rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Powiem szczerze, że dość tęgo się zawiodłam. Uwielbiam klimaty Krainy Czarów, tym chętniej rzucam się na różnorakie wizje tego czym jest owa Kraina i skąd się wzięła. Wnioskując po opisie który oferowała "Alicja" założyłam, że akcja może być pod pewnymi względami pokrewna do gry "Alice madness returns" studia Spicy Horse (której jestem ogromną fanką, zatem moje podejście do lektury było jak najbardziej pozytywne).


Mój pierwszy problem stanowi nadmierna brutalność. "Alicja" ocieka przemocą na wszelkich płaszczyznach i groteskowo krwawymi opisami obrażeń. Stare Miasto w którym rozgrywa się akcja pełne jest ludzkiego zezwierzeńcenia, okrucieństwa i najtańszych, obrzydliwych form rozpusty. Oczywiście wszystko to co wymieniłam może mieć swoje miejsce w historii, co więcej- może stanowić podwalinę fabuły a także część krajobrazu świata budowanego przez autora. Problem pojawia się w momencie w którym autor stawia ową brutalność jako jedyną cechę światotwórczą ale również charakterystyczną dla sfer w których poruszają się nasi bohaterowie. Po jakimś czasie wszystkie powtarzalne akty przemocy przestają szokować czy sprawiać, że sympatyzujemy z ofiarą. Czytelnik zaczyna mieć wrażenie jakoby ciężar tego całego okrucieństwa nie został podjęty jako coś faktycznie problematycznego i traumatycznego a jedynie aby 'upstrzyć' fabułę, aby zapewnić odbiorcę, że świat Starego Miasta jest absolutnie i to niezwykle niebezpieczny oraz przeraźliwie straszny. W moich oczach jest to równie tania zagrywka fabularna co przewijające się na łamach książki dziwaczne i niepokojące obrazy które nie mają żadnego związku z historią, a istnieją jedynie aby przestraszyć (?) czytelnika.


Kolejną sprawą, która niezwykle mnie mierzi jest zakończenie. Osobiście kieruje się zasadą, że jeżeli rozwiązanie problemów głównych bohaterów może być zawarte w formie rozmowy albo kilku słów wypowiedzianych w odpowiednich okolicznościach, świadczy to o tym, że problematyka utworu klasyfikuje się bardzo słabo. Przy samym końcu książki miałam wrażenie, że Pani Henry albo dysponuje jakimś z góry ustalonym limitem stron którego nie wolno jej przekroczyć, albo zwyczajnie ma dosyć tkwienia w świecie który wyszedł spod jej pióra. Z tej racji spotkanie z głównym czarnym charakterem wieńczą trzy strony, co jest niezwykle absurdalne i anty klimatyczne mając z tyłu głowy domniemane okrucieństwo i brutalny realizm jakim do tej pory ocieka Stare Miasto. Można odnieść wrażenie jakoby niebezpieczeństwo stanowiło faktyczne zagrożenie tylko wtedy gdy jest to na rękę autorce lub fabule. Z kolei kiedy w końcu przychodzi co do czego i Alicja wraz z Topornikiem stają twarzą w twarz z jednymi z bossów ci kolejno rozkładają dłonie, wzruszają ramionami i z miejsca wywieszają białą flagę.


Mamy również do czynienia z wieloma niedopowiedzeniami fabularnymi, spora część wątków pozostaje nierozwiązana; zakładam jednak że Pani Henry pozostawiła je w ten sposób umyślnie, aby móc się ich podjąć przy konstruowaniu drugiej części. Mimo wszystko kwestia przeszłości Topornika i- oględnie mówiąc w celu uniknięcia spoilerów- okoliczności w jakich sobie z nią poradził pozostawiły we mnie jednocześnie niesmak oraz niedosyt.


Oczywiście "Alicja" posiada również szereg pozytywów. Fabuła jest wartka, bez przerwy coś się dzieje a ogólny zamysł też jest dość ciekawy. Niemniej myślę, że wspomnianej wcześniej grze "Alice Madness Returns" o wiele trafniej udało połączyć się motywy prawdopodobnego szaleństwa Alicji, bezwzględności świata rozgrywki a przy tym wszystkim zachowano absurd i nonsens Krainy Czarów, oczywiście patrząc pod kątem czysto narracyjnym. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o "Alicji" Ch. Henry. Mimo wszystko mam w planach podjąć się kontynuacji, z czystej ciekawości dotyczącej postaci Topornika, ale jeżeli jesteście otwarci na inne medium niż literatura, to gorąco polecam zapoznać się z tworem studia Spicy Horse a miejsce w biblioteczce zachować dla innego tomiku.

Powiem szczerze, że dość tęgo się zawiodłam. Uwielbiam klimaty Krainy Czarów, tym chętniej rzucam się na różnorakie wizje tego czym jest owa Kraina i skąd się wzięła. Wnioskując po opisie który oferowała "Alicja" założyłam, że akcja może być pod pewnymi względami pokrewna do gry "Alice madness returns" studia Spicy Horse (której jestem ogromną fanką, zatem moje podejście do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeżeli spodziewacie się kolejnej powtarzalnej historii miłosnej grubo się zawiedziecie.
Biografia Evelyn Hugo jest niezwykle realistyczna choć przecież sytuacje w niej zawarte są całkowicie fikcyjne. Momentami czytelnik tak zatraca się w całej opowieści że nie do pomyślenia jest fakt jakoby sama tytułowa bohaterka nigdy nie istniała.
A jednak; Reid kreuje świat kolorowy, pełen luksusu i intryg, lecz także zawiera w nim miłość i pewną nostalgię do epoki Hollywood która już dawno minęła. Chociaż na próżno szukać tutaj sienkiewiczowskich opisów krajobrazu, uzyskuje się wrażenie spędzania czasu w ferworze promiennej, ciepłej Kalifornii. Jedynym co mnie powstrzymuje przed wystawieniem dziesięciu gwiazdek jest zakończenie, jakkolwiek niezwykle emocjonalne to jednak zabrakło według mnie punktu kulminacyjnego.
Jednakże jest to moja subiektywna opinia, nic konkretnego. W trakcie lektury czeka was wiele zwrotów fabularnych i absurdów ale również przejmujących momentów. Naprawdę warto!

Jeżeli spodziewacie się kolejnej powtarzalnej historii miłosnej grubo się zawiedziecie.
Biografia Evelyn Hugo jest niezwykle realistyczna choć przecież sytuacje w niej zawarte są całkowicie fikcyjne. Momentami czytelnik tak zatraca się w całej opowieści że nie do pomyślenia jest fakt jakoby sama tytułowa bohaterka nigdy nie istniała.
A jednak; Reid kreuje świat kolorowy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Mroczne Kłamstwa Minnow Bly" to powieść niezwykle jednowymiarowa. A szkoda.
Opis organizacji Społeczności jest równie kreatywny co sama jego nazwa- potwornie mdły i żałośnie płytki, nic nie wyróżnia go spoza tysiąca innych sekt ujętych w literaturze. Nie mamy nawet okazji zagłębić się w ideologię oraz wiarę wyznawaną przez jej członków; oczywiście od czasu do czasu wspomnienia Minnow uchylają nam rąbka tajemnicy, ale nawet sam sposób w jaki przeplatają sie z główną fabułą może sprawić że nawet najbardziej czujny czytelnik poczuje się zagubiony. Postacie same w sobie również pozbawione są jakiejkolwiek głębi; konflikt moralny głównej bohaterki dotyczący indoktrynacji której została poddawana od najmłodszych lat zwyczajnie nie zostaje podjęty, co wydaje się dość nienaturalne zważywszy na to jak wielką część jej życia stanowiła sekta. Konwersacje zachodzące między postaciami są nienaturalne, przerysowane i wymuszone. Książka wydaje się być oderwana od rzeczywistości, co biorąc pod uwagę tematykę którą porusza jest jej największą przywarą.
Na szczęście czyta się ją w miarę szybko.
Jeżeli ktokolwiek podobnie jak ja ma ochotę sięgnąć po nią ze względu na tematykę którą porusza, gorąco polecam " Gdy Ogień Gaśnie" autorstwa Willa Hilla. Jest to o wiele bardziej angażująca lektura i - w przeciwieństwie do "Mrocznych Kłamstw (...)"- jest warta waszego czasu.

"Mroczne Kłamstwa Minnow Bly" to powieść niezwykle jednowymiarowa. A szkoda.
Opis organizacji Społeczności jest równie kreatywny co sama jego nazwa- potwornie mdły i żałośnie płytki, nic nie wyróżnia go spoza tysiąca innych sekt ujętych w literaturze. Nie mamy nawet okazji zagłębić się w ideologię oraz wiarę wyznawaną przez jej członków; oczywiście od czasu do czasu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od razu ostrzegam, że ta opinia zawiera spojlery. Będę z nimi bezlitosna, dlatego jeśli jeszcze nie przeczytałeś/aś tej książki i nie lubisz spojlerów to lepiej nie czytaj dalej. **** Skoro to już za nami, możemy przejść do treści. "Wojenna burza" pełna jest tego, co tak bardzo ukochałam w całej serii- rozbudowany wątek polityczny, wiele konfliktów zbrojnych, dynamiczną fabułę. Skąd więc tak niska ocena? Otóż odpowiedź ukrywa się w jednym słowie. Brzmi ono "zakończenie". Aby zrozumieć moje pobudki należy uzmysłowić sobie jedną, ważną rzecz- nigdy nie zabierałam się do czytania tych książek z nadzieją na romans. Nie shippowałam Mare z nikim z dwójki braci- Cal wydawał mi się zawsze zbyt jednowymiarowy i idealistyczny, jakby był wyciętym z kartonu wizerunkiem idealnego przystojniaka z młodzieżówek. Możliwe jednak że przez moją niechęć do tej postaci jestem nieobiektywna, więc lepiej skończę na tym. Maven z kolei jak na ironię był moją ulubioną postacią w całej serii (przynajmniej do ok. 1/2 książki) ale nigdy nie byłabym go sobie w stanie wyobrazić u boku Mare- nie po tym jakie kuku nieumyślnie na jej punkcie zrobiła mu matka, nie po tym ile krwi młody książę jej napsuł. Mimo to ciekawym było obserwowanie zepsucia którym się toczył- podchodziłam do jego postaci z wielką dozą empatii (*ekhem, ekhem* w przeciwieństwie do Cala). Niesamowicie więc rozdrażniła mnie jego śmierć i to w jakim kierunku go poprowadzono. Przez całe 2 poprzednie części Aveyard starała się nakreślić jak głęboko zakorzeniona jest w Mavenie obsesja na punkcie Mare. Gdy więc pod koniec książki były król zdecydował się na podniesienie na nią ręki, na wybranie swojego życia ponad jej byłam w absolutnym szoku. To było tak wyrwane z jego charakteru że aż zabrakło mi słów. Równie dobrze moglibyśmy zatem wyrzucić 2/3 trzeciej części do śmietnika albo skrócić cały wątek ich dynamiki do prostego "zło przeciw dobru". Nie będę tym bardziej wdrażać się za mocno w relacje Cal/Mare bo czuje że mogą ponieść mnie emocje i to bynajmniej pozytywne. Twist pod koniec 3 części rozbudził we mnie niezwykłą dawkę nadziei. Zapewne gdyby Cal tak mocno nie posysał podobałby mi się też aspekt tego, że dwójka schodziła się i rozchodziła. Jednakże to w jaki sposób zostało to rozegrane pod koniec przeszło moje najśmielsze pojęcie. Od początku mówione jest, że Cal stworzony został by objąć tron. Sam fakt tego, że do rezygnacji z korony nie przekonała go miłość żywej osoby a kartki pamietnika matki której nawet na dobrą sprawę nie poznał wydaje się dla mnie śmieszy. Rozumiem, matka to matka ale Mare była podobno jego miłością. Ehh, nie ważne pewnie za dużo wymagam od tej postaci. Nie podobało mi się również to, że w finałowej bitwie Cal najpierw napuścił Mare na Mavena a potem pozwolił jej się przepraszać za to, że zabiła młodszego księcia w obronie własnej. Coś tu chyba jest nie tak. Czepiam się tak romansu ze względu na to że jest to najgorszy aspekt historii, jednakże nie tylko on sprawił że niejednokrotnie wywracałam oczyma w trakcie lektury. Bitwa finałowa była śmieszna. Już nawet początkowa bitwa z bizonami rozbudziła we mnie więcej emocji. Absolutnie nie bałam się o żadną z głównych postaci. Nie odczuwałam żadnego napięcia. Jedynie ze strony na stronę pogłębiał się mój zawód. Mogłabym się nad tym rozwodzić jeszcze długo ale pomówmy lepiej o dobrych stronach zanim całkiem padnie mi bateria w telefonie. W przeciwieństwie do wielu czytelników nie uważam aby Mare była irytującą postacią- jest impulsywna i pełna gniewu, ale to wszystko jest uzasadnione. Wielokrotnie została zdradzana, była pojmana przez osobę która złamała jej serce, straciła brata a w dodatku żyła w ciągłym strachu o rodzinę. Dajcie w końcu dziewczynie od błyskawic spokój😉. Nie jest aż taka zła. Podoba mi się także to, że pod koniec zdecydowała się na przerwę między nią a Calem. Pewnie- niestety - prędzej czy później do siebie wrócą ale uważam to za całkiem dobre zwieńczenie ich wątku. Kolejnym plusem była polityka, czyli coś w czym seria naprawdę błyszczy. Wszystkie niuanse chłonęłam zaciekle. Opisy są wyczerpujące, akcja rozwija się wystarczająco szybko. Gdyby nie finał mogłaby być to książka warta 7 gwiazdek. Jednakże to co zostało opublikowane zostało opublikowane i nie ma sensu gdybać.

Od razu ostrzegam, że ta opinia zawiera spojlery. Będę z nimi bezlitosna, dlatego jeśli jeszcze nie przeczytałeś/aś tej książki i nie lubisz spojlerów to lepiej nie czytaj dalej. **** Skoro to już za nami, możemy przejść do treści. "Wojenna burza" pełna jest tego, co tak bardzo ukochałam w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To lato było dla mnie wyjątkowo łaskawe jeśli chodzi o poziom przeczytanych książek. "Diabolika" nie dosyć że przekonała mnie do science fiction to jeszcze automatycznie trafiła na listę moich ulubionych książek. Fabuła jest porywająca i angażuje już od pierwszych stron. Nie ma momentu na wzięcie oddechu a tym samym na nudę. Och, jakże bym chciała aby ta książka liczyła sobie choćby o 100 stron więcej! Jestem pewna że autorka nie spartaczyła by tej nadwyżki. Dla czytelnika zaś oznaczałoby to 100 stron więcej z tymi niesamowitymi postaciami oraz światem. Pokochałam wszystkie postacie co do jednej, ale chyba największe miejsce w moim serduszku pozyskała Nemezis. To niesamowite jak bardzo potrafiłam się z nią utożsamić. Nemezis jest diaboliką- jej zadaniem jest zabijać w obronie jej podopiecznego. Wręcz żyje dla swojej najbliżej przyjaciółki, Donii, aby zapewnić jej bezpieczeństwo bez wahania oddałaby swoje życie. Z czasem jednak okoliczności sprawiają że Nemezis musi nauczyć się żyć dla siebie, nie dla nikogo innego. Cudowne jest także to, że nie gubisz się w opisie ekspozycji, nawet jeżeli dopiero wkraczasz w klimaty sci-fi. Polecam każdemu bez wyjątku!

To lato było dla mnie wyjątkowo łaskawe jeśli chodzi o poziom przeczytanych książek. "Diabolika" nie dosyć że przekonała mnie do science fiction to jeszcze automatycznie trafiła na listę moich ulubionych książek. Fabuła jest porywająca i angażuje już od pierwszych stron. Nie ma momentu na wzięcie oddechu a tym samym na nudę. Och, jakże bym chciała aby ta książka liczyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ah, jakże cieszą mnie momenty w których autorzy young adults/ młodzieżówek traktują swoich czytelników z należytym szacunkiem!
Tak też było w tym przypadku.
"Gdy Ogień Gaśnie" opowiada historię dziewczyny, która wydostała się z kultu prowadzonego przez okrutnego Ojca Johna. Dzieciom od małego wpajane jest, że za bramą która oddziela bezpieczną Bazę od reszty świata czyhają słudzy węża gotowi zabić ich dla czystej przyjemności. Podążamy dwoma liniami czasowymi- tą sprzed przybycia Moonbeam do szpitala psychiatrycznego oraz pożaru który zmienił wszystko a także tą po całym wydarzeniu, gdy mamy wgląd w terapię młodej głównej bohaterki.
Świat wykreowany przez Pana Hilla ocieka realizmem do tego stopnia, że autor zastrzegł w pewnym momencie, że Legion Pana jest wyłącznie wymysłem jego wyobraźni. Niestety bardzo łatwo uwierzyć, że coś takiego mogło wydarzyć się naprawdę. Droga powrotu do pełnego zdrowia psychicznego głównej bohaterki również jest jak najbardziej realistyczna- Moonbeam z początku nie ufa nikomu. Ponieważ tego się od niej oczekuje, dziewczyna postępuje do przodu małymi kroczkami, raz po raz odkrywając coraz to większe kawałki historii. Jest ona postacią niesamowicie łatwą do polubienia a także prawdziwym wzorem. Will Hill nie ukrywa przed czytelnikiem faktu, że nie wszyscy wychodzą cało z tego typu sytuacji, nie wszystkim można pomóc, z czego po pewnym czasie zdaje sobie sprawę sama Moonbeam.
Mimo swej powagi historia niesamowicie wciąga i angażuje czytelnika. Nie byłabym w stanie polecić jej bardziej.

Ah, jakże cieszą mnie momenty w których autorzy young adults/ młodzieżówek traktują swoich czytelników z należytym szacunkiem!
Tak też było w tym przypadku.
"Gdy Ogień Gaśnie" opowiada historię dziewczyny, która wydostała się z kultu prowadzonego przez okrutnego Ojca Johna. Dzieciom od małego wpajane jest, że za bramą która oddziela bezpieczną Bazę od reszty świata czyhają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy bywa winny ocenie po okładce- kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień. W oprawie graficznej "Kirke" zauroczyłam się od pierwszego wejrzenia. Po dziś dzień uważam ją za jedną z moich najładniejszych książek, ale co z fabułą?
No cóż, z tego co się orientuję książka ma bardzo różne recenzje- jedni ją polubili, inni nie a jeszcze inni są gdzieś pośrodku. Ja należę z pewnością do tych trzecich. Dlaczego? Już wyjaśniam...
Zacznijmy od tego, że już od początku nie wymagałam niczego niesamowitego. Nie poświęciłam ani chwili przed lekturą aby zagłębić się w jej bardziej rozbudowany opis lub problematykę. Po prostu wskoczyłam na głęboką wodę. Zarówno postacie jak i historia zaintrygowały mnie ale nie porwały. Nie mogę stwierdzić, że jakakolwiek szczególnie działała mi na nerwy, ale też nie mogę powiedzieć, aby ktokolwiek z bohaterów szczególnie zapadł mi w pamięć- może z wyjątkiem samej Kirke ale do tego za chwilę dojdziemy. To samo jeśli chodzi o świat kreowany przez Panią Miller- podobał mi się, ale nie zapadł mi w pamięć. A historia? Cóż, w 2 dni przebrnęłam przez większość książki- dobiłam mniej więcej do strony 330. Można by to uznać za dobry znak, jednak byłam w stanie odstawić ją na cały tydzień bez tzw. pociągu do sięgnięcia po nią ponownie- rzuciłam się w wir codziennych zajęć całkowicie wypierając ją z głowy co zazwyczaj się nie zdarza, przynajmniej w przypadku dobrych książek. Rzadko jednak DNF-uję jakiekolwiek książki, więc postanowiłam dzisiaj ją zakończyć. Co zaś do samej Kirke- oto prosze państwa jest dobrze napisana, solidna pierwszoplanowa postać. Na przestrzeni noweli ewoluuje pod tyloma względami że mimo jej boskości można by było że jest ona najbardziej ludzką ze wszystkich postaci w książce. Myślę, że warto zagłębić się w tą historię choćby dla samej bohaterki tytułowej.
Czy się zawiodłam? Absolutnie nie.
Czy bawiłam się dobrze? Tak mi się wydaje.
Czy sięgnęłabym po nią znowu? Kto wie.
"Kirke" nie wzbudziła we mnie większych emocji, jednak pod sam koniec otarłam z twarzy łzę lub dwie (miejcie jednak z tyłu głowy, że płaczę przy większości książek). Nie była dla mnie niczym niesamowitym, jednak nie pozostawiła mnie także z niesmakiem. Mogę z czystym sercem polecić ją fanom "Odysei" Homera a także maniakom mitologii greckiej.

Każdy bywa winny ocenie po okładce- kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień. W oprawie graficznej "Kirke" zauroczyłam się od pierwszego wejrzenia. Po dziś dzień uważam ją za jedną z moich najładniejszych książek, ale co z fabułą?
No cóż, z tego co się orientuję książka ma bardzo różne recenzje- jedni ją polubili, inni nie a jeszcze inni są gdzieś pośrodku. Ja należę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pocałunek zdrajcy" skazany był na klapę.
Wybrałam tę pozycje całkowicie świadomie- przed nią przeczytałam kilka "cięższych" (jak na mnie, młodą czytelniczke) pozycji, tak więc szukałam czegoś na odmóżdżenie. Czy to otrzymałam? Jak najbardziej. Czy uważam, że książka jest głupia i płytka? Absolutnie nie.
Cała akcja ma miejsce w latach stylizowanych na średniowiecze. Podążamy tropem Sage Fowler, dziewczyny która niedługo ma zostać wyswatana. W wyniku pewnych wydarzeń zostaje jednak uczennicą swatki i robi to świadomie gdyż nasza protagonistka ani myśli o zamążpójściu. Wyrusza wraz z młodymi szlachciankami oraz Darnessą- swatką która ją przygarnęła- w podróż którą eskortuje oddział dowodzony przez kapitana Alexa Quinna. W trakcie całego tego zamieszania nasza Sage coraz bardziej zbliża się do Asha- żołnierza którego poznaje zupełnie przypadkiem.
Co do twistu, którego jednak nie zamierzam ujawniać- nie spodziewałam się. Przysięgam. Naprawdę rzadko kiedy cokolwiek zaskakuje mnie w młodzieżówkach, ale tutaj nie dosyć że jest on zaplanowany od poczatku do końca, jest logiczny to nadaje nowe spojrzenie na całą historię.
Osobiście mam zamiar z pewnością wrócić do tej lektury nie raz. Serdecznie polecam!

"Pocałunek zdrajcy" skazany był na klapę.
Wybrałam tę pozycje całkowicie świadomie- przed nią przeczytałam kilka "cięższych" (jak na mnie, młodą czytelniczke) pozycji, tak więc szukałam czegoś na odmóżdżenie. Czy to otrzymałam? Jak najbardziej. Czy uważam, że książka jest głupia i płytka? Absolutnie nie.
Cała akcja ma miejsce w latach stylizowanych na średniowiecze....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Brak słów. Jedna z moich nowych ulubionych książek. Pierwsze 300 stron szło mi trochę pod górkę, ale resztę książki dosłownie POŻARŁAM. Serdecznie polecam każdemu, szczególnie marzycielom!

Brak słów. Jedna z moich nowych ulubionych książek. Pierwsze 300 stron szło mi trochę pod górkę, ale resztę książki dosłownie POŻARŁAM. Serdecznie polecam każdemu, szczególnie marzycielom!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka chwilami naiwnie niemądra, bohaterowie niekiedy jednowymiarowi, motyw trójkątu miłosnego oklepany do granic możliwości- więc jakim cudem znajduje się ona na półce moich ulubionych?
Najpierw wyjaśnijmy sobie co mnie w niej odrzuciło.
Przede wszystkim relacja Cam+Lucinda+Daniel. Z całym szacunkiem, ale ile można wałkować jeden i ten sam motyw? Od samego początku wiadomo którego z szanownych panów wybierze nasza protagonistka;jest to logiczne, ponieważ wokół ich relacji kręci się cała fabuła. Wobec powyższego moim osobistym zdaniem postać Cama powinna się ograniczyć do roli trzecioplanowej, ewentualnie dobrego przyjaciela Lucindy- ale na Boga, nie rywala Daniela!
Nie spodobało mi się także to, że książka wyraźnie próbuje wybić się na popularności "Zmierzchu".Kojarzycie te wszystkie post-"zmierzchowe" wypociny, nastawione tylko i wyłącznie na jedną grupę demograficzną, stawiające sobie nade wszystko zysk (nawiasem mówiąc, byłam przekonana że "Upadli" jest właśnie książką tego typu, także jeśli zechcesz się sugerować moją właśnie opinią, radzę mieć to na uwadze). No cóż, z całą moją sympatią do sagi, ale ta książka również się o to ociera. Momentami bezwstydnie pogrywa uczuciami czytelnika, nie w tym pozytywnym sensie. A co rozumiem przez "pozytywny sens"? Dobry autor jest w stanie sprawić, że jesteś w stanie albo utożsamić się z danym charakterem, albo go znienawidzić- odnieść się jakkolwiek do postaci. Twoje emocje zmieniają się płynnie wraz z rozwojem fabuły. Tutaj momentalnie mamy styczność z rollercoasterem emocjonalnym,przedramatyzowaniem niektórych momentów gdy kolejne wątki pozostają niedopracowane (koronnym przykładem moim zdaniem powinna być tutaj śmierć Penn- najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki! Wraz z takimi wieściami potrzebna jest chwila zwolnienia w akcji, jednak nie uzyskujemy niestety tego w "Upadłych". Lucinda ogranicza się tylko (zaznaczam, tylko) do słusznej chęci pochowania ją w godny sposób ponieważ "jest jej to winna". Jak najbardziej, zgadzam się, jednak wydaje mi się, że mimo wszystko to za mało jak na śmierć postaci jakby nie patrzeć dosyć istotnej.).
Bohaterowie również wydają się płytcy i nieoryginalni- na pochwałę jedynie zasługuje Luce, która opisana jest jako dość mądra i zaradna. Niestety, jej umiejętności z tego co pamiętam nie są w żaden istotny sposób wykorzystane.
No dobrze, wylałam wiadro pomyj, więc dlaczego "Upadli" znajduje się w moich "Ulubionych"?
Przede wszystkim- ciekawy motyw. Reinkarnacja jednej i tej samej dziewczyny co 17 lat brzmi dość naiwnie, ale nie przeszkadzało mi to. Chętnie ujrzałabym owy motyw częściej wykorzystany w literaturze.
Podobał mi się również twist z "wieszczami" (?- nie jestem pewna czy dobrze zapamiętałam nazwę wieszczy wspomnień Lucindy). Fabuła (mimo, że nie bez wad) jest zajmująca i potrafi wciągnąć- na nudę z pewnością nie powinniście narzekać.
Pomógł mi także sposób w który nastawiłam się do tej książki. Przyznam bez bicia, że pierwszy obejrzałam film, który nie spodobał mi się do końca. Poprzeczkę ustawiłam więc naprawdę nisko, liczyłam na coś tak złego że aż dobrego, inspirowanego mocno "Zmierzchem"- coś pokroju sagi "Szeptem" (podczas której czytania wrzeszczałam w poduszkę ze złości na siebie, ponieważ dałam się tak łatwo wciągnąć w nijaką fabułę, powtarzalną historię. Jak to się stało? Do dziś nie wiem.). Na szczęście, ksiązka "Upadli" okazała się O NIEBO lepsza. Myślę nawet, że mimo wszystko jeśli poprzestać by tylko na tej części, mógłby być to dla wielu całkiem przyzwoity wstęp do książek pokroju fantasy/romans.
Czy polecam? I tak, i nie. Jeśli szukasz niezapomnianej historii, wyjątkowo zaskakujących zwrotów akcji czy niezwykle głębokich postaci to radziłabym szukać dalej.
Jeśli jednak chcesz tak jak ja zapomnieć o bożym świecie i jesteś skłonny/a przymknąć oko na wszystkie niedociągnięcia tej książki- czemu nie?

Książka chwilami naiwnie niemądra, bohaterowie niekiedy jednowymiarowi, motyw trójkątu miłosnego oklepany do granic możliwości- więc jakim cudem znajduje się ona na półce moich ulubionych?
Najpierw wyjaśnijmy sobie co mnie w niej odrzuciło.
Przede wszystkim relacja Cam+Lucinda+Daniel. Z całym szacunkiem, ale ile można wałkować jeden i ten sam motyw? Od samego początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspaniała na wprowadzenie do "doroślejszego" fantasy. :)

Wspaniała na wprowadzenie do "doroślejszego" fantasy. :)

Pokaż mimo to