rozwińzwiń

Religia rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej

Okładka książki Religia rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej Sławomir Hawryszczuk
Okładka książki Religia rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej
Sławomir Hawryszczuk Wydawnictwo: ENETEIA Wydawnictwo Szkolenia Seria: Pytania o Kulturę filozofia, etyka
246 str. 4 godz. 6 min.
Kategoria:
filozofia, etyka
Seria:
Pytania o Kulturę
Wydawnictwo:
ENETEIA Wydawnictwo Szkolenia
Data wydania:
2010-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2010-01-01
Liczba stron:
246
Czas czytania
4 godz. 6 min.
Język:
polski
ISBN:
9788361538189
Tagi:
rock satanizm mistycyzm
Średnia ocen

5,3 5,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,3 / 10
26 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
610
567

Na półkach:

Krystian Ozon „Tę książkę napisał człowiek nie rozumiejący muzyki, człowiek który nienawidzi muzyki.” Żeby tylko…
Kazik „Pan Hawryszczuk lubi trudne wyrazy: "somatyka", "ambiwalencja etyczna", "epistemologicznie", ho ho ho, idealnie będzie się to komponować z cytowaniem filozofów (może i bez związku z tematem, ale jak wygląda!)” niektórzy tak mają.

Zastanowiło mnie, kim jest gość, który to coś popełnił, historykiem, badaczem kultury czy choćby językoznawcą ? Otóż przedstawia siebie „z wykształcenia filozof i teolog” zainteresowany „metafizyką, kosmologią, seksuologią”…

A wypowiada się o wszystkim z takim znawstwem, że ręce i nogi opadają.

Np. „Zespół Shakespear’s, słynący z turpistycznych makijaży i czarnych strojów, niejednokrotnie podkreślał zainteresowanie sprawami życia po śmierci, zdradzając znajomość takiej literatury jak: Księga Duchów (Le Livre des Esprits, 1857) Allana Kardeca czy Życie po życiu (Live after Life, 1975) Raymonda A. Moody’ego” (s. 64). Co za zgroza, też to czytałam. Tylko co tam było demonicznego ?
„Analizę teologiczno-filozoficzną magii podaje Didache, jedno z najstarszych źródeł chrześcijańskich, można ją też odnaleźć w dokumencie zatytułowanym Nota Duszpasterska Konferencji Biskupów Toskanii na temat magii i demonologii z 1 czerwca 1994” (s. 70) Przeskoczyć za jednym zamachem 2000 lat, tylko po co? Żeby wymienić jakąś uczenie brzmiącą nazwę? A jaką analizę magii zawiera Didache? Otóż wymienia to słowo dwukrotnie w wyliczeniu grzechów „nie uprawiaj rozpusty (οὐ πορνεύσεις),nie kradnij (οὐ κλέψεις),nie zajmuj się magią ani czarami (οὐ μαγεύσεις, οὐ φαρμακεύσεις)” (2, 1) i „mordy (φόνοι),cudzołóstwa (μοιχεῖαι),pożądania (ἐπιθυμίαι),rozpusty (προνεῖαι),kradzieże (κλοπαί),bałwochwalstwo (εἰδωλολατρίαι),magia (μαγεῖαι),czary (φαρμακίαι),rabunki (ἁρπαγαί),
fałszywe świadectwa (ψευδομαρτυριαι)” (5, 1 tłum. A. Świderkówna, wyliczenie jest dłuższe, φαρμακίᾳ oznacza raczej trucicielstwo). Gdzie owa analiza? Gość przeczytał to chociaż?
A to dopiero początek boleści.

„Etymologiczny źródłosłów”
a może być jakiś inny?
„słowa "diabeł" odnajdujemy zarówno w greckim diabolos "oskarżyciel", "oszczerca", "spływający w dół", jak i w sanskryckim devi "bóg".” (s. 83)
Na następnej stronie powtórzone (a nuż kto zapomni ?): „Antony Szandor LaVey (1996) w swej "prehistorii biblijnej" pisze, iż semantycznie słowo "szatan" to nie tylko "przeciwnik", "sprzeciw" czy "oskarżyciel". "Samo słowo ≪diabeł≫ pochodzi od sanskryckiego devi, które znaczy ≪bóg≫".” (s. 84)
Czy to co sobie wydumał były cyrkowiec LaVey trzeba powielić bez jakiekolwiek komentarza?
Istotnie διάβολος pochodzi z greki i znaczy „oszczerca” (z czego niby „spływający w dół” ?),z sanskrytem brak jakiegokolwiek związku. Zapewne LaVey skojarzył sobie ang. devil z sanskryckim devi, jednak devil też jest przekręceniem nazwy greckiej. Można dodać, że děva देव ’bóg’ zaś devi देवी ‘bogini’, spokrewnione z łac. divus (boski) i słowiańskim dziwny (początkowoznaczyło to : cudowny).

„Jeszcze przed ukształtowaniem się chrześcijańskiej angelologii i demonologii oraz związanej z nimi wierzono, iż zmysłową częścią ludzkiej natury rządzi bóg o imieniu Dionizos. Starożytni Grecy przedstawiali go jako satyra lub fauna, z czasem jednak chrześcijaństwo nadało mu imiona Szatan, Lucyfer.” (s. 85)
Stek bzdur, satyry były postaciami z orszaku Dionizosa, Faun („Życzliwy” co może eufemizmem czy antyfrazą) zaś występował w mitologii rzymskiej, pod wpływem greckim upodobniony do satyra. Poza tym Dionizos przedstawiany wpierw jako poważny a odziany brodacz, później jako nagi młodzian, czasem nawet dziecko, nigdy nie był podobny do satyra. Być może autor wiedzę czerpie z serialu „Młody Herkules”, gdzie Dionizos (w tej roli Kevin Smith) został obdarzony rogami, serial mym zdaniem świetny, lecz mitologię traktujący dość swobodnie.
Zdanie o „nadaniu przez chrześcijaństwo imion” nie ma za wiele sensu, jeśli miało to być skrótem myślowym (iż diabeł wyobrażany zwykle bywa z rogami i kopytami jak satyr) to nadmiernym. Jeszcze mniej sensu ma tu „Lucyfer”. W Biblii hebrajskiej ani greckiej nie występuje takie imię, Hieronim ze Strydonu wprowadził to słowo znaczące „Światłonośny” do łacińskiego przekładu Iz 14, 12. Zanim to nastąpiło istniał biskup Lucyfer z Cagliari, zaliczany do świętych.

„W czarnej magii, a co za tym idzie w okultyzmie średniowiecza, wielką rolę odgrywała wiara w demony. Jest to najprawdopodobniej pojęcie pochodzenia indyjskiego, później perskiego. Pierwotnie dewas oznaczało duchy, które nie mają ciała widzialnego i nigdy nie były ludźmi. Inne źródła podają, że słowo demon pochodzi z języka greckiego i oznacza ducha opiekuńczego.” (s. 85)
Jak poprzednio, dwa słowa o różnych etymologiach. Istotnie „demon” (δαίμων) pochodzi od greckiego słowa znaczącego „dzielić, przydzielać” (δαίομαι). Natomiast nie jest spokrewniony z dewa.

„Wyraźniejsze elementy religijnego satanizmu wieków średnich można odnaleźć w praktykach magicznych czarownic, jak również w tajnych rytuałach Templariuszy parających się okultyzmem i oddających cześć szatanowi zazwyczaj przedstawianemu pod postacią rogatego kozła ze skrzyżowanymi kopytami i z kobiecą piersią (Baphometowi).” (s. 85) Oskarżenie Templariuszy rzucone bez jakiegokolwiek uzasadnienia (por. Ian Wilson „Całun Turyński”). W te „czarownice” gość też najwyraźniej wierzy ...

Upodobanie do zagęszczenia mnóstwa uczenie brzmiących słów „z tej perspektywy czyny ludzkie nie są ani dobre, ani złe, wypływają bowiem z bilansu poprzedniej karmy, która determinuje w duszy kolejne animacje greckiego sarch” (s. 145) nawet nie próbuję zrozumieć, jednak trudno nie zauważyć, iż ostatnie słowo, powtórzone w tej postaci jeszcze 4 razy w przypisie na s. 176n, zapisane zostało błędnie, bowiem powinno być „sarks” (σάρξ) w dopełniaczu „sarkos”, od którego pochodzą też sarkofag i sarkazm.

Te i inne „mądrości” nie dziwią, skoro w bibliografii widać Aleksandra Posackiego, dla którego „satanistyczne” jest wszystko od UFO po lanie wosku w Andrzejki. Przypomina też rachunek sumienia Dawida Pietrasa (zakazujący homeopatii, akupunktury, jogi i wszystkiego) i Przemysława Sawy (gdzie do „satanizmu” zaliczone „E.T.”, „Gwiezdne wojny”, „Indiana Jones”, „Wojownicze Żółwie Ninja”, „Niekończąca się historia”, a zwłaszcza „Kto wrobił Królika Rogera”),wiem, robię osobnikom tego pokroju reklamę, cóż począć.

Gość powołuje się też na ... demoniczne objawienia (s. 19)
Tymczasem https://www.gosc.pl/doc/4706614.Ks-Strzelczyk-Diabel-jako-zrodlo-teologiczne-Nigdy

Jeszcze przygarść zdań o „energii”:
„Symboliczny wymiar przelanej krwi skrywa w sobie treść okultystycznego pragnienia, by w chwili śmierci człowieka czy zwierzęcia wyzwolić z ciała ofiary energię konstytuującą się w akt magicznego dopełnienia.” (s. 87) „Eksperyment w obszarze dźwięku miał nadać utworom duetu sakralność, ale stanowił także próbę akumulacji męskiej energii seksualnej” (s. 100) „Z takim ujęciem absolutyzowanego uniwersum wiąże się włączenie energii kosmicznych i ludzkich do współpracy w dziele jednoczenia ludzkości i włączenia świadomości indywidualnej w świadomość zbiorową.” (s. 158) „Osoba Elvisa jakby za sprawą jakiejś tajemniczej energii łączyła się z publicznością w jeden świat, w jedną całość. (...) Celem jest włączenie energii kosmicznej do współpracy w dziele upodobnienia i ostatecznej unifikacji ludzkości i wszechświata.” (s. 173) „Jednak niektóre propozycje nurtu New Age to nic innego, jak specjalnie przygotowana forma oddziaływania kojącym dźwiękiem na umysł słuchacza, by w ten sposób poddać go nieświadomemu wpływowi magicznej energii, zakorzenionej w starożytnych systemach magicznych i praktykach ezoterycznych, których moc przywoływana jest przez fakturę muzyczną.” (s. 176) zupełnie jakby wierzył w te starożytne energie …

Krystian Ozon „Tę książkę napisał człowiek nie rozumiejący muzyki, człowiek który nienawidzi muzyki.” Żeby tylko…
Kazik „Pan Hawryszczuk lubi trudne wyrazy: "somatyka", "ambiwalencja etyczna", "epistemologicznie", ho ho ho, idealnie będzie się to komponować z cytowaniem filozofów (może i bez związku z tematem, ale jak wygląda!)” niektórzy tak mają.

Zastanowiło mnie, kim...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1013
695

Na półkach: , ,

Książka nr 44/2021: “Religia Rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej" - Sławomir Hawryszczuk.

Co jakiś czas wybuchają dyskusje o elitarności czytania i wyższości tej czynności nad innymi formami spędzania czasu. Fałszywe z natury i naiwne wydaje mi się podejście "nie ważne co czytasz ważne, że czytasz". Można trafić na fatalny serial, film czy niestrawne jedzenie. Można też trafić na książkę "Religia rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej".

Jak potraktować opracowanie, które pretenduje do poważnej naukowej pracy o muzyce i jednocześnie powołuje się na takie źródła jak The Sun, Super Express czy Twoje Imperium?

Autor namiętne tropi masonów, okultystów i wielbicieli magii na przestrzeni dziejów. Idzie mu świetnie, łatwiej napisać, którego muzyka nie posądza o niecne zamiary. Zaczyna koncertowo o Mozarta, Haydna, Beethovena, Liszta, Wagnera, Mendelssohna, Verdiego, Pucciniego, Strawiński, Satie ba nawet Chopin miał coś za uszami!

Potem cięgi zbierają m.in. Nat King Cole, Duke Ellington i wreszcie docieramy do rocka. A tu zdziwienie bo najgorsi byli The Beatles oraz The Rolling Stones, Deep Purple i Led Zeppelin! Oczywiście pada cała lista zespołów rockowych i metalowych. Autor szczególną uwagę przykłada do polskiego podwórka i ostrzega czytelnika przed ukrytymi, satanistycznymi przesłaniami w utworach Feel, czy o niecnych zamiarach Maryli Rodowicz!

Autor wykazuje olbrzymią niechęć do muzyki elektronicznej, która prócz tego że jest zła na miano muzyki nie zasługuje - bo tak. Trudno zrozumieć wielostronicową dygresję o techno, jak to się ma do tytułu książki?

Gdyby skupić się jedynie na absurdalnych wnioskach autora, pisaniu i naciąganiu faktów pod przyjętą tezę byłaby to nawet zabawna książka. Niestety, autor ma jeszcze asa w rękawie: homoseksualizm! To musi być jakaś fobia, albo niezdrowa fascynacja. Naliczyłem w całej książce około 45 nawiązań. Autor niebezpiecznie krąży wokół tezy, że muzyka rockowa i techno propagują "aberracje seksualne", racjonalizują pełna wolność seksualną i przez to "potrzebę bądź próbę zweryfikowania własnej orientacji seksualnej".

Tę książkę napisał człowiek nie rozumiejący muzyki, człowiek który nienawidzi muzyki. W pierwotnej wersji miałem wpisać wszystkie absurdy, przeinaczenia, błędy merytoryczne i nadinterpretacje jakie wyczytałem w tej książce. Jednak to daremne (czasochłonne) - przeczytałem ją, Wy już nie musicie.

Książka nr 44/2021: “Religia Rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej" - Sławomir Hawryszczuk.

Co jakiś czas wybuchają dyskusje o elitarności czytania i wyższości tej czynności nad innymi formami spędzania czasu. Fałszywe z natury i naiwne wydaje mi się podejście "nie ważne co czytasz ważne, że czytasz". Można trafić na fatalny serial, film czy niestrawne jedzenie. Można...

więcej Pokaż mimo to

avatar
441
286

Na półkach: , ,

Panie, kiedyś to było: Platon, Bach, chorały gregoriańskie i muzyka sfer. A teraz jakieś roki, hip-hopy, dżezy, disko i techna, wywrotowy jazgot, chłopy poprzebierane za baby, co to się porobiło! Elektroniczna muzyka, phi, jaka muzyka, wystarczy wcisnąć kilka guzików i komputer sam pisze! A tak w ogóle to jestem po studiach teologicznych i bardzo mnie złości, że nie wszystko się kręci wokół i na chwałę Pana Jezusa, tak po oazowemu. Aż książkę o tym napiszę, bo mi żal dzieciaczków słuchających tych porykiwań.

(Recenzja ciągnie się przez ponad trzy strony w Wordzie, no ale nie codziennie trafia mi się taka gratka.)

Pan Hawryszczuk lubi trudne wyrazy: „somatyka”, „ambiwalencja etyczna”, „epistemologicznie”, ho ho ho, idealnie będzie się to komponować z cytowaniem filozofów (może i bez związku z tematem, ale jak wygląda!) i malowaniem straszliwych wizji robaczywego świata. Tak ta otoczka dość żałośnie wypada, gdy czytelnik sobie uświadomi, że autor w ogóle nie umie w risercz. Fundamentalna zasada brzmi: zawsze sprawdzamy pierwotny tekst, a przepisujemy od innych tylko w ostateczności! W tym przypadku chociażby sprawdzamy słowa piosenki na oficjalnej stronie, a nie robimy kopiuj-wklej z „Diabelskich bębnów” Rockwella! Widać, że Hawryszczuk czerpie głównie z protestanckiej literatury antyrockowej (często bez odnotowania, że pożycza info...),środowiska, które chętnie i gęsto od siebie przepisuje z dodatkowymi przekręceniami jak w głuchym telefonie. Polacy nie szwedzki, iż swój metal mają, ale polska scena muzyczna zaledwie przemyka przez „Religię rocka”, bo w końcu koledzy zza oceanu piszą o Black Sabbathach, a nie Quo Vadisach.

Czego się nie ruszy, to się sypie. Ja rozumiem, że autor boi się wejść do tej jaskini lwa, ale mógłby się już poświęcić i poguglać dla świętego spokoju, czy takie detale jak nazwy płyt się zgadzają. I tak zespół 2 Live Crew zostaje przekręcony na „2 Love Crew” (i z jakiegoś powodu ma świadczyć "o wynaturzonych upodobaniach seksualnych gwiazd rocka", choć robi w hip-hopie),„Holy Diver” Dio staje się „Holy Driver”/”Świętym Kierowcą”, Dr. Hook uparcie jest zapisywany bez kropki (utwór "Freakin' at the Freaker's Ball” zostaje skrócony do „Freaker’s Ball” i przełożony na „Bal potworów”, zaś ich album „Sloppy Seconds” przekształca się w piosenkę – jest to tym dziwniejsze, że autor podaje tekst do tego nieistniejącego utworu i nie potrafię wyśledzić, skąd go wytrzasnął; podobnie jak dodatkowe wersy w tłumaczeniu FatFB, których nie ma w oryginalnym tekście),Freddie Mercury zostaje uśmiercony rok później (1992 zamiast 1991),polska wersja „Hair” ma opóźniony debiut (2000 zamiast 1999),była żona Elvisa, Priscilla Presley, staje się jego córką, Philip K. Dick zostaje przechrzczony na „Dicke”, do scjentologów zostają zapisani Jennifer Lopez i Will Smith, pierwsza loża Finlandii wspomniana jest jako „Suomen Loosi No” (tj. „Fińska Loża Numer”; poprawny zapis "nr" w fińskim to "nro" lub "n:o", tak więc bardziej wiernym przekładem byłoby tu "Fińska Loża Cóż"),album "The Beatles" (nazywany potocznie białym ze względu na okładkę) zmienia się w "Devil’s White Album”, "Stairway to Heaven" ląduje na albumie „Presence” zamiast "Led Zeppelin IV”… To wycinek przyuważonych przeze mnie błędów, a na bank i tak mi wiele umknęło, bo niezbyt się orientuję w historii rocka.

Jak mogliście też zauważyć, autor not rili fil de inglisz – "Decomposed (Gnijące zwłoki)", "Born to Be Wild (Urodzony do zła)" (to o tyle zabawne, że kilka akapitów dalej… jest przetłumaczone poprawnie),„Bad Romance (Zły czar)”, „Shout at the Devil (Krzyk na diabła)”…

W tym momencie możecie zakrzyknąć nie na diabła, tylko na mnie: „Kazik, przecież nie czas żałować dat, gdy płoną cywilizacje!” – no to dobrze, zostawmy przekręcone nazwy, pochylmy się nad przekazem. Też przekręconym. Hawryszczuk to taki kłamczuszek-manipulator (tudzież leniuszek, któremu nie chce się sprawdzić u źródła),który tam wyrwie z kontekstu, tu przytnie, a tam po prostu nastula, w końcu w walce o dusze wszystkie chwyty dozwolone. Mój fave to fragment o Ninie Hagen - „przedstawicielka kobiecego punka; w 1983 roku, podczas telewizyjnego talk show w Australii, masturbowała się". Nie masturbowała się, tylko w pełni ubrana pokazywała pozycje wygodne do masturbacji (no jest różnica!),nie w 1983, tylko w 1979, i nie australijskim talk show, tylko austriackim, ale tak poza tym wszystko się zgadza. Wzmianka o czymś czy temat opakowany metaforami kwalifikuje utwór do szczegółowego opisu z naturalistycznym zacięciem: "Cold Ethyl (Zimna Ethyl) (…) to makabryczny opis nekrofilii” (choć wiele wskazuje na to, że to utwór o alkoholizmie),„Cyndi Lauper (…) w piosence „She Bop” zachwalała uroki masturbacji, ze szczegółami opisując orgazm" czy „<Touch of Madness (Dotyk szaleństwa)>, z dyskografii grupy Night Ranger, drobiazgowo relacjonowała doznania seksualne pary kochanków na tylnym siedzeniu chevroleta" (autor sobie myli z piosenką "When You Close Your Eyes"). Stopień szczegółowości może sobie ocenić każdy, kto zada sobie trud sięgnięcia do tekstu. No i pamiętajmy, że rocka nigdy nie słuchają dorośli, głównym targetem zawsze są nastolatki i dzieciątka – na tyle, że pan Sławomir każe nam się przerazić wizją ośmiolatka zaplątanego na koncercie Coopera (nie, żeby miał konkretny przykład takich praktyk, ALE GDYBY TU BYŁO PRZEDSZKOLE W PRZYSZŁOŚCI),a osiemnasto- i dwudziestolatka mających popełnić samobójstwo rzekomo pod wpływem słuchania Judas Priest (tu warto wspomnieć o zmyślonym czy też bezmyślnie przepisanym od kogoś nieistniejącym liście samobójczym) przedstawia jako „dzieci”. Ale nastolatki nie tylko słuchają rocka, stają się też ofiarami jego twórców – w końcu "Like a Virgin" jednym klipem anulowało czekanie z seksem do ślubu („od tego czasu obserwuje się wśród piętnastoletnich dziewcząt w Stanach Zjednoczonych, a później w Europie modę na jak najszybsze pozbywanie się dziewictwa” – oczywiście źródła tych rewelacji brak). A i Simmons w wywiadzie z roku 1980 dla „People Magazine” sam przyznaje: ” „Czy wiecie, co dostaliśmy w ostatnim czasie? Masę listów od szesnastolatek z ich nagimi fotkami. To niezwykłe! To wspaniałe!”. A nie, chwila, to zmyślony cytat, zadało mi się trud dotarcia do tego wywiadu i nic takiego tam nie ma. Podobnie jak na niesławnej płycie „Apettite for Destruction” obok zgwałconej dziewczyny nie ma napisu „Guns N’Roses było tutaj” (jest za to wielka machina zemsty sfruwająca z nieba na gwałciciela, ale aj tam, detal). Kojarzycie morderstwo na festiwalu w Altamont, gdzie podpici ochroniarze brutalnie przegonili jednego z uczestników, który wrócił z pistoletem i został zadźgany? Oczywiście, że to nie było takie proste: "Członkowie bandy Hell’s Angels (Aniołowie Piekieł),zaangażowani do pilnowania porządku, sprowokowani obłąkańczą sambą „Sympathy for the Devil” bestialsko zamordowali młodego Murzyna. Według relacji naocznych świadków mord miał charakter rytualny, a sygnał do niego dał sam Mick Jagger". O, albo jak O’Connor podarła na wizji zdjęcie Największego z Polaków? Pomińmy, że to był jej protest przeciwko pedofilii w Kościele, wtedy teza o jej inspirowanej New Agem nieuzasadnionej nienawiści do katolicyzmu będzie jakoś taka bardziej przekonująca (tak swoją drogą, jakkolwiek artystka miała przeróżne doświadczenia religijne, tak o jej powiązaniach z NA nie mogę nic znaleźć – może się autorowi myli z Tonym O’Connorem?). Black Sabbath, uuu, sama nazwa brzmi złowieszczo, co by im tu… Ofiary z ludzi!, ofiary z ludzi i kogutów zawsze na propsie: "Na jednym z przyjęć dla brytyjskich dziennikarzy Black Sabbath odprawił fragment czarnej mszy, demonstrując zebranym ofiarowanie Szatanowi młodej dziewczyny. Zespół nie ukrywał, że przed każdym koncertem uczestniczy w takim obrządku, posiłkując się niewinnością rzeczywistej dziewicy, którą ofiarowuje Szatanowi na ołtarzu skropionym krwią koguta”. Przed koncertem The Who stratowano siedemnaście osób, a zespół mówiąc „oj tam oj tam” i tak zagrał, i zginęło jeszcze więcej osób! Nie, zaraz, jedenaście osób udusiło się w tłumie (nie, żeby to umniejszało tragedię, ale włóżmy minimalny wysiłek w ten biedarisercz),muzycy dowiedzieli się o tym dopiero po koncercie, a w trakcie występu nikt nie umarł. Skąd też autor wytrzasnął następujące tuż potem info o jakimś „rock time” weekendzie w LA, w trakcie którego zapchano kostnice zwłokami 650 nastolatków – nie potrafię powiedzieć (znaczy, nasuwa mi się pewna część ciała, ale starajmy się trzymać poziom).

No ale przecież „Religia rocka” to poważna książka na poważnych podstawach naukowych: co niedowiarki powiecie na badania, wg których „niemal 98% nastolatków w samych tylko Stanach Zjednoczonych poświęca dziennie 5-6 godzin na słuchanie muzyki rockowej”, a „pojawienie się w początkach lat osiemdziesiątych nowinki technicznej - walkmana - wydłużyło ten czas do 7-8, a niekiedy nawet 10 godzin dziennie”? Pewnie „źródło tych rewelacji poproszę”, ale figa, nie ma, po co, przecież te wyniki w ogóle nie brzmią podejrzanie. No ale cóż, w porównaniu z obwieszczeniem „w czasie odbierania przez ośrodki mózgowe bodźca ultrasonicznego pojawia się taka sama reakcja biochemiczna jak po zaaplikowaniu morfiny" każda bzdura brzmi tak jakoś bardziej wiarygodnie. A to nam się przyda, bo autor nie szczędzi akapitów na kopiowanie teorii spiskowych i miejskich legend: doszukiwanie się symboli masońskich w teledysku „Umbrella” (sześć tancerek, to nie może być bez znaczenia!!),granie D&D to pierwszy stopień do okultyzmu, nazwa „AC/DC” to skrót od „Anty-chrystusowa Śmierć Chrystusowi” (nie moje tłumaczenie, wierzcie mi),zaś „KISS” – „Kids in Satan Service”… No i puszczanie utworów od tyłu, każdy jeden tekst ma misternie wplecione bluźniercze przesłanie dające się usłyszeć po odtworzeniu wspak, nasączone przekazem podprogowym instalującym się w mózgach zombie nastolatków niczym komputerowe trojany (autor zdecydowanie przypisuje przekazowi podprogowemu zbyt wiele supermocy, kując przy tym zmyślone pojęcia typu „infrapamięć”).

Hawryszczuk nie lubi seksu. W końcu nie ma większego przejawu wynaturzenia i degrengolady, niż konsensualny stosunek między dorosłymi, dlatego też biseksualizm, homoseksualizm, seks grupowy czy korzystanie z usług sexworkerek można śmiało wymieniać na jednym wdechu z pedo-, zoo- i nekrofilią. A tak w ogóle rozdział o techno to idealny pretekst do skopiowania konserwatywnych zaopatrywań sprzed dekad na homoseksualizm (wiecie, takich w stylu „anomalia, bo mama kochała za bardzo, tata za mało, a nauczyciel molestował”),w tym cytowania garściami Wandy Półtawskiej, wszak słynnej ekspertki od nieheternomatywnego środowiska (wzruszającej m.in. tezą, że przyczyną homoseksualizmu jest prostytucja homoseksualna, zapętlić). Homoseksualizm wśród zwierząt, nie ma, nie obserwuje się, nauka nie zna takich przypadków, a jak zna, to to nie jest homoseksualizm, tylko, eee, „forma praktyk rytualnych”.

To w sumie smutna książka: o strachu przed eksperymentowaniem, brzydzeniu się nowością, dopatrywaniem się we wszystkim intrygi, spisku, podstępu i zasadzki na człowieczeństwo, nie można na pół sekundy stracić czujności. W końcu nie może być tak, że ludzie słuchają techno, bo lubią, tak jak lubią zupę ogórkową czy fioletowy: techno to orwellowska dystopia, totalna konsumpcja, eugenika (!),odczłowieczony szał drgających jak w konwulsjach manekinów sterowanych przez didżeja-kapłana. Interesujący musical („Jesus Christ Super Star”) eksplorujący ludzką naturę Chrystusa? New Age u bram! Świetna muzycznie płyta („Eldorado - A Symphony by the Electric Light Orchestra") o krainie szczęśliwości zainspirowana klasyką? Tożto merytorycznie perfidne nawiązanie do biblijnego Edenu! Spokojna piosenka („Imagine”) o świecie bez podziałów i wojen? Ewangelia ateistów wzywającą do buntu przeciw Bogu chrześcijan! Piękna ballada z lirycznym tekstem („Stairway to Heaven”)? Pozory, wszystko pozory i podstęp, puśćmy nagranie od tyłu, tam na pewno jest schowane bluźniercze przesłanie.

To nie jest tak, że przemysł muzyczny nie ma problemów, każdym wykonawcą po Elvisie kierują intencje czyste jak łza i dowolny szkodliwy przekaz czy durny tekst można zbyć „oj tam, sztuka ma swoje prawa”. Współczesna muzyka i jej twórcy nie są w żadnym razie wolni od krytyki – no ale może nie w ten sposób. Jedyne, co jest interesującego w „Religii rocka”, to rozdział o powiązaniach Mozarta z masonami, cała reszta to nieprzemyślane wywody człowieka z religijną nerwicą natręctw.

(Recenzję dedykuję komentatorowi Pootty1, który pod recenzją Kormaka na Literatura Gildia był uprzejmy napisać: „autor recenzji zarzuca błedy w ksiąze ?? Ksiaze czytale doklandie i uwazam ja za bardzo wartościową , zauwazleym dwa błedy jeden ewidentny (…)”.)

Panie, kiedyś to było: Platon, Bach, chorały gregoriańskie i muzyka sfer. A teraz jakieś roki, hip-hopy, dżezy, disko i techna, wywrotowy jazgot, chłopy poprzebierane za baby, co to się porobiło! Elektroniczna muzyka, phi, jaka muzyka, wystarczy wcisnąć kilka guzików i komputer sam pisze! A tak w ogóle to jestem po studiach teologicznych i bardzo mnie złości, że nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Witam, przydzielam aż 5 gwiazdek, ponieważ książka wciągające, zwięźle i konkretnie napisana (choć, mogła by być napisana przystępniejszym słownictwem, by mniej wykształceni mogli jej treść bez problemu odkodować) i aż -5 za stronniczość, brak obiektywizmu i demonizację takich roślin jak marihuana czy używek jak LSD. Po przeczytaniu nie jednej książki w temacie, mogę stwierdzić, że jakiej 95% przypadków śmierci gwiazd Rocka była spowodowana dwoma substancjami: heroiną lub alkoholem. Pozdrawiam

Witam, przydzielam aż 5 gwiazdek, ponieważ książka wciągające, zwięźle i konkretnie napisana (choć, mogła by być napisana przystępniejszym słownictwem, by mniej wykształceni mogli jej treść bez problemu odkodować) i aż -5 za stronniczość, brak obiektywizmu i demonizację takich roślin jak marihuana czy używek jak LSD. Po przeczytaniu nie jednej książki w temacie, mogę...

więcej Pokaż mimo to

avatar
7
2

Na półkach:

wciągająca ....

wciągająca ....

Pokaż mimo to

avatar
12
1

Na półkach: , ,

Książa no cóż na początku mnie troche zmieszała i zastanowiła czy aby autor nie przesadza nieco... W kolejnych rozdziałach poczułem, że mam do czynienia z erudytą, badaczem kulturotwórczych aspektów demonizmu w t.z.w muzyce bądź co bądź popularnej , kolejne strony nie budziły już mojego początkowego (powiedzmy)zniesmaczenia, co więceiej pozwaliły zrozumieć, myślę że w właściwy sposób intencje jej twórcy. Autor odważył się podjąć bardzo trudny temat, który często spychany jest przez zdogmatyzowanych miłośników Rocka i jak sądzę nie tylko, na margines mitu i legendy, mam tu na myśli tych czytelników których temu podobne pisarstwo maluje cyniczny uśmiech na wątrobie, czyli wśród Tych co wiedzą tyle na temat muzycznych kuluarów, na ile oczywisćie pozwala im się wiedzieć. Czytająć książkę i poddając się materiałowi badawczemu, który został w niej zgromadzony i użyty, zauważamy solidną pracę jej twórcy a porpzez nią wiele nowych , jak i niezwykle ciekawych wątków, które dopełaniają dotychczasową wiedzę przekazywaną w innych jej podobnych publikacjach. Przy okazji lektury sięgnąłem intelektualnie do innych autorów, między innymi ks. dr hab A. Zwolinsiego, czy ks. prof Campiego Russela. Zauważyłem, że w Religii Rocka pojawiają się podobne informacje, przynajmniej w niektorych jej fragmnetach, co wzbudziło moją ciekawiość i przyznam niepokój, bo nie ufam publikacjom pisanym przez kapłanow na temat takich zjawisk ... nawet jak są tytułowani i powszechnie szanowani za swój dotychczasoway dorobek, nie ukrywam że pachnie mi to raczej jakąś manipulacja tesktu pisanego, dla potrzeb religijnego lektoratu w pierszym przypadku KRK w drugim towarzystw protestanckich . Relgia Rocka mimo, iż porusza bardzo - może nawet aż za bardzo jak na Nasz kraj - kontrowersyjne zagadnienia wiążące sie z muzyką zachodnią jest moim skrommnym i wcale nie wymuszonym zdaniem fascynujacą lektutrą. Sądzę, że przy uczciwej ocenie warto zaznacyzć że to dość pionierska praca zwłaszcza w swoich kolejnych rozdziałach.Ni sposób wspomnieć że zauważyłem, iż pojawiły się drobne błędy mianowicie przypisanie chciażby tytułu piosneki ni temu zespołowi o którym w danym momencie mowa. Nie sądzę, że to ignrancja autora bo skrupulatność materiału jako całości z czystej metody w oparciu o prawo indukcji wyklucza taką ewentualność( choć nikt nie jest wolny od błędu)cóż mam wrażnienie że to drobne błędy i myślę, że są wybukiem być może nieszczęsnego przeoczenia osoby korygującej teskt przed drukiem . Książka posiada całę bogactwo informacji, mnóstwo przypisów źródłowych, zdecydowanie bibliografia adekwatna do poruszanego tematu a nie oczekiwań tzw wybitnych internetowych znawców muzyki - w szczególności rockowej. Osadzenie książki w horyzoncie chrzescijanstwa i dość jasne nawiaznia autora do ideii, które owa religa wraz z sobą niesie , może mieć niemiłe reperkusje wśród wszytkich tych , ktorzy upatrują w chrzescijaństwie "mąciciela umysłów". Takim osobom odradzam ksiażkę!, nie zrozumieją jej istotnego przesłaniam, które ja być może nieudolnie odczytuję w ten sposob: niemała cześć produkcji muzycnzych, to jawny atak na idee chrześcijaństwa. Jak się temu bliżej przyjżeć i przewartościować swoje dotychczasowe rozumienie tego tematu, można skłonić się do przyznania w jakims stopniu racji autorowi . W jakim stopniu? to juz sprawa indywidulana. Książka nie traktuje o aksjomatach, a o pewnych zalożeniach i postwionych tak a nie inaczje teazach - co wydaje mi sie osobiście niezwykle interesujące.Takie rozumienie tekstu może zweryfikowaź tylko obserwowanie świata rozrywki i jak to mawiają przecież "chrzescijanie" poznania ich po owocach !!! Ksiażke polecam osobom odważnym, ktore starają się owtierać oczy na pewne nowe, ciekawe, niekonwencjonalne metody badawcze róznych myslicieli i badaczy !

Książa no cóż na początku mnie troche zmieszała i zastanowiła czy aby autor nie przesadza nieco... W kolejnych rozdziałach poczułem, że mam do czynienia z erudytą, badaczem kulturotwórczych aspektów demonizmu w t.z.w muzyce bądź co bądź popularnej , kolejne strony nie budziły już mojego początkowego (powiedzmy)zniesmaczenia, co więceiej pozwaliły zrozumieć, myślę że w...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach: , ,

Książke czytałem, znam temat dlatego dla mnie nie jest tokontrowersyjna lektura. Zgadzm sie z autorem mimo że trudno w niektóre tezy uwierzyć bez odpowiedniej wiedzy i znajmości tematu . Zdecydowanie ksiązka nie dla każdego, dlatego nie każdemu ja polecam.

Książke czytałem, znam temat dlatego dla mnie nie jest tokontrowersyjna lektura. Zgadzm sie z autorem mimo że trudno w niektóre tezy uwierzyć bez odpowiedniej wiedzy i znajmości tematu . Zdecydowanie ksiązka nie dla każdego, dlatego nie każdemu ja polecam.

Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach: , ,

KSIĄŻKA rewelacja _ prawdopodobnie pierwsza tak szczegółowa i analityczna publikacja z zakresu filozofii kultury czy też religii na temat przemysłu muzycznego> próby krytykanctwa tej publikacji to tylko autodemaskowanie własnej ignorancji niewiedzy czy też wprost głupoty> serdecznie polecam książkę intelektualistom oraz osobom które chcą poznać druga stronę _ dychową _ przemysłu muzycznego !>

KSIĄŻKA rewelacja _ prawdopodobnie pierwsza tak szczegółowa i analityczna publikacja z zakresu filozofii kultury czy też religii na temat przemysłu muzycznego próby krytykanctwa tej publikacji to tylko autodemaskowanie własnej ignorancji niewiedzy czy też wprost głupoty serdecznie polecam książkę intelektualistom oraz osobom które chcą poznać druga stronę _ dychową _...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
40
2

Na półkach: , ,

Opinia Feanor to poprostu tragednia, przed opinią której chciałbym wszytkich przestrzec !!!!

Na początek ujmę to tak. Moim zdaniem RR to interesująca i pasjonująca publikacja w której miedzy innymi wyczytałem „determinantą niniejszego dyskursu jest troska o wrażliwość współczesnego człowieka, zarówno na płaszczyźnie duchowej, jak i psychosomatycznej. Dlatego ku refleksji czytelnika należało ujawnić – inną niż na ogół znana- ciemną stronę muzyki rozrywkowej”. Są również miejsca w których wyczujemy emocjonalne i zbyt moralizatorskie nastawienie autora do pewnych kwestii, niemniej daleki jestem od tego by przedstawiać taką myśl jako wrogi akcent wobec entuzjastów rocka. Z książki dowiadujemy się, iż autor obarcza odpowiedzialnością za ogólną degrengoladę tylko tych fanów muzyki rozrywkowej, którzy rzeczywiście upadku obyczajowości się dopuszczają. Nie ukrywajmy że dzieje się to często za pośrednictwem sugestywnych tekstów i prowokacyjnych zachowań ich idoli.

Nie żałuje zakupu i zdecydowanie zachęcam do lektury ludzi światłych, by sami zweryfikowali swoją wiedzę na temat który podejmuje autor.

O Szczegółowej fachowości książki trudno powiedzieć, chociażby z tego względu, że o ile mi wiadomo nie ma tak na prawdę alternatywnej, która poruszałaby owe zjawisko ujmując je w sumie na tak w wielu płaszczyznach. Autor jak sądzę, poradził sobie z materiałem publikacji. Dyskredytowanie i zarzuty że praca to szukanie jakiś powiazań muzyki rockowej z masonami to niezrozumienie materiału naukowej publikacji i to dobitne niezrozumienie !!! Co więcej brak komplementarnej wiedzy na temat tego co dzieje się w Świecie elit i przede wszystkim tego jak rzeczywiście wyglądają kulisty muzcznego industry o których kuluarach coraz częściej informują nas sami zainteresowani. Pan Hawryszczuk często odwołuje się do badań innych naukowców i jest tutaj bardziej obserwatorem który ocenia pewne zjawiska jako etyk, niż historykiem Rocka.

Pierwsze cztery rozdziały RR to czysty opis problematyki schyłku cywilizacji opartej na chrześcijańskiej moralności, schyłku za który według autora odpowiedzialny jest również szeroko pojęty przemysł muzyczny i pewna rewolucja obyczajowości. Właściwie tylko ci wykonawcy i promotorzy którzy są przez autora przywołani i sami dają ku temu dowody, w tekstach piosenek, w głoszonych sloganach czy udzielanych wywiadach. W swojej publikacji pan Hawryszczuk wyraźnie odczytywany jest jako humanista, który stara się otoczyć troską i wyczuwalną sympatią swojego czytelnika - co ciekawe w podsumowaniu lektury nawet tych niby najbardziej zepsutych artystów.

Proszę zauważyć, że posłowie do książki RR przygotował Pan dr Waldemar Zenon Dudek. Jak poszukamy dowiemy się że to ceniony przez środowiska naukowe psychiatra, zajmujący się od lat myślą jungowską oraz jej implikacjami w kulturze. Sprawdziłem również ważna dla mnie kwestię, mianowicie czy książka została poddana recenzji naukowej. Okazuje się że tak. Dr n hum Paweł Karpowicz, socjologa Członka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, uczestnik ruchu psychologii transpersonalnej oraz psychologii zorientowanej na proces. Czy nikogo nie zaciekawiło że być może, autor RR to też fan muzyki rockowej, który chciał nam, Polakom coś pokazać z punktu widzenia pewnych zachodnich badaczy, zestawiając to ze swoimi badaniami, spostrzeżeniami. Czemu mentalność przeciętnego Polaka to wyśmiewać innych, zamiast szukać wspólnego dialogu, wymiany przemyśleń, spostrzeżeń.

Mając na uwadze niektóre fragmenty Religia Rocka widać, że p. Hawryszczuk koncentruje się wyłącznie na tych ciemnych stronach i chyba taka była jego intencja, której przecież nie ukrywa. Jak dla mnie jest to bardziej próba ostrzeżenia przed bezkrytycznym przyjmowaniem światopoglądu manifestowanego w przekazie muzyki a nie o wrzucaniu wszystkich łącznie ze słuchaczami do jednego worka. Takie wnioski to absurd i świadczą o dyletanckim podejściu do lektury. Tak przy okazji by uzupełnić pewne braki w postrzeganiu kultury, F. Nietsche w jeszcze bardziej dobitny sposób poddał krytyce znienawidzoną przez siebie społeczność mieszczańską Niemiec. Tam to grzmią pioruny. Tutaj w RR w porównaniu z nietzscheańską krytyką p. Hawryszczuk w ujmujący sposób zganił pewne zachowania gwiazd, podpierając się autorytetem innych osób. Następna kwestia to apel do pseudobibliotekarza który powinien jeszcze raz zrobić rekonesans lektury,bo to nie beletrystyka cóż .. hermeneutyka tekstu się kłania np. Ernsta Schleiermachera czy Wilhelma Diltheya. Można sadzić po notatce którą wydawca umieścił na okładce, że autor jest co jedynie osobą obserwującą, bądź też badającą, jak zresztą zostało napisane „filozoficzne i socjologiczne aspekty muzyki rozrywkowej. Nie ma tu ani jednego zdania które sugerowałoby pretensję do miana badacza historii rocka. Przy okazji zauważyłem, że autor korzystał w obwity sposób z publikacji znanego historyka rocka, szanownego pana Weissa, który nawet w swojej encyklopedii troszeczeczkę wspomina o okultystycznych zapędach niektórych muzyków.

Z przykrością muszę stwierdzić, że intelektualnie karygodnym jest stosownie wszelkich form manipulacji oraz zniekształcania intencji a tym samym myśli autora, których dopuscił się 26 letni Feanor:)- młode to i głupie :). Czytanie bez zrozumienia i do tego jeszcze żałosna manipulacja czytającym komentarz to zabiegi którymi człowiek uczciwy po prostu się brzydzi. "Pseudobibliotekarz" nie wspomniał o interesującej, dodałbym filozoficznej analizie New Age oraz omówieniu tła socjologicznego jakie wiąże się z kultura techno. Mamy tu również bardzo interesujące zagadnienie dotyczące zjawiska „infrapamięci” i wielu innych ciekawych spostrzeżeń. Byś może 26 letni Pan nie zrozumiał obszerniejszego materiału ksiązki i jak to bywa niezrozumiałe odrzucił, przyjmując postawę typowego ignoranta.w trywialne zdarzenia, chociażby w to że jutro obudzę się i nadal będę żył. Autor Religi Rocka, moim zdaniem ma niemałą świadomość masońskich a bardzoej iluminackich implikacji w muzyce, co niedoinformowanych ludzi najwidoczniej drażni, bulwersuje i wywołuje spazmatyczne reakcje przepełnione ignorancją. Pytanie czemu akurat do osób które metodycznie podejmują takie rozważania ? (Czy się z nimi zgadzamy czy też nie, to inna inszość. Ważne by zachować trzeźwość oceny) .

Tak jak wspomniałem dla mnie autor RR celowo skupił się tylko i wyłącznie na problematycznych zagadnieniach. Może brakuje tutaj równoważni, która pozbawiłaby zgromadzony materiał balastu przeciągającego go na jedną tylko stronę. Być może właśnie nad tym warto by się zastanowić. Bibliografię sprawdziłem i zdecydowanie skupiona jest wokół poruszanych zagadnień ( cytaty i wiele faktów zaczerpniętych wprost ze źródła, wypowiedzi artystów z odwołaniem się do konkretnych magazynów).



Przyznam że dla mnie tytuł książki jest zdecydowanie mylny, ale cóż może to po prostu prowokacja. Pragnę zauważyć, że tu nie ma ani jednego słowa, które obrażałoby jakiegokolwiek słuchacza rocka. Oczywiście są konkretne aluzje do producentów, nawet i całego tła społeczno-kulturowego jako poletka gdzie pojawiały się silne akcenty okultystyczne co jest niezaprzeczalną prawdą i nawet nie będę się silił na przytaczanie dowodów. Książka i publikacje zachodnie dostarczają ich co nie miara.. John Todd (były menadżerem Zodiac Productions ) już w latach 70 ubiegłego stulecia wiele na ten temat mówił o czym RR również wspomina. Dodam od siebie: David Rockefeller ( jawny iluminat),czy osoby z rodziny Rotschildów ( jawni iluminaci – zachęcam do przebadani zjawiska) wyraźnie akcentują swój niemały wkład finansowy w rozwój wspomnianej Zodiac Productions, (dla ścisłości, nazwa wytwórni dziś ma nieco inną nazwę) W książce RR mowa jest również o jakiś formach zepsucia moralnego wielu mainstream’wych artystów, co przecież nie oszukujmy się ma miejsce.

Przeanalizowałem wiele zagadnień poruszonych w książce RR - cóż, mam nadzieje że mimo wszystko uczciwie - co pozwoliło mi zobaczyć dość wyraźny przekaz autora. Nie muzyka jest zła, tylko intencje co niektórych promotorów przemysłu muzycznego. Co niektórych !!!( NIGDZIE W MATERIALE KSIĄZKI NIE JEST NAPISANE ŻE WSZYSTKICH !!!) . (Co ważne nie dotyczy rocka jako zjawiska muzycznego, czy też estetycznego. Mam wrażenie że Rock potraktowany jest w materiale książki jako początkowy kontekst rozważań a nie docelowa finalizacja problemu).
O dziwo w moim egzemplarzu książki, autor RR nic nie mówi na temat tego, że podwaliny pod rocka położyli dziewiętnastowieczni węglarze albo, że Beatelsi mieli na celu obalenie zasad Dekalogu. Prawdą jest że autor stawia tezę, że za przemysłem muzycznym stoi poteżna grupa decydentów zwanych iluminatami, ktorzy są zaś historycznie powiązani z masonami a ich praktyki religijne bliższe są satanizmowi niż chreścijaństwu, co ma swoje reperkusje w hasłach głoszonych prze liczną grupę muzyków Pisarz stara się swoją tezę udowodnić i to w pewnym sensie zrozumiałe, ale przecież nie zmusza nas do ślepej wiary w to co pisze. Jak dla mnie zdecydowanie nakłania do przyjrzenia się drugiej stronie medalu i tu jest pies pogrzebany. Czytałem w życiu wiele prac. Często ich autorzy stosowali ostrą krytykę wobec pewnych zagadnień które zostały poruszone w książkach. Prawie zawsze starali się w bardziej lub mniej nachalny sposób, forsować wartość dowodową postawionych tez, żeby nie wspomnieć Freuda. Jak uczy historia nauki niemalże każda postawiona przez humanistę teza natrafia na oponenta. Jeśli polemizujący jest twórczy i kompetentny z reguły powstaje nowa jakość.



Pisarz spostrzega artystów zdecydowanie jako ofiary pewnych manipulacji, które jak warto zauważyć w ujęciu p. Hawryszczuka są udziałem promotorów przemysłu muzycznego. Rzeczywiście RR obarcza niektórych artystów odpowiedzialnością za przekazywanie treści obrazoburczych, okultystycznych, czy wręcz destrukcyjnych moralnie w tym i niby takich niewinnych Beatelsów ( któs kto ma choć małe pojecie na teamt życia duchowego Lennona wie jaką niechęcią pałał wobec dekalogu . Nie oznacz to że ludzie ci są z siebie źli. Złe jest jedynie to, co na tle przemysłu muzycznego często się dzieje. Złe jest to, że artyści nie czują się odpowiedzialni za to, że mogą taką prowokacją w jakimś stopniu osłabiać kręgosłup moralny fana. Autor RR snuje pewną hipotezę, podając nam niemało liczbę przykładów, wypowiedzi, przede wszystkim samych osób skupionych wokół przemysłu muzycznego, gdzie okazuje się że z iluminatami coś wspólnego mają. Iluminaci, jak dowodzą inni autorzy połączeni są z okultyzmem neopogaństwem i w sumie satanizmem. Sam Lennon, jak kiedyś czytałem w angielskim magazynie muzycznym, przyznawał się do inspiracji satanistycznych, fascynacji osobą Crowley’a i niewiadomo czemu, pałał taką nienawiścią do nic mu zagrażającej nauki Chrystusa – zawsze można ja przyjąć bądź odrzucić ( pomijam tu celowo inne religie oraz chrześcijaństwo. One mogą budzić sprzeciw nie tylko jego, ale również i nasz). Są rzeczywiście pełne nienawiści publikacje katolickie pisane w duchu opętania myślą, że wszędzie czai się zło , ale autor nie wydaje się być w tej kwestii aż tak rażąco stronniczy i jak dla mnie, stara się omijać takie poglądy. Mam wrażenie po lekturze książki, że odcina się od jakiejkolwiek formalnej frakcji religijnej, przyjmują zdecydowanie światopogląd ogólnie-chrześcijański. Tak to odczytuję, ale mogę się oczywiście w tej sprawie mylić. Jeśli zrobimy właśnie takie założenie, że RR przedstawia nam pewne okultystyczne hasła i zachowania, których nośnikami jest nie tyle muzyka co artyści a bardziej chyba z treści wynika pewne frakcje światopoglądowe, to można podejść to tego rodzaju publikacji w zdrowy sposób. NIE MÓJ ŚWIATPOGLĄD, NIE MÓJ PROBLEM. Książka nie jest lekturą obowiązkową ! Hasło które przeczytałem na początku pierwszego komentarza na temat książki, mianowicie: "Tragedia, przed czytaniem której chciałbym wszystkich przestrzec. Autor przedstawia muzykę rockową jako ruch mający na celu przejąć rząd dusz i odciągnąc je od chrześcijańskich wartości" w relacji do tego co później sam przeanalizowałem, jestem zmuszony odebrać jako tragikomiczne.

Jeśli takie są wrażenia pseudobibliotekarza po przeglądnięciu tejże książki, to z dobrego serca -parafrazując inny tytuł niemniej kontrowersyjnej publikacji jak RR - pozwolę sobie na taką sugestię. Drogi 26 -letni Panie, ręce precz od tej książki bo krzywdę sobie Pan zrobisz.



Książka RR to śmiała analiza zjawiska jakim jest przemysł muzyczny oraz sugestia, że niektórzy wykonawcy urabiali (być może dalej to czynią) światopogląd swoich fanów, co chyba nie musze dodawać jest prawdą. Czy nas to urobiło czy nie, to inna kwestia:) Mnie, mam nadzieję nie, was przypuszczam też nie, ale innych być może tak. Fakty są czasem niewygodne dla osób które darzą jakąś sympatią wykonawcę, stąd rodzi się nasz sprzeciw. Patrząc na materiał ksiązki z jakimś dystansem, zauważam tutaj ciekawe przesłanie, mianowicie, w żadnym wypadku nie sam rock jest zły. Na pewno nie jako materia muzyczna jest tym elementem który szkodzi, to byłby absurd i również moje oburzenie na taką publikację wywołałby ze wzmożoną siłą. Wydaje się być słuszne i wartościowe ogólne zasygnalizowanie, że są ludzie skupieni wokół rozrywki lub osoby ją współtworzące, może po prostu poniektórzy promotorzy rocka którzy z jakiś względów starają się deformować pewne rzeczy związane z moralnością.

RR nie jest łatwą lekturą, wymaga jak zauważyłem odpowiedniego aparatu poznawczego, odpowiedniego nastawienia wobec problemu jaki pojawia się w książce a którego przy takiej ilości przykładów i faktów pominąć niepodobna. Nawet jeśli ktoś w sposób subiektywny napotyka niezrozumienie pewnych informacji w lekturze RR w żadnym razie nie przekreśla to wartości publikacji, jako nowego spojrzenia na zjawisko przemysłu muzycznego.

Na zakończenie pozwolę sobie przywołać myśl Rudolfa Carnappa : koło wzajemnej adoracji tworzy się tam gdzie ludzie czują zagrożenie, … że pewna informacja może zaburzyć spokojny żywot człowieka nieświadomego.

Opinia Feanor to poprostu tragednia, przed opinią której chciałbym wszytkich przestrzec !!!!

Na początek ujmę to tak. Moim zdaniem RR to interesująca i pasjonująca publikacja w której miedzy innymi wyczytałem „determinantą niniejszego dyskursu jest troska o wrażliwość współczesnego człowieka, zarówno na płaszczyźnie duchowej, jak i psychosomatycznej. Dlatego ku refleksji...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1836
279

Na półkach:

Tragedia, przed czytaniem której chciałbym wszystkich przestrzec. Autor przedstawia muzykę rockową jako ruch mający na celu przejąć rząd dusz i odciągnąc je od chrześcijańskich wartości, w czym przemysłowi muzycznemu pomagają loże masońskie (sic!) oraz specjalnie w tym celu stworzone LSD (sic2!). Jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się, że podwaliny pod rocka położyli dziewiętnastowieczni węglarze albo, że Beatelsi mieli na celu obalenie zasad Dekalogu, to polecam.

Tragedia, przed czytaniem której chciałbym wszystkich przestrzec. Autor przedstawia muzykę rockową jako ruch mający na celu przejąć rząd dusz i odciągnąc je od chrześcijańskich wartości, w czym przemysłowi muzycznemu pomagają loże masońskie (sic!) oraz specjalnie w tym celu stworzone LSD (sic2!). Jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się, że podwaliny pod rocka położyli...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    39
  • Przeczytane
    35
  • Posiadam
    14
  • Ulubione
    5
  • Muzyka
    3
  • Muzyczne
    2
  • Teraz czytam
    2
  • Polska
    1
  • Przeczytane dwa razy
    1
  • Muzycy
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Religia rocka. Ciemna strona muzyki rozrywkowej


Podobne książki

Przeczytaj także