Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Uwielbiam książki, które podczas czytania wywołują mimowolnie uśmiech na twarzy – właśnie takie jest „Świąteczne nieporozumienie". To lekka i przyjemna historia miłosna, która wprowadzi nas w świąteczny klimat - przypomni na czym tak naprawdę zależy nam w życiu i, że w dzisiejszym pędzie życia warto podążać za marzeniami. Drodzy czytelnicy, przygotujcie ciepły koc, gorącą czekoladę i dajcie się ponieść temu romansowi, na pewno nie pożałujecie :)

Uwielbiam książki, które podczas czytania wywołują mimowolnie uśmiech na twarzy – właśnie takie jest „Świąteczne nieporozumienie". To lekka i przyjemna historia miłosna, która wprowadzi nas w świąteczny klimat - przypomni na czym tak naprawdę zależy nam w życiu i, że w dzisiejszym pędzie życia warto podążać za marzeniami. Drodzy czytelnicy, przygotujcie ciepły koc, gorącą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Miałam problem z tą książką. Przebrnięcie pierwszych stu stron było naprawdę męczące - nieustające opisy, ciągłe porównywania rzeczy z nazwiskami i zjawiskami sztuki, które zupełnie nic mi nie mówiły (nazwijcie mnie ignorantką, ale gdybym chciała sprawdzać w Googlach wszystkie nazwiska, których nie znałam wciąż tkwiłabym w pierwszych rozdziałach). Na dodatek nie pomagała okropna postac głównego bohatera Gasparda - marudnego, depresyjnego, zadufanego w sobie pisarza. Wszystko to nudziło, zniechęcało do dalszej lektury i zastanowiało gdzie podział się Musso, który potrafił mnie porwać swoimi powieściami od pierwszej strony?
Polecam jednak przebrnąć przez te nieciekawe pierwsze rozdziały! Bo czeka po nich należna czytelnikowi nagroda w postaci bardzo dobrego, zaskakującego i trzymajcego w napięciu kryminału.
Początek jest nieco naciągany - dwoje nieznajomych (Madeline - była policjantka i Gerard - dramatopisarz) wynajmuje ten sam apartament, a później oboje popadają w obsesję na punkcie jego byłego właściciela, sławnego malarza - Seana Lorenza. Historia zaczyna nabierać tempa, a bohaterowie kawałek po kawałku zaczynają odkrywać mroczną przeszłość malarza.
Jeśli ma być to pierwsza lektura Musso, to zdecydowanie polecam inne jego powieści - w moim przypadku o kontynuacji lektury zadecydowała jedynie zażyłość z twórczością autora. Cała opisana historia mnie jednak nie zawiodła i ostatnie strony czytałam z wypiekami na twarzy. Historia apartamentu zamienia się w ciekawy kryminał, naszpikowany niespodziewanymi zwrotami akcji, dużą dawką zawiłości i finałem, który wciska w fotel.

Miałam problem z tą książką. Przebrnięcie pierwszych stu stron było naprawdę męczące - nieustające opisy, ciągłe porównywania rzeczy z nazwiskami i zjawiskami sztuki, które zupełnie nic mi nie mówiły (nazwijcie mnie ignorantką, ale gdybym chciała sprawdzać w Googlach wszystkie nazwiska, których nie znałam wciąż tkwiłabym w pierwszych rozdziałach). Na dodatek nie pomagała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie spodziewałam się zbyt wiele po tej książce. Po pierwsze źle dobrana okładka, jak z Harlequina (ale kto oceniałby książkę po jej okładce :)), po drugie to romans i erotyk, nie oczekiwałam więc wzbicia się na wyżyny literackie. A mimo to Revved okazało się dobrze opisaną historią miłosną, której bohaterowie dają się polubić. Relacja Andressy i Carricka to odwieczna zabawa w kotka i myszkę - ona niedostępna, on zdobywca kobiet.
Tło stanowią wyścigi Formuły 1, ale nie oczekujcie, że zagłębicie się w ten świat - pisarka skupia się przede wszystkim na głównych bohaterach i rozwija akcję tylko pomiędzy nimi. Choć pojawiło się w nich kilka ciekawych postaci (Petra czy wujek John), ich wątki nie zostaną rozwinięte. Mimo swojej banalności Revved czyta się przyjemnie i na pewno może zostać dobrą rozgrzewką na jesienny wieczór.

Nie spodziewałam się zbyt wiele po tej książce. Po pierwsze źle dobrana okładka, jak z Harlequina (ale kto oceniałby książkę po jej okładce :)), po drugie to romans i erotyk, nie oczekiwałam więc wzbicia się na wyżyny literackie. A mimo to Revved okazało się dobrze opisaną historią miłosną, której bohaterowie dają się polubić. Relacja Andressy i Carricka to odwieczna zabawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wow.
Emily Giffin napisała jedną ze swoich najlepszych książek. Po pierwsze porusza bardzo ważny i kontrowersyjny wątek #metoo. Po drugie przedstawia, od początku do końca, bardzo dobrze skrojoną historię. Po trzecie, jak nikt inny opisuje wydarzenia, w których nie do końca wiadomo kto jest winny, a kto nie, kto zły, a kto dobry i pozostawia tę ocenę czytelnikowi, aż do ostatnich stron.

Syn Niny publikuje w internecie kompromitujące zdjęcie swojej koleżanki ze szkoły - Layli. Dziewczyna ma na nim obnażone piersi, a w ręce trzyma kartę do gry w Uno, zdjęcie opatrzone jest też rasistowskim komentarzem (Layla ma bowiem brazylijskie korzenie). Uruchamia to lawinę nieprzyjemnych wydarzeń dla Layli, Fincha i ich rodzin, w tak poprawnych politycznie i uczulonych na dyskryminację Stanach Zjednoczonych.

Emily podkręca fabułę nie tylko dramatycznymi wydarzeniami w życiu nastolatków. Nina Browning i jej mąż są bowiem bardzo bogatą, uprzywilejowaną rodziną, w przeciwieństwie do Lyli i samotnie wychowującego ją ojca. Bohaterka zderza się więc z brutalną rzeczywistością - czy bogatszym należy się więcej? Czy dzięki pieniądzom stają się bezkarni? Czyny jej syna otwierają jej oczy na świat, w którym do tej pory żyła. Uświadamia sobie, jak wiele wymówek i usprawiedliwień stosowała, nawet wobec samej siebie. Nina musi stawić czoła sprzecznym uczuciom, które nią kierują. Jest rozdarta między bezgraniczną matczyną miłością, a moralnością i poczuciem sprawiedliwości wobec innych kobiet, którym dzieje się krzywda. Wręcz rozpaczliwie pragnie, by wybryk syna nie zniszczył mu przyszłości, jednocześnie chcąc by poniósł konsekwencje swojego zachowania. Wydarzenia skłaniają ją do powrotu do nieprzyjemnych wspomnień z przeszłości, z którymi musi się zmierzyć.

Historia przedstawiona jest z kilku perspektyw: Niny, Toma (ojca Lyli) i samej poszkodowanej. Czytelnikowi łatwo utożsamić się z Tomem - zrozumieć jego wściekłość i bezradność, jaką czuje rodzic, gdy jego dziecku dzieje się krzywda. To z jego perspektywy tak mocno zaznaczona zostaje różnica materialna między rodzinami. Jego bezsilność w obliczu braku pieniędzy i podświadomie związany z tym wstyd. Zaskakująca jest też reakcja Lyli, na krzywdę, która została jej wyrządzona. Od upkorzenia i złości na ojca, po usprawiedliwienie i obronę swojego oprawcy.

Właśnie dlatego tak trudno jest podjąć czytelnikowi decyzję o tym kto jest winny i kto powinien ponieść konsekwencje. To rollercoaster uczuć, emocji oraz wydarzeń, które zgrabnie prowadzą do zaskakującego finału. Bohaterowie dojrzewają do ważnych decyzji, a lawina wydarzeń otwiera im oczy na własne zachowania w przeszłości i konsekwencje, które ponoszą do teraz. Historia zdecydowanie uczy, że nigdy nie jest za późno na zmiany i nawet najgorsze czyny zasługują na przebaczenie i drugą szansę.

Wow.
Emily Giffin napisała jedną ze swoich najlepszych książek. Po pierwsze porusza bardzo ważny i kontrowersyjny wątek #metoo. Po drugie przedstawia, od początku do końca, bardzo dobrze skrojoną historię. Po trzecie, jak nikt inny opisuje wydarzenia, w których nie do końca wiadomo kto jest winny, a kto nie, kto zły, a kto dobry i pozostawia tę ocenę czytelnikowi, aż do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Pani Fletcher" to naprawdę dobra powieść obyczajowa z morałem. To połączenie obyczajówki, romansu z elementami erotyki, ale przede wszystkim to obraz współczesnego społeczeństwa w dobie Internetu i social mediów.

Książka w dość lekkiej fabule zadaje czytelnikowi wiele istotnych pytań. Oto zagłębiamy się w świat Eve Fletcher - rozwiedzionej czterdziestolatki, która właśnie wyprawia swojego dorosłego syna na studia. Oboje rozpoczynają tym samym nowe (ekscytujące?) życie. Eve wkracza na zupełnie obcy teren zaczynając studia podyplomowe o tematyce gender, poznając tam nowych, jakże odmiennych ludzi. Znudzona samotnością i monotonnością życia zagłębia się również w świat pornografii, która otwiera ją na zupełnie nowe doznania. Perrota stawia czytelnikowi moralne pytania: Czy są w życiu rzeczy których się wstydzimy? Które robimy, chociaż nie powinniśmy, bo są społecznie zakazane? A co jeśli te rzeczy sprawiają nam przyjemność?

Bohaterowie książki są ograniczeni przez swoje wąskie poglądy, opiniotwórczych znajomych, zamknięte społeczeństwo. Książka strona, po stronie odkrywa jak sobie z tymi ograniczeniami radzić. Jak otwierać się na to co nowe, nieznane, ciekawe. Nie jest to proces łatwy i przyjemny. Finał ukazuje obraz ludzi, może poturbowanych, zranionych, ale doświadczonych i przede wszystkim, nie bojących się wyzwań. To książka o bolesnym dojrzewaniu młodzieży, tak ślepo zapatrzonych w idealny świat Instagrama, Facebooka czy Tindera, którzy w realnym życiu nie zawsze potrafią się odnaleźć. To książka o ludziach dojrzałych, którzy nie boją się zawalczyć na nowo o siebie, chociaż wydaje się, że najlepsze lata mają już za sobą. To książka o akceptowaniu prawdziwego siebie, nawet jeśli jest to sprzeczne z normami społecznymi, wmawianymi przez większość życia.

Dlatego jest to dobrze skonstruowany obraz współczesnego społeczeństwa - teoretycznie otwartego na odmienność, ale ograniczonego, gdy pierwiastek odmienności pojawi się w pobliżu. Szukającego erotycznych, ubarwionych przez social media, doznań, ale nie mających nic wspólnego z rzeczywistością.

Powieść zmusza do zastanowienia się nad jedną rzeczą - jak wieść normalne życie i odnaleźć się na tym świecie, jeśli wszystko pokazuje nam szklany ekran, a rzeczywistość okazuje się tak bardzo rozczarowująca?

"Pani Fletcher" to naprawdę dobra powieść obyczajowa z morałem. To połączenie obyczajówki, romansu z elementami erotyki, ale przede wszystkim to obraz współczesnego społeczeństwa w dobie Internetu i social mediów.

Książka w dość lekkiej fabule zadaje czytelnikowi wiele istotnych pytań. Oto zagłębiamy się w świat Eve Fletcher - rozwiedzionej czterdziestolatki, która właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Grafomania. To przykre, że ktoś wydaje takie książki - autorka propaguje przemoc wobec kobiety, zabiera jej godność, ubezwłasnowolnia na rzecz agresywnego samca. Absurdem jest już sama fabuła: bohaterka Laura Biel zostaje porwana przez sycylijskiego mafioza, bo jej twarz objawiła się mu podczas śpiączki. Czy naprawdę tak trudno wymyślić fabułę pod erotyk, żeby była choć w połowie realna? Co to za świat, w którym dla głównej bohaterki najważniejszymi rzeczami w życiu jest szampan, designerskie ciuchy i przystojni faceci przy kasie? Drogie Panie naprawdę jesteśmy aż tak płytkie? Męskość to tutaj przemoc, kasa i duży penis. Kobiecość to seksowne ciuchy, ładna buzia i zgrabne ciało (oczywiście główna bohaterka jest też super inteligentna, odnosi sukcesy zawodowe i jest ekspertką w tańcu, gotowaniu i milionach innych rzeczy - po prostu chodzący ideał). Książka jest płytka, nie ma w niej prawie żadnej akcji - w trzech czwartych to opisy scen łóżkowych, pozostała część to opis tego w co ubrała się bohaterka.
Pani Blanko proszę pisać do szuflady, dla własnej przyjemności (jak twierdzi biogram na końcu książki), ale proszę nie męczyć już więcej czytelnika. Jeśli miało to otworzyć kobiety na erotyzm, poznanie swojego ciała i potrzeb, to ja podziękuję za takie "rady". Miejmy nadzieję, że Pani pomidorowa jest lepsza, niż talent pisarski (bo Blanka Lipińska jest, podobnie jak jej bohaterka, utalentowana w wielu dziedzinach życia; naprawdę, kłaniam się autorowi biogramu). Aż strach pomyśleć, że w przygotowaniu jest już druga część tego pisadła.

Grafomania. To przykre, że ktoś wydaje takie książki - autorka propaguje przemoc wobec kobiety, zabiera jej godność, ubezwłasnowolnia na rzecz agresywnego samca. Absurdem jest już sama fabuła: bohaterka Laura Biel zostaje porwana przez sycylijskiego mafioza, bo jej twarz objawiła się mu podczas śpiączki. Czy naprawdę tak trudno wymyślić fabułę pod erotyk, żeby była choć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moje pierwsze spotkanie z prozą Grishama, i niestety, powieść nie zachwyciła mnie. Sprawne i ciekawe opisy dochodzenia w sprawie korupcji, a później zorganizowanej przestępczości. Grisham wyjaśnia krok po kroku system działania Komisji Dyscyplinarnej Sędziów, a potem FBI, co było ciekawe. Niestety część wydarzeń opisana jest w streszczeniu - czyta się je bardziej jak raporty lub sprawozdania, a nie powieść sensacyjną. Z tego powodu brak napięcia. W powieści nie ma wartkiej akcji, która sprawia, że pochłania się ją strona za stroną.

Moje pierwsze spotkanie z prozą Grishama, i niestety, powieść nie zachwyciła mnie. Sprawne i ciekawe opisy dochodzenia w sprawie korupcji, a później zorganizowanej przestępczości. Grisham wyjaśnia krok po kroku system działania Komisji Dyscyplinarnej Sędziów, a potem FBI, co było ciekawe. Niestety część wydarzeń opisana jest w streszczeniu - czyta się je bardziej jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największy problem "Latarnika" to jego wielowątkowość. Autorka chciała poruszyć zbyt wiele tematów w jednej historii, przez co nie poświęciła żadnemu z nich zbyt wiele czasu. Historie są płytkie i powierzchowne, a po przeczytaniu zostaje po nich ogromny niedosyt (i to nie w pozytywnym sensie).

Zacznijmy od głównej historii Annie, która w środku nocy, zakrwawiona, ucieka wraz z synkiem, na rodzinną wyspę Graskar. Lackberg tak bardzo uczepiła się tego wątku, że aby urozmaicić tą jałową historię (i zaskoczyć kilkoma trupami w szafie) nawrzucała kilka innych teorii, by czytelnika nie zanudzić.

Najbardziej poruszył mnie wątek molestowanych kobiet. I zniszczenia go nie mogę Camilli Lackberg, jako kobieta, wybaczyć. Zmierzenie się z taką tematyką nie jest proste, ale sposób w jaki przedstawiła go autorka był nijaki. Kobiety, które były upokarzane, zastraszane i bite, które znajdują w sobie ostatnie resztki sił, by uciec przed swoim oprawcą, są dla mnie bohaterkami. Lackberg porusza wątek nielegalnej pomocy tym kobietom przez państwowe organizacje, ale zamiast zagłębić się w tak ciekawy i bardzo ważny temat, poświęca mu kilka stron, który stanowi jedynie tło dla historii. Zamiast marnować tusz na kolejne strony o przewijaniu i karmieniu dzieci, Lackberg powinna poświęcić czas na porządny research (tak, jak jej główna bohaterka Erica), by szczegółowo przedstawić tak ważną sprawę.

Gdzieś pomiędzy historią Annie przewija się jeszcze tajemnica „Wyspy Duchów” (tak nazywana jest przez miejscowych wyspa Graskar), dziwnych „postaci”, których obecność wyczuwa się podczas pobytu na wyspie. One tam po prostu są. Czasami coś szeptają, czasem narobią hałasu – do końca nie wiadomo, czy jest to naturalne zjawisko czy tylko wymysły przebywającej tam bohaterki. Jeśli miały być elementem grozy w powieści – nie wyszło.

Wątek rodzeństwa Vivienne i Andersa tak naprawdę mógłby zostać z książki wykreślony - nie wprowadzał nic do historii (choć wydaje się, że autorka nieudolnie próbowała zrzucić podejrzenia o morderstwo na jedno z nich) i chociaż zaczęła przedstawiać ich mroczną historię dzieciństwa, to nie rozwinęła jej. Nie stworzyła też zbyt dobrego portretu tych postaci, aby choć przez chwilę zastanowić się jaki wpływ na ich psychikę mogło mieć dzieciństwo. Vivienne była ładną lalą, dbającą o zdrowy tryb życia, Anders po prostu był – bez żadnej osobowości i charakteru. Ich historia to tylko niepotrzebny zarys, notatka pośród innych wątków.

Pozostaje nam jeszcze maltretowana przez Lackberg historia Ericki, Patricka, Anny i innych. Anna, którą „pochłania ciemność” (tak profesjonalnie opisuje autorka depresję), Patrick, którego co jakiś czas strzyka w krzyżu i Ericka, która z trójką dzieci na plecach rozwiązuje „tajemnicę” Annie i Wyspy Duchów. Gdzieś tam majaczy się jeszcze obleśny i przerysowany Mellberg, którego wątek, bardzo uparcie, wciąż jest rozwijany, moim zdaniem niepotrzebnie, gdy o pozostałych policjantach w Tanum poświęcone zostaje jedno zdanie.

Wydaje się, że już więcej traumatycznych przeżyć Lackberg nie będzie w stanie dla bohaterów wymyślić (a może dla czytelników?), ale biorąc pod uwagę, że przede mną jeszcze 3 tomy całej Sagi, aż strach się bać ile jeszcze pieluch wraz z bohaterami przewinę.

Największy problem "Latarnika" to jego wielowątkowość. Autorka chciała poruszyć zbyt wiele tematów w jednej historii, przez co nie poświęciła żadnemu z nich zbyt wiele czasu. Historie są płytkie i powierzchowne, a po przeczytaniu zostaje po nich ogromny niedosyt (i to nie w pozytywnym sensie).

Zacznijmy od głównej historii Annie, która w środku nocy, zakrwawiona, ucieka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytając wiele kryminałów ciężko trafić na wątki, które mogą mnie zaskoczyć. Niewątpliwie wiele z nich powtarza się i są maglowane na wiele sposobów. Camilla Lackberg nie jest wyjątkiem, można powiedzieć, że nie zaskakuje, nie jest też innowacyjna w gatunku kryminału. Każda książka składa się z tego samego wątku – znalezione zostaje ciało, a ekipa policyjna z Tanuum w pocie czoła szuka mordercy. To, co wyróżnia ją na tle innych, to na pewno wątek obyczajowy, bo seria o Fjallbace jest jak dobry serial. Wciąga nas wątek kryminalny, ale z ciekawością przyglądamy się życiu głównych bohaterów.

„Syrenka” na pewno wyróżnia się na tle swoich poprzedników. Moim zdaniem (a czytam wszystkie książki w kolejności chronologicznej) jest to do tej pory najlepsza część. Historia skupia się na pisarzu Christianie Thydellu, który właśnie wydał swoją pierwszą powieść „Syrenkę” oraz jego trzech przyjaciołach. W tym samym czasie jeden z nich zostaje brutalnie zamordowany, a pozostała trójka zaczyna otrzymywać tajemnicze listy z pogróżkami. Co łączy tą czwórkę? Kim jest morderca? I jakie tajemnice Fjallbacki odkryje tym razem Patrick Hedstrom? Odpowiedzi na te pytania Lackberg odkrywa strona po stronie, a z pewnością potrafi ona budować napięcie - przerywa wątki w momentach, gdy już mamy poznać kolejny element układanki. Sprawia to, że od książki nie sposób się oderwać i pochłania się ją w błyskawicznym tempie. Cechą dobrego kryminału to wywołanie gęsiej skórki. A „Syrenka” te ciarki wywołuje.

Czytając wiele kryminałów ciężko trafić na wątki, które mogą mnie zaskoczyć. Niewątpliwie wiele z nich powtarza się i są maglowane na wiele sposobów. Camilla Lackberg nie jest wyjątkiem, można powiedzieć, że nie zaskakuje, nie jest też innowacyjna w gatunku kryminału. Każda książka składa się z tego samego wątku – znalezione zostaje ciało, a ekipa policyjna z Tanuum w pocie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nicholas Szparks jest mistrzem romansu, przeczytałam niemal każdą jego książkę, więc z przyjemnością sięgnęłam i po tą pozycję. Jako stała czytelniczka jego prozy nie mogłam oprzeć się jednak wrażeniu, że po raz kolejny Sparks przedstawia nam ten sam schemat: młoda kobieta i mężczyzna odnajdują siebie,zakochują się w sobie, a ich miłość musi zwalczyć przeciwności losu. Bohaterowie jak zwykle dają się lubić: Maria to początkująca prawniczka - ambitna, która poświęciła swoje prywatne życie w imię kariery, Collin - przystojny zawodnik amatorskiego MMA (dobrze zbudowany i zabójczo przystojny! - ciekawe komu będzie dane zagrać jego postać w niewątpliwe nadchodzącej ekranizacji), który ma problemy z gniewem i kryminalną przeszłość, a także nadzór upartego i zawziętego policjanta, który za cel stawia sobie wsadzenie go do więzienia. I jak to bywa w każdym dobrym romansie - dwoje zupełnie różnych sobie ludzi łączy chemia i pożądanie, w imię przysłowia o przyciąganiu się przeciwieństw.
Pikanterii i tym, co czyni książkę mniej banalną jest wątek sensacyjny - Maria staje się bowiem ofiarą stalkingu: otrzymuje tajemnicze liściki, czuje, że jest śledziona, jej pies zostaje otruty, a mieszkanie zdemolowane. Wydarzenia te są nie tylko ogromną próbą dla związku Marii i Collina, ale też dla przyjaźni, więzi rodzinnych, a przede wszystkim próbą intuicji, bo nigdy nie wiadomo kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
Książka nie należy do arcydzieł, ale zdecydowanie polecam ją na wakacyjny wyjazd - znajdziemy w niej wszystko co potrzebne jest do relaksu: romans, ale i odrobinę napięcia.

Nicholas Szparks jest mistrzem romansu, przeczytałam niemal każdą jego książkę, więc z przyjemnością sięgnęłam i po tą pozycję. Jako stała czytelniczka jego prozy nie mogłam oprzeć się jednak wrażeniu, że po raz kolejny Sparks przedstawia nam ten sam schemat: młoda kobieta i mężczyzna odnajdują siebie,zakochują się w sobie, a ich miłość musi zwalczyć przeciwności losu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Charakterystyka Carrie Pilby umieszczona w polskim tytule książki okazuje się niezwykle trafna -główna bohaterka jest niewątpliwie "nieznośna i genialna". Nie spodziewałam się wielkiego arcydzieła, oczekiwałam miłej lektury na deszczowe popołudnie, niestety przez całą powieść Carrie była dla mnie po prostu nieznośna. Autorka zdecydowanie mogła odpuścić sobie długie i bezsensowne wewnętrzne monologi bohaterki o zakłamanych ludziach i braku kodeksu moralnego, które nie wnosiły zupełnie nic do treści. Na domiar złego zachowanie Carrie było dalekie od morali, których wymagała od innych. Bohaterka była po prostu hipokrytką, którą nie sposób było polubić. Mały plus za ciekawe wątki z romansem z wykładowcą literatury, jej relacja z Mattem, z Karą czy z psychoterapeutą, szkoda tylko, że nie zostały one w żaden sposób rozwinięte i były jedynie przerywnikami męczących monologów, i (o zgrozo!) cytatów z encyklopedii (jeśli to one miały pokazać, że Carrie jest genialna, to zabieg ten był daremny). To miała być książka o dojrzewaniu i odnajdywaniu siebie przez młodą kobietę, a zabrakło w niej tego, co najważniejsze - wniosków i rozwiązania problemu powieści o samotności i braku zrozumienia przez innych. Wątki zostały urwane, niedopowiedziane, jakby autorka nie wiedziała, co zrobić dalej z bohaterami - może był to nieudolny zabieg zakończenia otwartego? Fabularnie książka miała potencjał, zniszczyła ją "genialna" Carrie Pilby.

Charakterystyka Carrie Pilby umieszczona w polskim tytule książki okazuje się niezwykle trafna -główna bohaterka jest niewątpliwie "nieznośna i genialna". Nie spodziewałam się wielkiego arcydzieła, oczekiwałam miłej lektury na deszczowe popołudnie, niestety przez całą powieść Carrie była dla mnie po prostu nieznośna. Autorka zdecydowanie mogła odpuścić sobie długie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyspa Janus Rock leży w miejscu, gdzie umownie rozdzielone zostały dwa oceany - Indyjski i Południowy, i nie jest to miejsce przypadkowe, gdyż o tym właśnie jest ta książka, o życiu pomiędzy. Bohaterowie przez całą powieść ścierają się z wyborami, między dobrem a złem, między miłością a sumieniem, między prawdą a kłamstwem.
Historia Toma i Isabel, z początku wydaje się banalna - weteran wojenny poznaje dziewczynę, która pomaga mu zapomnieć o traumatycznych przeżyciach. I choć wydaje się, że bohaterowie wycierpieli się w swoim życiu aż nad to, a wyspa Janus Rock jest dla nich nowym początkiem, okazuje się, że los nie jest dla nich łaskawy - Izzy trzykrotnie traci dziecko. Pewnego dnia, tuż po urodzeniu przez żonę martwego synka, na plaży Tom znajduje łódź, w której leży ciało mężczyzny wraz z niemowlęciem. Po namowach cierpiącej żony, wbrew swoim przekonaniom, Tom zgadza się zatrzymać małą Lucy. Dziewczynka wprowadza w życie na Janus Rock spokój i szczęście, o które tak walczyli, i które im się należało. Niestety, nie trwa ono zbyt długo.
Bardzo ważną rolę odgrywa w książce natura, to ona zwiastuje nadchodzące nieszczęście - podczas sztormów dochodzi do tragicznych wydarzeń, skrywana przez Izzy i Toma prawda dusi ich, jak parne, gorące powietrze. Każda cząstka świata współodczuwa cierpienia bohaterów, uczestniczy w ich życiu. Może właśnie dlatego czytelnicy wciągają się w tą historię. Książkę czyta się bardzo szybko, skupia się właściwie na trzech bohaterach - Izzy, Tomie i Lucy, niewiele jest tutaj wątków pobocznych. Jest idealnym materiałem na holywoodzką produkcję, i nią właśnie się stała.

Wyspa Janus Rock leży w miejscu, gdzie umownie rozdzielone zostały dwa oceany - Indyjski i Południowy, i nie jest to miejsce przypadkowe, gdyż o tym właśnie jest ta książka, o życiu pomiędzy. Bohaterowie przez całą powieść ścierają się z wyborami, między dobrem a złem, między miłością a sumieniem, między prawdą a kłamstwem.
Historia Toma i Isabel, z początku wydaje się...

więcej Pokaż mimo to