Zatrzymać dzień

Okładka książki Zatrzymać dzień
Ireneusz SłupskiWioletta Szczepańska Wydawnictwo: Fundacja Podaj Dalej literatura piękna
276 str. 4 godz. 36 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Fundacja Podaj Dalej
Data wydania:
2016-09-01
Data 1. wyd. pol.:
2016-09-01
Liczba stron:
276
Czas czytania
4 godz. 36 min.
Język:
polski
ISBN:
9788394529512
Tagi:
motywacja pomoc nadzieja rak walka wygrana happy end miłość matka
Średnia ocen

                7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
26 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
237
120

Na półkach:

Sama nie wiem od czego zacząć. Takiej książki nie przeczytałam NIGDY. Wiola – mama Kubusia – przesłała tą książkę do kilku wydawnictw, ale żadne nie chciało podjąć się druku. I bardzo dobrze! Korekta, skład, łamanie i te wszystkie wydawnicze zamęty zniekształciłyby całą historię. Historię pisaną łzami, szczęściem, chwilami załamania, nadzieją i miłością. Tak wzruszającej i prawdziwej książki nie spotyka się na co dzień. Zacznę od pewnej historii…

W dalekiej wiosce, w niewielkiej odległości od siebie żyły dwa plemiona – jedno w górach, a drugie na nizinach. Bardzo często toczyły między sobą przeróżne spory i konflikty. Z czasem sytuacja coraz bardziej przeradzała się we wzajemną nienawiść.
Podczas, gdy mężczyźni pracowali w polu, wioska na nizinach została napadnięta przez ludzi z wyżyn. Zniszczyli wszystkie zapasy i spalili wiele domów. Odchodząc, wydarli z rąk matce malutkie dziecko.
Kiedy mężczyźni wrócili z pola zastali zrujnowaną wieś. Sara, matka chłopca opowiedziała im co się stało z jej dzieckiem. Oni wybrali dziesięciu najsilniejszych mężczyzn i zorganizowali wyprawę, aby odbić chłopca z rąk oprawców i ruszyli w góry.
Po kilku dniach wrócili zrezygnowani i poinformowali wszystkich, że tego się nie da zrobić.
Na drugi dzień rano zniknęła z wioski matka chłopca. Kilka dni później, przeziębiona, mocno poobdzierana wróciła ze swoim synkiem na rękach.
Zbiegli się wszyscy mieszkańcy wioski, a najbliżej Sary stanęli mężczyźni, którzy przedtem brali udział w wyprawie.
- Jak ty to zrobiłaś? – pytali - Nas było dziesięciu, w nocy chciały nas zjeść wilki, bardzo zraniliśmy nogi na kamieniach, a na samym szczycie prawie zamarzliśmy na śmierć i dlatego musieliśmy zawrócić.
Mądry wódz zwrócił się do matki:
- Powiedz nam Sara, bo przeszłaś sama taką długą drogę, a jednak przyniosłaś swoje dziecko. To dlaczego im się nie udało?
Zapadła cisza. Sara przez dłuższy czas patrzyła na synka, po chwili uniosła głowę. Z wielkim spokojem, bez żadnych wyrzutów spojrzała serdecznym wzrokiem na mężczyzn i odpowiedziała jednym, krótkim tylko zdaniem:
- Myślę, że nie udało się Wam, bo to nie jest wasze dziecko.

Jak książka trafiła w moje ręce? Przez przypadek ujrzałam ją na Instastory jednej z bookstagramowych mam. Wtedy przypomniałam sobie o Kubie i całej akcji zbierania dla niego pieniędzy. Pochodzę z małej podkarpackiej wioski, niedaleko Rzeszowa. A to właśnie w Rzeszowie rozgrywa się część historii. Kiedy było głośno o Kubie na całym podkarpaciu, ja właśnie kończyłam studia i pamiętam plakaty rozwieszone na mieście, mnóstwo postów u znajomych na FB. To był jakiś totalny szał! Dlatego, gdy zobaczyłam książkę na IG natychmiast weszłam na stronę zatrzymacdzien.pl, żeby ją zamówić. Wchodzę tam i czytam, a moje oczy robią się coraz większe.
Jak to? Zamawiam książkę i płacę dopiero po przeczytaniu? I do tego tak tania przesyłka zagranicę? Teraz, gdy jestem już po lekturze rozumiem, DLACZEGO!

Wiola – Mama zdrowego Kubusia oraz Karolka, żona Grześka, niezwykle silna kobieta, która jak lwica walczy o swoje potomstwo. Nie załamała się chorobą synka, diagnoza to był dla niej impuls do działania. Wraz ze swoim mężem pokazują, że gdy jedni lekarze tracą nadzieję, rodzice nie mogą się poddać i szukają innych lekarzy, innych sposobów leczenia, innych klinik, byle tylko uratować swój najcenniejszy skarb. Pierwsza część książki jest napisana przez Wiolę. Są to rozdziały pełne wszelakiego rodzaju emocji: od łez do uczucia szczęścia, od utraty nadziei po euforię radości. Zatrzymać Dzień czytałam głównie w metrze i w autobusie jadąc na praktyki. Momentami łzy wzruszenia spływały mi po policzkach – gdybyście widzieli spojrzenia pozostałych pasażerów w takich momentach. Kilka razy musiałam przerwać czytanie, bo łzy całkowicie zacierały mi obraz. Wiola nie jest polonistką, ani osobą znającą się na pisaniu książek, dlatego w tekście pojawiają się błędy stylistyczne i gramatyczne. Ale czy to jest ważne?! Zupełnie nie! To tylko nadaje prawdziwości słowom płynącym prosto z serca. Dzięki ludziom dobrego serca i dobrej woli udało się uratować drugie oczko Kubusia. A to co Wiola zrobiła w podziękowaniu dla WSZYSTKICH pomagających, wzruszyło mnie do granic możliwości i rozwaliło system na łopatki. Na duże uznanie zasługuje tutaj również Grzegorz – mąż Wioli i tata chłopców. Niektórzy mężczyźnie nie wytrzymują psychicznie ciężaru, jakim jest choroba dziecka i odchodzą od rodziny. Ale nie ON! Wspierał Wiolę na każdym kroku, robił wszystko i walczył do samego końca o zdrowie synka. Dla Was obojga, drodzy rodzice, ogromny szacunek.

Dzięki historii Kubusia wprowadzono w Polsce finansowanie leczenia siatkówczaka nową metodą oraz wysłano polskich lekarzy do Stanów na szkolenie.

Irek – pracodawca Wioli, motor napędowy całej akcji zbiórki pieniędzy, niezwykle pozytywny człowiek, który tak jak rodzice Kuby, nie tracił nadziei, że się uda. To on jest autorem większości zdjęć umieszczonych w powieści. Druga część książki jest napisana przez Irka i zaczyna się takimi słowami:


„Ta część jest moja.
Więc?
Dalsze czytanie grozi trwałym kalectwem
lub śmiercią emocjonalną.

Osoby o słabych nerwach lub jednokierunkowym
myśleniu proszone są o zaprzestanie czytania dalszej części.”

Czy po przeczytaniu czegoś takiego, można sobie odpuścić resztę książki?! Oczywiście, że nie! Ale na prawdę trzeba mieć otwarty umysł i nie myśleć jednokierunkowo. Tak kontrowersyjnym tematem jest dieta: dieta stosowana przez Kubę, dieta stosowana przez Irka i jego żonę. Jestem przyzwyczajona do różnego rodzaju nowinek stosowanych w diecie, zwłaszcza tzw. Ziołolecznictwa, ponieważ od pewnego czasu moja mama się tym interesuje i ma na ten temat mnóstwo książek. Ani Irek w książce, ani ja tutaj nie chcemy nikogo na siłę zachęcać do zmiany nawyków żywieniowych, czy do uwierzenia w ziołolecznictwo. To jest sprawa indywidualna każdego z nas. Jednak wiadomym jest, że to co spożywamy wpływa na nasz organizm. Może warto się zastanowić nad tym i poszukać informacji na temat regulowania naszego organizmu za pomocą jedzenia.

Irek opisuje całą historię związaną z rozpoczęciem zbiórki pieniędzy na leczenie Kuby. Udowadnia wszystkim, że „mnożenie lepsze niż dodawanie”. Pokazuje jak anonimowe wpłaty wpływają na szybkość zbiórki. Przekonuje, że podczas ratowania życia dozwolone jest absolutnie WSZYSTKO! Na str. 272 jest coś specjalnego: prawdziwy banknot 1-dolarowy. Po co? Tego dowiesz się czytając książkę.

Irek dzieli się z czytelnikami historią swojej choroby. Usunięto mu jedną nerkę, jednak choroba przerzuciła się na drugą. Wtedy Irek wziął sprawy w swoje ręce. Zmienił dietę i zaczął ćwiczyć. Wystarczyło 5 miesięcy. Od 6 lat, pomimo braku jednej nerki, Irek czuje się świetnie i nawet nie ma zwykłego bólu głowy. Wstrząsnęła mną historia jednego z przyjaciół Irka, u którego wykryto cukrzycę. Irek zmartwiony stanem zdrowia znajomego, spędził cały tydzień na poszukiwaniu wszelkiego rodzaju informacji. Przy kolejnym spotkaniu mówi znajomemu, że są ludzie, którzy wyzdrowieli i gdzie szukać informacji i pomocy, a on na to: „Irek, ty nic nie rozumiesz. Lekarz powiedział, że nieuleczalne.” Kiedy jest się chorym, powinno się szukać wszelkiego rodzaju pomocy, nawet najbardziej absurdalnego. Ale jeżeli ktoś jest ograniczony do swojego lekarza, to niech sobie będzie, nie sobie choruje i się zamartwia nadal.

Pomyślicie sobie, że to jakieś brednie. Nie dla mnie. Dlaczego? Dlatego, że w mojej rodzinie jedna osoba „wyleczyła się” w ten sposób. Moja mama od wielu lat zmagała się z nadczynnością tarczycy. Miała różnego rodzaju naświetlenia, jodowanie, tabletki, ale nic nie pomagało. Usłyszała od kogoś o „cudownym” sposobie leczenia. Tonący brzytwy się chwyta, więc mama zaryzykowała. Przez pól roku, codziennie piła szklankę świeżo wyciśniętego soku z marchewki. Codziennie wieczorem słyszałam bzyczenie naszej starej sokowirówki. Moja mama jest zawzięta i nie odpuściła sobie nawet przez jeden dzień. Po sześciu miesiącach zrobiła sobie ponownie badania, a jej lekarka była w szoku i dla pewności kazał powtórzyć badania. Od tamtej pory mama poleciła ten sposób wielu osobom i za każdym razem otrzymywała od nich gorące podziękowania, bo to zadziałało. Pamiętam, że raz pisałam na ten temat z jednym ze sławnych blogerów, którego żona też się zmaga z tym problemem. Napisałam mu, że moja mama wyregulowała sobie poziom hormonu tarczycy za pomocą soku z marchewki. Wiecie co mi odpowiedział? „A może Twoja mama piła też wodę? A może Twoja mam jadła też chleb z masłem?” On nie wierzy w takie brednie. Jego rodzice byli naukowcami i odziedziczył po nich racjonalne myślenie. Według niego, jeżeli coś nie jest potwierdzone naukowo, to on w to nie uwierzy. A jego rodzice naukowcy zmarli na raka, po zastosowaniu konwencjonalnego leczenia.

Wracając do książki. W sumie, poza cytatami, nie mam tutaj nic więcej do powiedzenia. Tą książkę trzeba przeczytać. Jestem pewna, że będzie ona cudownym prezentem świątecznym dla Ciebie i dla Twoich bliskich. Warto pomagać! A dzięki tej książce w nadchodzące święta możemy pomóc kolejnemu dzieciaczkowi potrzebującemu naszej pomocy. Zamiast kupić tacie kolejną parę skarpetek, podaruj mu Zatrzymać Dzień. Zamiast kupić mamie kolejny robot kuchenny, podaruj jej Zatrzymać Dzień. Zamiast kupić siostrze perfumy, podaruj jej Zatrzymać Dzień.

Sama nie wiem od czego zacząć. Takiej książki nie przeczytałam NIGDY. Wiola – mama Kubusia – przesłała tą książkę do kilku wydawnictw, ale żadne nie chciało podjąć się druku. I bardzo dobrze! Korekta, skład, łamanie i te wszystkie wydawnicze zamęty zniekształciłyby całą historię. Historię pisaną łzami, szczęściem, chwilami załamania, nadzieją i miłością. Tak wzruszającej i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    58
  • Przeczytane
    32
  • Posiadam
    18
  • 2017
    2
  • Domowa biblioteczka
    1
  • 2017
    1
  • Rok 2017
    1
  • Psychologiczne :)
    1
  • Ciekawe, polecam ;)
    1
  • Do kupienia/Chcę w prezencie
    1

Cytaty

Więcej
Wioletta Szczepańska Zatrzymać dzień Zobacz więcej
Wioletta Szczepańska Zatrzymać dzień Zobacz więcej
Wioletta Szczepańska Zatrzymać dzień Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także