Czarna ręka, zsiadłe mleko Katarzyna Szaulińska 6,8
Siedzę w domu. Dzieci śpią. Jest cisza i spokój. Zazwyczaj w takich „okolicznościach przyrody” powstają recenzje książek, którymi się z wami dzielę. Włączam komputer z zamiarem napisania kolejnej i przez jakieś pół godziny wpatruję się w migający kursor. Nie wiem, jak zacząć, ale odpuścić książce nie zamierzam, bo „straciłam dla niej głowę”. Za maleńko jej w mediach społecznościowych, a i na popularnych portalach czytelniczych niewiele osób zdecydowało się wypowiedzieć na jej temat (może to się niebawem zmieni). Dlatego tym razem bez ładnego wstępu, a prosto z mostu. Przed wami opinia o zbiorze opowiadań „Czarna ręka, zsiadłe mleko” autorstwa Katarzyny Szaulińskiej.
Od jakiegoś czasu szczególnie podchodzą mi publikacje dotykające problemów społecznych i chyba do tego typu literatury zaliczyłabym ten zbiór. Co ciekawe Katarzyna Szaulińska w swoich pracach skupia się na jednostce. W każdym z opowiadań wyraźnie wskazuje, kto jest głównym bohaterem i wokół niego buduje opowieść. Jednak każdą z tych postaci możemy utożsamić z jakimś zjawiskiem. Chętnie poruszanym przez autorkę tematem jest macierzyństwo w różnych jego odsłonach depresja poporodowa („Sieżroga”),niepełnosprawność („Urodziłam księżyc”),tolerancja, akceptacja, relacje z rodzicami („Czarnoręki Adam”),toksyczna miłość („Kasztanek”),strata dziecka („Kulista”). Autorka zagłębia się w psychikę bohaterów często wskazując skazy np. w opowiadaniach „Kulista” czy „Kiszone”. Trzecią grupę tekstów ja sama nazwałam „Z pamiętnika lekarza”. Narratorką jest lekarka bądź stażystka (albo dwie rożne osoby – nie do końca to wyczułam),która opowiada o swoich doznaniach po spotkaniu z chorobą, śmiercią, szaleństwem. Niezwykle ciekawym tworem jest ostatnie opowiadanie „Duplo”, które spaja, podsumowuje ten zbiór. Jego bohaterka miała styczność – bezpośrednią lub pośrednią – ze wszystkimi poprzednimi postaciami. Super zabieg ze strony autorki. Fantastycznym uczuciem było jeszcze raz „przebiec” obok tych historii i spojrzeć na nie innymi oczami.
Katarzyna Szulińska pisze niezwykle plastycznym językiem. Teksty są przesycone oryginalnymi porównaniami. Dla przykładu dodam wybrany losowo cytat: „Krzywa blizna na jego piersi uśmiecha się do Justyny, tata nie. Tata wygląda, jak jajko na miękko, któremu wyjadają środek”[1]. Ja bardzo lubię taki sposób formułowania myśli. Sama uciekam się do niego w moich recenzjach książek. I, o ile rzeczonego wyglądu jajka nie byłam sobie w stanie wyobrazić, to w wielu momentach takie porównania pomogły oddać nastrój. Można powiedzieć, że autorka namalowała go. Faktycznie słabym punktem takiego pisania może być to, że nie zawsze wyczujemy intencję pisarza. Przyznam, że czytając opowiadania ze zbioru „Czarna ręka, zsiadłe mleko” nie zawsze rozumiałam tok myślenia Katarzyny Szaulińskiej, ale tylko w drobiazgach, bo w każdym z tekstów coś zobaczyłam. Wydaje mi się, że je zrozumiałam.
Myślę, że moja słabość do „Czarnej ręki, zsiadłego mleka” wynika ze szczypty surrealizmu, jaki pisarka zawarła w niektórych opowiadaniach. Codziennie nie spotykamy dziecka-księżyca, czy niewidzialnego niemowlęcia. Nie umawiamy się na obiad z chłopakiem mieszkający wśród kiszonek, przesiąkniętego nimi tak, że zakisił własne uczucia. Czytając wiemy, że to tylko symbole, jednak historie zbudowane wokół nich wydają się wyjątkowo realistyczne. W tych opowieściach nikt się nie dziwi temu, co przydarzyło się bohaterom. Stało się i już, a specjaliści proponują konkretne rozwiązania. Czyżby współczesnego człowieka nic już nie dziwiło?
Zbioru opowiadań pt.: „Czarna ręka, zsiadłe mleko” autorstwa Katarzyny Szaulińskiej nie palowałam czytać. Przypadek sprawił, że do mnie trafił, a że jest niedługi stwierdziłam, że zerknę, co autorka ta ma do powiedzenia. Dziwny opis – o chłopcu z czarną ręką, powiciu księżyca, rozdzieraniu między życie i śmierć – podsycił moją ciekawość. I przepadłam, zakochałam się, nie chciałam przestać czytać.
[1] Katarzyna Szaulińska,”Kasztanek” [w:] „Czarna ręka, zsiadłe mleko', wyd. Filtry, Warszawa, 2022, s. 33.