. Taką tezę mógłby wysunąć współczesny mężczyzna, okraszając ją dodatkowo niepoprawnym politycznie rechotem. W „Autobiografii” Chmielewska dodaje stosowne wyjaśnienie - w powieści go zabrakło. Kolejne rozczarowanie.
Książki Joanny Chmielewskiej towarzyszyły mi przez całe dorosłe życie.
Mniej więcej od czasu „Lesia” czytałam na bieżąco każdą wydaną pozycję. Mam je prawie wszystkie, przeważnie pierwsze wydania.
Z tym większym rozczarowaniem biorę do ręki te ostatnie – „Porwanie”, świetnie rozpoczęte sceną policyjnej interwencji, zmieniające się w melanż towarzysko-gastronomiczny, okraszony fragmentami kroniki policyjnej. „Byczki w pomidorach”, gdzie w żaden sposób nie mogłam samodzielnie dopasować czasu akcji i musiałam uciec się do recenzji lepiej poinformowanych osób.
I teraz „Gwałt” – nie kupiłam tej książki domyślając się fabuły. Nie zamierzałam jej czytać. Jednak, gdy szczęśliwym – nieszczęśliwym trafem wpadła mi w ręce, naprawdę próbowałam. I skończyłam tylko z poczucia obowiązku wobec ukochanej niegdyś autorki.
Ale nie polecam.
Zmiana wydawnictwa najwyraźniej Pani Joannie nie służy. Nad jej ostatnią powieścią czuje się ciężki oddech komercji, która już zawikłaną i może i komiczną w swym prostactwie historyjkę, każe rozdymać do objętości zapewniającej, sygnowany znanym nazwiskiem zysk.
W „Autobiografii” znajdują się jeszcze inne fragmenty niewykorzystanych tekstów.
Błagam, nie!
Po „próbie gwałtu” mam nadzieję, że już nic gorszego mnie nie spotka.

Rozczarowana gwałtem.



Fabuła świeżutko wydanego „Gwałtu” Joanny Chmielewskiej dla jej wielbicieli nie jest czymś nowym. Wielokrotnie zapowiadana książka, powstała, bowiem na kanwie wydarzeń, które miały miejsce około 40 lat temu w okresie bliskiej znajomości autorki z prokuratorem. Przerobiony na słuchowisko radiowe i scenariusz telewizyjny tekst, nie został jednak nigdy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część dużo lepsza, niż pierwsza.
Czekam na trzecią :)

Druga część dużo lepsza, niż pierwsza.
Czekam na trzecią :)

Pokaż mimo to