-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-02-26
2018-08-13
"(...) Jednak sposób, w jaki na mnie teraz patrzył, przerażał mnie. Jednak to nie jego się bałam. Bałam się uczuć, które mógł we mnie wzbudzić."
Sydney planując swój miesiąc miodowy, ani myślała, że zamiast w towarzystwie świeżo upieczonego męża, spędzi go wraz z najlepszą przyjaciółką. Wyobrażała sobie romantyczne spacery przy zachodzącym słońcu, udane imprezy i upojne noce w ramionach ukochanego, a tymczasem wszystko pękło jak bańka mydlana, gdy okazało się, że do ślubu nie dojdzie. Kto powiedział jednak, że tej podróży poślubnej nie będzie dało się odratować? Sydney dała sobie tydzień; siedem dni, po których zamierzała wrócić do rzeczywistości i ze zdwojoną siłą zabrać się za odbudowywanie swojego, leżącego w zgliszczach, życia. Jej plany wzięły jednak w łeb, gdy za letnim flirtem, w który się wdała, stanęły uczucia.
O samej autorce "Tylko twój" dotychczas naczytałam się wiele – jedni pisali o niej w samych superlatywach, drudzy odradzali jej twórczość, a czasem zdania były zwyczajnie podzielone. Ja w tej sprawie nie miałam jeszcze możliwości wyrobienia sobie jakiekolwiek stanowiska, gdyż po historii, którą Vi Keeland stworzyła w współpracy z Ward Penelope, miałam mieszane uczucia. Liczyłam więc, że po zapoznaniu się z kolejną książką spod jej pióra, wątpliwości, jakie żywiłam przede wszystkim do jej stylu pisania, znikną. Historia Sydney i Jacka zapowiadała się naprawdę dobrze, jednak gdy przekroczyłam granicę prologu szybko okazało się, że pierwsze wrażenie dość boleśnie odbiegało od każdego kolejnego.
Bardzo długo zastanawiałam się, którą książkę autorstwa Vi powinnam przeczytać w pierwszej kolejności. Walka toczyła się między "Bossmanem" czy też serią "MMA fighter", ostatecznie jednak wygrał "Tylko twój" przede wszystkim ze względu na prześliczną, wakacyjną okładkę. Oczekiwałam lekkiego romansu z domieszką erotyku, a tymczasem dostałam banalną... katastrofę?
Muszę przyznać, że z początku dość mocno polubiłam się z bohaterami, bo chociaż Sydney już od pierwszych stron sprawiała wrażenie dość prostoliniowej, sytuację ratował Jack, który czarował ujmującym charakterem. Niestety po dotarciu do ich pierwszych łóżkowych dialogów, które okazały się nadzwyczaj... niesmaczne, byłam jednak dość szybko zmuszona spisać tę znajomość na straty. W między czasie niesamowicie zdenerwowało mnie również to, że oboje, po przystaniu na zasadę dziesięciu pytań, zaczęli je tracić na praktycznie nic nieznaczące rzeczy. Powiedzenie, że poczułam się zawiedziona, byłoby tu sporym niedopowiedzeniem.
Najbardziej we znaki wdał mi się jednak chyba przebieg wydarzeń. Na przestrzeni ponad dwustu stron nie stało się praktycznie nic, co chociażby na chwilę wprawiło mnie w stan zaskoczenia. Każdą sytuację, która następowała, mogłabym bez większego problemu przewidzieć, a przed spisaniem tej historii na straty już wtedy, powstrzymywała mnie jeszcze nadzieja na spektakularny epilog. Szybko przekonałam się jednak, że i zakończenie pozostawiało wiele do życzenia.
Mimo wszystko przebrnięcie przez tę pozycję nie było tak trudne, jak wydawało mi się, że będzie. Ratunkiem, między nudą a brakiem smaku, okazała się bowiem długość całej książki – niedużo ponad 200 stron – i sam jej zamysł – plaża, słońce, niezobowiązujący flirt. Zważywszy na to, że mamy sierpień i pogoda ostatnimi czasy dopisuje, taki typ tła był dobrym strzałem. I zapewne, gdyby autorka pokusiła się o rozbudowanie samego szkieletu powieści, dodała więcej zwrotów akcji, zadbała oto, by sceny seksu nie obciążały aż tak całości, byłby to strzał na miarę dziesięciu. Dodatkowo kto wie, czy nie czekałabym teraz z utęsknieniem na drugi tom, a tymczasem nie wiem nawet czy zdecyduję się na jego zakup.
Po raz kolejny Vi Keeland zostawiła mnie z mętlikiem w głowie i swojego rodzaju niedosytem, bo chociaż "Tylko twój" w moim odczuciu okazał się daleki od ideału, ciekawią mnie inne książki jej pióra, szczególnie te objęte naprawdę dobrymi patronatami :D
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Instagrama: https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
"(...) Jednak sposób, w jaki na mnie teraz patrzył, przerażał mnie. Jednak to nie jego się bałam. Bałam się uczuć, które mógł we mnie wzbudzić."
Sydney planując swój miesiąc miodowy, ani myślała, że zamiast w towarzystwie świeżo upieczonego męża, spędzi go wraz z najlepszą przyjaciółką. Wyobrażała sobie romantyczne spacery przy zachodzącym słońcu, udane imprezy i...
2023-08-26
„Ona o mnie walczy. Jak lwica. Nie pierwszy już raz. (…) To ona jest najcudowniejszą kobietą na tej planecie, a ja musiałem w poprzednim życiu zrobić coś bardzo, że na nią zasłużyłem.”
Piękne, tropikalne wyspy, rajskie plaże, cały zasób atrakcji i ślub najbliższych im osób – idealna sceneria na miłość. Jest tylko jedna przeszkoda. Harrison Hart. Trzeba byłoby być ślepym, by nie zauważyć, że od pierwszych chwil spędzonych z Mackenzie zdaje się nie pałać do niej sympatią. A może tylko udaje? Mackenzie nie chce się nad tym zastanawiać, zdając sobie sprawę, że ten irytująco gburowaty mężczyzna swoim zachowaniem rozrywa stare rany w jej sercu. Za rogiem czyha jednak znacznie gorsze niebezpieczeństwo, Hawaje bowiem kryją w sobie wiele tajemnic, więc czy nawiązana w obliczu śmierci nić porozumienia będzie w stanie przetrwać?
Twórczość Ludki Skrzydlewskiej śledzę od kilku lat, bezwiednie zdążyłam się już także zakochać w kilku wykreowanych przez nią fabułach, dlatego tym bardziej z bólem serca muszę przyznać, że po tej lekturze spodziewałam się czegoś więcej. „Gbur w raju” bowiem idealnie nada się na wakacyjny wyjazd czy ciepły wieczór z lampką wina na balkonie, ale pojawiający się tutaj między wierszami wątek sensacyjny nie wywoła u Was gęsiej skórki. Styl autorki pozostaje zachęcająco lekki, nie ciążą nam już tutaj zbyt długie opisy, dialogi są przyjemnie zwarte i naprawdę potrafią rozśmieszyć.
Harrison od początkowych stron kreowany jest na bardzo gburowatego bohatera, który nie potrafi rozmawiać z kobietami, a mimo to w kryzysowych sytuacjach, zazwyczaj staje na wysokości zadania, co za każdym razem dosyć mnie zaskakiwało. Spodziewałam się bowiem, że to Mackenzie będzie tą, która będzie w stanie twardo stąpać po ziemi, a jednak czym dalej ją poznajemy, tym bardziej widzimy, jak rzeczywisty świat przysłaniają jej nieprzepracowane problemy, również te, które moim zdaniem zostały momentami boleśnie przerysowane. A to z kolei wiązało się z tym, że miałam naprawdę spory problem, by się z nią utożsamić.
Cała idea tej historii, „Hartowie jak się zakochują, to od pierwszego wejrzenia, na zabój i na zawsze”, a także sposób poprowadzenia tej narracji niebywale mi się podobał. Zazwyczaj nie sposób uwierzyć w tak gwałtownie wprowadzone między bohaterów uczucia, tutaj jednak zostało to zrobione z taką gracją, że czytelnik rzeczywiście jest w stanie nadążyć za tym przebiegiem wydarzeń.
Wspomniany wyżej wątek sensacyjny z początku rzeczywiście gdzieś tam mimochodem mnie zainteresował, czułam to napięcie i deptające po piętach niebezpieczeństwo. Przewijane strony wręcz buzowały od niepokoju i emocji, jednak czym dalej zagłębiałam się w te historię, tym trudniej było zignorować przeświadczenie, że nie ważne co, by naszych bohaterów miało spotkać, oni i tak mieli wyjść z tego cało. I tak, jak w przypadku Mackenzie jeszcze byłabym w stanie to zrozumieć, chociaż cały zamysł „talizmanu” był dla mnie zbyt mało rozwinięty i brakowało mi poznania go od podszewki, a były ku temu okazje, tak w przypadku Harrisona było to już dosyć nieuzasadnione.
Na pochwałę za to zasługuję poruszony przez autorkę wątek kobiecego orgazmu, nie chcę wdawać się tutaj w szczegóły, by zbyt wiele nie spoilerować, ale temat ten został potraktowany tutaj z odpowiednią uwagą i delikatnością. Dodatkowo, to jedna z niewielu pozycji na rynku, która nie idealizuje przesadnie współżycia seksualnego.
Czy zniechęcam do przeczytania? Nie, na pewno nie, proponuję jednak nie wysnuwać wobec niej zbyt wiele oczekiwań.
„Ona o mnie walczy. Jak lwica. Nie pierwszy już raz. (…) To ona jest najcudowniejszą kobietą na tej planecie, a ja musiałem w poprzednim życiu zrobić coś bardzo, że na nią zasłużyłem.”
Piękne, tropikalne wyspy, rajskie plaże, cały zasób atrakcji i ślub najbliższych im osób – idealna sceneria na miłość. Jest tylko jedna przeszkoda. Harrison Hart. Trzeba byłoby być ślepym,...
2024-02-16
2023-07-27
„Ludzie to mniej lub bardziej wzory (…). Jesteśmy mniej lub bardziej. Tak samo jest w przypadku naszych uczuć. Lubimy myśleć, że jesteśmy wzorami, że idealnie do siebie pasujemy. Tak jednak nie jest. Pasujemy do wielu osób, mniej lub bardziej.”
Mówi się, że przyjaźń damsko–męska nie istnieje, jednak na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że Julia i Dave są idealnym zaprzeczaniem tej idei, uzupełniają się idealnie, rozumieją bez słów i tylko razem śmieją się tak, jakby jutro miało nie nadejść. Oboje skrywają jednak w sobie głęboko zakopane uczucia, a sporządzona przed laty lista rzeczy, których nigdy nie zamierzali dokonać, niebezpiecznie zbliża ich do wypowiedzenia na głos słów, którymi nigdy nie planowali podzielić się z innymi, a tym bardziej ze sobą nawzajem. Kręta droga między licealnymi korytarzami, zbyt silnymi emocjami, z którymi nie są w stanie sobie poradzić, brakiem zrozumienia od najbliższych im sercu osób, a także wszystkim tymi banalnymi rzeczami, do których dopuszczają się nastolatkowie, może postawić na szali ich przyjaźń. Czy będą w stanie wybaczyć sobie popełnione błędy?
Nie potrafiłam pokochać tej książki tak, jak chciałam to zrobić; trzecioosobowa narracja niestety doszczętnie zabiła dla mnie magię tej historii, a przede wszystkim jej indywidualność. Nie byłam w stanie odczuwać emocji tak, jakbym mogła to robić, gdyby bohaterowie sami opowiadali nam o wydarzeniach, z którymi muszą się mierzyć. A wprowadzenie narracji pierwszoosobowej wcale nie byłoby takie trudne, biorąc pod uwagę, że w zależności od części, którą obecnie czytamy, i tak skupiamy się pojedyńczo na każdym z bohaterów.
Julia jest nastolatką, która nie wyróżniając się z tłumu stara się mimo wszystko dosięgnąć oczekiwań matki; zainteresować ją sobą na tyle, by chciała poświęcać jej więcej czasu. Większość decyzji podejmuje z myślą o niej, chociaż wprost nigdy by nam się do tego nie przyznała. A łącząca je relacja pokazuje nam dobitnie, jak bardzo mimo krzywd, pragniemy miłości, jednocześnie nie doceniając osób, które w przeciwieństwie do innych, trwają przy naszym boku mimo przeszkód.
Dave również nie doświadczył idealnego dzieciństwa, jednak ukojenia nie szukał w próbie naprawy kontaktu z domownikami, bardziej kusiłabym się o stwierdzenie, że bezpieczeństwo wiązało się u niego z zachowaniem rodzinnej rutyny. Był jednak drobnym przeciwieństwem Juli, doskonale odnajdywał się w większym gronie ludzi; z czasem dostrzegł nawet, że jego rówieśnicy, których jak dotąd wraz z przyjaciółką określał mianem „banalnych”, wcale nie irytowali go tak bardzo, jak myślał.
Wątek listy „Nigdy” naprawdę zdobył moje serce, chociaż szczerze mówiąc byłam zaskoczona okolicznościami wykonywania poszczególnych zadań. Autorka przedstawiła bowiem wiele wydarzeń bardzo dosadnie, ale z drugiej strony może nie powinno mnie to dziwić? Licealne wybryki mają w sobie przecież pokłady nieokiełznanej nieodpowiedzialności i pochopności, jako nastolatkowie mamy prawo się bawić, mamy prawo płakać i wierzyć, że konsekwencje nas nie dosięgną. Mimo wszystko wobec sceny, gdzie Julia upija się do nieprzytomności, wybija dziurę w ścianie i czyni jeszcze kilka irracjonalnych czynów, już zawsze będę chyba żywić minimalne wątpliwości.
Ta książka powinna łamać serca, na jej przełomie mierzymy się aktualnymi tematami; z kwestiami, które w wieku bohaterów na pewno nas dotyczyły, a mimo to szczerze mówiąc, nie potrafiłam odnaleźć siebie pośród tych zdarzeń, a czym dalej zbliżaliśmy się do końca, tym trudniej było mi się z tym pogodzić. Wiele wątków, jak chociażby doświadczenie zdrady, czy jej dokonanie było potraktowanych w tak lekki sposób, jakbyśmy mieli do czynienia z rozmową o pogodzie. Wiele elementów nie zostało też odpowiednio zakończonych, tak naprawdę możemy się jedynie domyślać, co ostatecznie stało się z naszymi bohaterami, a chociaż zazwyczaj nie mam nic przeciwko otwartym epilogom, tutaj jestem zdania, że ta historia zasłużyła na więcej.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Bookstagrama: https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
„Ludzie to mniej lub bardziej wzory (…). Jesteśmy mniej lub bardziej. Tak samo jest w przypadku naszych uczuć. Lubimy myśleć, że jesteśmy wzorami, że idealnie do siebie pasujemy. Tak jednak nie jest. Pasujemy do wielu osób, mniej lub bardziej.”
Mówi się, że przyjaźń damsko–męska nie istnieje, jednak na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że Julia i Dave są idealnym...
2023-07-26
"Kochałam go tak cholernie mocno, że zabijało mnie to od środka, jeśli teraz się zbyt zbliżymy, to uczucie wróci z podwójną siłą. Niektórych ludzi po prostu nie można kochać.”
Keith z dnia na dzień traci pracę; pracę, której być może nienawidziła – głośni klienci, harówka i bezwstydny szef – i która nie była również spełnieniem jej marzeń, ale mimo wszystko zapewniała jej, jak i jej mamie dostateczne życie. Kobieta zdaje sobie sprawę, że marne oszczędności za kilka dni się skończą, więc gdy tuż przed nosem spada jej propozycja opieki nad pięcioletnią Grace, wie, że to może z powrotem pomóc stanąć jej na nogi. Ale kiedy kilka dni później poznaje swojego nowego szefa, okazuje się, że to nie jej brak doświadczenia w sprawie dzieci może okazać się zgubny. Rick skrywa w sobie wiele tajemnic, które dostatecznie mogą zniszczyć ich oboje.
Ta książka była ciężka; z rodzaju tych, przy których zastanawiasz się już po kilku stronach, czy to aby na pewno to odpowiednia literatura dla Ciebie. Doskonale zdajesz sobie również sprawę, że wszystkie niedopracowane płaszczyzny będą drastycznie nadszarpywać Twoją cierpliwość, a niestety na przełomie niecałych trzystu stron jest naprawdę niebezpiecznie dużo rzeczy, które należałoby naprawić. Zacznijmy jednak od początku.
Keith jest postacią, która wielokrotnie gubi się między swoimi uczuciami, a tym co rzeczywiście kilka stron wcześniej obiecywała samej sobie. Przyznam szczerze, że momentami naprawdę nie mogłam za nią nadążyć, ciężko było mi się także oswoić z relacją, która wręcz wybuchła między nią a Rickiem. Tempo towarzyszące im uczuciem było wręcz zatrważające, a idea ich związku potrafiła zmienić się wielokrotnie na przełomie czasami nawet i kilku zdań. Największym atutem w kontekście bohaterów okazała się na pewno Grace, chociaż nie ukrywam, że z czasem dostrzec można było, jak pobłażliwie traktowana jest jej postać. Dzieci nie wybaczają tak łatwo, często płaczą i są marudne, na ich zaufanie pracuje się latami, a w tym przypadku nie ważne, jak często Keith znikała z życia pięciolatki, mała ani razu nie wyraziła wobec tego żadnego sprzeciwu.
Minimalnym ratunkiem w całej tej hierarchii zbyt szybko podjętych decyzji, okazał się przeskok czasowy, która autorka serwuje nam mniej więcej w połowie lektury. Rzeczywiście upływ czasu delikatnie spowolnił tempo przebiegu zdarzeń i pozwolił dogonić nam bohaterów, chociaż niektóre wątki i w tym przypadku należałoby rozwinąć, mowa tutaj chociażby o karierze zawodowej Keith, czy relacji Ricka z byłą małżonką.
Historia miała potencjał, widzę gdzieś tam między wierszami rzeczywiście dobry pomysł i zapewne chęci autorki, by stworzyć coś niezwykłego, ostatecznie jednak książka okazała się niezwykle płytka. Zabrakło tutaj prawdy, realnych uczuć, tego, żeby czytelnik rzeczywiście mógł wtopić się w tło, zrozumieć, że Rick nie jest jedynie zadufanym w sobie dupkiem, a decyzje, które podejmuje podyktowane są innymi, bardziej skomplikowanymi pobudkami.
„I’m a babysitter” zdecydowanie nie jest książką, która doprowadzi do łez; nie wywoła górnolotnych emocji, chyba, że rzeczywiście sięgniecie po nią tylko po to, by umilić sobie dosyć nudny wieczór, nie mając przy tym wobec niej większych oczekiwań. Są tutaj bowiem wydarzenia, które mogą Was zaskoczyć, chociaż szczerze mówiąc, wydarzenia te niekiedy są odrobinę irracjonalne, chociażby przez wzgląd na to, że nie czytelnik nie otrzymuje żadnych wskazówek wobec tego, z czym rzeczywiście ostatecznie musi się mierzyć.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Bookstagrama: https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
"Kochałam go tak cholernie mocno, że zabijało mnie to od środka, jeśli teraz się zbyt zbliżymy, to uczucie wróci z podwójną siłą. Niektórych ludzi po prostu nie można kochać.”
Keith z dnia na dzień traci pracę; pracę, której być może nienawidziła – głośni klienci, harówka i bezwstydny szef – i która nie była również spełnieniem jej marzeń, ale mimo wszystko zapewniała jej,...
2023-07-19
2019-09-08
"Daje mi nadzieję, że to nie koniec. Że wspólnie możemy osiągnąć jeszcze więcej. Wspiąć się wyżej. Teraz jednak opadam w mroczną dolinę (...)."
Claire jest bardzo kruchą psychicznie osobą, która w swoim życiu nigdy nie zaznała pełnej akceptacji; napiętnowana przez los wciąż szuka swojego miejsca wśród tłamszącego ją tłumu, a trafiając do kliniki szanowanego w całej okolicy doktora Douglasa, jest przekonana, że ponownie spotka ją ją jedynie rozczarowanie. Tymczasem jego dłonie przynoszą jej ukojenie, a żarzący się w oczach ogień powoli spala skórę – mroczna gra rozpoczyna się między nimi jeszcze na długo przed tym zanim los zdąży wyszeptać start, ale równie szybko nadchodzi dla nich obezwładniający koniec. Piekło się otwiera, kiedy życie przemyka im przez palce.
Niszczące uczucie, łączące Claire i Douglasa wyzwala w czytelniku ogrom emocji, z którymi jak dotąd zapewne nigdy nie miał on do czynienia – wręcz raniąca potrzeba zaznajomienia z ich historią miesza się z próbą jej racjonalnego odbioru. Balansując na krawędzi własnych doświadczeń, człowiek powoli przenosi się do świata, gdzie zasady przestają istnieć. „Nieczyste więzy” łamią bowiem przyjęte powszechnie normy, wyobrażenia, a także iskrzące się w naszym wnętrzu nadzieje. Czy są w stanie nadłamać również czytelnicze serca? To już zależy tylko od Was i od tego jak bardzo będziecie umieli wczuć się w towarzyszącą naszym bohaterom specyficzność...
Ku własnemu rozczarowaniu muszę przyznać, że ja niestety miałam z tym cholernie duży problem. Z jednej strony książka pisana była z perspektywy Claire, co pozwalało nam na chociaż częściowe zrozumienie jej postaci, ale z kolei z drugiej było w jej zachowaniu tyle sprzeczności, że momentami balansowała ona na granicy głupiej irracjonalności. Brakowało mi w tym wszystkim prawdy, odniesienia chociażby do rzeczywistego leczenia psychiatrycznego, którym miała ona zostać objęta, a tymczasem wątek ten niestety okazał się tylko pobłażliwie potraktowanym tłem.
K.N.Haner odkąd pamiętam dbała, by zawrzeć w swoich książkach coś więcej, niż tylko nasuwające się na pierwszy rzut oka wnioski i, chociaż jest kilka historii jej pióra, które zapewne będę dobrze wspominać, śmiem twierdzić, że tym razem nie było to wystarczające. Depczące nam po piętach obawy nie pozwalały bowiem skupić się na przemykających między wierszami słowach. A niebezpieczna fascynacja, jaką roztaczał wokół Claire Doktor Douglas, z początku może i błyszczy w zasięgu naszych dłoni intrygująco, jednak czym bardziej zbliżamy się ku końcowi pierwszego tomu, staje się ona tylko i wyłącznie uosobieniem niewyobrażalnej chęci chorej i płytkiej dominacji.
"Nieczyste więzy" to niewyobrażalnie specyficzna książka – to jedyne wręcz stwierdzenie, którego jestem na ten moment pewna. Dobry, może i rokujący niebywale zachęcająco pomysł póki co zanikł bowiem wśród zbyt niedorzecznych okolicznościach; zatrważające tempo i kotłujące się pod skórą oczekiwanie osłabło wraz z powiększającą się liczbą mało błyskotliwych dialogów; z kolei czające się za rogiem wątpliwości wciąż skłaniały czytelnika ku zastanowienia się, czy historia ta aby na pewno warta jest łamania jakichkolwiek granic – ale w obliczu tlącej się jeszcze we mnie nadziei ku temu, że drugi tom błyśnie odpowiednio przekonującym wyjaśnieniem, może i jestem w stanie ocenić ten tom dość przeciętnie, a za jakiś czas dać całej serii drugą szansę. Ale nie obiecuję, że nie wyrzucę jej wtedy przez okno.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Znak.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Instagrama: https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
"Daje mi nadzieję, że to nie koniec. Że wspólnie możemy osiągnąć jeszcze więcej. Wspiąć się wyżej. Teraz jednak opadam w mroczną dolinę (...)."
Claire jest bardzo kruchą psychicznie osobą, która w swoim życiu nigdy nie zaznała pełnej akceptacji; napiętnowana przez los wciąż szuka swojego miejsca wśród tłamszącego ją tłumu, a trafiając do kliniki szanowanego w całej...
2020-06-14
"Wystarczyło jednak spojrzeć mu w oczy i już wiedziała, że to on, a równocześnie czuła, że teraz stanie się coś strasznego, znacznie gorszego niż tam, na dole. Że nastąpi katastrofa, koniec świata – jego świata i jej."
Rafałowi Snarskiemu wydawało się, że nic nie jest już w stanie rozbudzić jego tkwiącego od lat w letargu serca. Luiza Mleczko przekonana z kolei była, że w objęciach ukochanego narzeczonego pośród urzędowych papierków jest w stanie być prawdziwie szczęśliwą. Czyhające tuż za rogiem przeznaczenie jednak w najmniej spodziewanych okolicznościach skrzyżowało ich drogi, gburowatym językiem kreśląc rysy pierwszego spotkania. Pochodzą z różnych światów, skupiają na innych priorytetach, a jednak to właśnie w swoich ramionach odnajdują pożądane ocalenie. Skrywane tajemnice zwiastują jednak czające się w mroku zło, które powolnie odbiera im tak potrzebną nadzieję.
"Zapomnij, że istniałem" – trzy pozornie nic nieznaczące słowa stają się balansującą na granicy obezwładniającego niebezpieczeństwa bronią, a nam czytelnikom obiecują pełną wstrząsających emocji historię, ja jednak po jej zakończenie czuję się jedynie nieosobliwie rozczarowała. Już w momencie kiedy ta książka do mnie dotarła, kiedy zobaczyłam jakim językiem jest ona napisała, wiedziałam, że ta lektura może być trudna. Ale nie spodziewałam się, że jednocześnie będzie uosobieniem tak piekielnie niewykorzystanego potencjału.
Luizka jest szalenie specyficzną bohaterką – taką, którą mamy wręcz ochotę udusić za lekkomyślne, momentami naprawdę pobłażliwe zachowanie chociażby wobec własnych rodziców. Bywa irytująca, rozpieszczona i leniwa, ale jej pełna zadzierania nosa postawa mimo wszystko lśni prawdą – pośród codziennych wydarzeń z łatwością możemy bowiem dostrzec, że wychowana w dość obiecujących warunkach niczego nie udaje i od czasu do czasu zaskoczy nawet najbardziej wymagającego czytelnika bystrością. Polubiłam ją jeszcze zanim w jej zachowaniu nastąpiły zaskakujące zmiany, które owszem, również ucieszyły moje oko, jednak jednocześnie dość rozczarowały, gdyż niestety dopadły Luizę z dnia na dzień, w dość wyolbrzymiony sposób.
Rafał z pozoru także jest niesamowicie irytującym gburem, ale z czasem i w jego osobowości możemy dostrzec równie mamiącą prawdę; w obliczu naznaczonej stratą przeszłości, widzimy bowiem, że jest to człowiek, który tęskni, człowiek, który podjął w życiu niejedną złą decyzję, człowiek naznaczony wieloma skazami – i to naprawdę mnie w nim urzekło, chociaż jednocześnie nie sposób byłoby nie zauważyć, że poza suchymi, pozornie nacechowanych zdaniami, niemal jak w udanym streszczeniu, trudno szukać i w jego własnej historii fragmentów, które naprawdę mogłyby dotrzeć w głąb serca.
Fabuła miała w sobie wiele intrygujących aspektów – sam pomysł na to w jaki sposób zacieśnić więzi między głównymi bohaterami niesamowicie mnie rozbroił, podobnie zresztą jak gdzieś tam mimochodem wpleciony w tło fragment dotyczący hodowania pszczół, czy wątek mafijny, który chociaż odrobinę przekoloryzowany, mimo wszystko zaskoczył swoją niepozornością – i z początku naprawdę czułam buzujące pod skórą oczekiwanie w związku z jej dalszym rozwojem wydarzeń. Byłam także w stanie uwierzyć w tworzące się między Rafałem i Luizą napięcie, a także w to, że oni naprawdę chcą, ale najzwyczajniej w świecie boją się iść dalej, jednak czym głębiej błądziliśmy wśród ich obaw, tym rzadziej chyliłam się ku stwierdzeniu, że ich naprawdę łączy lub może połączyć coś więcej niż niczym niepodparta płytka namiętność. Chwilę później na dodatek już przeskakiwaliśmy z taktownego flirtu, łagodnie eksponowanego zauroczenia, do bezbarwnie nabudowanego uczucia przez co, gdy do gry wkroczyły wydarzenia, które w jasny sposób miały nakreślić przyszłość, nie byłam w stanie utożsamić się z towarzyszącymi im emocjami.
Ostatecznie czuję się trochę wręcz oszukana, bo naprawdę widziałam w tej historii ogromny potencjał, gdy tymczasem z wielkim oporem przebrnęłam przez jej początek, a przy jej końcu z kolei znów zabrakło mi jakichkolwiek uczuć. Chciałam płakać wraz z Luizą, chciałam dzielić ciążące na ramionach obawy z Rafałem, a także wraz z nimi wierzyć, że gdzieś tam czeka na nich piękna, wspólna przyszłość; tymczasem poza ogólną sympatią do bohaterów, nie poczułam nic.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Bookstagrama: https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
"Wystarczyło jednak spojrzeć mu w oczy i już wiedziała, że to on, a równocześnie czuła, że teraz stanie się coś strasznego, znacznie gorszego niż tam, na dole. Że nastąpi katastrofa, koniec świata – jego świata i jej."
Rafałowi Snarskiemu wydawało się, że nic nie jest już w stanie rozbudzić jego tkwiącego od lat w letargu serca. Luiza Mleczko przekonana z kolei była,...
2020-06-09
2019-08-14
"Każde uczucie to słabość i uzależnienie się od kogoś. Miłość, przyjaźń, nie ma czegoś takiego. Jest tylko władza. I ty ją będziesz miał."
Żadne z nich nie miało w życiu łatwo. Żadne z nich mimo upływu lat nie uwolniło się jeszcze od demonów przeszłości. Ona – ładna i mądra, ale niesamowicie stłamszona przez życie, wciąż zmuszona uciekać przed złymi wspomnieniami – i On – w teorii idealny kandydat do wzięcia, w praktyce skrzywdzony mężczyzna zabijający własne potwory na ringu MMA. Czy będą w stanie zdjąć maski i zawalczyć o dobro, które w sobie noszą?
Czym jest historia "Kastora"? Tylko i wyłącznie milionem zlepionych ze sobą historii, które każdy z nas już kiedyś czytał. Jak nie tu, to tam, może w lepszej odsłonie, może w gorszej, ale jestem przekonana, że na pewno miał z nimi styczność. No bo kto nie zna bajki o kopciuszku? Albo słynnego motywu, mówiącego o miłości zwalczającej całe zło? No właśnie. Wystarczą Wam tylko dwa wieczory, ewentualnie trzy, jeśli jesteście uczuleni na wiejące nudą sceny, by przeczytać tę książkę, a później równie szybko, a nawet w dwie/trzecie tego czasu, zapomnieć o Anicie i Konstantym. A także o ich miłosnej historii bez większych emocji czy uniesień.
Pamiętacie, jak w przypadku "Hate to love you" powiedziałam, że przydadzą nam się jeszcze na rynku pozycje, poruszające takie tematy, jak przemoc wobec kobiet? To był jeden z tych aspektów, który porwał mnie w historii Tijan i nie będę ukrywać, że głęboko liczyłam na to, że i w przypadku "Kastora" wątek, dotyczący fundacji FemiHelp, również dotrze do mojego serduszka. Niestety tak się nie stało, autorka potraktowała ten temat na tyle pobłażliwie, że poza wspomnieniem o kilku wizytach u psychologa, pozwoliła naszej bohaterce na bardzo pobłażliwe życie wobec sytuacji, przez które przeszła w dzieciństwie. A chyba nie do końca tak wygląda proces wyjścia z życiowej traumy.
Co warto jednak docenić na tle tylu minusów? Myślę, że przede wszystkim styl autorki, dzięki któremu przez całą książkę mknie się bez większych problemów, a także zmieniające się perspektywy, pozwalające spojrzeć na zachowania bohaterów z różnych stron. Podobał mi się także wątek przeszłości Konstantego, poprowadzony o wiele lepiej niż w przypadku Anity. Ale do tej listy chyba nie mogę dorzucić już nic więcej, no może poza całkiem fajną okładką.
Podsumowując, jeśli szukacie naprawdę lekkiej i niezobowiązującej historii, to nie bronię Wam zainwestować w "Kastora", ale i nie będę ukrywać, że jest na rynku wiele ciekawszych pozycji, które nie będą wymagały wielkiego skupienia, ale jednak coś swoją treścią przekażą.
Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi CzytamPierwszy.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Instagrama: https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
"Każde uczucie to słabość i uzależnienie się od kogoś. Miłość, przyjaźń, nie ma czegoś takiego. Jest tylko władza. I ty ją będziesz miał."
Żadne z nich nie miało w życiu łatwo. Żadne z nich mimo upływu lat nie uwolniło się jeszcze od demonów przeszłości. Ona – ładna i mądra, ale niesamowicie stłamszona przez życie, wciąż zmuszona uciekać przed złymi wspomnieniami – i...
"Filmy i książki często przekonują nas, że prawdziwa miłość jest pełna wzlotów i upadków; że związek bez kłótni i godzenia się to tylko przyjaźń połączona z seksem. Nic bardziej mylnego. Koniec końców każdy człowiek jest inny i szuka relacji pasującej do momentu życiowego, w którym akurat się znajduje."
Kompatybilność znaków zodiaku od wieków fascynuje ludzi na całym świecie, Anna aż do tamtego dnia nigdy nie wierzyła w astrologię. Zdanie, które padło z ust jej przyjaciółki stało się dla niej jednak wręcz namiastką wyzwania i jednocześnie początkiem narodzin pewnego eksperymentu. Po ucieczce z własnego ślubu, kobieta nie ma już nic do stracenia, postanawia więc dać sobie równe 12 miesięcy na odnalezienie miłości. Nie wierzy, że horoskop jest w stanie jej w tym pomóc, jednak kiedy na jej drodze stają poszczególne znaki, astrologiczne bzdury zaczynają nabierać dla niej sensu.
Wpadająca w oko oprawa graficzna, niepowtarzalny pomysł oraz mamiący lekkością opis –„Zodiakara” miała być idealną pozycją na pierwsze wiosenne dni, zapewniającą upragniony relaks i odpowiednią dawkę humoru. Kusiła bezdennym źródłem wiedzy, czarowała czytelników obietnicami dotyczącymi wartościowej treści przeplatanej niebanalnymi ciekawostkami o astrologii. Tymczasem na przestrzeni ponad trzystu stron spotkaliśmy zaledwie cztery znaki zodiaku i nie byłoby to niczym złym, gdyby ich poszczególne opisy nie brzmiały jak wyjęte słowo w słowo z młodzieżowych czasopism dla nastolatek. Każdy z nich był w zasadzie karykaturalnym odbiciem rzeczywistości, ich zachowania nabuzowane zostało przerysowaniem i, chociaż z początku ten zabieg przyciągał uwagę, z czasem stał się jedynie irytujący. Najgorszym jednak zamysłem tej lektury okazało się spłaszczenie poszczególnych postaci, grających główną rolę w tak zwanym Dzienniku Zodiakary, do aspektów erotycznych. Zamiast o ich osobowości, pozytywnych czy negatywnych cekach czy popełnianych notorycznie błędach mogliśmy jedynie zaznajomić się z padającymi wnioskami na temat ich umiejętności łóżkowych.
Anna jest bohaterką, która mimo napiętej przeszłości oraz bagażu doświadczeń wydaje się niesamowicie infantylna. Ucieka sprzed ołtarza, a przy pierwszej lepszej okazji bez zastanowienia szuka pocieszeń w ramionach poszczególnych znaków, chociaż jej eksperyment chyba nie do końca na tym miał polegać. Towarzyszące temu poszczególne zdarzenia przyprawiały mnie często o dreszcze, jednak nie były one z rodzaju tych, którym dodatkowo towarzyszy szybsze bicie serce i gęsia skórka. Przeplatały się raczej z uczuciem zohydzenia, bowiem opisy scen łóżkowych nie grzeszyły górnolotnością.
Na pochwałę zasługują tak naprawdę jedynie bohaterowie drugoplanowi, chociaż może to i dlatego, że w zasadzie niewiele się o nich dowiedzieliśmy, ale mieli oni w sobie to coś, tę nutkę dramatyzmu i humoru, które pozwalały darzyć ich sympatią. Nade wszystko uwiódł mnie brat Anny, bowiem ta nutka tajemniczości towarzysząca jego osobie podejrzewam, że zwiastuje nie lata kłopoty, których konsekwencje mogą być przeogromne. Podobne odczucia wykreowałam sobie również wobec Connora, żałowałam do ostatniej chwili, że nie okazał się on żadnych z przedstawianych znaków i nie odegrał większej roli w życiu Anny, kto wie może będzie się to jeszcze zmienia na przestrzeni kolejnych tomów. Nie będę jednak ukrywać, że mam głębokie obawy wobec tego, czy kiedykolwiek po nie sięgnę, zbyt często chyba chyliłam głowę z zażenowaniem na przestrzeni lektury.
Po więcej recenzji zapraszam na bloga lub Instagrama:
https://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com/
https://www.instagram.com/niepoprawna_recenzentka/
"Filmy i książki często przekonują nas, że prawdziwa miłość jest pełna wzlotów i upadków; że związek bez kłótni i godzenia się to tylko przyjaźń połączona z seksem. Nic bardziej mylnego. Koniec końców każdy człowiek jest inny i szuka relacji pasującej do momentu życiowego, w którym akurat się znajduje."
więcej Pokaż mimo toKompatybilność znaków zodiaku od wieków fascynuje ludzi na całym...