rozwiń zwiń
Jacob94

Profil użytkownika: Jacob94

Warszawa Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 2 godziny temu
424
Przeczytanych
książek
424
Książek
w biblioteczce
137
Opinii
1 115
Polubień
opinii
Warszawa Mężczyzna
Dla radości z pisania i ku lepszemu przyswajaniu treści tworzę dłuższe recenzje książek science fiction (w przeważającej większości). Jeśli tak jak ja kochasz ten gatunek to zachęcam do śledzenia mojego profilu :-) /// Generalnie uważam, że Uczta Wyobraźni oraz Artefakty to dwie najlepsze rzeczy, jakie obecnie wychodzą na polskim rynku fantastycznym. Lubię prozę Simmonsa i Ellisona, światy McDonalda i Hamiltona, pomysły Wattsa i Egana, wrażliwość Simaka i Macleoda, szaleństwo Mieville i Vandermeera, intelekt Stephensona i Arthura C. Clarka, wyobraźnię Cixin Liu i Ady Palmer.

Opinie


Na półkach:

“Wiele minęło mych narodzin, i twoich także, Ardżuno
Podczas gdy ja znam je wszystkie, ty nie znasz ich wcale.” - fragment z Bhagawadgita.

“Jeff Winston umarł, rozmawiając przez telefon z żoną.” To nie spoiler, to zdanie otwierające powieść Kena Grimwooda. 43-letni Jeff umiera na zawał w 1988, a następnie budzi się w swoim osiemnastoletnim ciele w 1963 roku z pamięcią o wydarzeniach ostatnich (tym samym nadchodzących) 25 lat. Jak wykorzysta tę szansę na nowy początek?

Żałuję, że nie miałem okazji przeczytać “Powtórki” 10 lat temu. Lekcja, jaka płynie z tej powieści jest ponadczasowa i uniwersalna, ważna w życiu każdego człowieka. Niestety będziecie musieli poznać ją sami, bo zdrada przesłania książki byłaby w tym przypadku spoilerem. Nie fabularnym, lecz emocjonalnym i duchowym. Nigdy nie jest za późno, by przeczytać “Powtórkę”, jednak im wcześniej w swoim życiu weźmiecie się za nią, tym mniejsza szansa, że będziecie później żałować, jak potoczyły się niektóre wasze sprawy.

Należy pochwalić język powieści, który uważam balansuje na tej cienkiej granicy artyzmu i kiczu. Szczególnie będzie to widocznie w późniejszej części lektury, bowiem wraz z kolejnymi stronami stylistycznie jest tu więcej piękna i głębi. Książka bogato opisuje Amerykę lat 60.-80; skupiając się na społecznych konwenansach, trendach, różnicach w postrzeganiu świata, od życia kulturalnego po scenę polityczno-gospodarczą.

Jako, że lądujemy w roku 1963 nietrudno jest się domyśleć, jakie wydarzenie z amerykańskiej historii będzie piastowało w początkowej fabule zaszczytne miejsce. Podobała mi się ta część książki, w której Jeff próbuje rozstrzygnąć, na ile jest w stanie wpłynąć swoją wiedzą na dalsze losy świata. Podobało mi się również to, jak starał się on dociec przyczyn swoich powtórnych reinkarnacji i jak możemy przyrównać te dociekania do pytania o sens naszego istnienia, istotę życia i pojawienia się człowieka we wszechświecie. Owe przemyślenia szczególnie trafnie ilustrują strony 190-191.

Konstatacja na temat przemocy na świecie i ludzkiej obojętności na nią potrafi poruszyć nawet najbardziej skamieniałe serce (no może przesadziłem, takiego nie ruszy zapewne nic). Nie mniej powtórne życia (bo Jeff doświadcza więcej niż jednej powtórki) uwrażliwiają naszego bohatera na cierpienie innych, stawia on jednak w wątpliwość sens ratowania świata, któremu nie ważne jak bardzo staramy się pomóc, to i tak za rogiem czeka kolejna dawka bólu i rozczarowań. Na szczęście na tej pesymistycznej nucie się nie kończy, przynajmniej tyle mogę wam zdradzić (polecam stronę 260).

Ale co najbardziej zapadnie mi w pamięć po lekturze to dogłębna samotność i smutek, jaki odczuwałem obserwując zmagania Winstona z tą nową-starą rzeczywistością. Chcąc zrealizować swoje ambicje, marzenia, nadzieje zawsze tracimy coś w zastępstwie, czasem alternatywa ujawnia przed nami ukryte dotąd pułapki nieszczęść, innym razem zyskujemy coś nowego, by na koniec tylko znów to utracić. Gdzie w tym wszystkim leży sens życia? Nie ukrywam, że obok “Kwiatów dla Algernona” była to najlepsza humanistyczna powieść z elementami fantastyki, jaką kiedykolwiek przeczytałem. A może była ona po prostu dla mnie wyjątkowo osobista? A może po prostu wciąga opowieścią i wzrusza tragizmem postaci?

Na koniec warto wspomnieć, że jest to w zasadzie romans. Główna oś fabularna kręci się wokół Jeffa, który próbuje odzyskać utraconą miłość. To twierdzenie jest prawdziwe na wielu płaszczyznach. Pierwsza powtórka wyrywa go z więzi nieszczęśliwego małżeństwa. Zdobywa fortunę i jako człowiek majętny ma problem, aby odnaleźć prawdziwą miłość w tych wyższych, przepełnionych zimną kalkulacją sferach. Przychodzi ona do niego troszkę nieoczekiwanie, na sam koniec, by ostatecznie paść ofiarą niezrozumiałego resetu powtórek. Kolejna szansa otwiera się przed Jeffem za sprawą swojej dawnej sympatii ze studiów (z którą w “oryginalnym” życiu rozstał się parę miesięcy później). Jeszcze inna: w nieograniczonym, niezobowiązującym, otwartym seksie. Następna w spotkaniu dwóch dusz, mających ze sobą wiele wspólnego, które próbują się odnaleźć w tej chaotycznej rzeczywistości. A może warto spróbować odbudować stare małżeństwo, mając w pamięci wszystkie czynniki, które doprowadziły do jego upadku? Jeff Winston szuka miłości, potrzebuje jej do przetrwania, do złagodzenia bólu straty i bezlitosnej śmierci, które czyhają na niego niezmiennie 18 października 1988 roku. Nie obędzie się bez wzlotów i upadków, bez emocjonalnych wyzwań dla bohatera, które mnie - czytelnika - poruszały do żywego, bo całe to tworzenie więzi i relacji przez Jeffa ostatecznie doprowadzi go do odpowiedzi o sens skazanej na unicestwienie egzystencji. Jest tu również dużo wstawek erotycznych, które miały sensowne uzasadnienie fabularne. Były zmysłowe, napisane z szacunkiem do drugiej strony uwielbienia, nie odsłaniające wszystkich kart, przywołujące odrobinę radości w tym oceanie smutku i utraty. Tak powinien wyglądać erotyzm, a nie to co mamy w literaturze YA fantasy.

Polecam absolutnie każdemu. No, może jakaś szczątkowa wrażliwość jest niezbędna, aby pełnymi garściami czerpać z lektury to, co najlepsze. Wzruszająca, wciągająca historia (nie mogłem oderwać się od niej ani na chwilę, nawet w pracy myślałem tylko o niej), bogata w przemyślenia i przede wszystkim z budującą puentą, która mam nadzieję zostanie z Tobą do końca życia.

Drobna uwaga-ostrzeżenie: książka może wydać się wam banalna, ale moim zdaniem najprostsze/fundamentalne rzeczy w życiu takie są. Sztuką natomiast jest przedstawić ten banał tak, abyśmy nie mogli wyjść po kontakcie z nim obojętnie.

Ps. Ironicznie Ken Grimwood zmarł na zawał serca (tak samo jak Jeff Winston) pisząc sequel “Powtórki”. Miał 59 lat.

“- Czy kiedyś szybowałaś? - zapytał Jeff.
- To znaczy, czy latałam szybowcem? Nie, nigdy.
Objął ją w talii obydwiema rękami i mocno przytulił.
- To poszybujemy - wyszeptał w jej miękkie piaskowe włosy. - Poszybujemy razem.” - str. 192.

“Wiele minęło mych narodzin, i twoich także, Ardżuno
Podczas gdy ja znam je wszystkie, ty nie znasz ich wcale.” - fragment z Bhagawadgita.

“Jeff Winston umarł, rozmawiając przez telefon z żoną.” To nie spoiler, to zdanie otwierające powieść Kena Grimwooda. 43-letni Jeff umiera na zawał w 1988, a następnie budzi się w swoim osiemnastoletnim ciele w 1963 roku z pamięcią o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest dokładnie tak jak mówią - lektura “Domu z liści” jest doświadczeniem, którego nie sposób komuś przekazać zaledwie opowiadając o książce. Trzeba je przeżyć na własnej skórze, aby wydać indywidualny osąd w kwestii tego, czy jest to coś genialnego, czy marnotrawstwo papieru w oryginalnej formie. Nie ma nic pomiędzy, ewentualnie będziesz przedkładał zainteresowanie jednym wątkiem ponad drugim, ale całościowo albo zostaniesz emocjonalnie roztrzaskany albo poirytowany i rozczarowany. Jak widać po mojej ocenie jestem w tej pierwszej grupie, więc przejdźmy już do rzeczy. Pomijam rys fabularny wałkowany ad infinitum w każdej recenzji, pomijam typograficzne triki, od którego zaczyna każda opinia o tej książce. Nie zamierzam wymyślać koła na nowo. Jeśli nie słyszeliście wcześniej o “Domu z liści” to odpalicie sobie na chybił-trafił dowolną recenzję tej książki (albo opis okładkowy). Ja wolę się skupić na tym, co mnie zachwyciło w tej powieści.

1.

Do lektury można podejść na wiele różnych sposobów i każdy z nich może zapewnić satysfakcjonujące przeżycie. Możemy starać się podejść do niej metodycznie, jak do skomplikowanej zagadki, robić notatki, wyszukiwać powiązania pomiędzy historiami, nieścisłości w relacjach, wyszukiwać w tekście ukrytych znaczeń, przechodząc przez indeks zamieszczony na końcu możemy przyswajać wszystkie wzmianki o danym pojęciu i postarać się znaleźć logiczne powiązania pomiędzy nimi. Możemy także podejść swobodnie, czerpiąc radość z fabuły i nie doszukiwać się nie wiadomo czego w każdej linijce tekstu, nie próbować odkryć jakiś zawiłych sensów w nonsensie. Autor pozostawia również otwartą furtkę dla wytłumaczeń racjonalnych, ale jeśli chcemy upierać się przy głosie szaleństwa, to też jest taka opcja - pytanie jednak pozostaje “Czyjego szaleństwa?” Możemy czytać jak historię o nawiedzonym domu, który skrywa przed bohaterami i czytelnikiem multum nierozwiązywalnych tajemnic. Możemy potraktować “Dom z Liści” jak character studies, całkowicie skupić się na analizie ludzkich zachowań, uczuć, przeszłości i jak te postacie wchodzę ze sobą w dynamiczne interakcje. Możemy też wybrać styl mieszany, czyli zachować wysoki poziom koncentracji podczas lektury, ale nie podchodzić obsesyjnie do każdego niezrozumiałego elementu, wertując książkę wprzód i w tył, zdać się na postrzeganie intuicyjne, wdać się w rezonans z treścią - metaforycznie rzecz ujmując pozwolić sobie na błądzenie w labiryncie, słyszenie echa pomiędzy wątkami, abyście rozumieli tekst na takiej szerszej płaszczyźnie. I tak też do tego podszedłem, przy czym jeśli miałbym wam poradzić, na czym się skupić najbardziej, to na bohaterach ze szczególnych uwzględnieniem ich osobistych ciemności. Zapamiętywać ich troski, wątpliwości, traumy, notować w pamięci lub na kartce, abyście postrzegali ich zachowania w pełnowymiarowej perspektywie.

2.

Podczas lektury przypominały mi się horrory, które podobały mi się za młodu. Mało się w nich działo pod kątem emocjonującej akcji, dzięki czemu trzymały w napięciu, wiele rzeczy pozostawało w kwestii niedopowiedzeń, wysoki nacisk był kładziony na bohaterów, na psychologiczny aspekt dotknięcia nieznanego i niepojmowalnego. Pasuje tu sformułowanie “horror psychologiczny”, bowiem moim zdaniem klucz do poprawnego zinterpretowania zamysłu autora leży w zrozumieniu, czym dla bohaterów jest tytułowy dom, zrozumieć fenomen zjawisk paranormalnych na poziomie symbolicznym. Dam wam mały przedsmak takiego postrzegania. Mówi się, że “znamy coś jak własną kieszeń”. O czym jeszcze możemy mówić, że posiadamy najpełniejszą informację ze wszystkich żyjących ludzi? O naszym domu. Gdybyście nagle stracili wzrok potrafilibyście mniej-więcej określić układ ścian, jak dotrzeć do kuchni, na której półce wymacać cukier. Odnieśmy teraz to do człowieka. No więc dom symbolizuje to, co znajome w nas samych, co wiemy o sobie, nasze poukładane myśli, nasze wyraźne wspomnienia, nasze dające się wytłumaczyć zainteresowania, poglądy, preferencje. Aż tu nagle w tym domu pojawiają się drzwi do korytarza, pozbawionego okien (przez które moglibyśmy zajrzeć do wnętrza siebie),całość skąpana w mroku i niewiedzy. Korytarz ciągnie się nieskończenie daleko, meandruje niczym labirynt, łączy pomieszczenia przed nami ukryte, które znajdują się przecież wewnątrz naszego domu, ale owe dodatkowe przestrzenie nie korespondują z tym, co możemy zaobserwować z zewnątrz (nie ma widocznego wpływu na zewnętrzną rzeczywistość, ale jednak stanowi istotny element wnętrza) . Nie ma tam światła, tylko mrok i czarne ściany. Jeśli już dom porównaliśmy do naszego wnętrza, to niezbyt trudno jest nam zrozumieć, jakie znaczenie kryje się za czarnym korytarzem, który ukształtował (poza świadomym postrzeganiem) całą ukrytą, wewnętrzną strukturę w nas samych. W książce natomiast ukryte przejścia otwierają się przed nami, konfrontując bohaterów z tą wewnętrzną ciemnością, z tą mroźną nicością. Pozwala im zajrzeć w głąb siebie i na podstawie tego co tam znajdą podjąć dalsze życiowe decyzje. Według mnie kapitalnie zostało to przedstawione i chylę czoła przed autorem, który z tak klarownej (z pozoru nawet prostej) abstrakcji potrafił stworzyć powieść, w ramach której nadał wydarzeniom namacalnego ciężaru istotności. Ciężaru, który pochłonięty lekturą czytelnik czuje całym sobą, może doprowadzi nawet do tego, że skonfrotuje się on również z własną ciemnością? Na koniec w aspekcie horroru dodajmy jeszcze ten myk w postaci found-footage/paradokumentu, zabieg narracyjny, który obecnie już mnie nie kręci, jednak za dzieciaka wywoływał u mnie poczucie surowego realizmu.

3.

Miałem nie mówić nic o typograficznych trikach, ale krótko muszą oddać autorowi, że zabieg mu się udał. Nie sądziłem, że w jakimkolwiek stopniu układ tekstu wpłynie na to, jak go odbieram, ale najmocniej utkwiły mi w głowie strony w większości puste. Te kilka słów na kartce, odpowiednio rozmieszczone, wytworzyły nastrój ciszy, grozy, izolacji, a także w immersyjny sposób korespondowały z fabułą. Przypisy źródłowe być może nie były moim zdaniem istotnym aspektem mojego “doświadczania” treści, jednak z samych komentarzy Zampano i Wagabundy już wynikało jakieś głębsze zrozumienie (bądź większa konfuzja). Bardzo podobały mi się nakładające się rzeczywistości obydwu wątków powieści - te echa historii, które kazały mi się zastanowić nad tym, co dokładnie obserwujemy. Czy jest to znak tego, że w relacji Navidsona (choć w świecie przedstawionym książki jest to przecież fikcja) kryje się prawda, która została semantycznie wtłoczona w notatki Zampano, czy jest to tylko i wyłącznie echo - zniekształcenie dźwięku, w którym dostrzegamy łańcuch przyczynowo-skutkowy jedynie z powodu pozornego podobieństwa? Być może książka oddziałuje na psychikę Johnny’ego w zupełnie naturalny sposób, a jego szaleństwo indukowane narkotykami i alokoholem połowują ową ciemność do życia. Pozostaje pytanie, czy notatki Zampano są wytworem umierającego umysłu, czy ciemność jednego człowieka zrodziła ciemność innego, czy zarówno Navidson, Zampano i Wagabunda są kolejnymi ofiarami mentalnego załamania dodatkowo wzmacnianego przez spisaną fikcję, osiągającej efekt spirali z każdym kolejnym czytelnikiem? A może ktoś zupełnie inny jest autorem? Są w tekście wskazówki, które potrafią przyczynić się do powstania zupełnie odjechanych teorii spiskowych. Nie zamierzam o nich opowiadać, bo byłoby to zbyt zubożające doznania czekające przed potencjalnym czytelnikiem, ale powiem jedno - mały ptaszek w prawym dolnym rogu kazał mi się kilka razy zastanowić nad “realnością” owych wydarzeń.

4.

Moim zdecydowanie ulubionych fragmentem lektury były listy matki do syna - Johnny’ego Wagabundy - z zakładu psychiatrycznego Wieloryb. Ta delikatność, słodkość, troska i miłość matki skontrastowana z jej szaleństwem, niewiarą, psychozą jest porażająca. Tworzy nastrój tak wyalienowany, mroczny, przejmujący, że trudno było mi ruszyć dalej po tym, co przeczytałem w tym dodatku. W jednym liście matki istnieje również ukryta wiadomość złożona z pierwszych liter poszczególnych słów. Bardzo wolne przepisywanie tego na kartkę, by móc przeczytać tekst w całości to było coś okropnie smutnego, wręcz boleśnie dołującego. Cały ten fragment poruszył mnie do głębi, szczególnie, że do końca tak naprawdę nie wiadomo, co w rzeczywistości miało miejsce w murach szpitala, a co należy zrzucić na karb chorego umysłu. Manie prześladowcze to w końcu bardzo typowy objaw choroby psychicznej i czasami nie sposób oddzielić ich od prawdy, można wyłącznie próbować znaleźć jakieś niezgodności, ale jeśli są minimalne, to potrzeba do tego detektywa, a nie czytelnika “płynącego z prądem opowieści”. W każdym razie w każdym wątku mamy do czynienia z narratoram, któremu nie możemy ufać. I od nas zależeć będzie, w co uwierzymy, a co w nie.

5.

Postacie są bardzo interesujące. Niejednoznaczne (choć może się tak nie wydawać na pierwszy rzut oka),pełne wewnętrznej złożoności, których analizach była często równie ciekawa co sama akcja właściwa. Podobało mi się również to, jak autor porozrzucał te wskazówki na ich temat na przestrzeni powieści. Np. wątek Wagabundy wydaje się stosunkowo nieznośny - chłop pije, ćpa, notorycznie uprawia seks z każdą napotkaną dziewczyną. Żaden z czytelników nie pała sympatią do tego gościa, bo i z jakiej racji? Aż w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że focus mojej uwagi jest źle skalibrowany. Powinienem zadać sobie pytanie, co było praprzyczyną tej ciemności, w której Johnny jest pochłonięty, jaki wydarzenia, o których bohater nie chce nam opowiadać, popchnęły go na ścieżkę życia pozbawionego znaczenia. W każdych kolejnych rozdziałach poznajemy lepiej przeszłość Wagabundy, byśmy ostatecznie doszli do czegoś, co całkowicie przedefiniowuje sposób, w jaki sam Johnny widział samego siebie. Ten ostry sztylet tkwiący głęboko w jego sercu ostatecznie okazał się być do pewnego stopnia nieprawdziwy, oparty na zafałszowanych wspomnieniach z dzieciństwa. Choć nie zawsze tak się dzieje (patrz: Karen, żona Navidsona). I to jest w tej książce chyba najlepsze: że bohaterowie zmagają się ze swoją osobistą ciemnością, której geneza jest za każdym razem inna, ale też i rozwiązania są zupełnie różne. I jeśli tak spojrzeć na tą powieść, jak na drogę człowieka z głębin ku świetlistej powierzchni, ale różnymi stylami pływackimi, to ostatecznie otrzymujemy dotkliwą opowieścią o człowieczeństwie i tym, jak trauma nas odmienia i jak my możemy na nią odpowiedzieć...

VI

Krótko o tym, co dla mnie nie zagrało: wątek Wagabundy jest rzeczywiście mniej interesującą częścią powieści. Jego ciągłe seks-eskapady były niesmaczne i męczące (na szczęście pod koniec ten aspekt traci na znaczeniu). Za każdym razem chciałem ponownie wrócić do relacji Navidsonów i eksplorować dalej ideę domu. Nie wszystkie fragmenty realnie mnie ciekawiły. Gdybym miał wykreślić krzywą przedstawiający poziom mojego zainteresowania w trakcie lektury, to przypominałby on wykres EKG pacjenta, który właśnie ma zawał serca. Dla przykładu po środkowej części kulminacyjnej poświęconej eksploracji ciemnych korytarzy w domu Navidsonów następuje część o tym, jak różni ludzie zareagowali na film z ekspedycji. Aż mi się chciało je przeskoczyć, wydawały się tak miałkie w porównaniu z tym, co przed chwilą przeżyliśmy. Tak samo niektóre dodatki oraz przypisy są po prostu pomijalne/niepotrzebne. Fragmenty na temat znaczenia labiryntu oraz echa są tak gęste i bełkotliwe, że miejscami aż grafomańskie. Nie byłem jednym z tych, co googlowali źródła aby sprawdzić, czy są prawdziwe czy zmyślone, ale nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś mógłby tak grzmocić w bambus* na powyższe tematy. Bardzo jestem również ciekaw, jak do książki podszedłby jakiś zawodowy psycholog, bo o ile pod wieloma względami psychologiczna warstwa powieści jest bardzo trafnie i interesująco pogłębiona, o tyle czasem uśmiechałem się do siebie, gdy czytałem o tym jak z jakiejś pojedynczej klatki filmu Navidona stado psychologów tworzyło całe ściany tekstu moim zdaniem nadinterpretują to, co postacie skrycie myślę na dany temat. Tworzyli całe wieżowce interpretacji, założeń, wzajemnych powiązań, które mogły się zazębiać, ale wcale nie musiały. Było to jak wróżenie z fusów lub dostrzeganie twarzy na powierzchni Marsa, by potem krzyknąć “Patrzcie, to Ponurak!”**. I takie coś niby w poważnych pracach z zakresu psychologii? Jestem ciekaw, czy jest to standardowa metoda postępowania, tworzenie takich narracji z niejednoznacznych poszlak, przenoszenie wszelkiego ryzyka zaistnienia błędów poznawczych na obiekt badania.

VII - to już prawie koniec...

Pewnie o wielu rzeczach zapomniałem (jak choćby o tym, że przez pół lektury robiłem własne notatki z każdego rozdziału, by potem porzucić te wysiłki na rzecz immersji; to że technologia jest przestarzała i nie istniał jeszcze google pozwalający bohaterom sprawdzić cytat lub tłumaczenie z każdego języka obcego on demand i to pozwala tej powieści rozkwitać; zapomniałem o tłumaczeniach, o stylu, który momentami potrafił wznieść się na wyżyny piękna w introspekcji, o innych ciekawych typograficznych układach, o dygresjach - jednych ciekawszych, innych ślamazarnych, o powracających motywach i mocnym skojarzeniu z Piranesi Susanny Clarke***, o przeszłości i genialnie zarysowanej relacji Willa i Karen, o bajkopisarstwie Johnny’ego, o wszystkich dodatkach i ulubionych fragmentach itp. etc.) ale nie starczyło mi (oraz prawdopodobnie też Tobie) cierpliwości.

“Dom z Liści” to przebogata lektura-doświadczenie. Miejscami sucha jak dokument, miejscami meandrująca jak myśli szaleńca, miejscami mrocza i obezwładniająca otaczającą pustką, ale nade wszystko w centrum tego wszystkiego stoi każdy z nas próbujący zrozumieć, kim tak naprawdę jesteśmy i jak okiełznać naszą skrywaną ciemność. Powieść jest wielowarstwową układanką, horrorem psychologicznym na wskroś przeszytym nićmi niepokoju, zaszczucia i wątpliwości. Interpretacyjna przyjemność.

““Little solace comes
to those who grieve
when thoughts keep drifting
as walls keep shifting
and this great blue world of ours
seems a house of leaves

moments before the wind.”****


*Inaczej: Gadać głupoty, https://www.miejski.pl/slowo-Pieprzy%C4%87+w+bambus, dostęp: 26.04.2024
**Nawiązanie do Harrego Pottera i lekcji wróżbiarstwa. Dodać źródło później.
***Przyznaj się Suzi, musiałaś czytać House of Leaves, zanim stworzyłaś swoją cieniutką powieść, mam rację? Westybul, Wielka Sala, albatros, eksploracja labiryntu, krótkometrażowe filmy ze środka - przypadek?
****Zampano, House of Leaves, Wydawnictwo XXX, 3rd Edition, Rok 20XX, str. @$&

owarB
az
ćśoławrtyw.
ełzeiN
owtsńelazs,
ein?

Jest dokładnie tak jak mówią - lektura “Domu z liści” jest doświadczeniem, którego nie sposób komuś przekazać zaledwie opowiadając o książce. Trzeba je przeżyć na własnej skórze, aby wydać indywidualny osąd w kwestii tego, czy jest to coś genialnego, czy marnotrawstwo papieru w oryginalnej formie. Nie ma nic pomiędzy, ewentualnie będziesz przedkładał zainteresowanie jednym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wskroś klasyczne podejście do science fiction. Historia multimilionera Simeona Kruga, który postanawia wybudować wielką szklaną wieżę, za pomocą której mógłby wysłać wiązką tachionową odpowiedź na otrzymaną z kosmosu wiadomość od pozaziemskiej cywilizacji. Lecz tak naprawdę nie to jest główną osią fabuły, a temat androidów: ich człowieczeństwa, praw oraz przede wszystkim wolności. Krug używa androidów jako siłę robocza do urzeczywistnienia swojego marzenia o nawiązaniu pierwszego kontaktu.

Co mnie zachwyciło w tej książce to ciężar poruszanych tematów. Silverberg konstruuje narrację niby z niewielu elementów ale tak je pogłębia, że nadaje im wiarygodności. Interesujące jest wątek religii androidów, które za swojego wybawiciela od przedmiotowości i cierpienia uznają swojego stwórcę, Kruga. Ten jednak postrzega androidy jako zaawansowane narzędzie, które co prawda jest inteligentne, to jednak ich jedynym celem istnienia jest służba ludzkości. Jak zareagują androidy na wieść o tym, że stwórca zawiódł nadzieje swojego stworzenia?

Świetnie zarysowana jest również postać Alfy Watchmana, androida koordynującego prace związane z budową wieży. Jest on również głównym akolitą wiary w Kruga-wyzwoliciela. Należy wspomnieć, że cały ten kult jednostki jest ścisłą tajemnicą wszystkich androidów. Ludzie nie mają o nim najmniejszego pojęcia, tak samo o istnieniu katedr, gdzie maszyny modlą się o lepsze jutro.

Jest też syn Kruga - Miguel - zdradzający żonę, której nie kocha, z androidem. Towarzyszy mu przy tym utajone wrażenie perwersji, bowiem wizyta w fabryce androidów uświadamia mu różnice pomiędzy człowiekiem, a maszyną. Zastanawia się, czy jest to pożądanie przedmiotu, czy za tymi sztucznie wyprodukowanymi oczami kryje się coś prawdziwego?

Silverberg umiejętnie naszkicował relację android-stwórca, którą bardzo łatwo możemy przełożyć na relację człowiek-Bóg. Towarzyszą temu wątpliwości, pytania odnośnie wielkiego planu, troska o to, co sobie Stwórca o nas myśli - czy nasze cierpienia stanowią próbę charakteru, czy może jest całkowicie obojętny na nasz los. Być może pobudki jego tworzenia nie są całkowicie czystej natury - bowiem czy Krug pragnie wysłać wiadomość w gwiazdy, aby ludzka samotność we wszechświecie dobiegła końca, czy może pragnie on kontaktu wyłącznie po to, aby zaspokoić swoją własną ciekawość? Osiągnąć coś wielkiego po tym, jak zaczynał z niczym? Możemy się zastanowić, czemu Krug szuka innej inteligencji będąc kompletnie ślepym na fakt, że tuż obok jego nosa rodzi się nowy gatunek zdolny do emocji, pragnień, własnych przemyśleń, zdolny do wykoncypowana idei niematerialnego Boga przemawiającego do nich przez ludzkiego awatara? Czym się różni człowiek wyprodukowany od naturalnie poczętego, czemu tak łatwo jesteśmy w stanie odebrać zależnym bytom atrybuty świadomych istot?

Powieść jest ostrzeżeniem, ale też przykładem tego, jakie konsekwencje może mieć nasza megalomania i niezdolność do ujrzenia ducha w maszynie. Dominuje ów strach przed uzmysłowieniem sobie, że androidy są bardziej ludzcy niż ludzie, że potrafią być inteligentniejsi i sprawniejsi fizycznie od nas, a co za tym idzie nasza dominacja w świecie jest wyłącznie tymczasowa.

Świetny był również fragmenty poświęcony ludzkiemu dążeniu do poszerzenia swojej wiedzy, sięganiu dalej, wyżej, głębiej w świat. Oby poszedł za tym również rozwój moralny naszego gatunku. Silverberg w ciekawy sposób pokazał życie androidów na najniższym poziomie zaawansowania (Gammy), ich los potrafi być skrajnie przejmujący. Autor inteligentnie konfrontuje androida oraz człowieka poczętego metodą in vitro. Oboje urodzeni pozamacicznie dzięki cudom nowoczesnej technologii, w imitacji biologicznych procesów rozrodczych - jeden jednak szczyci się godnością człowieka, drugi jest własnością. Jedyna istotna różnica leży w zasadzie w produkcyjnym charakterze tego drugiego. Uzasadniona zatem wydaje się podskórna awersja "człowieka z probówki" wobec androida, którego zewnętrznie odróżnia jedynie czerwony kolor skóry. Za dużo jednak jest tych wszystkich podobieństw, aby człowiek nie miał wrażenia, że spoglądając na androida patrzy w lustro.

Istnieje również Partia Wyzwolenia Androidów, która próbuje odmienić ich status na forum światowego rządu. Wątek ten mógł zostać odrobinę bardziej rozwinięty, ale z całą pewnością jest istotny dla rozwoju fabuły. Ostatnie 25 stron tej książki jest bardzo dobre, aż wstrzymałem oddech w momencie ostatecznej konfrontacji religijnych nadziei z twardą rzeczywistością. A wszystko zaczęło się od (w pewnym sensie) przypadkowej śmierci jednego mało znaczącego androida i tego, jaką to wywołało lawinę reakcji oraz… szokującego braku reakcji.

Jest to bardzo dobre uzupełnienie dla Blade Runnera (to skojarzenie pojawiło się w moim umyśle po raz pierwszy na wieść, że androidy - całkowicie ludzkie we wszystkich aspektach fizjologicznych - pozbawione zostały zdolności prokreacji). Nie jest oczywiście tak dobre, ale doskonale dociera do istoty rzeczy. Jedyny minus tej książki przedstawia się w (nie będę bawił się nawet w półsłówka) seksistowskim postrzeganiu kobiet przez Silverberga. Za każdym razem, gdy czytam jego książki nie potrafię uwierzyć, jak człowiek obdarzony tak bogatą wyobraźnią nie potrafił dostrzec kobiety na większej ilości płaszczyzn niż tylko tyłek i piersi. Ja wiem, że facet pisał również pornografię, ale mógłby spróbować spojrzeć na płeć piękną przynajmniej jako element społeczeństwa, skoro ma trudności z dostrzeżeniem jednostki. Nie ukrywam, przeszkadzało mi to i zostawiało nieustanny niesmak, że podoba mi się książka autora o tak płytkim spojrzeniu na 50% populacji.

Szklana wieża, przezroczysta w środku i pnąca się ku rozgwieżdżonemu niebu, a także jej zwieńczenie stanowią poruszający duszę symbol. Nie jestem pewien, czy sobie tego nie dopowiadam, dlatego pozwolę czytelnikom, aby samodzielnie podjęli się próby interpretacji owego faktu, że najwyższa budowla świata (planowo 1,5 km wysokości) zachwycała wielobarwnymi refleksami światła, jednocześnie przez środek przedzierała głównie pustka.

Lektura jest lekka, inteligentna, na dwa wieczory, z ciekawymi postaciami, których pragniemy poznać i zrozumieć motywacje, najważniejszy jest jednak ciężar historii - bowiem motyw niewolnictwa zaprezentowany za pomocą androidów, rasy sztucznie podległej/gorszej, jest uniwersalny i miejmy nadzieję, że nie do końca ponadczasowy. Intrygujące zakończenie (może z pominięciem ostatniego rozdziału), ciekawe dialogi oraz wciągająca fabuła sprawiają, że książkę warto przeczytać nawet dziś. Zaznaczę jeszcze raz - to nie jest nowe podejście i redefinicja tematu. Ale jest to zrobione z dbałością o szczegóły i głębią ukrytą pod fałdami prostej opowiastki o tym, czym jest tak naprawdę człowieczeństwo.

Na wskroś klasyczne podejście do science fiction. Historia multimilionera Simeona Kruga, który postanawia wybudować wielką szklaną wieżę, za pomocą której mógłby wysłać wiązką tachionową odpowiedź na otrzymaną z kosmosu wiadomość od pozaziemskiej cywilizacji. Lecz tak naprawdę nie to jest główną osią fabuły, a temat androidów: ich człowieczeństwa, praw oraz przede wszystkim...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Jacob94

z ostatnich 3 m-cy
Jacob94
2024-05-01 21:54:03
Jacob94 ocenił książkę Rękopis Hopkinsa na
6 / 10
2024-05-01 21:54:03
Jacob94 ocenił książkę Rękopis Hopkinsa na
6 / 10
Rękopis Hopkinsa R. C. Sherriff
Średnia ocena:
7.6 / 10
13 ocen
Jacob94
2024-04-29 14:10:40
Jacob94 ocenił książkę Powtórka na
10 / 10
i dodał opinię:
2024-04-29 14:10:40
Jacob94 ocenił książkę Powtórka na
10 / 10
i dodał opinię:

“Wiele minęło mych narodzin, i twoich także, Ardżuno
Podczas gdy ja znam je wszystkie, ty nie znasz ich wcale.” - fragment z Bhagawadgita.

“Jeff Winston umarł, rozmawiając przez telefon z żoną.” To nie spoiler, to zdanie otwierające powieść Kena Grimwooda. 43-letni Jeff umiera na zawał w ...

Rozwiń Rozwiń
Powtórka Ken Grimwood
Średnia ocena:
7.5 / 10
171 ocen
Jacob94
2024-04-26 18:42:02
Jacob94 ocenił książkę Dom z liści na
9 / 10
i dodał opinię:
2024-04-26 18:42:02
Jacob94 ocenił książkę Dom z liści na
9 / 10
i dodał opinię:

Jest dokładnie tak jak mówią - lektura “Domu z liści” jest doświadczeniem, którego nie sposób komuś przekazać zaledwie opowiadając o książce. Trzeba je przeżyć na własnej skórze, aby wydać indywidualny osąd w kwestii tego, czy jest to coś genialnego, czy marnotrawstwo papieru w oryginalnej...

Rozwiń Rozwiń
Dom z liści Mark Z. Danielewski
Średnia ocena:
7.4 / 10
380 ocen
Jacob94
2024-04-18 14:19:57
Jacob94 ocenił książkę Wieża światła na
7 / 10
i dodał opinię:
2024-04-18 14:19:57
Jacob94 ocenił książkę Wieża światła na
7 / 10
i dodał opinię:

Na wskroś klasyczne podejście do science fiction. Historia multimilionera Simeona Kruga, który postanawia wybudować wielką szklaną wieżę, za pomocą której mógłby wysłać wiązką tachionową odpowiedź na otrzymaną z kosmosu wiadomość od pozaziemskiej cywilizacji. Lecz tak naprawdę nie to jest ...

Rozwiń Rozwiń
Wieża światła Robert Silverberg
Średnia ocena:
6.2 / 10
53 ocen
Jacob94
2024-04-17 19:00:39
Jacob94 ocenił książkę Otchłań w niebie na
6 / 10
2024-04-17 19:00:39
Jacob94 ocenił książkę Otchłań w niebie na
6 / 10
Otchłań w niebie Vernor Vinge
Cykl: Zones of Thought (tom 2)
Średnia ocena:
7.4 / 10
37 ocen
Jacob94
2024-04-12 01:48:46
Jacob94 ocenił książkę Anomalia na
6 / 10
2024-04-12 01:48:46
Jacob94 ocenił książkę Anomalia na
6 / 10
Anomalia Hervé Le Tellier
Średnia ocena:
7.2 / 10
2670 ocen
Jacob94
2024-04-09 18:56:20
Jacob94 ocenił książkę Lagrange. Listy z Ziemi na
7 / 10
2024-04-09 18:56:20
Jacob94 ocenił książkę Lagrange. Listy z Ziemi na
7 / 10
Lagrange. Listy z Ziemi Istvan Vizvary
Średnia ocena:
7.1 / 10
61 ocen
Jacob94
2024-04-06 02:12:56
Jacob94 ocenił książkę Przewodnik stada na
6 / 10
2024-04-06 02:12:56
Jacob94 ocenił książkę Przewodnik stada na
6 / 10
Przewodnik stada Connie Willis
Średnia ocena:
7.1 / 10
175 ocen
Jacob94
2024-04-04 00:47:32
Jacob94 ocenił książkę Darwinia na
4 / 10
2024-04-04 00:47:32
Jacob94 ocenił książkę Darwinia na
4 / 10
Darwinia Robert Charles Wilson
Średnia ocena:
5.4 / 10
81 ocen
Jacob94
2024-04-01 19:22:58
Jacob94 ocenił książkę Góra pod morzem na
9 / 10
i dodał opinię:
2024-04-01 19:22:58
Jacob94 ocenił książkę Góra pod morzem na
9 / 10
i dodał opinię:

“Ośmiornica jest “rodu zakałą, zbrodniarzem nędznym, tułaczem”, którego potępia Homer. Jej samotność i tragicznie krótkie życie są nieprzekraczalną barierą uniemożliwiającą stworzenie kultury. Ta książka zadaje jednak pytanie: “A co, gdyby?”. Co gdyby pojawił się gatunek ośmiornic, które ż...

Rozwiń Rozwiń
Góra pod morzem Ray Nayler
Średnia ocena:
7.8 / 10
15 ocen

ulubieni autorzy [23]

Isaac Asimov
Ocena książek:
7,2 / 10
128 książek
13 cykli
Pisze książki z:
625 fanów
Cixin Liu
Ocena książek:
7,3 / 10
12 książek
3 cykle
Pisze książki z:
284 fanów
Neal Stephenson
Ocena książek:
6,5 / 10
22 książki
3 cykle
282 fanów

Ulubione

Dmitry Glukhovsky Metro 2033 Zobacz więcej
Dmitry Glukhovsky Metro 2033 Zobacz więcej
George Orwell Rok 1984 Zobacz więcej
Aldous Huxley Nowy wspaniały świat Zobacz więcej
Dan Simmons Hyperion Zobacz więcej
Aldous Huxley Nowy wspaniały świat Zobacz więcej
Dmitry Glukhovsky Futu.re Zobacz więcej
Aldous Huxley Nowy wspaniały świat Zobacz więcej
Aldous Huxley Nowy wspaniały świat Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Ada Palmer Zdecydowani na walkę Zobacz więcej
Ray Nayler Góra pod morzem Zobacz więcej
Ada Palmer Być może gwiazdy Zobacz więcej
Ada Palmer Być może gwiazdy Zobacz więcej
Edward Morgan Forster Maszyna Staje Zobacz więcej
Maureen F. McHugh China Mountain Zhang Zobacz więcej
Robert Charles Wilson Spin Zobacz więcej
Robert Charles Wilson Spin Zobacz więcej
Peter Heller Gwiazdozbiór Psa Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
424
książki
Średnio w roku
przeczytane
61
książek
Opinie były
pomocne
1 115
razy
W sumie
wystawione
423
oceny ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
3 055
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
godzina
30
minut
W sumie
dodane
23
W sumie
dodane
12
książek [+ Dodaj]