Passage Connie Willis 0,0

ocenił(a) na 912 tyg. temu “A little while and I will be gone from among you, whither I cannot tell. From nowhere we came, into nowhere we go. What is life? It is a flash of a firefly in the night.” - Ostatnie słowa Crowfoot, Wodza Czarnych Stóp.
Książka opowiada o naukowych badaniach nad doświadczeniami z pogranicza śmierci prowadzonych przez psychiatrę Joannę Lander oraz neurologa Richarda Wrighta. Jej lektura była dla mnie przeżyciem samym w sobie, pozostawiła niezmywalny ślad, który na dłużej będzie mi towarzyszył. Dokąd odchodzi nasza świadomość po śmierci i jaką funkcję z naukowego punktu widzenia przedstawia NDE (near-death experience)? Możliwe odpowiedzi odkryjecie na kartach tej powieści.
Zacznijmy od oczywistego - tak, “Przejście” jest najbardziej przegadaną książką jaką w życiu przeczytałem, ale w tym szaleństwie zdecydowanie dostrzegam metodę. Było tu mnóstwo foreshadowing dotyczących przyszłych wydarzeń, informacji, które w rozdziałach końcowych mają fundamentalne znaczenie dla tego co obserwujemy, a charakterystyka bohaterów ukazana w ten gadatliwy sposób sprawiała, że zaczyna nam realnie zależeć na tych postaciach - ich przeżyciach, doświadczeniach - a ich determinacja i motywacje nabierają głębokiego, zrodzonego z uczucia i familiarności zrozumienia. Świat rzeczywisty przenika się z doświadczeniami “z pomiędzy” i metaforą sprawiając, że non-stop towarzyszy nam pytanie o sposób funkcjonowania ludzkiego mózgu, na ile możemy zaufać naszym przeczuciom oraz pamięci.
Skoro już ten punkt mamy z głowy, pomówmy o zaletach. Na pewno nie spotkałem się z lepszym przedstawieniem metodologii naukowej i wyzwań jakie występują przy pracach badawczych w oparciu o wywiady personalne. Jesteśmy podatni na wiele błędów poznawczych, a jednym z nich i działającym najmocniej jest “efekt potwierdzenia”, o który bardzo łatwo gdy usiłujemy ustalić interesujący nas fakt. Samo cross-examination, porównywanie wielu pozornie niezależnych źródeł lub zmiennych na raz nosi ryzyko przypadkowego błędu wynikającego z naszej preferencji wobec określonych danych wyjściowych. Tak samo jest z korelacją i przyczynowością, wielokrotnie mylonych, bowiem potrafią wynikać z zupełnie niezależnej zmiennej. W “Przejściu” doświadczamy również innych przeszkód natury ludzkiej - czy osoba poddana badaniu może mieć powody by kłamać, czy może być ideologicznie zaprogramowana w celu ujrzenia określonych obrazów? Czy dopowiada sobie logiczny ciąg wydarzeń post factum? Czy wizje, których doświadczają pacjenci podczas NDE mogą wynikać z przenikania danych do naszego sensorium w sposób nieuświadomiony? Jaki wpływ może mieć sposób zadawania pytań na wynik obserwacji? I tak dalej i tak dalej. Mnóstwo było tego w pierwszej części tekstu (sama powieść dzieli się na 3 części) i zostało to pokazane perfekcyjnie.
Nuda? Dla kogoś niezainteresowanego metodologią naukową i nauką sensu stricte na pewno, dla mnie to było coś naprawdę godnego uwagi, coś czemu się poświęca tak mało uwagi w powieściach science fiction (albo zbywa się jednym machnięciem ręki, jednym zdaniem, aby odhaczyć element wątpliwości),a tutaj opisano we wspaniały sposób to, jak możemy wielokrotnie błądzić na drodze naukowego poznania. Książkę powinny przeczytać wszystkie pseudonaukowe głąby chcące poprawiać naukowców siedząc na kibelku z telefonem w ręku.
Drugą rzecz, za którą chciałbym pochwalić autorkę jest to, że podejmując się takiego tematu (który nie ukrywajmy, w społecznej świadomości ma dosyć religijne konotacje) do samego końca przedstawia naukę z należytym jej szacunkiem. Mam na myśli to, że autorka nie odlatuje w wishful thinking nawet w kulminacyjnych elementach powieści i choć wielokrotnie stawia czytelnika na tym rozdrożu między wiarą, a nauką, balansuje na granicy pomiędzy tym co wytłumaczalne, a tym co wymyka się naszej percepcji, to ani na chwilę nie odlatujemy w bełkot lecz obcujemy z wybitnie introspektywną, wielopoziomową, wysokich lotów realistyczną literaturą SF, która daje sporo do myślenia i zostawia nas w tym słodkim miejscu, w które celuje wielka proza - na pograniczu, na rozdrożu i zachęca nas do samodzielnej interpretacji wydarzeń.
Trzecią rzecz, za którą muszę pochwalić “Przejście” jest finalny, trzeci akt powieści, który trzymał mnie w fotelu do późnych godzin nocnych. W drugim akcie autorka serwuje nam znakomity zwrot akcji, który wziął mnie całkowicie z zaskoczenia i sprawił, że nie potrafiłem odłożyć książki na bok, musiałem wiedzieć jak ta historia się skończy. I podoba mi się też jak autorka wybrnęła z tego ryzykownego manewru - nie po hollywoodzku, a z wielką dojrzałością i inteligencją.
O postaciach już mówiłem, ale bardzo krótko: Maisie, mała dziewczynka o chorym sercu, która uwielbia historie o wielkich katastrofach i potrafi “grać na czas” by odwiedzający ją w szpitalu goście zostali z nią odrobinkę dłużej to najcudowniejszy dzieciak o jakim przyszło mi czytać w ostatnich latach. Rozkosznie dziecinna, bystra, pełna życia mimo poważnej choroby, zarażająca swoim humorem i osobowością wszystkich wokół siebie. No przesympatyczny dzieciak. Jest też staruszek, który ciągle konfabuluje opowieści z II wojny światowej i o ile już ten gagatek potrafi działać na nerwach czytelnika, to czasami muszę przyznać śmiałem się do siebie wyobrażając sobie jego i ludzi, którym nie daje spokoju. W ogóle w tej powieści jest dużo ciepła i humoru. Para naszych głównych bohaterów ma również przyjemne - tak bardzo nie-disneyowskie, niedzisiejsze, tylko prawdziwie zabawne - poczucie humoru, nie popadają jednak w karykaturę. Wcielanie się w ich umysły pozwala nam na eksploracje tematyki NDE pod wieloma kątami - od środka i od zewnątrz, poprzez oczy naukowca i poprzez oczy kogoś wybitnie spostrzegawczego i biegłego w interpretowaniu ludzkich zachowań.
Wielka szkoda, że nie mogłem czytać tej książki w roku jej publikacji (2001),ponieważ byłaby ona jeszcze mocniej immersyjna. Dlaczego? Nie mogę wyjawić więcej oprócz tego, że pewien film odcisnął spore piętno w ludzkiej świadomości i w pewien sposób miał on pośredni związek z wydarzeniami rozgrywanymi w drugiej części “Przejścia”. Tak czy inaczej był to kolejny, interesujący zwrot akcji, który powoduje dodatkowe zainteresowanie.
Co się dzieje ze świadomością gdy umieramy? Czy można opisać doświadczenie z pogranicza śmierci? Connie Willis robi wspaniałą robotę opisując te wszystkie wizje, próbując je objaśnić nauką tam, gdzie możliwe i wchodząc w dywagacje tam, gdy nasze zmysły każą nam sugerować, że te obrazy są bardziej rzeczywiste niż sny, że osoby doświadczające śmierci klinicznej mają wrażenie, że faktycznie gdzieś egzystowały podczas tych epizodów. Albo jak opisać wrażenie głębokiego przekonania o czymś, na co nie ma się żadnych dowodów? Przekonania tak pełnego, tak przeszywającego, nie dającego się opisać komuś, kto nie doświadczył tego samego. Jak opisać pewność bez zrozumienia źródła tej pewności? Connie Willis radzi sobie kapitalnie i z tym zadaniem. Chciałbym tutaj pochwalić również opisy z 3 aktu, ale musiałbym wejść w spoilery aby coś o nich powiedzieć merytorycznego - w każdym razie, były świetne!
Każdy z 60 rozdziałów otwiera krótki cytat zawierający ostatnie słowa przed śmiercią różnych ludzi, którzy jakoś zapisali się w historii świata. Nie będę ukrywał, robi to wrażenie i dodatkowo podsyca klimat tej opowieści gdy się to czyta, gdy jesteśmy wciągnięci już w wir narracji i odkrywania tajemnic z pogranicza życia i śmierci. Dlatego postanowiłem zacząć tą opinię właśnie od przykładu, który dosyć dobrze to oddaje.
Cała ta książka jest jednym wielkim doświadczeniem. Próbując ją przyporządkować do standardów literackich, rozczłonkowywać ją na czynniki pierwsze pisząc, że pewne fragmenty były niepotrzebne, a coś można by było skrócić tak naprawdę odbieramy tej powieści ten element, który nadaje jej realizmu. Bohaterowie natykają na ślepe uliczki, fałszywe tropy, błędy poznawcze, wyciągają fałszywe wnioski, podejmują złe decyzje, trafiają na niewłaściwy czas lub docierają w niewłaściwe miejsce. Wszechświat “ukrywa” przed nimi informacje, rzeczy martwe nie chcą współpracować, pamięć płata figle, nie wszystko idzie we właściwym kierunku - ale tak z perspektywy całości należy powiedzieć, że każda postać (nawet epizodyczna, może poza jedną) odegrała istotną rolę w zakończeniu, a wszystkie ślady prowadziły naszych odkrywców do poznania ostatecznej tajemnicy, jaką jest śmierć. Bo wiecie, w nauce nie uczymy się tylko z sukcesów, ale i porażek - i ta książka doskonale to ilustruje. Na poziomie metaforycznym pokazuje, ile przeszkód staje przed dokonaniem znaczącego progresu naszej wiedzy i jak istotne w tym wszystkim są porażki.
Zakończenie jest świetne, sam bym lepiej tego nie wymyślił. Niezmiernie polecam lekturę osobom, którzy chcą mieć realistyczne podejście do tego tematu, a jednocześnie poczuć na swojej skórze ten dreszczyk związany z odkrywaniem czegoś ważnego i fantastycznego. Jest tu mnóstwo rzetelnej nauki i głębokiego researchu z dziedziny neurologii, są wyraziste postacie, są emocje, troska i cudowne objawienia na krawędzi niepoznawalnego. Jestem absolutnie pewny, że zamierzam przeczytać wszystkie pozostałe książki tej autorki (która to, jak dowiedziałem się przed kilkoma dniami, jest rekordzistką jeśli chodzi o główne nagrody literackie z gatunku fantastyki - Hugo (11 nagród),Locus (10),Nebula (7)).
Polecam lekturę po angielsku - język jest bardzo prosty, a z autopsji wiem, że czytanie łatwo przyswajalnej prozy w języku obcym wzmaga naszą koncentrację i nie nudzimy się tak łatwo jak z tekstem w naszej ojczystej mowie.