rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wspaniała to była przygoda i nie żałuję ani jednej chwili poświęconej na czytanie trylogii rozciągniętej obecnie do sześciu książek, ale czas wysiąść z tego pociągu zmierzającego do piekła. Gdybym postanowiła zliczyć wszystkie absurdy występujące na licznych (och te niemiłosiernie długie, szczegółowe opisy dosłownie wszystkiego!) kartach powieści pani Barlińskiej, nie skończyłabym pisać przez kilka dni. Victoria Clark oficjalnie w moim rankingu postaci delikatnie ujmując mało inteligentnych piastuje pierwsze miejsce i zakładam odważnie, że nikt jej korony nie odbierze przez baaaaaardzo długi czas. Chyba nigdy w życiu nie spotkałam tak skrajnie idiotycznej postaci, która podejmuje najgorsze z możliwych decyzje, ma syndrom męczennicy przejmującej cierpienie całego świata, a przy tym jest cudowna w oczach przyjaciół i rodziny (serio, autorka uwielbia tłumaczyć coś Victorii ustami innych, przez co wypada ona na jeszcze głupszą niż jest w rzeczywistości). Poza tym cechuje ją ośli upór, skłonność do częstego konfabulowania, nieumiejętność wyrażania swoich myśli i bezczelność przekuwająca się w salwy przekleństw, ale ogólnie tego jest sporo od samego początku.

W tej części jej głupie posunięcia są prawdopodobnie usprawiedliwiane chorobą, ale to w ogóle temat na osobną dyskusję, bo kiedy przeczytałam o chorobie afektywnej dwubiegunowej, pomyślałam, że może autorka w końcu poruszy jakiś ważny temat, skoro po gwałcie na Mii przeleciała w trybie błyskawicy, wspominając raptem o terapii, na którą dziewczyna chodziła. Kilkanaście stron pokazujących epizod manii Victorii, żeby potem przyjaciele pojechali do nawiedzonego domu na święta i bawili się w śnieżki. Nie ma to jak robić komedię z choroby psychicznej. Zarąbisty przekaz. Zdaję sobie również sprawę, że te książki czytają prawdopodobnie młode dziewczęta i uważam za słabe to, iż Victoria jest wiecznie niezadowolona ze swojego wyglądu. A wiemy to, ponieważ ciągle jest to wspominane przy okazji ubierania spodni z wysokim stanem i szerokich bluz (serio, rzygam już opisami tych samych betów, które nosi Victoria). Narzeka na szerokie biodra, na większe uda i tak dalej (oczywiście w oczach wszystkich jest mega seksowna i kobieca), a może zamiast wywoływać kompleksy w swoich czytelniczkach warto byłoby zarażać ciałopozytywnością? Pokazać im, że nie muszą być jak ideały rodem z instagrama, bo inne nie znaczy brzydkie?

Cały ten shit opiera się na rzekomej miłości Nathaniela i Victorii, ale przez sześć książek nie zauważyłam naprawdę niczego, co określiłoby ich relację chociażby mianem zauroczenia. Jasne, jest seks, ale to najprymitywniejszy z ludzkich instynktów. Nawet po latach gdy spotykają się ponownie i nie są już nastolatkami zachowującymi się jak debile, nie potrafią ze sobą rozmawiać bez dogryzania sobie, a Nathaniel ma tyle charyzmy co kanapka wyciągnięta z plecaka po wakacjach. Kompletnie nie rozumiem fenomenu tej pary, nie rozumiem czemu ona za nim biega, pomimo tylu otrzymanych razów, a on ma to w dupie - właściwie Nathaniel ma w dupie wszystko i przypomina trochę bardziej ogarniętych czytelników, którzy przelatują przez książkę Barlińskiej i mają takie: "co ja robię ze swoim życiem, że to czytam xD".

Czymś co mnie szczerze rozbawiło (akurat w pozytywnym aspekcie) była ta cała drama otaczająca Victorię i Theo związana z ich rodzicami, a właściwie biologicznym ojcem, który okazał się mafijnym bossem - myślałam, że skisnę, bo jeszcze mafii w tym wszystkim brakowało i jakiś cienkich jak barszcz z torebki intryg toczących się od chwili narodzin naszej bohaterki. Z gąszczu absurdów to jest absolutna perełka stojąca na piedestale <3

Podsumowując: nie żałuję, że przeczytałam to barachło, co się uśmiałam to moje, ale rundę siódmą odpuszczam. Pani Barlińska też powinna odpuścić klawiaturę, bo pisanie takich górnolotnych bzdur może być groźne dla zdrowia. Ileż można.

Wspaniała to była przygoda i nie żałuję ani jednej chwili poświęconej na czytanie trylogii rozciągniętej obecnie do sześciu książek, ale czas wysiąść z tego pociągu zmierzającego do piekła. Gdybym postanowiła zliczyć wszystkie absurdy występujące na licznych (och te niemiłosiernie długie, szczegółowe opisy dosłownie wszystkiego!) kartach powieści pani Barlińskiej, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba najlepsza jak dotąd osłona serii "Grzechy ojców". Nie ukrywam, że bardzo czekałam na historię miłosną Grety i Amo, choć podchodziłam do niej z małymi obawami, bo we wcześniejszych częściach było wspomniane wiele o podbojach łóżkowych Amo. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona: uczucia głównych bohaterów początkowo są pokazane jako zauroczenie od pierwszego wejrzenia, dopiero potem wkrada się standardowe dla Cory pożądanie, bo w tym świecie przecież nie można pokochać kogoś za intelekt, czy dobre serce. I w tym miejscu historia zatacza koło jak we wszystkich książkach z tej serii. Czyli: robimy wszystko by było ruchable.

Cora próbowała poprowadzić tę historię trochę inaczej i przyznam szczerze, że spodobał mi się dylemat, który postawiła przed Amo: bycie w przyszłości Capo lub kobieta, w której się zakochał. To był minimalny powiew świeżości, ale też pokazanie, że Amo dorósł do ponoszenia odpowiedzialności za swoje działania. Greta natomiast wypadła dla mnie bardzo blado - jej charakter i wrażliwość nie uczyniły z niej mimozy na miarę Arii, ale było naprawdę blisko. Pod względem wycofania i bezpośredniości zdaje się być żeńskim odpowiednikiem Nino.

Najmocniej w tej książce błyszczał Nevio - bezkompromisowy, szalony, pełen mroku i chęci siania zagłady, a równocześnie kochający swoich bliskich wręcz niezdrową miłością. No wprost syn swojego ojca. Jestem bardzo ciekawa przedstawienia jego relacji z Aurorą w kolejnej części.

Największym minusem dla mnie był motyw z Serafiną i ciążą Grety (inne bohaterki też były w ciąży, ale szczerze mówiąc straciłam rachubę, która i ile dzieci finalnie urodziła). To było po prostu dziwne, nawet trochę mnie zniesmaczyło podobnie jak ilość minetek, ale Cora chyba uwielbia pisać o tym, czego jej najwyraźniej brakuje w małżeństwie, bo ileż można.

Chyba najlepsza jak dotąd osłona serii "Grzechy ojców". Nie ukrywam, że bardzo czekałam na historię miłosną Grety i Amo, choć podchodziłam do niej z małymi obawami, bo we wcześniejszych częściach było wspomniane wiele o podbojach łóżkowych Amo. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona: uczucia głównych bohaterów początkowo są pokazane jako zauroczenie od pierwszego wejrzenia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

DNF po stu stronach, nie wiem dlaczego opowiadania przeniesione z Wattpada są tak rozwleczone. Ani mnie nie zaciekawiła, ani nie ułatwiała czytania długimi opisami.

DNF po stu stronach, nie wiem dlaczego opowiadania przeniesione z Wattpada są tak rozwleczone. Ani mnie nie zaciekawiła, ani nie ułatwiała czytania długimi opisami.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam z tą książką pewien problem. Bardzo cieszy mnie, że w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej powieści traktujących o ofiarach przemocy, o tym jak wygląda ich codzienność i z czym muszą się borykać. Bo także tutaj wobec Nory padają stwierdzenia, że niepotrzebnie ubrała spódniczkę, że co robiła sama na festynie studenckim jako piętnastolatka, że może prowokowała w jakiś sposób swoich trzech oprawców. Przykry standard, z jakim mierzą się ofiary i teksty, które powinny odejść do lamusa.

O takich książkach mówi się, że są ważne i potrzebne - oczywiście zgadzam się z tym twierdzeniem. "Wilki się czają" porusza problem spędzający sen z powiek wielu Amerykanom: sportowcom i chłopakom z różnych bractw przemoc seksualna aż nazbyt często uchodzi płazem, a w cały ten proceder jest zaangażowanych wielu pracowników uczelni. Jon Krakauer w książce "Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim" szczegółowo rozebrał ten temat na czynniki pierwsze, więc nie spodziewałam się po Friend czegoś podobnego, gatunek książek jest w końcu inny. Ona napisała potrzebną młodzieżówkę i w tym mam właśnie problem, gdyż naprawdę z całego serca chciałabym wierzyć, że ofiary w rzeczywistości również mają na kogo liczyć. Tymczasem bardziej skłaniam się ku temu, iż jest to wyidealizowane spojrzenie na poważny temat. Raczej jest to opowieść o tym, jak POWINNO być, niż jest w realnym świecie, gdzie często ofiary są stygmatyzowane, gdy minie pierwszy szok i odważą się mówić o swojej krzywdzie.

Ta książka zostawia mnie z pytaniem co mają począć dziewczyny, które w przeciwieństwie do Nory nie mogą liczyć na wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. Które nie są córkami dyrektorów sportowych tylko na przykład żyją w małym miasteczku z przyklejoną społeczną etykietką. Które nie mają po swojej stronie przyjaciółki pokroju Cam, uparcie dążącej do wymierzenia sprawiedliwości. Które nie odznaczają się niewinnym wyglądem w postaci blond włosów i niebieskich oczu, ani nie są atrakcyjne w przeciwieństwie do Nory, tylko zwyczajne i przeciętne. Aż w końcu: za którymi nie stoi grupa gotowa je wspierać poprzez manifestowanie swojego oburzenia i sprzeciwu wobec przemocy. Co z takimi dziewczynami?

Na dodatek książka kończy się w najbardziej interesującym momencie, gdy ma dojść do konfrontacji Nory ze sprawcami i to również jest słabe, bo wyraźnie widać, że powstają dwa obozy: tych, którzy wierzą Norze i tych, którzy bronią sprawców. Szkoda, zmarnowany potencjał.

Mam z tą książką pewien problem. Bardzo cieszy mnie, że w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej powieści traktujących o ofiarach przemocy, o tym jak wygląda ich codzienność i z czym muszą się borykać. Bo także tutaj wobec Nory padają stwierdzenia, że niepotrzebnie ubrała spódniczkę, że co robiła sama na festynie studenckim jako piętnastolatka, że może prowokowała w jakiś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety nie czuję się porwana przez kryminał Stiega Larssona. Być może sama sobie jestem winna, ponieważ przed sięgnięciem po niego oglądałam ekranizację, ale po prawdzie gdyby nie audiobook czytany przez genialnego Krzysztofa Gosztyłę, byłby zasłużony DNF. Dlaczego zasłużony? Głównie przez to, że Larsson ma denerwującą dla mnie tendencję wchodzenia zbyt mocno w mało interesujące szczegóły. Gdy w historii pojawiała się postać poboczna (wcale nie będąca ważną dla fabuły), musiałam poznać jej życiorys, który finalnie nie był mi do niczego potrzebny. Dotyczyło to również funkcjonowania sprzętów, przeszłości bohaterów i wielu innych rzeczy. Powieść jest zwyczajnie przegadana i chociaż rozwiązanie głównej zagadki jest mocne (ostatnie fragmenty naprawdę słuchało się z zapartym tchem) to nie mam najmniejszej ochoty na kontynuowanie dalszych części trylogii.

Szkoda mi jedynie, że nie poznam dalszych losów Lisbeth, która wymyka się schematom będąc nie jednowymiarową postacią w przeciwieństwie do lovelasa Blomkvista.

Niestety nie czuję się porwana przez kryminał Stiega Larssona. Być może sama sobie jestem winna, ponieważ przed sięgnięciem po niego oglądałam ekranizację, ale po prawdzie gdyby nie audiobook czytany przez genialnego Krzysztofa Gosztyłę, byłby zasłużony DNF. Dlaczego zasłużony? Głównie przez to, że Larsson ma denerwującą dla mnie tendencję wchodzenia zbyt mocno w mało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego niż to, co finalnie dostałam. I to nie tak, że oceniam tę książkę przez pryzmat „Siedmiu mężów Evelyn Hugo” — podchodząc do lektury naprawdę starałam się odciąć od powieści, która faktycznie Jenkins Reid wyszła świetnie. Oczekiwałam splendoru świata gwiazd, bo autorka potrafi go świetnie opisywać i zawiłych relacji międzyludzkich, sprytnie budowanego napięcia w trakcie słynnej imprezy rodzeństwa Riva prowadzącego do punktu kulminacyjnego. Nie dostałam nic poza dramatem obyczajowym i to takim mocno naciąganym, biorącym się z banalnego faktu: kobiecie brakowało samozaparcia, żeby odejść od toksycznego faceta biegającego za spódniczkami. Wkurzałam się na bohaterów, ale najbardziej chyba byłam wkurzona na autorkę, że tak po macoszemu potraktowała poruszane problemy pokroju alkoholizmu, chronicznej niewierności, czy strachu przed utratą wszystkiego. Zabrakło napięcia i niestety emocji, nie wiem gdzie te rzekomo znakomicie wykreowane postaci. Meh.

Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego niż to, co finalnie dostałam. I to nie tak, że oceniam tę książkę przez pryzmat „Siedmiu mężów Evelyn Hugo” — podchodząc do lektury naprawdę starałam się odciąć od powieści, która faktycznie Jenkins Reid wyszła świetnie. Oczekiwałam splendoru świata gwiazd, bo autorka potrafi go świetnie opisywać i zawiłych relacji międzyludzkich,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nemezis Chyłki po wielu perturbacjach w postaci upozorowanych śmierci i ucieczek, dostało w końcu swoją odrębną książkę. No i jak wyszło poznawanie historii Sadysty z Mokotowa? Moim zdaniem średnio, oczekiwałam chyba czegoś mocniejszego i bynajmniej nie mam tu na myśli krwawych opisów brutalnych zbrodni popełnianych przez Langera. Scena otwierająca jest bardzo dobra: ot, drapieżnik w trakcie łowów przez przypadek staje się ofiarą, niestety później udajemy się w poszukiwaniu odwiecznego zła, które drzemie w człowieku i prawdę powiedziawszy rozmowy między Piotrem, a Niną o nim i charakterystyce seryjnych morderców były niczym dyskusje w komentarzach pod podcastem na YT. Myślałam, że padnę ze śmiechu, gdy Pokora zacytowała opis psychopaty rodem z wikipedii xDD Historia wynaturzenia Piotra jest dokładnie taka sama, jak każdego innego zwyrodnialca wychowywanego w dysfunkcyjnym, acz bogatym domu stwarzającym wiele możliwości, z których Langer nauczył się korzystać. I chociaż na horyzoncie majaczy wątek pseudo romantyczny, my jako czytelnicy nie mamy wątpliwości, że Langer nie jest zdolny do odczuwania takich emocji, ale jak przystało na psychopatę, potrafi je świetnie pozorować.

Książka stoi kobietami o mocnych charakterach — Niną, która nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć cel i bezwzględną Karoliną Siarkowską, która tym razem zamierza zrobić wszystko, by wsadzić Langera za kratki. Dużo gorzej wypada Olgierd Paderborn, którego naprawdę szczerze uwielbiałam w cyklu o Chyłce — tam prokurator z silnym kręgosłupem moralnym, tutaj nieco zagubiony chłop wydający się dużo młodszym, niż jest w rzeczywistości, nie radzący sobie z byciem ojcem. Wątek orientacji seksualnej jego trzynastoletniego syna jest potrzebny tej książce jak świni siodło — to nic nie wnosi do fabuły, ponieważ Ludwik tak samo, jak ofiary Langera i reszta postaci drugoplanowych są papierowymi randomami, którzy mnie kompletnie nie interesowali. Raczej ciężko przeżywać czyjąś śmierć lub drżeć o ich los, skoro nie została stworzona żadna relacja między czytelnikiem, a postacią.

Najsłabszym elementem jest zdecydowanie zbyt wczesne ujawnienie prawdziwej tożsamości Niny. Od tego momentu napięcie leci na łeb i szyję, a my doskonale wiemy, że Langer finalnie odniesie zwycięstwo.

Nemezis Chyłki po wielu perturbacjach w postaci upozorowanych śmierci i ucieczek, dostało w końcu swoją odrębną książkę. No i jak wyszło poznawanie historii Sadysty z Mokotowa? Moim zdaniem średnio, oczekiwałam chyba czegoś mocniejszego i bynajmniej nie mam tu na myśli krwawych opisów brutalnych zbrodni popełnianych przez Langera. Scena otwierająca jest bardzo dobra: ot,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tylko Remigiusz potrafi na kilkuset stronach zmieścić tak wiele wydarzeń, które momentami wydają się niemal abstrakcyjne, ale fajnie się to czyta, czy raczej słucha w audiobooku. Ach ten Langer <3

Tylko Remigiusz potrafi na kilkuset stronach zmieścić tak wiele wydarzeń, które momentami wydają się niemal abstrakcyjne, ale fajnie się to czyta, czy raczej słucha w audiobooku. Ach ten Langer <3

Pokaż mimo to


Na półkach:

Cudownie abstrakcyjna książka ❤️

Cudownie abstrakcyjna książka ❤️

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mona Kasten złamała mi tą książką serce. Najpierw oczywiście je podbiła historią Rosie i Adama, a później niestety złamała, ale czy żałuję? Absolutnie, pochłonęłam "Lonely heart" w jeden dzień, bez wyrzutów sumienia odkładając na bok obowiązki. Przepadłam dla tych bohaterów, których udało mi się zrozumieć, bo ich doświadczcenia rezonują z moimi.

Oczarowała mnie pełna pasji i samozaparcia Rosie oraz skryty, wycofany Adam, którego problemy zdawały się piętrzyć z każdą kolejną stroną, prowadząc do wybuchu. W tej książce najważniejsza jest muzyka i to naprawdę czuć; na pierwszej stronie mamy przygotowaną playlistę od autorki i chociaż nigdy mi się to nie zdarza, tym razem przesłuchałam całość, kompletnie urzeczona.

Rosie i Adam to nie jedyni bohaterowie, których szczerze pokochałam, bo pozostali członkowie Scarlet Luck również są moimi ulubieńcami, nie da się ich nie lubić; każdy z nich ma inny charakter oraz sposób bycia, jednak najbardziej chwyta za serce, że w kryzysie stoją za sobą murem. Kasten porusza ważne tematy i robi to cholernie dobrze, z lekkością i wyczuciem, którego brakuje wielu autorom.

Gdzie jest drugi tom, ja się pytam?! <3

Mona Kasten złamała mi tą książką serce. Najpierw oczywiście je podbiła historią Rosie i Adama, a później niestety złamała, ale czy żałuję? Absolutnie, pochłonęłam "Lonely heart" w jeden dzień, bez wyrzutów sumienia odkładając na bok obowiązki. Przepadłam dla tych bohaterów, których udało mi się zrozumieć, bo ich doświadczcenia rezonują z moimi.

Oczarowała mnie pełna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno nie czytałam książki, która poruszyłaby mnie tak mocno, jak "Normalni ludzie". Tytuł w miarę upływu czasu nabiera większego sensu, jest wręcz gorzki i trochę kpi z bohaterów, zwłaszcza z Connella. To opowieść o dwójce bardzo zagubionych ludzi z życiowym balastem, który coraz mocniej ciąży im na ramionach i chwilami ciągnie w dół. Opowieść o zagubieniu, walce z niskim poczuciem własnej wartości, obsesyjną obawą przed byciem ocenianym, traumami wyniesionymi z rodzinnego domu, nienawiścią do samego siebie, problemami finansowymi zamykającymi wiele drzwi. Nie wiem, jakim cudem Rooney tego dokonała, ale byłam niesamowicie poruszona i myślę, że jeszcze długo będę myślała o tej książce. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to przemiana Marianne pod koniec, która moim zdaniem wzięła się trochę znikąd i... Cóż, ja nie czułam tej wielkiej miłości między bohaterami, jednak to nie przeszkadza mi w docenieniu pozycji.

Dawno nie czytałam książki, która poruszyłaby mnie tak mocno, jak "Normalni ludzie". Tytuł w miarę upływu czasu nabiera większego sensu, jest wręcz gorzki i trochę kpi z bohaterów, zwłaszcza z Connella. To opowieść o dwójce bardzo zagubionych ludzi z życiowym balastem, który coraz mocniej ciąży im na ramionach i chwilami ciągnie w dół. Opowieść o zagubieniu, walce z niskim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety nie przebrnęłam przez całą książkę, choć historia sama w sobie wydawała się dość ciekawa. Na pewno nie polecałabym jej osobom wrażliwym na krzywdę dzieci, bo zawiera wykorzystywanie seksualne nieletnich i przemoc. Mój główny zarzut to bardzo suchy styl autora, całkowicie pozbawiony emocji, postaci przez niego wykreowane może i mają jakąś głębię, ale przez krótkie rozdziały i skakanie od wątku do wątku, niestety ciężko z nimi sympatyzować. Pod względem charakteru też nie jest wybitnie; to taki klasyczny model, gdzie detektywi pracujący nad sprawą walczą równocześnie z własnymi problemami oraz demonami przeszłości, nic odkrywczego w tym gatunku.

Niestety nie przebrnęłam przez całą książkę, choć historia sama w sobie wydawała się dość ciekawa. Na pewno nie polecałabym jej osobom wrażliwym na krzywdę dzieci, bo zawiera wykorzystywanie seksualne nieletnich i przemoc. Mój główny zarzut to bardzo suchy styl autora, całkowicie pozbawiony emocji, postaci przez niego wykreowane może i mają jakąś głębię, ale przez krótkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O jeżu, ale mnie ta książka wymęczyła </3 Uwielbiam historię Valentiny i Dantego (Oddział zaraz po Camorrze to moi ulubieńcy), więc liczyłam na to, że polubię ich najstarszą córkę Annę, jednak to kompletnie niemożliwe.

Miała dobry start jako ta sprytna dziewczyna, która jest świadoma swoich obowiązków lecz równocześnie potrafi okręcić sobie każdego wokół palca. Tylko, że później jej kreacja całkowicie się rozmyła ponieważ Anna jest rozwydrzonym bachorem, który za wszelką cenę musi postawić na swoim. Uparła się na uwiedzenie Santino i wykorzystuje ku temu każdą okazję włącznie z szantażowaniem go, przez co staje się po prostu żałosna, a każda z jej kolejnych prób zaciągnięcia go do łóżka męczyła mnie coraz bardziej. Nie potrafię jej lubić, bo nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa - najważniejsze jest czego ona chce, taka typowa mafijna rozpieszczona księżniczka. Ani przez moment nie pomyślała o niebezpieczeństwie, jakie spadłoby na Santino, a przecież była w nim rzekomo zakochana. Zależało jej wyłącznie na seksie i cała ta miłość między nimi bierze się nie wiadomo skąd. Zazwyczaj w książkach Cory to faceci działają mi na nerwy, lecz Anna jest po prostu fenomenem. Najśmieszniejsze, że tyle gada o projektowaniu ubrań, a nigdy nie trzymała igły w ręce, bo na podstawie rysunków, które tworzyła krawcowe szyły jej ubrania i z tym niby dostała się na studia do Paryża xDDD

Santino natomiast jest.. tacy jak wszyscy męscy bohaterowie Cory, przywołajcie sobie ze trzy cechy charakteru Luki, Dante, Remo i innych, a dostaniecie Santino xD Nie ma żadnych zainteresowań poza dmuchaniem żonatych kobiet i przeklinaniem w co drugim zdaniu. Ponad to strasznie boli go, że został przydzielony do bycia ochroniarzem Anny, bo wolałby wrócić do roli Egzekutora Oddziału (dlaczego? Nie dostaliśmy ani jednego powodu czemu tak mocno się upiera przy tym) i o to ma przez całą książkę ból tyłka. Wydaje mi się, że on nie pożądał ani nie kochał Anny tylko dał sobie to wmówić przez bycie nieustannie na jej świeczniku. Gdyby mnie ktoś napastował tak uparcie, jak jego napastowała Anna to dałabym sobie wmówić dosłownie wszystko, nawet że moja matka była lamą.

Jestem rozczarowana nową serią Cory. Co prawda książka nie jest tak toksyczna jak niektóre jej twory (patrz Krucha tęsknota i Złamane serca), ale oczekiwałam większej świeżości, skoro wzięła się za nowe pokolenie bohaterów, których znamy i których lubimy. Tymczasem mało jest tu mafii samej w sobie (zero pościgów, porachunków, nic), mało emocji i zwrotów akcji, nawet ten nieszczęsny Paryż sprawia wrażenie kartonowego, jakby autorka znała go tylko ze stereotypów.

Daję propsa tylko za Leonasa, bo akurat jego relacja z siostrą mi się podobała, choć znając Corę obrzydzi mi chłopaka, gdy weźmie się za książkę z nim w roli głównej. Ech.

O jeżu, ale mnie ta książka wymęczyła </3 Uwielbiam historię Valentiny i Dantego (Oddział zaraz po Camorrze to moi ulubieńcy), więc liczyłam na to, że polubię ich najstarszą córkę Annę, jednak to kompletnie niemożliwe.

Miała dobry start jako ta sprytna dziewczyna, która jest świadoma swoich obowiązków lecz równocześnie potrafi okręcić sobie każdego wokół palca. Tylko, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka w założeniu miała traktować o stracie bliskich, żałobie i budowaniu życia na nowo. Temat bardzo trudny, wymagający odpowiedniej wrażliwości (zwłaszcza, że główna bohaterka ma maleńką córkę, która również przechodzi żałobę po ojcu). Przez pierwsze sto stron faktycznie zaczynałam się wkręcać w historię Liz i Tristana, jednak styl autorki jest po prostu kiepski, ma ona problem z opisywaniem przestrzeni i poruszaniem się postaci (przez co odnosi się wrażenie, że teleportują się z miejsca w miejsce, [patrz scena z upadkiem Liz i jej pierwsze pijaństwo, które popycha ją do Tristana]), a gwoździem do trumny są dialogi wielokrotnie ocierające się o żenadę.

Poczułam zniesmaczenie, gdy Liz wizualizowała sobie seks Tristana z jego zmarłą żoną, jednocześnie się w tym czasie masturbując. W ogóle ich układ, że będą uprawiali seks widząc w sobie nawzajem zmarłych małżonków, nie przypadł mi do gustu, bo rzecz jasna wiedziałam doskonale, iż w którymś momencie się w sobie zakochają. Nie zliczę jak bardzo denerwowali mnie wszyscy bohaterowie drugoplanowi na czele z irytującą przyjaciółką Liz, która non stop gadała o penisach, waginach i seksie z każdym. Obleśne.

W pewnym momencie z takiego trochę melodramatu przetykanego erotykiem, książka nagle wskakuje na tory kryminału i sensacji, czego szczerze mówiąc się nie spodziewałam, ale przynajmniej wybudziło mnie to ze snu. Intryga co prawda jak z koziej dupy trąbka, walnięty chłop z obsesją i zbieg okoliczności, który nigdy nie mógłby się zdarzyć - festiwal czystego debilizmu rozlewa się na ostatnich kilkudziesięciu kartkach.

Nie polecam, szkoda czasu. Uważam, że o takich tematach jak strata i żałoba powinno się pisać z większym szacunkiem. Ta historia nie jest dobrze napisana, jest po prostu tanim wyciskaczem łez. Tylko, że płaczesz nie ze wzruszenia tylko ze szczęścia, ponieważ masz ten shit za sobą.

Ta książka w założeniu miała traktować o stracie bliskich, żałobie i budowaniu życia na nowo. Temat bardzo trudny, wymagający odpowiedniej wrażliwości (zwłaszcza, że główna bohaterka ma maleńką córkę, która również przechodzi żałobę po ojcu). Przez pierwsze sto stron faktycznie zaczynałam się wkręcać w historię Liz i Tristana, jednak styl autorki jest po prostu kiepski, ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kiedy nikt nie patrzy, nie słyszy, to jakbyś nie istniała"

Nie ma odpowiednich słów by wyrazić frustrację, niedowierzanie i ból po przeczytaniu tego reportażu, a przynajmniej ja takich nie znajduję. Człowiek gotuje człowiekowi piekło na ziemi. Czy nikt nie widzi? Nie zadaje pytań, dlaczego kobieta posiniaczona i wychudzona słania się po drodze z pracy, prowadząc rower? Czy nikt nie dostrzega problemu alkoholowego, skrajnej biedy w wielodzietnej rodzinie? Czy to normalne, że kobieta rodzi szesnaścioro dzieci jedno za drugim, będąc uzależnioną od alkoholu, a wręcz nim zionie, gdy jedzie na porodówkę? Czy można uwierzyć w relację ofiar, skoro nie ma na to fizycznego dowodu w postaci obdukcji i są "tylko" słowa?

Nie.

Sąsiedzi odwracają wzrok, instytucje mające w zamyśle pomagać, odwracają wzrok, policja odwraca wzrok, bo króluje przekonanie, że co się dzieje w domu to w nim pozostaje — nie wynosi się problemów na zewnątrz, nie wolno wyłamać się ze schematu, który w efekcie stanowi niepisane okowy, w których muszą funkcjonować ofiary. Żeby choć postarać się objąć rozumem rozmiar tej historii i wymiar tragedii maltretowanej przez męża Ewy oraz jej córek, trzeba poznać środowisko. Tło tego dramatu.

Kaszubska wieś mająca swoją własną dramatyczną historię po zaborach i dwóch wojnach, stanowi zamkniętą hermetyczną społeczność, ożenki w bliskim kręgu rodzinnym oraz narodziny potomstwa obciążonego genetycznie były w tej społeczności przerażająco częste. W moim odczuciu reportaż nie piętnuje tej społeczności tylko przedstawia fakty i pozostawia czytelnikowi temat do rozważań. Pokazuje też zamknięty krąg przemocy, zmowę milczenia i niesamowitą traumę, z którą do tej pory mierzą się ofiary, które krzywdę (nomen omen dziejącą się na oczach wszystkich) doznały z rąk ojca i męża — osoby mającej chronić i wychowywać.

Naprawdę widać ogrom tytanicznej pracy jaką autorka wykonała spisując ten reportaż i nie dziwi mnie, że przygotowanie książki zajęło cztery długie lata, zapewne odciskając również piętno na pani Katarzynie, bo temat, którego się podjęła jest niesamowicie ciężki i złożony. Dziękuję pani Katarzynie, że dała głos ofierze, której nikt (nawet sąd i policja) nie chciała wysłuchać, ani uwierzyć. Bo pierwszym odruchem człowieka słyszącego o czymś takim jest niedowierzanie. I to jest błąd, który może pociągnąć za sobą olbrzymie konsekwencje.

"Kiedy nikt nie patrzy, nie słyszy, to jakbyś nie istniała"

Nie ma odpowiednich słów by wyrazić frustrację, niedowierzanie i ból po przeczytaniu tego reportażu, a przynajmniej ja takich nie znajduję. Człowiek gotuje człowiekowi piekło na ziemi. Czy nikt nie widzi? Nie zadaje pytań, dlaczego kobieta posiniaczona i wychudzona słania się po drodze z pracy, prowadząc rower?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chociaż książka nie jest obszerna to niestety przeczytałam tylko połowę. Odrzucił mnie styl Johnson, a historia nie sprawiła, żebym wkręciła się tak mocno, aby powieść dokończyć.

Chociaż książka nie jest obszerna to niestety przeczytałam tylko połowę. Odrzucił mnie styl Johnson, a historia nie sprawiła, żebym wkręciła się tak mocno, aby powieść dokończyć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako czytadełko na zimowe długie wieczory wyszło spoko, ale pod koniec było już tak słodko i idealnie, że zaczęły mnie boleć zęby.

Jako czytadełko na zimowe długie wieczory wyszło spoko, ale pod koniec było już tak słodko i idealnie, że zaczęły mnie boleć zęby.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza część trylogii Leny Kiefer zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, więc z wielką ochotą podeszłam do drugiego tomu, zwłaszcza po zakończeniu, które nie pozwala czytelnikowi tak po prostu przestać myśleć o tej książce. Czytając "Don't love me" tak mocno zżyłam się z Kenzie i Lyallem, tak bardzo wsiąknęłam w ich historię, że nie mogłam odpuścić. Autorka zrzuciła na ostatnich stronach prawdziwą bombę, stawiając pod znakiem zapytania prawdomówność Lyalla, za którym ciągnęło się dość przykre wydarzenie.

Uważam "Don't hate me" za nieco gorszą od swojej poprzedniczki, ale mimo wszystko nie obniżę oceny, ponieważ lektura sprawiła mi dużą przyjemność. Choć wydarzenia w hotelu na Korfu były interesujące, zwłaszcza, gdy pojawił się mój ukochany Finlay, który skradł show, to w pewnej chwili odniosłam wrażenie, iż jest to za bardzo rozciągnięte, aż chciałam krzyknąć do Kenzie i Lyalla: "porozmawiajcie w końcu ze sobą!". Wolałabym więcej ich interakcji, zamiast czytania o szczegółach remontowania Kefi Palace. Ostatecznie jednak byłam zadowolona, głównie dlatego, że obawy Kenzie i demony dręczące Lyalla były prawdziwe, ludzkie i potrafiłam je zrozumieć, bo mogłyby przydarzyć się każdemu z nas. A oni postanowili wspólnie stawić im czoła.

Uwielbiam sposób, w jaki Kiefer opisuje miejsca oraz kreuje drugoplanowych bohaterów tak, że ci mają rację bytu, a nie stanowią wyłącznie tło do historii. W "Don't love me" byliśmy w szkockim Kilmore, wręcz czuliśmy rześkie powietrze o poranku i wszechobecną zieleń. Tutaj lądujemy w słonecznym Korfu i możemy się poczuć tak, jakbyśmy byli z Kenzie i Lyallem w Grecji. Niezmiernie szanuję tę serię za to, że nie promuje toksycznej relacji głównej pary, co w ostatnich latach wydaje mi się jest modne. Nie, tutaj postaci nie pogrążają się w autodestrukcji tylko próbują normalnie żyć, nawet jeśli jest to ciężkie ze złamanym sercem.

Pierwsza część trylogii Leny Kiefer zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, więc z wielką ochotą podeszłam do drugiego tomu, zwłaszcza po zakończeniu, które nie pozwala czytelnikowi tak po prostu przestać myśleć o tej książce. Czytając "Don't love me" tak mocno zżyłam się z Kenzie i Lyallem, tak bardzo wsiąknęłam w ich historię, że nie mogłam odpuścić. Autorka zrzuciła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od premiery "Legendy o piołach i wrzasku" nic mnie tak nie wynudziło jak kontynuacja "Krwi i popiołu", a szkoda, bo pierwszy tom, choć nie był idealny i bolało w oczy kulawe polskie tłumaczenie (takie kwiatki jak Sysuni xD), mimo wszystko mnie zaciekawił, sprawiając, że postanowiłam dać szansę pani L.Armentrout. Liczyłam na to, że skoro Poppy zerwała łańcuchy, które ją dotąd ograniczały, dostaniemy sporą dawkę akcji, że coś w tej powieści będzie się działo, bo dziewczyna ucieka w końcu przed potężnymi wrogami, ale wiecie co? Książka jest przesycona dialogami, nie ma w niej nic więcej. Bohaterowie w kółko rozmawiają, tłumaczą sobie pewne rzeczy, Poppy prowadzi długie monologi na temat wspomnień i uczuć, a to w pewnej chwili męczy i zmusza czytelnika do kartkowania powieści, choć nie o to chodzi.

Pierwsze 170 stron to po prostu Casteel odpowiadający na pytania Poppy i będący środkiem do zarysowania ekspozycji świata przez autorkę, przy okazji otwierając rozwlekłe rozterki sercowe głównej bohaterki (będące na poziomie gimnazjum), która nie ma pojęcia, czy to, co połączyło ją z Mrocznym w poprzednim tomie było prawdą, czy może raczej jego sprytnie przemyślaną grą. Czy faktycznie coś do niej czuje, czy może zamierza ją użyć jako narzędzie do odzyskania brata. Z dupy pojawia się pomysł małżeństwa, do którego Casteel de facto przymusza Poppy, a ona choć początkowo ma słuszne opory, później zdaje się to akceptować, mimo że czasem kręci na to nosem.

W książce najbardziej przeszkadza mi relacja Poppy i Casteela. To wybrzmiewa szczególnie mocno, gdy ta dwójka zostaje sam na sam ze sobą. Owszem, fajnie czyta się ich przekomarzania, jednak na pewnym etapie są już one wtórne i Poppy ciągle grożąca rzucaniem sztyletem i Casteel, którego ta brutalność podnieca są niesamowicie denerwujący. Ich związek, czy też raczej relacja jest pod wieloma względami toksyczna: nie zliczę ile razy Casteel obmacuje Poppy np. trzymając ją na swoich kolanach, ile razy postępuje wbrew temu, co ona mówi, kompletnie nie szanując jej przestrzeni oraz zdania. Sam Casteel został według mnie stworzony na modłę postaci z serii Dworów Sarah J. Maas - Rhysanda. Podobnie jak Rhys, Casteel długo był niewolnikiem ludzi robiących mu krzywdę, podobnie ma z tego powodu traumę, podobnie na pierwszy rzut oka jest takim flirciarskim, seksownym bohaterem. Tylko, że Rhysand topornie, bo topornie, ale na etapie trylogii był feministą, zachęcającą Feyrę do samodzielnego myślenia, posiadania własnego zdania. Casteel do piętu mu nie dorasta.

Szczególne zniesmaczenie wywołała we mnie scena, w której będąc skrajnie "wygłodzonym" dopuszcza się na Poppy innej czynności seksualnej, pomimo jej oporu, który później oczywiście zamienia się w przyjemność, bo rzecz jasna Casteel to cudowny kochanek. Ciężko mi to pojąć, zwłaszcza, że Poppy wiele razy w trakcie tej sceny rozkazuje mu przestać, ucieka od jego dotyku, ewidentnie tego nie chce, a później gdy Kieran przychodzi jej na ratunek, bardziej interesuje ją nie to, że Casteel zaatakował ją seksualnie tylko dlaczego to zrobił. I wtedy autorka zapodaje jakieś bzdury o jego wampirzym głodzie, tłumacząc to zachowanie jakimś dziwnym amokiem, czy też dzikością związaną z wampirzą naturą. Jak dla mnie najgłupsze z możliwych wytłumaczeń.

Dla mnie to było przegięcie i zrobiłam DNF 200 stron przed końcem. Po prostu mam serdecznie dość czytania i krzywienia się z niesmakiem na to, jak obleśna zrobiła się książka. Mimo sympatii do Poppy, a nawet do Kierana, który w tym tomie służy wyłącznie do tłumaczenia różnych stanów psychicznych, w których znajduje się Casteel, nie mogę zdzierżyć tego bohatera.

Osobiście miałam nadzieję na uzyskanie odpowiedzi, czym jest Ascendencja, na czym polega wyjątkowość daru Poppy, czego dokładnie dotyczą jej krwawe wspomnienia z dzieciństwa, co się stało z Ianem i Malikiem itd. Miałam też nadzieję na poznanie świata, w ramach którego się przemieszczaliśmy, ale bohaterowie odwiedzają może trzy miejsca i Poppy nieustannie dziwi się, że w Atlantii mają bieżącą wodę oraz prąd. O bohaterach drugoplanowych, czy trzecioplanowych możemy zapomnieć - nie ma nic, pustynia. Ten tom nie zachęcił mnie niczym do kontynuowania tej historii, ani nawet do zmęczenia jej, aby przekonać się jak została zakończona. Meh.

Od premiery "Legendy o piołach i wrzasku" nic mnie tak nie wynudziło jak kontynuacja "Krwi i popiołu", a szkoda, bo pierwszy tom, choć nie był idealny i bolało w oczy kulawe polskie tłumaczenie (takie kwiatki jak Sysuni xD), mimo wszystko mnie zaciekawił, sprawiając, że postanowiłam dać szansę pani L.Armentrout. Liczyłam na to, że skoro Poppy zerwała łańcuchy, które ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy dostałam w swoje łapki "Start a fire" w tomie numer 1 i 2 postanowiłam podejść do książki z dystansem. Niby miałam z tyłu głowy świadomość, jak wielu osobom ta pozycja zdecydowanie nie przypadła do gustu i co tu ukrywać, krytyka z różnych stron płynęła wartkim strumieniem, ale postanowiłam nie traktować tego w kategorii czegoś więcej, niż sztampowej historii o dziewczynie i niebezpiecznym bad boyu.

I faktycznie historia jest tylko o tym, nie ma tu nic więcej. Victoria to stereotypowa nastolatka, bardzo wyszczekana, niekoniecznie inteligentna, często wymiotująca i preferująca bluzy oraz spodnie, o czym z jakiegoś powodu autorka lubi często wspominać. Pochodzi z bardzo dobrego domu, otacza się przyjaciółmi o podobnym statusie i szczerze nienawidzi mieściny, w której mieszka. Za sprawą przypadku poznaje bad boya namiętnie cytującego "Fausta" -Nathaniela Sheya, któremu podpada za sprawą pyskówki, w jaką się z nim wdaje i tak to się toczy.

Przez pierwsze kilkadziesiąt stron, gdy ten ją terroryzuje, stalkuje, nachodzi i wyzywa, pomyślałam nawet, że może to historia zahaczająca o kryminał, a Nathaniel jest rasowym psychopatą, ale... Jednak nie. To po prostu dwóch gówniarzy, którzy lubią się przerzucać inwektywami i sobie grozić, a potem trzymać to wszystko w tajemnicy. Nathaniel robi to, co robi bez żadnego konkretnego motywu, jak sam twierdzi lubi "łamać ludzi". Victoria nie szuka pomocy (choć w ten sposób autorka mogłaby pokazać młodym ludziom tkwiącym w takiej relacji jak można się ratować), ona i jej towarzystwo odreagowuje problemy za pomocą używek. Morał z historii płynie taki: jak macie problemy to sięgajcie po narkotyki i alko, to na pewno pomoże wam wyjść na prostą.

Nie widziałam tu gorącego uczucia zapowiadanego w pierwszym cytacie: "Wznieciliśmy ogień, nad którym nie byliśmy w stanie zapanować". Oni się po prostu nienawidzą i tak jest prawie do samego końca, ich spotkania są mniej lub bardziej przypadkowe, problemy pojawiają się na zasadzie deus ex machina, gdy autorka tego potrzebuje, żeby popchnąć "fabułę" do przodu. Książka jest pełna długich, rozwlekłych opisów, które nie wnoszą nic do sposobu przedstawienia realiów, ani tym bardziej do poruszenia kwestii psychologii bohaterki. Victoria jest płaska jak deska. Wydaje mi się, że autorka chciała pokazać skutki toksycznej relacji, jednak zapomniała, że aby to zrobić najpierw trzeba tę relację wykreować, a w tej książce tego nie ma. W sumie nie ma nic poza ciągłym powtarzaniem z uporem maniaka, że Nathaniel ma martwe spojrzenie, martwe oczy i tak dalej... :D

Jak ktoś ma dużo czasu i na przykład nudzi się w pracy to można przeczytać.

Kiedy dostałam w swoje łapki "Start a fire" w tomie numer 1 i 2 postanowiłam podejść do książki z dystansem. Niby miałam z tyłu głowy świadomość, jak wielu osobom ta pozycja zdecydowanie nie przypadła do gustu i co tu ukrywać, krytyka z różnych stron płynęła wartkim strumieniem, ale postanowiłam nie traktować tego w kategorii czegoś więcej, niż sztampowej historii o...

więcej Pokaż mimo to