Afryka...brzmi magicznie, już samo słowo. "Z Afryki zawsze coś nowego"- jak stwierdził Pliniusz, niestety jednak nie tym razem. Mniej więcej połowa tej niewielkiej książeczki to kompilacja dobrze znanych i ani trochę oryginalnych opowieści o Afryce. Po co, jeszcze raz powtarzać historię o lwach z Tsavo, polowaniu Roosvelta, Karen Blixen, jeśli zostały już opisane wielokrotnie i to dużo lepiej? Jak dla mnie to wypełniacz-zapychacz, bez tego, samego reportażu zrobiłoby się ledwie z 50 stron, a wtedy byłby to już tylko broszurka (biorąc pod uwagę kieszonkowy format wydania). Jeśli ktoś, nie ma pojęcia o Afryce, nigdy się tym kontynentem nie interesował, to może będzie lekturą ukontentowany. Ja z racji naukowego i nie tylko zainteresowania Czarnym Lądem, patrzę na to jak na rozczarowującą próbę powiększenia książki. Problem w tym, ze w Afryce ciekawych tematów nie brakuje, a jednak autor ma ich wyraźny deficyt.
Druga część, nazwijmy ją reporterską i osobistą, ma już w sobie odrobinę więcej uroku, ale bez rozpędzania się, to nie "Heban"... Czasami, czytając odnosiłem wrażenie, że Kraśko idzie tropem mistrza banału P. Coelho, a wszystko jest wyjątkowo powierzchowne. Cena początkowa 13,99 wydaje się w sam raz..., jednak bardziej wartości książki odpowiada ta z wyprzedaży w Tesco- 2,99 zł. Za tyle ją kupiłem, i mogę to przeboleć :)

Afryka...brzmi magicznie, już samo słowo. "Z Afryki zawsze coś nowego"- jak stwierdził Pliniusz, niestety jednak nie tym razem. Mniej więcej połowa tej niewielkiej książeczki to kompilacja dobrze znanych i ani trochę oryginalnych opowieści o Afryce. Po co, jeszcze raz powtarzać historię o lwach z Tsavo, polowaniu Roosvelta, Karen Blixen, jeśli zostały już opisane...