Co jakiś czas natykam się w różnych miejscach typu księgarnia, forum internetowe czy reklama w jakimś czasopiśmie na kolejną wydawniczą sensację, kolejną poczytną autorkę/autora, wprost ze szczytów list bestsellerów, których kolejne książki czytają miliony zachwyconych czytelników. Lubię wtedy na własnej skórze sprawdzić ten fenomen. I czasem ten fenomen okazuje się dla mnie naprawdę świetny (jak np. Małecki i jego „Ślady”) a czasem kompletną porażką (jak „Dziewczyna z pociągu”). Katarzyna Bonda w tej skali zmieściła się tak jakoś po środku.

„Sprawa Niny Frank” ginie trochę wśród tych wszystkich książek kryminalnych, które już czytałem, a czytałem ich niemało. Niczym szczególnym się nie wyróżnia, nie wywoływała we mnie skoków napięcia, wypieków na twarzy podczas czytania. Nie zaskoczyła mnie jakoś specjalnie, ani nie spowodowała, że rzuciłem się na nią i nie mogłem oderwać się od lektury. Specjalnie oryginalna też się nie wydała.

Niemniej jednak nie jest to zła książka, jak na literacki debiut. Książka jest przemyślana, intryga spójna, postaci z krwi i kości, aczkolwiek chwilami dość stereotypowe. Akcja w miarę składna, nie ma tu na szczęście dłużyzn, łopatologicznych mądrości czy próby wymyślania koła na nowo, autorka jest raczej wierna klasycznej formie kryminału.

Jest kilka uproszczeń w tej książce, jest kilka zbędnych wątków, które raczej tam wadzą niż pomagają, ale to tylko takie moje osobiste odczucie. Zapewne bez nich całość byłaby dla mnie ciekawsza. Aczkolwiek jak na debiutanta to autorka wyszła z tej próby obronną ręką.

Cóż, szału nie było, ale zaciekawiła mnie Katarzyna Bonda do tego stopnia, że chętnie sięgnę po dalsze jej powieści. Debiut okazał się w porządku, więc pozostaje mieć nadzieję, że dalej, z książki na książkę, będzie już tylko lepiej.

Co jakiś czas natykam się w różnych miejscach typu księgarnia, forum internetowe czy reklama w jakimś czasopiśmie na kolejną wydawniczą sensację, kolejną poczytną autorkę/autora, wprost ze szczytów list bestsellerów, których kolejne książki czytają miliony zachwyconych czytelników. Lubię wtedy na własnej skórze sprawdzić ten fenomen. I czasem ten fenomen okazuje się dla...