Pisarka, urodzona w rodzinie dyplomatycznej dzięki czemu pierwsze dwadzieścia pięć lat spędziła mieszkając w Europie, na Dalekim Wschodzie i w Ameryce Południowej. Po ukończeniu Oxfordu zaczęła podróżować na własny rachunek a także pisać książki.http://www.katiehickman.com
Książkę kupiłam pod wpływem impulsu (jakże często się to zdarza...:). Po przeczytaniu opisu wydawcy na tylnej okładce od razu w głowie zapaliła mi się ta słynna "żarówka", która w piktografii symbolizuje nagłe olśnienie, czy też "oświecenie". Wpadło mi do głowy mianowicie, że skądś ten motyw znam... Skojarzenie prostą drogą naprowadziło mnie na wspomnienie filmu "Harem" z 1986 roku.
W książce przeplatanka z wątku współczesnego i historycznego wydaje mi się interesującym zabiegiem, wątek romansowy taki sobie i nie on jest dla mnie największą wartością tej książki, ale rozumiem, że ze względu na sprzedaż być musi. Najbardziej zajmujące, oczywiście, ze zrozumiałych względów, są opisy życia w pałacu i haremie, intrygujące opisy wnętrz, plastyczne obrazy strojów i krajobrazów.
Poza tym, dla nas, książka może mieć i inny walor, mianowicie część z opisanych bohaterów to postaci historyczne, tj. sułtan i jego matka tudzież pierwsza nałożnica. Interesujące jest to, że są o te same osoby, które w Turcji były u władzy w czasie, kiedy w haremie miała przebywać Roksolana z ówczesnego terytorium Polski. Ona jednak nie jest w książce wspomniana.
Wydaje mi się, że najlepiej opisze tę książkę przymiotnik "piękna".
Czasem czytanie jakiegoś cyklu zaczyna się od drugiej części. Ja w takich sytuacjach najczęściej czuję irytację, bo brak znajomości tomu pierwszego może znacząco utrudnić odbiór lektury i spowodować jej złą ocenę. Na szczęście w przypadku „Brylantu Pindara” nic takiego nie miało miejsca, bo chociaż jest powiązany z częścią pierwszą „Drzwiami do ptaszarni” to spokojnie może stanowić osobną historię. Mnie na tyle spodobał się pomysł i styl Katie Hickman, że postanowiłam sięgnąć po „Drzwi do ptaszarni”. Autorka materiały do tej książki zbierała piętnaście lat.
Książka w dwóch perspektywach. Pierwsza to współczesny Londyn i Elizabeth, która prowadzi badania na temat pierwszej angielskiej niewolnicy w haremie sułtana Mehmeda II Celi Lamprey. Kobieta trafiła tam wraz ze swoją przyjaciółką Annette z powodu katastrofy morskiej. Zostały sprzedane do Imperium Osmańskiego przez handlarzy żywym towarem, jako niewolnice. W haremie miały spędzić resztę swojego życia. Pewnego dnia ukochany Celi przybywa do Stambuły i próbuje ją uratować, gdy dowiaduje się, że ona tam właśnie jest. I dokładnie w 1599 roku dzieje się druga perspektywa w pałacu sułtana, gdzie pełno jest intryg i zawiłości. Jaka tajemnicę kryje matka sułtana? Jedna z najpotężniejszych kobiet w Imperium Osmańskim? Czy Paul uratuje Celię?
Akcja książki jest bardzo powolna, że niecierpliwego czytelnika jest wstanie zanudzić i przez to nie zapozna się z historią zawartą na stronach tej powieści. Autorka zadbała o dokładne opisy zabytków tureckich, dworu sułtana. Ten aspekt jest dopracowany w najdrobniejszym szczególe i widać, że Katie Hickman naprawdę spędziła sporo czasu, żeby te materiały zebrać, uporządkować, a potem żeby to wszystko ułożyć w jedną całość. W „Drzwiach do ptaszarni” jest tego bardzo dużo. Natomiast w „Brylancie Pindara” tego właśnie brakowało. Tego przyłożenia się do najdrobniejszych szczegółów. Ogólnie lubię, kiedy wszystko jest dopracowane, ale tu przeszkadzało to w płynnym czytaniu książki. Rozpraszało mnie dosłownie wszystko, łatwo wybijało z rytmu nawet najmniejsze słowo w pokoju obok.
Na początku podobał mi się pomysł pisania z dwóch perspektyw i nawet żałowałam, że „Brylant Pindara” nie był tak potraktowany, ale z czasem wątek Elizabeth i jej życia miłosnego stał się męczący i pojawiał się w złym momencie, co znowu wybijało mnie z rytmu czytania, w który wchodziłam w momentach, gdy przebywała w 1599 roku w Imperium Osmańskim. Potem musiałam znowu wchodzić w rytm i tak w koło.
Nie wiem czy odebrałabym tę książkę inaczej, gdybym czytała to w odpowiedniej kolejności, czyli najpierw „Drzwi do ptaszarni”, a potem „Brylant Pindara” i nigdy się już tego nie dowiem. Podobała mi się, ale te wybicia z rytmu utrudniły mi płynne czytanie książki, przez co pewnie czytałam ją dłużej niżbym chciała. Miłośnikom powieści historycznych z pewnością się spodoba i polecam czytać jednak w dobrej kolejności.