Zaopatrzyłem się w ten tom w konkretnym celu – fanowi Spider-Mana wypadało poznać jego premierowe przygody, przypadające na bardzo odległe czasy, tj. początek lat 60. Planowane tomy z pozostałymi bohaterami Marvela zupełnie mnie nie interesują.
Byłem przygotowany, że przeskok czasowy da o sobie znać i rzeczywiście, czuć inny styl opowieści. Postacie mówią do nas o tym, co właśnie robią, albo co planują zrobić. Rysunki są bardzo koślawe, a Spider-Man jakoś taki niezgrabny. Można go usprawiedliwiać, że przecież dopiero zaczyna swoją karierę!
Interesowało mnie natomiast, z jakimi wrogami nasz bohater spotyka się na starcie i co ciekawe – największym przeciwnikiem jest… Jonah Jameson! Potem pojawiają się Kameleon, Vulture, Doktor Octopus, Sandman oraz Doktor Doom. Historie są raczej słabe, a szczególnie słaba jest ta z kosmitami oraz łapaniem rakiety w locie. Obie przypominają raczej przygody bożka w pelerynce – Supermana, niż zdecydowanie bardziej przyziemnego Spider-Mana.
Nie czułem frajdy, trochę się męczyłem, ale satysfakcja z poznania tych pierwszych opowieści jednak jakaś jest.
Może jestem mało obiektywny. Być może dla szerokiego grona komiksy z serii Marvel Origins to już ramoty których nie da się czytać, ale ja kreską , fabułą i stylem prowadzenia narracji jestem zauroczony. Kreska to dla mnie arcydzieło tamtych lat, pierwsze przygody Człowieka Pająka i poznawanie jego wrogów.. dla mnie to magia. Ta seria jest wręcz stworzona dla mnie. W samym tomie 1 mamy 5 zeszytów z przygodami Spider-Mana. Na kartach pojawia się Doctor Octopus, Doctor Doom, Sandman. Chcę więcej, czekam na więcej. Aktualnie czytam drugi tom czyli Fantastyczną Czwórkę. Prenumerata zamówiona. Czekam na następny tom Spider-Mana. Ode mnie 9 /10 i szczerze polecam.