Rysuje, maluje, projektuje, lepi anioły i zegary. Pisze bajki dla swojej małej Wiktorii, której nieograniczona wyobraźnia jest dla niej natchnieniem i inspiracją. Po wielu latach życia w wielkomiejskim gwarze znalazła swoje miejsce na podkrakowskiej wiosce, gdzie diabeł mówi dobranoc, na dzień dobry kot zagląda przez okno, a czas płynie wolniej i bardziej kolorowo.
Przed przeczytaniem tej książki trafiła do mnie pozycja J. Norburiego: "Wielka Panda i Mały Smok", z której został ze mną na dłużej fragment, kiedy Wielka Panda pyta: "Co jest ważniejsze: droga, czy cel?" A Mały Smok odpowiada: "Towarzystwo w podróży".
I czytając później "Pozłacaną rybkę" miałam wrażenie, że o tym jest właśnie ta książka. O relacjach, o towarzyszach w podróży. Szczególnie ważnych, gdy życie pokazuje nam swoją trudną stronę, co też na końcu książki głosi mama Fryderyka: "W takiej podróży nie można być samemu, bo w samotności ból tylko urasta, nigdy nie maleje..."
Książka piękna, bardzo dobrze napisana poruszyła wiele strun w mojej duszy, przypomniała, jakim azylem był dla mnie pobyt w dzieciństwie u dziadków i jak istotne jest to, by każde dziecko miało taki azyl ( idealnie by było żeby był on w domu rodzinnym).
Książka wywołała mój uśmiech, łzy, refleksję. Wartościowa pod względem treści, tematu radzenia sobie z różnymi przeciwnościami losu, mówi o rzeczach ważnych.
Mini zgrzyt jaki miałam to przedstawiona, jak dla mnie, zbytnia dojrzałość Alicji ( jak na swój wiek),często wydająca się stabilniejszą, mądrzejszą, lepiej radzącą sobie z rzeczywistością niż wielu dorosłych wokół niej. Miałam wrażenie, że czytam perspektywę osoby dużo starszej. Zbyt idealnie jak dla mnie. Z drugiej strony to właśnie te postawy i stanie po dobrej stronie mocy sprawiały, że ta bohaterka inspirowała. Drugi mini zgrzyt to nadmiar zasygnalizowanych problemów w jednej książce. Ale...
Podsumowując cieszę się, że natrafiłam na "Pozłacaną rybkę" i na pewno sięgnę po inne pozycje autorek.
Dorastanie, rozwód rodziców, rodzinna patchworkowa, śmierć brata, narkotyki, anoreksja, alkoholizm, pierwsza miłość...
Bardzo skondensowana treść, nawet dla czterdziestolatka, który bardziej identyfikował się z Rodzicami niż z bohaterką.
Dobrze, że poruszono tematy, szkoda, że forma tak bardzo osadzona jest w latach dwutysięcznych - Małysz, Cugowscy, Ich Troje - niestety trącą myszką. A szkoda bo problemy poruszane w książce są wciąż aktualne.