Superman: Czerwony syn Mark Millar 7,4
ocenił(a) na 544 tyg. temu Jak zwykle sekret wspaniałych pomysłów tkwi w ich prostocie, ale niestety sam pomysł nie wystarczy, potrzebne jest również dobre wykonanie. Tego tutaj zdecydowanie zabrakło. Miałem bardzo duże oczekiwania względem komiksu, właśnie przez fantastyczny pomysł na niego, ale bardzo szybko zostałem sprowadzony na ziemię, ponieważ okazało się, że ów pomysł nie zmienia zupełnie nic w historii naszego bohatera. Historia biegnie według utartych schematów, z wyjątkiem tego, że nasz superbohater zostaje przebrany w minimalnie inny kostium (pomijam sierp i młot, chodzi mi o kwestię wizualną; pomysły na strój, które niestety nie weszły w życie, były dla mnie osobiście dużo ciekawsze). Być może taki był zabieg autora (w co wątpię),żeby pokazać ten bipolarny ład międzynarodowy jako dwa bardzo do siebie podobne twory i tylko od nas zależy co postrzegamy jako dobro, a co jako zło. Niestety brakuje tutaj autorowi elementarnej wiedzy na temat historii ZSRR (czy przynajmniej wiedzy o kulturze, sposobie działania władzy i generalnie zimnej wojnie). Wiem oczywiście, że jest to komiks, więc opowieść siłą rzeczy musi być uproszczona do potrzeb konwencji, ale skrótów mamy tu aż nadto. Może warto było rozpisać historię na jeszcze więcej zeszytów. Przedstawienie Stalina jako dobrego wujaszka/ojczulka, Supermana jako totalnego naiwniaka, a dodatkowo wsadzenie w intrygę nieślubnego syna Stalina trąci banałem i historią dla dzieci, a chyba nie taki był target. Bardziej pasowałaby ona do kolejnego filmu MCU, z którym Millar przecież flirtuje.
Najciekawszą postacią samą w sobie jest tutaj Batman, ale jego istnienie jednak również totalnie nie ma sensu i jest dowodem na brak wiedzy o ZSSR autora. Związek Radziecki został przedstawiony tak naprawdę jak USA z mniej kolorowymi rysunkami i głodnymi ludźmi. Takich kwiatków jest tutaj niestety więcej, co powoduje, że potencjał został zmarnowany i zamiast prawdziwego "co by było, gdyby...", dostajemy ciężko strawną papkę.
Z pozytywów mamy tutaj wewnętrzną walkę Supermana o zatraceniu się w kontrolowaniu ludzi, ale do tego akurat nie potrzebujemy radzieckiej flagi. Ciekawie przedstawiona jest również osoba Luthora, co poniekąd możemy uznać chyba jako miksturę i pastisz wielu technologicznych/biznesowych mesjaszy XXI wieku. Zakończenie jest owszem ciekawe, ale na pewno nie nowatorskie.
Komiks ma swoje momenty, ale za każdym razem umierają zabite brakiem logiki i wiedzy na temat świata, który autor chce przedstawić. Na temat kreski nie chciałbym się wypowiadać, ponieważ każdy może mieć różny gust, więc ograniczę się do stwierdzenia, że jest dość monotonna i siermiężna, co może akurat dobrze wpisywać się w imersję przedstawianego świata.