Życie Violet było poukładane do czasu, gdy wróciła z wakacji. Właśnie wtedy chłopak zerwał z nią dla jej przyjaciółki, a matka niespodziewanie postanowiła wyjść za mąż. O ile nad zdradą chłopaka nie rozpacza zbyt długo, to ślub matki okazuje się prawdziwym szokiem. Violet jednak radzi sobie z tym zaskakująco dobrze i stara się możliwie jak najlepiej dostosować do zmian... Cóż innego można zrobić? Zwłaszcza, gdy zmiany wyglądają tak jak Zane, syn przyszłego ojczyma Violet...

Gdy rodzice Violet i Zane'a wyruszają w podróż przedślubną, ona ma zapewnione miejsce, gdzie ma przeczekać remont ich nowego domu. Nieoczekiwane problemy sprawiają, że pewnego dnia zmuszona jest jednak szukać nowego lokum. A Zane wydaje się jej najlepszą opcją.

Violet na początku wydawała mi się świetną bohaterką - taką, którą da się polubić, a zarazem kibicować jej, by obronną ręką wyszła z każdych tarapatów. Zadziorna, uparta, a przy tym nieco nieśmiała. Ma dobre serce i dla dla swoich bliskich jak najlepiej. Moją sympatią do niej nieco zachwiała jej lekka tajemnica związana z pozyskiwaniem środków finansowych, nie wchodząc w głębsze szczegóły. Jakoś tak... Czy zawsze zarówno ona jak i on musi skrywać jakiś sekret? Czy każdy szanujący się człowiek naprawdę posiada parę trupów w szafie, bo bez tego nie jest się pełnowartościowym nastolatkiem?

Zane jest absolutnie. Absolutnie - to słowo właściwie najbardziej do niego pasuje. Jest absolutnie - męski, przystojny, oszałamiający, obezwładniający, hipnotyzujący. Facet, o którym się marzy, o którego się walczy, a jego pragnienie wręcz uzależnia. Jedynie przyczepię się do lekkiego przekrętu z jego tożsamością, bo cóż, tak okłamywać można przygodnie poznane rodziny. Robienie w balona macochy i nowej przyrodniej siostry wydaje się z lekka mniej zabawne.

Uwielbiam w tej książce matkę Violet. Gdy zobaczyła, jak Violet patrzy na Zane'a jedyną jej wątpliwością dotyczącego ich ewentualnego związku była obawa przez złamanym sercem córki, nie jakieś pseudospołeczne gadanie, że są rodzeństwem bla bla bla. Bardzo mi się spodobała też cała scena w restauracji. Te pomyłki językowe były całkiem zabawne i dopracowane.

Życie Violet było poukładane do czasu, gdy wróciła z wakacji. Właśnie wtedy chłopak zerwał z nią dla jej przyjaciółki, a matka niespodziewanie postanowiła wyjść za mąż. O ile nad zdradą chłopaka nie rozpacza zbyt długo, to ślub matki okazuje się prawdziwym szokiem. Violet jednak radzi sobie z tym zaskakująco dobrze i stara się możliwie jak najlepiej dostosować do zmian......