Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Adoptowanie kilkuletniego dziecka wiąże się z problemami adaptacyjnymi. Adoptowanie kilkuletniego dziecka po traumatycznych przejściach wiąże się ryzykiem, ciągłą walką o nauczenia dziecka obowiązujących zasad społecznych i rodzinnych. A jak się okazuje, nawet z zagrożeniem dla życia domowników.

Hannah i Chris adoptują 6 letnią Julie po tym, jak trafiła do ich szpitala wychudzona, z licznymi obrażeniami i połamanymi kończynami. Jej matka nie żyje, a poszukiwania jakichkolwiek członków rodziny mogących się nią zająć nie dają rezultatu. Podobnie jak poszukiwania sprawcy.

Dziewczynka od pierwszych chwil przywiązuje się do Chrisa i automatycznie staje się jego oczkiem w głowie. Nie zważa on na żadne negatywne zachowania dziecka, uwagi zwracane przez żonę czy stan do jakiego doprowadza to ich rodzinę. Po wielu trudnych miesiącach, w jego oczach Julie dalej jest straumatyzowany dzieckiem po przejściach, któremu trzeba pomóc, a w oczach Hannah demonem wcielonym, który czyha na ich życie.

Wszystko jest efektem maski jaką przybiera dziewczynka - z jednej strony miła i kochana córeczka tatusia, z drugiej strony przejawiająca agresję, zachowania destrukcyjne dla siebie i otoczenia, maltretowanie zwierząt czy koleżanek w przedszkolu. A wszystko to wycelowane szczególnie w Hannah. Zwłaszcza w momencie, gdy w domu pojawia się kolejne dziecko.

Idealne dziecko to w mojej ocenie wzorowy thriller psychologiczny. Klimat wycieka tutaj z każdej ze stron, poczucie zaszczucia przez własne dziecko powoduje ciarki na plecach, a sposób przedstawienia całej historii nie pozwala się od niej oderwać. Dosłownie czujemy się tak jakby Hannah i Chris byli prawdziwi i opowiadali nam swoją historię.

Wszystkie opisy są mocne, dosadne. Dobitnie pokazują efekt powolnego rozpadu małżeństwa i życia rodzinnego Hannah i Chrisa. Nieudolność działania instytucji opieki społecznej, trybików wielkiej maszyny, w którą wpadli. A także rozpad psychiki Hannah, jej lęk o życie własne i własnej rodziny, będące efektem dziecięcej manipulacji, okręcenia sobie Chrisa wokół palca i jego braku wiary w kolejne terapie, wątpliwości własnej żony czy sugestie psychologów.

Dla niego jego nowa córeczka to skarb. Nie spodziewa się do czego doprowadzi wypieranie przez niego rzeczywistości. A w niej nikt nie jest bezpieczny.

Adoptowanie kilkuletniego dziecka wiąże się z problemami adaptacyjnymi. Adoptowanie kilkuletniego dziecka po traumatycznych przejściach wiąże się ryzykiem, ciągłą walką o nauczenia dziecka obowiązujących zasad społecznych i rodzinnych. A jak się okazuje, nawet z zagrożeniem dla życia domowników.

Hannah i Chris adoptują 6 letnią Julie po tym, jak trafiła do ich szpitala...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nawiedzony dom - motyw oklepany w książkach, filmach i serialach, ale w dalszym ciągu dający masę emocji i wrażeń podczas czytania/oglądania. O ile oczywiście został dobrze podany, a potencjał nie został zmarnowany.

Rodzice Louise zmarli w tragicznym wypadku samochodowy, pozostawiając ją wspólnie z bratem z dużym majątkiem i ostatnią wolą spisaną w testamentach. Z pozoru „prosta” sytuacja przeradza się w walkę o spadek.

Walkę, która przybiera najbardziej infantylny format jaki tylko mogłem sobie wymyślić. Słowne przekomarzanki, tupanie nogami, fochy i zmiany zdania co 5 minut. W jednej chwili obserwujemy Louise, która blokuje sprzedaż domu nie chcąc sprzedać kolekcji lalek matki i widzimy Marka, który dąży do najszybszej sprzedaży kosztem wyrzucenia wszystkiego na śmietnik. A potem mamy rollercoaster zmiany zdań, gdy nagle to Louise chce sprzedać dom, a Mark nie chce wyrzucać lalek i błaga Louise o pomoc. I tak kilkukrotnie na przestrzeni połowy książki.

Gdybym miał oceniać z tej perspektywy to byłoby to góra 2/10, a sama książkę rzuciłbym w kąt. Na szczęście dalsza część, kiedy wreszcie przechodzimy do motywu nawiedzonego domu ratuje całą sytuację.

W końcu dostajemy klasykę gatunku w postaci nawiedzonych lalek, dźwięków, dziwnych zdarzeń i czyhającego w każdym kącie niebezpieczeństwa. Dostajemy morderczą pacynkę, która zdaje się obejmować we władanie umysłu ludzi, którzy założą ją na rękę. A nawet wyimaginowane postacie z dzieciństwa, które przybierają materialną postać. Takie dobre połączenie Amityville z Annabelle.

Z ciekawością, choć bez zapartego tchu obserwujemy próby pozbycia się nieczystych sił z domu i zamknięcia etapu sprzedaży. Odkrywamy historię i wieloletnią tajemnicę całej rodziny, jednocześnie mając w tyle głowy wrażenie, że gdzieś już to było. Jak wspominałem na początku, motyw nawiedzonego domu jest oklepany, ale można go dobrze wykorzystać. Tutaj jednak czegoś zabrakło, nie było efektu wow.

Nawiedzony dom - motyw oklepany w książkach, filmach i serialach, ale w dalszym ciągu dający masę emocji i wrażeń podczas czytania/oglądania. O ile oczywiście został dobrze podany, a potencjał nie został zmarnowany.

Rodzice Louise zmarli w tragicznym wypadku samochodowy, pozostawiając ją wspólnie z bratem z dużym majątkiem i ostatnią wolą spisaną w testamentach. Z pozoru...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Violet, nastolatka od lat szkolona na skrybkę zostaje zesłana przez matkę do Kwadrantów Jeźdźców Smoków. Jej odgórnym zadaniem jest podtrzymanie rodzinnej tradycji nawet kosztem własnego życia. Krucha, nie przeszkolona w boju daje z siebie wszystko, aby sprostać oczekiwaniom, przetrwać i rozgrzać jedno zimne serce. Serce, które należy do człowieka, przed którym ostrzegała ją własna siostra.

Wszystko to w poczuciu wszechobecnego zagrożenia, ze strony atakujących Gryfów, którym smoki wraz z wybranymi przez nich jeźdźcami muszą stawić czoła. Rzekomo, aby chronić królestwo, ale prawda wydaje się zgoła odmienna.

Świetna opowieść o przyjaźniach, zdradach, utracie i zyskiwaniu zaufania, a także wewnętrznej walce w drodze do doskonałości. Bardzo dobrze ukazuje relacje międzyludzkie i targające człowiekiem wewnętrzne uczucia - upadek wieloletniej przyjaźni na skutek chęci sprostania wygórowanym oczekiwaniom, rodzące się uczucie do odwiecznego wroga rodziny i własnej ojczyzny tym razem wbrew oczekiwaniom i poświęcenie własnych dzieci na rzecz wygórowanych ambicji i rzekomej walki o lepsze jutro.

To co z pozoru ukazuje się jednowymiarowe - najbliższa rodzina dbającą o nasze dobro i wróg, z którym trzeba walczyć kontynuując rodzinną tradycję - okazuje się mieć głębię, klasyczne drugie dno. W jednej chwili przyjaciel okazuje się wrogiem, a wróg przyjacielem. To co było robione dla dobra głównej bohaterki okazuje się zakłamywaniem rzeczywistości, a to co nierealne i zmyślone okazuje się być od lat strzeżoną za wszelką cenę tajemnicą.

Tutaj nie ma sentymentów - losy kraju stawiane są ponad dobro poszczególnych jednostek, nawet jeśli dotyczą własnej rodziny.

Pomimo tego, że to klasyczne Young Fantasy z elementami Romantasy to o dziwo bawiłem się przy niej bardzo dobrze. Cała ta szkolna otoczka, w połączeniu z powyższym relacjami, uczuciami, a także scenami walk z udziałem smoków, stworzyła kawał dobrej historii, przy której będą się bawili dobrze wszyscy.

Violet, nastolatka od lat szkolona na skrybkę zostaje zesłana przez matkę do Kwadrantów Jeźdźców Smoków. Jej odgórnym zadaniem jest podtrzymanie rodzinnej tradycji nawet kosztem własnego życia. Krucha, nie przeszkolona w boju daje z siebie wszystko, aby sprostać oczekiwaniom, przetrwać i rozgrzać jedno zimne serce. Serce, które należy do człowieka, przed którym ostrzegała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Graham Masterton wraca na salony, a właściwie na mój salon, w którym od czasów mojego dzieciństwa gościł bardzo rzadko.

Tych kilkanaście lat temu był w mojej topce najlepszych autorów horrorów, stając na równi z Kingiem czy Ketchumem. Gdybym topkę miał kształtować dzisiaj na podstawie Szpitala Filomeny, niestety spadłby z podium z mocnym hukiem.

Stary, opuszczony szpital, który lata temu opiekował się weteranami wojny w Afganistanie rannymi w walce, dzisiaj popada w ruinę. Jednak w rękach Lilian, w ciągu najbliższych miesięcy ma się przerodzić w najdroższą i najbardziej luksusową rezydencję.

Z pozoru proste zadanie przeradza się w prawdziwe piekło na skutek niewyjaśnionych zjawisk. Krzyki w salach i na korytarzach, postaci przemykające na końcu korytarza czy sztućce wypadające z szuflady. Wszystko stara się wybić Lilian z głowy jakąkolwiek ingerencję w budynek.

To co z początku bierze za nieudolne próby nastraszenia jej przez okolicznych mieszkańców, okazuje czymś więcej. Czymś co idealnie wpisuje się w stwierdzenie „demony wojny”, z którymi podejmie równą walkę. Walkę na śmierć i życie.

Brzmi rewelacyjnie i z pierwszymi rozdziałami takie właśnie jest, ale im dalej tym gorzej. Emocje opadają, nie ma efektu zaszczucia, lęku i przerażenia. Bohaterowie w mgnieniu oka przyswajają sobie zdarzenia i od tak przestaje to robić na nich wrażenie. Zupełnie jakby mieli z takimi sytuacjami styczność na codzień, jak wprawieni w walce łowcy duchów.

Dodając do tego absurdalne elementy jak noktowizor widzący to czego nie widać, wybuchających ludzi i naprawdę tandetne zwieńczenie historii, dostajemy mocno przeciętny straszak, który nawet nie straszy.

Jeżeli macie chęć na dobry horror od Mastertona to radzę cofnąć się w jego twórczości o te 10-15 lat i sięgnąć coś co naprawdę mrozi krew w żyłach.

Graham Masterton wraca na salony, a właściwie na mój salon, w którym od czasów mojego dzieciństwa gościł bardzo rzadko.

Tych kilkanaście lat temu był w mojej topce najlepszych autorów horrorów, stając na równi z Kingiem czy Ketchumem. Gdybym topkę miał kształtować dzisiaj na podstawie Szpitala Filomeny, niestety spadłby z podium z mocnym hukiem.

Stary, opuszczony szpital,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Idealna rodzina. Dla wielu taka jest tylko na zdjęciach, w rzeczywistości będąc prawdziwym utrapieniem. W dniu swoich 25 urodzin Libby przekonuje się o tym dosłownie.

W jedną chwilę z samotnej, żyjącej skromnie dziewczyny zamienia się w spadkobierczynię wielkiego majątku zapisanego jej przez swoich biologicznych rodziców. W jedną chwilę jej spokojne życie zamienia się w pościg za rodzinnymi korzeniami i sekretami.

Tajemnicze, zbiorowe samobójstwo, zaginione rodzeństwo, nietypowy gość w odziedziczonym domu, odkryte skrawki mrocznej historii z przeszłości. Wszystko to przybliża ją z każdym krokiem do odkrycia własnej tożsamości i losów swojej prawdziwej rodziny.

Rodziny której szuka również Lucy, utalentowana skrzypaczka, bez dachu nad głową i z dwójką małych dzieci. W swoich poszukiwaniach posunie się do najgorszego, aby rodzina znowu była razem i wspólnie pokonała demony z przeszłości. Czekała na to wystarczająco długo, o czym przypomina jej powiadomienie w telefonie - „dziecko kończy 25 lat”.

Cała historia zapowiadała się mrocznie, odkrywanie kolejnych wątków zapowiadało się emocjonująco, jednak.. Tylko do pewnego momentu. Mniej więcej w 1/3 książki, odkrywanie historii przestało ekscytować. W dalszym ciągu była ciekawa, ale bez efektu wow i jakiejkolwiek nutki dramatyzmu czy poczucia zagrożenia.

Ot, odkrywamy zdarzenia sprzed 25 lat jednocześnie śledząc teraźniejsze losy bohaterów. Nie czuję się żadnej presji w ich działaniach, pomimo tego, że niektóre z nich prowadzą do drastycznych zdarzeń. Wszystko wydaje się wyprane z emocji.

Z drugiej strony książka miała coś co sprawiało, że chciałem ją przeczytać. Może bez większego entuzjazmu, jednak gdzieś tam z tyłu głowy pojawiały się nuty ciekawości jaki finał będzie miała ta historia. Coś jak oglądanie „Trudnych spraw”, które nie grzeszą wybitną historią i dramatyzmem, a jednak miliony ludzi śledzą losy aktorów.

Mimo wszystko warto poświęcić jej chwilę :)

Idealna rodzina. Dla wielu taka jest tylko na zdjęciach, w rzeczywistości będąc prawdziwym utrapieniem. W dniu swoich 25 urodzin Libby przekonuje się o tym dosłownie.

W jedną chwilę z samotnej, żyjącej skromnie dziewczyny zamienia się w spadkobierczynię wielkiego majątku zapisanego jej przez swoich biologicznych rodziców. W jedną chwilę jej spokojne życie zamienia się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

‼️ Poniższy tekst może zawierać spoilery z części 1. Jeżeli nie czytałeś/aś wcześniejszych przygód Millie to radzę wrócić do tej opinii za jakiś czas. ‼️

Tym razem spotykamy Millie po kilku latach od zdarzeń znanych z części pierwszej. Przez cały ten czas nie próżnowała, pomagając wielu kobietom wyplątać się z toksycznych związków. Z reguły nie do końca zgodnie z prawem, a czasem nawet z ludzką moralnością. Posunięcie się do ostatecznych kroków nie było dla niej niczym niezwykłym.

Nie inaczej było teraz. Kiedy poznała Wendy Garrick, od razu wiedziala, że musi jej pomóc i wyzwolić ją od męża tyrana, który znęcał się nad nią i nie wypuszczał z domu na krok. Plan może nie był wysokich lotów, a właściwie zrodził się w jej głowie niespodziewanie na skutek zdarzeń, ale efekt był skuteczny. Wendy była wolna, a Millie dumna z kolejnej uratowanej duszy. Do czasu.

Policja pukająca następnego dnia do jej drzwi nie wróżyła niczego dobrego, a wizyta na komendzie to potwierdziła. Millie stała się podejrzaną, wszelkie dowody świadczyły przeciwko niej. Stała się ofiarą własnych działań i miała niewiele czasu, aby prześledzić raz jeszcze przebieg wszystkich zdarzeń.

Maltretowana Wendy, próba duszenia, huk wystrzału pistoletu, zdjęcie Douglasa w telewizji, które przedstawiało zupełnie kogoś innego. Definitywnie coś było nie w porządku. Ktoś sobie z nią pogrywał. A jak dobrze wiemy z Millie się nie pogrywa. Chyba, że ktoś chce skończyć na strychu, bez zębów i kropli wody.

Freida McFadden robi to znowu. Wciąga w historię od pierwszych stron, szokuje i wywraca cały wątek do góry nogami jak za pstryknięciem palców, serwując nam plot twist najwyższych lotów. Wszystko to co do połowy książki wydawało się, aż za proste, w drugiej porusza wszystkie nasze szare komórki do działania.

Bez dwóch zdań mamy do czynienia z mistrzynią planowania intryg i sposobów pozbywania życia kolejnych osob, które staną na drodze bohaterkom jej książek. Z pisarką idealną, która swoją trzecią już powieścią, którą miałem przyjemność przeczytać, siada na tronie najwybitniejszych zagranicznych autorek thrillerów.

📙 „Pomoc domowa: Sekret”
⭐️ W mojej skromnej 10-stopniowej skali 9/10‼️

‼️ Poniższy tekst może zawierać spoilery z części 1. Jeżeli nie czytałeś/aś wcześniejszych przygód Millie to radzę wrócić do tej opinii za jakiś czas. ‼️

Tym razem spotykamy Millie po kilku latach od zdarzeń znanych z części pierwszej. Przez cały ten czas nie próżnowała, pomagając wielu kobietom wyplątać się z toksycznych związków. Z reguły nie do końca zgodnie z prawem, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

🔥 Jako przedsmak kontynuacji, parę zdań o pierwszej części 🔥

Osoba na stanowisku pomocy domowej w bogatych domach z reguły przemyka za plecami gospodarzy. Pozostaje niezauważona, niczym duch wypełnia swoje obowiązki jak najmniej ingerując w życie domowników. Millie jest tego zupełnym przeciwieństwem.

Tuż po wyjściu z więzienia podejmuje pracę w domu bogatej pary, zyskując swój własny kąt w postaci pokoju na strychu. Pokoju, w którym mikroskopijne okno się nie otwiera, na drzwiach widoczne są ślady drapania, a zamek do ich zamknięcia znajduje się od zewnętrznej strony. To niepokojące, ale Millie nie ma wyjścia, jej przeszłość nie pozwala wybrzydzać.

Z początku normalna praca pomocy domowej przeradza się w niekończący się wir nietypowych zdarzeń. Pani domu zdaje się przejawiać klasyczne rozdwojenie jaźni - raz miła i troskliwa, za chwilę chamska, uprzykrzająca codzienne obowiązki Millie i wypierająca się własnych słów. Pan domu zaczyna wykazywać niezdrowe fascynacje gosposią, które nie pozostają bez odpowiedzi. A ogrodnik łamaną angielszczyzną ostrzega ją przed niebezpieczeństwem.

Z pozoru sielankowy dom zaczyna odkrywać przed Millie kolejne tajemnice, których poznanie będzie miało swoje konsekwencje. I to dość drastyczne, gdy dewizą jednego z bohaterów powieści jest „karanie wszelkiego nieposłuszeństwa adekwatnie do wykroczenia”.

Jak na jej pracę wpłynie ukrywana choroba psychiczna właścicielki? Czy drzwi do jej pokoju zatrzasnęły się przypadkowo? Jaki udział w całej historii ma małomówny Enzo? Jaki cel w zatrudnieniu byłej kryminalistki miała Nina? Czyje ciało znaleziono na strychu?

Wszystkie powyższe pytania prowadzą do szokującego finału, który każdego rozłoży na łopatki. Wzorowo prowadzona historia i budowane napięcie znajdują swoje ujście w sposób, jakim nie pogardziłby Alfred Hitchcock. Dodając do tego rewelacyjne zbudowane postaci, które wzbudzają w nas prawdziwe emocje, mamy mistrzostwo z gatunku thrillerów.

📙 „Pomoc domowa”
⭐️ W mojej skromnej 10-stopniowej skali 9/10‼️

🔥 Jako przedsmak kontynuacji, parę zdań o pierwszej części 🔥

Osoba na stanowisku pomocy domowej w bogatych domach z reguły przemyka za plecami gospodarzy. Pozostaje niezauważona, niczym duch wypełnia swoje obowiązki jak najmniej ingerując w życie domowników. Millie jest tego zupełnym przeciwieństwem.

Tuż po wyjściu z więzienia podejmuje pracę w domu bogatej pary, zyskując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Debiut w świecie fantasy w dodatku z ilością stron przekraczającą 600 zawsze przyprawia mnie o obawy. Z jednej strony debiut nie może być dobry (takie mogę policzyć na palcach jednej ręki), a z drugiej świat fantasy jest znacznie bardziej rozbudowany od przęciętnego kryminału i trzeba mieć już jakiś warsztat, który wykreuje coś co zainteresuje czytelnika. Witold Skrzydlewski zdaje się jednak mieć gdzieś moje obawy i niczym główny bohater jego opowieści, serwuje mocny cios boskiego talentu prosto w moje czytelnicze serce. Co tu dużo mówić, jest błogo i rewelacyjnie.

Świat od zawsze toczy walki dobra ze złem, a właściwie mniejszego zła z większym złem. Nic co nas otacza nie jest skrajne, nie ma prawdziwego dobra bez domieszki zła, podobnie jak nie ma największego zła bez domieszki dobra. Tytułowej inkwizycji na pewno nie można określić mianem czystego dobra - w ich kodeksie pojedyncze jednostki nie mają znaczenia. I choć cel jest światły, ważą się losy całego ludzkiego świata, to najważniejsze jest tylko dobro ogółu. Niezależnie od kosztów. Śmierć jednostki czy 50 milionów jednostek jest niczym w perspektywie kolejnych tysięcy lat ludzkiej egzystencji.

I to właśnie o tą egzystencję walczy Witeldon Walszarti, boski czempion Inkwizycji, wytwór eksperymentu, który z nieludzką siłą, nieśmiertelnym ciałem i najlepszymi technologiami siejącymi zagładę od tysiącleci toczy walkę z czarcim pomiotem. Niezłomnie wyniszcza kolejne bestie, rozprawia się z wysłannikami piekieł i pozbawia życia ludzkie jednostki, które sprzeciwiają się boskiemu planowi. Witeldon jako prawa ręka Inkwizycji nie baczy na konwenanse, niszcząc każdy cel, który przybliża go do osiągnięcia celu. Z jego ręki zginęły nie dziesiątki, nie setki, a miliony ludzi i demonów, wszystkie w jednym celu. W celu lepszego jutra.

Jutra, które tak naprawdę nigdy nie nadchodzi. Świat, w którym żyje Witeldon przejawia dwie skrajności - z jednej strony totalne ubóstwo, ludzie umierający i zjadający się nawzajem w slumsach, z drugiej strony przepych i bogactwo wyższych sfer mających dostęp do wszelkiego dobra pozostałego po znanej nam dzisiaj ludzkości. Elektryczność jest tylko dla wybranych, podobnie jak słodycze, które dla wielu z nas są tylko dodatkiem, tak w świeci Inkwizycji są wyznacznikiem pozycji społecznej, a także źródłem ekstazy i miłosnych uniesień. Każdy kolejny dzień walk zdaje się nie wpływać na otaczającą Inkwizytora rzeczywistość, a jego walka z każdym kolejnym wiekiem czy tysiącleciem zaczyna coraz bardziej mu uwierać, wykazując coraz większe dozy bezcelowości. Zło istnieje i nigdy nie zginie, podobnie jak nieśmiertelny czempion, który zdążył już przeżyć dziesiątki swoich przyjaciół. Lecz choć wizja kolejnych lat nie jawi się jako renesans ludzkości, to Witeldon nie spoczywa w walce, zagrzewając do walki kolejne serca, choć jego własne zdaje się być zimne jak lód. Nie licząc chwil, w których zdaje się delikatnie topnieć pod naporem dwóch najbliższych jego otoczeniu kobiet, próbujących przebić się do jego ludzkiej podświadomości.

Cała powieść przysparza mi dużo skojarzeń z innymi topowymi seriami fantasy (zarówno świata książek jak i gier), które miałem przyjemność czytać. Rodem z Wiedźmina - gburowatość głównego bohatera, jego relacja z czarodziejką i przyszywana córką, którą uczy fachu, a także nieustanna walka z pomiotami, które zdają się nie mieć końca. Z drugiej strony przepiękny świat wykreowany niejako na wizji świata Warhammera 40.000 - zmechanizowane jednostki, wielkie spluwy, roboty bojowe, specjalne pancerze. A z trzeciej historia, zarys walki dobra ze złem, wiecznej nauki i odkrywania własnych granic rodem z Wampirzego Cesarstwa. Wszystko to składa się jak dla mnie na pozycję idealną, choć nie bez wad.

Właściwie bez jednej, drobnej, która większości może przypaść do gustu - końcowe rozdziały "finałowych" walk, przepełnionych bardzo dobrymi opisami przeciwników, walk i sposobów ich dekapitacji, przekroczyły mój próg odporności. Z przyjemnością przyjąłbym więcej dialogów, które jak dla mnie mocniej budowały portret głównego bohatera i trapiących go wątpliwości, a także bardziej wciągały w wykreowany świat. Jednak nie było to coś co mogłoby zepsuć całościowe wrażenia. Jak dla mnie cały tytuł to majstersztyk.

Debiut w świecie fantasy w dodatku z ilością stron przekraczającą 600 zawsze przyprawia mnie o obawy. Z jednej strony debiut nie może być dobry (takie mogę policzyć na palcach jednej ręki), a z drugiej świat fantasy jest znacznie bardziej rozbudowany od przęciętnego kryminału i trzeba mieć już jakiś warsztat, który wykreuje coś co zainteresuje czytelnika. Witold...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na fali wrażeń po przeczytaniu „Mrocznych sekretów” od tego samego autora, usiadłem do jego najnowszego tytułu jakim są „Mordercze Instynkty” i… nie był to najlepszy pomysł.

Książka sama w sobie nie jest zła, jednak czytając ją dosłownie minuty po poprzedniej, miałem wrażenie powtarzalności. Taki sam styl prowadzenia narracji, takie same problemy głównych bohaterów, momentami nawet wątki zaczęły mi się rozmywać i mieszałem wydarzenia jednej książki z drugą. Głównie właśnie ze względu na powielone schematy.

Znowu dostajemy historię kilku rodzin - Kamili i Wojciecha czyli patologicznego małżeństwa, w którym po ślubie mąż wraz z teściową znęcają się nad żoną, Malwiny i Rafała, małżeństwa w których mąż pracoholik nie interesuje się żoną oraz nowonarodzonym synem oraz Jacka i Edyty, niewyżytej seksualnie pary, którą kręci seks w nietypowych miejscach i z nietypowymi ludźmi.

Wszystko kręci się natomiast wokoło fizycznej przemocy nad Kamilą, która próbuje się od tego uwolnić i psychicznej przemocy nad Malwiną, która zmuszona do urodzenia mężowi dziecka popada w coraz większą depresję nie mogąc spełniać sie zawodowo jako mistrzyni świata i właścicielka klubów fitness. Bieg zdarzeń prowadzi je do Domu Samotnych Kobiet, w którym odnajduje je Tomasz, przeżywający żałobę po zmarłej żonie. I to właśnie ta żałoba prowadzi go do niewyobrażalnych czynów i szalenie uknutej intrygi, w którą zaangażowane zostaną wszystkie pary. I nie wszystkie wyjdą z tego cało.

Sama książka zamknęła się w małej liczbie 180 stron (na czytniku) co najprawdopodobniej zmusiło autora do przyspieszenia biegu zdarzeń, przez co skaczemy fabularnie w trzymiesięcznych odstępach i wszystko dzieje się nad wyraz szybko. Nie ma przy tym żadnych błędów logicznych czy braków fabule, ale historia szybko przechodzi od bieżącego wątku do wyjaśnienia całej historii, zupełnie jakby wszystko działo się w ciągu zaledwie parę dni. Zabrakło mi chyba tych paru dodatkowych storn, ale mimo wszystko zachęcam do przeczytania.

Na fali wrażeń po przeczytaniu „Mrocznych sekretów” od tego samego autora, usiadłem do jego najnowszego tytułu jakim są „Mordercze Instynkty” i… nie był to najlepszy pomysł.

Książka sama w sobie nie jest zła, jednak czytając ją dosłownie minuty po poprzedniej, miałem wrażenie powtarzalności. Taki sam styl prowadzenia narracji, takie same problemy głównych bohaterów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sekrety, każdy z nas je ma. Mniejsze lub większe, istotne lub nie. Jednak niektórzy mają mroczne sekrety, takie które za żadne skarby nie mogą wyjść na światło dzienne.

I taki właśnie sekret spłata losy kilku rodzin. Bogdana i Doroty, patologicznego małżeństwa, które teoretycznie trzymają w ryzach tylko dzieci, Jakuba i Alicji, pary która odkrywa swoje seksualne preferencje co sprowadza ich związek na krawędź rozpadu, który prowadzi do śmierci i Magdy, która poniżona przez mężczyzn wyprowadzała pieniądze z firmowej kasy co z kolei zmusiło ją do powrotu do Polski i szantażu na byłym mężu.

W pierwszej chwili związek pomiędzy nimi jest niedostrzegalny. Ot poznajemy historię psychicznego znęcania się Bogdana, doświadczamy ociekających seksem czworokątów z udziałem Jakuba i Alicji i poznajemy podstawy i truci, którą knuje Magda. Z każdą kolejną stroną wątki coraz bardziej spinają się ze sobą, a losy poszczególnych par przecinają zarówno w czasie teraźniejszym jak i w przeszłości.

Okazuje się, że nikt nie jest tak naprawdę szczery, a chęć własnego zysku, doświadczenia fizycznego uniesienia i utrzymania tajemnicy w sekrecie jest ważniejsze nawet niż życie ludzkie. Życie, które wycenione na 50 tysięcy złotych ostatecznie pochłonęła troje dorosłych ludzi. Tylko czy utrzymanie sekretu w tajemnicy takim kosztem może dawać jakakolwiek namiastkę szczęścia i spokoju? Przecież nigdy nie wiadomo kto jeszcze go zna i jak bardzo może wykorzystać go na swoją korzyść.

„Mroczne sekrety” to - czego osobiście się nie spodziewałem, nie czytając żadnych recenzji - wzorowo skrojony thriller, który rewelacyjnie bawi się historią i spina ze sobą wątki miarowo dawkując nam emocje. Tytuł jest mocny, ciężki ale jednocześnie prawdziwy. Nie trudno wyobrazić sobie taki scenariusz w prawdziwym życiu. Zwłaszcza, że ludzie potrafią skrywać znacznie gorszy sekrety.

A Wy macie jakieś mroczne sekrety?

Sekrety, każdy z nas je ma. Mniejsze lub większe, istotne lub nie. Jednak niektórzy mają mroczne sekrety, takie które za żadne skarby nie mogą wyjść na światło dzienne.

I taki właśnie sekret spłata losy kilku rodzin. Bogdana i Doroty, patologicznego małżeństwa, które teoretycznie trzymają w ryzach tylko dzieci, Jakuba i Alicji, pary która odkrywa swoje seksualne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tajemnicza piwnica, ponad 20 zamordowanych kobiet, obcięte ręce w skrzyni - to krótki opis dzieciństwa Nory Neirling. Wychowana w cieniu morderstw, została sierotą w wieku 11 lat, kiedy jej ojciec został aresztowany, a matka popełniła samobójstwo w więziennej celi.

26 lat później, "świętując" rocznicę aresztowania swojego ojca, nie spodziewa się nawet, że przeszłość dogoni ją po tylu latach. Najpierw w postaci dawnego chłopaka z którym nawiąże ponowny romans, a potem w świeżych morderstwach wzorowanych na działaniach jej ojca. Wszystko co chciała wyprzeć z pamięci, od czego chciała się odciąć wróci do niej ze zdwojoną siłą.

Najpierw w postaci zabójstwa i odcięcia rąk jednej z jej pacjentek, młodej brunetki z niebieskim oczami - dziewczyny będącej tak bardzo w guście jej ojca. A następnie w postaci odwiedzin detektywa, który znając jej przeszłość uzna ją za główną podejrzaną. Te i późniejsze zdarzenia będą przemawiać na jej niekorzyść, doprowadzając ją w ciągu kilku dni na skraj załamania.

W każdym zacznie dostrzegać podejrzanych, przestając czuć się bezpiecznie nawet we własnym domu. Sytuacji nie ułatwi również konieczność zacierania dowodów kolejnych zbrodni znalezionych we własnym domu. Wszystko będzie ewidentnie wskazywać na jej winę i Nora zrozumie, że nie ucieknie od prawdy. Prawdy, którą może znać tylko jej ojciec, którego nigdy nie odwiedziła. Aż do teraz.

Wzorowo poprowadzona historia, emocjonujący wątek i nieprzewidywalne zakończenie trzymają w napięciu do ostatnich stron. Autorka rewelacyjnie gra na naszych emocjach, z każdym kolejnym rozdziałem, stawiając przed nami coraz więcej pytań bez odpowiedzi, by na końcu zaszokować odkryciem toższamości mordercy. To co z początku wyda nam się prawie oczywiste,ostatecznie zostanie wywrócone do góry nogami. Bez wątpienia to jeden z lepszych thrillerów ostatnich lat, jakie miałem przyjemność przeczytać.

Tajemnicza piwnica, ponad 20 zamordowanych kobiet, obcięte ręce w skrzyni - to krótki opis dzieciństwa Nory Neirling. Wychowana w cieniu morderstw, została sierotą w wieku 11 lat, kiedy jej ojciec został aresztowany, a matka popełniła samobójstwo w więziennej celi.

26 lat później, "świętując" rocznicę aresztowania swojego ojca, nie spodziewa się nawet, że przeszłość dogoni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nowy rok. Dzień nowych postanowień, zmian w naszym życiu, rozliczania się z niezrealizowanych obietnic. Dla Friedrika to z kolei dzień, w którym jego ułożone życie rozpada się przez jedną błędna decyzję z przeszłości. Coś co z początku wydawało się nic nie znaczącym incydentem przeradza się w lawinę zdarzeń, która doprowadza go na skraj załamania nerwowego.

Kilka minut przed nowym rokiem odbiera telefon od córki swoich przyjaciół, Jennifer. Krótka i nieprzyjemna rozmowa kończy się groźbą zdradzenia tajemnicy mężczyzny jego żonie co poskutkowałoby rozpadem jego rodziny. Fredrik nie może sobie na to pozwolić i postanawia spotkać się z dziewczyną. I klasycznie jak to w takich przypadkach bywa, spotkanie nie toczy się po jego myśli, dochodzi do rękoczynów, dziewczyna upada, a ostatecznie.. znika.

Od tego momentu Friedrik przestaje być sobą. Z każdym dniem coraz bardziej zapada się w sobie, traci siły do życia i na każdym kroku obawia się, że do drzwi zapuka policja, który jednym zdaniem zniszczy całe jego życie. Tak jak on zniszczył życie Jennifer.

Przez kolejne strony obserwujemy postępujący rozpad mężczyzny, przeżywamy ból rodziców poszukujących swojej córki, a także odkrywamy kolejne tajemnice obu rodzin. Jak się okazuje nie wszystko jest takie jak z początku nam się wydaje, a rodzinne sekrety sięgają znacznie głębiej. Na tyle głęboko, że zaczynamy mieć wątpliwości czy to na pewno Frederik jest winny zaginięcia Jennifer, czy nie są w to zamieszane osoby trzecie i bezstresowe wychowanie dziewczyny z bogatego domu. Emocje dosłownie wylewają się z kolejnych stron, z każdym przeczytanym rozdziałem coraz bardziej współodczuwamy ten ból i dajemy się pochłonąć mackom kolejnych wydarzeń.

Mogę się założyć, że ostateczne zakończenie Was zaskoczy, a ostatnie strony książki i treść ostatniej rozmowy rozłożą Was na łopatki. Zwłaszcza jeśli tak jak ja będziecie kibicować Fredrikowi.

Koniecznie musicie przekonać się na własnej skórze co stało się z Jennifer i jak potoczyły się losy obu rodzin.

Nowy rok. Dzień nowych postanowień, zmian w naszym życiu, rozliczania się z niezrealizowanych obietnic. Dla Friedrika to z kolei dzień, w którym jego ułożone życie rozpada się przez jedną błędna decyzję z przeszłości. Coś co z początku wydawało się nic nie znaczącym incydentem przeradza się w lawinę zdarzeń, która doprowadza go na skraj załamania nerwowego.

Kilka minut...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzecia z rzędu książka ponownie tej samej autorki i tak jak pisałem przy okazji "Nienarodzonej", wszystkie wytwory ręki Ewy Przydrygi można brać w ciemno. Nie zawiodłem się jeszcze ani razu i nic nie wróży, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.

"Miała umrzeć" zawiera nas do historii dwóch rodzin dziejącej się na przestrzeni ponad 20 lat. Z jednej strony poznajemy losy Ady - liderki grupy odrzuconych nastolatków, wypełniających wymyślne challenge balansując na krawędzi życia i śmierci - swojego i cudzego. Podczas jednego z takich zadań dochodzi do tragedii, która zapoczątkowuje los dalszych wydarzeń. Wychowana przez ojca tyrana i matkę alkoholiczkę na skutek tego zdarzenia podejmuje przyspieszoną decyzję ucieczki z domu razem ze swoją młodszą siostrą. Ucieczki do której nie dochodzi ze względu na rodzinną masakrę, za którą winą obarczony został jej najbliższy przyjaciel.

Z drugiej strony lądujemy 20 lat później w skórze Leny, artystki osieroconej jako kilkumiesięczne niemowlę. Na skutek spotkania z tajemniczym mężczyzną podczas swojego wernisażu, postanawia odkryć historię swoich korzeni. A prawda o nich okaże się dla niej niezwykle bolesna - zarówno psychicznie jak i fizycznie. Zwłaszcza gdy na drodze stanie jej ktoś, kto również zna prawdę o jej przeszłości i chce ją za nią ukarać.

Odkrywając historie obu bohaterek doświadczamy efektów błędnych decyzji i złych wyborów, tego jak jedno zdarzenie z przeszłości może oddziaływać na bardzo daleką przyszłość. Zagłębiamy się w ich uczucia dosłownie czując na swojej skórze trapiące ich odrzucenie i samotność oraz tęsknotę za lepszym życiem.

Doświadczamy również tego jak nie wiele trzeba, aby człowiek wiedziony chęcią zemsty dopuścił się najgorszych czynów. Nawet jeżeli jego ofiary nie mają za wiele wspólnego z bólem którego doświadczył. No bo czy kilkumiesięczne dziecko może być winne czyjejś śmierci? Czy może ponosić odpowiedzialność za nie swoje czyny?

Trzecia z rzędu książka ponownie tej samej autorki i tak jak pisałem przy okazji "Nienarodzonej", wszystkie wytwory ręki Ewy Przydrygi można brać w ciemno. Nie zawiodłem się jeszcze ani razu i nic nie wróży, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.

"Miała umrzeć" zawiera nas do historii dwóch rodzin dziejącej się na przestrzeni ponad 20 lat. Z jednej strony poznajemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejne książka Ewy Przydrygi i kolejny sukces. Po mału zaczynam przyzwyczajać się do tego, że wszystko co jest sygnowane nazwiskiem autorki jest przynajmniej bardzo dobre. I tak właśnie jest w tym przypadku.

Tym razem poznajemy losy zaginionej Laury Wagner, ciężarnej która zaginęła zostawiając po sobie wypożyczony chwilę wcześniej kajak. Według wstępnego śledztwa policja uznaje ten przypadek za samobójstwo z czym nie zgadza się siostra zaginionej, Nina.

Stawiając wszystko na szali, postanawia za wszelką cenę odkryć prawdę i odnaleźć swoją siostrę żywą. Bez wsparcia policji oraz najbliższej rodziny zagłębia się coraz bardziej w zdarzeniach ostatnich tygodni. I z każdym odkryciem przebieg zdarzeń okazuje się coraz bardziej mroczny i głęboko zakorzeniony w przeszłości rodziny.

Mąż Laury nie jest zainteresowany jej losem, sugerując jednocześnie, że jej druga ciąża jest efektem zdrady. Nina dostaje halucynacji i wraca wspomnieniami do zdarzenia sprzed kilkunastu lat, w których jej ojciec przyczynił się do śmierci kilkuletniego chłopca. Sama Laura z kolei popadła w długi i najprawdopodobniej była przez kogoś prześladowana.

Liczne wątki przeplatają się jeden za drugim nie pozwalając nam ani na chwilę odsapnąć. Strona po stronie dostajemy nowe wskazówki, które rzucają odmienne światło na zdarzenia ostatnich dni. To co w pierwszej chwili wydaje nam się jasne i sugerujące zakończenie, ostatecznie okazuje się fałszywym tropem.

Sam finał również okazuje się wielkim zaskoczeniem, ukazując prawdziwą desperację osoby stojącej za zniknięciem Laury. Mocno akcentując to do czego zdolny jest człowiek walczący o dobro i życie swojej rodziny. Dla takiej osoby nie ma przeszkód, nie ma żadnych praw, liczy się tylko osiągnięcie celu.

Celu, który byłby na wyciągnięcie ręki, gdyby tylko w śledztwo nie zaangażowała się Nina.

Kolejne książka Ewy Przydrygi i kolejny sukces. Po mału zaczynam przyzwyczajać się do tego, że wszystko co jest sygnowane nazwiskiem autorki jest przynajmniej bardzo dobre. I tak właśnie jest w tym przypadku.

Tym razem poznajemy losy zaginionej Laury Wagner, ciężarnej która zaginęła zostawiając po sobie wypożyczony chwilę wcześniej kajak. Według wstępnego śledztwa policja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ewa Przydryga wraca z nowym, mocnym uderzeniem. Dostajemy mroczny thriller psychologiczny oparty o rodzinną tajemnicę, która doprowadza do nieoczekiwanego splotu niebezpiecznych wydarzeń. Wszystko w dobrze znanym już stylu autorki, z dwutorowo poprowadzoną historią.

Zaczynamy od Gdyni i roku 2022, w którym to mąż Julii, Wiktor, zostaje oskarżony o gwałt. I choć wydaje się, że to najgorsze co mogło spotkać główną bohaterkę, okazuje się, że to dopiero początek. W kolejnych dniach znajduje bowiem w ogrodzie tajemniczy balonik z liścikiem, który przywraca wspomnienia z dzieciństwa, które ktoś wykorzystuje, aby nastraszyć Julię.

Tym sposobem cofamy się do roku 2006, w którym w tym samym ogrodzie znalezione zostaje ciało nastolatka. Za sprawcę bestialskiego zabójstwa uznana zostaje wówczas xxx, nastolatka którą rzekomo zmusiły do tego głosy w jej głowie. O czym świadczyć miały również jej wcześniej wpisy na portalach społecznościowych z mrocznym wierszami.

Kilkanaście lat później ktoś odnosi się do tej historii z przeszłości, podsuwając Julii kolejne liściki z zagadkami, które mają pozwolić jej odkryć prawdziwego sprawcę. A przynajmniej takie jest nasze pierwsze wrażenie, natomiast jak się okaże, intencje tajemniczego prześladowcy są zgoła odmienne. Dość powiedzieć, że ciało nastolatka sprzed lat nie będzie jedyną ofiarą.

Ostatecznie to życie Julii będzie zagrożone, a w dużej mierze przyczyni się do tego policyjne śledztwo, w którym treść liścików nie zostanie potraktowana poważnie. Julia próbując wziąć sprawy we własne ręce przejmie rolę prywatnego detektywa i chcąc rozwikłać zagadkę narazi się na ogromne niebezpieczeństwo.

Wszystko, by cała prawda wyszła na jaw. A ta okaże się naprawdę zaskakująca. Tylko czy jej odkrycie przyniesie komukolwiek ukojenie?

Ewa Przydryga wraca z nowym, mocnym uderzeniem. Dostajemy mroczny thriller psychologiczny oparty o rodzinną tajemnicę, która doprowadza do nieoczekiwanego splotu niebezpiecznych wydarzeń. Wszystko w dobrze znanym już stylu autorki, z dwutorowo poprowadzoną historią.

Zaczynamy od Gdyni i roku 2022, w którym to mąż Julii, Wiktor, zostaje oskarżony o gwałt. I choć wydaje się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drugim tom z cyklu „Klanu Koźlaków” przenosi nas ponownie do szalonego świata wiedźm z Zielonego Jaru. Tym razem dając nam więcej emocji, mocniejsze historie i nieograniczone pokłady energii (również tej magicznej) przeplatanej wulgaryzmami.

Historia stała się mocniejsza, troszkę bardziej dorosła poprzez wspominane przekleństwa i podteksty seksualne. Bez wątpienia dodało jej to charakteru i delikatnego pazura. Dalej są typowo luźne opowieści do przeczytania na poprawę humoru, ale widać znaczący progres.

Tym razem stajemy przed zagadką potrójnego morderstwa, za które chcą skazać Aronię, zmagamy się z narkotykowym kartelem i strzelaniną, wypędzimy potwora ludojada z szafy, a ostatecznie rozwiązujemy problem mini penisków z AliExpress. Poziom absurdu sięga zenitu, dając do zrozumienia, że wiedźmy może spotkać naprawdę wszystko. Chyba nikogo nie zdziwiłoby nawet trzęsienie ziemi i wywołanie Trzeciej Wojny Światowej.

Postać Maliny zeszła nieco na drugi tor względem pierwszego tomu, ale dzięki temu mamy więcej naprawdę niezłej Aronii, tajemniczej Ruty i wybitnych Harpii z Narcyzą na czele. Z historii widzianych z perspektywy nastolatki, przeszliśmy do perspektywy starych wiedźm zmęczonych życiem i przytłoczonych obowiązkami. Koncepcja opowiadań zupełnie się przez to zmieniła, oczywiście na plus.

I choć sytuacje są mocno przerysowane to cała otoczka rodziny Koźlaków, wewnętrzne wsparcie od poszczególnych wiedźm i klimat Zielonego Jaru sprawia, że chciałoby się choć na jeden dzień obudzić w ich świecie. Wybrać się do StarBunny, wypić kawę z posypką, posłuchać plotek miejscowego Druida, a następnie zwiedzić Zielony Jar i być może rozwiązać kolejną zagadkę z Drzewieckim.

Drugim tom z cyklu „Klanu Koźlaków” przenosi nas ponownie do szalonego świata wiedźm z Zielonego Jaru. Tym razem dając nam więcej emocji, mocniejsze historie i nieograniczone pokłady energii (również tej magicznej) przeplatanej wulgaryzmami.

Historia stała się mocniejsza, troszkę bardziej dorosła poprzez wspominane przekleństwa i podteksty seksualne. Bez wątpienia dodało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Relaks, humor, szaleństwo, fantastyka mieszająca się z rzeczywistością - to kilka słów z brzegu, którymi mógłbym pokrótce opisać „Cud Miód Malina”, pierwszy tom cyklu „Klan Koźlaków”.

Podchodząc do tego tytułu bez większego zapoznania spodziewałem się perypetii tytułowej Maliny w gronie.. koźląt. Nie wiem dlaczego skojarzyłem Koźlaków ze zwierzętami (pewnie podświadomość podsunęła mi to widząc okładkę), ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

W pierwszym tomie dostajemy bowiem zbiór nietypowych historii, które przydarzają się rodzinie Koźlaków, czyli zbiorowisku kilkunastu wiedźm zamieszkujących Zielony Jar. Każdy dzień jest dla nich nową przygodą, zagrożeniem, a niekiedy nawet zwiastunem końca świata. W Zielonym Jarze nie ma rzeczy niemożliwych - w jednej chwili rozwiązujemy zagadkę przemiany Klona w koziołka, w kolejnej rozwiązujemy zagadkę zwłok ukrytych w labiryncie, a na końcu mierzymy się z Europolem poszukującym nestorki rodu Narcyzy za rozboje, których dopuściła się ze swoją bandą Harpii.

Swoją drogą Harpie to też swoisty ewenement - grupa podstarzałych wiedźm (niektóre dawno przekroczyły już próg 100 lat) rozbijających się po świecie szukając kłopotów, dokłada pikanterii historiom dziejącym się w mieście. Nie bez przyczyny mają bezwzględny zakaz grupowego pojawiania się w Zielonym Jarze - miasteczko by tego nie wytrzymało.

Każde z opowiadań dzieje się w innym czasie, ale nie mamy wrażenia czytania wyrywkowych historii nie mających ze sobą nic wspólnego. Łączy je w końcu historia szalonej rodziny i czasami można odnieść wrażenie jakbyśmy naprawdę siedzieli przy stole podczas rodzinnej kolacji i słuchali opowieści każdego z członków.

Wspólnie z nimi przeżywamy smutki, radości, chwile zwątpienia i szaleństwa, zwalczamy zło i dbamy o dobro rodziny. Pomimo różnic, pomimo animozji czujemy się jak u siebie, chłonąc kolejne strony.

Relaks, humor, szaleństwo, fantastyka mieszająca się z rzeczywistością - to kilka słów z brzegu, którymi mógłbym pokrótce opisać „Cud Miód Malina”, pierwszy tom cyklu „Klan Koźlaków”.

Podchodząc do tego tytułu bez większego zapoznania spodziewałem się perypetii tytułowej Maliny w gronie.. koźląt. Nie wiem dlaczego skojarzyłem Koźlaków ze zwierzętami (pewnie podświadomość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Riley Sager wraca z kolejnym, mocnym tytułem. To już niemal pewne, że kiedy trafia na półkę to możemy mieć pewność, że historia pochłonie nas w całości.

W tym przypadku mam do czynienia z Casey, dość popularną aktorką, która na skutek kilku nieszczęśliwych zdarzeń musi ukrywać się w rodzinnym domu nad jeziorem Greene. Nad tym samym, w którym utonął jej mąż Lee, na skutek czego popadła w alkoholizm i zaprzepaściła swoją karierę.

Samotność na miejscu tragedii niestety jej nie służy i podtrzymuje swój ciąg do alkoholu codziennym piciem. Jej najczęstszym atrybutem jest piwo, wódka, wino i burbon, w przeróżnych kolejnościach. I lornetka. Ta ostatnia służy jej do podglądania okolicznych sąsiadów i to od niej zaczyna się główny wątek.

Casey ratuje sąsiadkę Katherine przed utonięciem, śledzi jej męża kiedy ta sama sąsiadka znika w niewyjaśnionych okolicznościach i rozpoczyna wspólne śledztwo z byłym policjantem mieszkającym w okolicy. Dowiaduje się, że w okolicy od lat giną młode kobiety i odkrywa mroczną historię jeziora Greene. A wszystko prowadzi ją, a również nas do wstrząsającej prawdy. Nic nie jest takie jakie okazuje się na pierwszy rzut oka.

Kolejne strony pochłaniałem z coraz większym zainteresowaniem, chcąc poznać zakończenie i sprawdzić czy zgadza się ono z jedną z moich dwóch teorii. Nie zgadzało się. Tak naprawdę nastawiając się do całej historii jak do klasycznego thrillera nigdy nie odgadniecie zakończenia. A dosłownie wgniata ono w fotel.

Riley Sager dość zgrabnie przechodzi od thrillera do.. W sumie nie będę zdradzał, przekonacie się sami. Jedynie co mnie mocno odstręczało od książki to ten wszechobecny alkohol. Główna bohaterka ma z nim problem, ale on dosłownie wylewa się z książki. Każde niepowodzenie, każda wątpliwość, każdy smutek zalewany jest kolejnymi litrami alkoholu, co po którymś razie staje się irytujące.

Mimo to zakończenie uzasadnia wszelkie zachowania bohaterów oraz zaciera ewentualne negatywne wrażenia. Wzorowo domyka historię zostawiajac nas z uczuciem dobrze spędzonego czasu.

Riley Sager wraca z kolejnym, mocnym tytułem. To już niemal pewne, że kiedy trafia na półkę to możemy mieć pewność, że historia pochłonie nas w całości.

W tym przypadku mam do czynienia z Casey, dość popularną aktorką, która na skutek kilku nieszczęśliwych zdarzeń musi ukrywać się w rodzinnym domu nad jeziorem Greene. Nad tym samym, w którym utonął jej mąż Lee, na skutek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Rebis, otrzymałem egzemplarz 1 tomu najnowszej serii „Lucia Guerrero” od Bernarda Miniera.

Gdyby nie to, pewnie w najbliższym czasie nawet nie usłyszałbym o tym autorze, a byłaby to ogromna strata! Jak się okazuje Minier to poczytny autor kryminałów, na którego talencie poznały się miliony Francuzów. I na własnej skórze przekonałem się, że przy twórczości tego autora faktycznie warto zatrzymać się na dłużej.

Pierwszy tom pt. „Lucia” rozpoczynamy od poznania tytułowej Porucznik Guardia Civil Lucii Guerrero, rozpracowującej sprawę morderstwa swojego partnera. Odnaleziony w nietypowej, zainscenizowanej pozie jest początkiem skrzętnie uknutego morderczego spisku. Wspólnie z Lucią odwiedzamy kilka innych miejsc zbrodni mających ścisły związek ze sprawą, odkrywamy liczne odniesienia do literatury i sztuki baroku, trafiamy do ukrytego w szafie pokoju skrywającego mroczne tajemnice, a także poznajemy grupę studentów, którzy wraz z profesorem prowadzą badania nad DIMAS-em, programem który ma aspiracje na bycie najlepszym policyjnym systemem agregującym i analizującym dane o morderstwach w całej Hiszpanii.

Jednocześnie obserwujemy zmagania Lucii z cywilną stroną jej życia - schorowaną matką oraz synem, który mieszka z jej byłym mężem. Doświadczamy rozterek i walki z jej wewnętrznym, policyjnym ja, które domaga się oddania sprawie kosztem rodziny. Lucia ulega, ten ostatni raz. Tylko czy na pewno będzie on ostatni?

Przez 350 stron bierzemy udział w emocjonującym śledztwie, przesłuchaniach oraz pościgach. Doznajemy świetnie spisanej intrygi i zwrotów akcji, czyli wszystkiego, czym dobry kryminał stoi. A wielkiego finału nie powstydziłaby się sama Agata Christie.

Co poświęci Lucia, aby odnaleźć mordercę? Do czego zdolni są ludzie, aby odnieść sukces i chwałę zaspokajając jednocześnie swoje żądze? Co stało się z porwanym Oscarem? Czy DIMAS okaże się sukcesem? Tego dowiecie się zagłębiając się w historii :)

Dla mnie to kryminalne odkrycie tego roku, a autor na dłużej zagości na mojej liście książek do przeczytania.

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Rebis, otrzymałem egzemplarz 1 tomu najnowszej serii „Lucia Guerrero” od Bernarda Miniera.

Gdyby nie to, pewnie w najbliższym czasie nawet nie usłyszałbym o tym autorze, a byłaby to ogromna strata! Jak się okazuje Minier to poczytny autor kryminałów, na którego talencie poznały się miliony Francuzów. I na własnej skórze przekonałem się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rok 1939. Penelopa przemierza Finlandię w poszukiwaniu legendarnego artefaktu jakim jest Pas Ilmarinena. Wysłana z misją przez tajemniczą organizację jaką jest Biblioteka, przestaje dawać znaki życia, na skutek czego jej ojciec wysyła misję ratunkową w jednoosobowym składzie. Michael Tayne, za wszelka cenę ma ją odnaleźć i wyciągnąć z kraju z godziny na godzinę coraz bardziej ogarnianego wojną z wojsk rosyjskimi. Zadanie nie jest proste, właściwie jest praktycznie niewykonalne biorąc pod uwagę okoliczności - Michael zostaje wyciągnięty w środku leczenia ze szpitala psychiatrycznego, pomimo wrodzonej niechęci do współpracy dostaje do pomocy syna jednego z członków Biblioteki, a po plecach depcze mu mistyczna Czarna Groza zwiastująca koniec otaczającego go świata. Czego się jednak nie robi dla żony..

Widząc pierwsze zapowiedzi tej książki miałem mieszane uczucia. Nigdy nie czytałem mariażu fantasy z tematyką wojenną, a na myśl o takim połączeniu przychodziły mi do głowy jedynie ekstremalne i słabe tytuły filmowe jak „Nazi Zombie”. Na szczęście w przeciwieństwie do filmów, książka jest rewelacyjna.

Z miejsca wsiąkamy w historię, z każdą stroną emocjonując się poszukiwaniami, podsycani ciekawością czym jest wspominany Pas Ilmarinena. Dostajemy idealnie wyśrodkowaną ilość elementów wojennych i fantastycznych, nie brakuje więc pojedynków jednostek czy batalionów, nie brakuje również magicznych artefaktów i umiejętności. Nie ma tutaj również dłużyzn, zbędnych komentarzy i opisów, wszystko przebiega w żołnierskim rygorze - sprawnie i do przodu. Dzięki czemu przez 294 strony (na czytniku) nie mamy chwili na nudę, chłonąc każdą z nich, aż do wielkiego finału.

To moja pierwsza przygoda z twórczością Marcina Mortki i tematyką Weird War, ale w obu przypadkach na pewno nie ostatnia.

Dziękuję Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza do recenzji!

Rok 1939. Penelopa przemierza Finlandię w poszukiwaniu legendarnego artefaktu jakim jest Pas Ilmarinena. Wysłana z misją przez tajemniczą organizację jaką jest Biblioteka, przestaje dawać znaki życia, na skutek czego jej ojciec wysyła misję ratunkową w jednoosobowym składzie. Michael Tayne, za wszelka cenę ma ją odnaleźć i wyciągnąć z kraju z godziny na godzinę coraz...

więcej Pokaż mimo to