-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2020-06-06
2020-04-12
Co to były za przygody! Cress, a właściwie Crescent jest lunarską skorupką uwięzioną przez Księżycowych na stacji kosmicznej, z której szpieguje poczynania ziemskich władców, a przede wszystkim księcia Kaia. Dzięki jej wyjątkowym zdolnościom statki księżycowych są niewykrywalne przez ziemskie radary, dlatego Ziemianie nie są w stanie dostrzec zagrożenia. Cress jednak przechodzi na jaśniejszą stronę mocy i stara się pomóc Cinder oraz jej świcie obalić rządy złej królowej Levany.
Akcja pędziła na złamanie karku. Książkę czytałam dokładnie dwa dni, tak bardzo była wciągająca. Marissa Mayer pisze językiem lekkim, dlatego lektura jej książek to sama przyjemność. W Polsce została wydana jeszcze jedna jej powieść spoza Sagi, o tytule „Bez serca”. W niej też znajdujemy bajkowy klimat, tyle że odchodzimy od baśni i znajdujemy się w Krainie Czarów podążając ścieżką Królowej Kier. Wiedząc jak bardzo podobała mi się Seria Księżycowa oraz czekając z niecierpliwością na „Winter”, z chęcią zajmę się lekturą „Bez serca”.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/08/cress-marissa-meyer-saga-ksiezycowa-tom.html
Co to były za przygody! Cress, a właściwie Crescent jest lunarską skorupką uwięzioną przez Księżycowych na stacji kosmicznej, z której szpieguje poczynania ziemskich władców, a przede wszystkim księcia Kaia. Dzięki jej wyjątkowym zdolnościom statki księżycowych są niewykrywalne przez ziemskie radary, dlatego Ziemianie nie są w stanie dostrzec zagrożenia. Cress jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-03
“Córka lasu” Juliet Marillier jest książką, która czerpie wiele z baśni braci Grimm. Tym razem autorka ściśle nawiązywała do baśni o sześciu łabędziach, sprawnie wplatając ją w fabułę i dodając nieco elementów od siebie. Siedmiorzecze to miejsce, gdzie magia jest wciąż żywa. Władca tych ziem Lord Colum wciąż walczy z najeźdźcami z Brytanii oraz z Wikingami, a siódemka jego dzieci szkoli się, aby mu w tym dopomóc. Jedyna córka pośród wszystkich potomków Columa posiada zdolności lecznicze i jest chroniona przez duchy lasu. Kiedy więc do ich kraju przybyło niebezpieczeństwo pochodzące od złej wiedźmy, która zamieniła jej braci w łabędzie, tylko Sorcho ma moc, by przezwyciężyć czar.
Jedynym sposobem, aby uwolnić braci spod klątwy jest uszycie koszuli z trującego i kolącego chwastu dla każdego z nich. To nie jest niestety jedyna przeszkoda - przez cały ten czas Sorcho musi milczeć, inaczej czar będzie nieodwracalny. Młodzi mężczyźni będą mogli przybrać ludzką postać tylko na dwie noce w roku, co okaże się niezwykle pomocne dla dziewczyny w trudnych chwilach. Nastolatka - bo jedynie czternastoletnia dziewczyna - dzielnie zaczyna swoją pracę, aby odzyskać rodzinę.
“Córka lasu” była najlepszą książką fantasy, jaką przeczytałam od czasu trylogii Klątwy. Optymistycznie zapowiadają się więc kolejne części cyklu, ponieważ “Córka lasu” jest początkiem cyklu Siedmiorzecze i jestem niezwykle ciekawa, co dalej wydarzy się w tej krainie.
Autorka z mniej lub bardziej znanej Wam baśni braci Grimm stworzyła wspaniałą powieść, która jest niezwykle spójna. Żaden element nie zgrzyta i książkę czyta się z zapartym tchem. Wszystkie postacie są dopieszczone do najmniejszego szczegółu, co jest naprawdę ogromnym plusem. Być może za sprzeczny element można by uznać wiek dziewczyny, ale w trakcie lektury zupełnie nie ma się wrażenia, że nastolatka nie mogłaby czegoś dokonać.
Polecam w 100% wejście do tego świata. Nie pożałujecie.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/12/corka-lasu-juliet-marillier.html
“Córka lasu” Juliet Marillier jest książką, która czerpie wiele z baśni braci Grimm. Tym razem autorka ściśle nawiązywała do baśni o sześciu łabędziach, sprawnie wplatając ją w fabułę i dodając nieco elementów od siebie. Siedmiorzecze to miejsce, gdzie magia jest wciąż żywa. Władca tych ziem Lord Colum wciąż walczy z najeźdźcami z Brytanii oraz z Wikingami, a siódemka jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-03
W zestawieniu moich ulubionych autorów zawsze wymieniam Katarzynę Berenikę Miszczuk, natomiast wśród moich ukochanych książek fantasy, od wielu lat znajduje się seria diabelsko-anielska o Wiktorii Biankowskiej napisana przez tę właśnie autorkę. Po raz kolejny robię reread serii, ale po raz pierwszy postaram się ubrać w słowa to, co o niej myślę.
Wiktoria po nieudanej próbie bycia diablicą i przypadkowym zniszczeniu naturalnego satelity Ziemi wraca do świata żywych. Jednak jej diabelscy kompani nie pogodzą się z utratą tak potężnego sojusznika i ponownie wplątują ją w swoje machlojki. Tym razem Wiki trafia do Wyższej Arkadii, gdzie dowiaduje się, że jednak nie każdy anioł ma czyste serce. Czy diablico-anielicy uda się uratować świat? I czy nareszcie zdecyduje, czy chce zestarzeć się ze swoim ziemskim chłopakiem Piotrkiem, czy przeżyć wieczność z nieziemsko przystojnym diabłem Belethem?
Co muszę sama przyznać, trójkąt miłosny jest dla mnie zazwyczaj nie do zniesienia. Nie lubię żadnych love story, jednak tutaj autorka oprócz rozterek głównej bohaterki (które przynajmniej nie zajmują pół książki!), wplotła w to wiele humoru. Czytanie o tym, jak dwaj mężczyźni przekomarzają się ze sobą sprawia wiele frajdy. Ciągła bitwa o serce Wiktorii między dwojgiem w niej zakochanych mężczyzn jest rewelacyjnym elementem komizmu słownego i sytuacyjnego.
Właśnie pod względem humorystycznym jest to, według mnie najlepsza część serii. Chociaż w „Ja, diablica” (recenzja) również było całe mnóstwo momentów, w którym śmiałam się nie tylko pod nosem, ale również na głos i to niemal od pierwszych stron książki, tak tutaj za każdym razem, gdy czytam ten tom wręcz płaczę ze śmiechu. Nastrój narasta wraz z liczbą przeczytanych stron, środek powieści zwala z nóg, jeśli chodzi o komedię, aby później, wciąż w radosnym nastroju, wkroczyć do właściwej akcji przezwyciężania sił zła. Lubię wracać do tych książek autorki, ponieważ dają mi wszystko, czego potrzebuję – wartką akcję, nieirytującą główną bohaterkę i mnóstwo śmiechu. Powieści są idealnym materiałem na odstresowanie się.
Uwielbiam również zakończenia książek z cyklu. Autorka nie pozostawia żadnych niedopowiedzeń, wszystko zostaje wyjaśnione, a jednocześnie słowa zapraszają do sięgnięcia po kolejną część przygód Wiktorii. Jeśli więc wciąż nie znacie niesamowitych, pozaziemskich perypetii Wiki, bardzo mocno polecam Wam spotkanie z nią, w Piekle, w Niebie, a może w Tartarze…
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/01/ja-anielica-wiktoria-biankowska-tom-ii.html
W zestawieniu moich ulubionych autorów zawsze wymieniam Katarzynę Berenikę Miszczuk, natomiast wśród moich ukochanych książek fantasy, od wielu lat znajduje się seria diabelsko-anielska o Wiktorii Biankowskiej napisana przez tę właśnie autorkę. Po raz kolejny robię reread serii, ale po raz pierwszy postaram się ubrać w słowa to, co o niej myślę.
Wiktoria po nieudanej...
2017-08-09
Wspaniała, niesamowita, fenomenalna, cudowna, doskonała, fantastyczna, niezwykła!
Jedna z najlepszych książek jakie ostatnio czytałam, a po tak okropnej lekturze jak "Imperium Ognia" (link do opinii: http://atramentowaprzystan.blogspot.com/2017/08/ember-in-ashes-imperium-ognia.html) jest wręcz oszołamiająca.
Lubię książki, które oczekują od czytelnika zaangażowania, ale nie na tyle, by zmęczyć, a ta jest właśnie jedną z nich. Książkę opiewa tajemnica, bez przerwy gości w niej wartka akcja, dzięki czemu ani przez chwilę się nie nudziłam.
Wpleciony wątek miłosny nie przytłacza, tak jak to zwykle się dzieje w tego typu literaturze, za co jestem autorce ogromnie wdzięczna. Główni bohaterowie nie denerwują, co również jest mało spotykane i za to też składam głęboki ukłon w stronę pani Danielle.
Cudownie było zagłębić się w świat magii wśród tak skomplikowanych trollowych intryg politycznych, że czytelnik bez przerwy musiał mieć się na baczności. Już nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po kolejną część Trylogii Klątwy, bo wiem, że autorka nie zawiedzie mnie po tak wyśmienitej części pierwszej.
_____________________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj:
http://atramentowaprzystan.blogspot.com/2017/08/porwana-piesniarka.html
Wspaniała, niesamowita, fenomenalna, cudowna, doskonała, fantastyczna, niezwykła!
Jedna z najlepszych książek jakie ostatnio czytałam, a po tak okropnej lekturze jak "Imperium Ognia" (link do opinii: http://atramentowaprzystan.blogspot.com/2017/08/ember-in-ashes-imperium-ognia.html) jest wręcz oszołamiająca.
Lubię książki, które oczekują od czytelnika zaangażowania, ale...
2022-11-09
Książkę rozpoczyna niezwykle ciepły, pełen prawdziwej przyjacielskiej miłości wstęp Lisy Kudrow, aktorki z którą Matthew spędził na planie 10 sezonów „Przyjaciół”. I chociaż cała paczka żyje ze sobą w przyjaźni, nawet Lisa pisze otwarcie „To dzięki tej książce dowiedziałam się, czym naprawdę było jego życie z uzależnieniem i przetrwanie go. Matthew trochę mi o tym opowiadał, ale nie tak szczegółowo. Tu bardzo otwarcie i szczerze wpuszcza nas do swojej głowy i serca. […] Był bliski śmierci tyle razy, że jego przetrwanie wydaje się niemal cudem. Cieszę się, że tu jesteś Matty. Jak to dobrze. Kocham cię.”. Skoro nawet jedna z najbliższych mu osób nie zdawała sobie sprawy z tego, jak poważnie wyglądała sytuacja, w jaki sposób mogliby się o tym dowiedzieć jego fani? Cieszę się, że mimo tak ciężkich przeżyć Perry postanowił się podzielić z nami częścią swojej historii. Historii, która wciąż trwa.
Kiedy spoglądam na okładkę, ciężko mi uwierzyć, że ten przystojny mężczyzna, o taki pięknym, przeszywającym człowieka spojrzeniu, z dodającymi uroku kurzymi łapkami wokół oczu i innymi zmarszczkami mimicznymi powstałymi od uśmiechu, ten człowiek, który uważany jest za jednego z najlepszych komediowych aktorów, przeżył w życiu tyle cierpienia. Aktor w swojej biografii niczym nas nie mami, nie oszukuje. Opowiada swoje życie od samego początku, nie wybielając swoich przewinień. Pokazuje, że droga do uzależnienia jest krótka i prosta, ale przez uzależnienie prowadzi wiele wyboistych dróg, a większość z nich prowadzi na sam dół, skąd niejednokrotnie nie ma powrotu. Jest to naprawdę szczera, pozbawiona barier opowieść o życiu prywatnym, służbowym i duchowym Perry’ego.
Autobiografia momentami wydawała mi się nieco chaotyczna, ponieważ aktor niekiedy skacze pomiędzy wydarzeniami. Rozumiem że było to celowe, aby spisać wszystko w miarę tematycznie, wolę jednak, gdy jest zachowana chronologia wydarzeń. Z jednej strony mamy tutaj naprawdę mocną, dosyć przygnębiającą lekturę, pełną cierpienia, a z drugiej strony czuć doskonale „chandlerowskie” poczucie humoru, które pozwala niekiedy unieść kącik ust do uśmiechu. Najbardziej jednak czuć płynącą ze słów Matthew, przenikającą czytelnika na wskroś samotność.
Dla mnie, jako fanki serialu, ale też aktora, była to lektura obowiązkowa i bardzo ją wszystkim polecam. Głęboka, szczera i zapadająca w pamięć.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2023/03/prazyjaciele-kochankowie-i-ta-wielka.html
Książkę rozpoczyna niezwykle ciepły, pełen prawdziwej przyjacielskiej miłości wstęp Lisy Kudrow, aktorki z którą Matthew spędził na planie 10 sezonów „Przyjaciół”. I chociaż cała paczka żyje ze sobą w przyjaźni, nawet Lisa pisze otwarcie „To dzięki tej książce dowiedziałam się, czym naprawdę było jego życie z uzależnieniem i przetrwanie go. Matthew trochę mi o tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-10
Z okazji dwudziestopięciolecia sitcomu, liczonego od emisji pierwszego odcinka we wrześniu 1994 roku, wszystkie znane mi media próbowały uczcić w jakiś sposób ten szczególny czas. Wydawnictwo SQN wydało niesamowitą i poruszającą książkę – „Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie”.
Książka prowadzi nas na powrót przez najważniejsze odcinki i światowe wydarzenia z okresu emisji. Opowiada o tym, w jaki sposób powstał pomysł na fabułę. Jakie wydarzenia sprawiły, że aktorzy dostali swoje role. Mówi nawet o tym, jak kręcono znaną wszystkim czołówkę (co nie było takie łatwe, jak się wydaje) i dlaczego właśnie piosenka zespołu The Rembrandts jest tą najbardziej kojarzoną z serialem. „Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie” pozwala nam przeżyć całą historię jeszcze raz, dodatkowo zdradzając nowe ciekawostki, których nie znał na pewno żaden, nawet największy fan.
Jeśli chcecie wiedzieć, co tak bardzo zachwyciło mnie w tej książce, sami musicie po nią sięgnąć. Ja zdecydowanie gorąco ją polecam, choć wiem, że tylko fani Przyjaciół znajdą w jej lekturze tyle przyjemności, co ja. Zachęcam nie tylko do książki, jeśli w jakikolwiek sposób udało Wam się ominąć ten wspaniały serial, koniecznie musicie to nadrobić.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/08/przyjaciele-ten-o-najlepszym-serialu-na.html
Z okazji dwudziestopięciolecia sitcomu, liczonego od emisji pierwszego odcinka we wrześniu 1994 roku, wszystkie znane mi media próbowały uczcić w jakiś sposób ten szczególny czas. Wydawnictwo SQN wydało niesamowitą i poruszającą książkę – „Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie”.
Książka prowadzi nas na powrót przez najważniejsze odcinki i światowe wydarzenia z...
2021-07-23
2021-06-25
2017-08-21
Druga część Trylogii Klątwy, a ja wciąż jestem zachwycona.
Książka mnie zauroczyła i oczarowała równie mocno, jak jej poprzedniczka (link do opinii części pierwszej: http://atramentowaprzystan.blogspot.com/2017/08/porwana-piesniarka.html).
Cécile udało się wydostać z Trollus, jednak jej serce i dusza, złączona z księciem podziemnego miasta, wyrywają się w tamtą stronę. Nic nie jest w normie, a o trollach nie pozwala jej zapomnieć ból. Tristan został złapany i jest torturowany w bardzo brutalny sposób.
Król Trollus nie zamierza jednak zapomnieć o młodej kobiecie i zmusza ją do złożenia przysięgi odszukania dla niego Anushki - złej czarownicy. Spośród wszystkich osób, które pomagają Cécile, ginie ta, której było mi najbardziej szkoda. Tę śmierć mogę porównać do śmierci Syriusza Blacka z Harrego Pottera - nie rozumiem jej.
Autorka, w pewien sposób, manipuluje czytelnikiem. Od samego początku wiedziałam, gdzie znajduje się Anushka i kim jest, jednak Danielle tak to wszystko pokręciła, że po chwili byłam już zagubiona i miałam na celowniku inną postać.
W trakcie akcji, zresztą, wiele się zmienia. Cécile na swojej drodze spotyka wiele przeciwności i przyznam szczerze, że większości się nie spodziewałam, a ciężko mnie czymkolwiek zaskoczyć. Zdrady, podstępy no i ogólne zwroty akcji.
Podsumowując jestem oczarowana całym kunsztem literackim włożonym w te dwie książki trylogii. Cudowna opowieść o magii, miłości i zdrowym rozsądku. Bez zbędnego czekania zabieram się za trzecią, niestety, ostatnią część i mam nadzieję, że będzie dorównywała wspaniałością swoim poprzedniczkom.
_____________________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: http://atramentowaprzystan.blogspot.com/2017/08/ukryta-owczyni.html
Druga część Trylogii Klątwy, a ja wciąż jestem zachwycona.
Książka mnie zauroczyła i oczarowała równie mocno, jak jej poprzedniczka (link do opinii części pierwszej: http://atramentowaprzystan.blogspot.com/2017/08/porwana-piesniarka.html).
Cécile udało się wydostać z Trollus, jednak jej serce i dusza, złączona z księciem podziemnego miasta, wyrywają się w tamtą stronę....
2019-05-16
„Warcross” – książka, którą zainteresowałam się ze względu na okładkę. Później przeczytałam opis i mimo, że książka jest młodzieżowym science fiction, zdecydowałam że jeśli tylko będę miała taką okazję, to po nią sięgnę. I chwilę później dostałam propozycję od Wydawnictwa, nie zastanawiałam się nawet przez moment.
Emika Chen jest młodą dziewczyną, która dokonała kilku ważnych (niekoniecznie złych) wyborów w swoim życiu. Jest znakomitą hakerką, a przez problemy finansowe stała się Łowcą Nagród. Wyłapuje innych hakerów i przemytników, którzy działają w wirtualnym świecie Warcrossa i oddaje ich w ręce policji. Jednak kiedy problemy z pieniędzmi zaczynają ją przerastać, decyduje się na odważną kradzież „dodatku” do gry podczas mistrzostw świata w Warcrossie. Zupełnie przypadkiem odkrywa swoją twarz przed wszystkimi użytkownikami. Następnego dnia otrzymuje wiadomość od samego twórcy gry – Hideo Tanaki, z propozycją pracy dla niego. Od tego momentu całe jej życie zmienia się diametralnie.
Zacznę może od okładki. W Internecie spotkałam się z licznymi opiniami, że Wydawnictwo zniszczyło okładkę, że oryginał był lepszy, że nie pasuje do tematyki. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Okładka „Warcrossa” jest genialna. Dziewczyna, której włosy przechodzą w wirtualne miasto, jaskrawe kolory, a przede wszystkim okulary, które są „drzwiami” do gry oraz barwy, które przywodzą na myśl Japonię – a to właśnie tam rozgrywa się akcja książki. Po okładce można od razu poznać, że jest to powieść dla młodzieży, jednak widać też, że nie jest to błaha opowieść dla nastolatek. Twórca okładki zadbał o maleńkie, nieuchwytne niuanse, aby oddać całą treść na tej jednej grafice.
Niestety muszę ponarzekać na literówki, które występowały wręcz nagminne. Zresztą nie tylko one. Ludzkie pojęcie przechodziły powtarzane dwa razy słowa lub całkowity brak niektórych wyrazów. Czytelnik musi się kilka razy zastanowić, co autor miał na myśli. Nie zawsze zgubione słowo było oczywiste, a zły wybór mógł całkowicie zmieniać sens zdania.
Jeśli chodzi o świat przedstawiony, nie mam żadnych zastrzeżeń. Bywały chwile, że nie mogłam pojąć, czy główna bohaterka porusza się w rzeczywistości, czy w grze, a może w obu płaszczyznach na raz? Ale była to tylko kwestia przyzwyczajenia się do treści i w dalszej części nie miałam z tym żadnego problemu. Bohaterowie zostali stworzeni z dopracowanymi wszystkimi szczegółami. Nie są płascy, o dziwo nie irytują i odbieram ich bardzo pozytywnie. Główna bohaterka nie jest denerwująca, jak to się często zdarza. Wątek miłosny również w niczym mi nie przeszkadzał, bo był jedynie poboczną historią, zresztą można było dzięki temu układać sobie w głowie kilka różnych scenariuszy, więc w tym wypadku romans wychodzi na plus.
Jeśli zamierzacie przeczytać tę książkę, to muszę ostrzec Was przed pewnym niebezpieczeństwem. Zakończenie Was ZMIAŻDŻY. Tydzień zajęło mi pozbieranie się po tym finale na tyle, żebym w ogóle była w stanie cokolwiek napisać. Czytałam cały ostatni rozdział ze łzami w oczach – a to nieczęsto się zdarza. Później została już tylko pustka w sercu. Jeśli macie słabe nerwy, to przygotujcie się na bardzo mocny cios.
Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną część cyklu. Po takim zakończeniu chcę więcej! Chociaż niektóre obroty spraw dało się przewidzieć, to raczej był to pozytywny element, ponieważ czekało się na to z niecierpliwością. Polecam Wam bardzo serdecznie tę książkę. Po przeczytaniu jej już nic nie będzie takie samo.
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2019/05/66-warcross-marie-lu.html
„Warcross” – książka, którą zainteresowałam się ze względu na okładkę. Później przeczytałam opis i mimo, że książka jest młodzieżowym science fiction, zdecydowałam że jeśli tylko będę miała taką okazję, to po nią sięgnę. I chwilę później dostałam propozycję od Wydawnictwa, nie zastanawiałam się nawet przez moment.
Emika Chen jest młodą dziewczyną, która dokonała kilku...
2021-04-14
Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, to pomyślałam „pozostałe były o połowę chudsze!”. Niepotrzebnie się jednak zafrasowałam, bo autorka nie daje się znudzić podczas lektury. I chociaż akcja pędzi na złamanie karku, to nie możemy poczuć przesytu. Wszystko jest idealnie wyważone – mamy ilość wartkiej akcji dostosowaną idealnie do odpoczynku dla naszej głowy. I to jest świetne.
Chciałabym Wam napisać coś więcej o fabule, jednak boję się, że będzie tutaj zbyt wiele spojlerów, tym bardziej, że nie do końca wiem, w którym momencie skończyła się „Cress”, a zaczęła „Winter”. Jeśli chcielibyście podyskutować o serii bardziej dogłębnie, dajcie znać w komentarzach, z chęcią zrobię na tę okazję osobny post, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać, a niezainteresowani będą mogli ominąć kwestie zdradzające zbyt wiele szczegółów.
Cała seria przesycona jest wątkami miłosnymi, ale tutaj wydarzyła się całkowita kumulacja. I wiecie co? Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Saga Księżycowa ma ten specyficzny wyraz, dzięki któremu całą rzeczywistość przyjmuje się bez zbędnych pytań. Tak jest, bo tak musi być i już. Cudownie lekko płynie się przez tę powieść, mając nadzieję, że gdzieś na końcu być może kryje się happy end. Jeśli mam być szczera to od poprzedniej części uwielbiam relację Cress i Thorna – jest wyjątkowa, równomiernie słodko-gorzka i realno-nierealna. Która para tego uniwersum jest Waszą ulubioną?
Niezależnie jak wiele słów napisałabym w tej recenzji, nie będę w stanie wyrazić tego, jak bardzo podobał mi się finał historii. Może nie wszystko poszło po mojej myśli i samo zwieńczenie wyobrażałam sobie trochę inaczej, ale jeśli mam oceniać książkę, jako całokształt, to jest to zdecydowanie powyżej skali. 10,5 lub nawet 11 gwiazdek na 10 możliwych. Polecam serdecznie tę serię każdemu (mój ponadpięćdziesięcioletni tata też się zaczytywał 😉 ).
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2021/05/winter-marissa-meyer-saga-ksiezycowa.html
Gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, to pomyślałam „pozostałe były o połowę chudsze!”. Niepotrzebnie się jednak zafrasowałam, bo autorka nie daje się znudzić podczas lektury. I chociaż akcja pędzi na złamanie karku, to nie możemy poczuć przesytu. Wszystko jest idealnie wyważone – mamy ilość wartkiej akcji dostosowaną idealnie do odpoczynku dla naszej głowy. I to jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-04-22
2022-11-18
Główna akcja książki toczy się wokół losów Sofji Kluk, która dorasta wśród książek, biologii i entomologii. Mieszka z tatą na terenie uniwersytetu, na którym on wykłada. Jednak pewnego dnia jej ojciec tajemniczo i nagle znika. Dziewczyna trafia pod pieczę Czarodziejki Mai, gdzie zdobywa cenne umiejętności. Jednak los nie jest dla dziewczyny łaskawy i na swojej drodze spotyka coraz to nowe kłopoty.
Książka jest jednocześnie pozycją młodzieżową i nią nie jest. Mamy nastoletnią główną bohaterkę i jej typowe dla tego wieku zmartwienia, a równocześnie pojawiają się bardzo obrazowe sceny erotyczne oraz sporo wulgaryzmów. I chociaż obecnie młody czytelnik ma zapewne tego typu treści pod dostatkiem, ja osobiście wstrzymałabym się z poleceniem tej powieści osobie poniżej 18 roku życia.
“Agla. Alef” jest historią bardzo zawiłą. Klimatem przypomina carską Rosję, chociaż znajdujemy się niewątpliwie w Krakowie, moim zdaniem XIX wiecznym Krakowie. Świat przedstawiony jest tak realny, że jesteśmy w stanie uwierzyć, że tak wyglądało życie kilkaset lat temu. A jednocześnie w Hucie produkowane są golemy, po mieście biega bezpieka, są czary, jest mrocznie, magicznie i nieprzewidywalnie. Z każdą chwilą akcja plącze się coraz bardziej, a czytelnik zostaje w nią wessany w całości.
Radek Rak pisze w taki sposób, że nie da się tego opisać słowami. Zrozumie to tylko ten, kto już poznał jego pióro. Baśniowe, ale pełne wulgaryzmów. Przywodzące na myśl bajki dla dzieci, ale zdecydowanie dla dorosłych. Pełne realizmu, a równocześnie magiczne i nie z tej ziemi. W tym pięknym świecie można spotkać też szkaradę, możemy się śmiać, bać i płakać niemalże w jednej chwili. Kunszt pisarski jest tutaj na najwyższym poziomie, co czuje się całym sobą, choć książka nie męczy czytelnika w najmniejszym stopniu. W tym wypadku literatura fantastyczna przeplata się z literaturą piękną na wielu nieuchwytnych płaszczyznach.
Wejście w tę powieść może być z początku odrobinę trudne, bo Radek Rak od pierwszych stron wprowadza nas mocno w świat przedstawiony. Nie cacka się z czytelnikiem, liczy na jego zaangażowanie i inteligencję. Ja osobiście lubię takie książki, w których autor nie traktuje czytelnika jak mało rozumne dziecko. Jeśli się tylko nie zniechęcisz i dotrwasz do dalszej części opowieści, otworzy się przed Tobą nowy, niezwykły i mroczny świat. Według mnie zdecydowanie warto!
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2024/03/agla-alef-agla-tom-i-radek-rak.html
Główna akcja książki toczy się wokół losów Sofji Kluk, która dorasta wśród książek, biologii i entomologii. Mieszka z tatą na terenie uniwersytetu, na którym on wykłada. Jednak pewnego dnia jej ojciec tajemniczo i nagle znika. Dziewczyna trafia pod pieczę Czarodziejki Mai, gdzie zdobywa cenne umiejętności. Jednak los nie jest dla dziewczyny łaskawy i na swojej drodze...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-29
2019-06-25
2020-08-24
Można uznać, że „Banda Czarnej Frotte...” jest kolejnym etapem cyklu, „wejściem na wyższy poziom”. W tej części wszystkie rozdziały stanowią wspólnie jedno długie opowiadanie pełne przeróżnych epizodów. Jak pisałam w recenzji „Nowych przygód skarpetek...” – każdy rozdział opowiadał nową historię innej skarpetki, natomiast tutaj wciąż podążamy śladem tytułowej Czarnej Frotte, która bardzo pragnie odnaleźć swoją zaginioną siostrę bliźniaczkę – skarpetkę do pary. Na swojej drodze spotyka zarówno przyjaciół, jak i wrogów przez co książka jest pełna niesamowitych zwrotów akcji.
Mam wrażenie, że ta książka niesie ze sobą najwięcej nauki, jeśli brać pod uwagę wszystkie części cyklu. Najbardziej poruszył mnie moment, gdy nasza główna bohaterka trafia na wyspę porzuconych smartfonów – strażników straconego czasu i straconych okazji. Mieszkańcy wyspy dzięki specjalnym aplikacjom zapisywali sytuacje, których ich właściciele nie wykorzystali, bo byli zapatrzeni w ekrany swoich telefonów. W ten sposób dziecko czytające książkę może zauważyć szkodliwy wpływ elektroniki i zacząć podziwiać otaczający je świat. Oprócz przytoczonej tutaj przygody, „Banda…” opowiada także o sile przyjaźni, więzach krwi i o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę, a także podkreśla jak piękne, i wyjątkowe jest to, że każdy z nas jest inny.
Szata graficzna niezmiennie mnie zachwyca. Choć o ilustracjach wspominałam już w poprzedniej recenzji, tutaj również pragnę podkreślić, jak bardzo podziwiam Daniela de Latour za niesamowity talent artystyczny i doskonałe ukazanie każdej emocji na skarpetkach. Wciąż utrzymuję swoje zdanie, że wspaniałość tego cyklu swój sekret ma właśnie w cudownych, cudownych ilustracjach.
_______
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/09/banda-czarnej-frotte-skarpetki.html
Można uznać, że „Banda Czarnej Frotte...” jest kolejnym etapem cyklu, „wejściem na wyższy poziom”. W tej części wszystkie rozdziały stanowią wspólnie jedno długie opowiadanie pełne przeróżnych epizodów. Jak pisałam w recenzji „Nowych przygód skarpetek...” – każdy rozdział opowiadał nową historię innej skarpetki, natomiast tutaj wciąż podążamy śladem tytułowej Czarnej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05
Autorka na samym początku pisze, że nikogo nie zmusza do lektury książki od deski do deski. Jeśli jesteś ciekawa, to oczywiście zachęca, ale równie dobrze można wybrać rozdział i podrozdział, który aktualnie nas interesuje. Ja tak właśnie zrobiłam, mimo że ominęłam niektóre części (na przykład ten o menopauzie, zabiegach kosmetycznych i zapewne kilku jeszcze), to z pewnością przeczytałam co najmniej 80% jej objętości. Największą zaletą „Biblii waginy” jest to, że została napisana w przystępnym dla każdego języku. Nieważne, czy swoją edukację zakończyłaś w szkole średniej, czy na swoim koncie masz doktorat – nie ma wątpliwości, że zrozumiesz wszystkie informacje.
Chwilami, gdy czytałam książkę opadała mi szczęka. Zadziwiające jak dziwne pytania zadają pacjentki swoim ginekologom. Najbardziej zszokowana byłam chyba pytaniem o to, czy można suszyć srom suszarką, ale w „Biblii” jest więcej takich smaczków. Dr Jen Gunter pozwala nam poczuć się wolnymi i świadomymi siebie kobietami. Osobiście szukałam odpowiedzi na kilka moich wątpliwości, ponieważ nie do końca dowierzam informacjom internetowym i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wszystkie odnalazłam na kartach tej książki.
Gunter nie owija w bawełnę i przez to cenię tę pozycję. Pamiętam zajęcia w szkole z panią higienistką, która nie potrafiła powiedzieć nam wprost, że niedługo urosną nam piersi, a podczas okresu się krwawi. I pamiętam też jak bardzo niektóre dziewczyny były zdezorientowane, bo nie dostały żadnych odpowiedzi, a w ich głowie pojawiło się mnóstwo nowych pytań. Każdej z nich należałoby podsunąć „Biblię waginy” i wszystko stałoby się jasne.
_______
Na bardziej szczegółową recenzję oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/09/biblia-waginy-dr-jen-gunter.html
Autorka na samym początku pisze, że nikogo nie zmusza do lektury książki od deski do deski. Jeśli jesteś ciekawa, to oczywiście zachęca, ale równie dobrze można wybrać rozdział i podrozdział, który aktualnie nas interesuje. Ja tak właśnie zrobiłam, mimo że ominęłam niektóre części (na przykład ten o menopauzie, zabiegach kosmetycznych i zapewne kilku jeszcze), to z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-17
Na świecie szaleje śmiertelna zaraza – limutoza, która dziesiątkuje ludzi. Wszystkie kraje na Ziemi są ze sobą sprzymierzone, ale zagraża im jeden wróg. Królowa Levana – władczyni Księżyca, która pragnie zawładnąć również Wspólnotą – jednym z krajów na świecie, którym, od śmierci swojego ojca, rządzi Kai. Młody władca ma jeden, jedyny warunek, który może zagwarantować pokój między Ziemianami a Księżycowymi – musi poślubić Levanę, aby zawrzeć sojusz i zdobyć lek na limutozę. Książe Kai wierzy jednak, że istnieje inny sposób na uniknięcie wojny. Poszukuje dawno zaginionej, uznanej za zmarłą księżniczki Seleny, przez co jego drogi krzyżują się pewnego dnia z Cinder, utalentowaną mechanik. Oboje doznają zakazanego uczucia, niestety Kai nie wie, że Cinder jest obywatelem niższej rangi – cyborgiem. A jednak to ona okazuje się być odporna na zarazę, dzięki niej świat ludzi może przetrwać.
Historia Cinder pochłonęła mnie bez reszty, a książkę połknęłam w dwa wieczory. Była NIE-SA-MO-WI-TA. Młoda dziewczyna, która może odmienić losy świata, choć wcale się tego nie spodziewa – klasyka. Zakazany romans głównej bohaterki i popularnego przystojniaka – na ten temat nic nie trzeba mówić. Oraz odrobina baśni – rewelacja!
Marissa Meyer w swoich powieściach czerpie inspiracje z baśni. W przypadku „Cinder" był to, jak można się domyślić, Kopciuszek (Cinderella). Cinder, jako cyborg niższej kategorii, nie może pójść na wymarzony bal. Skutecznie uniemożliwiają jej to zła macocha oraz jedna z dwóch przyrodnich sióstr. Cinder jest idealną główną bohaterką – niewinna, nieśmiała i stłamszona dziewczyna, w której rękach znajdują się losy całego świata. Kiedy tylko znajduje się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, dziewczyna staje na wysokości zadania i okazuje się prawdziwą bohaterką, silną i pewną siebie.
Świat przedstawiony jest idealnie wykreowany. Księżycowi posiadają wyjątkowe moce, co zupełnie nie jest naciągane, czytając przyjmuje się ten fakt naturalnie, jak to, że trawa jest zielona. Akcja dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, dzięki czemu książka wciąż jest i będzie aktualna. Podobało mi się, że autorka nie ukazała przyszłości jako utopijną rzeczywistość, ale jako realistyczną wersję nadchodzących lat z całym bagażem rzetelności.
Naprawdę nie potrafię napisać niczego złego o tej książce, tak bardzo mi się podobała. Ze względu na lekki niedosyt, daję jej 9 punktów i biorę się zaraz za następną część, którą na całe szczęście mam również na swojej półce. Bardzo gorąco polecam Wam „Cinder”. Powieść trafi z pewnością do fanów fantasy, science ficton i romansów. A choć ja nie jestem miłośniczką tej ostatniej kategorii, to wątek miłosny zdecydowanie dodawał książce pikanterii. Cóż więcej dodać – bierzcie i czytajcie, bo naprawdę warto!
___________________________________________
Na bardziej szczegółową recenzję i dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2020/04/cinder-marissa-meyer-saga-ksiezycowa.html
Na świecie szaleje śmiertelna zaraza – limutoza, która dziesiątkuje ludzi. Wszystkie kraje na Ziemi są ze sobą sprzymierzone, ale zagraża im jeden wróg. Królowa Levana – władczyni Księżyca, która pragnie zawładnąć również Wspólnotą – jednym z krajów na świecie, którym, od śmierci swojego ojca, rządzi Kai. Młody władca ma jeden, jedyny warunek, który może zagwarantować pokój...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Uwielbiam to, w jaki sposób Diane Setterfield nakreśla nam tajemnice, buduje z tego historię razem z otaczającym ją murem niedopowiedzeń. W tej opowieści mamy zaginione trzy dziewczynki oraz jedną odnalezioną, która jest martwa. Po godzinie jednak w niewyjaśnionych okolicznościach ożywa, okazuje się natomiast niemową. Wszystkie rodziny roszczą sobie do niej prawo, a czytelnik do samego końca pozostaje w niepewności. I tak ma już pozostać. W tej książce nie chodzi o rozwiązanie zagadki. Już nigdy nie dowiemy się skąd wzięła się ta tajemnicza postać. Za to poznamy tajemnicę głębszą i bardziej zawiłą – różne odcienie miłości rodzicielskiej.
Podobało mi się to, że tytułowa rzeka ma realne znaczenie dla historii. Każdy aspekt życia jest tutaj przyrównany do różnych etapów „życia” rzeki. Czytelnik, jeśli tylko zechce da się porwać leniwemu nurtowi słów, będzie się pluskał w wątkach fabularnych powieści i utonie w jej bezbrzeżnym, ukrytym znaczeniu. Dla mnie ta książka była niesamowitym, klimatycznym, baśniowym rejsem, cieszę się, że nareszcie zebrałam się na odwagę, by napisać o niej kilka słów.
________
Na całość recenzji oraz dyskusję na temat książki zapraszam tutaj: https://atramentowaprzystan.blogspot.com/2022/12/bya-sobie-rzeka-diane-setterfield.html
Uwielbiam to, w jaki sposób Diane Setterfield nakreśla nam tajemnice, buduje z tego historię razem z otaczającym ją murem niedopowiedzeń. W tej opowieści mamy zaginione trzy dziewczynki oraz jedną odnalezioną, która jest martwa. Po godzinie jednak w niewyjaśnionych okolicznościach ożywa, okazuje się natomiast niemową. Wszystkie rodziny roszczą sobie do niej prawo, a...
więcej Pokaż mimo to