Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Stanisław Helsztyński
22
6,4/10
Urodzony: 13.04.1891Zmarły: 14.04.1986
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,4/10średnia ocena książek autora
110 przeczytało książki autora
173 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Kronika Maura. Wielkość i upadek Piotra Włostowica Stanisław Helsztyński
5,8
Z wstępu, przepisane żywcem (warto dokładnie poczytać):
"Niniejsza książka jest piątą wersją tego samego wątku: wielkość i upadek Piotra Włostowica.
W połowie wieku XII benedyktyn Maurus, we wrocławskim opactwie na Ołbinie, ujął w poemacie "Carmen Mauri" tragiczny kres fundatora opactwa; utwór ten zaginął w roku 1529 podczas burzenia opactwa przez niemieckie władze Wrocławia.
W latach 1506-1515 jeden z ówczesnych zakonników Ołbina, przypuszczalnie Mikołaj z Lubomierza, przetworzył "Carmen Mauri" na łacińską relację w prozie, znacznie ją rozszerzając, dodając dziełu tytuł "Cronica Petri, Comitis Poloniae".
W roku 1878 J. I. Kraszewski z "Cronica Petri", ogłoszonej i przetłumaczonej przez Augusta Mosbacha w 1865, wziął treść i fabułę do swojej powieści pt. "Historia prawdziwa o Petrku Właście, palatynie, którego zwano Duninem".
"Pamiętnik Literacki" z roku 1952 przyniósł próbę rekonstrukcji "Carmen Mauri", dokonaną przez profesora doktora Ryszarda Gansińca.
Autor niniejszej wersji korzystał ze wszystkich powyższych prób, oryginałów i przekładów, szczególnie wydatnie z Mikołaja z Lubomierza w ujęciu Augusta Mosbach, jak i z opracowań naukowych Karola Maleczyńskiego i Stanisława Bieńka oraz wielu innych, wykazanych na końcu książki."
Uf. To na tyle, jak o wstęp chodzi. Samą książkę ilustrował Jerzy Miller - i niestety, jak jeszcze rzuty na grody i wyobrażenia zamków są całkiem niezłe, tak pseudo-stylizacje na średniowiecze i korzystanie z obrazów Matejki (który wielkim malarzem nie był żadną miarą),jak i mało udane próby "odtworzenia" tego, co się w muzeum zobaczyło są... po prostu złe. I świetnie ilustrują słabość książki.
Stanisław Helsztyński nie był pisarzem, o którym można by powiedzieć wiele dobrego z moich ust. Jego książki (ta jest druga, jaką miałam okazje przeczytać) są słabe, naciągane, historycznie mają średnią wartość. Zresztą, autor przyznał się sam, że korzystał ze źródeł takich a nie innych - poddaję je zatem w wątpliwość, bowiem wiadomo, każda próba przetłumaczenia/interpretacji/przepisania danego tekstu niesie z sobą zmiany w treści utworu. Dany autor nie patrzy obiektywnie na sprawę, ale dodaje sporo od siebie, często zmieniając podstawę tak, by pasowała do aktualnych czasów. I... to widać. Bardzo widać po tej pozycji. Wychodzą zarówno braki wiedzy historycznej, jaką dysponujemy na ten moment, jak i nadmiar - i to dosłownie - nadmiar gadania w koło Macieju o tym samym: o kościele. A co za tym idzie, o wszystkim, co się z kościołem łączy, od danin, jakie danemu księdzu dano i jakie opactwo co dostało, przez narzekanie, że "wszelkie niewiasty to zło wcielone", a kończąc na tym, że powinno się, nie wiem, chyba tylko plackiem leżeć krzyżem na klepisku i zdrowaśki klepać... Brrrr. Osobiście to mnie odrzucało.
Ja rozumiem. "Zakonnik" opisywał... ale raczej wszystko inne a nie wielkość i upadek Piotra Włostowica, którego na kartach książki jest mało i pojawia się tylko okazjonalnie. Sama historia rozgrywa się w czasach rozbicia dzielnicowego, obrazuje walkę między księżną Salomeą a księżną Agnieszką, nienawiść obu kobiet do siebie i wyraźnie wskazuje, że to tych dwóch kobiet wina, ze rozbicie dzielnicowe się pogłębiało - "bo w niewiastach zło drzemie!" jakby to zapewne nasz narrator określił. teoretycznie akcja rozgrywa się na terenach Śląska, i to tu ma miejsce większość opisywanych wydarzeń. Ciężko mi było jednak zweryfikować tak po prawdzie co i jak, bo momentami bełkot o kolejnym "opacie/prałacie/innym księdzu wyżej postawionym od wikarego" zdawał się przesłaniać najważniejsze fakty i informacje. Pojedyncze niemal strzępy trzeba wyciągać spomiędzy bełkotu - więc jeśli ktoś liczy na opis sytuacji w czasie rozbicia dzielnicowego w Polsce i tym, co działo się z książętami jak i całą dynastią Piastów Polskich w XII wieku - niech uzbroi się w cierpliwość... albo sięgnie po współczesne opracowania.
Ogólnie?
Ogólnie pozycja mnie rozczarowała, zanudziła i zniechęciła. Czytało się ciężko, nieprzyjemnie. Autor niejednokrotnie wplatał słowa współczesne w opis świata, co dodatkowo było nieprzyjemne. Wyjaśnienia zaś oznaczane gwiazdkami, znajdowały się w zbiorze na końcu książki - kolejny minus, bo musiałam często przerywać lekturę, by sprawdzić znaczenie danego słowa... i rozszyfrowywać nieco archaiczny język autora. Przymykam jednak na to wszystko oko. Książka wydana w 1973 roku ma prawo nie być wszak do końca rzetelną i prawdziwą...
http://kaginbox.blox.pl/2016/04/Kronika-Maura-Wielkosc-i-upadek-Piotra-Wlostowica.html
Piotr i Skarbimir. Opowieść z czasów Galla Anonima Stanisław Helsztyński
6,0
Stanisław Helsztyński w powieści "Piotr i Skarbimir" opisuje wypadki, jakie się rozegrały w XII w. na dworze Bolesława Krzywoustego: upadek palatyna Skarbimira Awdańca, wychowawcy księcia i wzrost wpływów Piotra Włostowica, który, sięgając nawet do zdrady, obejmuje po Skarbimirze urząd. (...) Autor podejmuje dzieje Piotra Włostowica i jego żony Marii, księżniczki ruskiej. Opisując ich działalność i mecenat nad sztuką i architekturą na Śląsku, a szczególnie we Wrocławiu, na Ołbinie, Stanisław Helsztyński korzysta z najstarszych źródeł oraz z najnowszych hipotez historyków dotyczących panowania księcia Krzywoustego.
Niniejsza powieść zapoznaje z faktami historycznymi mało spopularyzowanymi.
Tak własnie brzmi opis z okładki, przepisany żywcem. Kluczowym w tym opisie jest słowo "hipotez" - bo hipotezy te są równie mocne, jak romantyczne wyobrażenia o życiu w XII wieku. Poza tym, miałam okrutne, wręcz okropne skojarzenia z usilnym propagowaniem chrześcijaństwa. Jaki to kler nie jest cudny, dobry i należą mu się gratyfikacje wszelkiego rodzaju. Rozumiem, historyczne kwestie i w ogóle, ale tu.... No troszkę za dużo było religii i wymysłów a za mało faktów. Poza tym, autora nieco też za bardzo fantazja poniosła z ówczesną wiedzą historyczną i... uwaga, uwaga: znajomością mitologi rzymskiej i greckiej, oraz znajomością horoskopów i znaków zodiaku. Nie mówiąc już o absolutnie fenomenalnym przerabianiu strojów z epoki na coś, co od biedy uznać można miksem historycznym z polewą romantyzmu rodem z mickiewiczowskich ballad. Brrrr.
Miłośnikom klasycznej i rzetelnej historii odradzam. Rekonstruktorom - sugeruję uzbroić się w coś, na czym potem będzie można wyładować frustrację i wyć do księżyca. Hipoteza goni hipotezę, absurdalne, wręcz "nadymane" dialogi są kompletnie nierzeczywiste, a nieliczne, udokumentowane fakty historyczne, podparte albo traktatami z epoki (głownie Gall Anonim nam się kłania, ale trafiają się pisma i dokumenty mniej znanych) mieszają się z literacką bzdurą, której Sienkiewicz w swoich pamiętnych "Krzyżakach" się nie powstydził. Gdyby akurat się trafiło i żyłby w tym samym okresie co pan Helsztyński i akurat spotkał się z nim na kawie czy wódce (co w latach 70tych, jak niektórzy pamiętają, było całkiem normalne).
No własnie. Patrząc na biografię autora, mam spory dysonans poznawczy. Pisze jak byk, że historyk literatury, a takie bzdury pisze. Panie Stanisławie, jak panu wstyd nie było...? Acz wiem, o zmarłych brzydko się nie mówi (zmarł w 1986 roku),więc pomińmy już kwestię mniej lub bardziej wyobrażeń i hipotez bzdurnych.
Fabuła i postacie, czyli co tygrys... a co mi tam, tygryski książkowe lubią najbardziej!
Nie ma jednego bohatera. Jest ich... chyba z tuzin. Co chwila pojawia się ktoś inny, co kilka stron zwraca się uwagę a to na Piotra, a to na Skarbimira, a to na króla Bolesława, a to na Audę, a to na Salomeę - może zakręcić się w głowie. Od nadmiaru imion, postaci i praktycznie płaskich, jednakowych i bezbarwnych postaci, na tle których wyróżnia się chyba tylko księżna Salomea, jako kobieta żądna władzy i chciwa. Oraz sprytna. A tak... posucha. Płasko, nędznie i smutno, nawet opis wyglądu czy ubrania nie jest przyjemnie plastyczny, ale suchy i zgodny z wyobrażeniami, jakie pasują raczej do filmów amerykańskich z lat 50tych, w których pomykali faceci w rajtuzach (nie, nie mam na myśli tytułu filmu ;) ) a kobiety nosiły czepce o rogach, których krowy by się nie powstydziły. Sytuacji nie ratują również udane, bądź co bądź ilustracje pana Jerzego Millera. Jak jeszcze grodziska, skarby czy kopie matejkowskich wyobrażeń piastowskich królów zaliczam do bardzo udanych, tak wrzucanie w XII wiek ilustracji kobiety w sukni rodem z II połowy XV wieku było strzałem w stopę.
Reasumując, książka jest lekka, jeśli nie zastanawiamy się nad treścią i nie analizujemy treści zgodnie z wiedzą historyczną. Po prostu czytamy dla przyjemności czytania. Wówczas okazuje się, że lektura jest prosta, lekka i przyjemna. Ale im głębiej w las i chcemy "zaprzyjaźnić się" z tą pozycją, pozostaje nam wycie do księżyca, albo uświadamianie sobie, że książka ma lat ponad 50, że historycy, archeolodzy i w ogóle - odkrycia - znacząco zmieniły nasze podejście i wyobrażenia o tamtych czasach (hahaha, w kontekście "rocznicy chrztu Polski" brzmi to wręcz jak hipokryzja!). Albo po prostu musimy zacząć zachowywać się jak jakiś wariat.Czego nie życzę nikomu.
Ale z pozycją polecam się zapoznać, choćby po to, by zrozumieć, jak bardzo potrzebna jest praca historyków, archeologów i rekonstruktorów historycznych, którzy w pocie czoła i cierpliwie "odczarowują" okrutnie romantyczne wizje sprzed lat...
http://kaginbox.blox.pl/2016/04/Piotr-i-Skarbimir-Opowiesc-z-czasow-Galla-Anonima.html