-
ArtykułyHeather Morris pozdrawia polskich czytelnikówLubimyCzytać3
-
ArtykułyTajemnice Wenecji. Wokół „Kochanka bez stałego adresu” Carla Fruttera i Franca LucentiniegoLubimyCzytać2
-
ArtykułyA.J. Finn po 6 latach powraca z nową książką – rozmowa z autorem o „Końcu opowieści”Anna Sierant1
-
ArtykułyZawsze interesuje mnie najgorszy scenariusz: Steve Cavanagh opowiada o „Adwokacie diabła”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2015-10-10
2017-03-26
Chwytasz rękawice kuchenne, uśmiechając się delikatnie. Nachylasz się nad piekarnikiem. Spoglądasz na pyszne tarty, szczęśliwa, że tak ładnie wyrosły. Powolnym ruchem otwierasz drzwiczki, a w powietrzu unosi się delikatny, lecz słodki zapach. Kładziesz gorącą blachę na przygotowanej wcześniej podkładce. Do kuchni wpada służąca, a zarazem twoja przyjaciółka, śmiejąc się serdecznie. Przygląda się ciasteczkom, po czym przybija ci piątkę. Wyszło idealnie jak zawsze.
Catherine być może jest najbardziej pożądaną dziewczyną w Królestwie Kier i faworytą nieżonatego króla, ale jej myśli skupiają się na zupełnie innej rzeczy. Jest utalentowanym cukiernikiem, chce otworzyć własny sklep, gdzie mogłaby sprzedawać swoje wypieki. Jednak według jej matki jest to zajęcie niegodne kobiety, która ma możliwość zostania królową. Na balu, podczas którego władca chce się oświadczyć ukochanej, Cath poznaje niesamowitego i tajemniczego Jesta. Dziewczyna jest zdeterminowana, żeby być panią własnego losu. Ale w krainie przepełnionej magią, szaleństwem i potworami, przeznaczenie ma inne plany.
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marissy Meyer, chociaż nie raz była mi polecana. Chciałam przeczytać Bez serca, gdyż jest to powieść nawiązująca do "Alicji w Krainie Czarów" którą uwielbiam. Jest to jednak opowieść o zupełnie innej postaci. Zanim Królowa Kier stała się postrachem Krainy, była tylko dziewczyną, która chciała się zakochać. I choć wydaje się, że to tylko kolejna średnia powieść o miłości, prawda jest zupełnie inna.
Praktycznie od razu wciągnęłam się w historię Cath. Samą główną bohaterkę bardzo polubiłam, rozumiałam, dlaczego tak bardzo zależy jej na cukierni. W pewnym sensie wydała mi się podobna do mnie, dzięki czemu odbierałam ją trochę inaczej, choć nie będę ukrywać, że od pewnego momentu zaczęła mnie coraz bardziej przerażać. Za to Jest zostaje jedną z moich ukochanych postaci. Nadworny błazen jest nie tylko zabawny, a także uroczy, tajemniczy, jest w nim coś... magicznego. I choć pojawia się tu jeszcze mnóstwo innych postaci, to oprócz tej dwójki trudno mi było kogokolwiek choć minimalne polubić. Wydaje mi się, że Marissa trochę za bardzo skupiła się na głównych bohaterach, przez co reszta zlała się w jedną całość, ciągle powielając ten sam schemat z okropną cechą.
Autorka przedstawiła tą historię w niesamowity sposób, idealnie splatając świat Lewisa Carrolla z własną wyobraźnią. Nie zabrakło więc bohaterów znanych nam z Alicji, takich jak Kapelusznik, Biały Królik, Marcowy Zając czy Kot z Cheshire. Każdy kto szuka odrobiny tajemniczości i grozy, także znajdzie tu coś dla siebie. Bez serca jest świetną książką, której czytanie jest samą przyjemnością, mimo tego, że prawie od początku można się domyślić, jak się skończy. Jednak najlepsze jest szukanie punktu, który do tego doprowadził. Świetna historia warta ogromnej uwagi.
http://boook-reviews.blogspot.com/2017/03/przedpremierowo-marissa-meyer-bez-serca.html
Chwytasz rękawice kuchenne, uśmiechając się delikatnie. Nachylasz się nad piekarnikiem. Spoglądasz na pyszne tarty, szczęśliwa, że tak ładnie wyrosły. Powolnym ruchem otwierasz drzwiczki, a w powietrzu unosi się delikatny, lecz słodki zapach. Kładziesz gorącą blachę na przygotowanej wcześniej podkładce. Do kuchni wpada służąca, a zarazem twoja przyjaciółka, śmiejąc się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-16
Zeszłej wiosny Nikki Beckett zniknęła w podziemiu zwanym Podwiecznością. Teraz wróciła do swojego dawnego życia, do rodziny i chłopaka. Ma tylko sześć miesięcy na to, by się pożegnać, nim Podwieczność upomni się o nią – tym razem już na zawsze. Sześć miesięcy na to, aby znaleźć odkupienie, jeśli ono w ogóle istnieje. Nikki pragnie spędzić te cenne miesiące, zapominając o podziemiu, a jednocześnie próbuje ponownie zbliżyć się do swojego chłopaka, Jacka, którego kocha najbardziej na świecie. Istnieje tylko jeden problem: Cole, który śledzi Nikki z Podwieczności aż na Powierzchnię. Cole chce przejąć tron w podziemiach i jest przekonany, że to Nikki jest kluczem do jego sukcesu. I zrobi wszystko, aby ściągnąć ją do podziemi jako swoją królową.
Nie licząc ślicznej okładki do przeczytania Podwieczności zachęciły mnie pozytywne opinie i oczywiście nawiązania do mitologii, którą przecież uwielbiam. Brodi Ashton postanowiła oprzeć się na micie o Orfeuszu i Erudytce oraz Persefonie, w ten sposób tworząc Podwieczność. Jeśli się je zna, bardzo łatwo można dać porwać się akcji, nie zważając na konsekwencje. Po przeczytaniu czułam ogromny niedosyt i chęć sięgnięcia po kontynuację. Nie mogę się doczekać aż wreszcie będę mogła poznać dalsze losy tej historii. Powieść Brodi Ashton w pewnym stopniu jest przerażająca, chociaż nie w ten straszny sposób.
Nigdy nie powiedziałabym, że Podwieczność jest debiutem. Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny i wciągający. Pojawiają się przeskoki w czasie (za którymi nie przepadam) ale tu wyjątkowo da się je znieść. To właśnie one dodają książce niezwykłego klimatu oczekiwania. Historia stworzona na bazie mitów może wydawać się mało oryginalna, jednak w tym przypadku jest wręcz przeciwnie. Podwieczność wniosła coś nowego do mojego kanonu czytelniczego i muszę przyznać, że to mi się podoba. Mimo tych przeskoków i oczekiwania akcja nie gna do przodu jak szalona, chociaż Czytelnik na pewno się nie nudzi.
Postacie w tej książce są naprawdę interesujące. Na dobrą sprawę jest tutaj trójka głównych bohaterów – Nikki, Jack oraz Cole (tak, tak to dokładnie o czym myślicie, trójkącik miłosny) z czego każdy z nich jest inny, wyjątkowy i zwracający uwagę. Cała trójka jest przedstawiana z różnych perspektyw, dzięki czemu możemy dokładnie ich poznać. Bohaterzy drugoplanowi również są bardzo dobrze wykreowani. Autorka naprawdę się przyłożyła, co widać zwłaszcza w barwnych bohaterach. Nikki jest naszą narratorką przedstawiającą nam nie tylko teraźniejszość a także przeszłość. Dzięki temu poznajemy jej relację z Jackiem i motywy, którymi kierowała się odchodząc do Podwieczności z Cole’em. Nawet nie wiecie, jak szybko polubiłam tą bohaterkę, chociaż nie popierałam niektórych jej decyzji i zachowań.
Podwieczność jest powieścią wciągającą już od pierwszej strony. Sięgnęłam po nią pod wpływem chwili, a mam wrażenie, że ta historia zadomowi się w moim sercu na dłużej. Jak każda książka ma swoje mankamenty, nie będę tego ukrywać, ale nie zmienia to faktu, że jest porywająca i interesująca. Dzieje się tu mnóstwo rzeczy, niekoniecznie tych dobrych, wywołujących mieszane uczucia u czytelnika. Nie mam pojęcia, co jeszcze mogę wam przekazać. Po prostu musicie sami po nią sięgnąć, żeby przekonać się, co mam na myśli.
http://boook-reviews.blogspot.com/2016/10/brodi-ashton-podwiecznosc.html
Zeszłej wiosny Nikki Beckett zniknęła w podziemiu zwanym Podwiecznością. Teraz wróciła do swojego dawnego życia, do rodziny i chłopaka. Ma tylko sześć miesięcy na to, by się pożegnać, nim Podwieczność upomni się o nią – tym razem już na zawsze. Sześć miesięcy na to, aby znaleźć odkupienie, jeśli ono w ogóle istnieje. Nikki pragnie spędzić te cenne miesiące, zapominając o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-22
Podsumowując. Uważam, że Popiół piach jest bardzo ciekawym wstępem do trylogii i spodoba się fanom fantastyki. Jak wiecie, nie przepadam za polskimi autorami, ale Anna Gręda poradziła sobie bardzo dobrze, tworząc ciekawą, a przede wszystkim wciągającą opowieść. Wydaje się być z gatunku typowej fantastyki, jednak na każdym kroku coś nas zaskakuje. Dlatego lubię ten gatunek – to właśnie w nim najczęściej można znaleźć miłe zaskoczenia. Popiół i piach jest jednym z nich. Jeśli szukacie czegoś nowego, to naprawdę polecam wam tę powieść. Mam nadzieję, że kontynuacja będzie jeszcze lepsza.
http://boook-reviews.blogspot.com/2016/07/anna-greda-popiol-i-piach.html
Podsumowując. Uważam, że Popiół piach jest bardzo ciekawym wstępem do trylogii i spodoba się fanom fantastyki. Jak wiecie, nie przepadam za polskimi autorami, ale Anna Gręda poradziła sobie bardzo dobrze, tworząc ciekawą, a przede wszystkim wciągającą opowieść. Wydaje się być z gatunku typowej fantastyki, jednak na każdym kroku coś nas zaskakuje. Dlatego lubię ten gatunek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-28
Savannah od zawsze jest znane jako miasto czarownic. Taka opina rozsławiła się dzięki właśnie twojej rodzinie. Całej rodzinie, tylko nie tobie. Los chciał, że moc otrzymał twój brat bliźniak, a ty zostałeś bez niczego. Zostałeś Rozczarowaniem. Cała rodzina wstydzi się tego, że pośród nich jest osoba niemagiczna. Przynajmniej takie odnosisz wrażenie. Oczywiście wiesz, że cię kochają, ale jednak są zawiedzeni, że nie jesteś taki jak twój perfekcyjny bliźniak. Nie jesteś piękny, inteligentny i miły. A przede wszystkim, nie jesteś magiczny. Nie należysz do ich świata.
Savannah, piękne miasto o barwnej historii, pod urokliwą fasadą kryje mroczne tajemnice. Jego mieszkańcy parają się hoodoo – niebezpiecznym rodzajem magii. Mercy Taylor doskonale zna miejscowe sekrety, bo wychowała się w rodzinie najpotężniejszych czarownic amerykańskiego Południa. Sama nie posiada żadnych talentów, ale nie martwi jej to specjalnie aż do momentu, w którym w wyniku tragicznych wydarzeń umiera głowa jej rodziny. Nagle ktoś musi powstrzymać zło, które, dotąd kontrolowane przez czarownice z rodu Taylor, zaczyna wydostawać się na powierzchnię. I okazuje się, że to od Mercy będą zależały losy całego rodu... i być może miasta.
Wbrew wszystkiemu ostatnimi czasy temat czarownic, czarodziejek i wiedźm jest poruszany w książkach bardzo rzadko. Przynajmniej w tych, które są wydawane w Polsce. A szkoda, bo to jest naprawdę ciekawy temat, który można rozwinąć w zupełnie różnych kierunkach. Więc gdy tylko usłyszałam o planach wydania tej książki w naszym ojczystym języku oczy mi się zaświeciły. Odkąd pamiętam, uwielbiałam bajki z czarodziejkami pod każdą postacią. Mogła to być wróżka, która posługiwała się magią lub czarownica z domku z piernika. Mniejsza z tym. Już po pierwszych zdaniach opisu powieści wiedziałam, że to będzie to. Tego właśnie mi brakowało. I znalazłam dokładnie to, czego szukałam od dawna.
W sumie obawiałam się, że książka jest autorstwa mężczyzny. Przecież wiadomo, że książka spod pióra płci męskiej czytana z perspektywy kobiety to dwa różne punkty widzenia tych samych historii. Ale w tym wypadku, mamy w ogóle inną sprawę. J.D. Horn pisze bardzo lekkim i przyjemnym językiem. Dowód? Ogólnie bardzo nie lubię czytać na tablecie czy telefonie, bo mam taki problem, że po przeczytaniu zdania od razu je zapominam – po prostu nie potrafię się skupić. I w końcu wiadomo, że trzymanie w ręce egzemplarza w wydaniu papierowym jest zupełnie inną sprawą, niż czytanie z jakiegoś cieniutkiego urządzenia. Wróćmy do tematu. Książkę która ma 330 stron przeczytałam na tablecie w jeden dzień. Czekaj. Ja tego nie przeczytałam. Ja to „pożarłam” i czuję duży niedosyt.
Ród pod względem bohaterów jest tak zawiły jak labirynt. W pewnym momencie się w tym wszystkim pogubiłam, bo nagle pojawiło się z ponad 10 nowych postaci i zorientowanie się w tym wszystkim graniczyło z cudem, ale w końcu się udało. Główni bohaterowie są dobrze wykreowani, co jest wielkim plusem. A na przykład postacie drugoplanowe są już mniej szczegółowo przedstawianie, a jednak nadal na tyle wyraźne, że można się w nich zorientować. Jeśli ktoś mnie zapyta o ulubioną postać z Rodu, bez większego zastanowienia od razu odpowiem – Oliver, czyli wujek Mercy. Niezwykle sympatyczny i troskliwy, a jednak ma w sobie to „coś”. Są dwie rzeczy które mnie zdenerwowały. Pierwszą jest „prawie-że” trójkąt miłosny który strasznie denerwuje czytelnika. Drugą i ostatnią rzeczą są cały czas powtarzające się wątki. Ale to tylko do pewnego momentu. Jednak nie można tego uznać za aż tak wielkie błędy, a raczej jako potknięcia początkującego pisarza.
Pierwszy tom serii Czarownice z Savannah, czyli Ród jest tak bardzo porywający, że za oknem może być burza śnieżna czy przejść tornado, a Czytelnik nawet tego nie zauważy. Książka idealna na pochmurne wieczory, albo w sam raz na długą podróż. Jest tylko jedna sprawa. Radzę ci, Czytelniku, upewnić się, że na dzień następny nie masz zaplanowanych żadnych ważnych rzeczy. Jeśli masz – nie sięgaj po Ród, bo będziesz miał poważne problemy z powrotem na ziemię.
9/10
„Trzeba podjąć decyzję i za każdym razem, gdy zło wyrządzone ci przez daną osobę wraca, starać się koncentrować na jej zaletach.”
http://boook-reviews.blogspot.com/2015/04/jd-horn-rod.html
Savannah od zawsze jest znane jako miasto czarownic. Taka opina rozsławiła się dzięki właśnie twojej rodzinie. Całej rodzinie, tylko nie tobie. Los chciał, że moc otrzymał twój brat bliźniak, a ty zostałeś bez niczego. Zostałeś Rozczarowaniem. Cała rodzina wstydzi się tego, że pośród nich jest osoba niemagiczna. Przynajmniej takie odnosisz wrażenie. Oczywiście wiesz, że cię...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-06
Budzisz się i czujesz, że gdzieś w głębi ciebie siedzi odrobina mocy, którą musisz opanować. Więc się powoli ubierasz, jesz śniadanie. Jedziesz w umówione miejsce taksówką. Starasz się nie używać swoich mocy, aby przez przypadek nie zrobić nie wiadomo jak głupiej rzeczy. Gdy wysiadasz z auta, rozglądasz się dookoła. Znajdujesz się na starym, od dawna nie odwiedzanym cmentarzu. Popychasz drzwi, które z niechęcią się otwierają, pozwalając ci wejść do środka. Ostrożnie przechodzisz obok grobów i w końcu stajesz przed równie starą prochownią. Czas opanować swoje moce. Wchodzisz do środka.
Pod południowym splendorem Savannah, pełnego dostojnych, starych drzew i historycznych budynków, biegną mroczne, magiczne korzenie miasta. Członkowie miejscowych klanów wiedźm za wszelką cenę starają się ochronić miasto przed niszczycielskimi siłami. Wiedzie w tym prym rodzina Taylorów – najpotężniejszych wiedźm Południa. Teraz kotwiczącą tego klanu jest Mercy, która jeszcze niedawno sądziła, że nie ma żadnych magicznych mocy. Teraz za wszelką cenę stara się je opanować, ale nie jest to łatwe – wciąż próbuje dojść do siebie po zdradzie, której doznała od swojej siostry bliźniaczki, najbliższej jej osoby. Gdy w mieście pojawia się jej matka, od dawna uważana za zmarłą, Mercy zaczyna się zastanawiać, ile jeszcze nierozwiązanych tajemnic ukrywa jej rodzina, i czy komukolwiek w niej jeszcze można ufać. Za wszelką cenę musi odkryć prawdę na temat swoich krewnych – zanim ta ją nie zniszczy.
Po przeczytaniu pierwszej części trylogii Wiedźmy z Savannah – Rodu byłam zachwycona i wiedziałam, że ta seria to strzał w dziesiątkę. Tego mi brakowało, a J.D. Horn wniósł powiew świeżości w literaturę młodzieżową. Bardzo czekałam na premierę drugiej części – co prawda około czterech miesięcy – ale jednak to jest okropne uczucie. Czytasz inną książkę i nagle zaczynasz myśleć o postaciach stworzonych przez J.D. Horna. Jednak wróćmy do kontynuacji serii czyli Źródła. Jest to zupełnie co innego niż Ród. Mercy już nie wybiera między chłopakami, a jest ustatkowana, więc fabuła opowiada zupełnie co innego. Czytelnik razem z rodziną Taylorów poszukuje Maisie, siostry głównej bohaterki i razem z Mercy rozwiązuje zakręcone tajemnice. I do tego ostatnie dwadzieścia stron, które mnie zachwyciły, a przy okazji złapały za serce.
J.D. Horn nadal jest niesamowity. Potrafi z taką łatwością przechodzić z jednej sceny do drugiej, że jest to nie do opisania. Czytelnik poznaje kilka nowych miejsc, ale czuje, jakby naprawdę widział to na własne oczy. Sposób, w jaki autor posługuje się nami, jest naprawdę… niesamowity. W połowie sama nie wiedziałam, co mam myśleć o tym wszystkim, bo Horn tak specyficznie potrafi sprowadzić Czytelnika na zupełnie inną drogę, przekonać go, że to nie jest prawdą, że można się pogubić. A autor to wykorzystuje i nas zwodzi. Wszystko co chciałam przekazać wam o sposobie pisania J.D. Horna zawarłam w recenzji Rodu, więc teraz mogę zachwycić się okładką, która jest klimatyczna, mroczna i idealnie współgra z treścią.
Postacie są idealnie skonstruowane i jak na początkującego pisarza J.D. Horn poradził sobie znakomicie. Mercy stała się zupełnie inną osobą niż na początku serii. Jest silna, niezależnie od wszystkiego i chociaż ma gorsze momenty, to jest to wyjaśnione tym, że jest w ciąży – swoją drogą, cieszę się, że autor skorzystał z czegoś takiego, ponieważ praktycznie w żadnej książce nie ma podobnej historii. Główna bohaterka walczy o swoje, dba o bezpieczeństwo swoje i jej rodziny. Jest gotowa zrobić wszystko, byle by Taylorowie (i Tierneyowie) byli bezpieczni. Lubię ją i to bardzo, ale jednak moją ukochaną postacią nadal jest Oliver – wujek Mercy i Maisie. Po prostu. W Źródle odkrywamy tajemnice kolejnych bohaterów, jakich nie podejrzewaliśmy, ale pomimo odkrywania tajemnic, Czytelnik ciągle odkrywa nowe fakty z życia bohaterów.
Źródło w minimalnym stopniu jest gorsze niż jego poprzednik i głównie sprowadza się to do kilku niezrozumiałych dla mnie wątków. Tak jak Ród pochłonęłam w jeden dzień, tak Źródło zajęło mi trochę więcej czasu co i tak nie zmienia mojego zdania, że ta książka jest niesamowita. Nie miałam większego problemu, żeby wrócić do Savannah, co znacznie ułatwiło mi sprawę. Po skończonej książce naprawdę czuję niedosyt i chęć jak najszybszego powrotu do rodziny Taylorów. Jeśli Źródło jest
taką bombą emocjonalną i tak bardzo dobrą książką, to boję się myśleć, jak będzie z ostatnią częścią. Jeśli jeszcze nie poznaliście się z Wiedźmami z Savannah, radzę wam to zrobić jak najszybciej, zwłaszcza, że ta trylogia jest pod moim patronatem. Także naprawdę warto. Co mogę jeszcze powiedzieć? Chcę więcej.
8/10
„Widzę, że to klasyczne w-prawo-w-lewo-i-w-drzewo.”
http://boook-reviews.blogspot.com/2015/08/przedprmierowo-jd-horn-zrodo.html
Budzisz się i czujesz, że gdzieś w głębi ciebie siedzi odrobina mocy, którą musisz opanować. Więc się powoli ubierasz, jesz śniadanie. Jedziesz w umówione miejsce taksówką. Starasz się nie używać swoich mocy, aby przez przypadek nie zrobić nie wiadomo jak głupiej rzeczy. Gdy wysiadasz z auta, rozglądasz się dookoła. Znajdujesz się na starym, od dawna nie odwiedzanym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Od pierwszych stron powieści wiedziałam, że Playlist for the Dead nie będzie łatwą lekturą. Prawdę mówiąc, żadna powieść skupiająca się na śmierci nie jest prosta. Książka autorstwa Michelle Falkoff jest zawiłą, tajemniczą ale i poruszającą historią. Playlist for the Dead nie jest zwykłą powieścią. Opowiada o rzeczach, z którymi boryka się duża liczba ludzi, nie tylko nastolatków. Pełna emocji narracja sprawia, że czytelnik często ma ochotę zamknąć się w pokoju i zacząć rozmyślać. Nie wiem, czy zakończenie mogę zaliczyć do "Happy Endu", ale powiedzmy sobie prawdę. Życie to nie jest bajka, a Falkoff idealnie to ukazała. Moja rada brzmi tak na dziś: czym prędzej to przeczytajcie.
http://boook-reviews.blogspot.com/2016/01/michelle-falkoff-playlist-for-dead.html
Od pierwszych stron powieści wiedziałam, że Playlist for the Dead nie będzie łatwą lekturą. Prawdę mówiąc, żadna powieść skupiająca się na śmierci nie jest prosta. Książka autorstwa Michelle Falkoff jest zawiłą, tajemniczą ale i poruszającą historią. Playlist for the Dead nie jest zwykłą powieścią. Opowiada o rzeczach, z którymi boryka się duża liczba ludzi, nie tylko...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to