Nie ta siostra Joan Alison Smith 5,6
ocenił(a) na 45 lata temu Chyba nie wiem do końca co napisać. Złe czy dobre? Zabawne czy przerażająco głupie? Jedno jest pewne. Nie pamiętam książki w której tak masakrycznie wkurzaliby mnie bohaterowie. I co ważne, niemal wszyscy. Albo nawet wszyscy. No może z jednym, dwoma wyjątkami, ale mówię raczej o bohaterach drugoplanowych. Pierwszoplanowi mnie rozłożyli na łopatki. Całe cztery sztuki.
Griffin – młody podróżnik powracający do domu po pięciu latach błąkania się po świecie z małpką albinosem przy boku, długowłosy, opalony, ubrany egzotycznie, lekko zdziwiony, że świat nie zatrzymał się i nie czekał na jego powrót, w centrum zainteresowania przez chwilę.
Myra – pozostawiona pięć lat temu piękna dziewczyna, która znudzona czekaniem oddała swe serce księciu, niekoniecznie atrakcyjnemu intelektualnie, ale spokojnemu, wiernemu i pewnemu.
Dunsmore – książę, który ma trzy tygodnie, aby utwierdzić Myrę w słuszności jej postępowania i wyboru, ogólnie nudny i hipochondryczny, mało stanowczy, atrakcyjny głównie ze względu na tytuł i majątek.
Alice – młody podlotek, zakochany od zawsze w Griffinie, z nadzieją i miłością w sercu, bez cienia zgrzytu znoszący głupoty Gifina i Myry, w sumie wykorzystywany na każdym kroku ku szczęściu drugiego człowieka.
Dobrana czwórka.
Jedno warte drugiego.
Biblionetka podaje, że to książka z początku lat 70, co dla współczesnego czytelnika widoczne jest od pierwszej strony. Pewna chaotyczność, niedopracowanie, szaleństwo bezradności, albo nadmiaru „czegoś” w bohaterach, no i pocałunek w ramach scen płomiennych. Lekka rozwiązłość zapanowała, bo Griffin testował panienki właśnie w ten sposób, a więc pocałunków było kilka, niekoniecznie zrozumiałych dla czytelnika, za to dla hormonów głównego bohatera niewątpliwie tak.
Chyba najbardziej zdziwiona byłam zakończeniem. Na Dobry Romans, ja w sumie nie wiem z jakiego powodu doszło do połączenia G z A. Związek D z M miał chociaż jakieś podstawy, a tutaj? Dukat, za prawidłową podpowiedź.
Jednak nie skreślałabym do końca. Dobrze od czasu do czasu przeczytać cos innego, choćby po to, aby uświadomić sobie jak wielkie zmiany mogą zajść w literaturze na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Ciekawe.
Myślę, że przy odrobinie dystansu, ze świadomością, że kilkadziesiąt lat robi sporą różnicę, można przeczytać z przyjemnością, zaciekawieniem i nawet niedowierzaniem. Niejednokrotnie kręcąc głową nad bohaterami, ich pomysłami, niewiarygodnością i ogólnie unoszącym się absurdem.