Wina, kara, polityka. Rozliczenia ze zbrodniami II Wojny Światowej Andrzej Paczkowski 7,8
ocenił(a) na 1031 tyg. temu książka wyjątkowa, bo komparatystyczna, co w polskiej historiografii zdarza się bardzo rzadko. Autorzy robią przegląd rozliczeń z faszyzmem w 20 krajach, od państw Osi po Wielką Brytanię. Rozmach i przekrojowość są na swój sposób sensacyjne, chyba nie tylko w polskiej historiografii.
Za największą wadę uważam brak uporządkowanych danych liczbowych. Czyli: ile było procesów/wyroków skazujących/wyroków śmierci/wykonanych wyroków śmierci/morderstw "w rewanżu" na 100.000 mieszkańców w poszczególnych krajach? Albo nawet jeśli już ograniczymy się do jednego kraju, jak np. we Francji wyglądała statystyka morderstw/wyroków np. w rozbiciu na lata albo geograficznie? Czy proporcjonalnie więcej ofiar czystek było w strefie okupowanej, czy w strefie Vichy? Są oczywiście wyjątki, ale rzadkie, np. s. 414, ilość skazań za kolaborację na 10 tys mieszkańców: Francja 12, Dania 40, Holandia 50, Belgia 55, Norwegia 60.
Niestety każdy niemal rozdział to swobodne omówienie i charakterystyka represji antyfaszystowskich, na ogół dość syntetyczne, ale nie systematyczne, z wyodrębnieniem epizodycznym co bardziej ważniejszych indywidualnych procesów.
Mało ilustracji, są też takie kiepskiej jakości.
Za największą zaletę uważam porównanie schematu represji w najważniejszych krajach, np. w Japonii i Niemczech. Wiele się też dowiedziałam o różnych indywidualnych przypadkach, np. o dyrektorze więzień we Włoszech, który podczas procesu został porwany z sali przez tłum przy biernej postawie karabinierów i żandarmów amerykańskich, i zlinczowany na ulicy; ciało wrzucono do Tybru. Okazało się, że jeszcze żyje, więc kilku antyfaszystów wskoczyło do rzeki i przytrzymało go w wodzie, aż dzieło się dokonało.
Trafiają się byki, na szczęście mniejszego kalibru. I tak np. na s. 423 czytamy (o Degrelle): "Pod koniec kwietnia 1945 r. udało mu się przedostać z oblężonego Berlina do Danii i Norwegii, skąd pilotowanym osobiście przez siebie samolotem odleciał do Hiszpanii, w brawurowy sposób lądując na plaży w San Sebastian". W tym zdaniu mamy co najmniej 3 błędy: 1) gdy wyjeżdżał z Berlina miasto nie było jeszcze oblężone (wyjechał samochodem na północny-wschód bez problemu),2) samolot pilotował zawodowy pilot Luftwaffe; 3) samolot nie wylądował na plaży, tylko rozbił się lądując w Zatoce Biskajskiej, fakt że w niewielkiej odległości od San Sebastian. Ponieważ cały epizod miał miejsce w maju, również wzmianka o kwietniu jest myląca.
Ogólny wniosek, zresztą nasuwający się każdemu kto zna mentalność tłumu: ofiarą masowych mordów nie padali na ogół jacyś ważni faszyści, bo ci często zdążyli się ukryć lub przyczaić, tylko ci których dopadł tłum, w sporej części nie mniej winni niż ci, którzy ich wieszali.