-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2014-03-20
2013-10-21
Czy można posiadać człowieka na własność? Można mówić, że pewna osoba należy do mnie? Co to w ogóle oznacza? Że nasze ciało, umysł, serce, w pełni należą do jakiejś osoby? Oznacza to, iż ktoś może robić z nami, co chce? Że my musimy robić, co nam zostanie nakazane? A może należeć do kogoś, to być kochanym? Wiedzieć, że Twoje ciało, serce, pasuje do drugiej osoby, że posiadasz swoją drugą połówkę. Takie przynależenie nie jest złe, ale gdy ktoś zaczyna kierować Twoim życiem, rozkazywać, podejmować decyzje za Ciebie, wymuszać coś, wtedy przychodzi myśl, czy można tak traktować człowieka. Właśnie. Można? Człowiek nie jest rzeczą, jest istotą, która oddycha, czuje, myśli. I to jest już wystarczającym powodem, aby samodzielnie egzystować, nie pozwolić komukolwiek przejąć nad sobą władzę. Trzeba zrobić wszystko, by mieć wolność, by móc samemu o sobie decydować, aby z pełną świadomością słów rzec "to ode mnie zależy moja przyszłość". Gdy mamy wolność, mamy wszystko.
"Nic dziwnego, że kłamstwo przychodzi ludziom z taką łatwością. To musi być instynktowna reakcja na strach."
Elizja to betanastolatka, jedna z pierwszych klonów nastolatek. Naukowcy nie klonowali nigdy dotąd młodzieży, bo nie wiedzieli, czy dadzą radę okiełznać hormony. Elizja jednak im się udała, tak przynajmniej wszyscy sądzą. Bogata rodzina kupuje tę betanastolatkę, by zabawiała. Wtem szesnastoletni klon zaczyna miewać dziwne wizje o pewnym blondynie i jego turkusowych oczach. Zaczyna czuć... Ale przecież to niemożliwe. Elizja to klon, nie ma duszy. Nie może niczego odczuwać. A jednak tajemniczy Tahir sprawia, że betanastolatka zaczyna wierzyć w to, że posiada duszę.
Rachel Cohn jest znaną pisarką amerykańską. Zadebiutowała w 2002 roku powieścią "Gingerbread" i od tamtej pory opublikowała już 11 książek. "Beta" to pierwszy tom cyklu powieści z pogranicza s.f. i fantasy adresowany do starszej młodzieży.
Pomysł na książkę jest dość oryginalny, ciekawy i dobrze wykonany. Zaintrygował mnie świat na rajskiej wyspie, gdzie samo oddychanie (dosłownie!) odpręża, rozluźnia i sprawia, że nie ma się ochoty na nic poza odpoczywaniem. Właśnie przez te niezwykłe powietrze ludzie nie pracowali i jedynym wyjściem, okazały się klony; stworzone jedynie do pracy.
W fabułę pisarka wplotła niewielką dawkę zagadek i spisków, które pobudzały ciekawość i wyobraźnie. Nie jestem pewna, czy gdyby nie te wątki, książka by nie nużyła. Akcja nie jest wartka, nie jest również stopniowa. Akcji przez większość książki nie ma. Nie dzieje się nic, co zapiera dech w piersiach, co przyśpiesza bicie serca. Właśnie tak bardzo byłam zadowolona z wplecionych małych tajemnic i Rebelii klonów; dzięki temu historia nie była nużąca.
Bohaterzy są dobrze wykreowani. Ciekawi, różni. Co prawda byłabym bardziej zadowolona, gdyby pisarka poświęciła większą uwagę postacią drugoplanowym, gdyż miewałam wrażenie, iż jest o nich troszkę za mało napisane. Natomiast Elizja oraz jej braciszek Ivan, to chyba dwie najlepiej rozwinięte postacie. Szczególnie Ivan. Może nie jest w centrum uwagi, nie poświęca się mu każdej strony, lecz wydaje się być naprawdę dobrze stworzony. Jego postawa, charakter, działania, ciekawią i zmuszają do krótkich acz intensywnych przemyśleń. Elizja to bohaterka, która nie irytuje. W gwoli ścisłości poznajemy ją dopiero, gdy zaczyna miewać wizje i podejrzenia do tego, iż jest defektem - klonem z usterką. Wtedy czujemy jej emocje, jej obawy, zmartwienia i determinację, by żyć według własnych zasad.
"Zamartwianie się jest dobre dla ludzi. Wtedy gubi się cel."
Wątek miłosny trochę mnie rozczarował. Widziałam w nim potencjał, który najzwyczajniej w świecie nie został wykorzystany. Jestem zdania, iż pani Cohn mogła poświęcić mu więcej uwagi, dopracować i zachwycić nas.
Gdy rozpoczynałam czytać tę książkę, nie sądziłam, iż mogą być w niej zawarte poważniejsze tematy, takie jak gwałt czy narkotyki. Podobały mi się nie tylko pomysły pisarki, ale również emocje, które były zawarte w rozdziałach. Istota, która nie powinna czuć, mieć jakichkolwiek emocji, rozmyślała, miała je jakby głębsze niż normalny człowiek, przez co, sens słów stawał się bliższy czytelnikowi, pozwalał dojrzeć to, co na co dzień ignorowane. To, nad czym zwykle się nie zastanawiamy.
Język, jakim posługuje się pisarka jest przystępny, ciekawy. Przyznam, iż bardzo przyjemny. Lekki, aczkolwiek czuć w nim pewne emocje.
Pełne adrenaliny, zaskakującej akcji i przez nikogo niespodziewanych zwrotów wydarzeń, którymi przepełnione są ostatnie strony, doskonale rekompensują brak wartkiej akcji przez większą część książki. Takiego zakończenia żaden czytelnik nie jest w stanie się spodziewać. Uwielbiam, gdy pisarze mnie zaskakują.
"Beta" to ciekawa książka, którą czyta się bardzo szybko. Nie należy do najambitniejszych, ale jest obfita w ciekawe wydarzenia i intrygującą historię, która powinna zaspokoić czytelnika, oczekującego dobrej książki na pograniczu fantasy i s.f. Polecam.
"Lepiej nie mieć duszy. Niż pozwolić, żeby ludzie ją z ciebie wytrzęśli."
Czy można posiadać człowieka na własność? Można mówić, że pewna osoba należy do mnie? Co to w ogóle oznacza? Że nasze ciało, umysł, serce, w pełni należą do jakiejś osoby? Oznacza to, iż ktoś może robić z nami, co chce? Że my musimy robić, co nam zostanie nakazane? A może należeć do kogoś, to być kochanym? Wiedzieć, że Twoje ciało, serce, pasuje do drugiej osoby, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-23
Na początku może wydawać się, że książka "Krawędzie" opowiada dwie zupełnie różne historie. Kobiety i mężczyzny, przekraczających wiele krawędzi, które zmieniają wszystko, oraz jednego mężczyzny, który opowiada o sobie, o swej przeszłości, pisze, co przeżył i jakie krawędzie pokonywał. Ten mężczyzna bardzo często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, nawiązując z nim kontakt i niemalże, odgadując co myśli...
"Niestety, ludzi dzielą zawsze drobne odległości, niedopasowania, trudności, które widzą tylko oni sami."
"Krawędzie" to książka obyczajowa, lecz pisana na fundamentach psychologii. Porusza ona wiele tematów. Opowiada o życiu, o tym, co każdy człowiek przechodzi. Pisarz zawarł w tej pozycji mnóstwo filozoficznego myślenia, pytań i ciekawych poglądów na rzeczy, które otaczają nasz na co dzień oraz na sytuacje, które przeżywamy wiele razy.
Muszę przyznać, że na początku bardzo ciężko było mi wkręcić się w fabułę. Raz pierwszoosobowa narracja, następnie narrator był trzecioosobowy - te przeskoki lekko mieszały mi w głowie. Dopiero po kilkudziesięciu stronach, zaczynałam bardziej rozumieć przekaz, jaki niosły ze sobą słowa napisane przez autora oraz wydarzenia mężczyzny i kobiety, które stanowiły bardzo ważną rolę w powieści.
Ciekawym zabiegiem było to, iż autor zwracał się bezpośrednio do czytelnika. Zadawał mu pytania i ukazywał wiele rzeczy z innych perspektyw. Wpływał na myślenie, a raczej podsuwał różne pomysły, jakby tu ujrzeć świat inaczej, zrozumieć wszystkie krawędzie i nieubłaganie pędzący czas. Wiele razy zastanawiałam się, czy to, co opowiadał pierwszoosobowy narrator, nie było prawdziwymi przeżyciami pisarza. Czy nie pisał on o sobie samym. Tak samo, jak na postawione przez niego pytania, tak i na tę myśl czytelnik musi sobie sam znaleźć odpowiedź - o ile takowa istnieje.
"Krawędź to krawędź i nie mamy nic do powiedzenia, kiedy popycha nas za nią ktoś, od kogo zależymy."
Historia kobiety i mężczyzny nie polegała na żadnych opisach wyglądu, na wiedzy, jak to oni się nazywają. Tutaj nie były najważniejsze żadne opisy, tylko wydarzenia, sytuacje i ich myśli. Autor ukazywał, co w takich sytuacjach czują osoby. W jakich sytuacjach? Gdy przekraczają nieuniknione, jak i te zdolne do uniknięcia krawędzie, które mogą zmienić wszystko.
Jak już wspomniałam książka jest aż przesycona od filozoficznych pytań i wniosków. Aby dobrze zrozumieć ten przekaz, trzeba czytać tę pozycję w skupieniu, mózg powinien pracować na najwyższych obrotach, by dotarł do niego każdy, nawet najbardziej wymyślny przekaz.
"[...] przecież jeżeli czegoś nie znamy, to za tym nie tęsknimy."
Język, jakim posługuje się pan Kamil Hazy nie jest aż tak przystępny i łatwy. Jest raczej przeznaczony dla osób dorosłych, które nie tylko zrozumieją każdą psychologiczną myśl, ale również przyswoją niełatwy styl pisarza.
Książkę "Krawędzie" polecam fanom filozoficznego myślenia, którzy doszukują się odpowiedzi na każde pytanie i chcą jak najwięcej wyciągnąć z sensu życia i jego prawdy. Osoby, które lubią życiowe i prawdziwe tematy, poruszane w niecodzienny sposób, na pewno będą zachwycone tą pozycją.
"Sztuką jest wiedzieć, kiedy dokładnie przekraczamy krawędź, za którą wszystko wygląda inaczej."
Na początku może wydawać się, że książka "Krawędzie" opowiada dwie zupełnie różne historie. Kobiety i mężczyzny, przekraczających wiele krawędzi, które zmieniają wszystko, oraz jednego mężczyzny, który opowiada o sobie, o swej przeszłości, pisze, co przeżył i jakie krawędzie pokonywał. Ten mężczyzna bardzo często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, nawiązując z nim...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-18
Dzieciństwo to magiczny czas. Wtedy świat wydaje się ciekawy, intrygujący, nowy, kolorowy, zupełnie nieznany. Każde dziecko pragnie spróbować wszystkiego. Dzieci muszą na własnej skórze się przekonać, co jakie jest, by wyrobić sobie o czymś zdanie. Te chwile, gdy jedynym problemem jest, w co się pobawić na podwórku, i gdy najciekawszą rzeczą na świecie wydaje się być oglądanie pochodu dżdżownicy są niezastąpione To powinno trwać wiecznie. Dzieci inaczej odbierają świat, bo dopiero go poznają, lecz z czasem rosną, stają się dorośli i dzieciństwo przemija, już nas nie bawią te same rzeczy, nie pragniemy dowiedzieć się, dlaczego niebo jest niebieskie, mamy inne priorytety. Ludzie mówią, że kiedyś trzeba wydorośleć, stać się poważnym, nie wygłupiać się. Ale jestem zdania, że niektórzy nigdy nie wydorośleją w pełni. Ci, którzy mieli piękne dzieciństwo, zawsze gdzieś w środku pozostaną dziećmi. Na zawsze gdzieś tam, głęboko w sercu, duszy, będą się zastanawiać, dlaczego niebo jest niebieskie...
"Mnie to nauczyło, że nikt nie zna wszystkich odmian ludzkiego szczęścia. Może więc nie warto zadawać sobie pytania 'Co oni takiego w sobie widzą?'"
"Ciotki" to zbiór wspomnień ze świata, widzianego oczami małej dziewczynki. Anna Drzewiecka opisała swoje dzieciństwo, kierowała się pamięcią, własnymi odczuciami. Książkę "Ciotki" autorka napisała w 2012 roku.
Przyznam szczerze, że na początku trudno było mi się 'wgryźć' w tę pozycję. Wydawała mi się nużąca, kompletnie mnie nie wciągnęła, cały czas się rozpraszałam podczas czytania pierwszych rozdziałów. Już się bałam, iż będzie tak do samego końca tej lektury, lecz nie; po kilkudziesięciu stronach poczułam w tej pozycji 'to coś'. Czytanie zaczęło sprawiać mi przyjemność, a chyba o to chodzi, nieprawdaż?
Wspomnienia napisane przez p. Annę, kipiały realnością, prawdziwością, tak zwaną swojskością. Czuć było w nich ciepło rodzinne, jakie otaczało małą dziewczynkę. Odmienność każdego z opisywanych wspomnień, sytuacji intrygowała, a niektóre momenty przyprawiały o uśmiech na twarzy. Potrafiły rozbawić i sprawić, że czytelnik pomyśli "a więc nie tylko ja tak sądziłem w dzieciństwie...".
"Los czasami wybiera za nas."
Czuć było również, iż osoby, które pani Drzewiecka umieściła w swojej książce były prawdziwe, wyrwane z rzeczywistego życia i umieszczone na papierze, w sensie dosłownym. I choć nie było o nich nie wiadomo, jak wiele napisane, ani nie poznaliśmy ich dogłębnie, czuć było tę prawdziwość i szczerość w postaciach.
"Ciotki" są napisane barwnym językiem. Bogate słownictwo, niebanalna konstrukcja zdań zdecydowanie podwyższają wartość tej książki. Posiada ona nie tylko ciepłe wspomnienia, ale również wiele prawd życiowych.
Pozycję "Ciotki" polecam osobom, które kochają ciepły klimat w książkach. Które cenią sobie niebanalne słownictwo oraz prawdziwość wspomnień innych ludzi. W tej książce cała historia jest widziana oczami dziecka, co jeszcze może pokazać Wam, jakie jest rozumowanie najmłodszych.
"Są takie miejsca, które na zawsze zostają w pamięci. Miejsca czasem niespodziewane. Bo dlaczego akurat te, a nie inne? Często są zupełnie zwyczajne. Wydaje się, że nie mają w sobie nic, co warto zapamiętać. Czasem jednak wystarczy, że zagubiony promień słońca rozbłyśnie na jakimś detalu, wydobywając go z mroku, i nagle takie najzwyczajniejsze miejsce zupełnie się zmienia. Czasem czyjś uśmiech powoduje, że miejsce nagle staje się bardzo ważne. Czasem jakieś słowa, które równie dobrze można by usłyszeć całkiem gdzie indziej."
Dzieciństwo to magiczny czas. Wtedy świat wydaje się ciekawy, intrygujący, nowy, kolorowy, zupełnie nieznany. Każde dziecko pragnie spróbować wszystkiego. Dzieci muszą na własnej skórze się przekonać, co jakie jest, by wyrobić sobie o czymś zdanie. Te chwile, gdy jedynym problemem jest, w co się pobawić na podwórku, i gdy najciekawszą rzeczą na świecie wydaje się być...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-11
Każdy z nas kiedyś myślał o swojej przyszłości. Każdy zastanawiał się, jak potoczy się jego życie, jaką zdobędzie pracę, gdzie będzie mieszkał, za kogo wyjdzie. Jednak to są tylko nasze domysły. Nie mamy bladego pojęcia, co się stanie w przyszłości. Możemy mieć plany, starać się je realizować, dążyć do osiągnięcia wszystkich wyznaczonych celów, mieć marzenia związane z przyszłością i starać się je spełniać. Jednak nie można mieć pewności do tego, czy nasze marzenia się ziszczą. Możemy pragnąć gromadki dzieci, kochającego partnera, dobrych zarobków i dużego domku, a okaże się, że nic z tego mieć nie będziemy. Nasza przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Lecz rzeczy, które robimy teraz, w tym momencie, przyczyniają się do naszego dalszego życia. Każdy nasz ruch, myśl, marzenie, cel, każda poznana osoba, miejsce, malują kolorową farbką naszą przyszłość. Może się okazać, że nasze życie będzie się prezentować w barwach tęczy, lecz może być również w odcieniach szarości i czerni. Jedno jest pewne: wszystko leży w Twoim rękach. Nie zmarnuj tego.
"Odrzucenie zawsze boli, ale najgorzej, kiedy odrzuci cię ktoś, z kim jesteś tak zakumplowany."
Emma dostaje od swojego ojca nowy komputer. Jest bardzo podekscytowana tak niesamowitą technologią. Jej dawny najlepszy przyjaciel Josh, z którym ostatnio stosunki się pogorszyły, przynosi jej CD-ROM. Dziewczyna robi, co trzeba i nagle na ekranie jej komputera, wyskakuje bardzo dziwna strona, zatytułowana "Facebook". Emma widzi na niej kobietę, wyglądającą zupełnie jak ona, lecz mającą ponad trzydzieści lat. Z jej ostatnich wpisów na forum, wychodzi na to, iż jest nieszczęśliwa. Od tamtej pory Emma i Josh zaczynają igrać z przyszłością...
Jay Asher znany z pozycji "Trzynaście powodów" i Carolyn Mackler, autorka książek dla młodzieży, postanowili razem stworzyć powieść. "Ty, ja i fejs" jest owocem ich działań. Czy pisarze dobrze zrobili, tworząc coś w duecie?
Książka "Ty, ja i fejs" jest naprawdę oryginalna. Pomysł, by wpleść w fabułę Facebooka, okazał się bardzo ciekawy i wciągający. Ta pozycja pokazała, jak bardzo w dzisiejszych czasach światem zawładnął internet i wszelkie portale. Wplecenie w fabułę wątku związanego z przyszłością, jaką ukazywał fejs, był naprawdę dobry. Brzmiał obiecująco. Jay Asher i Carolyn Mackler bardzo dobrze wykorzystali swój potencjał.
"Niektóre rzeczy po prostu się czuje."
Książka podzielona jest na dwóch narratorów: Emmę i Josha. Dobrym zabiegiem okazało się pokazanie całej tej sytuacji oczami dwóch, różnych osób. Emmy, która nie wahała się igrać z przyszłością i Josha, który początkowo nie chciał wierzyć w całą tą zabawę z fejsem, a gdy już uwierzył, wolał nie robić niczego, co mogłoby być ryzykowne. Pisarze pozwolili nam wczuć się w całą tą sytuację i związać z głównymi bohaterami.
"Ty, ja i fejs" porusza również takie tematy, jak nieszczęśliwe zakochania, tracenie przyjaźni i dobrych kontaktów, nadopiekuńczość jak i rozstanie rodziców, oraz nowy partner w życiu któregoś z opiekunów. Tutaj liczyłam na jakieś większe zapoznanie się z tymi tematami. Autorzy tylko powspominali o tych sprawach. Niektóre bardziej rozwinęli, inne pominęli. Uważam, że mogli wycisnąć z nich troszkę więcej. Jednak nie mam, co narzekać.
Bohaterzy są ciekawi i barwni. Nie grzeszą oryginalnością, ale również nie są całkowicie schematyczni. Emma i Josh dość szybko są w stanie pozyskać sympatię czytelnika. Spodobało mi się to, iż pisarze skupili się również na postaciach drugoplanowych. Kellan i Tyson są również intrygującymi bohaterami. Dobrze wykreowani, nie posiadający niedociągnięć.
"Czasami drogi przyjaciół się rozchodzą i nic się na to nie da poradzić."
Język, jakim posługują się pisarze, jest łatwy i współczesny. Właśnie, współczesny. Tutaj miałam pewne zastrzeżenia. Akcja książki rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych, a miałam wrażenie, że niektóre zwroty, których autorzy używali, nie były wtedy tak powszechne. Jednak mogę się mylić. Nie bardzo znam się na latach dziewięćdziesiątych.
Ta pozycja może poszczycić się humorem. W wielu chwilach wybuchałam śmiechem podczas czytania. Atmosfera książki okazała się lekka, niezobowiązująca i zabawna.
Książka "Ty, ja i fejs" to przyjemna, lekka obyczajówka, potrafiąca rozbawić. Ciekawi bohaterzy i oryginalny pomysł to coś, co powinno Was przyciągnąć do tej pozycji. Zdecydowanie polecam jeśli szukacie czegoś miłego i niezobowiązującego.
"Czy wiesz, że za miłość i nienawiść odpowiada ta sama część mózgu?"
Każdy z nas kiedyś myślał o swojej przyszłości. Każdy zastanawiał się, jak potoczy się jego życie, jaką zdobędzie pracę, gdzie będzie mieszkał, za kogo wyjdzie. Jednak to są tylko nasze domysły. Nie mamy bladego pojęcia, co się stanie w przyszłości. Możemy mieć plany, starać się je realizować, dążyć do osiągnięcia wszystkich wyznaczonych celów, mieć marzenia związane z...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-09
2013-02-19
2013-03-24
Meg wraz ze znajomymi postanowiła zrobić coś szalonego. Wybrała się na zamknięty most, którędy w każdej chwili może przejeżdżać rozpędzony pociąg. Podobno kilka lat temu zginęło tam kilkoro nastolatków. Mimo to młodzi wybrali się do zakazanego miejsca, aby się trochę zabawić. Niestety złapała ich policja. Uniknęli sądu, ale dostali karę. Troje z nich musiało jeździć karetką, wozem strażackim, albo z nocnym patrolem. Meg właśnie została przeznaczona do policjanta Aftera, który wzbudzał specyficzne uczucia w nastolatce. Dręczyli się nawzajem. Odnajdowali swe słabe strony, wykorzystując je przeciw sobie. Przeciągali strunę i wystawiali własne nerwy na próbę. Jak długo uda im się wytrzymać razem na nocnym patrolu? Czy policjant John udowodni Meg, że to, co robi jest nazbyt niebezpieczne i głupie? Co oznaczają specyficzne uczucia, które towarzyszą głównej bohaterce względem młodego policjanta?
Ostatnio zaczęłam darzyć ogromną sympatią powieści obyczajowe i sięgam po nie bardzo często. Od dawien dawna (zaraz po premierze książki), miałam ogromną chęć na "Dziewczynę, która chciała zbyt wiele". Do końca nie wiem, co mnie tak ciągnęło do tej lektury. Tytuł? Opis? Okładka? W sumie teraz nie jest to ważne. Ważne natomiast jest to, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta pozycja.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to bardzo łatwy, młodzieżowy język, jakim posługuje się pani Jennifer. Właśnie dzięki nieprzedłużającym się opisom miejsc, książkę się wręcz połykało. Autorka skupiała się na tym, co się dzieje tu i teraz. Młodzieżowy język sprawił, iż czytanie tej książki było wręcz naturalne. Zdecydowanie nastolatkowie, bardzo szybko odnajdą się w tej pozycji.
"A dobrego związku nie można budować na frustracji i gniewie, prawda?"
Bohaterzy powieści są ciekawi, ale nie wydaję mi się, aby pisarka tak bardzo się do nich przyłożyła. Owszem nie są wyidealizowani i czasem potrafią zaintrygować czytelnika, aczkolwiek myślę, iż autorka mogła wyciągnąć z nich coś więcej. Ukazać ich oblicza bardziej dokładnie i precyzyjnie. Meg - główna bohaterka, siedemnastoletnia szalona dziewczyna, która nie czuje najmniejszych ograniczeń i skupia się na tym, aby naprawdę czuć, że żyje. Te uczucie dawały jej wszystkie szaleństwa, które czyniła. Siedemnastolatka była typową buntowniczką z niebieskimi włosami, wygadaną, rzucającą ciętymi ripostami. Zawsze musiała mieć ostatnie zdanie. John - dziewiętnastoletni policjant, znał się na tym, co robił. Nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać i jak najczęściej chciał sprawiać wrażenie groźnego. Próbował naprostować tych wszystkich pokręconych nastolatków, i udowodnić im, że wcale nie są nieśmiertelni. To właśnie ukazywał Meg podczas nocnych patrolów.
Uczucie, które powoli rodziło się pomiędzy głównymi bohaterami było dość specyficzne. Oboje wyśmiewali swoje poglądy i zasady. Robili wszystko, aby ten poczuł się winny, układając swe życie w taki, a nie inny sposób. Obydwoje chcieli udowodnić, że mają rację. Ich rozmowy właśnie opierały się na przekraczaniu wyznaczonej granicy. Poznawaniu swych słabych punktów. Doprowadzali się do szału, a mimo to, poczuli do siebie coś więcej. A może właśnie dzięki temu? Dziewczyna bez przerwy próbowała zrozumieć Johna, który mimo swych świetnych ocen nie poszedł do college'u lecz został na tym 'zadupiu'. Meg ze wszystkich sił starała się pokazać Johnowi, że życie w tym małym miasteczku jest pozbawione wigoru, a on próbował udowodnić jej, że mimo wszystko, łączy ją do tego miasteczka sentyment. I tak się dochodzili.
Szczerze mówiąc spodziewałam się po tej książce czegoś więcej. Jakiejś historii, która pokaże mi świat z innej perspektywy i zmusi do zastanowienia się nad własną egzystencją. Nic takiego się nie stało. Owszem, "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" to przyjemna, prosta, idealna na jeden wieczór lektura, ale zdecydowanie nie ambitna. Sprawi, że na kilka godzin przeniesiesz się do małego miasteczka, aby poznać historię buntowniczki i policjanta, ale to tyle. Książkę zdecydowanie polecam nastolatką, które lubią łatwe i przyjemne lektury. Bez zobowiązań.
"Los to coś, co wyciągasz jak słomkę. To szansa."
Meg wraz ze znajomymi postanowiła zrobić coś szalonego. Wybrała się na zamknięty most, którędy w każdej chwili może przejeżdżać rozpędzony pociąg. Podobno kilka lat temu zginęło tam kilkoro nastolatków. Mimo to młodzi wybrali się do zakazanego miejsca, aby się trochę zabawić. Niestety złapała ich policja. Uniknęli sądu, ale dostali karę. Troje z nich musiało jeździć...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak ciężko jest nam powiedzieć, co tak naprawdę czujemy? Nie mówimy, co nam leży na sercu, tam głęboko, bo nie ma słów, by móc to opisać, czy dlatego, bo nie chcemy, aby inni znali tę najskrytszą część naszych uczuć? Może boimy się, że ktoś to wykorzysta przeciwko nam? Mówiąc "kocham cię" obnażamy się przed innymi, pokazujemy, że nasz umysł i serce należy do tej osoby, że jesteśmy wobec niej bezbronni. Przez te dwa słówka oznajmiamy komuś, że trzyma naładowaną broń wycelowaną prosto w naszą pierś. I to od tego kogoś zależy, czy zabije nas, czy zostawi przy życiu. A ludzie nie chcą pokazywać, jak bardzo nadzy są w niektórych sytuacjach, przy niektórych osobach. A więc zatrzymujemy dla siebie nasze uczucia, myśli, zamykamy się na świat, pokazując i mówiąc tylko wyselekcjonowane rzeczy, aby nie dać się zniszczyć, nie pokazać, jak bezbronni jesteśmy. Nie opowiadamy innym o naszym życiu, by z demonów przeszłości budować coraz większy i twardszy mur, chroniący nas przed okrucieństwem. Nie tylko ludzi, ale i losu.
"Prawda jest taka, że potrzebuję marzeń, bo światu, w którym żyję, daleko do ideału. Straciłem coś i to spowodowało, że przestałem marzyć, a jednego jestem pewien: bez marzeń nigdzie nie dojdziesz."
Nicco przechodzi trudny okres czasu - niedawno stracił ojca, który był jedną z najważniejszych osób w jego życiu, pokazał mu jak żyć, dzielił się słowami, które pozostały na zawsze w jego pamięci, pokazał miejsca, które wyryły się w jego sercu na wieku. Dwudziestotrzyletni chłopak nie potrafi się pogodzić z utratą taty, a świadomość, że stał się głową rodziny zdecydowanie mu w tym nie pomaga. Jego życie się rozpadło, a mimo to musi pomagać pozbierać świat mamy i sióstr, które znoszą śmierć bliskiego inaczej, każda w inny sposób. Kroplą, która przelała czarę goryczy jest Alessia, która po długim związku z Niccolo bez żadnych wyjaśnień zostawia go. Mówi jedynie "przykro mi", a Nicco nie ma sił na to, aby za nią pobiec. Nadszedł czas smutku, goryczy, łez i rozmyślań, które może przerwać chwila szczęścia, zapomnienia. Da mu ją cudzoziemka, która przybyła na wakacje do Włoch?
Federico Moccia to włoski pisarz, scenarzysta filmowy i telewizyjny. Jego pierwsza powieść "Trzy metry nad niebem" odniosła we Włoszech niebywały sukces, a ponadto zajęła wyjątkowe miejsce w moim sercu. Do kolejnej powieści Moccii podeszłam z dużym entuzjazmem, oczekując przyjemnej lektury, która przeniesie mnie do gorących Włoch. Czyżbym otrzymała to, czego się spodziewałam?
"Myślę o tym, że nasze życie to ciągłe łapanie równowagi. Kiedy wydaje ci się, że już ją osiągnąłeś, wydarza się coś, co sprawia, że ponownie ją tracisz. Upadasz do przodu lub do tyłu i znowu próbujesz ją złapać. Czasami nie jest to możliwe, więc musisz zmienić swoje życie, a to z kolei bywa trudne. Zanim się obejrzysz, wygląda ono zupełnie inaczej."
Pomysł na książkę nie należy do oryginalnych, nie wyróżnia się niczym spośród wielu obyczajówek - ot zwyczajna opowieść o nieszczęśliwej miłości, zastąpionej nowym, wyjątkowym uczuciem. Jednak fabuła "Chwili szczęścia" nie ogranicza się jedynie do miłości, choć stanowi jej ważną część. Pisarz ukazuje w swojej książce, co oznacza utrata kogoś bliskiego, pokazuje i zastanawia się nad momentami, o których nie zwykliśmy nigdy myśleć. Pomaga nam poczuć te delikatne ukucia w sercu, towarzyszące nam podczas przeżywania na pozór zwykłych chwil, a tym samym udowadnia, że żadnego momentu nie można nazwać zwyczajnym. Powieść Moccii przepełniona jest zdarzeniami rozłożonymi na części, przez co czujemy magię tej chwili, możemy się zatrzymać tu i teraz oraz obejrzeć wszystko w zwolnionym tempie - co za tym idzie akcja książki jest bardzo wolna, idzie wręcz ślimaczo, nie zaskakuje nas, powoli płyniemy wraz z nią spokojnym prądem. Mamy mnóstwo czasu na refleksje, nie tylko głównego bohatera, ale i własne.
Niestety w "Chwili szczęścia" możemy wyczuć pewną sztuczność dialogów; niektórymi momentami odnosimy wrażenie, że są one wyreżyserowane, nieszczere. Jakby postacie wyuczyły się na pamięć swoich kwestii i wyrzucają je z siebie jednym tchem. Ponadto unikanie opisów, dopowiedzeń w wielu zdarzeniach, również nie idzie książce na plus. Minimalistyczna liczba opisów jak i uwiecznionych na kartkach gestów oraz wszystkich uśmiechów, umniejsza wartość tej pozycji. Wydaje mi się, że to właśnie ten minimalizm sprawił, że niektóre wydarzenia wydawały mi się absurdalne. Szybkość z jaką Nicco oraz jego przyjaciel zyskali zaufanie, a wręcz serce cudzoziemek, była dość nierealistyczna, zbyt gwałtowna, niekompletna. Brakowało mi tutaj prawdziwości, uzasadnienia tego zaufania i oddania, którym obdarzeni zostali panowie.
"Kiedyś znaczy tak naprawdę nigdy. A teraz jest już za późno. Nasze życie składa się z wyrzeczeń. Wydaje nam się, że nadejdzie lepszy moment, że warto żyć, że wszystko się zmieni. Jutro, czekamy zawsze na jutro, choć ono przecież nie zawsze niesie to, czego się spodziewamy."
Bohaterzy powieści są dość dobrze wykreowani. Niccolo to w pewien sposób zamknięty chłopak, który utknął w bolesnej przeszłości. Zamiast żyć tu i teraz, wciąż wraca do przeszłości, zastanawiając się, co zrobił źle, czemu los postanowił tak nim zadrwić. Mimo wszystko polubiłam tego młodego mężczyznę. Ciekawą i niosącą z sobą wielki optymizm postacią był Gruby - wyluzowany, mający wszędzie kontakty, szczery w swej kłamliwości dwudziestoparolatek. Postacie drugoplanowe takie jak Polki Ania i Paulina, oraz Benedetta, Pepe, Valeria jak i Fabiola są dobrze wykreowani, wnoszący w fabułę mniej lub więcej.
"Płacz, módl się i żyj; pewnego dnia, kiedy będziesz na szczycie, ten straszny huragan wyda ci się niczym."
Podobało mi się, iż narracja prowadzona jest z perspektywy Nicco. To miła odmiana w natłoku miliona obyczajówek, które prowadzi płeć piękna. Od zawsze ciekawiły mnie pozycje, gdzie narratorem okazuje się mężczyzna, gdyż mam niepowtarzalną okazję poznać całkowicie odmienny system myślenia od mojego. Ponadto wielkim plusem powieści jest humor. Nie ma rozdziału, w którym bym się chociaż nie uśmiechnęła! Lekkie pióro autora sprawia, że w zastraszającym tempie połykamy kolejne strony i z przyjemnością oraz niejednokrotnie wybuchamy szczerym śmiechem.
"Chwila szczęścia" to pełna refleksji, napisana lekkim i przyjemnym językiem, niezobowiązująca lektura, która zajmie Wam jeden wieczór. Poznacie miłość, zdecydowanie nie wyróżniającą się spośród innych, ale ciekawą. Pan Federico zatrzyma się razem z Wami podczas zwyczajnych momentów, które przeżywacie codziennie i pomoże odnaleźć Wam w niej własną odmianę chwili szczęścia.
"Pocałunek jest jak przepustka, jak lustrzanka w aparacie fotograficznym, jak odlew z gliny. Uwiecznia każdy szczegół, smak i charakter osoby, która cię całuje. Na zawsze zostanie ze mną ten wyjątkowy, niepowtarzalny moment, ta chwila szczęścia."
Jak ciężko jest nam powiedzieć, co tak naprawdę czujemy? Nie mówimy, co nam leży na sercu, tam głęboko, bo nie ma słów, by móc to opisać, czy dlatego, bo nie chcemy, aby inni znali tę najskrytszą część naszych uczuć? Może boimy się, że ktoś to wykorzysta przeciwko nam? Mówiąc "kocham cię" obnażamy się przed innymi, pokazujemy, że nasz umysł i serce należy do tej osoby, że...
więcej Pokaż mimo to