-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-07-23
2019-02-28
2015-09-14
2012-12-22
2014-09-25
Napisać dobrą książkę nie jest łatwo. A jeszcze trudniej jest napisać dobrą książkę o swoim życiu. Podstawą w niej powinien być ciekawy życiorys. Aukai Collins na nudę w swoim życiu na pewno narzekać nie może. Gdy dodać do tego reporterski styl, w jakim prowadzona jest cała opowieść, czytelnik ma przed sobą niebanalną, przepełnioną mocnymi fragmentami książkę, która stanowi ciekawe literackie doświadczenie.
"Mój dżihad" to spisane losy Amerykanina, który postanowił przejść na islam i walczyć u boku mudżahedinów. Z całej historii wyłania się rys człowieka odważnego, choć szalonego. Czasami ta osoba nas drażni, innym razem śmieszy. Momentami myśli się o nim jak o infantylnym młodym mężczyźnie, który miał nową zachciankę. Innym razem nie wierzy się w poziom jego odwagi, graniczącej z głupotą. Jednak to wszystko sprawia, że obok książki ciężko przejść obojętnie, nietrudno o moc dyskusji na jej temat.
Chociaż "Mój dżihad" jest swego rodzaju autobiografią, nie brak tutaj fragmentów rodem z filmów akcji. Poszczególne elementy tej układanki odkrywają nie tylko bezsens wszystkich opisywanych okrucieństw, ale także niemoc wobec walki z terroryzmem. O Collinsie wiele można powiedzieć, ale na pewno szczerze i jednoznacznie podchodzi on do walki z niepotrzebną przemocą. W swojej książce odkrywa działania FBI i CIA przeciwko terrorystom, ukazując jednocześnie, jak bardzo Amerykanie nie potrafią sobie z nimi radzić, wyrzucając w błoto całą masę pieniędzy, tworząc wysoki poziom biurokracji, nikomu tym samym tak naprawdę nie pomagając.
Na "Mój dżihad" składa się kilka części. Aukai Collins opowiada o początkach jego przejścia na islam oraz potrzebie walczenia o sprawiedliwość. Przystępnie obrazuje czytelnikowi wojenne życie oraz kolejne akcje, w których bierze udział. Początkowo książka może wydawać się nudna. Szybko jednak zaczynają się sensacyjne opisy, których nie powstydziłby się scenarzysta kolejnego filmu o przygodach Jamesa Bonda. Z tą różnicą, że "Mój dżihad" pisało samo życie. W części drugiej autor spisuje wszystko to, co mogło się przyczynić do obrania tej życiowej drogi. Odsłania kulisy swojego ciężkiego dzieciństwa, oraz niełatwe lata młodzieńcze. Kolejna część to już próby współdziałania z FBI i CIA. I tutaj nie brak mrożących krew opisów, choć jest i niemoc wobec wrogich działań.
"Mój dżihad" to z całą pewnością książka unikalna. Połączenie autobiografii, dobrej sensacji i reportażu. Przystępnie napisała, pełna mocnych fragmentów. Może się wydawać, że cała opowieść okraszona jest fantastycznymi opisami, które nie miały prawa wydarzyć się w prawdziwym życiu. Fakt ten pozwala jednocześnie zachłysnąć się książką, wsiąknąć w ten świat i z trudem go opuścić.
Napisać dobrą książkę nie jest łatwo. A jeszcze trudniej jest napisać dobrą książkę o swoim życiu. Podstawą w niej powinien być ciekawy życiorys. Aukai Collins na nudę w swoim życiu na pewno narzekać nie może. Gdy dodać do tego reporterski styl, w jakim prowadzona jest cała opowieść, czytelnik ma przed sobą niebanalną, przepełnioną mocnymi fragmentami książkę, która stanowi...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-11
Jest takie miejsce na ziemi, które jest tylko Wojciecha Cejrowskiego. Ale nie szukajcie go, bo możecie z tego nie wyjść żywym. Możecie za to o tym innym świecie poczytać w jego najnowszej książce, "Wyspa na prerii".
"Wyspę na prerii" czyta się niczym wybitną powieść przygodową. Mamy wrażenie, że czas się zatrzymał, lub też nieco cofnęliśmy się w czasie. Jest wesoło, bywa kontrowersyjnie. Autor odkrywa przed nami inny świat. Czy lepszy, czy gorszy, to już zależy od stopnia uzależnienia od przybytków nowoczesności. W każdym razie poznamy Stany Zjednoczone od zupełnie innej strony.Jest to opowieść o tym, jak to czasami cudownie jest nie mieć sąsiada w sporej odległości od siebie (ale jak czegoś potrzeba, zawsze znajdzie się osoba, która pomocy udzieli). Jest także o tym, jak to cudownie jest robić wrażenie dziwaka. Przeczytać także można o wyższości Ameryki nad resztą świata (według słów autora oczywiście).
Ten, kto myśli, że czytanie o prerii nie może być tak bardzo fascynujące, jak czytanie o dżungli, jest w wielkim błędzie. Wojciech Cejrowski w swoim stylu snuje opowieści, rzuca anegdotkami, pokazuje że życie w Arizonie może być równie bajeczne, jak życie w Oriencie. Dla nas, przyzwyczajonych do wygody czytelników – tym bardziej.Może nie jest to Amazonia, nie są to Indie, nie jest daleka i tajemnicza Japonia. Jednak jest to wspaniała gawęda o kowbojach. I – tak jak zapewnia podróżnik – jest tak samo egzotycznie, jakbyśmy udali się w literacką podróż po Tajlandii.
Książka raduje ducha, bawi do łez, cieszy oko i zwiększa pragnienie odkrywania nowego, nieznanego. Żałuję, że to już koniec tej opowieści. I życzę sobie oraz Wam, fanom literatury podróżniczej, trzymania w swoich rękach tylko takich książek, jak Wyspa na prerii. Nie wyobrażam sobie, by można było obok tego tytułu przejść obojętnie.
POLECAM!
Jest takie miejsce na ziemi, które jest tylko Wojciecha Cejrowskiego. Ale nie szukajcie go, bo możecie z tego nie wyjść żywym. Możecie za to o tym innym świecie poczytać w jego najnowszej książce, "Wyspa na prerii".
"Wyspę na prerii" czyta się niczym wybitną powieść przygodową. Mamy wrażenie, że czas się zatrzymał, lub też nieco cofnęliśmy się w czasie. Jest wesoło, bywa...
2014-08-06
Jeżeli przeczytaliście już książkę Sokolików "Do Santiago", nie obawiajcie się, że będzie to zwykła powtórka z rozrywki. W "Camino de la Plata" jest wszystko to, czego brakowało w tamtej książce. Piechurzy przede wszystkim wybrali zupełnie inną trasę. Nie tą komercyjną, najbardziej popularną Camino Frances, lecz drogę ze słonecznej i gorącej Andaluzji, by przez północne mgliste chłodniejsze regiony dojść do tego wymarzonego miejsca, do Santiago de Compostella.
Autorzy Camino de la Plata postawili na podstawową wiedzę na temat samej trasy, jej celu, ale także rewelacyjnie oddają klimat i przedstawiają ciekawe zwyczaje hiszpańskie.Daria i Wojciech opisują jednak przede wszystkim swoje przygody na trasie, między słowami dając czytelnikom mniejsze czy większe rady. Barwnie opiszą nie tylko krajobrazy czy ciekawe miejsca, które warto zobaczyć, ale także mniej czy bardziej ciekawe spotkania na trasie.
W Camino de la Plata jest także miejsce na zadumę, rozpływanie się w błogich krajobrazach, a także wiele pozytywnych emocji. Camino de la Plata, obok relacji z codziennej wędrówki, jest także zbiorem kartek z pamiętnika. Daria ma dar do cudownych opisów, mocno pobudzających wyobraźnię. Wojciech potrafi – dla równowagi – niesamowicie snuć opowieści z życia peregrinos. Nieraz zakręci się łezka od tych zabawnych scenek i ciętego języka (choć to dotyczy także współautorki).
W publikacji Wydawnictwa WAM jest mnóstwo cudownych zdjęć. O tyle, o ile Sokolikowie postawili głównie na słowa, Daria Urban i Wojciech Kostyk pokazują, że równowaga w literaturze podróżniczej musi być. Zdjęć jest cała masa. Tych obrazujących życie pielgrzyma, ale także tych ukazujących piękno Hiszpanii.
Jeżeli przeczytaliście już książkę Sokolików "Do Santiago", nie obawiajcie się, że będzie to zwykła powtórka z rozrywki. W "Camino de la Plata" jest wszystko to, czego brakowało w tamtej książce. Piechurzy przede wszystkim wybrali zupełnie inną trasę. Nie tą komercyjną, najbardziej popularną Camino Frances, lecz drogę ze słonecznej i gorącej Andaluzji, by przez północne...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-08
Piotr Bernardyn od ponad dekady mieszka w Tokio. Tragedię przeżył na własnej skórze. Spędził sporo czasu wśród ludzi, których prawdziwy obraz jest ukryty gdzieś głęboko. Japończycy jawią się nam jako naród, który ma całkiem inne podejście do życia. Ich kultura mogłaby stanowić wzór odrębności. Autor reportażu rewelacyjnie radzi sobie z przedstawianiem nam prawdy o tym kraju i o jego mieszkańcach. Rozprawia się ze stereotypami i tłumaczy postępowanie Japończyków. Dzięki tej publikacji można naprawdę dobrze zrozumieć ich mentalność i wyjaśnić sobie przyczyny pewnych zachowań.
Pod przykrywką ogromnej tragedii jaka spotkała Japonię autor przedstawia nam wszystko to co powinniśmy wiedzieć o ludziach i ich życiu po trudnych wydarzeniach. Nie ma tutaj wyraźnej granicy pomiędzy tym co przed i tym co po 11 marca 2011 roku. Jednak Piotr Bernardyn bardzo dogłębnie przedstawia zarówno obraz po trzęsieniu, po tsunami i po dramacie Fukushimy, jak i próbuje wyjaśnić, dlaczego w ogóle doszło do tak ogromnych konsekwencji.
W dalszej części książki autor omawia kwestie związane z energetyką jądrową i dramatem w Fukushimie. Pokazuje jak wiele czynników do niej doprowadziło. Choć wszystko skupia się wokół jednego: czynniku ludzkim i niechęci do przyznania się do błędów czy niewiedzy. Piotr Bernardyn przedstawia obraz skażonej Japonii, ukazuje dramaty ludzkie i ekologiczne. Dotyka bardzo delikatnych spraw. Pokazuje palcem nie tylko na yakuzę, ale także na wielu polityków, naukowców i cała nuklearną wioskę.
Słowa autora reportażu pozostaną w nas długo. Tego obrazu szybko nie wymażemy z pamięci. Zwłaszcza kilka fragmentów, które poruszą nawet osoby, które nie są w stanie wyobrazić sobie ogromu ludzkiej tragedii związanej z takim czy innym zdarzeniem losowym.
Piotr Bernardyn od ponad dekady mieszka w Tokio. Tragedię przeżył na własnej skórze. Spędził sporo czasu wśród ludzi, których prawdziwy obraz jest ukryty gdzieś głęboko. Japończycy jawią się nam jako naród, który ma całkiem inne podejście do życia. Ich kultura mogłaby stanowić wzór odrębności. Autor reportażu rewelacyjnie radzi sobie z przedstawianiem nam prawdy o tym kraju...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-31
Dwadzieścia siedem dni wędrówki śladami średniowiecznych pielgrzymów. Około osiemset kilometrów spotkań, trudów drogi i rozmyślań nad własnym charakterem i postępowaniem.
Nie jest to jednak książka czysto katolicka. Owszem, Sokolikowie są religijnymi ludźmi i wyruszają tą trasą między innymi właśnie z powodów religijnych. W książce jest jednak wiele miejsca dla samego kraju, jakim jest Hiszpania. Postaci legendarne i historyczne, zwyczaje mieszkańców tego kraju a także charakterystyka ludzi spotkanych podczas pielgrzymki. A to wszystko sprawia, że i dla ludzi mniej "kościelnych" pozycja ta może okazać się niezwykle ciekawą skarbnicą wiedzy.
W "Do Santiago" wiele miejsca poświęca się sprawom praktycznym. Autorzy za wzór wzięli Codex Calixtinus, pragnąc jednocześnie porównać jego treść z rzeczywistością i współczesnością. Sprawdzają prawdziwość zawartych w nim rad i informacji. Tym samym książka jest niezwykle przydatna jeśli ktoś w najbliższym czasie sam planuje wybrać się podobną trasą.
Drobna rada ode mnie na koniec: należy uważać, gdyż pasja Sokolików jest zaraźliwa. Książka jest niezwykle inspirująca i motywująca. Już podczas czytania Droga zaczyna wołać. Nabiera się ochoty, by samemu odwiedzić opisane miejsca, by samemu przeżyć to samo, co autorzy. I zastanowić się nad samym sobą.
Dwadzieścia siedem dni wędrówki śladami średniowiecznych pielgrzymów. Około osiemset kilometrów spotkań, trudów drogi i rozmyślań nad własnym charakterem i postępowaniem.
Nie jest to jednak książka czysto katolicka. Owszem, Sokolikowie są religijnymi ludźmi i wyruszają tą trasą między innymi właśnie z powodów religijnych. W książce jest jednak wiele miejsca dla samego...
2013-02-21
J.D.Vance opisuje swoje przeżycia, doświadczenia. Zwykłą codzienność. Ale jednocześnie maluje świetny obraz Ameryki, którą niekoniecznie znamy. Prowadzi czytelnika przez podziemia amerykańskiego snu. Pas Rdzy, amerykańska kolebka Szkoto-Irlandczyków. Ich potomkowie zwani są dzisiaj Hillbillies. To właśnie tytułowe Bidoki. Autor w swojej książce ukazuje poprzez życie swoich najbliższych oraz swoje jak ciężko jest wyrwać się z okowów bidoctwa, nabytych zwyczajów myśleniowych, prostactwa czy nałogów. Sam osiągnął wiele. I pokazuje że można. Ale wskazuje, że nie jest to łatwe.
Nie jest to wnikliwa analiza przyczynowo-skutkowa. Jednak J.D. Vance próbuje czasem poprzeć się danymi statystycznymi czy innymi pulikacjami fachowymi. Aczkolwiek tytuł ten należy traktować jako autobiografia człowieka, który dzięki głównie zawziętości Mamaw przeszedł od zera do... no właśnie prostego, zwykłego życia.
Bardzo ciekawa lektura. Daje nowe spojrzenie na Stany, które wydaje się jakbyśmy znali już od podszewki.
J.D.Vance opisuje swoje przeżycia, doświadczenia. Zwykłą codzienność. Ale jednocześnie maluje świetny obraz Ameryki, którą niekoniecznie znamy. Prowadzi czytelnika przez podziemia amerykańskiego snu. Pas Rdzy, amerykańska kolebka Szkoto-Irlandczyków. Ich potomkowie zwani są dzisiaj Hillbillies. To właśnie tytułowe Bidoki. Autor w swojej książce ukazuje poprzez życie swoich...
więcej Pokaż mimo to