Królestwo popiołów. Część 2
- Kategoria:
- romantasy
- Cykl:
- Szklany Tron (tom 7.2)
- Tytuł oryginału:
- Kingdom of Ash
- Wydawnictwo:
- Uroboros
- Data wydania:
- 2019-05-29
- Data 1. wyd. pol.:
- 2019-05-29
- Liczba stron:
- 512
- Czas czytania
- 8 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328068926
- Tłumacz:
- Marcin Mortka
Życiowa podróż Aelin – od niewolnicy do królowej niegdyś wielkiego królestwa – osiąga swój rozdzierający serce finał, gdy wybucha wojna na świecie.
Gdy wszystkie wątki w końcu się łączą, wszyscy muszą stanąć do walki o przyszłość. Niektóre więzy pogłębią się jeszcze bardziej, podczas gdy inne zostaną zerwane na zawsze w wybuchowym ostatnim rozdziale serii Szklany tron.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy
To było 6 lat ze 7 specjalnymi nowelami, 7 potężnymi książkami, 10 ukochanymi postaciami, 614 ciężkimi rozdziałami i 5987 niezbędnymi stronami, które doprowadziły do tego momentu – konkluzji jednej niesamowitej historii. To była wspaniała podróż – i mam na myśli nie tylko „Królestwo popiołów”, ale całą serię, która już zawsze będzie miała szczególne miejsce w moim sercu. Myślę, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że „Szklany tron”, podobnie jak „Harry Potter”, został zaprojektowany z myślą o starzeniu się wraz z czytelnikami. Widać to doskonale poprzez zmiany zachodzące w bohaterach, którzy – podobnie jak czytelnicy – stojąc na progu dorosłości, musieli stawić czoła trudnym życiowym wyborom.
Towarzyszyłam najsławniejszej zabójczyni w Adarlanie od samego początku, odkąd w wieku 17 lat zakochałam się w okładce, która wabiąc swoją prostotą, obiecywała mi niezapomnianą przygodę. Wspólnie z Celaeną, która później okazała się dawno zaginioną królową, rozwiązywałam tajemnice, knułam intrygi i walczyłam w pojedynkach, by w wieku 23 lat, czytając ostatnią stronę tej historii, z ciężkim sercem rozstać się z bohaterami, których zdążyłam zaliczyć do grona swoich książkowych przyjaciół.
Jak już wspomniałam w recenzji poprzedniej części, oba tomy mają trochę odmienny klimat. W pierwszym panuje aura żalu, bólu, beznadziei i ogólnego wyczekiwania. Mimo występującej w nim akcji odniosłam wrażenie, że jest to „cisza przed burzą”, która ma nas przygotować na huragan, który rozpęta się wraz z rozpoczęciem drugiej części. Wychodzi na to, że się nie pomyliłam, a wydawnictwu należy pogratulować podjęcia dobrej decyzji, podziału książki w odpowiednim momencie. Drugi tom jest jak wycieczka kolejką górską, podczas której cały czas odczuwamy mieszankę napięcia i strachu. W tym miejscu należy wspomnieć, że ta część ma zdecydowanie ciemniejszy koloryt, dodatkowo spotęgowany przez smutek i niepokój o losy swoich ulubionych bohaterów. Niemniej jednak prym w całym tym kalejdoskopie uczuć wiedzie ciekawość, która pcha czytelnika do przodu, prowadząc go poprzez góry i doliny emocjonalnego krajobrazu zbudowanego przez autorkę.
Teraz trochę o fabule, przez którą mam małego poksiążkowego kaca. W pierwszej kolejności chcę poruszyć temat dialogów, które do całej serii wnosiły dawkę świetnie wyważonego humoru, a których moim zdaniem było trochę za mało. Brakowało mi ciętego języka Aelin, przekomarzania się Doriana z Manon czy zabawnych uwag Fenrysa skierowanych pod adresem Lorcana. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wydarzenia opisane w tej części nie sprzyjają humorystycznym przerywnikom, a autorka nie chciała niszczyć trywializmami parnego i dusznego klimatu zbliżającej się bitwy z siłami ciemności. Niemniej jednak miałam z tym niewielki problem, który trwał nieprzerwanie od pierwszej części ostatniego tomu. Ciężko było mi przyzwyczaić się do tego nowego standardu. I choć rozumiem powody takiego stanu rzeczy, to uznałam, że powinnam o tym wspomnieć, by dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Autorka zdecydowanie za bardzo skupiła się na wewnętrznych przeżyciach bohaterów, na ich rysach i bliznach, na demonach, z którymi muszą się mierzyć, zapominając przy tym, że lekarstwem na traumy jest po prostu rozmowa z bliskimi.
Po drugie, relacje pomiędzy bohaterami. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami każdy z nas mówi rzeczy, które nie zawsze ma na myśli, ale w tej książce mają miejsce dwie sytuacje, w których bohaterowie posuwają się za daleko. Jedna dotyczy Aediona, który w przypływie gniewu mówi Lysandrze kilka bardzo raniących słów, wyrzucając ją przy tym z namiotu na śnieg, by w momencie, w którym w oczy zagląda mu śmierć, nagle uświadomić sobie, że bardzo ją kocha. Był to moment, w którym znienawidziłam Aediona za jego okrucieństwo, którego dopuścił się na niewinnej zmiennokształtnej, która honorowo dotrzymywała danego swojej przyjaciółce słowa. Następna taka sytuacja miała miejsce między Elide i Lorcanem. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam wszystkie cztery postaci i rozumiem, że w gniewie mówi się rzeczy, których się później żałuje, jednak były to znaczące momenty, które przez wysokie nacechowanie emocjonalne miały ogromny wpływ na moje postrzeganie fabuły.
Po trzecie, zakończenie. Od ostatniej części oczekiwałam czegoś, co sprawi, że będę usatysfakcjonowana, odkładając ją na półkę. I mimo tego, że w „Królestwie popiołów” otrzymałam krwawe potyczki, spektakularną ostateczną bitwę i serdeczne romanse, to skończyło się na tym, że chciałam czegoś więcej. Autorka powinna lepiej podsumować niektóre wątki, które miały swój początek w poprzednich książkach. Przykładem może być wątek postaci Noxa, który pojawił się okazjonalnie w pierwszej części, by ostatecznie „zaginąć w akcji” w drugiej. Mam też zastrzeżenia do samego epilogu, który tak naprawdę nie wnosi do książki żadnej większej wartości. On po prostu jest, ale równie dobrze mogłoby go nie być. Sądzę, że Sarah J. Maas popełniła błąd, pisząc go w tak krótkim odstępie czasu od zakończenia wojny, w dodatku nie uwzględniając w nim nikogo poza Aelin i Rowanem. A co u Doriana i Manon? Co u Chaola i Yrene? Mimo że ich historie zostały w satysfakcjonujący sposób zapakowane w główną narrację, to bardzo chciałabym zobaczyć, jak radzą sobie kilka lat później, czego już się pewnie nie dowiem.
Muszę jeszcze wspomnieć o moim ogólnym odczuciu po przeczytaniu całości. Wcześniej napomknęłam, że nie odnalazłam spełnienia w zakończeniu, któremu moim zdaniem brakowało kropki nad i w słowie „koniec”. Wiele czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że to, że książka nie zakończyła się tak szczęśliwie, jak większość z nas oczekiwała, nie jest wcale minusem. Mimo swojego niezadowolenia dostrzegam w tym pewną wartość. Gdyby wszystko skończyło się jednym wielkim happy endem, nie byłoby to prawdopodobne. Autorka zrobiła, co mogła, by nadać książce fantastycznej trochę realności, która wiąże się z bólem, stratą i tylko częściową satysfakcją. Niemniej jednak nie jest to moja ulubiona książka z całej serii, uważam, że pozostawia wiele do życzenia i może dlatego tak trudno jest mi pogodzić się z jej zakończeniem.
Potrzebowałam trochę czasu zanim zasiadłam do pisania tej recenzji. Odkładałam to, chcąc opóźnić moment, w którym będę musiała przyznać przed samą sobą, że to już jest koniec, że już nie będzie tego przepełnionego niecierpliwością wyczekiwania na kolejny tom opisujący dalsze losy bohaterów. Czas rozstać się z nimi wszystkimi i, zamykając książkę będącą portalem do ich świata, wrócić do domu. Z ciężkim sercem stawiam ostatnią kropkę w tej recenzji, która stanie się swego rodzaju pożegnaniem z serią, która już na zawsze będzie miała specjalne miejsce w moim sercu. To była wspaniała przygoda, za którą pozostaje mi tylko podziękować zarówno autorce, jak i zrządzeniu losu. Ten ostatni sprawił, że sześć lat temu bez reszty zakochałam się w okładce książki, która wabiąc mnie w księgarni, nakłoniła mnie do jej zakupu.
Karolina Wierna
Oceny
Książka na półkach
- 3 606
- 1 799
- 1 053
- 331
- 175
- 83
- 61
- 54
- 51
- 47
Opinia
Koniec serii. Ile razy to już widzieliście, kiedy czytaliście recenzje/opinie? Ja nie chcę w to wierzyć, i będę cały czas miała nadzieję, że jednak to nie koniec będzie przygód Aelin i jej świty.
Decydująca bitwa, nadchodzi już wielkimi krokami. Nie ma już odwrotu, wszystkie siły wroga ruszają im na przeciw. Przeważająca liczebność zła jest druzgocąca, a niepełna armia Aelin stara się przeciwstawić jej czoła. Pomoc jest w drodze, ale czy zdążą na czas? Ile osób zdąży wcześniej zginąć, nim nadejdą wybawiciele? Koniec jest już bliski.
Ostatni tom tej cudownej serii! Ciężko było mi po nią sięgnąć, obawiając się końca, choć w głębi serca wierzyłam, że nasi bohaterowie na pewno zwyciężą, ale by się tego dowiedzieć, musiałam dojść do końca tej powieści. Obawiałam się tego, kto zginie. Czy może jednak autorka, zaskoczy mnie i jednak nie pozwoli na to, ale w każdej wojnie są ofiary. Ostatnia część kompletnie poruszyła moje najczulsze punkty. Nie mogłam oderwać się od niej choć na chwilę, bo to co się w niej działo na to nie pozwalało. Krwawe sceny, trudne wybory i nadzieja, która z każdą mijającą chwilą naszych bohaterów, powoli przestawała istnieć. Niektórzy zaczęli tracić wiarę w nadejście swojej zbawczyni. Usilne staranie powstrzymania wroga, tylko wprawiało wszystkich w coraz większe wątpliwości zwycięstwa. Od dawna nie czytałam, tak emocjonującej, porywającej i przerażającej powieści. Sarah J. Maas zaskoczyła mnie po raz kolejny i sprawiła, że z coraz kolejnym rozdziałem, było mi trudniej znieść ich walkę.
Finał był nadejściem końca jednej strony. Był zaskakujący i szybki, jak cięcie miecza. Doszłam do końca tej serii, i nie mogę się pozbierać, jak zapewne każdy kto zakończył czytać ostatni tom.
Ciężko mi mówić, o tej książce jak o czymś przeszłym. Co już jest dawno za mną. Sarah J. Maas pozwoliła mi poznać świat, od którego nie sposób się uwolnić nawet po jej zakończeniu. Musicie zdecydować, czy pozwolicie złamać sobie nią serce. Bo to czeka każdego, kto sięgnie po tą serie i dotrze właśnie tu - do jej zakończenia.
Zapraszam na blog -> https://witchmargo.blogspot.com/
Koniec serii. Ile razy to już widzieliście, kiedy czytaliście recenzje/opinie? Ja nie chcę w to wierzyć, i będę cały czas miała nadzieję, że jednak to nie koniec będzie przygód Aelin i jej świty.
więcej Pokaż mimo toDecydująca bitwa, nadchodzi już wielkimi krokami. Nie ma już odwrotu, wszystkie siły wroga ruszają im na przeciw. Przeważająca liczebność zła jest druzgocąca, a niepełna armia...