-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-30
2024-04-27
Książki o tematyce ciążowej pisane przez położne jakoś ewidentnie do mnie przemawiają. Widać, że są to osoby znające się na rzeczy, o sporym doświadczeniu i gigantycznej pasji. Czyta się je i słucha z przyjemnością, mają wiele do zaoferowania każdemu, kto chce się dowiedzieć rzetelnych informacji na temat czasu ciąży, połogu a także laktacji. I nie inaczej było w przypadku tej książki, pani Lucyna wydaje się być niesamowicie ciepłą i zaangażowaną położną, której łatwo zaufać i która wie co robi. Dlatego tą pozycję czytało mi się z czystą przyjemnością i zainteresowaniem.
Książka podzielona jest na kilka rozdziałów i na pewno warto do niej wracać w momencie kiedy interesuje nas dany temat. Będzie łatwo go odnaleźć, bo jej podział jest przejrzysty i sensowny, co na pewno stanowi zaletę książki. Omawiane są takie zagadnienia jak poród (przygotowanie do niego, przebieg), połóg, karmienie piersią oraz opieka nad noworodkiem. Każde jest rozwinięte w przystępny sposób, bez zbędnego straszenia ale też bez owijania w bawełnę. Da się na tej podstawie rzetelnie przygotować na najczęściej spotykane problemy i wyzwania. Książka tchnie też jakimś spokojem i pewnością wynikającą z wiedzy, którą potencjalny czytelnik na spokojnie może sobie nabyć podczas czytania. Autorka dodaje też bardzo ciekawe wskazówki, które mogą przydać się młodym rodzicom w śledzeniu stanu zdrowia dziecka, czy przekazywania odpowiednich informacji na wizytach u lekarza, żeby wszystko usprawnić i monitorować dla własnych potrzeb. Pewnie jest to coś, co z czasem przychodzi człowiekowi do głowy, ale fajnie wiedzieć takie rzeczy wcześniej, szczególnie kiedy jest się zupełnie niedoświadczonym rodzicem.
Serdecznie polecam tą książkę, jest skarbnicą wiedzy napisaną w sympatyczny sposób, którą warto mieć w domu do wertowania w razie potrzeby. To na pewno jedna z pozycji którą poleciłabym każdej świeżo upieczonej mamie, która stara się szukać wiedzy żeby nie wpaść w panikę ;) Myślę że nikt się na niej nie zawiedzie, a uzyska porcję niezwykle przydatnych informacji, w dodatku w pewien sposób pokrzepiających. Bo jak się okazuje, nie jesteś w tym sama/sam a ze świetną książką w ręku, popartą historiami dziesiątków kobiet, którymi opiekowała się pani Lucyna.
Książki o tematyce ciążowej pisane przez położne jakoś ewidentnie do mnie przemawiają. Widać, że są to osoby znające się na rzeczy, o sporym doświadczeniu i gigantycznej pasji. Czyta się je i słucha z przyjemnością, mają wiele do zaoferowania każdemu, kto chce się dowiedzieć rzetelnych informacji na temat czasu ciąży, połogu a także laktacji. I nie inaczej było w przypadku...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-21
Każda książka autora jest dla mnie wejściem w jakiś inny świat, który jednak jest tak znajomy i ludzki. Tym razem nie było inaczej, znowu dałam się ponieść historii pisanej z mieszanką melancholii, grozy i dojmującego bólu, a koniec końców przedstawiającą bardzo życiowe zdarzenia. Mimo tego że wszystkie jego pozycje są dokładnie takie i wzbudzają we mnie podobne palety emocji, to każda jest inna i ma niepowtarzalny klimat w który wchodzi się jak w masło.
Tym razem zapoznajemy się z historiami dwóch głównych postaci - Szymona i jego babci Tośki. Nie są to zbyt przyjemne dla czytelnika historie, obie okraszone tragediami i trudnymi wyborami, których konsekwencje oboje biorą na barki na bieżąco i na długi czas. Wydaje się, jakby reszta postaci krążyła wokół nich i chciała im za wszelką cenę, na różne sposoby przeszkadzać. A tak naprawdę widzimy zwyczajne interakcje między ludźmi i ich zmaganie się z często niełatwą codziennością. Każda z postaci ma własną historię i rozterki, które przeplatają się w przeszłości, teraźniejszości i mają wpływ na przyszłość co jest chyba najbardziej znamienne. Autor niesamowicie oddaje to, jakie znaczenie ma tak naprawdę wszystko co człowiek w swoim życiu robi, albo nie robi i jakie to może nieść ze sobą konsekwencje. Trochę to przerażające, ale pod wyjściu spod jego pióra też w pewien sposób piękne. Dodatkowo, wszystko to jest pisane w jakiś taki magiczny i wyjątkowy sposób, który spotkałam tylko u Małeckiego. Jesteśmy cały czas na granicy snu (czy też koszmaru), a bardzo realnej i dobitnej rzeczywistości, z którą niektórzy bohaterowie w ogóle nie chcą się mierzyć.
Z pewnością sięgnę po pozostałe książki autora, są absolutnie warte przeczytania. Myślę że mogą wzbudzić w czytelniku, nawet tym najbardziej zatwardziałym i zamkniętym w sobie, pewną wrażliwość na ludzkie losy. A także poniekąd zmusić do przemyśleń na temat własnego życia i to jak się ono przeplata z innymi. “Rdza” to wzruszająca i bolesna opowieść, każdy odnajdzie w niej kawałeczek siebie i to właśnie dla mnie wyznacznik literatury pięknej ;) Polecam bez wahania!
Każda książka autora jest dla mnie wejściem w jakiś inny świat, który jednak jest tak znajomy i ludzki. Tym razem nie było inaczej, znowu dałam się ponieść historii pisanej z mieszanką melancholii, grozy i dojmującego bólu, a koniec końców przedstawiającą bardzo życiowe zdarzenia. Mimo tego że wszystkie jego pozycje są dokładnie takie i wzbudzają we mnie podobne palety...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-18
W momencie kiedy jakiś czas temu szukałam książek o tematyce ciążowej i okołodzieciowej, nazwisko pani Izabeli często pojawiało mi się w polecajkach wszelkiego rodzaju. Fakt że autorka jest położną sprawił, że jakoś tak od razu nabrałam do niej sympatii i zaufania, dlatego dodałam sobie ją do listy. I nie żałuję, był to dobry i potrzebny dla utrwalenia pewnych treści ruch.
Myślę, że to dobra pozycja na sam początek ciąży, albo dla kobiety nie mającej styczności z ciężarnymi czy matkami. Większość rzeczy z niej jest dość podstawowa, momentami oczywista. Plusem jest napewno przedstawianie pewnych tematów w sposób graficzny, a więc jak dla mnie łatwiejszy w odbiorze. Nie nazwałabym tej książki jednak skarbnicą wiedzy czy podręcznikiem, bo przedstawia zaledwie ułamek tematów i to dość ogólnie. Ale za to jest świetnym wstępem do czytania bardziej skomplikowanych pozycji czy formułowania własnych pytań, które można potem skierować do lekarza prowadzącego czy położnych, albo na szkole rodzenia. Jest to bardzo przydatna część matczynej edukacji, wiedza bowiem uspokaja i daje nam jakiś grunt pod stopami w nowej sytuacji, a niewiedza w pewnych trudnych momentach może wzbudzać panikę, tak mi się przynajmniej wydaje.
Książka podzielona jest na kilka części, pierwsze zajmują się stricte mamami i ich stanem na początku i w trakcie ciąży. Potem czytamy o tym jak możemy przygotować siebie i dziecko do porodu, a na końcu dostajemy garść informacji które osobiście bym konsultowała z fizjoterapeutką (bo przecież każda z nas jest zupełnie inna), na własną rękę raczej nie posiłkowałabym się dokładnie samą książką. Niemniej jednak, każdy z tych tematów jest jak najbardziej do przemyślenia i być może przegadania z bliskimi oraz specjalistami. Nie jest to jak dla mnie wystarczająca lektura i będę sięgać po więcej, ale na pewno bardzo ładnie i przyjemnie wprowadza w dziwną podróż jaką jest ciąża - głównie za pomocą lekkiego języka, stosowania kolorów, podkreśleń, obrazków, powtórzeń. Może to być dla niektórych infantylne, ale dla mnie było urocze i trochę tak normalizowało temat i ułatwiało jego przełknięcie. Polecam i pewnie sięgnę po inne tomy autorki, myślę że się nie zawiodę.
W momencie kiedy jakiś czas temu szukałam książek o tematyce ciążowej i okołodzieciowej, nazwisko pani Izabeli często pojawiało mi się w polecajkach wszelkiego rodzaju. Fakt że autorka jest położną sprawił, że jakoś tak od razu nabrałam do niej sympatii i zaufania, dlatego dodałam sobie ją do listy. I nie żałuję, był to dobry i potrzebny dla utrwalenia pewnych treści...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-15
Co to była za koszmarna książka, pod wieloma względami. Jeśli chodzi o samą tematykę, to była mi z góry wiadoma i mniej więcej tak sobie to właśnie wyobrażałam, co nie zmienia faktu, że musiałam robić sobie przerwy czytając ją. Jednak to co mnie chyba najbardziej negatywnie zaskoczyło to pióro pisarki, które dla mnie było wyjątkowo nieznośne.
Zacznę może jednak od bohaterów książki, tak na sam początek. Jest ich w zasadzie trójka, reszta osób to po prostu przypadkowe populacje robiące za tło i dodatkowy komentarz ze strony autorki o ludzkiej naturze, zachowaniach w określonych sytuacjach, przeciętnym sposobie myślenia czy wręcz jakiejś stadności. Nie szczędzi też krytyki Wiedniowi, ocenie tego miasta przez pryzmat kultury wyższej, podczas gdy znajdziemy też tam jakieś porno-budki, a ludzie zachowują się tam tak samo jak wszędzie indziej (rozczarowująco, co wynika z tonu książki). Wszystko to tworzy szalenie smutny i beznadziejny klimat, w którym unoszą się nasi patologiczni bohaterowie. Kiedy któregoś z nich zaczyna mi być żal (matki, córki albo adoratora), to szybko zostaje wyprowadzona z tej emocji prosto na ziemię i łapię się za głowę, bo nie ma tu miejsca na takie emocje. Matka to strażniczka domowego więzienia, która sama wpadła w swoje sidła i zrujnowała życie osobie, na której tylko w teorii jej zależy. Córka jest zepsutym na wiele sposób człowiekiem, bardzo nieszczęśliwym i potrzebującym pomocy na niezliczonej ilości polach, szukającej odpowiedzi na swoją seksualność, a także w pewnym sensie na sens życia bo jest całkowicie stłamszona i wypaczona przez matkę. A adorator z jęczącego kundelka, który patrzył z błyskiem w oku na swoją nauczycielkę przeobraził się w jakiegoś sadystycznego potwora, czego najwyraźniej sam nie potrafił zarejestrować. W tej książce dzieje się strasznie dużo ale też poniekąd strasznie mało, bo scena i postacie są zawężone do małego światka, który poznajemy krok po kroku i sami możemy wydawać wyroki na to, co się nam przedstawia.
Wszystko to brzmi niesamowicie ciekawie, wiem. Ale niestety nie było, przez to w jak fatalny sposób autorka pisze. Miałam wrażenie jakbym czytała jakiś ciąg słów pisany przez osobę z gorączką, gwałtownie i byleby szybko wyzbyć się wszystkich myśli przelanych na papier. Brakowało mi tam większej ilości akapitów i rozdziałów, żeby można było pooddzielać różne momenty i akcje od siebie. Redakcja tej książki na pewno nie jest przypadkowa i naprawdę dziwię się takiej decyzji, bo czytanie w takiej formie jest po prostu męczące. A że sama treść jest masakrycznie męcząca, to naprawdę nie było potrzeby robienia takiego zamieszania również w formie. Jest to dla mnie bardzo nietrafiona decyzja, która bardzo negatywnie wpłynęła na moją ocenę książki. Momentami się po prostu wyłączałam czytając ją, mimo moich najszczerszych intencji na skupienie, bo zaczynała być nudna. A szkoda, bo temat poruszany w niej jest gruby i szalenie patologiczny, momentami czysto obrzydliwy a w zasadzie dotknęliśmy zaledwie jego skrawka.
Sama nie wiem czy i komu polecić tą książkę. Jeśli szukacie przykładu na toksyczną relację matka-córka w literaturze, to to jest zdecydowanie idealna pozycja na ten temat. Zrobiła mi bardzo źle, czytałam niektóre fragmenty z grymasem na twarzy, ale o to właśnie w tym chodziło i jeśli miałabym się zdiagnozować, to moje reakcje były jak najbardziej na miejscu. Szkoda że ta forma była taka nieprzystępna, można to było jakoś inaczej rozwiązać moim zdaniem i książka od razu nabrałaby nowego wymiaru. Tak więc jest to pozycja dla osób szukających lektury na konkretny tematu, które nie boją się wyzwań i mają mocne nerwy ;)
Co to była za koszmarna książka, pod wieloma względami. Jeśli chodzi o samą tematykę, to była mi z góry wiadoma i mniej więcej tak sobie to właśnie wyobrażałam, co nie zmienia faktu, że musiałam robić sobie przerwy czytając ją. Jednak to co mnie chyba najbardziej negatywnie zaskoczyło to pióro pisarki, które dla mnie było wyjątkowo nieznośne.
Zacznę może jednak od...
2024-04-07
Egzemplarz tej książki kupiłam na zeszłorocznych Targach w Krakowie, niestety utworzyła mi się taka kolejka do czytania, że dopiero teraz mogłam się za nią zabrać. Zarówno przez to, że tak długo i z wyrzutem na mnie spoglądała z półki, jak i fakt że niedawno temu wyszedł szeroko reklamowany serial na jej podstawie, miałam dość mocno wygórowane oczekiwania - wyobrażałam sobie, że zasiądę nad interesującą historią science-fiction, która to z łatwością wciągnie mnie w jakąś przygodę, intrygę, a może i filozofię? Bardzo szybko spadłam na ziemię z tego balonika wyobrażeń i dziękowałam sobie decyzji, że nie kupiłam od razu całej trylogii, tylko rozsądnie samą pierwszą część. Bo już wiem, że do kolejnych tomów nie wrócę.
Nie było ani jednej rzeczy, która by mnie w tej książce wciągnęła czy nawet zainteresowała. Bohaterowie są płytcy i żadni, dopiero mniej więcej po pierwszej połowie zaczynałam ich jako tako zapamiętywać. Nikogo z nich nie polubiłam, jedyną postacią która miała jakikolwiek kolor był szalony policjant ale jego występy były tak nielogiczne, mające z niego zrobić jakiegoś nadczłowieka, że nawet nie było sensu się nad nim pochylać. Poza tym za mało go było w tej książce na jakąś większą ocenę. Fabuła - nudna, zapakowana bardzo ciasno w fizykę, której znajomością autor szafował na prawo i lewo non stop, doprowadzając mnie do szału. Ja wiem i rozumiem, że w science-fiction takie tematy się przewijają i nie mam nic przeciwko temu, ale nie jak ciągną się przez parę stron i wplatane są w najdłuższe wypowiedzi postaci. Przez to że ta książka mnie tak nie interesowała, nawet nie skupiałam się na tym co czytam o trzech słońcach, obliczeniach i wnioskach tu prezentowanych, bo nie tego oczekiwałam od “Problemu trzech ciał”. Jakbym chciała sobie rozwiązać parę zagadek fizycznych i astronomicznych, to kupiłabym książkę w tym temacie, a nie non-fiction mające umilić mi czas. A niestety fizyka i matematyka to baza tej książki, która koniec końców mówi że nie wiemy nic i możemy sobie czekać na zagładę. Jeśli miał to być jakiś morał to sory, ale wyszedł bardzo niezgrabnie.
Motyw gry mógł być ciekawy ale znowu, okraszono go jakimś takim absurdem, fizycznym i filozoficznym kodem co było zwyczajnie męczące. Samo wyjaśnienie jej zagadki ani trochę mnie nie obeszło, a domniemany plot twist mnie nie zaskoczył ani nie ruszył, bo po prostu miałam gdzieś co się dzieje z bohaterami i dlaczego. Nie znam ich jako ludzi, autor o to kompletnie w książce nie zadbał. Ucieszyłam się z tła historycznego bo to był to ciekawy i nie dość znany mi temat, to dla mnie dosłownie jedyny plus książki. Przez resztą ledwo przebrnęłam, była koszmarnie nudna i w ogóle nie zajmująca, ostatnie rozdziały pisane jakby w biegu mogły potencjalnie zachęcić kogoś do kontynuowania tej historii. Jak pomyślałam sobie jednak że czekałoby mnie to samo, tylko po to żeby wreszcie czegoś się dowiedzieć na kilku ostatnich stronach to podziękowałam, szkoda na to mojego czasu.
Czuje się bardzo zawiedziona, z początku próbowałam zwalić winę na siebie, że może niedostatecznie się skupiam i żebym pomyślała o odmiennej kulturze, z której pochodzi autor, bo to może nakładka, której mi brakuje do wciągnięcia się w tą książkę. Nie wiem, może komuś z Chin faktycznie się to łatwiej czyta, ale jakoś nie sądzę, bo akurat gatunek science-fiction łamie bariery kulturowe swoją uniwersalnością albo opisem zupełnie innych światów. Tutaj to się absolutnie nie udało, przeczytałam jakąś opowieść o kukłach, które robią to co uważają za słuszne nie dopuszczając do siebie nikogo innego ani nawet głosu rozsądku. I dosłownie mogę to stwierdzenie przykleić do każdej postaci. Nie polecam niestety tego czytać jeśli się nad tym zastanawiacie na fali popularności serialu, nic przyjemnego ani pożytecznego dla mnie z tego nie wynikło.
Egzemplarz tej książki kupiłam na zeszłorocznych Targach w Krakowie, niestety utworzyła mi się taka kolejka do czytania, że dopiero teraz mogłam się za nią zabrać. Zarówno przez to, że tak długo i z wyrzutem na mnie spoglądała z półki, jak i fakt że niedawno temu wyszedł szeroko reklamowany serial na jej podstawie, miałam dość mocno wygórowane oczekiwania - wyobrażałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-06
Edit: reread w kwietniu 2024, opinia taka sama :)
Dawno nie miałam w rękach żadnego poradnika, od lat po wielu nieprzyjemnych doświadczeniach przestałam czytać takie pozycje. Jeśli chodzi o temat ciąży to rynek jest wręcz zalany wszelkimi pozycjami, ja szukałam jednak czegoś pisanego przez Polki. Głównie dlatego, że rzeczywistość opisywana choćby w amerykańskich wydaniach nijak ma się do naszego świata i szkoda tracić czas na czytanie czegoś, z czego nawet nie skorzystam. Szukając zatem czegoś, co byłoby sensowne i polskie natrafiłam na tą perełkę. Właśnie tego mi było trzeba - polskich realiów i głosów kobiet które same są matkami. Bo kto wie o macierzyństwie więcej niż weteranki tego tematu? :)
Forma książki jest szalenie miła i przystępna, czasami miałam aż wrażenie że ktoś mnie klepie nieustannie po głowie jak ją czytałam. Niektóre momenty były poważne i wymagały skupienia, w innych informacje przeplatane były opowieściami z życia wziętymi zabarwionymi humorem. Każdy rozdział (a jest ich naprawdę sporo) przybliża poszczególny temat, podając na tacy naprawdę mnóstwo informacji z czego naprawdę wszystkie były szalenie praktyczne. Nie wiedziałam nawet, że powinnam zadać niektóre pytania a książka dostarczyła mi na nie odpowiedzi, jak również na szereg prozaicznych rzeczy, które często wychodzą już po porodzie a warto o nich wiedzieć jednak przed żeby się przygotować i nastawić.
Wszystko to opisane jest przyjaznym i otulającym językiem, autentycznie ma się poczucie bycia w grupie z innymi kobietami. Ta książka to jakby kobiecy krąg dotyczący ciąży i przygotowania do niej, tylko nie trzeba ruszać się z domu żeby w nim uczestniczyć. Nie spotkałam się jeszcze z takim poradnikiem i jestem przyjemnie zaskoczona, na pewno zapoznam się z drugą częścią jeśli będę mieć taką potrzebę. Póki co serdecznie polecam, uważam że każda z nas powinna ją przeczytać bo naprawdę rozwiewa wiele wątpliwości. A to pomaga nie tylko w byciu przyszłą mamą ale też we wspieraniu kobiet wokół nas. A że dodatkowo czyta się ją miło i przyjemnie, tym bardziej zachęcam, szczególnie jeśli ten tematu budzi dużo wątpliwość i stres. Ta książka bardzo pomaga :)
Edit: reread w kwietniu 2024, opinia taka sama :)
Dawno nie miałam w rękach żadnego poradnika, od lat po wielu nieprzyjemnych doświadczeniach przestałam czytać takie pozycje. Jeśli chodzi o temat ciąży to rynek jest wręcz zalany wszelkimi pozycjami, ja szukałam jednak czegoś pisanego przez Polki. Głównie dlatego, że rzeczywistość opisywana choćby w amerykańskich wydaniach...
2024-03-26
Miałam przyjemność czytać tą książkę po raz trzeci i niesamowite jest to, jak zupełnie inaczej ją za każdym razem odbieram. Po ostatnim czytaniu pozostawiła we mnie jakieś uczucie nostalgii, tęsknoty i wręcz czegoś na kształt podziwu dla takiej miłości. Teraz jest zgoła inaczej - Bronte opisała patologiczną relację i człowieka z radością rujnującego życia conjamniej kilku osobom, w tym sobie samemu. Nie widzę w tym absolutnie nic romantycznego ani godnego zachwytu, co nie zmienia faktu, że jest to nadal jedna z moich ulubionych książek jeśli chodzi o klasykę i niezmiennie porusza we mnie przeróżne struny.
Katarzyna to narcystyczna furiatka, która na własne życzenie nie dostała w życiu mężczyzny którego chciała, co okazało się tragiczne w skutkach. Nie potrafiła się z tym pogodzić zachowując się przy tym jak dziecko, dlatego zgotowała piekło swojemu mężowi i doprowadziła się na skraj szaleństwa. Momentami było mi jej szalenie żal, nie sposób było nie zauważyć jak jest samotna i pogubiona w tym co się dzieje, była też bardzo młoda. Ale jej duma nie pozwalała na przyjęcie pomocy, na zwyczajną rozmowę i podejmowanie decyzji ze spokojem i rozwagą. Heathcliff jest w zasadzie jej męskim odpowiednikiem, z dużo większą ilością mroku, niepokoju i jakiejś nieposkromionej energii, nad którą on sam nie potrafi zapanować. Jest okrutny, mściwy, przemocowy, wpada na kompletnie szalone wnioski i pomysły, bez wyrzutów sumienie wprowadzając swoje plany w życia innych ludzi, byleby ich unieszczęśliwić i co ważniejsze, uzależnić od siebie. Ale przy tym jest ambitny, bez problemów umie dążyć do wytyczonego sobie celu i jest niesamowicie oddany - skomplikowany człowiek i postać, której spokojnie można poświęcić osobną książkę, choćby po to żeby poznać dziury w jego życiorysie i lepiej zrozumieć jego obsesyjność i gigantyczne kompleksy.
Oprócz tej dwójki mamy szereg innych postaci, które w zasadzie kręcą się wokół nich. Nasza narratorka była i jest najbliżej wydarzeń i najlepiej zna tą mroczną parkę, chociaż jej osądy wcale nie są aż tak jednoznaczne i ewoluują z czasem, co nadaje tej historii dodatkowej realności. Wydarzenia rozgrywają się w mrocznych budynkach domów stojących w oddaleniu od siebie, na klimatycznych wzgórzach z wrzosowiskami. Aż boli, kiedy pomyśleć jak wszystko mogłoby wyglądać pięknie i kompletnie inaczej, gdyby nie tyle nieoczekiwanych splotów wypadków, prowadzących do zatrucia dusz ludzi tam żyjących. Niesamowita strata, którą autorka nakreśliła w doskonały sposób, taki który da się po prostu odczuć czytając. Wiele razy miałam ochotę potrząsnąć bohaterami, nie rozumiejąc jak w ogóle mogą podejmować tak głupie i nieszczęsne działania, zupełnie nie widząc ich przyszłych konsekwencji. Jest to ogromna moc tej książki, sprawiająca że ciężko się od niej oderwać, chyba tylko po to żeby poukładać sobie w głowie mieszaninę emocji związanej z lekturą. A zakończenie jest z kolei pełne nadziei, wspaniała klamra dla tak ponurej i przytłaczającej historii - to jedna z rzeczy które na maksa w tej książce lubię, nie zostawia czytelnika w piekle ale daje mu światełko w tunelu.
Tym razem na przyjemność i komfort czytania wpłynął też fakt, że miałam w rękach cudowne wydanie. Zwracam na takie rzeczy uwagę, ale ponieważ nie jestem kolekcjonerką książek i zbieram tylko to, do czego wiem że będę wracać, to tym bardziej doceniam ten egzemplarz. Niesamowicie pasuje do treści, nadaje czytaniu jakiś wymiar ekskluzywności i zachęcająco zerka z półki na kolejnego czytelnika ;) Niezależnie jednak od wydania, które Wy macie w rękach, niezmiennie polecam tą książkę. Nie na darmo zalicza się do klasyków literatury, jest pięknie napisana i przedstawia historię, którą w zależności od etapu życia czytelnika można zupełnie inaczej rozumieć i odbierać. Jestem ciekawa co w niej odkryję za te kilka lat, kiedy znowu po nią sięgnę ;) Aha i polecam ją czytać w październikowy albo listopadowy, deszczowy czas - dodaje to milion punktów do klimatu, da się wczuć w scenerię zdecydowanie bardziej. Polecam!!!
Miałam przyjemność czytać tą książkę po raz trzeci i niesamowite jest to, jak zupełnie inaczej ją za każdym razem odbieram. Po ostatnim czytaniu pozostawiła we mnie jakieś uczucie nostalgii, tęsknoty i wręcz czegoś na kształt podziwu dla takiej miłości. Teraz jest zgoła inaczej - Bronte opisała patologiczną relację i człowieka z radością rujnującego życia conjamniej kilku...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-18
Kolejne tomiszcze tej skomplikowanej historii za mną, aż ciężko mi uwierzyć że to przedostatnia część. Mam wrażenie, że czytam je już latami. Po pozytywnym zaskoczeniu poprzednią częścią, ta niestety znowu mnie troszkę rozczarowała, ale nie było aż tak źle. Trochę za dużo tu było komedii przypadków, wygodnych dla fabuły splotów akcji i nierealistycznych zachowań bohaterów (szczególnie dzieci), ale się nie wynudziłam jak to miało niekiedy miejsce podczas czytania wywodów Gabaldon.
Na plus oceniam wszystkie rozdziały ze Szkocji XX wieku, jestem autentycznie zaintrygowana co się tam właściwie dzieje i dlaczego. Sporo w tym było z akcji czy wręcz powieści sensacyjnej, ale w miarę wyważonej ilości. Troszkę mnie tylko śmieszy z jaką łatwością i brakiem konkretnego planu rodzina Brianny wesoło podróżuje przez kamienie, jakby lecieli samolotem. Dużo gadania i zastanawiania się czy to ok, czy warto i można robić takie sztuczki, najwyraźniej już definitywnie minęło wraz z poprzednimi tomami. Jestem ciekawa co będzie z nimi dalej i w jakim czasie koniec końców autorka postanowi ich umieścić, i co się stanie z krewnym Rogera.
Jamie oczywiście dał się wciągnąć w wojnę, bo czemu by nie. Po dramatycznych scenach z końca poprzedniej części i początku tej naiwnie myślałam, że może dostaniemy jakiś plot twist i smaczek ale nie, miłość Jamiego do Claire przetrwa nawet bardzo pochopne i dziwaczne zamążpójście z przyjacielem rodziny, którego nie było w tej historii do tej pory za wiele, a bardzo szkoda nawiasem mówiąc. Im więcej scen z Lordem Johnem, tym bardziej lubię tą postać. Średnio też ruszyła akcja związana z synem Jamiego, ich interakcje są co najmniej dziwaczne i aż proszą się o więcej dialogów czy sensownej treści. Liczę na to, że doczekamy się tego w kolejnym tomie, ale z Gabaldon niestety nigdy nic nie wiadomo.
Cieszę się że kontynuujemy stare znajomości, jak choćby te z Ianem czy Denzellem Hunterem i jego siostrą, a także prastare - jak z Jenny, która ku mojemu zaskoczeniu wróciła w roli hardej ale troskliwej babci dzieciaków Fergusa, stęsknionej matki Iana, oraz niestety wdowy po swoim kochanym mężu. Sporo się w tej książce działo, czasami aż trudno mi było nadążyć za tym wszystkim. Mam wrażenie, że autorka chce domknąć tą serię i pożegnać nas z co bardziej znaczącymi postaciami, w ten czy inny sposób. Trochę namieszała sytuacją ze Szkocji z XX wieku, mam nadzieję że ma pomysł jak to sprawnie rozwiązać i nie zostawi jakichś niezręcznych luk.
Już od dłuższego czasu piszę pod recenzjami książek tej serii podobne podsumowanie - nie polecam z nią zaczynać bo nie warto, zajmuje multum czasu przez swoją kuriozalną objętość, a nie jest jakoś szalenie dobra. Jednak ja jestem zbyt ciekawa co tam dalej autorka nam zgotowała i przede wszystkim jak zakończy całą historię, więc nie mogłam przestać mimo że podskórnie czułam że nie warto. To takie moje guilty kind-of-pleasure, nic na to nie poradzę. Fanom polecam czytać dalej, ale osobom zastanawiającym się czy czytać mówię stanowcze nie róbcie sobie tego ;)
Kolejne tomiszcze tej skomplikowanej historii za mną, aż ciężko mi uwierzyć że to przedostatnia część. Mam wrażenie, że czytam je już latami. Po pozytywnym zaskoczeniu poprzednią częścią, ta niestety znowu mnie troszkę rozczarowała, ale nie było aż tak źle. Trochę za dużo tu było komedii przypadków, wygodnych dla fabuły splotów akcji i nierealistycznych zachowań bohaterów...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-11
Już od bardzo dawna chciałam przeczytać tą książkę, byłam jej szalenie ciekawa. Co prawda ani nie znam autorki ani stacji telewizyjnej dla której pracowała, Nickelodeon, bo szczyt ich popularności nadszedł w czasach, kiedy nie było szans żebym się interesowała tego typu produkcjami. Może i dobrze, bo miałabym zepsutą część dzieciństwa patrząc na takie właśnie świadectwa jak historia Jennette, czy wychodzące na jaw kolejne brudy dotyczące traktowania dziecięcych gwiazd i rzeczy, do których ich zmuszano. Ominęło mnie to, ale nadal chciałam wiedzieć co ta akurat była, dziecięca aktorka ma do powiedzenia, szczególnie że tytuł książki jest dość szokujący i intrygujący zarazem.
Pierwsza połowa książki z jednej strony była koniecznym wprowadzeniem, bo pokazała czytelnikowi absolutnie toksyczną relację jaką autorka miała z matką (a raczej jak chora psychicznie była jej matka, bo relacje to ona miała z każdą postacią dramatu tragiczne, tylko w inny sposób), do czego sama się zmuszała żeby ją zadowolić i uzmysłowiła mi, jak w sumie łatwo było zostać dziecięcą aktorką przy odpowiedniej dozy zaparcia, uporu i ciężkiej pracy samego dziecka. Część ta jednak nie była dla mnie aż tak wciągająca i ciekawa, widać że pisana była po czasie więc nie buzowała aż tak emocjami. Czytało się ją bardziej jak urywki bardzo suchego, opisowego dziennika. Być może był to sposób na rozliczenie się autorki z przeszłością, na chłodno i z pełnym zrozumieniem co jej zrobiono? Zabrakło też większej obecności reszty członków rodziny, ale być może Jennette nie chciała ich angażować w te wspomnienia czy rozgrzebywać starych ran, a było ich ewidentnie sporo bo dostawaliśmy dosłownie urywki dotyczące ojca czy jej braci.
Druga część była pisana w zdecydowanie inny sposób, tak jakby wspomnienia były zdecydowanie żywsze i świeższe, co ma sens. Wchodzimy też tutaj na grząski i mocno nieprzyjemny grunt dość patologicznych związków które ta biedna dziewczyna prowadziła (podziwiam za powstrzymanie się przez jawnym używaniem nazwisk, mnie by to na maksa kusiło), jej problemów z nadużywaniem alkoholu, anoreksji, bulimii i masy innych zaburzeń. Mimo tego, jest w słowach autorki jakaś lekkość kiedy o tym wszystkim pisze, pokazuje nam uparcie swój zły sen i przyczyny jego powstania jakby odpowiadając na własne potrzeby. Nie ma tutaj żadnego moralizatorstwa, ostrzegania młodych dziewczyn przed niebezpieczeństwami, a jedynie jej życiowa historia mówiąca sama za siebie. Kilka momentów mnie zaskoczyło, niektóre zasmuciły i wywołały nieprzyjemny szok, ale właśnie tego się po tej książce spodziewałam i tego oczekiwałam.
Koniec końców cieszę się, że sięgnęłam po tą autobiografię. Otworzyła ona na nowo i mam nadzieję, że tym razem na serio rozmowę o tym, jak bardzo przemysł branży rozrywkowej jest toksyczny dla dzieci w nim uczestniczących, którymi nikt zdaje się nie przejmować. Są wykorzystywane przez managerów, producentów, kolegów z planu i co najgorsze, przez własnych rodziców. Przykład Jennette mówi o tym dosadnie i jest przykro jaskrawy, ale zdecydowanie nie ona jedna stała się ofiarą Nickelodeonu, i nie jest to też jedyna stacja tworząca produkcje dla dzieci i nastolatek w ostatnich dekadach, więc takich jak ona jest dużo więcej. Książkę polecam, nie jest aż tak dobra jak się nastawiałam, ale daje niezły obraz patologii i koszmaru przez jaki musiała przejść autorka. I myślę że to stanowi moc tej pozycji, dlatego warto po nią sięgnąć.
Już od bardzo dawna chciałam przeczytać tą książkę, byłam jej szalenie ciekawa. Co prawda ani nie znam autorki ani stacji telewizyjnej dla której pracowała, Nickelodeon, bo szczyt ich popularności nadszedł w czasach, kiedy nie było szans żebym się interesowała tego typu produkcjami. Może i dobrze, bo miałabym zepsutą część dzieciństwa patrząc na takie właśnie świadectwa jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-08
Swego czasu kusiło mnie zakupienie tej książki, nie mam jednak zbytniego zaufania do pozycji promowanych tak mocno jako bestsellery. Zazwyczaj jestem nimi po prostu zawiedziona i szkoda mi inwestować w nie pieniądze. Ale z ciekawością skorzystałam z uprzejmości koleżanki i pożyczyłam kopię z jej biblioteczki - przyznam, że tym razem instynkt mnie zawiódł i spokojnie mogłam tą książkę jednak zakupić, bo zdecydowanie jest tego warta.
Zacznę może od tego, że od paru lat naprawdę lubię reportaże. Zauważyłam jednak że są pisane i prowadzony w przeróżny sposób - niektóre są dla mnie ledwo do przejścia, niektóre bywały niezbyt rzetelne czy wręcz sensacyjne, co podkopywało moje zaufanie do tej formy. Ale w niektóre autorzy ewidentnie włożyli ewidentnie sporo pracy i serca, “Chłopki” należą właśnie do tej kategorii. Książka podzielona jest na logiczne rozdziały, każdy z nich dość szczegółowo i w zajmujący sposób opisuje daną tematykę. Mamy przykłady rodzinnych historii, grzebania w przeszłości prababć i babć, znajdowania odpowiedzi na przeróżne pytania dotyczące tego jaka była rola kobiet z rodzin chłopskich, jak żyły, co robiły, jakie spadały na nie odpowiedzialności i trudności. Cała książka daje naprawdę niezły obraz tego jak się żyło kiedyś naszym przodkiniom i nie jest to wcale przyjemny czy pozytywny obraz, co nie powinno być wielkim zaskoczeniem. Ale ich chęć do nauki (sama zrozumiałam nieco z zachowania moich prababć i ich wiecznych pytań o nudną kiedyś dla mnie szkołę), rozwijania się, sięganie po więcej i lepiej żeby ich życie a przede wszystkim przyszłość ich dzieci była inna, lepsza - to wszystko było niezwykle, motywujące, pokazujące ich niesamowitą determinację i głód życia. Często dźwigały na barkach tak wiele, że jestem przekonana że praktycznie żadna z kobiet mojego czy późniejszych pokoleń by temu nie podołała. Przejmowały nie tylko role które widzimy jako typowo kobiece, ale również te męskie (książka rozprawia się z niektórymi mitami na ten temat plus pokazuje historie gdzie mężczyźni z różnych przyczyn byli nieobecni w rodzinie).
Chyba niczym mnie ta lektura aż tak nie zaskoczyła, ale pozwoliła na uporządkowanie sobie pewnych faktów, przeczytania o nich w pełnym kontekście. Bardzo podeszło mi też pióro autorki i uważam, że decyzja o dodaniu naprawdę sporej ilości zdjęć do książki była zdecydowanie trafiona. Nadała ona książce jeszcze większej realności, kiedy mogliśmy dopasować konkretne twarze do opisów sytuacji czy charakterów poszczególnych kobiet. Byłam tym bardzo pozytywnie zaskoczona i momentami aż czułam więź z naszymi przodkiniami, a przede wszystkim wdzięcznośc że dawały z siebie wszystko.
Książkę bardzo polecam, napisana jest w naprawdę przystępny sposób który niczego czytelnikowi nie narzuca, a budzi emocje i jakąś wrażliwość na tą część naszej historii i gigantyczne przemiany społeczne, które wtedy zachodziły. Myślę że warto zapoznać się z takimi pozycjami, głównie po to żeby rozumieć siebie samych, nasze rodziny i piętno które historia, czy tego chcemy czy nie, zostawia na kolejnych pokoleniach. Jest to bardzo ciekawy sposób na introspekcję, a poznawanie losów własnych przodków stanowi moim zdaniem cenny zasób, wiele o nas mówiący i wyjaśniający to jak obecnie wygląda Polska i jej mieszkańcy. Serdecznie zachęcam i z czystym sumieniem polecam :)
Swego czasu kusiło mnie zakupienie tej książki, nie mam jednak zbytniego zaufania do pozycji promowanych tak mocno jako bestsellery. Zazwyczaj jestem nimi po prostu zawiedziona i szkoda mi inwestować w nie pieniądze. Ale z ciekawością skorzystałam z uprzejmości koleżanki i pożyczyłam kopię z jej biblioteczki - przyznam, że tym razem instynkt mnie zawiódł i spokojnie mogłam...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-27
Zawsze z chęcią sięgam po książki pana Małeckiego, jeszcze nigdy się na żadnej nie zawiodłam. Są przepięknie napisane, traktują o ważnych i trudnych tematach, są pełne emocji i zostawiają czytelnika w jakiejś takiej melancholijnej zadumie. Podoba mi się też czas i miejsce w które nas tym razem zabrał, tak inne od tego co znam na codzień. Ta podróż z autorem nie jest miła, co to to nie, ale pouczająca i bardzo nostalgiczna, przy czym okazuje się że ponadczasowa bo nadal jako istoty ludzkie przechodzimy przez te same trudy od zarania dziejów, zmienia się tylko ich opakowanie.
W “Sąsiednich kolorach” w zasadzie nie ma głównych bohaterów. Żadna postać nie jest przypadkowa, nie stanowi tła a po prostu część całej historii. Czytając miałam wrażenie, że odkrywam poszczególne jej warstwy, odnajdując wzajemne powiązania i ich znaczenie. Większość, jak zwykle w przypadku autora, pozostawia się naszym domysłom i wyobraźni, książka zostawia nas w pewnym zawieszeniu, ale nie jest to wcale nieprzyjemne. Zazwyczaj lubię kiedy historia ma jasny i zdefiniowany koniec, ale w tym przypadku jakoś mi jego brak nie przeszkadza, a dodaje całości smaczku zmuszając czytelnika do domysłów i spekulacji. Pióro autora, o którym już wcześniej wspomniałam, jest po prostu urzekające. Opowieść płynie momentami jak baśń, ma się wrażenie że oglądamy wszystko przez mgłę w której bohaterowie są zawieszeni i lawirują w zależności od tego jakie podejmują decyzje i interakcje z innymi. Jest w tym jakaś magia, ale nie sprawia to bynajmniej że postaci z książki są przez to mnie realistyczne, czy nie można się z nimi utożsamić - otóż można, ja osobiście dla każdego znalazłam współczucie, które przyszło mi jakoś naturalnie w tym przypadku, a także ogrom zrozumienia, co świadczy o tym jak autor dobrze opisał poszczególne sytuacje i umiejętnie wpłynął na emocje czytającego.
Książka ta jest na pewno specyficzna i nie każdemu się spodoba, szczególnie jeśli inne tytuły autora są znane i nie podeszły za bardzo danemu czytelnikowi. Tutaj bowiem mamy zdecydowanie kontynuację pisarską - klimat, ton czy powaga opowiadania, zagadnienia i sposób ich prezentowania znamy już z pozostałych jego powieści. Chociaż przyjmują zawsze inna formę, to jednak są na tyle unikalne dla niego, że albo się je lubi albo nie. Ja lubię i serdecznie polecam, nie omieszkam też sięgnąć po kolejne nowości od autora bo jestem pewna, że się nie zawiodę.
Zawsze z chęcią sięgam po książki pana Małeckiego, jeszcze nigdy się na żadnej nie zawiodłam. Są przepięknie napisane, traktują o ważnych i trudnych tematach, są pełne emocji i zostawiają czytelnika w jakiejś takiej melancholijnej zadumie. Podoba mi się też czas i miejsce w które nas tym razem zabrał, tak inne od tego co znam na codzień. Ta podróż z autorem nie jest miła,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-24
Oh, jak ja lubię wracać co jakiś czas do twórczości pani Anny. To jest dla mnie zawsze czysta przyjemność, zanurzyć się w zgrabnie prowadzoną przez nią historię i dać się jej ponieść. Nie inaczej było tym razem, chociaż przyznam że byłam troszkę zaskoczona tematem i samym początkiem, gdzie poznawałam głównego bohatera i jego specyficzną, tragiczną sytuację. Z rozdziału na rozdział jednak poznawałam go coraz lepiej, a kolejne etapy fabuły były przed nami odkrywane w idealnym tempie, podobnie jak inne postaci. z których każda koniec końców odegrała sporą rolę w tym dramacie.
Leona, naszego głównego bohatera, poznajemy w tragicznym momencie jego życia. Przez to czytelnikowi momentami wydaje się, że nie można mu tak do końa dowierzać, że to może jego zmysly i nowa sytuacja płatają mu figle. Sama wielokrotnie łapałam się na tym, że zastanawiałam się czy narrator nas przypadkiem mniej lub bardziej świadomie nie oszukuje, wierzyłam raz jemu a raz jego dziwacznej i niezbyt wspierającej rodzinie oraz żonie. Uważam, że to świetny zabieg i decyzja autorki, żeby wykorzystać słabość bohatera i robić nam mętlik w głowie. Kilka razy w ciągu czytania zmieniałam zdanie, bardzo dawno nie czytałam kryminalnej historii w której aż tak bym się zastanawiała kto jest sprawcą (i czego dokładnie), a kto jest ofiarą. Fabuła bardzo szybko się rozwija i zmienia, z jednego problemu tworzy się szereg innych, nie wiadomo czy ze sobą powiązanych. Dodatkowym atutem jest oczywiście doskonałe pióro autorki, które czyta się swobodnie, przyjemnie i z czystym zaciekawieniem. Ma ona jakiś taki dar do tworzenia klimatu i tego małego uniwersum danej książki, które od razu kupuję i umiem sobie wyobrazić bez przeszkód. Bohaterowie są realistyczni, liczni ale mający sens (nie mamy tam żadnych bezsensownych zapychaczy), dostajemy też odpowiednią dawkę opisów miejsca i czasu, tak żeby się w tym odpowiednio ugruntować.
Nic dodać nic ująć, ta książka naprawdę mi się podobała. Jest intrygująca ale przy tym lekka, świetna na jakiś urlopowy wyjazd (z tym mi się szczerze mówiąc kojarzą książki autorki, może stąd mój tak dobry ich odbiór? ;)) i dzielenie się nią z innymi czytaczami, myślę że każdemu podejdzie. Nie jest to typowy kryminał, ma elementy thrillera, zagadki i obyczajówki stąd jej uniwersalność - polecam serdecznie.
Oh, jak ja lubię wracać co jakiś czas do twórczości pani Anny. To jest dla mnie zawsze czysta przyjemność, zanurzyć się w zgrabnie prowadzoną przez nią historię i dać się jej ponieść. Nie inaczej było tym razem, chociaż przyznam że byłam troszkę zaskoczona tematem i samym początkiem, gdzie poznawałam głównego bohatera i jego specyficzną, tragiczną sytuację. Z rozdziału na...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-21
Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)
Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała. Nie było nudy, bezsensownych splotów akcji, było trochę wyjaśnień, nowych postaci i twistów. Znowu znaleźliśmy się w dwóch czasach, bardzo delikatnie splecionych listami Claire i Jamiego, wspomnieniami oraz więzami rodzinnymi które w tym przypadku są jakoś wyjątkowo silne. Jest to naprawdę niezłe!
W książce cały czas coś się dzieje, ale w różnym tempie, dlatego nie czułam się tym przytłoczona. Wreszcie dostajemy odpowiednią moim zdaniem ilość czasu z poszczególnymi bohaterami, nabrali jakichś kształtów i charakterów. Powiedzieć że jestem w szoku to mało. Znowu mnie ta opowieść wciągnęła, podobnie jak przy pierwszym tomie i chcę wiedzieć co będzie dalej. Tylko tło historyczne mnie dość irytuje, a raczej to co z wiedzą o przyszłości robią bohaterowie. Jest tyle miejsc na ziemi, do których mogliby się udać a oni ciągle włażą w sam środek konfliktów, udając że są nieśmiertelni. Czy to jakiś instynkt samobójczy Jamiego, dziwne poczucie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, duma? Cokolwiek to jest, po tylu przeżyciach jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe…Ale cóż, nadaje sens tej epopei. Autorka wystopowała też ze scenami erotycznymi z czego jestem naprawdę zadowolona, bo nie są tu niezbędne a wręcz zaczynają irytować. Wracając do bohaterów, świetnym posunięciem według mnie jest wprowadzenie Williama i co nieco Johna do historii, zastanawiałam się czasem czy i kiedy autorka podejmie te niezręczne i bardzo niedokończone tematy - liczę na więcej w kolejnym tomie!
Nie sądziłam że to kiedykolwiek napiszę w kontekście tej serii, ale autentycznie jestem ciekawa co dalej. Mam nadzieję że się nie zawiodę! Fanom serdecznie polecam, myślę że będziecie się dobrze bawić. Niefanom - polecę serię jeśli kolejne dwa tomy będą na podobnym poziomie (albo wyższym) niż ten, bo jeśli nie to mimo wszystko nie opłaca się brać za jej czytanie - każda część ma ponad tysiąc stron więc to naprawdę sporo zainwestowanego czasu i uwagi, więc radzę podejść ostrożnie ;)
Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)
Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała....
2024-02-16
Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)
Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała. Nie było nudy, bezsensownych splotów akcji, było trochę wyjaśnień, nowych postaci i twistów. Znowu znaleźliśmy się w dwóch czasach, bardzo delikatnie splecionych listami Claire i Jamiego, wspomnieniami oraz więzami rodzinnymi które w tym przypadku są jakoś wyjątkowo silne. Jest to naprawdę niezłe!
W książce cały czas coś się dzieje, ale w różnym tempie, dlatego nie czułam się tym przytłoczona. Wreszcie dostajemy odpowiednią moim zdaniem ilość czasu z poszczególnymi bohaterami, nabrali jakichś kształtów i charakterów. Powiedzieć że jestem w szoku to mało. Znowu mnie ta opowieść wciągnęła, podobnie jak przy pierwszym tomie i chcę wiedzieć co będzie dalej. Tylko tło historyczne mnie dość irytuje, a raczej to co z wiedzą o przyszłości robią bohaterowie. Jest tyle miejsc na ziemi, do których mogliby się udać a oni ciągle włażą w sam środek konfliktów, udając że są nieśmiertelni. Czy to jakiś instynkt samobójczy Jamiego, dziwne poczucie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, duma? Cokolwiek to jest, po tylu przeżyciach jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe…Ale cóż, nadaje sens tej epopei. Autorka wystopowała też ze scenami erotycznymi z czego jestem naprawdę zadowolona, bo nie są tu niezbędne a wręcz zaczynają irytować. Wracając do bohaterów, świetnym posunięciem według mnie jest wprowadzenie Williama i co nieco Johna do historii, zastanawiałam się czasem czy i kiedy autorka podejmie te niezręczne i bardzo niedokończone tematy - liczę na więcej w kolejnym tomie!
Nie sądziłam że to kiedykolwiek napiszę w kontekście tej serii, ale autentycznie jestem ciekawa co dalej. Mam nadzieję że się nie zawiodę! Fanom serdecznie polecam, myślę że będziecie się dobrze bawić. Niefanom - polecę serię jeśli kolejne dwa tomy będą na podobnym poziomie (albo wyższym) niż ten, bo jeśli nie to mimo wszystko nie opłaca się brać za jej czytanie - każda część ma ponad tysiąc stron więc to naprawdę sporo zainwestowanego czasu i uwagi, więc radzę podejść ostrożnie ;)
Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)
Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała....
2024-02-08
Miałam ochotę na jakąś w miarę lekką historię i ta oto książka wpadła mi przypadkiem w ręce. Spodziewałam się że będzie jedną z wielu prostych, naiwnych i oklepanych historyjek jakich już wiele czytałam. Zmylił mnie też jej tytuł, byłam przekonana że to będzie wydanie anglojęzycznego autora. Moje oczekiwania zatem były szalenie niskie, dlatego tym bardziej byłam w szoku, im dłużej się z nią zapoznawałam. I to był zdecydowanie pozytywny szok, żeby było jasne.
Bohaterowie od razu przypadli mi do gustu. Są tacy zwyczajni a jednak dość charakterystyczni, na tyle rzeczywiści że szybko można z nimi złapać czytelniczą więź. Mimo tego że są nastolatkami i absolutnie nie utożsamiam się z ich problemami, to zupełnie mi to nie przeszkadzało w czytaniu co tam ich czeka na tym średnio przyjemnym progu dorosłości, jakim jest klasa maturalna. Opis ich rzeczywistości, dialogi, sytuacje z którymi się mierzyli były przyjemnie zwyczajne i nie tak odklejone czy pokręcone jak zazwyczaj w tego typu książkach. Miałam wrażenie, że reprezentowali oni przeciętnych, polskich nastolatków bez niepotrzebnej dramy, pompatyczności i nawarstwienia tony nierealnych problemów, decyzji czy zachowań. Lub toksyczności, która chyba jest ostatnimi czasy w modzie. Momentami było smutno, ale czasem też bardzo słodziutko, wszystkie emocje były elegancko wyważone a historia prowadzona powoli, w logiczny sposób.
To jedna z przyjemniejszych książek z gatunku literatury młodzieżowej jaką miałam przyjemność przeczytać w ostatnich miesiącach. Nie ma w niej przesady, sztuczności, tony zbędnych bohaterów robiących za meble i wyskakujących nagle w fabule nie wiadomo po co. Napisana jest z głową i sercem, czytało mi się ją dobrze i dała mi komfort jakiego właśnie potrzebowałam. Nie wiem tylko o co chodzi z tym tytułem, no ale niech będzie. Myślę, że wiele osób może odstraszyć, a szkoda. Niemniej jednak, książkę polecam.
Miałam ochotę na jakąś w miarę lekką historię i ta oto książka wpadła mi przypadkiem w ręce. Spodziewałam się że będzie jedną z wielu prostych, naiwnych i oklepanych historyjek jakich już wiele czytałam. Zmylił mnie też jej tytuł, byłam przekonana że to będzie wydanie anglojęzycznego autora. Moje oczekiwania zatem były szalenie niskie, dlatego tym bardziej byłam w szoku, im...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-01
Cóż, biorąc się za czytanie tej książki mniej więcej wiedziałam czego mogę spodziewać się po jej treści, ale stwierdziłam że i tak się z nią zapoznam bo warto znać przeróżne opinie i samemu wyciągać wnioski. Nie spodziewałam się jednak że będzie to aż tak złe, że pomiędzy każdym rozdziałem musiałam czytać inna książkę, żeby się od tego bełkotu na chwilkę odciąć i poczytać coś bardziej sensownego. Smutno mi gdy patrzę na oceny tej książki, które są zaskakująco wysokie. Ale myślę że to dlatego, że autor idealnie pisze i wypowiada się w zgodzie z promowanymi od lat hasłami mającymi zastraszyć ludzi, przywołując rychły koniec świata i odliczanie do apokalipsy. Tak jakby kryzysy środowiskowe to było coś nowego - pamiętacie jeszcze dziurę ozonową? Globalne ocieplenie? No to teraz mamy climat change tak dla odmiany, wszystkie te trzy obrazki powstały i znikały w ciągu mojego życia, starsze pokolenia pamiętają pewnie jeszcze inne nazwy podobnych katastrof. Obecna narracja jednak jest do tego stopnia toksyczna i wszechobecna, jak również wspierana przez polityków na gigantyczną skalę (kolejna rzecz na której można zarobić, nikogo nie będą obchodzić efekty “ekologicznych” przepisów i decyzji z którymi się będziemy musieli wcześniej czy później mierzyć), że powoduje u ludzi problemy psychiczne, niechęć do życia, rezygnację z posiadania dzieci na rzecz dbania o Matkę Ziemię (!!!) czy z drugiej strony nadmierną konsumpcję bo skoro świat się kończy za te kilka lat to co za różnica, wszyscy spłoniemy, co nie? ;) Dlatego też absolutnie nie szanuję takich tub propagandowych jak autor, który ewidentnie chciałby żebyśmy sobie żyli wszyscy wesoło w komunie, gdzie nikt nie ma nic na własność bo dobro wspólne jest najważniejsze. Szkoda tylko że w takim systemie w praktyce wszystko należy do rządu, który z dnia na dzień może doprowadzić swoich obywateli do choćby głodowania. Wydaje mi się, że wystarczająco już to przerobiliśmy i nie ma sensu wracać do tych samych, chorych i patologicznych pomysłów? Czy nie, dalej musimy testować, tym razem zasłaniając się dobrem klimatu, cokolwiek to jest?
Najbardziej zabawne jest to, że autor wziął sobie tezę i tworzy wokół niej wydmuszkę, sam się gubiąc, powtarzając i zaprzeczając samemu sobie. Rządy be, ale spoko jak wymuszą na ludziach ograniczoną konsumpcję albo maksymalny dochód (nie wiem nawet jak to skomentować, to jak taki pomysł jest szkodliwy i obrzydliwy…szkoda gadać). Produkcja samochodów elektrycznych powoduje ogromne problemy środowiskowe i etyczne (o czym wiadomo od dawna, bardzo widać jak ogromny jest to przemysł i ile hajsu można z niego wycisnąć skoro ich używanie jest tak promowane, a wręcz wymuszane na zachodzie), ale jak najszybciej każdy powinien nimi jeździć bo tylko tak uratujemy planetę. Autor z pewnością wychowywał się też w miejscu nieskażonym komunizmem i jego następstwami, inaczej nie wygadywałby tylu głupot o kapitalizmie i własności prywatnej. I nie cytował Marksa, całkowicie mnie to zmroziło szczerze mówiąc. Niby jest antropologiem z wykształcenia ale nie raczył zauważyć, że ludzie są motywowani własnością. Rozkwitają kiedy mogą do czegoś aspirować, rozwijać się i edukować i tak, zarabiać przy tym więcej pieniędzy. Wtedy faktycznie mają czas, przestrzeń i ochotę na szeroko rozumiany udział w życiu społecznym, rozwiązywanie wspólnych problemów, dbanie o środowisko. I sory, ale nie komunizm tylko kapitalizm pomaga właśnie na takie pozytywne zmiany, co idealnie widać w państwach afrykańskich i azjatyckich które w ostatnich latach niesamowicie się rozwinęły, mogą dbać o kwestie środowiskowe albo chociaż podejmować ten temat. Zachód popełnił sporo błędów, zachłysnęliśmy się dobrobytem, szybkim życiem i łatwiejszym zarobkiem a także własnością, ale jest to nieodzowny element naszej edukacji jako ludzkości. Nie potrzeba nam fanatycznych pisarzy książek, rządów i ich chorych nakazów i zakazów dyktowanych zarobkiem a nie dobrobytem społeczności, żeby wiedzieć że obecna forma nie zdała egzaminu. Zrobiliśmy sami z siebie zniewolonych konsumentów, wiele osób nagle to zaczęło dostrzegać i pragnie wrócić do korzeni albo co bardziej rozsądne - dowiedzieć się jak mogą one wyglądać w nowoczesnej formie. Autor jest niewdzięcznym hipokrytą psiocząc na kapitalizm (w bardzo infantylny sposób, nawiasem mówiąc), podczas gdy sam z niego przez całe życie czerpie całymi garściami. Minimalistyczna okładka książki nie sprawi że jest ona bardziej ekologiczna ;)
Czekałam też na jakiś cytat Grety Thunberg i nie zawiodłam się, oczywiście że musiał się znaleźć w takiej książce :D
Daję ocenę 2 tylko dlatego, że zgadzam się z tym, że ludzie powinni konsumować mniej. Już od dawna wiadomo, że nie wnosi to w nasze życie nic dobrego a wręcz nasz krzywdzi na wielu płaszczyznach. Tylko to “mniej” powinno być dyktowane własnym rozsądkiem, przemyśleniem a nie jakimiś rządowymi pułapami ustalonymi na podstawie badań “amerykańskich naukowców”. Jest to faktycznie temat ważny, ale beznadziejnie poruszony w tej książce, której absolutnie nikomu nie polecam. Kiepsko napisana, jednostronna, wszystko w niej powtarzane jest w ostatnich latach przez pseudoekologów lubiących kontrolę nad ludźmi i drastyczne rozwiązania, które nie wiadomo co wniosą długoterminowo w życie na tej planecie. Nie wnosi do dyskusji nic nowego, nie porządkuje tematu (rozdziały są w niej poukładane naprawdę absurdalnie) i robi klasycznie za straszak. Mam nadzieję, że tego typu wydania odejdą niedługo do lamusa, bo na szczęście ludzie mówią powoli dość na takie przeinaczanie rzeczywistości pod płaszczykiem ochrony planety. A tego czytadła absolutnie nie polecam, szkoda czasu.
Cóż, biorąc się za czytanie tej książki mniej więcej wiedziałam czego mogę spodziewać się po jej treści, ale stwierdziłam że i tak się z nią zapoznam bo warto znać przeróżne opinie i samemu wyciągać wnioski. Nie spodziewałam się jednak że będzie to aż tak złe, że pomiędzy każdym rozdziałem musiałam czytać inna książkę, żeby się od tego bełkotu na chwilkę odciąć i poczytać...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-04
Na wstępie przyznam, że byłam dość mocno zaskoczona decyzją autora o kontynuacji “Ślepnąc od świateł”. Jak dla mnie była to solidnie domknięta historia, zupełnie nie spodziewałam się spotkać z Jackiem ponownie. Ale mam spore zaufanie do warsztatu pana Żulczyka, który to nigdy mnie do tej pory nie zawiódł, dlatego nie trzeba mnie było przekonywać do powrotu w te ciemne meandry warszawskiego życia nocnego. Zaspojleruję, że się nie zawiodłam ;)
Minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania, sporo się zmieniło. Pazina przetransformowała się w kogoś w rodzaju pracownicy opieki społecznej - tylko bez państwowej wypłaty, państwowych zasad i ograniczeń, za to z szeregiem skomplikowanych problemów związanych ze wspieraniem grupki dzieciaków, które wyrzucono na margines społeczny. Mam wrażenie że ma bliznę na bliźnie i żadna z nich się tak naprawdę nie goi. Smutno czyta się o jej zmęczeniu życiem, ciągłą walką z sytuacją i rzeczami z którymi przyszło się jej zmierzyć, zawiedzionymi nadziejami i niespełnionymi marzeniami, w których majaczy gdzieś mniej lub bardziej w tle Jacek. No a właśnie, ten ostatni z kolei zostaje brutalnie sprowadzony do Warszawy i nowej/starej rzeczywistości. Jak zawsze daje się wciągnąć w najgorsze możliwe wybory i decyzje, żyje jak za mgłą, nieustannie się znieczula i doprowadza na granice wytrzymałości, staczając się powoli na dno. Cała historia opisana jest w sposób który od pierwszego momentu wciąga, jest sensacyjna, dramatyczna a przy tym dość współczesna. Poznajemy nowych bohaterów, powracają starzy (mimo, że chcielibyśmy o nich zapomnieć…), a ulice stolicy zostają dominowane przez nowy, paskudny narkotyk który swoją popularność zyskuje w dobie pandemii, skrzywiając ludzkie umysły i życia jeszcze bardziej. Czyta się o tym strasznie, z jednej strony wiedząc z tyłu głowy że to przecież fikcja, a z drugiej strony już z perspektywy czasu obserwując co ludziom zrobił ten czas, zostawiając ich na zawsze sparaliżowanych strachem i wymuszoną bezradnością. To, że autor zdecydował się na tak mocno współczesny czas swojej powieści dodaje jej dodatkowego smaczku i realności, to świetny ruch intensyfikujący odbiór czytelnika.
Bardzo mocno i szybko wsiąkłam w fabułę, została napisana doskonale. Chyba nadal wolę pierwszy tom bo był dla mnie nieco świeższy, plus niektóre rozwiązania z “Dawno temu…” zdawały się momentami naciągane i przesadzone. Gigantyczny plus za czas akcji oraz nieoczekiwany jej zwrot (ten kto czytał wie o czym mówię), a także zabawę ze zmianą sposobu narracji, czasem wręcz kolosalną, w zależności czyimi oczami obserwowaliśmy zdarzenia. Świetna, wielowątkowa, zazębiająca się historia, przy tym ostra, brutalna i szalenie smutna. Nie polecam osobom o słabych nerwach (cokolwiek to znaczy) i o zbyt wybujałej wyobraźni - można się po niej bać przez jakiś czas wychodzić na ulicę ;) Mnie po raz kolejny autor nie zawiódł, bawiłam się świetnie mimo pokładów mroku, którymi nas jak zawsze raczy. Polecam fanom sensacji, thrillerów, kryminałów, dramatów i ciemności - dacie się ponieść i zatopić w ciemną, ohydną stronę Warszawy, gwarantuję to.
Na wstępie przyznam, że byłam dość mocno zaskoczona decyzją autora o kontynuacji “Ślepnąc od świateł”. Jak dla mnie była to solidnie domknięta historia, zupełnie nie spodziewałam się spotkać z Jackiem ponownie. Ale mam spore zaufanie do warsztatu pana Żulczyka, który to nigdy mnie do tej pory nie zawiódł, dlatego nie trzeba mnie było przekonywać do powrotu w te ciemne...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-25
Stwierdziłam, że zabiorę się za ten tom zaraz po skończeniu poprzedniego, bo bardzo przyjemnie mi się tą historię czytało i chciałam więcej. Dalej zadziwia mnie tempo akcji, chociaż mam wrażenie że ten tom nieco bardziej pozwalał na poznanie codzienności Anne, tym razem na studiach w Redmond. Pozwoliło to nieco okrzepnąć czytelnikowi w jednym miejscu, i przez listy czy liczne wzmianki czy opisy poznawać jej otoczenie.
Nasza bohaterka weszła w dorosłość z kopyta, można by tak kolokwialnie rzec - nie dość że wyprowadziła się z Zielonych Szczytów do obcego miasta, zamieszkała z trzema koleżankami z czego jedna była zupełnie nowa, to w dodatku wciąż przydarzały się jej przedziwne sytuacje romantyczne, które wprowadzały biedaczkę w niesamowite zakłopotanie i dodawały trosk, ale też nieco koloru do życia, mimo że nie tak sobie to wyobrażała w przeszłości. Gdzieś w tle walczy z samą sobą jeśli chodzi o Gilberta - sama nie wie czego chce, jest za młoda żeby zrozumieć jak niektóre relacje się zmieniają i jakie są tego konsekwencje. Nie pomaga fakt, że wszyscy ich swatają co jak sobie wyobrażam, musi być niesamowicie drażniące i aż się prosi żeby zaprzeczać, co zresztą Anne dość nieudolnie robi.
Autorka przybliżyła nam nieco w tej części najbliższych Anne - Marille, panią Linde czy bliźnięta. Troszkę więcej o nich i od nich usłyszeliśmy, co myślę że pozwala sobie jakoś nakreślić mocniej ich profil i zmiany jakie dokonały się na przestrzeni lat. Moją ulubienicą zawsze była Marilla, z zewnątrz twarda ale w środku mięciutka jeśli tylko umiało się odpowiednio do niej podejść i nadkruszyć pancerz, który zakładała. Nie sposób nie lubić Davyego i jego pytanek oraz odzywek, chyba najbardziej podobały mi się sceny właśnie z nim i to, w jakie zakłopotanie potrafił wprowadzić każdego rozmówcę. Jak w przypadku każdego z tomów, jestem nadal zawiedziona postacią Diany. Jakoś miałam wrażenie że przyjaciółki są sobie bliższe i bardziej do siebie podobne, a szczerze mówiąc z perspektywy osoby dorosłej nie sądze że ich znajomość przetrwałaby bez szwanku. Chociaż może się mylę, Anne należy do osób które bardzo mocno się przywiązują do ludzi i miejsc. Możliwe zatem, że nie analizuje każdej swojej znajomości pod kątem dopasowania, a raczej wspólnych wspomnień i sentymentu.
Zabiegiem który mnie rozbawił i aż kłuł w oczy, były starania autorki żeby upiększyć Anne - mamy tutaj więc w zasadzie historię brzydkiego kaczątka, które coraz gwałtowniej przemienia się w łabędzia i zmywa sen z powiek licznym młodzieńcom. Pewnie jest to łatwiejsze rozwiązanie i też coś, co daje nadzieję zakompleksionym nastolatkom, mi przynajmniej dało kiedy po raz pierwszy czytałam tą historię - że kiedyś mogę polubić i zaakceptować swoje odbicie w lustrze a także, że zmieniamy się całe życie. To wszystko, jak i fantastyczny klimat oraz ciepło zbudowane przez autorkę, dają całkiem przyjemną lekturę. Ten tom był też dla mnie zdecydowanie bardziej wciągający, może ze względu na wiek postaci i decyzje przed którymi są stawiani przez los, zdecydowanie bardziej dojrzałe i wymagające.
Niezmiennie polecam cały cykl, w tej wersji czytało mi się go dużo lepiej dlatego polecam spróbować nowego tłumaczenia i przekonać się o jego jakości na własną rękę :)
Stwierdziłam, że zabiorę się za ten tom zaraz po skończeniu poprzedniego, bo bardzo przyjemnie mi się tą historię czytało i chciałam więcej. Dalej zadziwia mnie tempo akcji, chociaż mam wrażenie że ten tom nieco bardziej pozwalał na poznanie codzienności Anne, tym razem na studiach w Redmond. Pozwoliło to nieco okrzepnąć czytelnikowi w jednym miejscu, i przez listy czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-15
Cóż to była za lektura. Kompletnie zbiła mnie z pantałyku i wywołała wiele emocji w trakcie i po jej zakończeniu. Okładka totalnie mnie zmyliła, ale sądzę że nie było to przypadkowe i nie ja jedna padłam jej ofiarą. A po pierwszym zaskoczeniu treścią szłam w ten coraz ciemniejszą fabułę głębiej i głębiej, czekając na jakieś światełko na końcu. Ciężko powiedzieć czy się doczekałam bo to zależy jak na ten koniec spojrzeć, raczej nie, ale nie przeszkodziło mi to koniec końców zachwycić się książką.
Razem z naszą bohaterką siedzimy w głębokim i czarnym dole. Przeogromna samotność, wyobcowanie i wycięcie z doczesnego świata, podbijane koszmarnie prowadzoną farmakoterapią, razem z momentami paniki kiedy tabletki zawodzą, doprowadza do przedziwnego pomysłu na który nikt przy zdrowych zmysłach by nie wpadł. Najgorsze w tym wszystkim było dla mnie to, że odczuwałam wobec niej autentyczne obrzydzenie a zarazem jej współczułam. Musnęłam jej stan i wiem jak ciężko z niego wyjść, a trzeba powiedzieć że nasza nieznajoma jest w tym pozostawiona zupełnie sama sobie i faszerowana lekami przez nawiedzoną lekarkę, której ktoś powinien odebrać wszelkie licencje. Niemniej jednak jej zachowanie i to jak traktuje innych ludzi jest naprawdę obrzydliwe, ale składam to na karb jej stanu (tym bardziej że nie znam jej charakteru ”sprzed”). Sama też siebie nie traktuje jak należy, są też osoby z jej otoczenia które wdeptują ją w ziemię, używając jej jak przedmiot, wykorzystując jej liczne słabości i problemy. Ogólnie patrzymy zatem na sytuację mocno toksyczną, skomplikowaną i koniec końców absurdalną. Jest mrocznie, przerażająco ale momentami wcale nieobco, przynajmniej dla mnie. Podobał mi się też ostry i twardy język pisania autorki, bardzo do mnie przemawiał. Opisy nie pozostawiały mi pola do wyobraźni ale o to tu myślę chodziło. Szok, zaduma i smutek to coś co szczególnie odczułam po zakończeniu czytania.
Ostrzegam przed treścią bo na pewno nie będzie dla każdego. Również ze względu na specyficzne i momentami drastyczne pióro Moshfegh, ale też po prostu ze względu na tematykę. Nie odnajdą się w niej osoby, które same nie przeszły przez taki mrok ani też te, które nie miały z czymś takim styczności w życiu. Przeżycia bohaterki mogą być dla nich niezrozumiałe, wyolbrzymione czy też bezsensowne. Ja jednak polecam tę książkę, nie jest arcydziełem, ale bardzo dobrze obrazuje głęboką depresję i to poczucie beznadziei, zobojętnienia na świat, które tak wielu ludzi na całym świecie odczuwa. Niezależnie od pochodzenia, szeroko rozumianego statusu czy innych czynników, które w teorii powinny chronić ich od tego typu koszmarnych stanów. Cóż, nie chronią, i autorka moim zdaniem świetnie to w tej książce przedstawiła. Zapraszam do lektury i własnych przemyśleń.
Cóż to była za lektura. Kompletnie zbiła mnie z pantałyku i wywołała wiele emocji w trakcie i po jej zakończeniu. Okładka totalnie mnie zmyliła, ale sądzę że nie było to przypadkowe i nie ja jedna padłam jej ofiarą. A po pierwszym zaskoczeniu treścią szłam w ten coraz ciemniejszą fabułę głębiej i głębiej, czekając na jakieś światełko na końcu. Ciężko powiedzieć czy się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Obiecałam sobie już jakiś czas temu, że nie sięgnę więcej po książkę Piotrowskiego, bo powiedzieć że do mnie nie przemawiają to nic nie powiedzieć. Wyjątkiem jest dla mnie ta seria z Brudnym, chyba dlatego że mam do niej sentyment (większość tomów czytałam na jakichś wakacjach albo w luźniejszym życiowo czasie), noi zwykle daję się wciągać w serie i inwestuje w nie swój czas. Po dwóch czy trzech ostatnich tomach nie spodziewałam się po “Smolarzu” niczego interesującego, a jednak muszę przyznać że nie był najgorszy. Mam wrażenie że autor spuścił z tonu i się uspokoił, wracając do korzeni kryminału, zamiast bawić się w politykowanie. Książce wyszło to zdecydowanie na dobre.
Powtórzę to, co już pisałam w poprzednich recenzjach tej serii - ubolewam że autor nie zakończył tej historii na trzecim tomie, wyszłoby mu to na serio na dobre. A tak to na siłę ciągnie coś, co już zaczęło być nierealistyczne i przegięte, tylko po to żeby pisać kolejne dzikie historie o niezniszczalnym policjancie. Jednak w tym tomie wracamy nieco na ziemię, na szczęście. Oprócz samego motywu mordercy, który jest średnio realistyczny, to cała konstrukcja i przebieg fabuły są całkiem fajne, można się było przy tym więcej bawić niż wkurzać co stanowi miłą odmianę po poprzednich tomach. Brudny jak na męskiego mężczyznę przystało nadal traktuje swoją partnerkę jak podnóżek (ale zaczyna mieć na ten temat jakieś przemyślenia!), dalej lubi sobie wypić i po tym jakby nigdy nic rozwiązywać zagadki, pali i prowadzi krótkie i lakoniczne rozmowy przez telefon, żeby być bardziej tajemniczym. Mimo wszystko naprawdę jest to jakieś znośne, dużo się w książce dzieje, akcja cały czas ma odpowiednie tempo (ani nie nudzi ani nie przytłacza), bohaterowie pojawiają się i znikają w odpowiednich momentach, mało jest też takich niepotrzebnych, kozackich dialogów, które robią czytelnikowi ciary żenady. Zawsze lubię też w kryminałach motyw zbiorowego milczenia albo zmowy lokalnych władz, ciężko się wtedy połapać kto może być zbrodniarzem bo kandydatów jest sporo, więc miło że tutaj to dostałam. Autor oczywiście trochę odjechał z tą zagadką, jak pisałam wcześniej było to średnio realistyczne, ale biorąc do ręki jego książkę liczyłam się z tym, także nie było mi tak z tym źle koniec końców.
Podsumowując, jestem pozytywnie zaskoczona, bo spodziewałam się kolejnego badziewia patrząc na poziom poprzednich tomów. A dostałam zwyczajny i deczko przesadzony, ale jednak przyjemny do czytania, prawie klasyczny kryminał, także nieźle. O piórze autora zdania nie zmienię i nie wiem jak bardzo musiałby je zmienić żebym go polubiła, ale jestem już w czeluściach tej serii (która jak mniemam na tej części się nie zakończy z tego co widać w ostatnich zdaniach “Smolarza”...) więc przy niej zostanę. Chyba że nastąpi diametralny spadek jakości, znowu. Ale liczę jednak na to, że ton tego tomu pozostanie w kolejnych ;) Polecam fanom serii, ktoś kto chce się za nią wziąć od zera niech się najpierw zastanowi i poczyta recenzje wszystkich tomów.
Obiecałam sobie już jakiś czas temu, że nie sięgnę więcej po książkę Piotrowskiego, bo powiedzieć że do mnie nie przemawiają to nic nie powiedzieć. Wyjątkiem jest dla mnie ta seria z Brudnym, chyba dlatego że mam do niej sentyment (większość tomów czytałam na jakichś wakacjach albo w luźniejszym życiowo czasie), noi zwykle daję się wciągać w serie i inwestuje w nie swój...
więcej Pokaż mimo to