rozwińzwiń

Miła dziewczyna

Okładka książki Miła dziewczyna Fritz Leiber
Okładka książki Miła dziewczyna
Fritz Leiber Wydawnictwo: Stalker Books Seria: Klasycy Amerykańskiej SF fantasy, science fiction
336 str. 5 godz. 36 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Seria:
Klasycy Amerykańskiej SF
Tytuł oryginału:
"Nice Girl with Five Husbands" (1951),etc.
Wydawnictwo:
Stalker Books
Data wydania:
2019-04-01
Data 1. wyd. pol.:
2019-04-01
Liczba stron:
336
Czas czytania
5 godz. 36 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366280106
Tłumacz:
Marek Michowski, Cezary Frąc
Średnia ocen

3,5 3,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Złoty Wiek SF 6 Jerome Bixby, Algis Budrys, Mark Clifton, Joe L. Hensley, Henry Kuttner, Fritz Leiber, Mack Reynolds, James H. Schmitz, Robert Sheckley
Ocena 5,5
Złoty Wiek SF 6 Jerome Bixby, Algis...
Okładka książki X Minus One 2 Isaac Asimov, James Blish, Ray Bradbury, Frederic Brown, Algis Budrys, Mark Clifton, Philip K. Dick, Gordon R. Dickson, James Gunn, Robert A. Heinlein, Fritz Leiber, Murray Leinster, Katherine MacLean, H. Beam Piper, Frederik Pohl, Frank M. Robinson, Ross Rocklynne, Michael Shaara, Robert Sheckley, Clifford D. Simak, Theodore Sturgeon, L. Sprague de Camp
Ocena 8,0
X Minus One 2 Isaac Asimov, James...
Okładka książki X Minus One 3 Poul Anderson, James Gunn, Fritz Leiber, Alan E. Nourse, Frederik Pohl, Frank M. Robinson, James H. Schmitz, Robert Sheckley, Robert Silverberg, Clifford D. Simak, Theodore Sturgeon, William Tenn
Ocena 0,0
X Minus One 3 Poul Anderson, Jame...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
3,5 / 10
2 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
898
160

Na półkach: , , ,

Jeśli ktoś zbiera książki, to opowiadania wydane w cyklu Klasyków amerykańskiej SF powinny się znaleźć w jego zbiorze.

Niekoniecznie jednak opatrzę te teksty etykietą pożądania, czy choćby dobrej lektury. Nie wszystko złoto, co się świeci. Przedyskutowane dialogami o mało klarownych wątkach. Chwilami, jakby toczyły się leniwie ku liczbie słów, której wydawcy oczekiwali w formule zdefiniowanej dla puszczenia ich drukiem.

Z Fritza Leibera zdecydowanie bardziej się czytał Wędrowiec i Mąż czarownicy. No i rzecz jasna Fafryd z jego kocurem. Daję tylko 4*, ale Fritza nie skreślajcie.

Jeśli ktoś zbiera książki, to opowiadania wydane w cyklu Klasyków amerykańskiej SF powinny się znaleźć w jego zbiorze.

Niekoniecznie jednak opatrzę te teksty etykietą pożądania, czy choćby dobrej lektury. Nie wszystko złoto, co się świeci. Przedyskutowane dialogami o mało klarownych wątkach. Chwilami, jakby toczyły się leniwie ku liczbie słów, której wydawcy oczekiwali w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2734
614

Na półkach: ,

To bardzo dobra wiadomość, że ukazała się kolejna książka Fritza Leibera po polsku – tak sobie pomyślałem. W końcu autor miał bogatą wyobraźnię i pisał więcej niż przyzwoitą fantastykę. Z radością nabyłem więc egzemplarz „Miłej dziewczyny” i… na lekturę straciłem miesiąc.

Książka jest wydana wręcz skandalicznie. Tłumaczenie jest toporne i po prostu tępe, nie poddane żadnej redakcji. Przez to opowiadania czyta się strasznie. Zdania są kanciaste, suche, często niezrozumiałe, z przerostami zaimków osobowych i nadużywaniem imiesłowów. Tekst nie płynie, on po prostu grzechocze kamykami, które niekiedy się turlają, niekiedy z trudem przewalają z boku na bok, a niekiedy tkwią uparcie w cieście narracji, nie poddając się żadnym usiłowaniom logicznego rozbioru. W związku z tym opowiadań się nie czyta. Opowiadania się orze, w pocie czoła wykuwając z chaosu kostropatych zbitek słów skromne drobiny sensu. W ten sposób można zarżnąć tekst dowolnego autora. Tu akurat padło na Leibera.

W efekcie co akapit, to nowe wyzwanie. Gdzie wstawić przecinki, bo tłumacz najwyraźniej miał na nie alergię? Jak przestawić szyk zdania, żeby wreszcie stało się zrozumiałe? Które słowo dodać, żeby autorska myśl przyoblekła się ostatecznie w ciało? Na usta cisną się słowa brzydkie, złe i niewdzięczne pod adresem osób odpowiedzialnych za redakcję i korektę. Och, no tak. Przecież nie ma żadnej pewności, że ktoś taki w Stalkerze, czyli dawnym Solarisie, jest w ogóle zatrudniony. Skoro tylko tłumacz podrzuci tekst, szybciutko robi się skład i biegusiem do drukarni. Im prędzej się to wypchnie na papier, tym mniejsza szansa, że treść skwaśnieje w komputerze…

Jeśli chodzi o merytoryczną zawartość zbioru Leibera, to mieści się w nim 15 opowiadań, z czego dwa – a nie jedno, jak stoi w notce okładkowej – były już na język polski tłumaczone. Większość tekstów jest jednak rozczarowująco słaba, i to niezależnie od fatalnej strony językowej przekładu.

Warty uwagi jest z całą pewnością najdłuższy, zamykający książkę „Stwór z głębin Cleveland”, z ludzkością gnieżdżącą się w większości w gigantycznych bunkrach ze względu na coraz sprytniejsze bomby, jakimi obrzucają się strony niesprecyzowanego konfliktu. Bohaterem opowieści jest odmawiający życia pod ziemią pisarz, którego dodatkowym źródłem dochodu jest wymyślanie koncepcji nowych urządzeń. W ten sposób powstaje tzw. łaskotnik (w oryginale tickler, a wiadomo to stąd, że tłumacz przeoczył w jednym miejscu angielskie określenie),z założenia mający być mechanicznym terminarzem z funkcją natarczywego przypominania o zapisanych spotkaniach i wydarzeniach. Dość szybko jednak wynalazek wyradza się w urządzenie do ścisłej kontroli i wręcz tresury członków społeczeństwa. Drugie z dobrych opowiadań to „Kreatywność dla kotów”, należąca do cyklu o kocie Gummitchu (tutaj: Gumisiu, ale oczywiście tłumacz też przegapił w jednym miejscu oryginalne imię),a mówiąca o kocich rozmyślaniach na temat świata po drugiej stronie wodnego odbicia.

Spory potencjał miała także humoreska „Później niż myślisz”, ale tłumacz położył ją wręcz koncertowo. Użył słowa „ręka” zamiast „kończyna”, co w finale powoduje wytrącenie z rytmu lektury (bo o żadnych rękach nie może być tutaj mowy, natomiast o kończynach i owszem),a także nie przetłumaczył umieszczonej na samym końcu tekstu nazwy stworzenia, w oryginalnym zamyśle mającej stanowić mocną puentę całej historii. Dzięki temu czytelnik nie obeznany z językiem angielskim zostaje postawiony przed nierozwiązywalną zagadką, zaś ci, co język znają, co najwyżej zezłoszczą się na translatorskie partactwo. Po krótkiej chwili, niezbędnej do załapania rzeczywistego znaczenia wydrukowanego słowa.

Z pozostałych opowiadań wybija się jeszcze „Chleb nad nami”, oferując dość absurdalne problemy wynikające z napełniania świeżo upieczonych bochenków chleba wodorem zamiast helu bądź dwutlenku węgla. Jak nietrudno się domyślić, tu również są kłopoty z przekładem. Firma, w której pracuje bohater, na ogół zwie się Bufiaste Bochenki, ale od czasu do czasu trafiają się Puszyste Bochenki, Pulchne Bochenki bądź nawet – w liczbie pojedynczej – Bufiasty Bochenek. Żeby nie było, z konkurencyjnym przedsiębiorstwem tłumacz obszedł się podobnie. Mamy więc na ogół Czarodziejski Chleb, ale trafia się i Chleb Czarów.

Reszta tekstów – niekiedy beznadziejnie romantycznych, niekiedy ewidentnie już przestarzałych, adresowanych do czytelnika żyjącego w zupełnie innej epoce – rozczarowuje. „Krzyżyki na chodniku” (krwawa rywalizacja Zmotoryzowanych z centrum Chicago z Pieszymi z przedmieść) jest krótkim, luźnym szkicem nie prowadzącym do jakiejkolwiek zauważalnej konkluzji. „Miła dziewczyna z pięcioma mężami” (żyjący w komunie artysta zostaje przeniesiony porywem wiatru w odległą o stulecie przyszłość) jest wyłącznie zabawą konwencją, i to zabawą pozbawioną głębszego sensu. „Księżyc jest zielony” (mieszkająca w górnej części podziemnego miasta kobieta wpuszcza do domu człowieka z radioaktywnych pustkowi) nieudolnie próbuje grać romantyką, w założeniu mającą stanowić wyraźny kontrast wobec zniszczonego wojną atomową świata. Niestety, tłumaczenie jest tutaj wyjątkowo wyboiste, a ponieważ i drugi obecny na naszym rynku przekład, zamieszczony w periodyku „Coś na Progu” (nr 3/2012),też jest kanciasty, rodzi się podejrzenie – potwierdzone rzutem oka na oryginał – że i tekst pierwotny nie został napisany z jakąś wybitną literacką swadą.

„Stopem w przestrzeni” jest niezbyt ciekawą żonglerką koncepcją schizofrenii w kosmosie (pilot statku kosmicznego tworzy sobie urojonego sobowtóra kolegi, co prowadzi do kłopotów). „Dzień doktora Kometevsky’ego” sprawdziłby się może jako powieść, natomiast jako opowiadanie wypada krótko, blado i szkicowo (Ziemia jest w istocie skorupą maskującą wielki statek obcych). „Spotkanie nazajutrz” morduje czytelnika zawikłaną i mocno nużącą korporacyjną intrygą, której celem jest walka o prezydialny stołek (w świecie po cywilizacyjnej zapaści wiele rzeczy jest robionych wyłącznie na pokaz, byle społeczeństwo czuło się syte i szczęśliwe). „Co on tam robi?” to antyczna już krotochwila z marną puentą (antropolog gości w swoim domu pierwszego Marsjanina kontaktującego się z ziemską cywilizacją). „Runda czasu” denerwuje przerostem formy nad treścią oraz pozostawieniem pomysłu niejako w pół drogi (w Teatrze Czasu pojawiają się kłopoty, gdy zbyt młody na uczestniczenie w pokazie dzieciak – Rzeź/Rzeźnik, ale i Butch, a także… „the Rzeźnik”! – zaczyna wpływać na przebieg seansu). „Wczorajszy dom” oferuje ciekawy pomysł (naukowiec hoduje na wyspie kopię swojej zmarłej ukochanej),tyle że część elementów nie zostaje wcale wyjaśniona, a sam finał jest mocno chaotyczny. „Zły dzień na sprzedawanie” znów – ma niezły wyjściowy pomysł (działanie robota akwizycyjnego) zniszczony jednak wykonaniem, Leiberowi zabrakło bowiem cierpliwości na wymyślenie jakiejś sensownej intrygi i jako fabularny twist zastosował… spadającą znikąd bombę. Ręce po prostu opadają. Jeszcze gorzej jest z króciutkim opowiadaniem „Wielka maszyna”, które można uznać za coś pośredniego między monologiem a esejem o tym, że cały świat to jedna wielka maszyna.

Strasznie przykro mi to pisać, ale radziłbym trzy razy się zastanowić przed utopieniem pieniędzy w „Miłej dziewczynie”...

(przykłady niechlujstwa językowego - http://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=28327 )

To bardzo dobra wiadomość, że ukazała się kolejna książka Fritza Leibera po polsku – tak sobie pomyślałem. W końcu autor miał bogatą wyobraźnię i pisał więcej niż przyzwoitą fantastykę. Z radością nabyłem więc egzemplarz „Miłej dziewczyny” i… na lekturę straciłem miesiąc.

Książka jest wydana wręcz skandalicznie. Tłumaczenie jest toporne i po prostu tępe, nie poddane żadnej...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    17
  • Posiadam
    5
  • Fantastyka
    2
  • Przeczytane
    2
  • Antologia/zbiór opowiadań
    1
  • (F) Klasycy amerykańskiej SF
    1
  • Biblioteka
    1
  • SF/Fantasy
    1
  • Klasyka światowa
    1
  • Książki
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Miła dziewczyna


Podobne książki

Przeczytaj także