Nad dalekim cichym fiordem Ågot Gjems Selmer 6,9
Kto nie zna "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren - wesołej gromadki urwisów i ich przygód w położonej na uboczu, otoczonej zielenią lasów i łąk, małej szwedzkiej wiosce? Gdybyśmy przesunęli teraz palcem po mapie daleko, daleko... jeszcze dalej w kierunku północnym, minęli granicę Szwecji, minęli z lewej strony norweskie Lofoty, natrafimy na wystrzępiony brzeg północnego wybrzeża Norwegii. To tu, w gminie Balsfjord, poprzecinanym fjordami, otoczonym ośnieżonymi górami i lodowatym Morzem Norweskim, chłostanym mroźnymi wiatrami i śniegiem odludziu żyje pewna rodzina. Rodzina jakich wiele na świecie ale to tu, "Nad dalekim cichym fjordem", zima trwa dziewięć miesięcy a słońce nie świeci aż dwa miesiące w roku. Książeczka Agos Gjems-Selmer, wydana pierwszy raz w 1900 roku, była ze mną przez całe moje dziecięce życie. Nie oznacza to, że była przeze mnie czytana - leżała sobie gdzieś z boku, będąc jedną z tych książeczek, o których nie wiadomo o czym są. Przekłada się je z półki na półkę aby ostatecznie wynieść do piwnicy czy pozbyć się definitywnie w inny sposób. Moją książeczkę spotkał inny los - odnalazłem ją po latach, podczas sprzątania i tak już ze mną została. Jej historia idealnie odwzorowuje tej treść - życie ludzi na końcu świata, gdzieś bardzo, bardzo daleko z boku. Ale wystarczy zagłębić się w ich historie by te rozkwitły setką barw i uśmiechów. By stali się nam bliscy. Bardzo polecam jako spojrzenie w odległą przeszłość, tam gdzie nawet słońce jest gościem.