Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Jesteście team #góry czy #morze? Mnie w sumie czasem trudno podjąć decyzję i wszystko zależy od…pogody ☺ Lato uwielbiam w górach! Z kolei zimę i wiosnę najchętniej spędziłabym nad morzem! A jesień? Najchętniej pod kocem;) Dlatego być może tak bardzo też przypadła mi do gustu opowieść o kobiecie, która poszukuje swojego sensu w życiu. I choć nie do końca wiemy, jak właściwie nazywa się główna bohaterka – bo okładka mówi o Annie Shark, a środek o Annie Sharpe, to sama Annie w zupełności wystarczy :D Annie nakrywa męża na zdradzie, towarzyszą temu wymowne słowa KEEP CALM AND CARRY ON, które może i wpasowują się w zastany krajobraz, jednakże nie działają na kobietę uspokajająco. Dlatego Annie tak, jak stoi opuszcza – męża, restaurację, swoje dotychczasowe życie, które postanawia przeorganizować, a przynajmniej wcisnąć pauzę i zastanowić się, co dalej. Szczęście w nieszczęściu – natrafia na ogłoszenie i postanawia zostać opiekunem domu nad morzem. I w taki sposób Annie trafia do Willow Bay, niewielkiego miasteczka z tradycjami i niesamowicie zżytą społecznością, która nie potrafi usiedzieć w miejscu i ciągle coś organizuje. Annie nad wyraz szybko się klimatyzuje, tworzy dla siebie nową rzeczywistość i niepostrzeżenie odkrywa swoje przeznaczenie. Słonowodny zakątek staje się jej domem. Ale… no właśnie, gdzie ten świąteczny klimat? Bo akcja książki dzieje się głównie jesienią, kiedy to morze zaczyna żyć własnym życiem, a pogoda płata figle. Świątecznego klimatu tu więc niewiele, o czym jako czytelnik uświadomiłam sobie w jednym z ostatnich rozdziałów. Bo opowieść, którą dostałam, była tak wciągająca, że zapomniałam zupełnie o tych swoich świątecznych wymaganiach. Co więc dostałam? Naprawdę świetnie skrojoną historię o kobiecie po czterdziestce, która na nowo chce zbudować siebie i swoje życie, a przy tym po raz kolejny nie chce zapomnieć o samej sobie. Polecam! Dla każdej z nas wkraczającej w nowy rok ☺