rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wrócili! Nareszcie!
"Szary Płaszcz" Marcina Mortki to kontynuacja serii o Kociołku i jego drużynie do zadań specjalnych. Polska fantastyka, którą każdy fan tego gatunku powinien znać. Jeśli jednak ktoś jeszcze nie poznał Kociołkowego świata, lepiej niech zacznie od pierwszego tomu: "Nie ma tego złego" (lub polecam czytać chronologicznie - tak jak ja mam je ustawione na półce - zerknijcie na zdjęcie poniżej). Główne wątki to przyjaźń, walka ze Złym, ratowanie świata, przygoda, cudowny humor i kulinaria. Tak właśnie tak, kulinaria. Wszystko dlatego, że główny bohater- Edmund zwany Kociołkiem, to właściciel karczmy Pod Kaprawym Gryfem. Do jego drużyny należą jeszcze: prawdziwy rycerz - Urgo, krasnolud Gramm, guślarz Żychłoń, goblin Zwierzak, i mój ulubieniec - socjopatyczny elf zabójca- Eliah 🖤
Zima zawitała do Doliny a Złe czai się tuż za rogiem. Kociołek zabiera swoją drużynę do Krzemyku. Nikt nie spodziewa się, kiedy nadejdzie Złe i z której strony? Za to my się dowiemy paru rzeczy: jaką tajemnicę skrywa Eliah? Co Gramm ma do bałwanów? Kim jest ojciec Sary? ... Intrygom nie ma końca, a podejrzane typy kręcą się wokół Gryfa.
Szary Płaszcz to opowieść, którą poznajemy z dwóch perspektyw- Edmunda i Sary. Wiemy więc, co dzieje się u chłopaków na wyprawie, ale też zaglądamy czasem do Gryfa, gdzie tym razem nie jest cicho i spokojnie. Dom, który zawsze był dla bohaterów azylem, jest tym razem poważnie zagrożony. A do tego zjawia się ojciec Sary, ku niezadowoleniu kobiety, oraz jej matki - Andrei, która to już zaczęła na nowo układać sobie życie z Ojcem Witalisem... No taka telenowela trochę, ale wprowadza dodatkowy humor i wątek toksycznych rodziców.
Akcja pędzi w zastraszającym tempie, drużyna wpada w coraz to nowe kłopoty. Ta seria zyskuje z każdym kolejnym tomem, a każda nowa książka jest jak powrót do starych, dobrze znanych przyjaciół. Kontynuacja na pewno będzie, zostało jeszcze tyle wątków do rozwinięcia! Nie pokonali jeszcze ostatecznie Złego, i to jest bardzo dobra wiadomość!
Szczególnej uwadze polecam audiobooka. Książkę czyta niesamowity Filip Kosior - prawdziwa gwiazda wśród lektorów. Majstersztyk!

Wrócili! Nareszcie!
"Szary Płaszcz" Marcina Mortki to kontynuacja serii o Kociołku i jego drużynie do zadań specjalnych. Polska fantastyka, którą każdy fan tego gatunku powinien znać. Jeśli jednak ktoś jeszcze nie poznał Kociołkowego świata, lepiej niech zacznie od pierwszego tomu: "Nie ma tego złego" (lub polecam czytać chronologicznie - tak jak ja mam je ustawione na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak tylko ją wyjęłam z paczkomatu - rzuciłam dosłownie wszystko (inne książki, które akurat czytałam/słuchałam, oraz totalnie wszystkie obowiązki domowe) żeby jak najszybciej ją móc pochłonąć. Jak zwykle jestem zachwycona, uwielbiam Paulina Świst ! Dla mnie to totalnie niesamowite, ze babka jest w stanie tak szybko pisać i wydawać książki co kwartał! Dla czytelników- bomba 🖤 I jak zwykle czytałam z zakładkami indeksującymi pod ręką, zaznaczam sobie co lepsze cytaty 😁
Najnowsza książka "Oblitus" jest zakończeniem, finałem serii o Ance, Arturze i Szczepanie. W pierwszym tomie bohaterowie rozprawili się z Aniołem - obecnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym, w drugim z Krukiem - tego pokonali dość ostatecznie. Nadeszła pora na Nauczyciela. Człowieka, który ukształtował i właściwie wychował poprzednią dwójkę. Szykuje się finałowa walka z bosem 😉 Nasza trójca bohaterów po raz kolejny musi zjednoczyć się by stawić mu czoła. Aby to się udało muszą cofnąć się do roku 2010 i po kolei analizować wydarzenia, rozwiązywać zagadki po kolei. Dzięki temu też mamy wgląd w tamte wydarzenia, poznajemy je głównie z perspektywy Sonii. Okazuje się, że ludzi powiązanych z Occultą jest znacznie więcej niż się pierwotnie wydawało... Oprócz Nauczyciela do rozwikłania mamy tożsamość Stróża.
Na prawdę śledziłam z zapartym tchem co się dalej wydarzy. No bo to przecież sam Nauczyciel. Założyciel Occulty, wiadomo - postać większego kalibru. I niestety koleś mnie rozczarował. Uważam, że jego uczniowie go przerośli. Ok, facet robił koszmarne rzeczy, szczególnie małym dziewczynkom (no za to, to sama bym go oskórowała), jeśli chodzi o starcie z naszymi bohaterami, to poprzednie były bardziej widowiskowe. Co zatem nas czeka? No jak to? Przecież to Świst! Cięty język, czarny humor i chemia między bohaterami taka, że nie mieści się w książce i aż się z niej wylewa bokami! Nie zmieściła się na tyle, że autorka zapodała nam bonus w postaci rozdziału dodatkowego, w książce schowany jest specjalny kod, dzięki któremu można go przeczytać (cacuszko).
Ogromnie się cieszę, że autorka poruszyła temat stresu pourazowego- PTSD. W końcu trafił się jakiś bohater bardziej ludzki, a nie, że wszystkie traumatyczne przeżycia spływają po nich jak po kaczkach. Generalnie jest to problem, o którym mało się mówi publicznie, a zdarza się większej ilości ludzi niż się wydaje.
Akcja w książce jest bardzo szybka, co więcej z każdą stroną jeszcze nabiera tempa. W pierwszej części narratorami byli Anka i Artur, w drugiej Anka i Szczepan a teraz głos dostała cała trójka. Jak dla mnie to dodatkowy atut, bo np. w drugim tomie bardzo brakowało mi wglądu w świadomość pana Prokuratora.
Co do wyboru jakiego dokonała Anka - zrobiła dokładnie tak, jak chciałam, więc ja tam jestem zadowolona 😁
Polubiłam ich wszystkich strasznie, i mam szczerą nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Mam wrażenie, że coś tam jeszcze Paulinie Świst chodzi po głowie, może jakaś kontynuacja się jeszcze narodzi, bo zostawiła sobie furtkę... Nie dowiedzieliśmy się w końcu kim jest M i Z... także widzę tu jakąś szansę... Poza tym już są zadatki na kolejną bohaterkę - polubiłam panią Adwokat z miejsca! Mówię wam, będzie następna trylogia! Kurcze, ale by było! Chcę!
A na koniec chcecie jakiś cytacik?
"Gdybym tylko umiała- w poezję- a nie- w prozę- to właśnie układałabym trzynastozgłoskowcem odę do jego języka"

Jak tylko ją wyjęłam z paczkomatu - rzuciłam dosłownie wszystko (inne książki, które akurat czytałam/słuchałam, oraz totalnie wszystkie obowiązki domowe) żeby jak najszybciej ją móc pochłonąć. Jak zwykle jestem zachwycona, uwielbiam Paulina Świst ! Dla mnie to totalnie niesamowite, ze babka jest w stanie tak szybko pisać i wydawać książki co kwartał! Dla czytelników- bomba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Agata Suchocka! Ja się grzecznie pytam... kto Ci powiedział, że fajnie będzie TAK zakończyć książkę??? W takim momencie, w taki sposób???!!! To zakrawa o sadyzm...
No dobra, moze po kolei...
Autorka wielokrotnie udowodniła, że świetnie odnajduje się w różnych gatunkach, czy to fantastyka, horror, obyczajówka czy też ciepła opowieść zimowa... whatever... tym razem dostaliśmy młodzieżówkę. I też trzyma poziom.
Nasza główna bohaterka- Weronika, to osiemnastolatka, która posiada rodziców z przerostem ambicji dotyczących jej osoby. Dziewczyna ma być idealna, ma mieć czerwony pasek, świetnie się prezentować i mało odzywać. Brzmi znajomo? Mnie niestety tak. Weronika ćwiczy łyżwiarstwo figurowe, jest w tym oczywiście świetna, choć szczerze tego nienawidzi. Jest też skrzypaczką, ukończyła II stopień szkoły muzycznej, też tego nie cierpi, chociaż jak we wszystkim, jest perfekcjonistką. Dziewczyna marzy o tym, by wyrwać się spod władzy toksycznych rodziców. Jednak zapomniała, że należy uważać na to, czego się pragnie, bo może się spełnić. W dniu urodzin dostaje szokującą wiadomość. Samolot rejsowy, którym rodzice wracają z wycieczki, wpada do morza i znika bez śladu. A wy jak byście zareagowali? Ulga, że to koniec tyranii, czy jednak przerażenie, że zostajecie sami jak palec? Weronika na szczęście może liczyć na pomoc przyjaciela Gupika i współlokatorki Wiewióry. Będzie musiała zmierzyć się z rzeczywistością i ułożyć sobie przyszłość samodzielnie.
Im więcej stron za nami, tym coraz lepiej poznajemy Weronikę, coraz więcej kart odkrywa. I uprzedzam, nie wszystko co jest oczywiste na samym początku, zostanie takie do końca. Czeka nas kilka ciekawych plot twistów, że siedzisz i zastanawiasz się WTF? Demony przeszłości i ogromne poczucie winy ciągną ją w mega dół, dziewczyna musi poradzić sobie z brakiem poczucia własnej wartości. Może przystojny instruktor capoeiry jej pomoże? Może pomogą sobie nawzajem...
Zastanawiacie się, czy dać książkę do czytania swojemu potomstwu? Hm... gdzieś widziałam znaczek 13+... proponuję najpierw samemu przeczytać zanim podejmie się decyzję. Ja nie doszukałam się tu nic zdrożnego ani wulgarnego, ale bohaterowie mają za sobą "ten pierwszy raz". Soł... zależy co komu przeszkadza...
Na koniec powiem tylko, że czas spędzony z książką bardzo mi się podobał, tylko to zakończenie... ehhh... chyba machnę jakiegoś fanfika i sama sobie napiszę takie jakie bym chciała żeby było 😁

Agata Suchocka! Ja się grzecznie pytam... kto Ci powiedział, że fajnie będzie TAK zakończyć książkę??? W takim momencie, w taki sposób???!!! To zakrawa o sadyzm...
No dobra, moze po kolei...
Autorka wielokrotnie udowodniła, że świetnie odnajduje się w różnych gatunkach, czy to fantastyka, horror, obyczajówka czy też ciepła opowieść zimowa... whatever... tym razem dostaliśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po świetnej opowieści "Klątwa Kani ", w której nieoczekiwanie splotły się losy Giny, znanej gdyńskiej celebrytki, oraz Markusa, średniowiecznego pirata z bractwa witalijskiego, przyszła kolej na "Śpiew morzycy" i przeniesienie do 1899 roku, kiedy to Hel zaczyna zdobywać sławę jako nadmorskie uzdrowisko.
W nowej rzeczywistości Gina staje przed wyzwaniem by pomóc ukochanemu piratowi odnaleźć się w codzienności nowoczesnego świata. Bo o ile dla niej jest to w miarę proste, bo dziewczyna jest obcykana w historii okolic, poza tym to nie jej pierwszy raz... o tyle dla niego świat ten jest pełen niezrozumiałych zjawisk. Ukrywający się w Kusfeldzie, małej rybackiej wiosce na Półwyspie Helskim bohaterowie, muszą stawić czoła planom miejscowego księdza i jego gosposi (no tutaj naprawdę zaskakujący plot twist był!), ale też gospodarza, a ich intencje dalekie są od przyjaznych...
W centrum tej historii znajduje się morzyca- czarna kaszubska syrena. Kim jest ta istota i jakie tajemnice kryje? Morzyca, z jednej strony budzi lęk, a z drugiej fascynację, staje się kluczowym elementem rozwiązania zagadki. Sieje chaos i zamęt w życiu naszych bohaterów i do końca nie wiadomo, czy im pomaga, czy szkodzi...
Gina będzie musiała również zmierzyć się z rywalką, siostrą Geczety, morskim bożkiem i królem Polski. Dziewczyna sporo się dowie o sobie i swoich korzeniach. Książka pokazuje też, jak łatwo zapracować sobie na wroga, i że jak już się go ma, to lepiej go trzymać blisko😉
Zakochani zostaną rozdzieleni, połączą się, znów zostaną rozdzieleni, mnóstwo kłopotów po drodze, znów się odnajdą by znów się zgubić... normalnie telenowela. Markus chwilami wkurzał, walnął focha, że świat nie stał w miejscu i chociażby technika poszła na przód.
I taki smuteczek na koniec trochę... Odrobinę rozumiem decyzję Giny, ale... No właśnie... musicie przeczytać sami, dajcie znać, jak myślicie czy dobrze zrobiła?
Zakończenie otwiera autorce rewelacyjne możliwości na kolejną część. Mam nadzieję, że nie da nam długo czekać.

Po świetnej opowieści "Klątwa Kani ", w której nieoczekiwanie splotły się losy Giny, znanej gdyńskiej celebrytki, oraz Markusa, średniowiecznego pirata z bractwa witalijskiego, przyszła kolej na "Śpiew morzycy" i przeniesienie do 1899 roku, kiedy to Hel zaczyna zdobywać sławę jako nadmorskie uzdrowisko.
W nowej rzeczywistości Gina staje przed wyzwaniem by pomóc ukochanemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Klątwa Kani" rozpoczyna cykl "Pajęczyna czasu". Do przeczytania skłoniła mnie głównie okładka, a jeszcze jak przeczytałam opis, wiedziałam, że to coś dla mnie. Książkę czyta się szybko, autorka posługuje się lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem. Od pierwszych chwil zostałam wciągnięta do świata bohaterów, fabuła została w interesujący sposób nakreślona, przemyślana i dobrze poprowadzona. Dzięki niej cofamy się w czasie do średniowiecznego Helu, Jagna Rolska ma za sobą porządny research. Z olbrzymim zainteresowaniem śledziłam wszystkie wydarzenia historyczne, a także zwyczajne życie tamtejszych mieszkańców. Książka rewelacyjnie oddaje klimat tamtych czasów. Bohaterowie zostali świetnie wykreowani, w szczególności główna bohaterka- Gina (Regina), ale także Geczeta czy Markus.
Autorka w głównej mierze skupia się na postaci Giny, można poznać jej myśli, odczucia, dowiadujemy się z czym dziewczyna się mierzy, można przez to zrozumieć jej postępowanie i decyzje. Giną to bohaterka z rodzaju tych myślących. Nie idzie ślepo za tłumem, ale też nie zgrywa gwiazdy. Generalnie należy do wymierającego gatunku tych nie wkurzających. Znając historię Starego Helu i jego mieszkańców potrafi wtopić się w tło i bezpiecznie szukać rozwiązania zagadki. Bo musicie wiedzieć, że przez tytułową klątwę Kani (ptaszek taki), Gina przenosi się w czasie, do średniowiecza. Nie jest to jednak dama w opałach, która czeka na swojego wybawcę, choć ten szybko się znajduje 😉 Dziewczyna stara się być samodzielną i sama walczy o swoje życie.
Postaci drugoplanowe również odgrywają tutaj istotną rolę, dostarczając wielu emocji i wrażeń. Relacja Giny z Markusem została w świetny sposób zaprezentowana, dało się wyczuć miedzy nimi jakąś niewidzialną nić, która sprawiała, że ci bohaterowie idealnie do siebie pasowali i się uzupełniali, nawet mimo dzielących ich lat (średniowiecze- współczesność). Czytając, naprawdę nie wiedziałam co mnie czeka na kolejnej stronie i bardzo mi się to podobało.
Piraci, czarownice, do tego prześladowania Zakonu Krzyżackiego, porwania, gniew dawnych bogów, bursztynowy błysk w oku i klątwa. A wszystko to okraszone kaszubskimi legendami i szumem morza. Kochacie morze i Hel jak ja? To książka dla was!
Do tego dostajemy zabawne dialogi, nieporozumienia językowe, tęsknotę za sushi i internetem i wiele więcej 🙂 Jest tu naprawdę delikatny i dobrze rozpisany wątek romantyczny. Nie dominuje on w książce, raczej dodaje jej smaku.
Powieść zakończyła się w taki sposób, że już przebieram nogami za kontynuacją! Na szczęście już jest, nie muszę tym razem długo czekać 😁 Bardzo jestem ciekawa, jak Gina i Markus poradzą sobie w nowych okolicznościach...

"Klątwa Kani" rozpoczyna cykl "Pajęczyna czasu". Do przeczytania skłoniła mnie głównie okładka, a jeszcze jak przeczytałam opis, wiedziałam, że to coś dla mnie. Książkę czyta się szybko, autorka posługuje się lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem. Od pierwszych chwil zostałam wciągnięta do świata bohaterów, fabuła została w interesujący sposób nakreślona, przemyślana i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moją najukochańszą serią jest "Ukryte Dziedzictwo" od Ilony Andrews. Czytałam mnóstwo rewelacyjnych książek, jednak do tej pory jej pozycja była niezachwiana. W tej chwili oświadczam, że "Black Bird Academy" to moje kolejne comfort book. Kocham. Skala oceny wywaliła kory! 10/10 to dla niej za mało!
Wsysa od pierwszych zdań, choć rozpoczyna się dość niepozornie. Bardzo szybko zmienia się w zapierającą dech opowieść o demonach, egzorcystach i tajemniczej, mrocznej Akademii.
Główną bohaterką powieści jest Leaf Young, zwykła kelnerka z Manhattanu. Uczy się, wynajmuje mieszkanie z przyjaciółkami, ma dobry kontakt z byłym ojczymem i przyrodnim bratem. Życie bohaterki toczy się niespiesznym torem, aż do pewnego wieczoru, gdy przyjaciółki wyciągają ją na imprezę - w ramach leczenia złamanego serca Leaf, po zakończeniu długoletniego związku. Na miejscu poznaje Henry'ego. Mężczyzna jest intrygujący, tajemniczy i bardzo przystojny, dziewczyna po wypiciu kilku drinków decyduje się iść na całość. I ta z pozoru niewinna decyzja zaważy na życiu nie tylko jej, lecz także jej bliskich. Henry bowiem jest demonem, który upatrzył sobie Leaf jako nowe "naczynie". Niczego nieświadoma bohaterka daje się wciągnąć w pułapkę, po czym zostaje zaatakowana. Podczas opętywania coś idzie nie tak - Leaf traci przytomność. Budzi się w lochach Akademii Black Bird, skuta łańcuchami, dowiaduje się, że jej ciałem zawładnął demon, a egzorcyzmy, którym zaraz zostanie poddana, zabiją zarówno intruza, jak i ją. Ku zdziwieniu wszystkich, Leaf czuje się dobrze, panuje nad swoim ciałem oraz umysłem. Ponieważ jest to niezwykły przypadek, władze Akademii proponują dziewczynie układ: pozwolą jej żyć, ale musi zostać egzorcystką. Rozpoczyna się mroczna i niebezpieczna przygoda.
Leaf jest postacią, która początkowo może wydawać się typową dziewczyną z wielkiego miasta, ale szybko okazuje się być o wiele bardziej złożoną osobowością. Od razu zdobywa sympatię czytelnika swoją odwagą, determinacją i inteligencją. Jej wewnętrzna walka z demonem, który opanowuje jej umysł, stanowi centralny wątek powieści, dodaje historii dramatyzmu, ale też jest powodem wielu przezabawnych scen. Czytając nie mogłam powstrzymać się od chichotania, dawno nie czytałam tak lekkiego i naturalnego humoru.
Jednym z największych atutów powieści jest postać demona - Lore, który wraz z Leaf tworzy interesujący duet. Ich dialogi pełne są sarkazmu i dowcipu. Sam Lore jest po prostu rozbrajający. Jest najbardziej kolorową i najsympatyczniejszą postacią w książce! Jego charakter, humor i relacje z innymi bohaterami sprawiają, że w mgnieniu oka staje się ulubieńcem czytelników. Kurcze, gdybym ja miała w głowie słyszeć takie teksty i komentarze o bieżących wydarzeniach, dałabym się opętać! Ciągle bym chodziła z bananem na twarzy 😁
Kolejnym dużym plusem jest rozwinięcie wątku samej Akademii kształcącej egzorcystów. Autorka nie traktuje tej kwestii po macoszemu, dlatego razem z główną bohaterką zapoznajemy się ze zwyczajami tej niezwykłej szkoły, nauczanymi przedmiotami, a także z rodzajami demonów. To bardzo przypadło mi do gustu, dostaliśmy solidnie opisany świat przedstawiony.
Narracja jest poprowadzona z trzech perspektyw, co uważam za niezłe posunięcie. Mamy więc głos Leaf, jest też Lore, a na trzeciego Falco - surowy egzorcysta, pełniący niejako funkcję przewodnika dziewczyny. Dzięki temu zabiegowi możemy poznać lepiej całą trójkę. Obrazu dopełniają postacie Zero i Craina (no nie da się ich nie lubić), którzy objaśniają zawiły świat Akademii i pomagają Leaf się tu odnaleźć.
Ostatnie 150 stron to rollercoaster wrażeń. Motyw enemies to lovers rewelacyjnie poprowadzony, a zakończenie 😱 WTF???
Druga część potrzebna mi bardziej niż tlen!!!

Moją najukochańszą serią jest "Ukryte Dziedzictwo" od Ilony Andrews. Czytałam mnóstwo rewelacyjnych książek, jednak do tej pory jej pozycja była niezachwiana. W tej chwili oświadczam, że "Black Bird Academy" to moje kolejne comfort book. Kocham. Skala oceny wywaliła kory! 10/10 to dla niej za mało!
Wsysa od pierwszych zdań, choć rozpoczyna się dość niepozornie. Bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najgorzej jak się ma konkretne oczekiwania, własne wyobrażenia na temat jakiejś książki. Potem zaczynasz ją czytać i jest pfff... schodzi powietrze z balonika. Muszę to powiedzieć, na początku strasznie się rozczarowałam. Serio, spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że główna bohaterka to będzie dorosła babka, silna, pewna siebie postać, która ustawi do pionu trzech kolesi, niczym jakaś przywódczyni gangu czy coś... A dostałam rozwydrzonego bachora, pannicę, która mnie strasznie irytowała, z zagrywkami jak z ogólniaka... Niektórych jej decyzji totalnie nie rozumiem, a pewne zachowania budziły zniesmaczenie. Czasami wydawało mi się, że jestem już za stara na takie książki, może ze 20 lat temu jarałabym się nią jak Rzym za czasów Nerona 🤷‍♀️ Niestety nie mogę powiedzieć, że w tym zniesmaczeniu dotrwałam do samego końca. Dałam się wciągnąć, i z zaskoczeniem muszę przyznać, że z niecierpliwością czekam na kontynuację 😱
Madison Kate została oskarżona o przestępstwo, którego nie popełniła. Po prostu potrzebny był kozioł ofiarny, a ona znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Trzech tajemniczych mężczyzn, którzy pozornie chcą jej pomóc, finalnie wystawia ją policji. Mimo późniejszego oczyszczenia z zarzutów, cała sprawa niszczy dziewczynie plany na przyszłość. MK wyjeżdża, a właściwie zostaje odesłana przez ojca na drugi koniec świata.
Kiedy po niemal roku wraca do domu, zastaje w nim właśnie tą trójkę przystojniaków, do których nienawiść pielęgnowała w sobie przez ostatnie długie miesiące...
I tu właśnie wchodzą zagrania jak z liceum albo jeszcze z gimnazjum w ogóle, bo dziewczyna chce koniecznie wykurzyć chłopaków z domu. Jest pyskata, sarkastyczna i bardzo porywcza (tutaj akurat trzeba jej to zapisać na plus). Nie przejmuje się co powiedzą inni, robi wiele rzeczy pod wpływem emocji i często tego żałuje (wierzcie mi- czytalnik też). Jej relacja z tymi trzema diabłami jest trudna, MK jest zła, a i oni ostro z nią sobie pogrywają.
Mamy tutaj motyw odwróconego haremu, więc jak ktoś nie przepada za takimi klimatami, lepiej niech sobie odpuści czytanie. Jednak wszystkie fanki dark romansów znajdą tutaj coś dla siebie.
Biedna Madison Kate musi wytrzymywać w domu, po którym kręcą się wysportowani, dopakowani, wydziarani kolesie bez koszulek... I jeszcze skupić się na zemście.
Archer D'Ath, zawodnik MMA, najbardziej ponury i mroczny z trójki, samiec alfa. Syn nowej macochy Madison Kate, przyrodni brat przywódcy jednego z miejskich gangów.
Kody - przyjaciel Archera, jego trener, ten najzabawniejszy.
Steel - trzeci z paczki, ten wrażliwy. Zdecydowanie faworyzowany przez MK.
Po drodze czeka nas kilka plot twistów, a zakończenie wbiło w fotel. A już zaczynaliśmy ufać chłopakom...
Dobra, niech już będzie czerwiec, niech wypuszczą kontynuację, bo chcę wiedzieć co dalej...

Najgorzej jak się ma konkretne oczekiwania, własne wyobrażenia na temat jakiejś książki. Potem zaczynasz ją czytać i jest pfff... schodzi powietrze z balonika. Muszę to powiedzieć, na początku strasznie się rozczarowałam. Serio, spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że główna bohaterka to będzie dorosła babka, silna, pewna siebie postać, która ustawi do pionu trzech...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

445 stron połknęłam w niecałą dobę. Nie powstrzymała mnie nawet przerwa w dostawie prądu z powodu burzy... O czym to świadczy? Wiadomo - podobało się 🙂 Choć idealnie nie było...
Książka utrzymana w klimatach anielsko - demonicznych. W zdecydowanej większości akcja osadzona jest na ziemi, jednak autorka zabiera nas też na wycieczkę do Nieba i do Piekła 😁
Główna bohaterka - Narida - to osiemnastoletnia anielica, która zostaje skazana za zabójstwo i strącona z Nieba. Jako upadły anioł trafia do Rzymu, gdzie próbuje odnaleźć się wśród śmiertelników. Ma dużo szczęścia, spotyka człowieka, który się nią zaopiekował i stał się dla niej ojcem, którego nigdy nie miała. Zdobywa też przyjaciół. Początkowo nic tego nie zapowiadało, ale w końcu poukładała sobie życie. Mija 10 lat jej pobytu na ziemi, gdy Nari odkrywa w sobie moce, których jako upadła, nie powinna posiadać. Dodatkowo potrafi ożywić swój tatuaż Wilka, tak, by stawał w jej obronie. Do tego wszystkiego okazuje się, że Rimon, jej najlepszy przyjaciel, nie jest zwykłym człowiekiem za jakiego go brała, lecz demonem mieszkającym spokojnie na ziemi. Rimon nie miesza się w demoniczne sprawy, co innego jego brat Kaim. Kaim jest szefem-bosem demonów mieszkających w Rzymie. Wciąga swojego brata i Nari w misję mającą na celu utrzymanie porządku między światami. W zamian za pomoc w niedopuszczeniu do wojny: anioły - demony, Kaim obiecuje dziewczynie pomoc w odkryciu prawdziwego sprawcy morderstwa, za które została skazana.
No i przy okazji kwestii demonicznej pojawia się moje pierwsze ALE... bo te demony jakieś takie mało demoniczne są. To już niektóre anioły wydają się bardziej badassowe. Zwykły, ludzki gang motocyklowy robi większą rozpierduchę, niż oni. Takie z nich normalne chłopaki, tylko z nieco lepszym węchem... Na sam koniec Kaim dostał swoje 5 minut i błysnął jakimiś tam zdolnościami, ale zdecydowanie mi mało...
Jak już jestem przy narzekaniu, to zapytam... skoro jak się na koniec okazuje są Aniołowie, którzy mogą wejść w czyjeś wspomniania i wszystkiego się dowiedzieć, to czemu nie zajrzeli do głowy Neridy, żeby zobaczyć jak było na prawdę, że to nie ona popełniła zbrodnię?... nie zostałaby upadłą, i nie byłoby książki... ehh, tylko nie trzyma się to kupy trochę... 😉
Mimo tego zachęcam do przeczytania. Świetna fantastyka z domieszką kryminału i romansu. Książka napisana jest lekko i bardzo obrazowo. Nie brakuje również humoru, przekomarzania Nari z Rimonem i pozostałymi demonami - świetne. W książce nie ma dłużyzn, akcja z każdą kolejną stroną nabiera coraz większego rozpędu i wciąga czytelnika w intrygę coraz głębiej.
Skończyło się niby dobrze, ale jakaś taka gorycz się pojawiła, (co wcale mi się nie podoba, pfff), dlatego z niecierpliwością czekam na 2 część.
Karolina Ligocka stworzyła kilka na prawdę dobrych postaci, można ich polubić. Mnie oczywiście bardziej do gustu przypadły te z czeluści piekielnych, choć i paru pierzastych było ok. Mam nadzieję, że i w kontunuacji znajdzie się dla nich miejsce. Szczególnie dla tego pana, który jest autorem najlepszego cytatu z książki:
"Nigdy, ale to nigdy nie przepraszaj za bycie sobą. Jeżeli ktoś obraża się na Twoje słowa, oznacza to tylko tyle, że nie zasługuje na Twoje towarzystwo. "

445 stron połknęłam w niecałą dobę. Nie powstrzymała mnie nawet przerwa w dostawie prądu z powodu burzy... O czym to świadczy? Wiadomo - podobało się 🙂 Choć idealnie nie było...
Książka utrzymana w klimatach anielsko - demonicznych. W zdecydowanej większości akcja osadzona jest na ziemi, jednak autorka zabiera nas też na wycieczkę do Nieba i do Piekła 😁
Główna bohaterka -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Romantasy przez duże R! Relacje między głównymi bohaterami są zdecydowanie na pierwszym planie, reszta wydarzeń stanowi dla nich tylko tło. Bohaterowie to czarownicy, wampiry i wilkołaki, czyli nic czego byśmy nie znali wcześniej. Historia też może i nie za odkrywcza... zastanawiam się więc, co sprawiło, że mnie ta książka tak pochłonęła i zachwyciła! Okazała się nieodkładalna, a kac po przeczytaniu trzymał i nie chciał puścić! Fabularnie wessało mnie od samego początku i do końca bawiłam się genialnie.
Poznajemy Aislinn - dziewczyna ma dosłownie całe życie zaplanowane. Jej zadaniem jest zostać obrończynią Królowej czarownic (swojej siostry), należy do elitarnej jednostki ochrony, szkoło się do tego zadania całe życie. Jednak jak to w życiu (lub fabule), nie wszystko da się zaplanować. No bo kto by przewidział te wszystkie tajemnicze morderstwa czarownic? Jednostka Aislinn dostała zadanie specjalne - znaleźć sprawcę.
Drugim naszym głównym bohaterem jest Renan Ward, oczywiście zostałam jego ogromną fanką. Jest wampirem, który idzie po trupach do celu, jest sarkastyczny i nawykły do stawiania na swoim. Zresztą kto by śmiał podskoczyć królowi wampirów? Jak się okazuje, tajemnicze zniknięcia i ostateczne śmierci zdarzają się również wśród jego poddanych. Dlatego Ward godzi się na propozycje sojuszu, którą złożyła mu Królowa czarownic, by wspólnie pracować nad rozwikłaniem sprawy. Sojusz między czarownicami a wampirami to precedens. Obie nacje nie ufają sobie za grosz, i ciężko to zmienić. Renan jako zabezpieczenie sojuszu i przypieczętowanie go postawił warunek... wiadomo, sojusze najlepiej przypieczętować ślubem. Władca zażądał ślubu z Aislinn! Możecie sobie wyobrazić jak dziewczyna bardzo się z tego ucieszyła. I hate-love gotowe 🙂
Relacje między bohaterami bardzo mi pasowały, nie tylko te romantyczne. Mamy jeszcze kwestię przyjaźni, oraz relacji siostrzano - braterskich. Do tego zazdrość, zaborczość, i umiejętność kompromisu. Po drodze czeka nas kilka plot twistów, a zakończenie zaskakuje. Tajemniczym mordercą okazuje się... nie no, przecież nie zdradzę 😁 Ale dałam się zaskoczyć, podejrzewałam kogoś innego. Też nie zdradzę kogo, bo czekają nas jeszcze dwie kolejne części, może jeszcze okaże się złolem...
Informacja, że będzie więcej książek z tego świata jest rewelacyjna, a fakt, że jeszcze w tym roku to totalna radocha. Szkoda tylko, że każda Książka będzie o innej parze... No jak to... nie będzie o Aislinn i Wardzie??? Buuu 😭
No i na koniec wspomnę jeszcze tylko, że książka jest absolutnie pięknie wydana. Bardzo podoba mi się ten trend... uwielbiam taką dbałość o szczegóły! I te błyskawice! 🖤 Nie są przypadkowe, wynikają z fabuły, ale to już przeczytajcie sami. Koniecznie!

Romantasy przez duże R! Relacje między głównymi bohaterami są zdecydowanie na pierwszym planie, reszta wydarzeń stanowi dla nich tylko tło. Bohaterowie to czarownicy, wampiry i wilkołaki, czyli nic czego byśmy nie znali wcześniej. Historia też może i nie za odkrywcza... zastanawiam się więc, co sprawiło, że mnie ta książka tak pochłonęła i zachwyciła! Okazała się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kroczący wśród cieni" miał to szczęście, że ominął moją półkę wstydu. Jakoś tak wyszło, że jak tylko dostałam książkę, od razu zaczęłam czytać. I powiem wam, jakoś nie mogłam się w nią wczuć. To nie tak, że mi się nie podobała, bo od samego początku było ok, ale jakoś tak ją pykałam po kilka kartek. Natomiast od mniej więcej połowy, nie odeszłam od niej nawet na moment, drugą połówkę łyknęłam na raz (ale to zabrzmiało... 😁)
Od pierwszych stron było to dla mnie vos nowego. Jak się czyta tyle Fantastyki, to w którymś momencie ma się wrażenie, że książki lecą na to samo kopyto, pewne wzorce są powielane. Na prawdę rzadko trafia się coś oryginalnego. Może wy się już z czymś podobnym spotkaliście, dla mnie ta historia była bardzo odświeżająca.
Poznajemy Kavla - detektywa, który uparcie nazywa się tropicielem (pod koniec sam wyjaśni różnicę). Dysponuje on niezwykłymi zdolnościami. Dzięki nim odnosi sukcesy w swojej pracy. W końcu zwraca tym na siebie uwagę władz. Gdy kanclerz miasta Tin-Leve zleca Kavlowi wyjątkowo trudne zadanie, ten radzi sobie z nim bez problemu. Detektyw nie wie jednak, że to tylko test, wstęp do ważniejszej misji. Dużo bardziej niebezpiecznej. Do tego wszyscy wokół koniecznie chcą się dowiedzieć, kim/czym on jest, że radzi sobie w takich ekstremalnych sytuacjach... A Kavel jest właśnie kroczącym wśród cieni... 😉 Bo w tym świecie, granica między życiem a śmiercią jest zaledwie cienką linią. Cienie zmarłych mogą okazać się równie niebezpieczne, co żywi przestępcy. Kavel wie jak "użyć" cieni, by mu pomagali. Stara się nie nadużywać swych zdolności, bo nawet dla niego są traumatyczne i bolesne.
I w ten sposób dostajemy powieść pełną mrocznych tajemnic i intryg detektywistycznych. Główny bohater nie jest jakimś genialnym, mega dopakowanym przystojniakiem, który poradziłby sobie nawet ze smokiem - walcząc gołymi rękoma. (Nie, smoków tu nie ma...) Ma swoje wady, ma swoje słabości. Nie jest ach i och, padajcie wszyscy na kolana, bo nadchodzi. Normalny facet... No... przynajmniej dopóki nie opęta jakiegoś cienia.
Zlecenie jakie dostaje tropiciel, niespodziewanie pokrywa się z jego własnymi poszukiwaniami. Będzie zmuszony użyć swoich zdolności przeciw Kościołowi Żywych, organizacji, która chciałaby uchodzić za świętą, a chodzi im przede wszystkim o władzę... Na drodze staną mu nie tylko ludzie, ale też ożywieni powstańcy, brrr.
W tle jest też romans, i mimo że książkę napisał facet, nie jest źle poprowadzony. Upraszczając - Kavel szuka swojej zaginionej dziewczyny, od lat, stara się nie tracić nadziei. Po drodze poznaje sobie nową. Wszystko ok, póki panie się nie spotkają... I nic nie jest takie, jak się początkowo wydaje.
A zakończenie? No nie! Z jednej strony spoko, bo zapowiada kolejną część i to byłaby świetna wiadomość, z drugiej zaś... No nie!!! 😱

"Kroczący wśród cieni" miał to szczęście, że ominął moją półkę wstydu. Jakoś tak wyszło, że jak tylko dostałam książkę, od razu zaczęłam czytać. I powiem wam, jakoś nie mogłam się w nią wczuć. To nie tak, że mi się nie podobała, bo od samego początku było ok, ale jakoś tak ją pykałam po kilka kartek. Natomiast od mniej więcej połowy, nie odeszłam od niej nawet na moment,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No i dotarłam do końca, to już ostatni tom przygód Gosi i Mieszka. Tak, wiem, że powstały kolejne, ale te dotyczą młodości Jagi i Mszczuja (ku radości wszyatkich tych, których Gosia już porządnie wkurzała 😜). Pewnie kiedyś też po nie sięgnę, ale poczekam chyba, aż całościowo zostaną wydane przez Miętę. Lubię, jak mi na półce wszystko pasuje 😉
W każdej poprzedniej części mogliśmy być świadkami jakiegoś słowiańskiego święta, poznawaliśmy tradycje i obrzędy. Tym razem powoli zbliża się święto Dziadów i Szczodre Gody. Nad Gosławą wisi widmo zadania, jakie Swarożyc na nią nałożył. Nie jest ani przyjemne, ani proste. Okazuje się wręcz niewykonalne. A za niewykonanie zadania grożą bardzo poważne konsekwencje, zarówno Gosi, jak i jej bliskim. Dziewczynie wszystko się psuje, nic nie idzie w dobrą stronę. Dowiaduje się sporo o swych korzeniach i rodzinie. Zaskoczenie było spore, nie powiem...
Przychodzi czas na wielki finał. Wszystkie wątki się wyjaśniają. W czasie świąt zaczynają się dziać bardzo dziwne rzeczy, a dawni wrogowie powracają. Na szczęście, Gosia znajduje bardzo zaskakującego sojusznika. Być może pomoże on Gosi uwolnić się od Swarożyca...
Bohaterowie stają przed trudnymi wyborami. Gosława musiała w końcu dorosnąć, stać się stanowcza i nie dać przejąć kontroli emocjom. Sami przeczytajcie i oceńcie, na ile jej się to udało. I tak, nadal bywa wkurzająca. Mieszko też się trochę poprawił, zaczął żyć chwilą i nie przynudza ciągle o swojej nieśmiertelności i wspomnieniach.
Książka jest wciągająca i przyjemna w czytaniu. Ciągle się w niej coś dzieje. Wszystko się powoli wyjaśnią, brawo dla Gosi za to, co wymyśliła w finale, nie spodziewałam się i wbiło mnie w fotel. Miłe zaskoczenie.
Seria "Kwiat paproci" to na prawdę świetna historia w słowiańskich klimatach. Książki stanowią kompendium wiedzy o naszej rodzinnej mitologii, i mają bardzo subtelny wątek miłosny. To historia, która pogodzi fanów obyczajówek, romansów i fantastyki. Stanowi wspaniałe combo, które udało się autorce cudnie! Można się zakochać w Bielinach i ich specyficznym charakterze!

No i dotarłam do końca, to już ostatni tom przygód Gosi i Mieszka. Tak, wiem, że powstały kolejne, ale te dotyczą młodości Jagi i Mszczuja (ku radości wszyatkich tych, których Gosia już porządnie wkurzała 😜). Pewnie kiedyś też po nie sięgnę, ale poczekam chyba, aż całościowo zostaną wydane przez Miętę. Lubię, jak mi na półce wszystko pasuje 😉
W każdej poprzedniej części...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Sztuka wybaczania" to kontynuacja powieści "Sztuka zabijania" i "Sztuka zemsty". Choć książki są pisane w taki sposób, że można je czytać jako niezależne jednotomówki, nie trzeba znać poprzednich, by połapać się o co chodzi, to jednak polecam, by sięgnąć najpierw po poprzedniczki. Przede wszystkim dlatego, że są po prostu świetne. Dodatkowo, wykreowane w trzecim tomie wątki nawiązują do tych, które poznawaliśmy we wcześniejszych częściach. Dotyczy to również bohaterów.
Tym razem na tapecie mamy historię Antka. Chłopak wraca do Warszawy z Australii, gdzie przez dwa lata leczył swoje złamane serce. A no tak. Minęły dwa lata od wydarzeń ze "Sztuki zemsty". Teraz czuje, że jest gotowy by wrócić do normalności i przyjaciół za którymi tęsknił. Może poza Ryśkiem, z którym od początku bardzo ciężko było mu się dogadać. Co ta zazdrość robi z rozsądnymi ludźmi...
Zosia ucieka przed przeszłością do swojego rodzinnego domu, do Polski, do brata. Wie, że nie łatwo będzie jej się ukryć, ale liczy na to, że brat - policjant ją ochroni. Paweł ma jednak kocioł w pracy i nie zdaje sobie sprawy, że siostra ma poważne kłopoty, prosi więc Antka, by się zajął jego młodszą siostrzyczką, wierząc że przyjaciel wszystko ogarnie (no zajął się nią bardzo troskliwie... I wylewnie 🤭)
Autorka pokazuje nam też, kulisy związku Pawła. Dowiadujemy się, czemu jego dziewczyna jest jaka jest, i tak w sumie niefajnie traktuje wrażliwego Pawełka. Dobrze, że i jemu w końcu udało się dojść do porozumienia ze swoim życiem uczuciowym, bo tylko on z paczki zostałby samotny.
Swoje 5 minut dostał również Simon. No już poprzednio mówiłam, że zaczynam lubić gnoja. A co tutaj się odwaliło!!! Ok, wiem, że facet jest płatnym zabijaką, że jego psychika do końca normalna nie jest... Nic jednak nie poradzę, lubię go. Po "wypadku" sprzed dwóch lat, gdy Antek przestrzelił mu rękę i facet stracił w niej czucie, jego reputacja najlepszego w branży mocno ucierpiała. Simon robi wszystko, by wrócić na szczyt, pracuje nad tym bardzo wytrwale. Pewnego dnia znika jego kobieta. Wszystkie ślady prowadzą do Polski. A Simon nie cofnie się przed niczym, by ukarać tych, którzy odważyli się zagrozić jego rodzinie. Nawet wejdzie w sojusz z Chłopakami z Radości! No... nie tyle z chłopakami, co z Kaśką, do której ma niemal ojcowski sentyment, a i ona (jak ja) zdaje się darzyć go jakimś rodzajem sympatii.
"Sztuka wybaczania" to doskonałe zwieńczenie trylogii, ale zakończenie daje nam nadzieję, że to jeszcze nie koniec... Małgorzata Lisińska wywołana do tablicy! Kiedy kolejna część? Bo nie kończy się pisać w TAKIM MOMENCIE! Musi być coś dalej! No to jak? I o kim tym razem będzie? O Simonie? 😁😈
Gosia stworzyła mieszankę romansu i sensacji, od której bardzo ciężko się oderwać. Wszystko jest wyważone i w idealnych proporcjach. Na prawdę chce się jeszcze !

"Sztuka wybaczania" to kontynuacja powieści "Sztuka zabijania" i "Sztuka zemsty". Choć książki są pisane w taki sposób, że można je czytać jako niezależne jednotomówki, nie trzeba znać poprzednich, by połapać się o co chodzi, to jednak polecam, by sięgnąć najpierw po poprzedniczki. Przede wszystkim dlatego, że są po prostu świetne. Dodatkowo, wykreowane w trzecim tomie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wcześniejsze powieści Marah Woolf nie są mi znane. Rzuciła mi się w oczy kiedyś trylogia "Trzy czarownice" czy "Kroniki Atlantydy", ale nie miałam okazji... Po przeczytaniu książki "Znak i omen" rozpoczynającej cykl "Wiccańskie kredo" jestem przekonana, że szybko nadrobię poprzednie.
Valea mieszka w Ardealu, który jest krainą zamieszkałą przez ludzi. Ponad 10 lat temu jej rodzina została zamordowana, a jej jako jedynej udało się cudem uniknąć śmierci. Dziadek, arcykapłan wiccańskiego kowenu, postanowił ukryć dziewczynę między ludźmi, by ci, którzy czyhali na życie rodziny, nie mogli dokończyć dzieła. Valea mieszka więc sama, starając się za bardzo nie wychylać, a przede wszystkim nie zdradzić, ze jest wiccanką. W krainie ludzi, za samo podejrzenie bycia magicznym grozi śmierć. Bohaterka najbardziej na świecie pragnie powrócić do swej ojczyzny, do kochanego dziadka, i dowiedzieć się, kto odpowiada za śmierć jej najbliższych.
Fabuła od początku jest interesująca, w powieści dzieje się stosunkowo dużo, nie ma przynudzeń. Valea pracuje w obskurnym barze, gdzie poznaje tajemniczego Nikolaia. Facet ratuje ją potem z opresji, a dziewczynie nie przeszkadza fakt, że on jest strzygą. Bohaterowie spędzają ze sobą noc, a przy okazji następnego spotkania dziewczyna zaczyna podejrzewać, że Nikolai nie znalazł sie w barze przypadkowo, i grozi jej niebezpieczeństwo. Właśnie dlatego szybko ucieka ze świata ludzi i wraca do upragnionej ojczyzny.
Valea nie ma jednak czasu na rozgoszczenie się w domu, okazuje się, że arcykapłan ma dla niej specjalną misję. Jedna z wiccanek została zamordowana w niejasnych okolicznościach, więc dziewczyna - obdarzona niezwykłym darem odczytywania cudzych wspomnień - ma za zadanie odkryć, co na prawdę się wydarzyło. A ponadto z ich świata zaczyna znikać magia, co może mieć katastrofalne skutki dla wszystkich. Dziewczyna zostaje wysłana do zamku Caraiman (taki trochę Hogwart w tym świecie, miejsce gdzie trzy magiczne rasy - czarownice, wiccanie i strzygi - mogą studiować i się integrować), i to tutaj toczy się główna część fabuły. Na miejscu okazuje się, że jej wyobrażenie o otaczającym świecie mocno różni się od rzeczywistości. Musi odnaleźć się w miejscu, gdzie zdrady i intrygi są na porządku dziennym, a królowa czarownic dąży do tego, by unicestwić dwa pozostałe ludy (trzy jeśli liczyć ludzi).
Mamy tutaj bardzo dużo bohaterów, którzy są wymienieni na liście przed pierwszym rozdziałem, co było bardzo fajnym posunięciem, ponieważ w trakcie lektury można było szybko sprawdzić kto jest kim. Na początku nie byłam w stanie zapamiętać ich wszystkich, lista bardzo się przydała. Na pierwszy plan i tak wysuwa się kilkuosobowa grupa, w której znajduje się Valea i jej najbliżsi, Nikolai i jego rodzina oraz kilku czarowników. Spędzają oni ze sobą, a przy okazji próbują rozwiązać zagadkę śmierci wiccanki oraz odkryć, kto stoi za postępującymi zmanami w ich świecie. Więzi zacieśniają się stosunkowo szybko, mimo świadomości, że w razie wojny wszyscy staną po przeciwnych stronach... Finałowe rozdziały są oczywiście najlepsze. Mamy parę ciekawych plot twistów oraz zdrad, co daję za duży plus - lubię być zaskakiwana. Samo zakończenie jest bardzo dramatyczne, ale daje nadzieję, na ciekawą kontynuację.

Wcześniejsze powieści Marah Woolf nie są mi znane. Rzuciła mi się w oczy kiedyś trylogia "Trzy czarownice" czy "Kroniki Atlantydy", ale nie miałam okazji... Po przeczytaniu książki "Znak i omen" rozpoczynającej cykl "Wiccańskie kredo" jestem przekonana, że szybko nadrobię poprzednie.
Valea mieszka w Ardealu, który jest krainą zamieszkałą przez ludzi. Ponad 10 lat temu jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zarwałam nockę. Oczy mi się kleją, i nie jestem pewna, czy potrafię sklecić jedno logiczne zdanie. Jednak niczego nie żałuję. Musiałam doczytać do końca, książka okazała się nieodkładalna, szczególnie w drugiej połowie...
Jeśli poprzednie dwie części podobały mi się tak bardzo, że dawałam im 10/10, to teraz skala wywaliła kory! "Słowalkiria" jest najlepsza!!! 🖤 Wszystko było w niej idealne, padam do stóp autorce, oficjalnie wyznaję miłość i ślubuję wieczne oddanie 🖤
Anna Szumacher - profil autorski na Targach Targi Fantastyki w Warszawie powiedziała mi, że wszyscy z #teamHidra , będą zadowoleni po przeczytaniu tej części. No niedopowiedzenie roku! Nie tyle jestem zadowolona, co wręcz zachwycona! I to zakończenie - wyszło idealnie 😁
Cyan miała pracowite ostatnie kilkanaście godzin. Wyszła za mąż, została wdową i zdobyła Głos, co za tym idzie Koronę Królestwa w świecie, który stara się opuścić! Nie podoba jej się taki rozwój wypadków. Została sama. Dobrze, że chociaż wraz z koroną, zyskała nieśmiertelność, nie zginie głupio, zadźgana gdzieś na trakcie. Wymyśla plan - oddać Koronę komuś, kto do rządzenia będzie się lepiej nadawał (praktycznie każdy właściwie) i znaleźć drzewo, przez które będzie mogła wrócić do swojego świata. Koronę postanawia zrzucić na księcia koronnego Laala, który zaszył się gdzieś tam w wysokich górach i zajął się tresowaniem / trenowaniem smoków. Facet nie chce zostać królem i właśnie dlatego (moim skromnym zdaniem) nadaje się do tego najlepiej.
Aby tego dokonać Cyan potrzebuje pomocy. Nie wie gdzie podział się Agni czy Jord, więc jej wybór pada na Hidrę. Korzystając z faktu, że Hidra chwilowo nie może zrobić jej krzywdy, tym bardziej zabić, udaje się do Kowenu, by namówić go na wspólną podróż pełną przygód. Absolutnie uwielbiam tą parkę. Wiecie, ja sporo czasu dziennie spędzam w pociągach, głównie tam czytam... Cyan i Hidra rozmawiają ze sobą w taki sposób, że niekontrolowane parsknięcia są nie do powstrzymania. W miejscu publicznym niezbyt wskazane, ale miałam to gdzieś... Ania pisze w taki sposób, że wielokrotnie ryczałam że śmiechu. Trudno, ludzie brali mnie za wariatkę. Przynajmniej nikt się do mnie nie dosiadał, przecież wariatów należy się bać.
Tę wszystkie odniesienia do popkultury, to takie cudowne smaczki. Jak latanie na Nimbusie 2000 😃 Zresztą na tej cudownej okładce widać Cyan na miotle, wiadomo - nie przez przypadek, więc to żaden spojler.
Mamy jeszcze kwestię ludzi zza morza i piratów. Też świetnie poprowadzony wątek. Szczególnie działania księżniczki Kwarq przypadły mi do gustu.
Dowiadujemy się również, jak dalej potoczyły się losy Agniego i Jorda, choć to temu drugiemu od początku bardziej kibicuję, i strasznie jestem zadowolona z poprowadzenia jego historii. Pozostali jednak postaciami drugoplanowymi. Nie to co Hidra... ehhh...
Zakończenie jak już pisałam- bomba. To co powiedział Hidra na koniec o fanfiku... Kurcze... kuszące 😁 Z drugiej strony, po co poprawiać coś tak dobrego?
Strasznie będę za nimi wszystkimi tęsknić, szkoda że to już koniec 😭 Chciałabym wiedzieć co z nimi dalej... Z Cyan, z Laalem, Hidrą, Wilkiem... planują kolejną podróż, na nowy kontynent, jeju Ania, tu aż się prosi o jakieś opowiadanie chociaż <plisss> (wystękałam #teamHidra ? Wystękałam! To teraz będę stękać dalej... nie ma lekko 😜) .

Zarwałam nockę. Oczy mi się kleją, i nie jestem pewna, czy potrafię sklecić jedno logiczne zdanie. Jednak niczego nie żałuję. Musiałam doczytać do końca, książka okazała się nieodkładalna, szczególnie w drugiej połowie...
Jeśli poprzednie dwie części podobały mi się tak bardzo, że dawałam im 10/10, to teraz skala wywaliła kory! "Słowalkiria" jest najlepsza!!! 🖤 Wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Sztuka zemsty" to drugi tom "Chłopaków z Radości" od Małgorzata Lisińska . Tym razem na tapecie mamy parę - Ryśka i Kaśkę. I co tu dużo mówić, część pierwsza o Zbyszku była fajna, ale LOVE Rysiek 🖤 Czułam, że tak będzie już czytając jedynkę 😁
Książkę pochłonęłam jednym tchem, praktycznie bez odchodzenia od niej. Z punktu widzenia autora pewnie to straszne, siedzi nad książką miesiącami, przechodzi przez cały ten młyn wydawniczy, korekty, redakcje, a tu przychodzi czytelniczka i pyka ją w kilka godzin... I mówi, że mało... 🤪
Autorka pokazała w książce, że miłość może dopaść każdego, bez względu na wiek, wspaniale jest też pokazana przyjaźń. Każdy z nas, mając kogoś bliskiego, na kogo może liczyć w każdej sytuacji, czuje się bezpieczniej. Przyjaźń między bohaterami, mimo różnicy zdań, jest trwała. Zazdroszczę.
Simon jest w więzieniu i każdy z przyjaciół prowadzi spokojne życie. Rysiek powoli dochodzi do siebie. Pewnego dnia zauważa czarne auto, które od jakiegoś czasu stoi pod jego domem. Przez leki i inne problemy nie zawraca sobie nim głowy. Gdy Kaśka wychodzi od Ryśka, czarny SUV uderza z impetem prosto w nią. Rysiek zrobi wszystko żeby ją chronić, jednak przeszkody zdają się tylko mnożyć. Paweł dostaje wiadomość, że Simon uciekł z więzienia. Grupa znów musi trzymać się razem, pilnować nawzajem, w obawie przed zemstą. A zemsta, jak się okazuje ma różne oblicza... nie tylko Simona powinni się obawiać. I o matko trzymajcie mnie, ale zaczęłam lubić tego socjopatę 🤯 przeczytajcie koniecznie, sami ocenicie.
Książka to romans gangsterski, więc musi być migdalenie. Jak już wiemy z pierwszej części, między Ryśkiem a Kaśką aż iskrzy. Rysiek jest motylkiem latającym z kwiatka na kwiatek. Rani tym bardzo Kaśkę, której przez lata nie udało się na to uodpornić. Kocha się w nim od dziecka, od kiedy go poznała na treningach u jej ojca. Serce ją boli na widok kobiet, którymi on się otacza, a jeszcze usłyszała, że w ogóle nie jest dla niego ani kobieca, ani pociągająca.
Żadna jednak nie jest w stanie zagościć w jego sercu na dłużej, bo on od lat już kogoś tam ma...
I w tym wszystkim zaplątał się jeszcze Antek. No on mnie dla odmiany chwilami mocno irytował. Będzie bohaterem trójki, mam nadzieję więc, że mi ta niechęć do niego trochę przejdzie.
No i czekam na rozwiązanie sprawy Simona... 🤔

"Sztuka zemsty" to drugi tom "Chłopaków z Radości" od Małgorzata Lisińska . Tym razem na tapecie mamy parę - Ryśka i Kaśkę. I co tu dużo mówić, część pierwsza o Zbyszku była fajna, ale LOVE Rysiek 🖤 Czułam, że tak będzie już czytając jedynkę 😁
Książkę pochłonęłam jednym tchem, praktycznie bez odchodzenia od niej. Z punktu widzenia autora pewnie to straszne, siedzi nad...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest już po Świętach, co prawda Wielkanocnych a nie Bożonarodzeniowych, ale klimat udało się złapać 🙂 W końcu chodzi o czas z rodziną. O to, by być razem. I tą prostą prawdę przekazuje nam właśnie ta historia.
"Święta w miasteczku Anielin" to czwarta część serii napisanej przez Iwonę Mejzę. Zaznaczam, że nie czytałam poprzednich trzech, ale nie odczuwałam braku jakiejś wiedzy. Książka jest tak świetnie poprowadzona, że spokojnie można się we wszystkim odnaleźć i traktować jak ja - jako jednotomówkę. Jest to powieść obyczajowa, czyli totalnie nie w moim typie, ale czasami dobrze jest zrobić sobie jakąś odskocznię, by zachować względną normalność 😉
Książkę dostałam do przeczytania od @czytamdlaprzyjemności w ramach BookToura. Skusiłam się, bo uwielbiam świąteczne klimaty i takie ciepłe, kocykowe opowieści. Chociaż tutaj tak do końca kocykowo nie było, na jaw wychodzi niewygodna, wręcz dramatyczna prawda, ale będę zdradzać zbyt dużo...
Marianna jest starszą, ale bardzo żywiołową kobietą. Któryś z bohaterów porównał ją do Hanki Bielickiej, i kurcze miał rację, bo tak właśnie widziałam starszą panią! Tuż przed świętami traci przytomność i trafia do szpitala. Ma czas na przemyślenie wielu spraw. Czym prędzej wyrusza do Anielina, by swoje postanowienia jak najszybciej wcielić w życie.
Abstrahując... czy ktoś wie, gdzie znaleźć Anielin? Próbowałam na Google Maps, ale jest tyle miejscowości o tej nazwie... I żaden mi właściwie do końca nie pasuje. A opisany w książce jest tak, że na prawdę bym chciała kiedyś go odwiedzić... Autorka go zmyśliła? Help!
Kolejna bohaterka - Stefania - jest najlepszym cukiernikiem w Anielinie. Całe miasteczko zaopatruje się u niej w słodkości, mówi się, że nawet celebryci przyjeżdżają specjalnie do niej po makowce. Za sprawą strasznych wydarzeń z przeszłości, które miały miejsce właśnie w Wigilię, nie znosi świąt. Czy odnaleziona rodzina pomoże jej przezwyciężyć niechęć?
Krzysztof jest uwodzicielem, prowadzącym bujne życie towarzyskie. Jednak w tym świątecznym czasie, wydaje się samotny. Pewnego dnia dostaje telefon od notariusza, który odmieni jego życie. Krzyśka polubiłam od razu. Niby bawidamek, ale to na prawdę dobry, serdeczny człowiek.
Jest jeszcze Malwina. Jest korposzczurem. Praca na najwyższych obrotach przez kilka lat sprawiła, że kobieta czuje się zmęczona i wypalona. Swoim zachowaniem nie wzbudza sympatii, ale w tajemnicy wam powiem, że ja też jak jestem przemęczona, to na wszystkich warczę. Może dlatego trochę ją rozumiem... Poza tym na koniec wyszła z niej prawdziwa Malwinka, co wszystkich zaskoczyło, nawet ją 😉
Czwórka bohaterów poznaje się w Anielinie tuż przed świętami. Rodzinne tajemnice zaczną wychodzić na jaw, ale ich spotkanie i połączenie, wyjdzie im tylko na dobre.
To była ciepła i wzruszająca historia (nawet moje kamienne serce zmiękło na sam koniec, i nuciłam Lulajże Jezuniu zagryzając mazurkiem...). Nie znajdziecie tu żadnej akcji (mówiłam, że nie w moim stylu), fabuła skupia się na rodzinnych koligacjach i odkrywaniu przeszłości. Na duży plus trzeba zapisać bardzo krótkie rozdzialy. Na minus to, jak każdy z nich się kończył. W połowie książki już zaczęło mnie to męczyć. No wiecie - takie typu: to mogło okazać się super, ale takie nie było; chciał coś zrobić, ale nie wiedział jakie to będzie miało straszne konsekwencje; uśmiechnęła się, ale jeszcze nie wiedziała, że za chwilę będzie płakać... Rozdziały są na prawdę krótkie, więc takie hasła powtarzają się co drugą stronę. To moje pierwsze spotkanie z autorką, więc nie wiem, czy ma taki styl, czy to jakiś wypadek przy pracy. Pomijając tę małą niedogodność - polecam jako coś lekkiego i ciepłego.
I napiszcie, gdzie znaleźć ten Anielin, gdzie mieszkańcy są tacy życzliwi i serdeczni?

Jest już po Świętach, co prawda Wielkanocnych a nie Bożonarodzeniowych, ale klimat udało się złapać 🙂 W końcu chodzi o czas z rodziną. O to, by być razem. I tą prostą prawdę przekazuje nam właśnie ta historia.
"Święta w miasteczku Anielin" to czwarta część serii napisanej przez Iwonę Mejzę. Zaznaczam, że nie czytałam poprzednich trzech, ale nie odczuwałam braku jakiejś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Małgorzata Lisińska to moje odkrycie marca! Sama nie wpadłam na to, by przeczytać jej książkę, dostałam ją w prezencie. No i się zaczęło! Teraz będę leciała hurtem, żeby nadrobić całość jej twórczości. Pisze książki szybkie, jak ja je nazywam. Szybkie, czyli takie, które biorę do ręki w poniedziałek, a we wtorek już mam przeczytane. Postawiłam na półce obok Pauliny Świst, bo to ten sam vibe.
Zbyszek Nowak po bardzo trudnym dzieciństwie, mieszka z babcią, która jest dla niego najbliższą osobą. Starsza pani doskonale się orientuje, czym zajmuje się wnuk, jednak tego nie popiera. Chciałaby, żeby zajął się czymś spokojniejszym i przede wszystkim bezpiecznym, bo Zbyszek pracuje w szeroko rozumianej ochronie. Chłopak przyjmuje ostatnie - jak sądzi - zlecenie. Potem zamierza zrobić sobie dłuższy urlop. Podejmuje się ochrony córki miliardera. Sądzi, że dziewczynie co najwyżej może grozić próba porwania dla okupu, nie spodziewa się, że przyjdzie mu się zmierzyć z zawodowym mordercą, który do swej "pracy" podchodzi jak do sztuki.
Gosia Lisińska ma tak lekkie pióro, potrafi tak zainteresować opowoadaną historią, że czyta się z wypiekami na twarzy, a oderwanie się od książki choćby na chwilę, grozi wielkim pogorszeniem samopoczucia i warczeniem na otoczenie, że przeszkadzają...
W pierwszej części cyklu poznajemy kilka barwnych postaci, polubiłam ich wszystkich I nie mogę się doczekać kolejnych tomów (zdradzę, że w sumie powstały 3 części, każda o innej parze bohaterów).
Zbyszek to twardziel, profesjonalista, mówi się, że jest najlepszy w swoim fachu. A jednak, gdy poznaje swoją klientkę Olę, jego zasady idą się... No idą... Uczucia, które się w nim rodzą biorą górę i kompletnie go dominują. Ola jest córką miliardera, ale nie jest to pusta, zarozumiała lalka. Ma niewyparzony buźkę i nie lubi kiedy jej się rozkazuje i rozstawia po kątach, jednak jest inteligentna i ogólnie dobra dla ludzi. Nie zadziera nosa i nie uważa, że jej się wszystko od życia po prostu należy. Przystojny ochroniarz od razu wpada jej w oko, ale facet trzyma ją na dystans, więc Olka drażni się z nim niemal na każdym kroku. Oboje ciągnie do siebie i choć dziewczyna nie widzi w tym problemu, Zbyszek bardzo się stara być profesjonalny w pracy. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to tylko do tego, że mógł się starać trochę dłużej. Jak dla mnie za szybko im poszło, brakowało mi trochę tego "ganiania za króliczkiem", chociaż fajnie, że tym razem to dziewczyna ganiała chłopa... 😉 W końcu uczuć nie dało się odstawić na boczny tor, ale trzeba było zmierzyć się z rzeczywistością i ojcem dziewczyny, który wydaje się doskonale zorientowany, gdzie spędza noce jego córeczka...
No i do tego jeszcze Simon... autorka daje nam szansę poznać fabułę też z jego perspektywy. Możemy obserwować jak się bawi ze swoją ofiarą, jak planuje i co myśli. Szykuje się prawdziwy pojedynek gigantów. W obliczu różnych zwrotów akcji Zbyszek zmuszony będzie ponownie zjednoczyć się z kumplami z dzieciństwa. Razem stanowią niesamowitą grupę przyjaciół i solny zespół fachowców, którzy mogą sobie zaufać. To postacie, z którymi nie sposób się nudzić, a ich dialogi bawią do łez.
W książce nie brakuje akcji, a zakończenie podsyciło moją ciekawość co do dalszych losów bohaterów. Samo to, że szybko zamówiłam kolejne dwie czesci o czymś świadczy ! Polecam!

Małgorzata Lisińska to moje odkrycie marca! Sama nie wpadłam na to, by przeczytać jej książkę, dostałam ją w prezencie. No i się zaczęło! Teraz będę leciała hurtem, żeby nadrobić całość jej twórczości. Pisze książki szybkie, jak ja je nazywam. Szybkie, czyli takie, które biorę do ręki w poniedziałek, a we wtorek już mam przeczytane. Postawiłam na półce obok Pauliny Świst,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakie to szczęście, gdy człowiek wessa się w jakąś serię, i od razu po odłożeniu jednego tomu, może sięgnąć po kolejny! Wiedzą co mam na myśli ci, którzy na kontynuację czekają rok albo i dłużej (sama mam kilka takich na które czekam szmat czasu, i jeszcze sobie poczekam...) W przypadku "Kwiatu Paproci" od Katarzyna Berenika Miszczuk można od razu wskoczyć z jednej książki w następną.
Drugi tom - Noc Kupały - skończył pewną historię. Wydawać by się mogło, że skoro tajemnica kwiatu została rozwiązana, nic ciekawego już nas w Bielinach nie spotka. Oj jakże się można pomylić!
Minął prawie miesiąc od śmierci Mszczuja. Ludzie powoli zapominają o pożarze w Noc Kupały i zaczynają przygotowania do Święta Plonów. Jaga i Gosia nadal jednak nie mogą pozbyć się żałoby po śmierci męża Szeptuchy, codziennie łykają antydepresanty, bo czasami melisa to za mało... Mieszko nadal nie wraca. Najwidoczniej pochowanie byłej żony zajmuje mu wiecej niż kilka dni. Gosława zaczyna powoli godzić się z rozstaniem i postanawia skupić się na pracy. W przeciwieństwie do Mieszka Swarożyc nie daje o sobie zapomnieć. Ukazuje się Gosi co jakiś czas, przypominając o obietnicy, jaką mu złożyła. Dodatkowo dziewczyna zaczyna śnić koszmary o śmierci, przeplatane z wizjami przeszłości Mieszka. A żeby nie było zbyt nudno wplątuje się tu wątek sensacyjny - zaczynają znikać okoliczne boginki i demony. Pozostali podejrzewają Gosię o to, że po godzinach urządza sobie polowania na mitologiczne stwory, w końcu kilkoro z nich już zaginęło z jej powodu.
Do Bielin przyjeżdża nowy Żerca, młody i przystojny Witek. Szybko zdobywa serca mieszkańców i przede wszystkim mieszkanek, szczególnie tych na wydaniu 😁
Powieść rozpoczyna się spokojnie, Gosia ma czas pomyśleć nad własnym życiem i jak zwykle trochę ponarzekać. Chociaż tym razem się jej nie dziwię, Mieszko zostawił ją w bardzo trudnej chwili, gdy na prawdę potrzebowała wsparcia. Aż miałam na niego nerwy! No ile można cackać się z zakopaniem byłej?! Na szczęście Gosia znów nam trochę dorosła, nawet zaczęła zastanawiać się nad pozostaniem w Bielinach! Za to jej mama koniecznie chce ją z powrotem w Warszawie, przestraszona pożarem stara się "załatwić" Gosi szybsze zaliczenie stażu. A czego w końcu chce Gosia? A Jaga? Jaga chce po prostu, żeby Gosia była szczęśliwa, i żeby bogowie dali im wszystkim święty spokój.
I teraz wchodzi ON - cały na biało- młody, przystojny (jakże by inaczej), mądry, wysportowany i pomocny - Żerca Witek. Facet wydaje się na początku nieśmiały, ale to tylko pozory. Okazuje się śmiały, a nawet bezczelny, z nutką wścibskości. Sama nie wiem, czy go polubiłam. Na prawdę mam mieszane uczucia. Porównania z Mieszkiem wydają się naturalne, czasami wypada lepiej, czasami totalnie słabo. Jako żerca się sprawdza, ale umówmy się, że Mszczuj nie powiesił poprzeczki zbyt wysoko. Przy poprzedniku każdy kto się nie zapija i robi cokolwiek dla społeczności wypadnie korzystniej.
W tej części również nie zabraknie słowiańskich bogów, boginek czy demonów. Gosława pozna kolejnych mieszkańców Bielin, których tylko ona widzi, jako że jest Widzącą. Absolutnie wspaniałe były dla mnie opisy obrzędów i obchodów Święta Plonów. Moja dusza stęskniona jest wiedzy o naszych tradycjach, serce mnie boli, że już ich nie praktykujemy. W "Żercy" autorka przybliżyła nam nie tylko obrzędy dziękczynne na zakończenie Żniw i prac polowych, ale też słowiański wieczór panieński! Fragment ten czytałam z bananem na twarzy, i totalną zazdrością, ale bym chciała wziąć w takim udział! Co tam jakieś SPA czy inne wypady do pubów z męskim striptizem! Nudy totalne! Nie to co leśna przygoda z tańczeniem nago przy ognisku w świetle księżyca i degustacja nalewek od Szeptuchy! Gosia po raz pierwszy poprowadziła cały obrzęd sama, bo Jaga wyjechała sobie do SPA, to jest tfu, na pielgrzymkę...
Zakończenie jest prawdziwie dramatyczne i zaskakujące. Chciałabym napisać, że jestem taka superekstra i wszystkiego sama się domyśliłam, ale jednak nie... nie przewidziałam wszystkiego 🤯

Jakie to szczęście, gdy człowiek wessa się w jakąś serię, i od razu po odłożeniu jednego tomu, może sięgnąć po kolejny! Wiedzą co mam na myśli ci, którzy na kontynuację czekają rok albo i dłużej (sama mam kilka takich na które czekam szmat czasu, i jeszcze sobie poczekam...) W przypadku "Kwiatu Paproci" od Katarzyna Berenika Miszczuk można od razu wskoczyć z jednej książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom serii "Kwiat paproci" jest jeszcze lepszy od jedynki! Przedtem mi się podobało, a teraz zakochałam się w tej historii! Mam nadzieję, że taki stan się utrzyma, i z każdą kolejną częścią będzie coraz fajniej 🙂
"Noc Kupały" to kontynuacja przygód Gosi, uczennicy Szeptuchy. Akcja rusza dokładnie w tym momencie, gdzie zakończyła się "Szetucha". Można powiedzieć, że w pierwszej części fabuła została zarysowana, a druga jest jej finałem. Gośka stoi przed bardzo trudnym wyborem. Jakkolwiek by nie zdecydowała, wydaje się, że nie ma dobrego wyjścia. Konsekwencje mogą ją zniszczyć. Ją lub kogoś, na kim jej bardzo zależy...
Gosia nie czuła nigdy słowiańskich klimatów, nie wierzyła w Bogów ani inne stwory, nie chciała uczyć się na szeptuchę, chciała tylko przeczekać ten niedogodny okres i swoją karierę związać z medycyną. Nie z jakimiś zabobonami. Uczucie jakie się rozwija między bohaterką a Mieszkiem komplikuje podjęcie decyzji, komu przekazać Kwiat Paproci. Gosława przygotowuje się do Nocy Kupały, kiedy to wedle legendy zakwita Kwiat Paproci, a pomaga jej nie tylko Mieszko, ale też Jaga i Mszczuj. Bogowie ją kuszą obietnicami lub zastaszają, no... głównie zastraszają.
Gosława jako Widząca zaczyna miewać różne wizję, dotyczące przeszłości. Okazuje się, że bogowie to nie jej jedyny problem, do akcji wkracza była żona Mieszka - Ode. Wszyscy myśleli, że jest martwa. Czy okaże się, że "stara miłość nie rdzewieje "?
Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale te wizję pozwalają nam lepiej poznać Mieszka. Pokazują nam szczegóły kolejnego wątku miłosnego, bardzo ważnego, wprowadzającego nową postać, która nie życzy dobrze bohaterce.
Gosia nie przestała mnie trochę irytować, nadal straszna z niej maruda, ale widać już różnicę w porównaniu do jej początków w Bielinach. Nadal bywa gapowata, ale nie ma już paranoi na widok robactwa, nie przejęła się nawet za bardzo, gdy złapała kleszcza. Widać jak postać się rozwija i to jest super. Nie zakłada już kombinezonu ochronnego na wycieczkę do lasu. Jednak ciężkie przejścia i o wiele większe zagrożenie ze strony bogów wyleczyły ją trochę z hipochondryzmu. Sama jest tym trochę zdziwiona.
W tym tomie poznajemy tez trochę przeszłość Jagi i Mszczuja, juz wiadomo, czemu tak na siebie warczą. Autorka przedstawiła nam też szerzej kilku bogów i muszę przyznać, że mimo wszystko, moją ulubienicą została Mokosz. Mam 3 dzieci, pewnie byłaby ze mnie dumna 😉
Nie mogę się doczekać kolejnych tomów, jestem bardzo ciekawa, jak to się wszystko poukłada po tym, co wydarzyło się w finale...
Ach i jeszcze nie wspomniałam o okładkach. Wyglądają świetnie na półce... Ja mam te w miękkiej oprawię (takie wolę do czytania, wygodniej mi), ale te które wyszły w twardych też mają fantastyczną szatę graficzną. Absolutnie LOVE 🖤

Drugi tom serii "Kwiat paproci" jest jeszcze lepszy od jedynki! Przedtem mi się podobało, a teraz zakochałam się w tej historii! Mam nadzieję, że taki stan się utrzyma, i z każdą kolejną częścią będzie coraz fajniej 🙂
"Noc Kupały" to kontynuacja przygód Gosi, uczennicy Szeptuchy. Akcja rusza dokładnie w tym momencie, gdzie zakończyła się "Szetucha". Można powiedzieć, że w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A co gdyby Mieszko I w 966 roku nie przyjął chrztu? Gdyby postanowił zostać przy wierze w słowiańskich bogów oraz związanymi z tym tradycjami? A potem przez kolejne tysiąclecie - żaden z władców Polski nie porzuca starej wiary na rzecz monoteistycznego kultu Boga? Wyobraźcie sobie jeszcze, że wciąż panuje dynastia Piastów, Polska jest królestwem, i to jednym z najpotężniejszych państw w Europie. Myślicie, że to możliwe? Szczerze to ja też nie, ale to byłoby wspaniałe, w takim świecie chciałabym się nagle obudzić. Taki właśnie świat zaserwowała nam Katarzyna Berenika Miszczuk w pierwszym tomie cyklu "Kwiat Paproci". Na prawdę się rozmarzyłam...
"Szeptucha" zgrabnie łączy słowiańskość z współczesnością. Główna bohaterka- Gosława Brzózka (zwana przez wszystkich Gosią) właśnie skończyła studia medyczne i jedynym, co dzieli ją od upragnionej pracy lekarza, jest konieczność odbycia praktyk. Gosia musi spędzić rok, terminując u Szeptuchy, by zdobyć odpowiednie doświadczenie i zdecydować, czy chce zostać lekarzem, czy "jedną z tych wsiowych bab, które robią podejrzane medykamenty". Gosia to nowoczesna dziewczyna, która nie lubi obcować z naturą. Noe wierzy w bogów, przesądy i zabobony, wiec spędzenie dwunastu miesięcy na wsi jest dla niej ciężkim przeżyciem. Na domiar złego panicznie boi się kleszczy oraz niemytych ziół, na których może się aż roić od wszelkiego paskudztwa. Niestety - wymogi dla kobiet kończących medycynę są jasne, Gosia trafia pod czujne oko jednej z szeptuch - Baby Jagi. Placówka znajduje się w Bielinach - jest to jedna z świętokrzyskich wsi w pobliżu Łysej Góry. Tutaj życie naszej bohaterki przewróci się do góry nogami. Niewiara Gosi zostanie skonfrontowana z brutalną rzeczywistością, w której Leszy, Ubożęta, Wąpierze, Rusałki czy Utopce to nie tylko mityczne stwory, a bogowie, nie dość że istnieją, to jeszcze mają wobec Gosławy ściśle określone plany, bo tylko ona może odnaleźć kwiat paproci. A do zdobycia tego kwiatka, ustawiła się dość spora kolejka... każdy chce wykorzystać Gosię na swój sposób. Nawet zabójczo przystojny uczeń lokalnego żercy - Mieszko- chce przekonać Gosię, że to jemu powinna oddać kwiat. Gosia- hipochondryczka, ciamajda i straszna maruda, przechodzi długą drogę i zmienia się na plus. Budzi sympatię i da się ją lubić. Czasami ma się ochotę ją trzepnąć żeby się ogarnęła. Uczucie rozwijające się między Gosią a Mieszkiem nie jest wystawione na pierwszy plan, stanowi tylko tło dla wydarzeń. A dzieją się tu całkiem fajne rzeczy. Jednak żeby przekonać się, czy Gosława faktycznie odnajdzie kwiat, i komu go przekaże (a może zachowa dla siebie?), trzeba poczekać do drugiego tomu...
Na koniec wspomnę jeszcze tylko, że jedną z fajniejszych postaci w książce jest Jaga - szeptucha opiekująca się Gosią. Wiejska babuleńka? Ha! Niekoniecznie, ale o tym szaaa, żeby klienci się nie dowiedzieli... 😉

A co gdyby Mieszko I w 966 roku nie przyjął chrztu? Gdyby postanowił zostać przy wierze w słowiańskich bogów oraz związanymi z tym tradycjami? A potem przez kolejne tysiąclecie - żaden z władców Polski nie porzuca starej wiary na rzecz monoteistycznego kultu Boga? Wyobraźcie sobie jeszcze, że wciąż panuje dynastia Piastów, Polska jest królestwem, i to jednym z...

więcej Pokaż mimo to