Nazwy
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- The Names
- Wydawnictwo:
- Noir sur Blanc
- Data wydania:
- 2012-11-21
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-11-21
- Liczba stron:
- 350
- Czas czytania
- 5 godz. 50 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7392-374-4
- Tłumacz:
- Robert Sudół
- Tagi:
- powieść amerykańska
"Nazwy" to siódma w kolejności powieść Dona DeLillo, napisana w 1982 roku. Jej bohaterem jest James Axton, Amerykanin zamieszkały w Grecji pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku. Axton pracuje jako „analityk ryzyka” dla amerykańskiej firmy, która prowadzi rozmaite operacje (biznesowe, wywiadowcze?) w basenie Morza Śródziemnego i na Bliskim Wschodzie, gdzie sytuacja polityczna staje się coraz bardziej niepewna – upada reżim szacha Iranu, zbliża się interwencja Związku Radzieckiego w Afganistanie.
Axton – Amerykanin za granicą – jest outsiderem, człowiekiem wyobcowanym nie tylko kulturowo, ale także psychologicznie. Nie potrafi zaangażować się całkowicie w żadną relację (ma żonę i syna) ani działanie – bez przerwy „analizuje ryzyko”. Choć czuje brak przynależności, przekonuje się, że „amerykańskość” to garb, brzemię, od którego trudno się uwolnić, bo postrzegany jest przez pryzmat polityki zagranicznej Waszyngtonu – „Amerykanie dostrzegają innych tylko w chwilach kryzysu”. Staje się więc poszukiwaczem indywidualnej jaźni, chce odnaleźć własną odrębną tożsamości tu i teraz – poza zdefiniowaniem i ograniczeniem jej za pomocą słów i przedmiotów.
Ta swoista powieść podróżnicza to zarazem zbiór rozważań nad językiem i cywilizacją. Szukając indywidualnego „ja”, Axton usiłuje wyrwać się z potrzasku słów, które są spoiwem społecznym – tę relatywną funkcję słowa widzi wyraźnie, zmieniając często miejsca swojego pobytu. „Społeczna” funkcja języka jest przytłaczająca – tak jak starożytne zabytki Grecji. Jak twierdzi archeolog Owen Brademas, wynalezienie języka przez człowieka było umotywowane potrzebą prowadzenia księgowości, a więc potrzebą wyrażania relacji i umownie wymiernych wartości, nie jaźni. Z jednej strony zdolność do stworzenia języka i posługiwania się nim to fundament ludzkiej cywilizacji, z drugiej jednak słowa nie potrafią wyjaśnić natury jednostki i służą do samooszukiwania się. Tylko jaźń – w odróżnieniu od języka, polityki, a nawet, zdawałoby się, zrytualizowanej przemocy – nie ma granic i nie jest skrępowana regułami. Jak więc jednostka ma odnaleźć własny „głos”?
Przemoc jednak wymyka się tej typologii. Axton i dwaj inni Amerykanie, wspomniany już archeologi i awangardowy filmowiec, ulegają obsesyjnej fascynacji tajemniczym Kultem działającym w regionie. Członkowie Kultu mordują ludzi, których nazwiska w zawoalowany sposób łączą się z nazwami miejsc ich pobytu.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Alfabet obcości
Proza Delillo jest wypełniona charakterystyczną narracyjną wrażliwością, dzięki czemu język pozwala w trafny sposób przedstawić obserwacje pisarza, jego bolączki i obawy odnośnie współczesności. Takie też są „Nazwy”, ostatnia – pod względem chronologii wydawania tekstów w Polsce – książka pisarza.
Bohaterem rozgrywającej się w latach 70. XX wieku powieści jest James Axton, Amerykanin, który ze względów rodzinnych i zawodowych zamieszkuje w Grecji. Na co dzień zajmuje się „analizą ryzyka” w krajach basenu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu, przez co jego życie przypomina jedną wielką podróż. Jednocześnie kuleją jego relacje z synem i żoną, z którą jest w separacji. Przeprowadzka do Grecji wydaje się dobrą okazją do poprawienia stosunków z rodziną. W rzeczywistości ich wzajemny kontakt pogarsza się jeszcze bardziej, a sam bohater zaczyna czuć się przejmująco wyobcowany.
„Nazwy” można czytać jako swoistą krytyką amerykańskiego społeczeństwa z perspektywy Amerykanina, będącego pod wpływem obcych kultur. W tekście wielokrotnie pojawiają się komentarze odnośnie wątpliwej kondycji intelektualnej i tradycjonalnej rodaków głównego bohatera. Wydają się tym bardziej dotkliwe, że padające z ust przedstawicieli tej samej społeczności, patrzącej na ówczesny obraz USA z powątpiewaniem lub kpiną. Jednocześnie sporo uwag poświęconych jest owczemu pędowi ku zawodowemu czy towarzyskiemu zaistnieniu, bez względów na cenę, jaką przyjdzie za nie zapłacić. Kontrastem dla tego typu postawy są społeczeństwa europejskie i Bliskiego Wschodu, tak szanowane i podziwiane przez bohaterów. Pretekstem do ukazania ogromu dorobku kulturowego oraz jego podwalin jest wątek archeologiczny – zarówno żona Jamesa, jak i wspólny przyjaciel rodziny, Owen, prowadzą na terenie Grecji rozległe wykopaliska, co krok odkrywając fascynujące fakty, które zdają się przyćmiewać obecny obraz cywilizacji i motywować bohaterów do poznawania jej kolejnych tajemnic.
Bohaterem idealnym do zobrazowania tychże spostrzeżeń jest właśnie James Axton, człowiek pozbawiony jakiejkolwiek narodowej przynależności, ujawniający swój kosmopolityzm między innymi słowami: Gdyby mi się nie powiodło, nie miałbym do czego wracać, nie należałbym do żadnego miejsca. To Kathryn i Tap byli moim domem, jedynymi prawdziwymi granicami, jakie miałem. Powoduje to wyobcowanie i rozdarcie postaci pomiędzy dwoma światami – traktowanej z kpiną Ameryki i podziwianej Europy, której jednak nie jest w stanie do końca zrozumieć, przez co ma spore problemy z odnalezieniem się w obcym społeczeństwie – zdaje sobie sprawę z piętna, jakim jest pochodzenie. Wpływ na to, zdaniem Jamesa, ma również zagraniczna polityka Stanów Zjednoczonych, która przedstawia ich obywateli na okrągło w niekorzystnym świetle. Bohater uosabia brak zdecydowania – nie jest w stanie rozwieźć się z żoną, choć zdaje sobie dobrze sprawę, że związek pomiędzy nimi dobiegł końca; widząc negatywne skutki polityki własnego kraju nadal pracuje dla potężnej korporacji, która z czasem okazuje się mieć wątpliwe intencje międzynarodowe. Tym jednak, co wyróżnia Axtona, jest pewna niezłomność charakteru. Bohater cały czas próbuje – zawzięcie uczy się obcych języków i stara się odnowić konające relacje z rodziną, choć zdaje sobie sprawę, że w obu przypadkach poświęcony temu czas idzie na marne. Jego braki na tym polu można odbierać jako symbol niemożności dogłębnego poznania i przeniknięcia do obcych kultur, które tak bardzo go pociągają, oraz porozumienia się – zarówno z ich przedstawicielami, jak i najbliższymi – żoną, synem, przyjaciółmi z pracy.
Ważne obserwacje dotyczą również tytułowej kwestii – nomenklatury. Bohaterowie, podążając za tropem pewnego kultu, mocno zakorzenionego pod względem tradycji w starożytności, zastanawiają się nad istotą dorobku językowego świata oraz tym, w jaki sposób poszczególne mowy kształtowy się i miały wpływ na dzisiejszy obraz cywilizacji. Istotnym wnioskiem jest uznanie ważnych nazw za swego rodzaju nośnik skojarzeń i wiedzy o danym aspekcie kultury. Bohaterowie zwracają uwagę na to, jaki efekt mają zmiany utartych nazw państw, jak choćby Persji na Iran, doszukując się w tym zamierzonego przez zbiurokratyzowane państwa zatarcia w pamięci ludzi filarów kulturowego i historycznego dziedzictwa.
„Nazwy” to kolejna wartościowa pozycja w twórczości Dona Delillo. Autor przygląda się bacznym okiem budzącym jego niepewność zjawiskom, poddając je pod wątpliwość i zastanawiając się nad kondycją moralną i kulturową dzisiejszej cywilizacji. Książka momentami zahacza o elementy kryminału i powieści drogi, dając pisarzowi kolejne okazje do głębokich wywodów na temat różnych miejsc świata, jednocześnie przykuwając zainteresowanie czytelnika.
Sławomir „Villmar” Jurusik
Książka na półkach
- 139
- 45
- 18
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
Opinia
Przedziwna książka. Rozminąłem się z nią tak konkretnie, że nie jestem w stanie nawet powiedzieć czy to dobra książka, czy raczej zła. Mam wiele argumentów za tym że jest zła. Nie wiem o czym jest na dobrą sławę. Przeczytałem przed chwilą oficjalną recenzję lubimyczytać, która wyjaśnia o co autorowi chodziło i co chciał przekazać. Pomyślałem: "Zupełnie, w ogóle, wcale nie, książka jest totalnie o czymś innym, a recenzja chce przykryć fakt, że Sławek, autor recenzji, zrozumiał z niej tak samo mało jak ja." . Mam inne teorie, inne domysły, ale czy prawdziwe? Czy gdybym je powiedział Donowi Delillo, spojrzałby na mnie jak na ostatniego idiotę? Bardzo być może.
Delillo krzywdę robią wydawcy i producenci, dodam, rozpoczynając dygresję. Pamiętam zwiastun "cosmopolis"z kin, wampira edwarda rozpartego na kanapie limuzyny, nowy jork w ogniu, groźba zamachu. Miesiąc później zostałem z Agnieś jedynymi osobami na sali, którą opuścili kolejno wszyscy widzowie, mamrocząc pod nosem "o co k... chodzi" i żądając pieniędzy za zwrot biletów. Byłem zachwycony, od tego momenty pojechałem z Delillo. To moja szósta książka tego autora. Najbardziej dla mnie enigmatyczna. Przeczytałem opis na obwolucie, rzecz o agentach CIA, sekcie morderców. Bardzo współczuję wszystkim osobom które po takim opisie zaczęły czytać we własnym przekonaniu szpiegowski thriller. Zupełnie, totalnie, w ogóle nie.
Jeżeli miałbym strzelać o czym jest ta książka, zaryzykowałbym (najchętniej anonimowo): o kwestionowaniu związku pomiędzy warstwą znaczeniową wyrazów a samymi wyrazami. O fascynacji alfabetem oderwanym od jego funkcji słowotwórczej. Jak o tym można napisać książkę? Można, ale jest piekielnie trudna do czytania. Paradoksalnie, jej ostatnie pięć kartek, które są konceptualnym eksperymentem, pisanym z celowymi błędami ortograficznymi, gdzie pod pióro syna głównego bohatera Tapa włożono narrację jego przyjaciela Owena, a błędy ortograficzne pozwalają na nowo przyjrzeć się poszczególnym słowom, tak jak to jest gdzieś w środku powieści wspomniane - przez te pięć kartek odetchnąłem z ulgą, bo nareszcie zrozumiałem co się dzieje. Przez pozostałe pareset stron snujemy się jak dym z papierosa po greckich wyspach, ogarniętych ludowymi rewoltami krajach arabskich, pomiędzy analitykami ryzyka, kiepskimi archeologami a sprzedawcami systemów chłodzenia. Czytamy o końcach relacji, takich relacji, bojawiem, miłości, choć autor takiego słowa by nie użył, uderzyłby znacznie precyzyjniej. Czytamy o obsesjach, o specyficznych nastrojach, związkach, aurach. Czytamy i w każdym momencie nasza uwaga tak jak tekst meandruje, kluczy bez oczywistego związku pomiędzy rzeczami, pojęciami i osobami. Czytam w końcu najbardziej, nie boję się tego powiedzieć o mężczyźnie w wieku mojego ojca, werbalnie zmysłowego autora naszych czasów - jego język to jest punkt omega, zażartuję, co za żart. Posłuchajcie tego: "20. Masz oko na żony swoich przyjaciół. I na przyjaciółki swojej żony. Trochę w tym namysłu, trochę dystansu."
"21. Powściągasz swoją miłość. Czujesz ją ale nie lubisz jej okazywać. A gdy już ją okazujesz, jest to wynik przewlekłego procesu decyzyjnego, prawda, skurwielu jeden?"
Albo: "Doskoczyła do mnie z obieraczką do ziemniaków, ubrana w moją koszulkę z giemzy L.L. Bean, leśna zieleń, z długimi połami. Stałem, na wpół zażenowany. Widać to było na jej twarzy, bezwzględnie, że mnie zabije. Wściekłość, która już zawsze miała mnie zadziwiać. Zrobiłem unik a potem stanąłem w zamyśleniu pod szafką, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni, z zaczepionymi kciukami, jak futbolista w zimny dzień czekający na ustawienie szyków."
Chciałbym się tak mądrze zestarzeć żeby zrozumieć tę książkę bardziej. Ilość gwiazdek zaznaczyłem, bo coś powinienem zaznaczyć, równie dobrze mogło być 0 albo milion.
Przedziwna książka. Rozminąłem się z nią tak konkretnie, że nie jestem w stanie nawet powiedzieć czy to dobra książka, czy raczej zła. Mam wiele argumentów za tym że jest zła. Nie wiem o czym jest na dobrą sławę. Przeczytałem przed chwilą oficjalną recenzję lubimyczytać, która wyjaśnia o co autorowi chodziło i co chciał przekazać. Pomyślałem: "Zupełnie, w ogóle, wcale nie,...
więcej Pokaż mimo to