Zagubione szczęście Tom Winter 6,4
ocenił(a) na 710 lata temu Ta debiutancka, licząca sobie niespełna trzysta stron powieść Toma Wintera przyciągnęła moją uwagę, nie da się ukryć, okładkowym opisem, z którego wywnioskowałam, iż fabuła tej książki będzie charakteryzować się oryginalnością - ze względu na niebanalny pomysł z międzyludzką komunikacją listowną - oraz zawierać namacalne wręcz elementy tej komunikacji, czyli listy w najczystszej postaci, a to coś, co w literaturze bardzo lubię i co podsyca we mnie oczekiwanie wynikające, rzecz jasna, z chęci dobrnięcia do takiego fragmentu utworu, w którym zostanie przytoczony kolejny list.
W przypadku "Zagubionego szczęścia" trudno jednak pisać o wymianie korespondencji listownej, bowiem jeden z głównych bohaterów takową wysyła "w świat", nieświadomy, że trafia ona w czyjeś ręce i czytają ją czyjeś oczy. Carol, zwyczajna mieszkanka Londynu, żona Boba i matka buntowniczej Sophie, dochodzi do wniosku, że jej życie nie pobiegło idealnym torem, ba, nie ułożyło się nawet w połowie tak dobrze, jak tego oczekiwała. Trudno jest jej dogadać się z córką, a jej małżeństwo dosłownie wisi na włosku z powodu kiepskich relacji między małżonkami, braku uczuć, zarówno miłości, przyjaźni, jak i wszystkich tych, które składają się na wieczne szczęście małżeńskie i rodzinne. Kobieta gubi się w otaczającej ją rzeczywistości. Jest jej jeszcze trudniej, gdy postanawia odejść od Boba, ale niemalże w tej samej chwili oboje dowiadują się, że mężczyzna ma raka. Bob jest zrozpaczony z powodu tego, co go spotyka. Carol natomiast rozpacza, bo wyrzuty sumienia nie pozwalają jej opuścić męża w sytuacji, jakiej nagle się znalazł. Za namową przyjaciółki, aby wyrzucić z siebie wszelkie żale i pretensje do losu, zaczyna pisywać listy "do nikogo". Nie wie jednak, że trafiają one do działu przesyłek niedoręczonych miejscowej poczty, w którym pracuje zbliżający się do emerytury Albert. Mężczyzna, choć nie powinien tego robić, zagląda do każdego z tych listów, nie do końca świadomy tego, że w końcu zmienią one jego pełne samotności i tęsknoty dotychczasowe życie.
Zanim sięgnęłam po "Zagubione szczęście", z powodu znajomości tylko imion głównych bohaterów tego utworu, myślałam, że będzie on jakimś romansem w stylu "ona wysyła listy, on je odczytuje i bardzo chce poznać ich autorkę, więc robi wszystko, by ją odnaleźć, a potem żyć z nią długo i szczęśliwie". Tymczasem Winter kompletnie mnie zaskoczył, wstawiając na miejsce wymyślonego przeze mnie szalonego mężczyzny w średnim wieku staruszka opłakującego od wielu lat zmarłą żonę, mieszkającego z kotką Glorią, która "ma dość" samotności swego właściciela. Ów pomysł jak najbardziej przypadł mi do gustu. Zarówno Albert, jak i Carol, to postaci przesiąknięte negatywnymi emocjami - bije od nich blask co najwyżej pochodzący z niewielkiej nadziei na to, że ich życie jeszcze jakoś się odbuduje, polepszy czy po prostu unormuje. Są samotni (choć ich samotność ma różne oblicza),nieszczęśliwi i nie potrafią zaakceptować zarówno świata, w jakim przyszło im funkcjonować, jak i samych siebie. To ludzie pełni żalu i smutku, ale nie da się przejść obok nich obojętnie, nie da się nie żywić do nich ciepłych uczuć. Zapewne dlatego, że Carol oraz Albert wciąż posiadają serca i nieludzkie im jest cierpienie bliskich, jak i obcych osób. Ponadto ich działania niejednokrotnie - pomimo całej tej ponurej otoczki, łącznie z deszczowym klimatem londyńskim - wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Ironiczne poczucie humoru autora doskonale wpasowało się w ogólny charakter i nastrój powieści.
W "Zagubionym szczęściu" można znaleźć kilka ciekawych wątków, które potrafią zapaść w pamięć odbiorcy bardzo głęboko. Są wśród nich między innymi: "walka" Alberta ze zgryźliwym, wręcz nie do zniesienia, sąsiadem Maxem, rozczulający wątek z Glorią, a także relacje Carol z rodzicami, zwłaszcza z matką. Powyższe elementy fabuły książki Wintera, jak i wiele, wiele innych, zachęcają czytelnika do snucia swobodnych refleksji na temat przemijalności ludzkiego życia, wybaczania, chęci przynależności do drugiego człowieka, poszukiwania szczęścia i akceptacji.
Życie nie raz daje nam w kość, ale po każdym upadku warto stanąć na nogi, po każdym zwątpieniu warto zacząć wierzyć na nowo, bo czas nieuchronnie ucieka i w końcu nadejdzie taki dzień, w którym będzie za późno, by to zrobić, by zagłuszyć wyrzuty własnego sumienia, by spróbować, zaryzykować i pogodzić się z własnym "ja", nawet wylewając przy tym morze łez. Takie morze łez sama wylałam w czasie lektury "Zagubionego szczęścia". Ta niepozorna powieść kipi od emocji, które nie pozwoliły mi jej przeczytać w całkowitym spokoju. Sprawiła, że otworzyłam nieco szerzej oczy na pewne sprawy, a także jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że dążenie do szczęścia i znalezienie go należy wpisać na pierwsze miejsce listy zadań, które powinien wykonać w życiu każdy człowiek. Polecam prozę Toma Wintera - zaskakująca i burzliwa mimo prostego języka i przekazu.
Recenzja napisana dla portalu IRKA (irka.com.pl),pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.