-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2018-01-14
2018-06-05
"Rzadki okaz"
Wśród ludzi wielkich i umysłów niezaprzeczalnie genialnych znajdują się powszechnie znane nazwiska, z których znajomości dumni są amatorzy, bo kojarzenie pisarzy pokroju Tolkiena albo Murakami zdecydowanie dowodzi znakomitego obycia kulturalnego. Jednak w tej samej grupie twórców mieszczą się osoby równie ważne dla światka literackiego, o których zapomniano niestety, z powodów mi nieznanych, a przecież wniosły one nieporównywalnie więcej niż autorzy popularni. Biedne Carson McCullers i Karen Blixen, kto was dziś czyta i docenia…
Bob Dylan miał to szczęście, lub nieszczęście, że usłyszały o nim miliony. Stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci i tylko szczupłej grupce jego nazwisko nie powiedziałoby nic. Osoba sławna, więc zafascynowała wielu i wzbudziła w tłumach chęć dokładnego poznania (pragnienie to nasz kraju ominęło). Rzuciły się sępy na życie tego muzyka i poety i ciągnęły, ssały, śledziły, dręczyły. Ukazały się dziesiątki publikacji o Dylanie (na polskim rynku ciut mniej), setki artykułów (radzę szukać na anglojęzycznych stronach) i kilka filmów dokumentalnych (dostępne w oryginale oczywiście). Zbieranie to pazerne miało cel jeden- odpowiedź na pytanie: Kim jest Bob Dylan?
W szaleństwie swoim, oficjalnie nie potwierdzonym, lecz bliskim, spróbowałam znaleźć odpowiedź. I tak styczeń A.D. 2018 spędziłam na słuchaniu piosenek Dylana, czytaniu wierszy w oryginale i przekładzie Łobodzińskiego, oglądaniu filmów, filmików i wywiadów (poziom A2 nie pomagał mi w pracy) i przeglądaniu publikacji o Dylanie. Mało tego, zgłębiłam nawet dość dokładnie kontrkulturę, żeby wiedzieć, w jakim okresie przyszło mu żyć. Cofnęłam się do bitników, przeszłam przez hippisów i provosów, zahaczyłam też o punk rock. I jedno stwierdziłam po tych niezliczonych godzinach poszukiwań. Boba Dylana nie można przejrzeć ani zrozumieć. Znajdziesz fakty, znajdziesz opinie, wypowiedzi samego Dylana i nic one nie dadzą, bo tu sprzeczność goni sprzeczność. Za dużo domysłów i niezgodności. Zdarzenia, których uzasadnienia nie sposób znaleźć. Zachowania, których nie można wytłumaczyć. No cóż, rzekł kiedyś Bobby: „Nie jestem tym, za kogo mnie macie”. Gombrowicz mówił o ciągłym stwarzaniu i dostosowywaniu formy. Ten noblista robił to wiele razy. Przemiana z chłopca z małego miasteczka w gwiazdę folku. Z muzyka folkowego w mentora i przewodnika tłumów. Zerwanie z wizerunkiem guru i przeistoczenie w prekursora rocka. Aż do odcięcia się od dotychczasowej sławy, zaszycia z rodziną i przejścia po kilku latach na katolicyzm. Bob Dylan to nie Robert Zimmerman. Na pewnym koncercie powiedział: „Cześć, dziś jest Halloween, więc przyszedłem do was w masce Boba Dylana”. On szuka siebie do dziś i po drodze sprawdzał, lub nawet był, wieloma osobowościami. A mimo tego ciągłego braku stabilizacji, nie umiem nazwać go zagubionym. On paradoksalnie ma wszystko pod kontrolą.
Dylana ukształtowały olbrzymie rzesze twórców wszelkiego rodzaju. Pominę większość i skupię się tylko na jednej grupie, której znajomość konieczna jest przy czytaniu recenzowanej/tłumaczonej/opisywanej tu „Tarantuli”. Boba nazywa się często jedynym dzieckiem bitników, i nie można temu zaprzeczyć. Podobno Allen Ginsberg, autor genialnego poematu „Skowyt” i kilku tysięcy listów, słysząc po raz pierwszy Dylana, zapłakał. Wzruszył się, bo poczuł, że oto jest godny spadkobierca spuścizny Beat Generation. „Tarantulą” nasz bohater udowodnił, że Ginsberg się nie mylił.
(Co prawda, często wymienia się jako ostatniego żyjącego bitnika Toma Waitsa, ale Boba nie powinno się pomijać)
Najważniejszych bitników, ojców założycieli, było trzech: Jack Kerouac, William S. Burroughs i Allen Ginsberg. Każdy z nich stworzył dzieło, które uważane jest za kwintesencję omawianego ruchu. Były to powieści „W drodze” i „Nagi lunch” oraz właśnie „Skowyt”. W tych trzech tekstach zawarto wszystko, co było charakterystyczne dla bitników. Anarchię słowa i poglądów, całkowitą swobodę i wrogość wobec konsumpcjonizmu. Z ich idei wyrósł później Ruch Hippisowski. Ta trójka zapoczątkowało wielkie przemiany z lat sześćdziesiątych. Lecz i oni mieli swoich mentorów, między innymi Artura Rimbauda. Wszystko z czegoś wynika.
„Tarantula” zaczyna się od słów: „aretha/ w szafie grającej zza szyby szybująca królowa hymnu & hymenu wsączona w rankę po transfuzji na bani nasłuchiwała ułomnie słodkiej fali dźwięków”. I cóż można tu powiedzieć. Dalsza część jest pomieszana (uwaga, słowo klucz) jeszcze bardziej i nie łatwo doszukać się w treści jakiegoś sensu. Ale znajomość biografii Dylana ułatwia nam trochę zrozumienie ogólnego tematu utworu. Większa część tej „powieści” powstała w 1964 roku, kiedy Bob postanowił wyruszyć w podróż po Ameryce trasą, którą pokonali bohaterowie książki „W drodze”. Zabrał więc trzech przyjaciół i wspólnie wprowadzili plan w życie. W czasie tej podróży powstało m.in. Mr. Tambourine Man. „Tarantula” to zapis wspomnień, trochę przypominających sen i trochę pogmatwanych.
Język, sposób w jaki ją napisano, jest elementem najważniejszym, bo on wyróżnia „Tarantulę” spośród wszystkich innych powieści. I tu znowu pojawiają się bitnicy, którzy nie mieli wpływu tylko na fabułę i genezę. Dylan zastosował tutaj skrajny surrealizm i technikę cut up, która polega na dowolnym mieszaniu zdań i dłuższych wypowiedzi. Podobnie tworzył William S. Burroughs w „Nagim lunchu”, obrazy nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, absurdalnie zestawione sytuacje. U Burroughsa jest jednak więcej części do złapania, treść opowiada jakąś historię, można się czegoś uchwycić i nie wypaść z toru. U Dylana wszystko się rozlazło, tu nie ma oparcia, dlatego trudniej ją ogarnąć, a są długie fragmenty, gdzie to jest zupełnie niemożliwe. Dylan jako bardzo dobry poeta zrobił coś jeszcze. Wprowadził w tę prozę rytm, co przypieczętowało ostatecznie jej wyjątkowość. W swoim braku kryteriów „Tarantula” jest dziełem idealnym.
Ta wycieczka dla wielu okaże się mordęgą, łamaniem dotychczasowego sposobu postrzegania literatury. Nie można czytać „Tarantuli” jak zwykłą książkę, nie można jej oceniać jak zwykłą książkę i nie można jej nazwać zwykłą książką. To mały wybryk natury i ukłon wielki należy oddać w stronę Boba Dylana. Jednego z najlepszych, a może i najlepszego, żyjącego poety.
C.P.
"Rzadki okaz"
Wśród ludzi wielkich i umysłów niezaprzeczalnie genialnych znajdują się powszechnie znane nazwiska, z których znajomości dumni są amatorzy, bo kojarzenie pisarzy pokroju Tolkiena albo Murakami zdecydowanie dowodzi znakomitego obycia kulturalnego. Jednak w tej samej grupie twórców mieszczą się osoby równie ważne dla światka literackiego, o których zapomniano...
2018-01-05
2018-01-12
2018-02-10
"Jedynak"
Wybór laureatów literackiej nagrody Nobla od lat wzbudza wiele kontrowersji. Nie obyło się bez nich dwa lata temu, kiedy wyróżniono Boba Dylana, słynnego barda. Część osób poddawała w wątpliwość wartość artystyczną jego tekstów. Media głośno krytykowały pozornie nieodpowiednie zachowanie noblisty. Podsycano wszystkie negatywne opinie. Dodatkowo Dylan jest przecież bardzo obcy polskiej społeczności. Jego twórczość, w czasie największej aktywności, nie wpisywała się w naszą ówczesną sytuację. Znacznie bliższy był Polakom pesymistyczny i zrezygnowany Cohen.
Znaleźli się oczywiście zwolennicy, którzy udowadniali racje przeciwne. Jerzy Jarniewicz w swojej książce o kontrkulturze lat sześćdziesiątych („All you need is love. Sceny z życia kontrkultury”) poświęca Dylanowi cały rozdział. Choć książkę wydano jakiś czas przed wręczeniem nagrody, to Jarniewicz już pisze, że przyznanie jej Dylanowi otworzyłoby literaturę na twórczość, która kiedyś była jej naturalną częścią, a dziś umiejscawiana jest na literackich peryferiach.
Nobel dla Dylana pomógł Filipowi Łobodzińskiemu wydać jedyną, jak na razie, tak dokładną antologię tekstów laureata, zatytułowaną „Duszny kraj”. W pierwszej kolejności tłumacz informuje nas, że Dylan jest nieprzetłumaczalny na polszczyznę. I ma dużo racji. Aluzje zrozumiałe tylko dla amerykańskiego czytelnika. Obce nam idiomy. Próba zachowania rytmu piosenek. Ale te przeszkody występują w każdym obcojęzycznych tekście. Co więc wyróżnia Dylana? Według Łobodzińskiego jest to trudność w dostarczeniu polskiemu odbiorcy takich emocji, jakich mogą doświadczyć czytelnicy oryginału, zachowując jednocześnie melodię utworów. Dlatego spolszcza on niektóre fragmenty, dodaje polskie odpowiedniki i związki frazeologiczne. Ale czy zamienienie tytułowej amerykańskiej autostrady 61 na polską A2, to nie zbytnia przesada? Warto porównać przekłady z oryginałami. Łobodziński tłumaczy i zachowuje najważniejsze elementy, jednak odbiega często od pierwowzorów.
Analizowanie jakiegokolwiek utworu bez najmniejszej wiedzy o autorze i o genezie, przynosi tylko obopólną szkodę. „Frankenstein” M. Shelley staje się bardziej gotycki po poznaniu niesamowicie romantycznych okoliczności jego powstania, „W drodze” J. Kerouaca nie byłaby tą samą powieścią bez znajomości historii życia jednego z najważniejszych bitników.
Tak samo wysokie wymagania stawia nam Dylan. Niektóre z jego tekstów zachwycają przy pierwszym kontakcie. Inne zyskują dopiero po przeczytaniu solidnego opracowania. Łobodziński w „Dusznym kraju” do każdego tłumaczenia załącza komentarz. Nie zawsze jest on jasny, w końcu jednoznaczność to coś, czego Dylanowi na pewno brakuje. Te komentarze wskazują na ślad, którego tropem trzeba podążyć samodzielnie.
Bob Dylan z życiorysem tak interesującym, jak pełnym luk i niedopowiedzeń miewał rozmaite okresy, wyraźnie zaznaczone w swojej twórczości. Od wybitnych protest songów po piosenki świąteczne. Tu złośliwi wytykają infantylność i degradację części dorobku noblisty. Pytają, dlaczego wyróżniono autora dziecięcych rymowanek? W przypadku Dylana należy przesypać jego piosenki przez sito, oddzielając gorsze od lepszych. Należy pamiętać o tych niezwykłych tekstach, które w latach sześćdziesiątych słuchano, powtarzano, uwielbiano. Które dodawały siły zbuntowanemu środowisku, które zachęcały je do kontynuowania zapoczątkowanych przemian, które odzwierciedlały ich uczucia. A także należy pamiętać o dziesiątkach późniejszych perełek, jakie Dylan niejednokrotnie produkował.
Jego piosenki z początku lat sześćdziesiątych uważa się za najwybitniejsze dokonania folk rocka, dlatego też okrzyknięto Dylana królem tego gatunku. Z początkiem kształtowania się Ruchu Hippisowskiego Dylan porzuca swój dotychczasowy styl i idzie śladami beatlesów, stając się prekursorem rocka. Bez Dylana rock nie mógłby zaistnieć w całej swojej krasie. Dylan był inspiracją dla najważniejszych muzyków tamtych czasów, jak The Beatles, Jimi Hendrix, Joan Baez, Patti Smith. Był on kopalnią nowej muzyki, jak powiedziała Baez. Wytyczył ścieżki i kroczył nimi odważnie, bo jego wielką misją jest tworzenie, pisanie, występowanie.
Tych, którzy wciąż mają wątpliwości, jakoby piosenka nie mogła być niczym wartościowym, powinno przekonać jedno ze zdań powtarzanych przez Dylana: „Urodziłem się poetą i umrę jako poeta”. Równie sugestywny jest fragment przemówienia noblowskiego: „Dziękuję za odpowiedź na pytanie, czy moje piosenki są literaturą”.
Ten Nobel przypomniał o trochę zapomnianym Dylanie. Sprawił, że nowe rzesze ludzi zainteresowało się jego biografią, jego dorobkiem. Dzięki temu Łobodziński mógł wydać „Duszny kraj”, a już niedługo ukarze się legendarna powieść Dylana „Tarantula", również w przekładzie Łobodzińskiego. Powinniśmy być szczególnie wdzięczni Akademii, bo dzięki niej możemy lepiej Dylana poznać. Może dzięki temu więcej osób przekona się o niezwykłości i fenomenie tego człowieka. Teraz możemy oddać się nie tylko muzyce, ale i słowom, po dziś zapierających dech, wywołujących ciarki i trafiających w najczulsze punkty. Ktoś powiedział kiedyś, że komu znudził się Dylan, ten jest znudzony życiem. I miał ten ktoś rację. Bo poezja Dylana to poezja o życiu, o różnych wymiarach życia.
C.P.
"Jedynak"
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWybór laureatów literackiej nagrody Nobla od lat wzbudza wiele kontrowersji. Nie obyło się bez nich dwa lata temu, kiedy wyróżniono Boba Dylana, słynnego barda. Część osób poddawała w wątpliwość wartość artystyczną jego tekstów. Media głośno krytykowały pozornie nieodpowiednie zachowanie noblisty. Podsycano wszystkie negatywne opinie....