Bełchatów. Opowieść o dwóch miastach, cz. III: Grocholice wczoraj i dziś

Okładka książki Bełchatów. Opowieść o dwóch miastach, cz. III: Grocholice wczoraj i dziś Cezary Bukowiec, Adam Chęciński, Ewa Kępa, Ireneusz Kępa, Piotr Langkamer, Kinga Zawodzińska-Bukowiec
Okładka książki Bełchatów. Opowieść o dwóch miastach, cz. III: Grocholice wczoraj i dziś
Cezary BukowiecAdam Chęciński Wydawnictwo: Wydawnictwo Muzealne historia
335 str. 5 godz. 35 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Muzealne
Data wydania:
2019-12-12
Data 1. wyd. pol.:
2019-12-12
Liczba stron:
335
Czas czytania
5 godz. 35 min.
Język:
polski
ISBN:
9788394751968
Tagi:
historia Bełchatowa album historyczny historia lokalna Bełchatów Grocholice
Średnia ocen

4,0 4,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
4,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
204
111

Na półkach: ,

OD NIEMAL DZIESIĘCIU LAT Muzeum Regionalne w Bełchatowie wydaje publikacje poświęcone miastu i jego najbliższym okolicom. Rzecz to niezwykle ważna, wartościowa i dla dopingu chciałoby się rzec: „oby tak dalej!”. Pierwsze tomy przedstawiające dzieje okalających Bełchatów miejscowości miały charakter popularnonaukowy i składały się z artykułów opatrzonych nawet skromnymi przypisami dolnymi. Po kilku naprawdę ciekawych tomach, gdy zdawało się, że nowy materiał zaczął się powoli wyczerpywać lub pozostał do opracowania jedynie ten trudno dostępny, zespół pod auspicjami placówki muzealnej pochylił się nad materiałem fotograficznym, który dzięki wsparciu mieszkańców szybko powiększył się do całkiem pokaźnego zbioru. Tak powstały albumy z serii „Bełchatów. Opowieść o dwóch miastach”, której dwie pierwsze części spotkały się z dużym jak na tematykę regionalną zainteresowaniem lokalnej społeczności. Dokładnie nieco miesiąc temu miała miejsce premiera trzeciej części z albumowej serii „Wydawnictwa Muzealnego” poświęcona Grocholicom, które niegdyś były odrębną miejscowością, a dziś są dzielnicą Bełchatowa. Postarajmy przyjrzeć się bliżej tej publikacji.

Inspiracją do powstania albumu była wystawa mająca miejsce pięć lat temu w Grocholicach, która prezentowała dawne fotografie miejscowości. To właściwie to wydarzenie dało początek idei stworzenia publikacji, której opracowania podjął się zespół pod redakcją Cezarego Bukowca, w skład którego weszli w dużej mierze amatorzy lokalnej historii i co odbiło wyraźne piętno ostatecznym kształcie pracy. Materiał, na którym bazuje praca determinuje jego formę, czyli albumową i rządzi się ona swoimi prawami: tekstu w niej jest niedużo, ale za to dużo fotografii oraz objaśnień do nich i jest to najbardziej do przyjęcia. Dokumentacja i wybór materiału zasługuje na uznanie, zwłaszcza że w przypadku nieopisanych zdjęć należało konsultować szczegóły z najstarszymi mieszkańcami, z którymi trzeba było wszystko opracować, póki jeszcze żyją i nie zabrali swojej wiedzy do grobu. Bardzo ważne było sięgnięcie po materiały etnograficzne zgromadzone w Łodzi przez badaczy przed budową elektrowni i kopalni, po które właściwie nikt wcześniej nie sięgał. Album ten wydaje się tym bardziej potrzebny, że Grocholice nie doczekały się żadnego większego opracowania na swój temat i może on stać się przyczynkiem do jakiejś monografii książkowej w przyszłości, a przynajmniej powinien inspirować do czynienia prac w tym kierunku. Gdyby to się stało faktem, pracę autorów niniejszego opracowania można by było uznać za jak najbardziej udaną i wynagrodzoną. Jest to poniekąd praca od mieszkańców dla mieszkańców i tak należy ją chyba traktować.

„BEŁCHATÓW. OPOWIEŚĆ O DWÓCH MIASTACH, cz. III: Grocholice wczoraj i dziś” (dalej: „Grocholice”) składa się przedmowy, wprowadzenia i piętnastu rozdziałów pisanych przez różnych autorów. I od tego momentu (tj. spisu treści) zaczynają się robić warsztatowe schody. Publikacja nie posiada żadnego podsumowania. Nie ma też indeksów końcowych (bardzo przydatnych),bibliografii końcowej (dla takiej publikacji wystarczającej) itd., ale o tym napiszę jeszcze w dalszej części tej krótkiej recenzji. Przedstawiony przeze mnie układ publikacji nie wynika z lektury spisu treści, który nie został sporządzony według ogólnie przyjętych zasad typograficznych. Wstęp i wprowadzenie w spisie widnieją pod numerami „1.” i „2.”, a właściwie rozdziały pod numerami następnymi aż do „17.”. Jak się okazuje numerację przyjętą w spisie pominięto już wewnątrz książki i nazwy rozdziałów jej nie posiadają. Numerację widniejącą w spisie treści trzeba więc raczej uznać za roboczą, ale w żadnym razie nie wersją do druku. W dalszej części albumu numeracja rozdziałów została zupełnie pominięta.

Rozdziały „Grocholic” podzielone zostały w sposób problemowy. Pierwszy podejmuje temat źródeł i materiałów, drugi rys historyczny miejscowości. Trzeci „Gmina Grocholice i Wspólnota Leśna”, czwarty „Parafia pw. Wszystkich Świętych w Grocholicach”, piąty „Rynek Grocholski”, szósty „Ochotnicza Straż Pożarna”, siódmy „Orkiestra Dęta w Grocholicach”, ósmy „Szkoła Podstawowa w Grocholicach”, dziewiąty „Grocholiccy harcerze”, dziesiąty „ Przedszkole w Grocholicach”, jedenasty „Spółdzielnia „Samodział Polski”, dwunasty „Grocholicki Klub Sportowy”, trzynasty „Miejsca pamięci w Grocholicach”, czternasty „Mieszkańcy”, piętnasty „Grocholice dziś”. Nie jest to konstrukcja idealna, gdyż album ten mógłby posiadać nieco inny układ: choćby osobny podrozdział (s. 87-91) czy usunięty nic nie wnoszący rozdział ze współczesnymi zdjęciami, które obecne są już we wcześniejszych fragmentach na zasadzie „miejsce X wczoraj i dziś” (s. 332-335).

Przedmowa otwierająca album nie różni się od przedmów, jakie często możemy usłyszeć z ust samorządowców, którzy zabierają głos z najróżniejszych okazji. Tak i jest z tą przedmową. Jest ona stroną „reklamową” samorządu, który z racji na wsparcie finansowe miał prawo ten głos zabrać i tak zrobił. Niczego specjalnego tutaj się nie dowiemy, bo nie wnosi on żadnych informacji dotyczących treści książki czy choćby faktu samego finansowania czy realizacji projektu. Stronę tę można zatem śmiało pominąć podczas lektury.

„Wprowadzenie” zostało dobrze skonstruowane. Brakuje mi w nim jedynie szerszego wyjaśnienia pochodzenia materiałów, sposobu ich pozyskiwania itp., co rzuciłoby więcej światła na to, czego możemy się spodziewać dalej, a tak musimy przekonać się sami... Wprowadzenie wyjaśnia nam za to genezę powstania „Grocholic”, czyli wystawę o tym mieście zorganizowaną w 2014 roku. Tom ten powstał dzięki oddolnej inicjatywie i z racji na duże zainteresowanie grocholiczan dziejami ich miejscowości. W zasadzie już w tym miejscu możemy dojść do wniosku, że jest to publikacja mieszkańców dla mieszkańców. Głównymi deklarowanymi założeniami pracy są poszerzanie wiedzy lokalnej i utrwalanie więzi wspólnotowej. Zostały one zrealizowane w sposób poprawny.

Gdy przejdziemy do dalszej części albumu i rozdziału „Źródła i materiały” szybko zorientujemy się, że nie został odpowiednio wyodrębniony wewnątrz książki (jako rozdział),pełniąc rolę trzech podrozdziałów „Źródła i materiały ze zbiorów”, „Adresy bibliograficzne do fotografii ze stron internetowych oraz fragmentów publikacji zamieszczonych w książce” i „Fotografie ze zbiorów prywatnych pozyskane na wystawę „Grocholice wczoraj i dziś” oraz do niniejszej publikacji”. W tym fragmencie albumu dostrzec można duże niechlujstwo: nazwa drugiego podrozdziału wymaga przeredagowania (adresy bibliograficzne do fotografii ze stron internetowych?!),natomiast bibliografia książkowa została sporządzona w sposób niepoprawny (brak podziału na źródła i opracowania, inicjały przed nazwiskami, w związku z tym niezastosowanie układu alfabetycznego, brak kropek na końcu niektórych zdań, brak konsekwencji zapisu, niektóre zapisy bibliograficzne niepełne, pomijam już fakt, że jest niekompletna w stosunku do odsyłaczy na przestrzeni całości albumu). Font ostatniego podrozdziału jest natomiast innej wielkości niż poprzednie.

AUTORZY NIE DOPILNOWALI PRACY na etapie składu, co zaowocowało źle sformatowanym fontem na innych stronach (s. 32, 204, 260),brakami podpisów pod częścią ilustracji, zwłaszcza w dalszej części publikacji (s. 218 i in.). W układzie niektórych partii tekstu panuje nieporządek. Nie postarali się autorzy o czytelne zapisanie osób znajdujących się na zdjęciach zbiorowych (choćby najprościej: od lewej stoją, w środku od lewej stoją, od lewej siedzą itd.; ale po co, lepiej zapisać to w środku zbitej nazwiskami kolumny, żeby czytelnik musiał się trochę więcej nagłowić). Niewykluczone, że dla szanownych autorów było to oczywiste, ale nie znający niektórych lub większości mieszkańców czytelnik może jedynie zgadywać, którą osobą jest X (o ile nie jest księdzem) pośród kilku lub kilkudziesięciu innych osób, a takich fotografii jest trochę.

Te niedbalstwa są niestety dopiero wierzchołkiem problemów edytorskich „Grocholic”. W pracy roi się od literówek (s. 12, 53, 54, 56, 64, 218, 258, 288),błędów interpunkcyjnych, zwłaszcza brakujących przecinków czy kropek (s. 11, 116, 188, 274),w tym w liczebnikach porządkowych (s. 205). W tekście znajdziemy również niepotrzebne lub zbędne spacje (s. 56, 125, 225, 243),czasami do tego stopnia ważne, że potrafiące zniekształcić czytelność niektórych zdań, np. „(...) ucznia klasy VIII a Rafała Przywojskiego (...)”(s. 222). Innym błędem pozostawionym po etapie składu jest zbędny łącznik (s. 156). Na końcu książki tych zbędnych łączników zamiast choćby dwukropka jest sporo (s. 332 i n.). Brak rzetelnej korekty lub czytania ze zrozumieniem zaowocował np. błędami wystąpienia dwóch księży Bielińskich Mariana i Michała (por. s. 129 i 51). Nie jest to jedyny przypadek (por. s. 39 i 132 lub 135).

Najzabawniejszą wpadką autorów pod kątem korekty jest chyba ołtarz wykonany „w stylu barkowym” i „barkowy” obraz Matki Boskiej (s. 48). I jeszcze można by było zrozumieć, gdyby taka literówka miała miejsce raz, z przypadku, ale stało się tak dwa razy na tej samej stronie.

Innym zupełnie kuriozalnym błędem jest literówka na samej tylnej okładce i to tekstu, który możemy zobaczyć wewnątrz tomu (por. s. 124). Jakby tego było mało na okładce panuje też brak konsekwencji objawiający się tym, że oba cytowane fragmenty wycinków prasowych o Grocholicach posiadają zapisane numery rocznika w innych systemach cyfr, a ponadto zwiększoną szczegółowością odbiegają od zasad odsyłania przyjętych wewnątrz albumu.

Autorzy mimo popularnego charakteru pracy nie zrezygnowali z odsyłania do literatury czy źródeł i byłoby to do zaakceptowania, a nawet godne pochwały, gdyby nie fakt, że zrobili to w sposób niechlujny. Odsyłacze nie znajdują się we wszystkich rozdziałach. Wszystkie znajdują się w tekście, co akurat źle wpływa na czytelność i rozprasza podczas czytania, lecz przyjmijmy to za kwestię gustu. Już na pierwszych stronach odsyłani jesteśmy do rozdziału w pracy zbiorowej, który przecież ma swojego autora, ale po co go podawać (s. 11)? Nieco dalej mamy do czynienia z niepełnym zapisem bibliograficznym, a skoro na bibliografię nie mamy co liczyć, to gdzie tego materiału szukać, gdzie jest on przechowywany (s. 14, 190 i in.)? Pomijając oczywistą literówkę daleki od poprawności jest też zapis: „[w: W, Wittyng, „Pieczęcie miast dawnej Polski, Kraków-Warszawa 1905]” (s. 14). Przy powoływaniu się na źródła archiwalne obowiązkową praktyką jest podawanie miejsca ich przechowywania, nazwy jednostki archiwalnej, sygnatury – o czym autorzy nie zapomnieli – ale paginacją nie raczyli się podzielić (np. s. 127 i in.). Odsyłacze na przestrzeni całej publikacji charakteryzują się brakiem konsekwencji, co widać np. na s. 189, gdzie zapis tomów raz widnieje pod postacią cyfry rzymskiej, a gdzie indziej arabskiej. Względna swoboda zapanowała również w kwestii doboru znaków określających występowanie odsyłacza. W większości przypadków zamknięty jest on w nawiasach kwadratowych, ale nie udało się utrzymać tej konsekwencji do samego końca (por. odsyłacz na s. 260 i 264, gdzie uchwały Rady Miasta raz zostały zapisane tylko w cudzysłowie, a później w nawiasie zwykłym – czyli w obu przypadkach inaczej niż wszędzie – ale za to z kropką na końcu zdania, czyli zgodnie z elementarzem. Jako ciekawostkę można podać, że konkretne źródło ilustracji podano chyba jedynie na stronie 287, a w pozostałych przypadkach pominięto podanie tak ważnych informacji (choćby w przypadku mapy na s. 291),a można było dopisać takie z pożytkiem, chociażby dla wypełnienia nieestetycznych pustych placów na poszczególnych stronach albumu. Innym grzeszkiem autorów jest niezastosowanie się do – wydawałoby się – podstawowych prawideł języka polskiego, czyli stawiania kropki na końcu zdania. W większości przypadków, gdzie odsyłacze się pojawiają kropki znajdują się przed nawiasem albo wcale ich nie ma.

Obecne są też warte przemyślenia, niefortunne wyrażenia, fragmenty tekstu niemal powtarzające się lub błędy, które należało zredagować przed drukiem, np. „wyniesienie wsi na stopień miasta” (s. 13),„Niejednokrotnie też agresorzy nakładali kontrybucje, czyli przymusowe świadczenie pieniężne lub żywnościowe.” (s. 14). Znajdziemy też m.in. nierzadko spotykany w różnej maści publikacjach błąd dotyczący terminu określania okupantów w ramach Generalnego Gubernatorstwa Lubelskiego, czyli okupantów „austriackich”, a przecież była to wojskowa okupacja austro-węgierska i to austro-węgierska administracja zarządzała m.in. Grocholicami przez większość I wojny światowej (s. 23). Inne przypadki na stronach: 57, 87, 164, 178, 187, 202 (o ks. Kwarto, por. rozdział o kościele),207 (akapit pisany najpierw w czasie teraźniejszym, a potem przeszłym),211, 225 (daty źle odmienione, np. „15 stycznia 1994 rok”),265-266 (mowa o grupie założycielskiej spółdzielni, która składała się z 9 osób, a potem jest napisane: „(...) Ośmiu z nich parało się tkactwem, pozostali – włókiennictwem.” Przy czym ci „pozostali” to jedna osoba),284, 289 („miejsca pamięci narodowej” – a czy przed 1939 rokiem pamięć o naszej społeczności kształtował tylko naród polski?).

Z innych drobnych niedociągnięć jest też – spotkany bodaj raz – nb. błędny zapis kursywą po skrócie „tzw.”, ponieważ skrót ten wyklucza kursywę, jak i cudzysłowie (s. 125). Nierozwinięte skróty (s. 160) czy np. słowa, które nie powinny zostać zapisane dużą literą (s. 12, 181) lub które powinny zostać zapisane dużą literą, ale tak nie uczyniono, np. „wojsko polskie” (s. 294) czy w oficjalnej nazwie komitetu społecznego (s. 298).

POD WZGLĘDEM MERYTORYCZNYM niewiele można zarzucić temu albumowi. Wszystko napisane jest poprawnie, choć niezwykle skrótowo i miejscami ¬¬¬– nawet jak na standardy albumu – opisy są skromne. Układ tekstu całej publikacji nie jest równomierny i w niektórych miejscach należało coś jeszcze dopisać. Zdaje się też, że materiały źródłowe i opracowania zostały wykorzystane w sposób wybiórczy, co też w jakiś stopniu mogło odbić się na objętości tekstu, ale w końcu to praca popularna, więc nie ma co narzekać.

W rozdziale poświęconym grocholickiemu klubowi piłkarskiemu nie wyjaśniono, dlaczego nazywał się kiedyś „Zemsta”, a dlaczego „Alma” chyba tylko w jednym zdaniu. Nie ma ponadto tam kalendarium zmian nazw klub czy choćby jakiegoś prostego wykresu ilustrującego, jak wspinał się po szczeblach rozgrywek ligowych.

Po lekturze całości odnoszę wrażenie, że brakuje tekstu o ulicach miasta, ich rozwoju, zmianach nazw, a przecież wiele fotografii dokumentuje ich wygląd. Dla autorów temat ten może wydawał się mało istotny, a szkoda, bo ich nazewnictwo i stan techniczny dróg wiele też mówił o osadzie i jej rozwoju przestrzennym, który jest słabo przedstawiony.

Po przeczytaniu i przejrzeniu całego albumu dochodzę do wniosku, że materiał fotograficzny wykorzystany do stworzenia albumu był mimo wszystko mało zróżnicowany i dotyczył w dużej mierze życia zbiorowego mieszkańców, zwłaszcza uroczystości o charakterze religijnym, bo głównie wtedy robiono fotografie.

A JAK FIZYCZNIE PREZENTUJE SIĘ najnowsza publikacja muzealna? Format tomu jest nieco większy niż A4, a więc duży. Oprawa twarda i szyta, papier błyszczący, dobrej gramatury oraz jakości – na plus. Przy czym muszę zastrzec, że w moim nowiutkim przecież egzemplarzu szycie jest mierne, bo po pierwszym czytaniu puszczają szwy i nie wiadomo, co będzie dalej.

Jak na możliwości technologiczne 2019 roku szata graficzna prezentuje się skromnie, jeśli nie ubogo. W dużej mierze ograniczona ona została (o ile to można zaliczyć do szaty) do koloru papieru imitującego marmurek/stary papier, prostych inicjałów i wyboru czcionki. Jak na publikację albumową jest stanowczo za słaba, co osoby o większej wrażliwości estetycznej może zawieść, a dzieci znudzić.

PODSUMOWUJĄC: od jakiegoś już czasu przywykłem, by nie wymagać zbyt wiele profesjonalizmu od takich prac jak „Grocholice”, gdyż znamienną cechą wielu publikacji regionalnych, rocznicowych, wydawanych przez małe instytucje czy opracowań autorstwa pasjonatów są też liczne niedociągnięcia wynikające czy to z braku czasu, czy możliwości budżetowych, czy wiedzy i umiejętności.

„Grocholice” nie stanowią jakiegoś milowego kroku na drodze do opracowania historii miejscowości, a jedynie wprowadzają w tematykę. Dużą wadą tomu jest brak uporządkowania materiałów w taki sposób, by album ten mógł stanowił punkt wyjścia do dalszych poszukiwań czy nawet dociekań badawczych. Ma on za to zadanie pokazać, że na temat Bełchatowa coś się robi, że nie należy lekceważyć źródeł wiedzy o przeszłości, które posiadamy we własnych domach, a które składają się na obraz rzeczywistości zbiorowej.

Przeciętny czytelnik/nabywca albumu zapewne nie zwróci uwagi na wskazane tutaj liczne niedoróbki i braki, wynikające ze zwykłego niechlujstwa (zwłaszcza, że błędów jest relatywnie dużo, a tekstu niedużo),co przy tak szerokim gronie osób zaangażowanych w powstanie tomu jest niedopuszczalne.

W dniu premiery „Grocholice” kosztowały 60 złotych – to dużo jak na publikację na tym poziomie, a w dodatku finansowaną z publicznych pieniędzy, więc jeśli jeszcze jej nie kupiliście, a chcecie zajrzeć, sugerowałbym się zastanowić i rozważyć lekturę egzemplarza z biblioteki.

Robert Stasiak

OD NIEMAL DZIESIĘCIU LAT Muzeum Regionalne w Bełchatowie wydaje publikacje poświęcone miastu i jego najbliższym okolicom. Rzecz to niezwykle ważna, wartościowa i dla dopingu chciałoby się rzec: „oby tak dalej!”. Pierwsze tomy przedstawiające dzieje okalających Bełchatów miejscowości miały charakter popularnonaukowy i składały się z artykułów opatrzonych nawet skromnymi...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    2
  • Posiadam
    1
  • Przeczytane
    1

Cytaty

Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne