-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2020-03-25
2020-03-31
Po przeczytaniu „Fikcji” długo zbierała się, żeby o niej napisać. Intrygująca jest na pewno, do tego fabuła to istna mieszanka emocji — od współczucia, lęku, złości, aż po rezygnację i skrajne niedowierzanie. Jedynie jak dla mnie jest po prostu za krótka.
Początek nie zapowiada, że akcja potoczy się w takim kierunku, a wybory, jakich dokonywała główna bohaterka Kaja były dla mnie zaskakujące. Nieprzemyślane. Jednak z drugiej strony kobieta znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, a czy było z niej jakiekolwiek inne, dobre wyjście?
Sylwia Bies postawiła na bardzo mocne akcenty, przemoc domowa, gwałty, doprowadzanie do obłędu. Włos się jeży na samo wspomnienie, a jednak sposób prowadzenia narracji nie pozwala odłożyć tej książki. Nie ma w niej niczego za dużo, ale i nie ma niedopowiedzeń. Kilka sytuacji wywołało mój sprzeciw, choć kilka akapitów później zrozumiałam, dlaczego autorka zdecydowała się na takie „naciągnięcia”, ale pasowało do koncepcji, a przecież książka jest fikcją, a nie prawdą, zgadza się? ;)
Serdecznie polecam, wciągająca, z dreszczykiem, ale i ciekawą nutą obyczajową, poruszająca trudne tematy i pokazująca jak można zapętlić człowieka w sieć kłamstw, tak, że sam nie wie, gdzie przebiega granica między tym, co prawdziwe, a urojone.
Po przeczytaniu „Fikcji” długo zbierała się, żeby o niej napisać. Intrygująca jest na pewno, do tego fabuła to istna mieszanka emocji — od współczucia, lęku, złości, aż po rezygnację i skrajne niedowierzanie. Jedynie jak dla mnie jest po prostu za krótka.
Początek nie zapowiada, że akcja potoczy się w takim kierunku, a wybory, jakich dokonywała główna bohaterka Kaja były...
2020-03-24
Thomas Arnold w nowym wydaniu, zaskakująco spokojnym jak na niego. Opowiadania, pięć krótkich form, w których praca w aptece przeplata się z życiem osobistym bohaterów i z dodatkowymi wątkami kryminalistycznymi.
Autor przyzwyczaił mnie do akcji, tempa, wielowątkowości i mieszania w fabule tak, że niekiedy człowiek sam się w niej gubił. „Substancja czynna” jest zupełnie inna, wyważona, spokojna, choć momentami robi się gorąco. Thomas Arnold przedstawił swoje zawodowe środowisko, trochę ubarwiając i dodając kryminalnej gry, choć z drugiej strony, co szary kupujący wie o machinie, jaką jest szeroko rozumiany przemysł farmaceutyczny? Apteka to miejsce, gdzie kupuje się nie tylko coś na ból głowy, ale i leki psychotropowe, morfinę. Czarny rynek stoi otworem dla „przedsiębiorczych”.
„Substancja czynna” to apteka od środka, z całą jej strukturą od zaplecza, poprzez papierologię, aż po salę sprzedaży, ale pokazana od strony pracownika. Jak każde miejsce ma swoje wady, zalety, specyficznych współpracowników, ale w odróżnieniu od spożywczaka, w aptece można komuś pomóc przenieść się na ten drugi, ponoć lepszy świat. Dodatkowo jak w każdej branży czuć oddech konkurencji na karku, a zagrania nie zawsze są fair. Podkupowanie co lepszych magistrów, nieuczciwe praktyki względem cen, fałszowanie statystyk — to i wiele innych wchodzi w skład „Substancji czynnej”.
Powieść ma szansę dotrzeć do szerszego niż to typowo kryminalne, grona osób. Każdy, kto szuka nietypowej powieści w „Substancji czynnej” ją znajdzie — leki temat bliski każdemu, klimat obyczajowy z dreszczykiem, trochę akcji i przede wszystkim człowieka z jego niedoskonałą naturą. Tylko czytać!
Thomas Arnold w nowym wydaniu, zaskakująco spokojnym jak na niego. Opowiadania, pięć krótkich form, w których praca w aptece przeplata się z życiem osobistym bohaterów i z dodatkowymi wątkami kryminalistycznymi.
Autor przyzwyczaił mnie do akcji, tempa, wielowątkowości i mieszania w fabule tak, że niekiedy człowiek sam się w niej gubił. „Substancja czynna” jest zupełnie...
2020-03-21
Dobry prolog i koniec, środek wypada średnio. Zacznę od tego, co mi przeszkadzało, a trochę się uzbierało. Pierwszy rozdział mnie trochę przygasił, bo sięgając po thriller, nie oczekuje rozbudowanych scen erotycznych, które jak dla mnie przewijają się przez powieść zbyt często, a dodatkowo główna bohaterka zachowuje się miejscami jak kotka w rui, co też mnie też drażniło. Ogólnie Maja jest dziwną osobą, z jednej strony podziwiany, uzdolniony i zapatrzony w siebie naukowiec, wierzący w swoją pracę, traktujący ja jak misję, z drugiej miesza psychotropy z alkoholem, zapomina o nich. No nie wiem, nie wiem. Jakoś mi to nie gra razem.
Wątek kryminalny jest znowu zbyt mało rozwinięty i wyszło, jakby odgrywał marginalną rolę, bo autorka skupiła się bardziej na tym, co działo się z Mają i instytutem, ale skoro już, to te krótkie fragmenty były zbyt... krótkie. Policjant jako śledczy też nie wypadł najlepiej, no ale skończę już te wyliczanki. Nakreśliłam, że poprawki wskazane.
Podobał mi się sam motyw badań, skomplikowanych procedur i eksperymentów, które mają na celu przywrócenie do całkowitej sprawności osoby, które walczyły z nowotworem mózgu. Pani Klaudia nie bała się zaryzykować dość śmiałych teorii i ja je kupiłam! Jestem kompletnym laikiem z medycznymi zapędami, a im bardziej wszystko skomplikowane, tym lepiej.
Tak zdecydowanie nie mogę polecić, bo jednak powieść jest momentami słabsza, zbyt powierzchownie potraktowana, ale nie jest zła. Dla osób, które dużo czytają lżejszych powieści, ta będzie odpowiednią do zmiany gatunku.
Dobry prolog i koniec, środek wypada średnio. Zacznę od tego, co mi przeszkadzało, a trochę się uzbierało. Pierwszy rozdział mnie trochę przygasił, bo sięgając po thriller, nie oczekuje rozbudowanych scen erotycznych, które jak dla mnie przewijają się przez powieść zbyt często, a dodatkowo główna bohaterka zachowuje się miejscami jak kotka w rui, co też mnie też drażniło....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-20
W „Z piasku i popiołu” miłość gra pierwsze skrzypce, ale nie jest to powieść z gatunku lekkich romansów. Eva i Angelo, żydówka i katolicki ksiądz. Nie mogą żyć razem, ale nie potrafią osobno. Kiedy do Włoch wjeżdżają niemieckie wojska, jej z powodu wyznania zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, on nie patrząc na konsekwencje przysięga, że nie pozwoli jej zginąć.
Ta historia tak inna, tak zupełnie niebanalna zachwyciła mnie od pierwszej linijki. Obraz Włoch z początku powieści pięknego miasta, przepełnionego perełkami architektury, zapierającym dech malowniczymi uliczkami żywo kontrastuje z Włochami w czasie wojny. I tak jak zmienia się miasto, zmieniają również ludzie. Autorka bardzo dobrze to przekazała, możemy poczuć, jakby nas samych to dotykało. Ciężka i trudna tematyka ubrana w słowa tak, by nie przytłaczać, a jednak przekazać wszystko, co najważniejsze.
Eva i Angelo to bohaterowie, za których wbrew wszystkiemu trzymamy kciuki, choć Eva czasem grała mi na nerwach. Kiedy Angelo ryzykował dla niej życie, ona, zamiast siedzieć na tyłku, robiła wszystko by zginąć. ;) Lubicie takie postaci? Niepokorne kobiety i oddanych im mężczyzn? Jeżeli tak, ta historia jest dla Was.
II wojna światowa przewija się ostatnio często w literaturze, ale nie jestem nią zmęczona, a w „Z piasku i popiołu” poza tym okrutnym obrazem, znajdziemy coś więcej. Pasję do tworzenia, w przypadku ojca Evy ze szkła. Nie bez powodu ten niejednoznaczny tytuł. Polecam serdecznie.
W „Z piasku i popiołu” miłość gra pierwsze skrzypce, ale nie jest to powieść z gatunku lekkich romansów. Eva i Angelo, żydówka i katolicki ksiądz. Nie mogą żyć razem, ale nie potrafią osobno. Kiedy do Włoch wjeżdżają niemieckie wojska, jej z powodu wyznania zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, on nie patrząc na konsekwencje przysięga, że nie pozwoli jej zginąć.
Ta...
2020-03-16
„Światło ukryte w mroku” to książka, którą przeżywa się wraz z każdą przeczytaną stroną. Powieść o okrucieństwie względem drugiego człowieka, o upodleniu, sprowadzeniu do roli robaka, którego w każdej chwili można zdeptać. Jednak jest w niej też iskra dobra, to światło, które rozjaśnia gęstniejący mrok. Oparta na autentycznej historii sióstr Heleny i Stefanii Podgórskich, które podczas II wojny światowej ocaliły trzynaścioro Żydów, ukrywając ich na poddaszu własnego domu. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, dzień za dniem narażały życie, by ocalić kilka innych i nie poddały się nawet wtedy, kiedy do domku, gdzie strych został zaadaptowany na schron, zostały dokwaterowane niemieckie pielęgniarki.
Niesamowita historia, momentami aż ciężko w nią uwierzyć, ale to samo życie, które przecież pisze najróżniejsze scenariusze. „Światło ukryte w mroku” być może jest kolejną traktującą o losach ludzi w czasie wojny, ale wyróżnia ją sposób prowadzenia narracji. Ona jest poruszająca, ale nie jest stronnicza. Pokazuje, że po każdej stronie byli dobrzy i źli, tacy, którzy chcieli pomagać i tacy, którym los innych był obojętny, czy może nawet nie obojetny, ale dla własnego dobra woleli nie widzieć, przemilczeć. Autorka nie ocenia, pozwala nam postawić się w każdej możliwej sytuacji i samemu odpowiedzieć, co ja bym zrobił? Czy dałbym radę? Warto po nią sięgnąć. Na pewno zostaje w pamięci na długo.
„Światło ukryte w mroku” to książka, którą przeżywa się wraz z każdą przeczytaną stroną. Powieść o okrucieństwie względem drugiego człowieka, o upodleniu, sprowadzeniu do roli robaka, którego w każdej chwili można zdeptać. Jednak jest w niej też iskra dobra, to światło, które rozjaśnia gęstniejący mrok. Oparta na autentycznej historii sióstr Heleny i Stefanii Podgórskich,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-16
„Gdzie diabeł mówi dobranoc. Księżyc jest pierwszym umarłym” bardzo mi się podobała, więc z niecierpliwością czekałam na kontynuację. I jest!
Alicja i Nikodem wraz z wąską grupą szkolnych znajomych przygotowują się do rytuału. Czasu pozostało niewiele, a wciąż nie mają magicznego przedmiotu, dzięki któremu rytuał ma jakąkolwiek szansę powodzenia. Poszukiwań nie ułatwiają zmarli ożywający w tajemniczy sposób oraz dziwne sojusze zawierane przez niedawno wrogo do siebie nastawionych osób. Komu naprawdę można zaufać?
Przy „Nie wywołuj wilka z lasu” nie sposób się nudzić. Autorka rozbudowała watki, dała bohaterom inne mroczniejsze oblicze i dzięki temu czytelnik czuje, jakby od nowa odkrywał, to co przecież już znał. Czarcisław pełen jest tajemniczych postaci, a autorka zadbała, by dać czytelnikowi coś nowego, wprowadzić kolejne po strzygach, guślicach, wilkodlakach postaci, na co dzień ukrywające swoje moce. Dzięki temu czytelnik poza odpowiedziami na zagadki, które pojawiły się w I tomie, dostaje coś nowego, intrygującego. Mam nadzieję, że kolejny tom również przyniesie coś, co mnie tak pozytywnie zaskoczy.
Książka jest o nastolatkach, więc musicie przygotować się na specyficzny język i zachowania, ale młodzi bohaterowie Kariny Bonowicz nie są pozbawieni pazura. To interesującą mieszanka różnych charakterów, którym przyjdzie stawić czoła wspólnemu wrogowi. Jaki będzie finał? Sprawdźcie sami.
„Gdzie diabeł mówi dobranoc. Księżyc jest pierwszym umarłym” bardzo mi się podobała, więc z niecierpliwością czekałam na kontynuację. I jest!
Alicja i Nikodem wraz z wąską grupą szkolnych znajomych przygotowują się do rytuału. Czasu pozostało niewiele, a wciąż nie mają magicznego przedmiotu, dzięki któremu rytuał ma jakąkolwiek szansę powodzenia. Poszukiwań nie ułatwiają...
2020-03-11
Alkoholizm choroba kojarzona głównie z nizinami społecznymi, z patologią, bo przecież jeden drink czy lampka wina wieczorem przecież nim nie jest. Czy na pewno?
„Mistrzynie kamuflażu” to książka, o której długo się myśli. Rozmowy przeprowadzone przez autorkę ukazują, jak złożonym zjawiskiem jest alkoholizm, bo o uzależnieniu mówimy nie tylko przy alkoholowych maratonach, ale i codziennej, zupełnie niewinnej lampce wina, shocie czy kolorowym drinku. Na końcu książki jest test i warto go rozwiązać, tak dla własnego oglądu sytuacji. Wyniki mogą Was zdziwić.
Tyle o ile spotykając na ulicy nie pierwszej świeżości człowieka, od razu możemy go zaszufladkować, o tyle już zadbana, „normalna” kobieta nie wzbudzi naszych podejrzeń. Makijaż czy ciemne okulary skutecznie zamaskują cienie pod oczami, guma do żucia zabije zapach. Można tak funkcjonować latami, do czasu aż sięgnie się dna.
Autorka przedstawia również sposoby wyjścia z nałogu, jednak tego musi chcieć uzależniony, bo droga jest bardzo trudna. Tak jak ta książka.
Alkoholizm choroba kojarzona głównie z nizinami społecznymi, z patologią, bo przecież jeden drink czy lampka wina wieczorem przecież nim nie jest. Czy na pewno?
„Mistrzynie kamuflażu” to książka, o której długo się myśli. Rozmowy przeprowadzone przez autorkę ukazują, jak złożonym zjawiskiem jest alkoholizm, bo o uzależnieniu mówimy nie tylko przy alkoholowych maratonach,...
2020-03-10
„Była sobie rzeka” to powieść na wskroś magiczna, gdzie rzeczywistość splata się z legendami, wierzeniami. Taka, której granice między tym, co realne, a co zostało dodane, by ubarwić opowieść, są bardzo płynne. Otwierając ją, miałam wrażenie, że siadam z mieszkańcami Radcot w karczmie i słucham opowieści o losie niezwykłej dziewczynki, której pojawienie się w wiosce zmieniło tak wiele. Każdy z bohaterów jest jej częścią, a wszystkie tworzą całość, choć początkowo nie wygląda jakby miały ze sobą cokolwiek wspólnego. Jak w każdej baśni znajdziemy w niej ukryte pod warstwą wydarzeń emocje. Tu dominują ból spowodowany stratą, oddalenie, tęsknota, ale w końcu pojawia się mała iskierka radości, nadziei na zmiany, pogodzenie z losem.
„Była sobie rzeka” to powieść jak jej główna bohaterka — rzeka Tamiza, kiedy spojrzymy na nią na mapie, wydaje się spokojną, jednostajną linią, jednak kiedy przybliżymy obraz, zauważamy poszarpany gdzieniegdzie brzeg, z którego woda występuje, a nurt wcale nie jest prosty i pełno w nim niebezpiecznych zakoli. Na mapie płynie powoli, w rzeczywistości to od prądu zależy czy będziemy w stanie utrzymać się na powierzchni. Trochę jak z życiem każdego z nas, prawda? Bo ta baśń porównuje życie do rzeki, która bierze swój początek znikąd, płynie raz w jedną raz w drugą stronę, czasem zwalnia, czasem przyspiesza, pojawiają się odnogi, aż w końcu wpada do większego zbiornika. Jednak nigdy tak naprawdę się nie kończy.
„Była sobie rzeka” to powieść na wskroś magiczna, gdzie rzeczywistość splata się z legendami, wierzeniami. Taka, której granice między tym, co realne, a co zostało dodane, by ubarwić opowieść, są bardzo płynne. Otwierając ją, miałam wrażenie, że siadam z mieszkańcami Radcot w karczmie i słucham opowieści o losie niezwykłej dziewczynki, której pojawienie się w wiosce...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-05
„Książka bez obrazków” jak reklamuje ją Czarna Owca, jest kompletnie pozbawiona sensu, ma służyć jedynie rozrywce.
Ja się z tym absolutnie zgadzam. Jednak przede wszystkim trzeba mieć dużo dystansu do siebie i świata, żeby nie uznać jej za beznadziejną i rzucić w kąt. Nie ma w niej dużo tekstu, a to, co czytamy to dialog, który czytelnik prowadzi sam ze sobą. Książka jest skierowana do dzieci, ale zanim im ją przeczytacie na głos, zróbcie to sobie po cichu, chodzi o to, by się w nią wczuć, nadać odpowiednią intonację, wtedy na pewno wywoła uśmiech. Czy skłoni do rozmów, po co w ogóle są książki i czy obrazki w książkach dla młodszych są konieczne? Możliwe, ale najważniejsze, że spędzicie z nią chwilę z własnym dzieckiem czy dziećmi i to jest bezcenne. Nawet za cenę bycia małpą, co zjada robaki. ;)
Polecam.
„Książka bez obrazków” jak reklamuje ją Czarna Owca, jest kompletnie pozbawiona sensu, ma służyć jedynie rozrywce.
Ja się z tym absolutnie zgadzam. Jednak przede wszystkim trzeba mieć dużo dystansu do siebie i świata, żeby nie uznać jej za beznadziejną i rzucić w kąt. Nie ma w niej dużo tekstu, a to, co czytamy to dialog, który czytelnik prowadzi sam ze sobą. Książka jest...
Baba Jaga, licho, kłobuk, bebok antybohaterowie dzieciństwa, którymi straszyli niesforne dzieciaki rodzice lub dziadkowie. Znacie to? ;)
Aldona Reich w swojej powieści głównym bohaterem uczyniła beboka, zjawę, straszaka, a może żywą istotę?
W „Beboku” akcja dzieje się niespiesznie, wraz z dziennikarzem Tomaszem Radwanem rozwiązujemy zagadkę śmierci dziewczynki, której zwłoki zostają znalezione nad zalewem w malowniczym Zalesinie. Z czasem odkrywamy, że spokojne miasteczko pełne jest tajemnic, a dziewczynka nie jest jedyną, która zginęła.
Bardzo lubię historie w małych miastach, zamkniętych społecznościach, tam, gdzie każdy teoretycznie żyje własnym życiem, ale dobrze wie co u sąsiada słychać. A kto może być lepiej poinformowany niż sołtys, drugi po księdzu i Bogu? Atmosfera, podział ról idealnie oddane.
Sama zagadka śmierci dziewczynki nie jest trudna do rozwiązania, zwłaszcza jeżeli czyta się dużo powieść kryminalnych. Czy to wada? Niekoniecznie, bo w książce mamy odniesienie do ludowych wierzeń, folkloru, co daje ciekawe tło do rozgrywających się wydarzeń i pochłania uwagę.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Aldony Reich i od razu patronat. Dlaczego? Bo takich powieści jak dla mnie nadal jest za mało. Motywów ludowych strachów, które plączą koniom grzywy czy porywają niegrzeczne dzieci w beletrystyce to nadal oryginalne wątki i cieszę się, że autorka je wykorzystała. Polecam!
Baba Jaga, licho, kłobuk, bebok antybohaterowie dzieciństwa, którymi straszyli niesforne dzieciaki rodzice lub dziadkowie. Znacie to? ;)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAldona Reich w swojej powieści głównym bohaterem uczyniła beboka, zjawę, straszaka, a może żywą istotę?
W „Beboku” akcja dzieje się niespiesznie, wraz z dziennikarzem Tomaszem Radwanem rozwiązujemy zagadkę śmierci dziewczynki, której...