Technologia orgazmu. "Histeria", wibrator i zaspokojenie seksualne kobiet

Okładka książki Technologia orgazmu.
Rachel Maines Wydawnictwo: Aletheia historia
266 str. 4 godz. 26 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Aletheia
Data wydania:
2011-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2011-01-01
Liczba stron:
266
Czas czytania
4 godz. 26 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-61182-78-8
Tłumacz:
Magdalena Madej
Średnia ocen

                7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
639
177

Na półkach: ,

Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli nazwę "Technologię orgazmu" książką życia Maines. Książka ta nosi podtytuł "Histeria, wibrator i zaspokojenie seksualne kobiet", który wiele tłumaczy i doprecyzowuje wieloznaczny tytuł główny. Autorka systematycznie zbierała materiały do swojej książki przez całe naukowe życie i włożyła niemało wysiłku w przeglądanie źródeł w postaci archiwalnych czasopism dla kobiet, w których to zamieszczano reklamy wibratorów oraz odwiedzając muzea sprzętu AGD. Tytuł książki brzmi bardzo technicznie, ale też naukowo. Rzeczywiście można do niej podejść jako do dzieła naukowego. Dowodem profesjonalizmu autorki jest zamieszczenie przez nią bibliografii na końcu pozycji.

A pisanie o historii wibratora i kontekście historycznym jego powstawania nie było łatwe, przy czym zdobywanie bibliografii to tylko wierzchołek góry lodowej. Autorka nie skrywa, że przez jej zainteresowania nie przedłużono jej zatrudnienia na uczelni wyższej, a także że próba opublikowania przez nią rzetelnego artykułu o historii wibratora w prasie fachowej wzbudziła niemałe zamieszanie. Gdzie się podziała niezależność prasy naukowej? W końcu materiału zebrało się tak wiele, że powstała książka i cieszę się, że dotarła ona również do polskiego czytelnika. Tłumaczenie jest w większości bardzo dobre, jedynie kojarzenie omdlenia z synkopą (muzyczną?!) mnie zirytowało.

Elektryczny wibrator został opatentowany przez Granville'a w latach 80-tych XIX w. Wówczas nie miał on konotacji seksualnych, stąd reklamy w prasie dla kobiet. Również wchodzące niegdyś na polski rynek wibratory były reklamowane jako przedmiot do masowania twarzy i do końca nie wiadomo jakie przeznaczenie znajdowały dla niego posiadaczki. Gdy wibrator stał się bohaterem filmów pornograficznych, zyskał jednoznacznie seksualne (perwersyjne?) konotacje i przestał być zapraszany na salony niczym S. Grey, której po zakończeniu kariery w seks biznesie nie chciano wpuścić do szkoły (za to nikt się nie zastanawiał skąd ci wszyscy protestujący przykładni tatusiowie znają tak dobrze tą panią).

Etiologię histerii jako konsekwencji wędrowania po ciele niezaspokojonej macicy znamy wszyscy. Koncepcja przemyślnie ukuta przez Hipokratesa przetrwała całe wieki. Gdzieżby tam, nie posiadający przecież macicy, mężczyźni mieli mieć histerię. Okazało się, że sfrustrowanym kobietom masturbacja przynosi znaczną ulgę. Z tym, że wówczas nie nazywano tego masturbacją i nie budziło to seksualnych skojarzeń. Lekarz lub ówczesny fizjoterapeuta dokonywał takiej stymulacji niechętnie, bo to i długotrwałe i żmudne. Szukano sposobów, by się od tego zajęcia wymigać jednocześnie nie tracąc pacjentek i tak wymyślono natryski (choćby napędzane siłą grawitacji), a potem maszynki na korbkę, na wodę z kranu, wreszcie podłączane do gniazdka i na baterie. Mężczyznom sugerowano niegdyś zakupowanie takiego wyposażenia jako prezent dla małżonki, a ci pewnie cieszyli się, że ich żona jakaś taka spokojniejsza. Znajomość seksualności kobiecej nie była wiedzą powszechną. Jaki obraz się z tego wyłania? Czynności seksualne, których nikt nie chce i tajemnicza anatomia i fizjologia kobiety, którą nikt się nie interesuje, co najwyżej porównuje je do męskich (stąd kwiatki takie jak kobiece nasienie).

Gdy zaś wibrator zaczął się kojarzyć mniej fizjoterapeutycznie, a bardziej seksualnie stał się on dla mężczyzny zagrożeniem i rywalem. Pierwsze wibratory nijak nie przypominały męskiego członka. Spójrzcie tylko na te współczesne. Nie brakuje wśród nich nawet i replik penisów gwiazdorów porno. O fantastycznych rozmiarach nie wspomnę. Podejrzewam, że wszystko to wynika z faktu, że taki asortyment produkują głównie mężczyźni, którzy chyba nie słyszeli o tym, że (statystyka!) większość kobiet preferuje stymulację łechtaczki i wibrator nie musi być ani rozmiarów małego uzi, ani przypominać penisa. Do szczęścia wystarczy akcesorium wielkości szminki. A w ogóle to najlepiej żeby kobieta taki prezent robiła sobie sama. Ale odbiegam od tematu...

O samej łechtaczce też niewiele wiedziano, a gdy się już dowiedziano, to Freud na długi czas skojarzył ją z niedojrzałością. Ojciec psychoanalizy uważał bowiem, że orgazm osiągany w wyniku stymulacji łechtaczki jest odmiennym fenomenem mniej dojrzałym od tego osiąganego wskutek penetracji. Umocniło to androcentryczną (penetrocentryczną?) teorię świata, a przynajmniej seksualności. Pogląd ten nie wytrzymał jednak próby czasu. O statystyce już wspomniałam wyżej. Dodam także, że kobiety, które mają doświadczenia masturbacyjne znacznie łatwiej osiągają również orgazm podczas stosunku (więcej wiedzą o swoich potrzebach i korzystają z tej wiedzy), a w leczeniu zaburzeń orgazmu zaleca się trening masturbacyjny.

Samą książkę przeczytać warto. Powinni to zrobić zarówno mężczyźni jak i kobiety, nawet jeśli akurat nie planują zakupu wibratora. Dla mnie niektóre treści były... szokiem, albo pozostawiały mnie z uczuciem smutku. Z jednej strony spotykam w życiu codziennym kobiety bez skrępowania mówiące o swoim życiu seksualnym i wręcz odhamowujące się przy takich relacjach (co może stanowić przesadę w drugą stronę), a z drugiej taka lektura uświadamia mi, że do niedawna jeszcze dyskusje na taki temat byłyby nie do pomyślenia, a tak wielka samowiedza seksualna stałaby się przyczynkiem do podejrzeń o perwersje. Zresztą do dziś wielu mężczyzn boi się kobiet, które znają swoje potrzeby seksualne...

Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli nazwę "Technologię orgazmu" książką życia Maines. Książka ta nosi podtytuł "Histeria, wibrator i zaspokojenie seksualne kobiet", który wiele tłumaczy i doprecyzowuje wieloznaczny tytuł główny. Autorka systematycznie zbierała materiały do swojej książki przez całe naukowe życie i włożyła niemało wysiłku w przeglądanie źródeł w postaci...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    70
  • Przeczytane
    17
  • Posiadam
    5
  • Do kupienia
    2
  • Antropologia medyczna/ medycyna
    1
  • Własne
    1
  • Hystory
    1
  • Kulturoznawstwo/głównie fragmenty
    1
  • Feminizm
    1
  • III
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Technologia orgazmu. "Histeria", wibrator i zaspokojenie seksualne kobiet


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne